Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Fanfiction] Warhammer: Kaprys Bogów
#1
Wypłynęliśmy. Z jednej strony czuję nieopisaną ulgę, z drugiej niedookreślony żal. Cieszę się, że opuściliśmy Ulthuan, ale brakuje mi skrzydlatej radości, która powinna towarzyszyć tej podróży. Wilhelm d’Artois nie żyje – te słowa wyrwały mi serce z piersi i zabiły duszę. Tak naprawdę nie mam już po co wracać na Kontynent, ale wcześniej postanowiłam, że nie zostanę na Wyspie. Nie ma tam miejsca dla wiecznego tułacza, którym przez kilkaset lat się stałam. Nie dla mnie bagienna polityka i złote uśmiechy w pałacach. Nie dla mnie smycz ugrzecznień trzymana upierścienioną dłonią przez wypudrowaną etykietę. Mnie przeznaczony jest wiatr, niosący na swoich porywistych ramionach zew łowów. Tym właśnie jestem. Łowcą.
Białe żagle łopoczą nad naszymi głowami, brzemienne północno – wschodnią bryzą. Podmuchy grają na wantach swe morskie pieśni, w melodię których śpiewają pracujący w pocie czoła marynarze. Ląd niknie na horyzoncie, zamieniając się w mglistą wstęgę, a potem ulotne wspomnienie. A tych w mojej głowie kołacze się bez liku. Lwia część z nich ma smak krwi.
Chłopcy są podekscytowani czekającą ich wyprawą. Większość nigdy nie była na Kontynencie, nie przeżyła niczego niezwykłego ani nie miała okazji przekonać się o prawdziwości prastarych bajań. Wielu będzie mnie przeklinało, gdy okaże się, że o przygodach najlepiej jest słuchać w przytulnej karczmie, przy kubku słodkiego wina i trzaskającym ogniu w palenisku. Nie mam wątpliwości, że wszyscy poznają chłód stali i strachu. Wiem też, że nie każdemu będzie dane powrócić. Te troski spędzą mi po wielokroć sen z powiek. I dobrze, bo gdyby tak nie było, wówczas stałabym się tym, co z dzikim uporem zwalczałam. Poza tym, przyćmią, mam nadzieję, rozpacz, której szkarłatny kwiat kwitnie we mnie, zadając niemal fizyczny ból.

- Wilhelm d’Artois nie żyje – Bernard wypowiedział te słowa bardzo poważnie, patrząc mi prosto w oczy.
- Od przeszło pięciuset lat – wycedziłam przez zęby, nie dopuszczając do siebie takiej myśli.
- Przykro mi, Iludil, ale on nie żyje tym razem naprawdę. – Wpatrywałam się w jego zmęczoną, poszarzałą twarz i gorejące diabelską czerwienią źrenice, modląc się, by był to okrutny, wampirzy żart. – Nie powinien był ginąć w ten sposób. Powinien był polec w walce, całą duszą był wojownikiem i ty o tym wiesz najlepiej, siostro.
- Jak? – Tylko tak krótkie pytanie potrafiłam wykrztusić przez ściśnięte gardło. Brakowało mi tchu, do oczu napłynęły gorące łzy, które paliły policzki żywym ogniem, spływając jedna po drugiej. Podał mi długi i ciężki przedmiot zawinięty w czarne sukno. Nie musiałam ściągać materiału, doskonale wiedziałam, co kryje się pod nim. A jednak dłonie same zdecydowały. Miecz Wilhelma. Błyszcząca, wyostrzona jak brzytwa klinga była wyszczerbiona w kilku miejscach, rękojeść zgubiła jakiś niewielki kamień. Bardzo dobrze znałam to ostrze. Zacisnęłam powieki, nie mogąc patrzeć na swoje odbicie w Smoczym Kle.
- Podczas gdy my czuwaliśmy na Północy, ojciec podszedł pod same wrota na Południu – kontynuował rycerz. - Starł się tam wraz ze swoją armią ze strasznym wrogiem. Pokonał jednego z większych demonów, lecz okupił to potwornymi ranami. Zaszył się w grocie na północ od pola bitwy, by tam odzyskać siły. A potem świat się zmienił. Widziałaś przecież, jak morza pochłaniały lądy, jak góry zapadały się i wypiętrzały na powrót w innych miejscach, jeszcze wyższe i bardziej złowrogie, jak płonęły lasy, na które spadł upiorny deszcz w czasie magicznych burz. Góra, która początkowo dała mu schronienie stała się jego grobowcem. Pękła u swojej podstawy, przygniatając pogrążone w letargu ciało Wilhelma. Gdyby spoczęła na głowie i barkach, wówczas być może miałby jakieś szanse. Lecz uwięziła go w taki sposób, że słońce mogło dokonać swego niszczycielskiego dzieła. Spłonął. Tak go znalazłem. – Chwycił moją dłoń i włożył w nią pierścień z wyrzeźbionym w oczku dzikiem oraz pergamin. – Uznałem, że to właśnie do ciebie powinny trafić. Naszkicowałem ci mapę z miejscem jego pochówku. Znam cię i wiem, że tam pojedziesz. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, siostro. Mój dom stoi przed tobą otworem, a jeśli będzie kiedykolwiek taka potrzeba, to masz mój miecz. – Gdy tylko złota obrączka dotknęła skóry świat jakby zwolnił, rozsypał się na kawałki, a ja wraz z nim. W ten sposób szloch rozdzierał mi duszę tylko raz: gdy Wilhelm zginął po raz pierwszy. Nie wiem ile czasu trwałam w takiej pustce. Zabrakło mi już łez, zabrakło wszystkiego. Umarłam kolejny raz, lecz chyba bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Iludil? – Głos Bernarda sprowadził mnie z otchłani na powrót do zaciemnionego grubymi kotarami pokoju w karczmie. Podniosłam głowę i zmusiłam się, by spojrzeć mu w oczy. Ta strata bolała go bardzo, lecz nie tak mocno jak mnie. Byłam wdzięczna Bernardowi, że przebył taki szmat drogi, by przekazać mi wieść i jednocześnie nienawidziłam go w tamtej czarnej godzinie właśnie za to.
- Dziękuję ci, Bernardzie. – Nie poznawałam swojego głosu, a jednak wiedziałam, że wydobywa się z mojej krtani. Ochrypły, suchy i wyprany ze wszelkich poza smutkiem emocji.
- Idź już, proszę. Gdy tu płynąłem obiecałem sobie, że nie uczynię żadnej krzywdy twoim pobratymcom, a rejs był długi. – Źrenice powoli rozlewały mu się na białka, krwawy żar bił zza nich z jeszcze większą siłą. Z trudem panował nad sobą, nozdrza drgały, wychwytując zapach zwierzyny, na pewno słyszał pulsowanie posoki w moich żyłach i bicie serca. Znałam to doskonale, sama doświadczałam tego pierwotnego uczucia wielokrotnie, nim odgryzłam śmierci jej kościstą łapę, trzymającą mnie na nieumarłym łańcuchu. Bez słowa wstałam, włożyłam pierścień i mapę do kieszeni, zabrałam Smoczy Kieł i pozostawiłam Bernarda sam na sam z jego bestią.

Statek Faledira płynął cały czas za nami, utrzymując stały dystans. Gdy gwiazdy rozświetliły czarny nieboskłon, zajaśniał latarniami i nadal pruł fale, podążając szlakiem naszego waterkila. Cieszyłam się, że Falendir wyruszył tym samym kursem. W przeciwieństwie do mnie jest obytym żeglarzem i świetnym kapitanem, toteż czułam się pewniej, mogąc korzystać z jego wiedzy i doświadczenia. Wielu członków załogi zostało zrekrutowanych właśnie przez niego. To dawało mi gwarancję, że mam na swoim pokładzie wilki morskie, a nie pobekujące baranki. Marynarze doskonali znali swoją robotę i na deku zdawali się czuć bardziej w domu, niż gdziekolwiek indziej.
Postanowiłam wprowadzić powszechny na okrętach zwyczaj wspólnych kolacji z oficerami. Wydaje mi się, że to w jakiś sposób nas zbliży, sprawi, że będziemy dla siebie kimś więcej, niż tylko nazwiskiem. Mam przynajmniej taką nadzieję. Chciałabym móc ponownie zaufać tym, z którymi podróżuję, wymazać z pamięci wszystkie knowania, zawsze towarzyszące do tej pory eskapadom będącym również moim udziałem. Nie wiem, czy po tylu wiekach uważania na każde słowo, gest i spojrzenie będzie to jeszcze możliwe.
Zdaję sobie sprawę, że więzy, które być może nas połączą, będą zupełnie inne pomiędzy mną a nimi, niż relacje wewnątrz samej oficerskiej kadry. Dlatego też celowo nieco się spóźniłam, by dać im chwilę swobody, bez kapitana.
Kolacja przebiegła w radosnej atmosferze, wszystkim udzieliło się marynarskie podekscytowanie czekającą przygodą. Niezliczone toasty za pomyślną podróż grzmiały w sali raz po raz, domniemania, co znajdziemy po drugiej stronie oceanu wykraczały poza wizje najśmielszych nawet wyroczni. Każdy oczekiwał czegoś innego, jednak w ich imaginacjach wszystkie trudności były dziecinnie łatwe do pokonania, dając jednocześnie okazję do wsławienia się heroicznymi czynami w tej czy innej potyczce z jakimś legendarnym wrogiem. Tylko Myrmindel zdawał się nie dać ponieść tej fali emocji, był pełen rezerwy i dystansu, nieco cyniczny, na co podchmielona brać nie zwracała najmniejszej uwagi, wiwatując i gotując się na odkrywanie niezbadanego. W pewnym momencie moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Myrmindela i tak na chwilę zatonęliśmy w milczącym porozumieniu starych istot, które widziały mnóstwo zmian, z czego większość była tylko na gorsze. Cień spoczywał na naszych sercach, nie pozwalając na beztroskę, brzemię lat przygniatało do ziemi, dawno już wyrwało nam młodzieńcze skrzydła prostodusznej wiary i naiwnego zapału. To był ten czas, w którym w oślepiającej jasności dotarło do mnie, że w naszych rękach - i tylko w nich - spoczywa los wszystkich płynących na tym statku. Najgorsza była świadomość, że jest już z góry zapisany i niewiele możemy zrobić, by go odmienić, chyba tylko zawrócić. A na to było za późno. Ot, kaprys bogów.

Gdy rano zawitałam na pokładzie, od razu zauważyłam, że po moim wyjściu z jadalni oficerowie mocno sobie pofolgowali wczorajszego wieczora. Nie miałam im tego za złe, wręcz przeciwnie, dobrze, że świetnie bawili się w swojej kompanii. Po prostu żal mi było patrzeć na poszarzałe twarze tych, którzy mieli pecha pełnić poranną wachtę. Podkrążone, zaczerwienione oczy, ranione blaskiem słońca zdradzały udrękę wywoływaną najlżejszym nawet hałasem, nie wspominając o chóralnym zaśpiewie dziesiątek gardeł, wywrzaskujących podczas pracy morskie przyśpiewki. Kołyszący się pokład traktowali jak najgorszego wroga, gdyby ich spojrzenia miały moc zabijania, wszystkie mewy kołujące i krzyczące wśród want z samej przyzwoitości padłyby trupem.
Z przyjemnością odwróciłam twarz ku orzeźwiającej bryzie, niosącej ze sobą chłodne krople słonej wody. Dzienna gwiazda wstała jakiś czas temu, rzucając złocisty blask na pochylony bukszpryt i czyniąc żagle jeszcze bielszymi. Srebrny wilk kłapał rozwartą szczęką na targanej wiatrem czarnej banderze, dumnie łopoczącej na szczycie wysokiego grotmasztu. Przyłożyłam rękę do czoła, by osłonić oczy od wszechobecnej jasności i w momencie, w którym dostrzegłam ciemną kreskę na horyzoncie, moich uszu dobiegł donośny krzyk „Ląd!”, dobywający się z gardła siedzącego na bocianim gnieździe marynarza. Zbliżaliśmy się do niego w pełnej prędkości i im bliżej byliśmy, tym bardziej upewniałam się w przekonaniu, że to jest TA wyspa.
- Bosman! – Koril niemal w momencie znalazł się przede mną.
- Słucham, pani kapitan! – Nienawidziłam, gdy wrzeszczał do mnie, stojąc zaledwie metr obok. No, ale taka rola bosmana, by było go widać i słychać z daleka. I faktycznie, Koril był jednym z największych elfów, jakie kiedykolwiek poznałam. Równać się z nim wzrostem mógł chyba tylko sam Tyrion, nawet Falendir wyglądał przy nim krucho.
- Zacumujemy przy wyspie. Chcę ją dokładnie obejrzeć. Proszę przekazać panu Pelgranie i Pierwszemu, że życzę sobie otrzymać wieczorem dokładną mapę wyspy, nie wydaje się być zbyt rozległa, więc powinni zdążyć przed zmrokiem.
- Taajest, pani kapitan! – krzyknął, salutując i odszedł wyryczeć załodze rozkazy. Myślę, że było je słychać aż na oddalonym statku Falendira, ale dla pewności zasygnalizowaliśmy im nasz zamiar.

To była TA wyspa. Wyspa, gdzie dawno temu pochowałam swojego ojca. Nic się nie zmieniła, od mojej ostatniej wizyty. Może niektórych drzew brakło, a te, które pozostały ze starych czasów, bardziej omszały, rozkładając olbrzymie baldachimy zielonych liści nad młodszymi braćmi. Pozostawiłam marynarzy na piaszczystym brzegu i samotnie zaszyłam się w chłodnej gęstwinie. Bezbłędnie odnalazłam drogę wśród rozłożystych paproci, gdzie tańczyły kolorowe motyle, piękne ozdoby jednego tylko lata. Kamień, na którym onegdaj wyryłam niezgrabne: „Tu spoczywa Haldir Elinore, syn Galdora Elinore’a i Gilraen Inglorion, pierwsza szabla Ulthuanu, kapitan Mistrzów Miecza, nieustraszony wojownik i niedościgniony kawalerzysta.” był pęknięty w połowie i porośnięty poszarzałym mchem. Przyklęknęłam i wsłuchałam się w szczebiot ptaków. Minęło tak wiele lat, a mnie nadal brakowało jego szorstkiego głosu, tęsknego spojrzenia zmatowiałych oczu i mądrości płynącej z wieków doświadczenia. Miałam mu za złe, że nigdy nie odważył mi się powiedzieć, iż to on powołał mnie na ten świat. Uczynił to jego zabójca. Z jednej strony, znając siebie wtedy, doskonale rozumiałam jego decyzję, z drugiej było mi potwornie żal, że nie zapytawszy go o wszystko, co chciałam, już musiałam pożegnać, nie poznając tak naprawdę. Westchnęłam i ponownie powróciłam do dnia, w którym się spotkaliśmy. Byłam wtedy bardzo młoda i nieufna wobec każdej obcej istoty. Podróżowałam wraz z Gotrekiem i Williamem ku krainie zgromadzenia. Wysforowałam się naprzód, galopując na grzbiecie gniadosza leśnym traktem. I wtedy zza zakrętu wyłonił się on. Wstrzymałam wierzchowca, widząc wysoką postać skrytą w obszernym płaszczu, chowającą twarz w mroku szerokiego kaptura. Wspomnienie podobnego wędrowca, który wcale nie tak dawno zagroził mojemu życiu ścisnęło mi serce strachem. A on po prostu stał, opierając się o poskręcany kostur. Nie do końca mogłam się zdecydować, cóż uczynić; pierzchnąć w bezpieczną, leśną gęstwinę czy też zaatakować. Z rozterki wyrwał mnie tubalny głos Gotreka, brzęczącego przy każdym stawianym kroku ogromem przedziwnego żelastwa przytroczonego do dwukrotnie większego od niego samego plecaka.
- Cóż tam, człecze, życie ci nie miłe, że samotnie wśród puszczy się włóczysz?
- Któż chciałby atakować kogoś, komu bliżej jest do świata Morra, niż tego, który go otacza, mości krasnoludzie?
- A zdziwiłbyś się, bratku, jakich padlinożerców i psich bękartów można spotkać śród tych szlaków – wtrącił William. - Dzień się chyli ku zachodowi, niedobrze by było, gdybyś samotnie miał nocować, starcze. Podziel z nami ogień. – Gotrek spojrzał na Willa, jakby tamten postradał zmysły.
- Twoja propozycja jest nadto szczodra, chłopcze, nie wątpię, że ze szczerego serca płynąca, tedy chętnie na nią przystanę i z radością stare członki bezpiecznie rozprostuję przy waszym ognisku, a rankiem, gdy cienie spełzną pod korzenie, ruszę dalej.
- Skoro już mamy razem wieczerzać, dobrze byłoby nie wołać do siebie „hej ty”, jeno jak na rozumne istoty przystało, po imieniu. Jestem Gotrek, syn Ganthora z klanu Płonącego Młota, mój towarzysz to Will, a elfica w siodle zwie się Iludil. – Nieznajomy poruszył się niespokojnie, słysząc moje imię, miałam wrażenie, jakby nadstawił uszu, niczym lis słyszący chroboczącego w trawach szaraka. Wtedy nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, lecz teraz, wiedząc to co wiem, zdaję sobie sprawę, że w tamtym właśnie momencie mnie rozpoznał.
- Jestem Haldir, cieszę się, że was spotkałem, mości Gotreku, pieczętujący się Płonącym Młotem.
- Z elfia się nazywasz. – Krasnoludowi wyraźnie wystarczył jeden elf w kompanii.
- Maminy kaprys – roześmiał się.
- Ano, mateczki czasem dziwacznie chrzczą dziatwę. – Ruszyli przodem. Zsiadłam z konia i podążyłam za nimi, idąc ramię w ramię z Williamem, nie spuszczając wzroku z dziwnego przybysza. Pachniał morzem, zupełnie inaczej, niż ludzie. Jego ruchy były sztucznie spowalniane, w pozornej niedołężności kryła się gibkość i niesamowita zwinność.
- U nas w twierdzy, wyobraź sobie, jedna z niewiast uparła się, by syna nazwać Veetoo, tak z ludzka – ciągnął Gotrek. - Jest tyle porządnych, krasnoludzkich imion, a ona wybrała sobie akurat człecze. Nie pomogły prośby, nie pomogły groźby, Veetoo Veetem pozostał, jej małżonek rwał sobie włosy z głowy. No, ale chłopaczyna przynajmniej w kowalstwie przednio sobie radził, nawet mistrzem potem został. Nie wiedzieć czemu przydomku żadnego nie zyskał, a może to i dlatego, że jego imię samo w sobie jak przyznane brzmiało, jeno nikt odgadnąć nie potrafił, cóż takiego mogło oznaczać. Bo, bez urazy, człecze, ale ludzkie imiona gówno znaczą.
- Nie podoba mi się to – mruknęłam do Williama.
- Iludil, tobie nie podoba się wszystko, co obce. Spokojnie, zjemy coś na kolację, prześpimy się i każde z nas pójdzie w swoją stronę. To tylko stary człowiek.
- Nie. To bynajmniej nie jest człowiek, a już tym bardziej stary człowiek. Jest w nim coś, czego nie rozumiem, coś, co nie pasuje do całości obrazu, który próbuje nam wmówić. – Wiliam westchnął ciężko i przejechał twardą dłonią po szczecinie, gęsto porastającej jego dolną szczękę.
- Ufam twojej intuicji, zwykle. Lecz teraz uważam, że nie masz racji. Nie na każdym rogu spotyka się zwierzoludzi, guślarzy czy wyznawców mrocznych bogów. Pogódź się z tym, że po świecie czasami chodzą normalni, zwykli starzy ludzie.
- Czasami. To zdecydowanie zbyt rzadko, Williamie. Nie chcesz, nie słuchaj. Lecz potem nie miej pretensji, że cię nie ostrzegałam.
Wybrałam na obozowisko niewielką polanę, osłoniętą od traktu gęstą czeremchą i bukszpanem, od matecznika zaś odgradzającą nas wybujałymi jeżynami oraz kolczastymi dzikimi malinami. Nieopodal płynął strumień, do którego, sądząc po wydeptanej ścieżce w leśnym poszyciu, często zaglądały zwierzęta. Kilka prostych pułapek założonych w tamtym miejscu zapewniło nam na kolację tłuste zające. Cały czas bacznie obserwowałam przybysza, byłam w tym bardzo natarczywa, chciałam, żeby zdawał sobie sprawę, że nie wykona najmniejszego ruchu bez mojej wiedzy. On również zdawał się śledzić uważnie wszystkie moje poczynania. Omijałam go szerokim łukiem, zawsze pozostawiałam między nami jakowąś przeszkodę, a to ognisko, a to krzewy. Haldir tymczasem stracił zainteresowanie moją osobą i rozprawiał o czymś z Gotrekiem, popijając co i rusz z krasnoludzkiej butelczyny. W końcu wstał z wolna, przeciągnął się i zniknął za rozświetlonym kręgiem. Nie wracał dość długo; zaczęłam się za nim rozglądać i dostrzegłam, że szepcze coś na ucho mojemu wierzchowcowi, głaszcząc jego aksamitne chrapy. Ruszyłam ku niemu i obeszłam konia, zatrzymałam się obok Haldira, lecz rozdzieliłam nas łbem zwierzęcia.
- Czego od niego chcesz? – spytałam szorstko.
- Konie bardzo lubią, gdy się z nimi rozmawia.
- Wiem. To jest mój koń i nie chcę, byś do niego przemawiał w jakikolwiek sposób. – Zrzucił kaptur i spojrzał na mnie jakoś tak smutno.
- Zadziwiające, że bliższe jest ci towarzystwo człowieka i krasnoluda, niż brata.
- Nie jesteś moim bratem. Nie znam cię. – Teraz mogłam dokładnie mu się przyjrzeć. Miał podłużną twarz o mocno wystających kościach policzkowych. Wokół jasnych oczu układały się liczne, choć płytkie zmarszczki. Długie, lniane włosy poprzetykane były na skroniach srebrnymi nitkami. Wyglądał jak gotujący się do ataku jastrząb.
- Miałam rację; nie jesteś człowiekiem.
- Nie jestem człowiekiem, podobnie jak ty, dziki elfie. Nie wiem, jaką krzywdę ci wyrządziłem, że traktujesz mnie w ten sposób, jak obcego.
- Jeszcze nie wyrządziłeś mi żadnej. A traktuję cię jak obcego, bo jesteś obcy.
- Zapamiętaj, że nawet nieznany tobie elf zawsze będzie ci bliższy, niźli najlepszy ludzki przyjaciel czy krasnoludzki kompan. – Milczałam. Nie zamierzałam dzielić się z nim swoim zdaniem na ten temat. Westchnął.
- Czy jest jakiś sposób, bym mógł cię przekonać co do szczerości moich intencji? – Zmrużyłam oczy, lustrując go jeszcze uważniej, niż wcześniej. Ponownie wciągnęłam głębiej powietrze, wdychając jego intrygujący zapach.
- Rozłóż ręce na boki i nie waż się nawet drgnąć.
- A jeśli się poruszę, zabijesz mnie? – Spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Prawdopodobnie tak. – Nic nie powiedział, tylko powoli, jakby nie chciał dać mi jakiegokolwiek powodu do podejrzeń, wykonał polecenie.
- Chcesz mnie przeszukać? – Odpowiedziała mu cisza. Pierwotnie faktycznie miałam taki zamiar, lecz ta niesamowita woń bijąca od jego ciała przyciągnęła mnie jak światło świecy przywołuje ćmę. Był wyższy ode mnie o głowę. Wspięłam się na palce i ostrożnie, jak wiewiórka niepewnie chwytająca orzech z ludzkiej ręki, zbliżyłam nos do jego szyi. Gdybym zasłoniła uszy i zamknęła oczy mogłabym przysiąc, że stoję nad brzegiem morza bądź oceanu. Czułam morską pianę, sól oceanicznych kropel. Nie mogłam przestać zaciągać się poburzowym powietrzem. W końcu odstąpiłam od niego.
- Czy mogę już opuścić ręce? – zapytał z rozbawieniem w głosie.
- Tak. Pachniesz morzem.
- A ty lasem. I ściętą trawą. Powiadają, że elf rodząc się, przyjmuje już na zawsze ten zapach z otoczenia, który ukochał najmocniej w pierwszych momentach swojego życia.
- Być może.
- Nie będę cię dłużej niepokoił, dziki elfie pachnący trawą. – Skłonił mi się i wrócił do ogniska, pozostawiając jak największą przestrzeń pomiędzy sobą a zajmowanym przeze mnie wcześniej miejscem.

Nawet nie zauważyłam, kiedy słońce przechyliło się na zachodnią stronę nieba. Odgarnęłam z nagrobka zeschłe liście, odkrywając małą kępkę fioletowych przylaszczek.
- Brakuje mi ciebie... Brakuje mi twojego zrzędliwego tonu zarozumiałego starca, który przecież miał pełne prawo do wyrażania autorytatywnych opinii. – Usiadłam na mchu, opierając się plecami o nagrobek. – Nie napisałam książki, o którą mnie prosiłeś. Za każdym razem, kiedy znajdowałam spokojny kąt wybuchała wojna albo na świat spadał jakiś inny kataklizm. Zabierałam się do tego tyle razy, że pierwszych kilkadziesiąt stron znam już na wylot. W mojej pamięci nadal brzmią twoje słowa, splatające się w niewiarygodną opowieść o Haldirze Elinorze, elfie, o którym nie można było wydać jednoznacznej opinii, elfie, będącym raz uwielbianym bohaterem a raz znienawidzonym zdrajcą. Ale dotrzymałam obietnicy mimo wszystko. Nikt już nie będzie pluł na nasz ród, nikt nigdy nie wypowie z pogardą twojego imienia. Wszystko, co było, jeśli było, zostało zmazane. Pozostałeś pierwszą szablą Ulthuanu, niezrównanym wojownikiem i niedoścignionym kawalerzystą, rycerzem na białym koniu, herosem bez zmazy. – Zawiał porywisty wiatr, unoszący wysoko szeleszczące liście zeszłej jesieni. – Nasz herb ponownie zdobi ściany królewskiego pałacu, jak onegdaj. Tylko że na razie nie ma tam króla. Ani cesarza. I prędko nie będzie. Ale spoglądając z gwiazd pewnie doskonale o tym wiesz. Żałuję, że mieliśmy dla siebie tak mało czasu, prawdziwie i w pełni. – Zamknęłam powieki, przez które przegryzały się słone łzy. W tamtej chwili czułam się ponownie jak młody, zagubiony w świecie elf pośrodku złowrogiej puszczy, będącej mi surowym domem przez wiele lat. Samotny i bezbronny.
Cienie wydłużyły się a pomarańczowa tarcza dziennego wędrowca zanurzyła się już do połowy w błyszczącej wodzie. Wstałam z ociąganiem i niespiesznie wróciłam do mojej załogi, czekającej na białej plaży.
- Nareszcie jesteś – Theoden, pierwszy oficer, podszedł do mnie szybkim, żołnierskim krokiem. – Zaczynaliśmy się już martwić. Zrobiliśmy dokładną mapę, jak kazałaś. Do kolacji powinniśmy z Valarem zdążyć ją przerysować na czysto.
- Powiedz mi, Theodenie, co złego mogłoby mnie spotkać na wysepce ledwo dwukrotnie większej od pokładu, na której znajdowało się dwudziestu moich ludzi? – Speszył się wyraźnie i spuścił wzrok. Zrozumiałam, że nie powinnam była traktować go tak szorstko, było mi trochę wstyd. Zaskoczył mnie tą troską.
- Wracajmy na statek. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę efekt waszej pracy. – Uśmiechnęłam się, lecz dystans, który postawiłam, pozostał. Skinął głową i ruszył ku marynarzom, wydając im krótkie polecenia. Jeszcze raz odwróciłam się w stronę czerniejącej ściany lasu, za którą pełgały ostatnie ogniki promieni niknących za horyzontem.
Kartografowie spełnili moje oczekiwania, ba, w swojej dokładności przerośli je po wielokroć. Mapa, którą przedstawili mi na wieczornym zebraniu była nie tylko bardzo szczegółowa, odznaczała się również wyjątkową elegancją i kunsztem.
- I? – ponaglił mnie Theoden
- To jest majstersztyk – powiedziałam ze szczerym uznaniem. Biały pergamin, przypięty do blatu stołu, powoli zapełniał się wzorami układającymi się w linie brzegowe, prądy morskie, wysepki, samotne skały, wszystko, co mijaliśmy po drodze. Odkrywaliśmy świat na nowo i upamiętnialiśmy to dla przyszłych pokoleń.
- Gratuluję wam, panowie. Świetna robota – uśmiechnęłam się do nich. Wkrótce potem pożegnałam oficerów i udałam się na spoczynek.

Nie znoszę śnić, odkąd przyszło mi stanąć twarzą w twarz z istotami o czarnych sercach i splugawionych złem duszach. Zwykle, w obawie przed czyhającymi w ciemności koszmarami, medytowałam, w ten sposób regenerując ciało i dając wytchnienie duchowi. Lecz nawet elfy czasami muszą oddać się w ręce Morfeusza. Tej nocy miałam sen. Zasypiając, byłam przygotowana na najgorsze majaki, lecz tym razem wizje, które pojawiły się w moim umyśle, nie były udręką.
Znowu siedziałam przy grobie Haldira, tak jak za dnia. Świeciło południowe słońce, krzykliwe ptactwo kłóciło się między sobą w koronach wiekowych drzew. Od morza wiał chłodny wiatr, niosący na swoich skrzydłach zapach słonej wody. Przymknęłam oczy. Woń oceanu spotęgowała się. Rozchyliłam powieki i ujrzałam przed sobą wysoką postać o jasnych, rozświetlanych złotymi promieniami włosach. Jastrzębie oblicze łagodził szczery uśmiech, zasnute mgłą źrenice wpatrywały się wprost we mnie, jakby mogły cokolwiek dostrzec. Stary elf wyciągnął suchą dłoń w moją stronę, pomagając mi wstać.
- Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz. – Nie mogłam nic odpowiedzieć, gardło zostało ściśnięte nieopisanym wzruszeniem. – Wiedziałem, że znajdziesz sposób. Dziękuję ci, że nie oceniłaś mnie od razu, że dałaś mi szansę mimo wszystko. Żyj, Iludil, żyj na przekór tym, którzy życzą ci śmierci, żyj tak, by o tobie pamiętano. Po prostu bądź Elinore’em do szpiku kości. – Pogłaskał mnie po wilgotnym od łez policzku i spojrzał w bezchmurne niebo. – Mój czas tutaj się skończył. Jeśli będzie mi to dane, jeszcze się spotkamy, dziki elfie pachnący trawą. – Z każdym kolejnym słowem jego sylwetka bladła, aż w końcu rozwiała się na wietrze. Pozostał tylko zapach burzy.
Otworzyłam oczy. Noc niepodzielnie królowała na bezchmurnym nieboskłonie. Statek jęczał pod naporem wody, liny skrzypiały, trzymając szarpane wiatrem żagle. Nie byłam już zmęczona. Wstałam, narzuciłam coś na siebie i wyszłam na pokład. Było chłodno, pod dotykiem nocnej bryzy moje ciało pokryła gęsia skórka. Otuliłam się ramionami i ruszyłam powoli ku rufie. Waterkil pienił się, pozostawiając biały ślad, znaczący szlak naszej morskiej wędrówki. Fale rozbijały się o deski, rozchlapując naokoło mnóstwo kropel. Szum morza, obok poszumu drzew i trzasku ognia to najbardziej kojący dźwięk, jaki znałam. Głuszył wszystkie ponure myśli, odsuwał troski i wyciszał serce. Niejednokrotnie rozwiewał czarne chmury znad mojego czoła i miałam nadzieję, że tym razem będzie podobnie. Że utopi tęsknotę.
- Iludil? – Theoden pojawił się jakby znikąd u mojego boku, dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że mówił coś od dłuższego czasu. Zmarszczyłam brwi.
- Iludil, wszystko w porządku?
- Nie, jest bardzo daleko od w porządku – westchnęłam
- Czy mogę ci jakoś pomóc?
- Nie.Sama muszę sobie pomóc, lecz do tego potrzeba mi czasu. Bardzo dużo czasu.
- Gdy rysowałem mapę słyszałem jak z kimś rozmawiasz, lecz nikogo nie widziałem... – urwał, czekając aż odpowiem na niezadane pytanie.
- Rozmawiałam z minionymi latami.
- Nie rozumiem. – Pokręcił głową.
- Na tej wyspie dawno temu pochowałam swojego ojca. Mówiłam do niego.
- Myślisz, że słyszał?
- Ja wiem, że słyszał. Przed chwilą, we śnie, dał mi odpowiedź. – Spojrzałam mu głęboko w oczy. – Przestań trzymać się racjonalnej wiedzy, wpojonej w ciebie, by głuszyć głos intuicji, otwórz się na to, co niewidzialne, niesłyszalne i niedosięgłe. Zamknij powieki i patrz, zatkaj uszy i słuchaj. Wtedy dostrzeżesz, że bajki, którymi karmiono cię jako dziecko ożywają i są bardziej realne, niż burta okrętu, o którą się opierasz. Powrócił znowu czas bohaterów, Theodenie, powrócił czas dziwów i pionierów. Spodziewaj się wszystkiego, bo nic teraz nie jest niemożliwe. Jest tylko tu i teraz, i choć serce mi krwawi, nie tylko mnie, to musimy rzucić za siebie przeszłość, której nie możemy kontynuować jako teraźniejszości, unieść głowy i iść z podniesionym czołem w mrok, rozświetlając go przykładem. Widać na to się narodziliśmy i po to przetrwaliśmy katastrofę, która dla większości istot stała się końcem świata. Dla nas on po prostu się zmienił, odebrał nam wiele, niektórym wszystko, i czeka teraz, przyglądając się, cóż napiszemy w nowootwartej, dziewiczej księdze historii.
- Wydajesz się być bardzo pewna, że jest, jak mówisz.
- Jestem tak samo zagubiona, jak wszyscy, Theodenie, tak samo ciekawa zmian, przygnębiona i zatroskana o przyszłość. Ale nie powtarzaj tego załodze – zaśmiałam się. On również się rozchmurzył. Oboje zatopiliśmy się w mroku przedświtu, rozjaśnianym jedynie przez latarnie zawieszone na pokładzie, pogrążając się we własnych rozmyślaniach i strachach. I trwaliśmy tak, ramię w ramię, aż po świt, tkwiąc w milczącym porozumieniu dwóch sierot, którym nie pozostał nikt, które nie miały do czego wracać.
- Zazdroszczę ci – powiedziałam, opierając się o rufę i zwracając twarz ku wschodzącemu słońcu.
- Czego?! – spytał dogłębnie zaskoczony.
- Hartu ducha, spokoju umysłu i iskry rozgrzewającej serce.
- A jeśli to tylko pozór?
- To jesteś jednym z najlepszych kłamców, jakich poznałam.




cdn...






Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#2
Cytat:Tak naprawdę nie mam już po co wracać na Kontynent, ale wcześniej postanowiłam, że nie zostanę na Wyspie.

brakujący przecinek

Cytat:Większość nigdy nie była na Kontynencie, nie przeżyła niczego niezwykłego ani nie miała okazji sprawdzić prawdziwości prastarych bajań.
to zdanie brzmi mi dziwnie.
tak, wiem że stylizacja języka, ale mimo to, coś mi tu nie gra.

Cytat:- Przykro mi, Iludil, ale on nie żyje tym razem naprawdę. – Wpatrywałam się w jego zmęczoną, poszarzałą twarz i gorejące diabelską czerwienią źrenice modląc się, by był to okrutny, wampirzy żart.
brakuje dwóch przecinków

Cytat:Brakowało mi tchu, nie mogłam zaczerpnąć powietrza, do oczu napłynęły gorące łzy, które paliły policzki żywym ogniem, spływając jedna po drugiej.
na słowie "powietrza" śmiało można skończyć tę myśl
rozumiem, że budujesz klimat, ale czasem popadasz w przesadę

Cytat:Mój dom stoi przed tobą otworem a jeśli będzie kiedykolwiek taka potrzeba, to masz mój miecz. – Gdy tylko złota obrączka dotknęła skóry świat jakby zwolnił, rozsypał się na kawałki, a ja wraz z nim.

brakujący przecinek i tabulator w środku tekstu

Cytat:Nie poznawałam swojego głosu, a jednak wiedziałam, że wydobywa się z mojej krtani. Ochrypły, suchy i wyprany ze wszelkich poza smutkiem emocji.
moim zdaniem, to brzmi źle

Cytat:Chciałabym móc ponownie zaufać tym, z którymi podróżuję, wymazać z pamięci wszystkie knowania, zawsze towarzyszące do tej pory eskapadom będącym również moim udziałem. Nie wiem, czy po tylu wiekach uważania na każde słowo, gest i spojrzenie będzie to jeszcze możliwe.
a w tym zdaniu ewidentnie coś jest nie tak... zdecydowanie do poprawy

Cytat:Tylko Myrmindel zdawał się nie dać ponieść tej fali emocji, był pełen rezerwy i dystansu, nieco cyniczny, na co podchmielona brać nie zwracała najmniejszej uwagi, wiwatując i gotując się na odkrywanie zasłoniętego.
w tym tak samo, chyba zabrakło jakiegoś słowa

Cytat:W pewnym momencie moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Myrmindela i tak na chwilę zatonęliśmy w milczącym porozumieniu starych istot, które widziały mnóstwo zmian, z czego większość była tylko na gorsze.
a ten fragment mi się po prostu nie podoba Tongue taki przesadzony

Cytat: Gdy rano zawitałam na pokładzie, od razu zauważyłam, że po moim wyjściu z jadalni oficerowie mocno sobie pofolgowali wczorajszego wieczora.
tutaj również coś mi nie pasuje
brak zaimka, czy coś Tongue

Cytat:Z jednej strony, znając siebie wtedy, doskonale rozumiałam jego decyzję, z drugiej było mi potwornie żal, że nie zapytawszy go o wszystko, co chciałam, już musiałam pożegnać, nie poznając tak naprawdę.
ja bym to "go" przeniósł i umieścił za słowem "musiałam", wtedy całość będzie brzmieć lepiej

Cytat:- Twoja propozycja jest nadto szczodra, chłopcze, nie wątpię, że ze szczerego serca płynąca, tedy chętnie na nią przystanę i z radością stare członki bezpiecznie rozprostuję przy waszym ognisku, a rankiem, gdy cienie spełzną pod korzenie, ruszę dalej.
ten gość ma strasznie dziwną składnię, nawet jak na stylizowany język

Cytat:Wtedy nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, lecz teraz, wiedząc to co wiem, zdaję sobie sprawę, że w tamtym właśnie momencie rozpoznał mnie.
nie lepiej "mnie rozpoznał"?

Cytat:Haldir tymczasem stracił zainteresowanie moją osobą i rozprawiał o czymś z Gotrekiem, popijając co i rusz z krasnoludzkiej butelczyny.
bez "i"

Cytat:Za każdym razem, kiedy znajdowałam spokojny kąt wybuchała wojna albo na świat spadał jakiś inny kataklizm.
brakujący przecinek

Cytat:Jest tylko tu i teraz, i choć serce mi krwawi, nie tylko mnie, to musimy rzucić za siebie przeszłość, której nie możemy kontynuować jako teraźniejszości, unieść głowy i iść z podniesionym czołem w mrok, rozświetlając go przykładem.
jezuuuuuu, ale patos Big Grin

Stylizacja i forma języka wymuszają wolniejsze tempo czytania. Przez ten tekst nie można przebiec, po nim trzeba spacerować.
Z drugiej strony to jest spokojna opowieść, a nie film akcji, więc nie widzę w tym problemu.

Na plus oczywiście klimat, dokładne opisy, "morskie" słownictwo, imiona postaci etc, choć wiele pewnie pochodzi po prostu z Warhammerowego świata. Nie wiem, co jest wymyślone, a co nie, ważne że czytając da się poczuć tę melancholię i przeżywać wszystko wraz z główną bohaterką.

Niemniej język czasem przeszkadza. W niektórym momentach jest świetnie, ale innym razem tworzysz prawdziwe stylistyczne potworki.

a z całości najbardziej spodobał mi się końcowy dialog. Ma świetny wydźwięk w kontekście całej historii.
Odpowiedz
#3
Cytat: Cytat:Wtedy nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, lecz teraz, wiedząc to co wiem, zdaję sobie sprawę, że w tamtym właśnie momencie rozpoznał mnie.

nie lepiej "mnie rozpoznał"?

zgadzam się z Tobą

Cytat:Cytat:Jest tylko tu i teraz, i choć serce mi krwawi, nie tylko mnie, to musimy rzucić za siebie przeszłość, której nie możemy kontynuować jako teraźniejszości, unieść głowy i iść z podniesionym czołem w mrok, rozświetlając go przykładem.

jezuuuuuu, ale patos Big Grin

tak, patos bo Warhammer, ostrzegałam Wink

Cytat:Na plus oczywiście klimat, dokładne opisy, "morskie" słownictwo, imiona postaci etc, choć wiele pewnie pochodzi po prostu z Warhammerowego świata. Nie wiem, co jest wymyślone, a co nie, ważne że czytając da się poczuć tę melancholię i przeżywać wszystko wraz z główną bohaterką.

Wszystko, poza nazwą państwa elfów Wysokiego Rodu - Ulthuan - jest wymyślone Wink

Cytat:Niemniej język czasem przeszkadza. W niektórym momentach jest świetnie, ale innym razem tworzysz prawdziwe stylistyczne potworki.

Jestem świadoma, że te potworki się czają, tylko czasem ich nie widzę Sad
Cytat:a z całości najbardziej spodobał mi się końcowy dialog. Ma świetny wydźwięk w kontekście całej historii.

też go bardzo lubię Wink

Szadenie, dzięki za komentarz i zwrócenie uwagi na babole, których, mimo kilkukrotnego przeczytania tekstu, po prostu nie dostrzegłam.





Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#4
Nie ma za co Big Grin zadaję sobie sprawę, że w tekście pisanym takim językiem doszukanie się błędów jest nawet trudniejsze.
Odpowiedz
#5
Wstępem zaznaczę, że nie znam uniwersum, w którym rozgrywa się Twój fanfick. Dlatego jeśli są jakieś ważne nawiązania - ja ich nie wychwycę.


Cytat:Białe żagle łopoczą nad naszymi głowami, brzemienne północno – wschodnią bryzą.
Tak jak mówiłem na SB - to zdanie to dla mnie cudeńko.

Cytat:Większość nigdy nie była na Kontynencie, nie przeżyła niczego niezwykłego ani nie miała okazji sprawdzić prawdziwości prastarych bajań.
Gryzie mi się to. Dowieść prawdziwości, przekonać się o prawdziwości?

Cytat:Wpatrywałam się w jego zmęczoną, poszarzałą twarz i gorejące diabelską czerwienią źreniceprzecinek modląc się, by był to okrutny, wampirzy żart.
Brak przecinka.

Cytat:- Jak? – Tylko tak krótkie pytanie byłam w stanie wykrztusić przez ściśnięte gardło.
Wyżej w dialogu masz już, bodajże, 2x był. Dlatego dałbym tutaj "potrafiłam wykrztusić". Sens w sumie ten sam.

Cytat:Chwycił moją dłoń i włożył w nią pierścień z wyrzeźbionym w oczku dzikiem oraz pergamin.
Zamieniłbym to miejscami: "pergamin oraz pierścień z...". Bo można się zamotać, czy ten pergamin jest w oczku pierścienia, czy w jej dłoni. Przynajmniej ja się zamotałem.

Cytat:Mój dom stoi przed tobą otworemprzecinek a jeśli będzie kiedykolwiek taka potrzeba, to masz mój miecz.
Brak przecinka.

Cytat:- Iludil? – Głos Bernarda sprowadził mnie z otchani na powrót do zaciemnionego grubymi kotarami pokoju w karczmie.
Jakaś literówka.

Cytat:Byłam wdzięczna Bernardowi, że przebył taki szmat drogi, by przekazać mi wieść i jednocześnie nienawidziałam go w tamtej czarnej godzinie właśnie za to.
Kolejna.

Cytat:Znałam to doskonale, sama doświadczałam tego pierwotnego uczucia wielokrotnie, nim odgryzłam śmierci jej kościstą łapę, trzymającą mnie na nieumarłym łańcuchu.
Znowu cudeńko.Big Grin Patos? Ja wiem, aż tak bardzo tego nie wyczuwam - brak takich czysto górnolotnych słów, a styl jednak barwny, pełen ornamentów. Nie ma patosu, powiem Ci, jest dobrze.

Cytat:Statek Faledira płynął cały czas za nami, utrzymując stały dystans. Gdy gwiazdy rozświetliły czarny nieboskłon, zajaśniał latarniami i nadal pruł faleprzecinek podążając szlakiem naszego waterkila.
Brak przecinka.

Cytat:W przeciwieństwie do mnie jest obytym żeglarzem i świetnym kapitanem, toteż czułam się pewniej, mogąc korzystać z jego wiedzy i doświadczenia.
Czy po "mnie" powinien być przecinek? Szczerze powiem, że nie wiem, ale coś mi mówi, że możliwe. Jak uważasz?

Cytat:Wydaje mi się, że to w jakiś sposób nas zbliży, sprawi, że będziemy dla siebie kimś więcej, niż tylko papierowymi postaciami.
W tym kontekście to dziwne określenie jak dla mnie.

Cytat:Zdaję sobie sprawę, że więzy, które być może nas połącząprzecinek będą zupełnie inne pomiędzy mną a nimi, niż relacje wewnątrz samej oficerskiej kadry.
Brak przecinka.

Cytat:Tylko Myrmindel zdawał się nie dać ponieść tej fali emocji, był pełen rezerwy i dystansu, nieco cyniczny, na co podchmielona brać nie zwracała najmniejszej uwagi, wiwatując i gotując się na odkrywanie zasłoniętego.
Bardziej by mi pasowało - nieznanego, nieodkrytego, niezbadanego - ale to raczej rzecz gustu. Pewnie mam takie wrażenia, bo czytałem dużo Lovecrafta niedawno.Big Grin

Cytat:To był ten czas, w którym w oślepiającej jasności dotarło do mnie, że w naszych rękach i tylko w nich spoczywa los wszystkich płynących na tym statku.
Potraktowałbym to jako wtrącenie i otoczył przecinkami albo myślnikami.

Cytat:Przyłożyłam rękę do czoła, by osłonić oczy od wszechobecnej jasności i w momencie, w którym dostrzegłam ciemną kreskę na horyzoncie, moich uszu dobiegł donośny krzyk „Ląd!”przecinek dobywający się z gardła siedzącego na bocianim gnieździe marynarza.
Wydaje mi się, że należałby się przecinek, ale nie jestem do końca pewien.

Cytat:Zbliżaliśmy się do niego w pełnej prędkości i im blizej byliśmy, tym bardziej upewniałam się w przekonaniu, że to jest TA wyspa.
Literówka.

Cytat:Równać się z nim wzrostem mógł chyba tylko sam Tyrion, nawet Falendir wyglądał przy nim krucho.
Hi hi, a w grze o tron Tyrion jest karzełkiem.Big Grin Dygresja.

Cytat:- Taajest, pani kapitan! – krzyknąłprzecinek salutując i odszedł wyryczeć załodze rozkazy.
Brak przecinka.

Cytat:Wspomnienie podobnego wędrowca, który wcale nie tak dawno zagroził mojemu życiuprzecinek ścisnęło mi serce strachem.
Brak przecinka.

Cytat:- Maminy kaprys – roześmiał się.
Zdaje mi się, że kropka, a po myślniku wielka litera.

Cytat:- Wiem. To jest mój koń i nie chcę, byś do niego przemawiał w jakikolwiek sposób. – Zrzucił kaptur i spojrzał na mnie jakos tak smutno.
Literówka.

Cytat: Zadziwiające, ze bliższe jest ci towarzystwo człowieka i krasnoluda, niż brata.
Kolejna.

Cytat:Ponownie wciągnęłam głębiej powietrzeprzecinek wdychając jego intrygujący zapach.
Brak przecinka.

Cytat:Kartografowie spełnili moje oczekiwania w stu procentach.
Jakoś mi to nie pasuje do całokształtu narracji.

Cytat:- Gratuluję wam, panowie. Świetna robota – uśmiechnęłam się do nich.
Z tego co wiem kropka i po myślniku wielka litera.

Cytat:Zasypiając, byłam przygotowana na najgorsze majaki, lecz tym razem wizje, które pojawiły się w moim umyśleprzecinek nie były udręką.
Brak przecinka.

Cytat:Od morza wiał chłodny wiatr, niosący na swoich skrzydłach zapach słonej wody.
Ja wiem, czy nie za często podkreślasz słoność morskiej wody? Tematyka marynistyczna jest mi zupełnie obca, zdaję sobie sprawę, że to może być coś ważnego i godnego podkreśleń. Hm?




Okej, wczoraj przeczytałem tak o, a dzisiaj drugi raz z łapanką. Zapraszam do rozmowy o powyżej wypisanych rzeczach (i tych poniżej) oczywiście.Smile

Styl jest barwny i nie powiem, żeby czytało się jakoś przesadnie ciężko. Fakt faktem, że trzeba miejscami "zwolnić", ale to nic złego. Ino zastanawiam się, czemu nie używasz myślników, spójników i dwukropków w narracji. Czasami pozwala to naprawdę "ułatwić" przyswojenie treści zdania narracji. Nic nie sugeruję rzecz jasna, ale pomyśl nad tym, rozważ za i przeciw.Smile

Jedno miejsce, gdzie moim zdaniem przesadziłaś - rozmowa ze spotkanym na trakcie ojcem. Powiem szczerze, o ile cały tekst czytałem z przyjemnością, o tyle tamten dialog przebrnąłem na siłę. Nie podobał mi się, ciężki i nieprzystępny. Przedobrzony, o to chyba dobre określenie.
Inne dialogi w porządku. Jak mówiłem wyżej, tylko w jednym miejscu mi się narracja nie podobała.

Często wspominana słoność wody, to już wcześniej gadałem.Big Grin

Postaci dość złożone, a coś czuję, że będą złożone jeszcze bardziej. Zupełnie nie mam pojęcia, czy to Twoi bohaterowie, czy zaczerpnięci skądś, bo nie znam uniwersum, co przyznałem na wstępie. Podoba mi się główna bohaterka - w sensie, że ją lubię.Big Grin Najlepszy motyw moim zdaniem z tą nienapisaną powieścią. Cała relacja ojciec-córka jest ciekawa, ale to o książce, to wisienka na torcie dla mnie. Ruszyło mi jakąś strunę. Pozostali bohaterowie, oprócz elfki i jej ojca, potraktowani trochę "po macoszemu", ale chyba w sumie istnieje taka zasada - przedstawiaj bohaterów w takim tempie, by czytelnik zapoznał się z każdym z nich. Więc w sumie, chyba nie mam co narzekać, że pozostali bohaterowie słabiej przedstawieni (w sensie mniej), bo pewnie zrobisz to w dalszych częściach.

O fabule ciężko coś rzec na tę chwilę. Odkrywają jakąś wyspę, ona już wcześniej tam była, jest grób jej ojca, jej znajomek też zginął, retrospekcje. Tak trochę awanturniczo - może się skojarzyć z korsarskimi opowieściami. Jak byłem mały, lubiłem powieści o piratach. Stevensona bodajże, najbardziej. Przypomina mi się to trochę po przeczytaniu Twojego opowiadania.Smile

Nie może być rzecz jasna tylko kolorowo hehe - smutek i melancholia (jak rzekł chyba Szaden bardzo dobrze przedstawione). Zgadzam się, czuje się te uczucia, ino dodałbym jakiś kontrapunkt. Coś wesołego, może śmiesznego. Przy naprawdę dobrej lekturze raz się płacze, a raz śmieje (przynajmniej tak można wyczytać na poniektórych okładkach), u Ciebie póki co bardziej jednostronne odczucia. Przedstawione dobrze, ale jeszcze można ukazać drugą stronę ludzkiej psychiki.

Aha, bym zapomniał, o chyba najważniejszym. Klimat. Jest dobrze, ale jeden fragment urzekł mnie szczególnie - gdy ona siedzi nad grobem ojca niemal czuję ten ukrop, pot spływający po plecach, widzę te liście. Ten moment wyszedł naprawdę na plus!

Reasumując:
- Narracja ok, oprócz jednego dialogu.
- Postaci najistotniejsze ok, ale te poboczne już tak słabiej oddane. (W sumie to nic dziwnego, bo są poboczne, ino - na tę chwilę jednego marynarza od drugiego bym nie odróżnił po niczym. Brak im "czegoś").
- Fabuła i ogólne odczucia raczej melancholijne - fajnie się kojarzy z korsarskimi powieściami - ale jeszcze bym dodał jakąś weselszą wzmiankę.
- Klimat - dobry, a w jednym miejscu bardzo dobry.


Uh, uf, uh, uf. Chciałaś komentarz, masz rozprawkę. Potraktuj to jako zadośćuczynienie za poślizg czasowy.Wink

Aha, ocena. 4/5 dam. Niby cud, miód i orzeszki ogólnie, ale - no właśnie przy każdym z omawianych punktów miałem jakieś "ale". Maluśkie to "ale", lecz było.

Mam nadzieję, że te wypociny na coś Ci się zdadzą i nie są bełkotem, lecz przydatną informacją zwrotną. (Bo pod koniec mogłem popaść w bełkot, chyba już godzinę tłukę w klawisze - wyrozumiałości, jak coś.Cool )

No to już tak całkiem finalnie, rzeknę, że lektura i komentarz były przyjemne. Nie czułem żadnego przymusu ani nic, fajnie się Ciebie czyta. A jak się kogoś przyjemnie czyta, to i pomóc od razu ma człek ochotę.

Pozdrawiam!

PS. Wprowadzona wiadomość zawiera 14 obrazków, a administrator ustalił limit 10 obrazków na wiadomość. Usuń niektóre obrazki z wiadomości.
Usunąłem parę uśmieszków xD
Odpowiedz
#6
Hanzo,
bardzo dziękuję za poświęcony czas, cieszę się, że nie był zmarnowanyWink


Co do uniwersum: ze świata są tam: elfy, krasnolud sztuk 1, Książę Tyrion, Ulthuan jako wyspa i w zasadzie tyle. Reszta w całości należy do mnie. W role playu gra się za czasów Karla Franza. Tutaj akcja dzieje się przeszło pięćset lat później, więc śmiało można czytać jak zwykłą fantastykę.

Pewnie masz rację, że morze za słone. Mimo kilkukrotnego przeczytania tekstu przed wstawieniem nie wyłapałam wszystkich przecinków i literówek, więc serdeczne dzięki za odwalenie tj żmudnej roboty Wink
Cytat:Ino zastanawiam się, czemu nie używasz myślników, spójników i dwukropków w narracji. Czasami pozwala to naprawdę "ułatwić" przyswojenie treści zdania narracji. Nic nie sugeruję rzecz jasna, ale pomyśl nad tym, rozważ za i przeciw.

wiesz, jak wpadam w ciąg przelewania słów na papier, o czasem nawet przecinki przestają istnieć. Szczerze powiedziawszy nie pomyślałam nawet o innych znakach interpunkcyjnych. Ale będę musiała to zrobić, bo masz rację.


Cytat:Cytat:Większość nigdy nie była na Kontynencie, nie przeżyła niczego niezwykłego ani nie miała okazji sprawdzić prawdziwości prastarych bajań.

Gryzie mi się to. Dowieść prawdziwości, przekonać się o prawdziwości?

"przekonać się o" przekonało mnie. Dzięki Wink

Cytat: Cytat:- Jak? – Tylko tak krótkie pytanie byłam w stanie wykrztusić przez ściśnięte gardło.

Wyżej w dialogu masz już, bodajże, 2x był. Dlatego dałbym tutaj "potrafiłam wykrztusić". Sens w sumie ten sam.

masz rację

Cytat:Cytat:Chwycił moją dłoń i włożył w nią pierścień z wyrzeźbionym w oczku dzikiem oraz pergamin.

Zamieniłbym to miejscami: "pergamin oraz pierścień z...". Bo można się zamotać, czy ten pergamin jest w oczku pierścienia, czy w jej dłoni. Przynajmniej ja się zamotałem.

w zasadzie mój zapis jest poprawny. Najpierw wymieniłam pierścień, bo jest ważniejszy.
źle by było, gdybym napisała:
Chwycił moją dłoń i włożył w nią pierścień z wyrzeźbionym w oczku dzikiem oraz pergaminem
wtedy pergamin byłby w oczku
ale rozważę to


Cytat: Cytat:W przeciwieństwie do mnie jest obytym żeglarzem i świetnym kapitanem, toteż czułam się pewniej, mogąc korzystać z jego wiedzy i doświadczenia.

Czy po "mnie" powinien być przecinek? Szczerze powiem, że nie wiem, ale coś mi mówi, że możliwe. Jak uważasz?

tak, powinien. Bo gdybyśmy odwrócili kolejność: jest obytym żeglarzem, w przeciwieństwie do mnie wówczas przecinek się pojawia.

Cytat: Cytat:Wydaje mi się, że to w jakiś sposób nas zbliży, sprawi, że będziemy dla siebie kimś więcej, niż tylko papierowymi postaciami.

W tym kontekście to dziwne określenie jak dla mnie.

szczerze powiedziawszy dla mnie też, ale nic lepszego nie wymyśliłam Sad

Cytat:Cytat:Tylko Myrmindel zdawał się nie dać ponieść tej fali emocji, był pełen rezerwy i dystansu, nieco cyniczny, na co podchmielona brać nie zwracała najmniejszej uwagi, wiwatując i gotując się na odkrywanie zasłoniętego.

Bardziej by mi pasowało - nieznanego, nieodkrytego, niezbadanego - ale to raczej rzecz gustu. Pewnie mam takie wrażenia, bo czytałem dużo Lovecrafta niedawno.

tutaj się nie zgodzę. specjalnie tak to skonstruowałam.

Cytat:CytatTonguerzyłożyłam rękę do czoła, by osłonić oczy od wszechobecnej jasności i w momencie, w którym dostrzegłam ciemną kreskę na horyzoncie, moich uszu dobiegł donośny krzyk „Ląd!”przecinek dobywający się z gardła siedzącego na bocianim gnieździe marynarza.

Wydaje mi się, że należałby się przecinek, ale nie jestem do końca pewien.

ja też nie mam pojęcia Tongue

Cytat:Cytat:Równać się z nim wzrostem mógł chyba tylko sam Tyrion, nawet Falendir wyglądał przy nim krucho.

Hi hi, a w grze o tron Tyrion jest karzełkiem.Big Grin Dygresja.

tu masz arta:
[Obrazek: Prince_Tyrion.jpg]

a tu figurkę do bitewniaka:

[Obrazek: PrinceTyrion.jpg]

Cytat: Cytat:Kartografowie spełnili moje oczekiwania w stu procentach.

Jakoś mi to nie pasuje do całokształtu narracji.

racja. pomyślę nad tym

Cytat:Jedno miejsce, gdzie moim zdaniem przesadziłaś - rozmowa ze spotkanym na trakcie ojcem. Powiem szczerze, o ile cały tekst czytałem z przyjemnością, o tyle tamten dialog przebrnąłem na siłę. Nie podobał mi się, ciężki i nieprzystępny. Przedobrzony, o to chyba dobre określenie.

przeredaguję jakoś, by było strawniejsze
Cytat:Postaci dość złożone, a coś czuję, że będą złożone jeszcze bardziej

oj tak... i pierwszy oficer, Theoden Cledore, i Valar Pelgrana, i bosman Koril i Myrmindel, i Falendir... Ale przede wszystkim Iludil Elinore. Plus jeszcze niewprowadzeni. Ale pomału, nie wszystko naraz.

Cytat:Podoba mi się główna bohaterka - w sensie, że ją lubię

cieszy mnie to

Cytat:O fabule ciężko coś rzec na tę chwilę. Odkrywają jakąś wyspę, ona już wcześniej tam była, jest grób jej ojca, jej znajomek też zginął, retrospekcje. Tak trochę awanturniczo

bądźmy szczerzy - na razie fabuły nie ma, to tylko wstęp. A awanturniczo będzie, zarówno w rzeczywistej akcji, jak i w retrospekcjach, których będzie cała masa.

Cytat:Aha, bym zapomniał, o chyba najważniejszym. Klimat. Jest dobrze, ale jeden fragment urzekł mnie szczególnie - gdy ona siedzi nad grobem ojca niemal czuję ten ukrop, pot spływający po plecach, widzę te liście. Ten moment wyszedł naprawdę na plus!

Blush

Cytat:fajnie się Ciebie czyta

miło mi Big Grin
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#7
a mnie ciekawi dlaczego w tym arcie miecz przechodzi mu przez nogę xD


Żeby nie było że offtop to tekst fajny i na pewno bardzo dobrze stoi warsztatowo. Kiedyś już robiłem "czepialstwo" więc nie będę tego powtarzał Smile Może może w części kolejnej Smile

Pozdrawiam
Patryk.
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#8
ok, wrzucam dalszą, krótszą część. Będą następne Wink

- Refować żagle! – wrzasnął bosman, przekrzykując ryczące fale. – Nie forsować szmat, bo nam je pourywa w cholerę! – darł się na załogę. Wyszłam na pokład, zalewany bryzgami morskiej piany. Niebo wisiało tuż nad naszymi głowami, grzmiąc wściekle i ciskając piorunami we wzburzone morze.
- Ster na bakbort! STER NA BAKBORT, do czorta! – Okręt powoli obrócił się dziobem do fal, jęcząc boleśnie pod naporem wody. Podskakiwał na bałwanach i opadał w doliny pomiędzy nimi, mimo swojej masy wydawał się być tylko łupinką wobec rozszalałego oceanu. Złapałam się takielunku, by nie stracić równowagi. Nie mogłam oderwać oczu od niszczycielskiej, nieokiełznanej siły, z którą dzielnie zmagali się moi marynarze, przekrzykując burzę zaśpiewem dziesiątek gardeł. Najmniejszy błąd mógł nas kosztować życie. Statek Falendira jaśniał gdzieś w oddali ognikami latarń; miałam nadzieję, że dadzą sobie radę. Wszak ich fregata była zdecydowanie mniejsza i delikatniejsza od mojego galeonu. Kolejny błysk przeciął skłębione chmury, zaraz potem wszystkie dźwięki zagłuszył burzowy trzask. „Kaprys Bogów” z trudem pruł fale, lecz dzielnie parł naprzód, próbując wydostać się spod władania sztormu.
- Brasować reje! – Koril miotał się po pokładzie, szarpiąc wraz z załogą mokre liny. W końcu złapali wiatr w żagle, statek podskoczył, zwiększając prędkość i ruszył ku majaczącemu w oddali słońcu. Cały czas ścigały nas gniewne pomruki, lecz słabły z każdą chwilą, aż zostawiliśmy je za sobą, wpływając na spokojne wody, skąpane w porannych promieniach. Morze skrzyło się błękitem, w ogóle nie przypominając skłębionej kipieli, z którą zmagaliśmy się jeszcze godzinę temu. Marynarze, przemoczeni i wykończeni, rozcierali otarte do krwi dłonie, ale w ich oczach widać było radość, że po raz kolejny przechytrzyli złośliwych bogów, władających dnem oceanu. Jeszce nie pora, by spocząć wśród wraków. Stanęliśmy w dryf, czekając na Falendira. W końcu na tle czarnej płachty oddalającego się sztormu ujrzeliśmy dumne, białe żagle.
- Panie bosman! – wezwałam do siebie Korila.
- Na rozkaz, pani kapitan! – ryknął mi do ucha swoim żeglarskim zwyczajem.
- Oceńcie straty. Możliwie szybko oczekuję raportu.
- Taaa jest! – Odszedł do swoich obowiązków, ja natomiast zostałam na rufie i wpatrywałam się w niknące na horyzoncie pioruny. Dawno temu, w tym samym miejscu, przeżyłam swój pierwszy sztorm.

Płynęłam na Ulthuan z kruczymi wieściami. Tak samo jak dzisiaj, wtedy też nie mogłam powstrzymać fascynacji ogromem i dzikością morza. Ale wtedy było inne. Niebo również. Wówczas, gdy spojrzałam w chmury, kłęby uformowały się w ohydną twarz, twarz będącą dla mnie symbolem strachu, bólu i upokorzenia. Twarz demona. Parszywy śmiech zlał się z grzmotami, potęgując ich grozę. Podmuchem silnego wiatru wyszeptał moje imię, do tej pory nie wiem, czy wzywając mnie, czy szydząc.
- Iluuudiiil... Iluuudiiil... – Wiatr wiał coraz silniej, a ja z każdą chwilą byłam bardziej przerażona. Aż w końcu strach przerodził się w złość.
- Iluuudiiil... – Już nie słyszałam tych słów w szkwałach, dudniły bezpośrednio w mojej głowie.

- Iludil! Na litość boską! Długo zamierzasz tak stać w mokrym mundurze? – Głos Theodena wyrwał mnie z ponurych rozmyślań. Mrugnęłam kilkukrotnie i powróciłam do tu i teraz. Burza całkowicie zniknęła za widnokręgiem, w oddali tylko majaczyły niewyraźne pomruki.
- Jesteś cała przemarznięta, jesteś blada jak trup! – Okrył mnie swoim płaszczem, a ja w zdumieniu nawet nie zaprotestowałam. Spojrzał mi z troską prosto w oczy i uśmiechnął się.
- Falendir dał znak, że wszystko u nich w porządku, nie musisz się już martwić. Nasza załoga też jest w komplecie, nikomu nic poważniejszego się nie stało. Wyszliśmy ze sztormu nieomal bez szwanku.
- Cieszę się, Theodenie. Jak zawsze przynosisz dobre wieści. – Odwzajemniłam uśmiech, jednak byłam pewna, że nie wyglądał zbyt przekonywająco.
- W przyrodzie musi istnieć równowaga. Ty z kolei przynosisz same złe. W zasadzie nie rozumiem, czemu nie nosisz jeszcze przydomku Zła Nowina – parsknął, jakby opowiedział świetny dowcip. Mnie jednak w ogóle nie rozbawił tym twierdzeniem; przeciwnie: mocno zasmucił. Tym bardziej, że miał całkowitą rację.
- Rozchmurzże się. Gdybyś to ty była pierwszym oficerem, a ja kapitanem, wówczas powiedziałbym, że to jest rozkaz. Ale nie jestem. Więc mogę cię tylko o to poprosić.
- Równowaga wcale nie jest tak dobra, jak ci się wydaje, Caledorze. To dobro powinno triumfować.
- Masz zadziwiający tryb prowadzenia rozmowy. Wyłapujesz pozornie nieistotne rzeczy i przekształcasz je w osobne wątki w wielce osobliwy sposób.
- Przywykniesz. – Puściłam mu oczko, uśmiechając się tym razem całkowicie szczerze.
- Chyba nigdy. Czy uczynisz mi przyjemność i ściągniesz wreszcie te mokre szmaty?
- Słucham? – Chyba dopiero po chwili dotarła do niego dwuznaczność wypowiedzianych słów. Przeuroczo spąsowiał aż po czubki uszu, zdawało się, że chciał jakoś naprawić swój błąd, lecz zorientował się, że cokolwiek nie powie, pogorszy sytuację. Przygryzłam wargi, by nie wybuchnąć śmiechem, choć wiedziałam, że i tak moje oczy zdradzają rozbawienie jego zakłopotaniem.
- Pójdę już. Muszę... eee... pomóc Korilowi w sporządzeniu raportu – wybąkał i ruszył pospiesznie ku bosmanowi.

Przez następnych kilka dni Theoden unikał mnie jak ognia. Widziałam, że jest mu głupio i nie bardzo wie, jak w ogóle zacząć ze mną rozmowę. Ograniczał się do niezbędnego minimum. Trochę mnie to bawiło.
- Jeżeli nie przestaniecie tak na siebie popatrywać, to plotki, już nabierające na sile, będą słyszalne całkiem oficjalnie. – Valar oparł się o burtę i podał mi cotygodniowy, kwatermistrzowski raport.
- Nie ma większych plotkar na świecie nad żołnierzy i marynarzy – roześmiałam się.- Zastanawiam się, co z niego wyrośnie.
- Pragnę ci przypomnieć, że jest całkowicie dorosłym elfem.
- Jest bardzo młodym elfem, jak dla mnie, Valarze. – Przyjrzałam się kłamliwemu obliczu czarodzieja. – Widzę, że nie wziąłeś sobie do serca mojej rady.
- Której?
- Dałam ci tylko jedną, magu śmierci i fałszu.
- Nie lubię, gdy zwracasz się do mnie w ten sposób.
- A ja nie lubię patrzeć na nieprawdziwe oblicza.
- Iludil, to jest maska. Mówiłem ci już; im bardziej mnie nie doceniają, tym większe potem jest zaskoczenie.
- Jesteś próżny. – Wbiłam ostre spojrzenie w szare, chłopięce oczy młodziutkiego elfa, jakim jawił się Valar. Wiedziałam, że wygląda zupełnie inaczej. Przejrzałam go za pierwszym razem. I od razu, gdy odkryłam fortel pożałowałam, że wcześniej, zanim poznałam Valara Pelgranę, zgodziłam się na zabranie go ze sobą do Starego Świata.

***

- Iludil, chciałbym, abyś wyświadczyła mi pewną przysługę. – Arbidiel był mocno spięty, widać bardzo zależało mu na przekonaniu mnie do swojego zamierzenia.
- Zamieniam się w słuch.
- Wiem, że twoje postanowienie odpłynięcia z wyspy jest niezmienne, chociaż zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie chcesz pozostać.
- Jeżeli próbujesz przekonać mnie do zmiany planów, to równie dobrze mógłbyś prosić rzekę, by zaczęła płynąć w przeciwną stronę. Nie marnuj na to języka.
- W zasadzie chciałem z tobą pomówić o czymś zupełnie innym, to tylko moja prywatna ciekawość. – Zapatrzył się na wróble, pląsające wśród wysokiego żywopłotu, okalającego ogrody Kolegium Magii.
- Iludil, nie zamierzam wpływać na twoją decyzję...
- Więc nie rób tego.
- Nie będę. Pozwól , że przedstawię ci pewien obraz. Zasiadasz, dzięki swojej wiedzy, umiejętnościom i doświadczeniu, w Radzie Ulthuanu. Masz realną możliwość kierowania polityką. Wszyscy najważniejsi liczą się z twoją opinią. A ty po prostu rzucasz to wszystko w diabły i odpływasz nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co.
- Doskonale wiem po co i dokąd zmierzam. Mam jasno wytyczoną ścieżkę, Arbidielu.
- Rozumiem, nie będę naciskał - westchnął zrezygnowany. - Chciałbym cię o coś poprosić. Wiem, że i tak mam u ciebie olbrzymi dług, niemniej jest to dla mnie bardzo istotne.
- Arbidielu, zrobiłam tylko to, co powinnam, nic ponadto. Nie jesteś mi nic winien. – Spojrzałam mu głęboko w oczy i uśmiechnęłam się. - Słucham, jak mogę ci pomóc?
- Dla kilku moich uczniów nadszedł czas wędrówki. Nie wiem, jak dobrze orientujesz się w kolegialnych sprawach, więc pozwolę sobie pokrótce wytłumaczyć w czym rzecz. Otóż, gdy adept zakończy naukę w murach Kolegium, powinien ruszyć w świat, by dowieść, że jego mądrość i umiejętności są dostateczne, aby dostąpił zaszczytu zostania magistrem.
- Chcesz, żebym zabrała jednego z magów ze sobą?
- Dokładnie tak.
- Mogę to dla ciebie zrobić. Oczekuję tylko, byś miał świadomość, że może nie wrócić. Stary Świat jest niebezpiecznym miejscem. Nie do końca wiem, co może nas tam spotkać, zwłaszcza teraz, gdy wszystko się zmieniło. Nie będę go niańczyć, Arbidielu.
- W żadnym razie nie żądam tego. Po prostu pozwól mu płynąć z tobą i udowodnić mi, że jest godzien, by nosić miano magistra.
- Twoja wola. Kto to ma być?
- Jeżeli nie masz nic przeciwko, przedstawię ci go.
- Byłoby miło.
- Zatem postanowione. Valar Pelgrana popłynie z tobą. I z tobą powróci.
- Arbidielu, kto ci powiedział, że ja zamierzam wracać?
- Nikt. To tylko moje pobożne życzenie. – Jeszcze raz skupił uwagę na wróblach. – Przyślę do ciebie Valara, abyś mogła sobie z nim porozmawiać.
- Więc poczekam na niego tutaj. – Arbidiel wstał, skłonił mi się lekko w odpowiedzi i oddalił ku murom Kolegium. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w bzyczenie pszczół, szum drzew i szczebiot ptaków. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki, tłumione przez miękką trawę. Otwarłam powieki jednak dopiero, gdy przybysz wszedł do altany.
- Łatwo cię zaskoczyć jak na kogoś, kto ma reputację niezłego zabijaki.
- Naprawdę uważasz mnie za zabijakę?
- Słyszałem to i owo o twoich wyczynach w Valiorze i tutaj, na wyspie, w czasie wojny z krasnoludami chaosu, pani. – Ukłonił się niezdarnie i spojrzał na mnie hardo.
- Spocznij, Valarze. – Usiadł naprzeciw i przyglądał mi się z półdrwiącym uśmiechem.
- Mistrz Arbidiel mówił mi, że mam płynąć z tobą, pani, do Starego Świata.
- Owszem, prawda.
- We wszystkich opowieściach niewieście wojowniczki opisywane są jako przepiękne istoty, od których nie można oderwać wzroku. Przyznam szczerze, że myślałem, iż będziesz ładniejsza.
- A ja myślałam, że będziesz starszy i bardziej zaznajomiony z tajnikami etykiety. – Roześmiał się. Nie wiedziałam co, lecz coś nie pasowało mi w obliczu młodzieńca. Zmrużyłam powieki i popatrzyłam na niego nie używając źrenic, lecz wiedźmiego wzroku. Wokół całej postaci kłębił się siwy dym, znak, że cały czas używa magii cienia. Dyskretnie wsunęłam na palec pierścień, który onegdaj otrzymałam od Vivienne, magini poznanej w starym, cesarskim jeszcze Imperium. Świat zajarzył się mnóstwem barw, bijących od wszystkiego, co żyje. Valar, odarty ze swojego czarodziejskiego płaszcza, wyglądał zupełnie inaczej. Wcale nie był niziutkim, niezdarnym chłopcem o krzywo przyciętych, jasnych włosach, lecz postawnym mężczyzną z kruczą czupryną. Twardą, nie znoszącą sprzeciwu twarz, przecinała na policzku wąska blizna, bez wątpienia pamiątka po jakimś ostrzu. Zsunęłam pierścień, nie dając po sobie poznać, iż rozszyfrowałam oszusta.
- Cieszę się, że masz tak dobry humor - powiedziałam po chwili.
- Jak myślisz, co spotkamy po drugiej stronie morza?
- Obawiam się, że wszystko. Umiesz używać broni?
- Kiedyś brałem kilka lekcji... – zaczął nieśmiało.
- Więc zanim wyruszymy dobrze by było, byś przypomniał sobie, którą stroną trzyma się miecz, a którą zadaje śmierć.
- Śmierć akurat mam opanowaną wyjątkowo dobrze. – Uniosłam brwi w niezadanym pytaniu.
- Jestem adeptem magii śmierci i cienia – wyjaśnił. Zacisnęłam szczęki. Magowie śmierci byli tym, co nauczyłam się nienawidzić dawno temu, gdy jeszcze stałam po nieumarłej stronie. Nie miałam ochoty na jego dłuższe towarzystwo
- Dlaczego od samego początku mnie okłamujesz, Valarze?
- Nie kłamię, pani. Naprawdę jako domeny wybrałem sobie cień i ametyst.
- Nie o tym mówię.
- Zatem nie rozumiem zarzutu, pani. – Wstałam, mając już dosyć całej tej farsy. Zerwał się z ławki. Podeszłam do niego i pogłaskałam po policzku, przejeżdżając palcem po bliźnie. Czar rozwiał się, gdy tak otwarcie zamanifestowałam swoją wiedzę. Spojrzał na mnie z góry i skinął z uznaniem głową.
- No proszę, jednak nie jest cię łatwo podejść.
- Oczywiście, że nie. Ktoś, kto pozostawił ci to znamię wiedział, jak używa się klingi. Biorąc pod uwagę, że jednak dane było nam się spotkać wnioskuję, że on nie zobaczy już nikogo. Więc to nie było tylko kilka lekcji. A teraz byłabym wdzięczna, gdybyś odpowiedział na moje pytanie prawdziwie, magu kłamstwa. – Zmrużył ze złością oczy i zacisnął pięści, aż pobielały mu kłykcie.
- To jest maska. Im bardziej mnie nie doceniają, tym większe potem jest zaskoczenie.
- W Starym Świecie im bardziej cię nie doceniają, tym częściej cię atakują. Któryś cios w końcu dosięgnie celu. Dla własnego dobra, zostaw przebranie gamoniowatego chłoptasia w domu. Przyjmij szczerą radę, Valarze. A teraz, dobrego popołudnia ci życzę.

Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#9
Cytat:Może niektórych drzew brakło, a te, które pozostały ze starych czasów, bardziej omszały, rozkładając olbrzymie baldachimy zielonych liści nad młodszymi braćmi.

bardziej naturalnie brzmiałoby mi "brakowało"

Cytat:Uśmiechnęłam się, lecz dystans, który postawiłam, pozostał.
postawić dystans? Jak dla mnie ta fraza nie wygląda zbyt dobrze.

Cytat:Nie forsować szmat, bo nam je pourywa w cholerę! – darł się na załogę.
Tutaj się uśmiechnęłam. Dobre.

Cytat:Wówczas, gdy spojrzałam w chmury, kłęby uformowały się w ohydną twarz, twarz będącą dla mnie symbolem strachu, bólu i upokorzenia. Twarz demona.
Wiem, że to pewnie tak ma być nagromadzone to słowo "twarz" jednak zrezygnowałabym przynajmniej z drugiej twarzy ;p

Cytat:- Jesteś cała przemarznięta, jesteś blada jak trup!
Brzmi strasznie nienaturalnie to powtórzenie "jesteś".

Cytat:- We wszystkich opowieściach niewieście wojowniczki opisywane są jako przepiękne istoty, od których nie można oderwać wzroku. Przyznam szczerze, że myślałem, iż będziesz ładniejsza.
- A ja myślałam, że będziesz starszy i bardziej zaznajomiony z tajnikami etykiety.
tutaj drugi raz się uśmiechnęłam

Cytat:Nie wiedziałam co, lecz coś nie pasowało mi w obliczu młodzieńca.
Moim zdaniem lepiej byłoby "Coś nie pasowało mi w obliczu młodzieńca, lecz nie wiedziałam co."

Błędów chyba tyle, nie są to rażące błędy, bardziej jakieś drobne potknięcia. Warsztatowo na bardzo dobrym poziomie, kapadocjo. Stylizacja jak najbardziej udana, boli mnie natomiast jedna rzecz - w niektórych miejscach jest zbyt przegadanie, jakbyś na siłę próbowała wystylizować. Bardzo utrudnia to czytanie. Czasem mam też wrażenie, że nie piszesz o rzeczach istotnych dla fabuły, ale cóż, nie znam jej całej, wiec nie mogę tego orzec Wink
Zaciekawiłaś mnie, chociaż osobiście nie zapoznałam się z Warhammerem. Historia jest bardzo ciekawa i naprawdę wciągnęłam się w te morskie przygody. Drugą część zdecydowanie się szybciej i lepiej czyta niż pierwszą. Może dlatego, że jest w niej więcej akcji. Pierwsza jest po prostu statyczna i w niektórych momentach się nudziłam. Generalnie, dziękuję, że poleciłaś mi swoje opowiadanie, bo pewnie sama nie wzięłabym się za czytanie (za dużo tekstu xD).
Uważam, że cztery gwiazdki są na pewno zasłużoną oceną.
Pozdrawiam!
Odpowiedz
#10
~Powitać Wink

Cytat:Niebo wisiało tuż nad naszymi głowami, grzmiąc wściekle i ciskając piorunami we wzburzone morze.

Mogłaś dodać określenie do "Niebo" by już od pierwszego słowa pokazać złą naturę burzy. Choć wtedy lepiej było by "chmury".

"Mroczne chmury pędziły nad [...]" xD

Cytat:Statek Falendira jaśniał gdzieś w oddali ognikami latarń;

Zapewne gęsty deszcz mocno zacinał a i takie "średniowieczne" latarnie to Ptolemeusz.

Cytat:„Kaprys Bogów” z trudem pruł fale, lecz dzielnie parł naprzód

Dziwnie zestawia mi się "trud" z "dzielnie". To nie błąd ale musiałem zdanie przeczytać ponownie.

Cytat:W końcu złapali wiatr w żagle, statek podskoczył, zwiększając prędkość i ruszył ku majaczącemu w oddali słońcu.

Rozsądny mąż, jak marynarz podczas burzy, zwija żagle, czeka, żywi nadzieję, a sztormy nie przeszkadzają mu kochać morza.
~Andre Maurois

tak mi się skojarzyło.

Cytat:skąpane w porannych promieniach.

Teraz to już jestem niemal pewien że przed wspomniane "Niebo" fajno by wstawić "Nocne".

Cytat:złośliwych bogów, władających dnem oceanu.

Nie znam się na Warhammerze ale czy DNEM jest konieczne? To mi się bardzo kojarzy z jakąś Atlantydą a nie gniewnymi atakami oceanów i mórz.

Cytat: Podmuchem silnego wiatru wyszeptał moje imię, do tej pory nie wiem, czy wzywając mnie, czy szydząc.

Troszkę mi to nie pasuje jako całość. Może lepiej "Podmuch" a także "do tej pory" zdaje się zbędne. Do jakiej jak nie do tej? Jeśli nadal nie wie to się nie dowiedziała :]

Zdanie mi się źle czyta.

Cytat:- Jesteś cała przemarznięta, jesteś blada jak trup! –

Jak przedmówczyni wspomniała drugie jesteś zbędne.

Cytat:- Pójdę już. Muszę... eee... pomóc Korilowi w sporządzeniu raportu

Po jeden nie potrafię sobie wyobrazić co to za raport. Na piśmie? Czy tylko dla p. Kapitan?

Druga sprawa jak to kurcze jest że otwierasz dialog używając dywizy a zamykasz półpauzą :O

Cytat:roześmiałam się.-

spacja ". -"

Cytat:Pozwól , że przedstawię ci pewien obraz. Zasiadasz,

Zbędna spacja.

Cytat:Wszyscy najważniejsi liczą się z twoją opinią.

Związek słów "Wszyscy najważniejsi" dziwnie brzmi.

Cytat:- Łatwo cię zaskoczyć pani jak na kogoś, kto ma reputację niezłego zabijaki.

dodał bym pogrubione słowo. Powtórzenia nie będzie a bez tego brzmi dziwnie. Młody zwraca się do "przełożonej" jak do kolegi...

Cytat:którą stroną trzyma się miecz, a którą zadaje śmierć.

Zadać śmierć brzmi dziwnie. Zadaje się raczej ciosy lub ból. Może miast zadawać to odbierać i nie śmierć a życie Smile?
Zwłaszcza że sekundę później znów śmierć niby zamierzone ale i tak powtórzenie.

~dobra śmierć ściele się gęsto w kolejnych zdaniach - Twój wybór.

Cytat:- Nie kłamię, pani. Naprawdę jako domeny wybrałem sobie cień i ametyst.

Może zamiast kłamię które jest powtórzeniem dać: "Nie śmiałbym pani."

Cytat:A teraz, dobrego popołudnia ci życzę.

Ci można by usunąć Smile

No i mamy koniec Smile kawałek tekstu niby wiele a znów niewiele wprowadzający do całości. Fajnie się czytało. Szybko przyjemnie bez większych zgrzytów. Pytanie tylko kiedy i jaki będzie koniec Big Grin


ps. Twoja sygnatura:

Cytat:... ale przynajmniej nie występuje w cyrku.

zbędna spacja po wielokropku Smile


Pozdrawiam i dobrego popołudnia życzę Smile
Patryk


EDIT:

Ja jednak uważam że cztery gwiazdki na tle innych tekstów które nierzadko dostają ich pięć to zdecydowanie za mało. Twoje opowiadanie warsztatowo wypycha się daleko daleko ponad (wyższą) przeciętność poziomu na forum Smile
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#11
@Kami Maki
Bardzo dziękuję za komentarz i dobre słowo. I zapraszam po ciąg dalszy Wink

Cytat:bardziej naturalnie brzmiałoby mi "brakowało"
brakło jest od zabrakło i jak dla mnie jest ok i całkowicie zamierzone.

Cytat:postawić dystans? Jak dla mnie ta fraza nie wygląda zbyt dobrze.
Masz rację, pomyślę jak można by to naprawić


Cytat:Tutaj się uśmiechnęłam. Dobre.
Miło mi

Cytat:Wiem, że to pewnie tak ma być nagromadzone to słowo "twarz" jednak zrezygnowałabym przynajmniej z drugiej twarzy ;p
Zgadzam się z Tobą, poprawię.

Cytat:Brzmi strasznie nienaturalnie to powtórzenie "jesteś".
Ponownie racja po Twojej stronie.

Cytat:tutaj drugi raz się uśmiechnęłam
Cieszę się

Cytat:Moim zdaniem lepiej byłoby "Coś nie pasowało mi w obliczu młodzieńca, lecz nie wiedziałam co."
True

Cytat:Warsztatowo na bardzo dobrym poziomie, kapadocjo.
Blush cieszy

Cytat:Stylizacja jak najbardziej udana, boli mnie natomiast jedna rzecz - w niektórych miejscach jest zbyt przegadanie, jakbyś na siłę próbowała wystylizować. Bardzo utrudnia to czytanie. Czasem mam też wrażenie, że nie piszesz o rzeczach istotnych dla fabuły, ale cóż, nie znam jej całej, wiec nie mogę tego orzec
Początkowe opisy są niezbędne dla budowania klimatu i relacji. Nie skrócę ich na pewno ani nie przyspieszę, chociaż cenię sobie Twoją opinię. Wszysto dla przyszłej fabuły jest istotne, przekonasz się z czasem Wink

@Magiczny

witam również, ponownie Wink

Cytat:Mogłaś dodać określenie do "Niebo" by już od pierwszego słowa pokazać złą naturę burzy. Choć wtedy lepiej było by "chmury".

"Mroczne chmury pędziły nad [...]" xD
Kategorycznie i stanowczo NIE. Żadnych mrocznych chmur, mrocznych wędrowców i mrocznych czegokolwiek. Mogę się skłonić do późniejszego nocnego nieba, to jak najbardziej, ale mhrokowi mówimy nie.

Cytat:Dziwnie zestawia mi się "trud" z "dzielnie". To nie błąd ale musiałem zdanie przeczytać ponownie.
Przemyślę i spróbuję cosik wykrzesać.



Cytat:Rozsądny mąż, jak marynarz podczas burzy, zwija żagle, czeka, żywi nadzieję, a sztormy nie przeszkadzają mu kochać morza.
~Andre Maurois

tak mi się skojarzyło.

Cytat:- Refować żagle! – wrzasnął bosman, przekrzykując ryczące fale. – Nie forsować szmat, bo nam je pourywa w cholerę! – darł się na załogę.
Refować żagle czyli zmniejszać ich powierzchnię, nie forsować czyli nie wystawiać na zbyt silny wiatr, a sztorm taki właśnie jest (od 7 w skali Beauforta). So, correct
Cytat:- Brasować reje! – Koril miotał się po pokładzie, szarpiąc wraz z załogą mokre liny. W końcu złapali wiatr w żagle, statek podskoczył, zwiększając prędkość i ruszył ku majaczącemu w oddali słońcu.
Brasować czyli ustawiać reje w taki sposób, by pochwycić wiatr. Ale, w związku z powyższym już na mniejszej powierzchni ożaglowania.
Cytat:Okręt powoli obrócił się dziobem do fal,
Jeden ze sposobów sztormowania okrętu, coby go nie wywróciło, gdyby był odwrócony burtą. Można burtować, ale dgy staje się w dryf. Natomiast od początku Koril nie chce przeczekiwać burzy, a jak najszybciej wydostać z jej epicentrum. Sztormy potrafią trwać naprawdę długo...


Cytat:Nie znam się na Warhammerze ale czy DNEM jest konieczne? To mi się bardzo kojarzy z jakąś Atlantydą a nie gniewnymi atakami oceanów i mórz.
Chodziło mi raczej o to, że nie zostali zatopieni Tongue

Cytat:Troszkę mi to nie pasuje jako całość. Może lepiej "Podmuch" a także "do tej pory" zdaje się zbędne. Do jakiej jak nie do tej? Jeśli nadal nie wie to się nie dowiedziała :]

Zdanie mi się źle czyta.

Hmmm, masz rację. A gdyby spróbować tak:

Wiatrem wyszeptał moje imię, nie wiem tylko, czy wzywając, czy szydząc.

Co o tym myślisz?

Cytat:Po jeden nie potrafię sobie wyobrazić co to za raport. Na piśmie? Czy tylko dla p. Kapitan?
Tak, na piśmie, żeby było wiadomo co pourywało, co się połamało, ilu rannych, etc. Pierwotnie miałam cały akapit poświęcony na wytłumaczenie, ale był beznadziejny, więc go wywaliłam w diabły. Poza tym, sztorm jest dosyć istotną kwestią, która musi znaleźć się w dzienniku pokładowym.

Cytat:Druga sprawa jak to kurcze jest że otwierasz dialog używając dywizy a zamykasz półpauzą :O
Roztrząsaliśmy już to kiedyś - lenistwo Tongue

Cytat:Związek słów "Wszyscy najważniejsi" dziwnie brzmi.
Wszyscy, którzy cokolwiek znaczą, lepiej?

Cytat:dodał bym pogrubione słowo. Powtórzenia nie będzie a bez tego brzmi dziwnie. Młody zwraca się do "przełożonej" jak do kolegi..
.
Racja. Zjadłam paniąDodgy

Cytat:dobra śmierć ściele się gęsto w kolejnych zdaniach - Twój wybór.
Cool

Cytat:Może zamiast kłamię które jest powtórzeniem dać: "Nie śmiałbym pani."
Zgadzam się.

Cytat:Ci można by usunąć
można i zrobię to


Cytat:ps. Twoja sygnatura:

odstosunkuj się od mojej sygnatury Tongue Aleś czepliwy się zrobił Wink

Cytat:Ja jednak uważam że cztery gwiazdki na tle innych tekstów które nierzadko dostają ich pięć to zdecydowanie za mało. Twoje opowiadanie warsztatowo wypycha się daleko daleko ponad (wyższą) przeciętność poziomu na forum
Blush
Zatkało mnie. Dziękuję, to chyba jedyne, co mogę powiedzieć...



Dziękuję Wam za rzeczowe i konkretne komentarze. Naprawdę, były bardzo pomocne i wskazały mi rzeczy, na które nie zwróciłam uwagi.


Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#12
Jeju jeju Smile co do:

Rozsądny mąż, jak marynarz podczas burzy, zwija żagle, czeka, żywi nadzieję, a sztormy nie przeszkadzają mu kochać morza.
~Andre Maurois

Ja wiem że nie pędzili na pełnych żaglach co nieco marynarskiego żargonu liznąłem Tongue Choć pomimo iż nie nazwałem tego błędem to zdecydowanie niefortunnie cytowałem Smile


Natomiast:

"Wiatrem wyszeptał moje imię, nie wiem tylko, czy wzywając, czy szydząc."

dużo lepiej brzmi Smile


Pozdrawiam raz jeszcze i do ponownego poczytania Smile
Patryk.
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#13
Ok, wrzucam comment. Przepraszam za opóźnienie, ten no.. alchajmer.

Opowiadanie przeczytane i wchłonięte. Nie będę czepiać się słówek i błędów, bo akurat do tego nie mam talentu, ale przedstawię ci pozostawione wrażenia. Bieg wydarzeń w obu tekstach czytało się niezwykle łatwo - wtatek, załoga, wyspa, liczne rozmowy i wydarzenia. Podobała mi się część opisująca poranek oficerów pełniących wartę. Musiałem jednak powtarzać niektóre zwrotki ze względu na postacie - Trochę za dużo imion i wyglądów, ciężko się z początku połapać.

Odnośnie samego konceptu. Podobają mi się fan-arty - czuć w nich prawdziwą fascynację do stworzonego uniwersum. Widać w tym utworze rozległą wiedzę o warhammerze, czyli klimat, dzieje, rasy, stopień rozwoju, czy chociażby charakterystyczny archaiczny język. Udało mi się także wyciągnąć z tekstu cenny nabytek. Cytat bardzo mi się spodobał i wyjątkowo przypadł do gustu:

Cytat:Przestań trzymać się racjonalnej wiedzy, wpojonej w ciebie, by głuszyć głos intuicji, otwórz się na to, co niewidzialne, niesłyszalne i niedosięgłe. Zamknij powieki i patrz, zatkaj uszy i słuchaj.

Lepiej bym tego nie ujął. Myśl tygodnia jak dla mnie.
No i to chyba tyle. Dobra, konkretnie napisana, klimatyczna przypowieść. Inspiruje do napisania własnego fan-artu. Ostatnio chodzi mi po głowie Fallout, więc chyba skorzystam z okazji, póki wyobraźnia jeszcze działa. Pozdrawiam. Wink
Odpowiedz
#14
Cytat:- Na rozkaz, pani kapitan! – ryknął mi do ucha swoim żeglarskim zwyczajem.
Coś mi tu nie styka. Czuję, że dałoby się dopracować, ale co? Hm, hm.

Cytat:Niebo również. Wówczas, gdy spojrzałam w chmury, kłęby uformowały się w ohydną twarz, twarz będącą dla mnie symbolem strachu, bólu i upokorzenia.
Zdaję sobie sprawę, że to powtórzenie jest zamierzone, ale dla mnie lepiej by było bez tego powtórzenia.

Cytat:Burza całkowicie zniknęła za widnokręgiem, w oddali tylko majaczyły niewyraźne pomruki.
Nie widzę tego. Jakbyś zmieszała odczucia wizualne ze słuchowymi.

Cytat:Mnie jednak w ogóle nie rozbawił tym twierdzeniem; przeciwnie: mocno zasmucił.
Dziwnie wygląda ten dwukropek po średniku. Dałbym po prostu przecinek, a potem dwukropek, tak jak jest.

Cytat:I od razu, gdy odkryłam fortelprzecinek pożałowałam, że wcześniej, zanim poznałam Valara Pelgranę, zgodziłam się na zabranie go ze sobą do Starego Świata.
Dałbym przecinek.

Cytat:- Słyszałem to i owo o twoich wyczynach w Valiorze i tutaj, na wyspie, w czasie wojny z krasnoludami chaosu, pani. – Ukłonił się niezdarnie i spojrzał na mnie hardo.
Interesujące. Jak wiesz, nie znam uniwersum, a zaciekawiły mnie te "krasnoludy chaosu".Smile

Cytat:Twardą, nie znoszącą sprzeciwu twarz, przecinała na policzku wąska blizna, bez wątpienia pamiątka po jakimś ostrzu.
Wydaje mi się, że razem.

Cytat:- Więc zanim wyruszymy dobrze by było, byś przypomniał sobie, którą stroną trzyma się miecz, a którą zadaje śmierć.
Pogrubione potraktowałbym jako wtrącenie i dał przecinek: przed oraz po.

Cytat:Biorąc pod uwagę, że jednak dane było nam się spotkaćprzecinek wnioskuję, że on nie zobaczy już nikogo.
Dałbym przecinek we wskazanym miejscu + podmienił jedno "że" na "iż".



Podobają mi się Twoje opisy. Za scenki o sztormie masz u mnie spory plus!Smile Czuć, że lubisz tego Warhammera. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić - trochę ciężko czyta mi się Twoje dialogi. Nie są jakieś szczególnie złe, rozumiesz, ale wypadają trochę blado na tle fragmentów narratora. Z tego, co widzę, chyba jako jedyny mam z tym problem, więc to pewnie subiektywne odczucie. W każdym razie, jeśli dążysz do ideału - moim zdaniem warto pomyśleć nad niektórymi dialogami. Ciężko rzec, o co mi dokładnie chodzi - w każdym razie, podsumowując - ogół bardzo dobry, dialogi troszkę słabiej.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#15
Dzień Sobotni!

Cytat:Poza tym, przyćmią, mam nadzieję, rozpacz, której szkarłatny kwiat kwitnie we mnie, zadając niemal fizyczny ból.

Te zdanie wydaje mi się nieporadne. Odnoszę wrażenie, ze za dużo przecinków.
Chyba, że to miało wywołać jakiś efektWink

Było jeszcze kilka takich zdań, ale nie zwykłam zapełniać komentarza łapankami.
Bardzo fajna opowieść marynistyczna, lubię takie klimaty.

Mam nadzieję, że dalsza cześć nastąpi, jak co to będę czekała.

Pozdrawiam miłoSmile
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości