13-10-2013, 23:14
Można dowiedzieć się wielu interesujących historii i doświadczeń życiowych przysłuchując się rozmową obcych ludzi. W okresie wakacyjnym podróżowałem po Polsce, poszukując inspiracji do pisania nowych tekstów. Jadąc w autobusie ściągałem słuchawki, by posłuchać rozmów starszych osób. Czekając na pociąg, nie stałem na uboczu peronu, lecz przysiadałem się do młodzieżowych grup cieszących się wakacyjnym wyjazdem i oderwaniem od szkolnej rzeczywistości. Większość rozmów oczywiście dotyczyła problemów życia codziennego i nie była dla mnie niczym inspirującym. Choć szczerze się przyznam, że podczas niektórych nawet nieźle się uśmiałem.
Jednak temat, który mnie zainspirował usłyszałem w całkowicie nieoczekiwanym momencie. Pewnego wieczoru, jadąc autobusem na trasie Ustka–Zakopane, czytając przy autobusowej lampce ostatnią części sagi „Pan Lodowego Ogrodu” Jarosława Grzędowicza, usłyszałem ciekawą dyskusję. Co lepsze, nie wydobyła się z ust mędrca w sędziwym wieku, ani uśmiechniętego od ucha do ucha nastolatka, lecz właśnie z ust… Dziecka. Małego człowieczka. Przyszłego, potencjalnego pracownika na nasze emerytury. Sądzę,że w wieku około 7-8 lat, bo rozmowę z kolegami zaczął o tym jakie to super prezenty dostanie na pierwszą świętą komunie.
Każdy z nas jako dziecko miał marzenia i plany dotyczące swojej kariery zawodowej. Niech zgadnę, Ty też chciałeś zostać kimś z „pracującej elity”? Prawnikiem, urzędnikiem, a może doktorem? Czemu nikt od dzieciństwa nie marzy o tym, by zostać kimś zwyczajnym, jak na przykład hydraulikiem, czy budowlańcem? Co od dzieciństwa popycha nas w kierunku wybierania „najlepszych” zawodów? Pensja? Ambicje rodziców? Nieświadomość ile wyrzeczeń i czasu trzeba poświęcić nauce tych zawodów? Zapewne po części każdej z tych wszystkich wymienionych opcji. Rodzice chcą wyedukować dzieci jak najlepiej, nie zważając często na to, kto jakie ma predyspozycję. A nie oszukujmy się, ktoś kto nie ma samozaparcia od lat najmłodszych, nie potrafi pochłaniać wiedzy oraz umiejętnie się nią posługiwać, nigdy nie osiągnie sukcesu w wyżej wymienionych zawodach. Wiadomo pensja i prestiż w tychże profesjach kusi każdego, no ale moi drodzy, jak to w życiu często bywa – coś kosztem czegoś. Jeżeli masz te naście lat, jesteś duszą towarzystwa, a na szkołę patrzysz jak na niechciany obowiązek, śmiejąc się na każdej przerwie z ludzi siedzących na ławce z książką i zakuwających coś twardo na zbliżający się przedmiot, no to wybacz – doktorem to ty nie będziesz. Prędzej zostanie nim ten dzieciak siedzący aktualnie na ławce.
Gdy dorastamy, zdajemy sobie sprawę z tego, że wymarzone zawody dla większości osób zostają już tylko w sferze marzeń. I wtedy zaczyna się swego rodzaju mentalny kompromis. Poznaliśmy już mniej więcej możliwości naszego mózgu i osobiste chęci do nauki, więc możemy sobie pozwolić na wybranie dogodnego zawodu, który w przyszłości chcemy wykonywać. A przynajmniej chcielibyśmy, bo wiadomo jak zaniedbamy sprawę ponownie, jak miało to miejsce w przypadku „wymarzonego zawodu” to znowu będziemy musieli zastosować mentalny kompromis i obniżyć barierkę profesji o kilka szczebli niżej. Właśnie na takiej walce z samym sobą zlatuje cała edukacja. W zależności od tego w jakim momencie uświadomisz sobie kim chcesz zostać i zaczniesz się do tego poważnie przykładać, tym mniej razy będziesz musiał obniżać swoją belkę.
Tak więc, dobrze ci radzę – Jeżeli nie chcesz, by twoje pragnienia zostały tylko i wyłącznie w sferze marzeń, skończ czytać ten tekst i naprawdę weź się do roboty! Czasu nie da się cofnąć!
Ps. Tak, też chciałem być doktorem...
Jednak temat, który mnie zainspirował usłyszałem w całkowicie nieoczekiwanym momencie. Pewnego wieczoru, jadąc autobusem na trasie Ustka–Zakopane, czytając przy autobusowej lampce ostatnią części sagi „Pan Lodowego Ogrodu” Jarosława Grzędowicza, usłyszałem ciekawą dyskusję. Co lepsze, nie wydobyła się z ust mędrca w sędziwym wieku, ani uśmiechniętego od ucha do ucha nastolatka, lecz właśnie z ust… Dziecka. Małego człowieczka. Przyszłego, potencjalnego pracownika na nasze emerytury. Sądzę,że w wieku około 7-8 lat, bo rozmowę z kolegami zaczął o tym jakie to super prezenty dostanie na pierwszą świętą komunie.
Każdy z nas jako dziecko miał marzenia i plany dotyczące swojej kariery zawodowej. Niech zgadnę, Ty też chciałeś zostać kimś z „pracującej elity”? Prawnikiem, urzędnikiem, a może doktorem? Czemu nikt od dzieciństwa nie marzy o tym, by zostać kimś zwyczajnym, jak na przykład hydraulikiem, czy budowlańcem? Co od dzieciństwa popycha nas w kierunku wybierania „najlepszych” zawodów? Pensja? Ambicje rodziców? Nieświadomość ile wyrzeczeń i czasu trzeba poświęcić nauce tych zawodów? Zapewne po części każdej z tych wszystkich wymienionych opcji. Rodzice chcą wyedukować dzieci jak najlepiej, nie zważając często na to, kto jakie ma predyspozycję. A nie oszukujmy się, ktoś kto nie ma samozaparcia od lat najmłodszych, nie potrafi pochłaniać wiedzy oraz umiejętnie się nią posługiwać, nigdy nie osiągnie sukcesu w wyżej wymienionych zawodach. Wiadomo pensja i prestiż w tychże profesjach kusi każdego, no ale moi drodzy, jak to w życiu często bywa – coś kosztem czegoś. Jeżeli masz te naście lat, jesteś duszą towarzystwa, a na szkołę patrzysz jak na niechciany obowiązek, śmiejąc się na każdej przerwie z ludzi siedzących na ławce z książką i zakuwających coś twardo na zbliżający się przedmiot, no to wybacz – doktorem to ty nie będziesz. Prędzej zostanie nim ten dzieciak siedzący aktualnie na ławce.
Gdy dorastamy, zdajemy sobie sprawę z tego, że wymarzone zawody dla większości osób zostają już tylko w sferze marzeń. I wtedy zaczyna się swego rodzaju mentalny kompromis. Poznaliśmy już mniej więcej możliwości naszego mózgu i osobiste chęci do nauki, więc możemy sobie pozwolić na wybranie dogodnego zawodu, który w przyszłości chcemy wykonywać. A przynajmniej chcielibyśmy, bo wiadomo jak zaniedbamy sprawę ponownie, jak miało to miejsce w przypadku „wymarzonego zawodu” to znowu będziemy musieli zastosować mentalny kompromis i obniżyć barierkę profesji o kilka szczebli niżej. Właśnie na takiej walce z samym sobą zlatuje cała edukacja. W zależności od tego w jakim momencie uświadomisz sobie kim chcesz zostać i zaczniesz się do tego poważnie przykładać, tym mniej razy będziesz musiał obniżać swoją belkę.
Tak więc, dobrze ci radzę – Jeżeli nie chcesz, by twoje pragnienia zostały tylko i wyłącznie w sferze marzeń, skończ czytać ten tekst i naprawdę weź się do roboty! Czasu nie da się cofnąć!
Ps. Tak, też chciałem być doktorem...
"Nigdy nie wiedziałem co jest poezją,
próbuję tylko wytłumaczyć parę spraw."