Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Fanfiction] Harry Potter i Insygnia Śmierci - Prawda
#1
Prawda
3 grudnia 2011
H.E.T
przedstawia:

Moja nad wyraz inteligentna głowa nie może przyswoić ostatnich wydarzeń. Może pan Lovegood ma rację, że jestem ograniczona? A swoją drogą ciekawe co się z nim stało? Przy najbliższej okazji zapytam się o to Lunę. Wracając do tych nie przyswajalnych informacji otóż mam problem z wiarą, że to koniec wojny, wygraną Harrego ale także z tym, że Fred nie żyje, Hogwart zniszczony, Ron i ja się całowaliśmy a popleczników Sami Wiecie Kogo skazano na karę śmierci. Wszyscy którzy mieli wypalony mroczny znak na przedramieniu ręki zostali zesłani, bez procesów do Azkabanu, otoczeni przez dementorów czekając nie na ich pocałunek tylko na śmierć. Pytam, dlaczego? Przed ostateczną bitwą, ludzi oskarżonych o morderstwa wysyłano do więzienia na nie odgraniczoną ilość czasu. Rzadko stosowano pocałunki dementora, a teraz śmierć? Nowy minister, mieszanka Szalonokiego i Rufusa. Nienawidzi śmierciojadów i wmawia wszystkim, że przez ich śmierć wreszcie nie będzie popleczników Voldemorda chcących go wskrzesić. Oczywiście to ostanie jest kompletnym bezsensem. Ale ludziom łatwiej jest wierzyć w to, niż w całą historię horkruksów. Żeby to zrozumieć, należy siedzieć w tym tak długo jak ja, czyli od pierwszej klasy Hogwartu. Clark McMilian - nowy minister, nie próbuje zrozumieć lub poznać ową historię, pragnie zwalczać za wszelką cenę. Wiadome jest, że z takim nastawienie nie pociągnie długo na tym stanowisku.
Ostatnio trwa wyścig za nie złapanymi do tej pory śmierciożercami. Zakonowi nie podoba się to, McGonagall i Kingsley próbują interweniować ale jak na razie nie przynosi to widocznych rezultatów. Dyrektorka jest zbyt pochłonięta odbudową zamku a czarnoskóry auror, nie wiele może, po za tym jest podwładnym i zależnym od ministra. Gdyby Dumbledore żył na pewno coś by zaradził. Cała rodzina Weasleyów jest pogrążona w smutku i nikt nie umie ich pocieszyć. Nie żyjący na pewno i na to coś by zaradził.
Ron unika mnie jak tylko może. Harry próbuje im jakoś pomóc ale widać jak i jego zżera poczucie winy. Pakuję ostatnią parę majtek do mojej małej i okropnie brzydkiej torebeczki jak skomentowała ją Ginny. Opuszczam Norę wraz ze zdruzgotaną rodziną w niej. Kocham ich wszystkich, okropnie się czuję wyjeżdżając ale czeka na mnie moja własna ostatnia misja. Smutek Weasleyów się pogłębił gdy im oświadczyłam moją decyzję, przez co moje serce się kraja. Jestem otoczona pogrążoną w żałobie rodziną, ale to nie jest moja rodzina. Fred był mi bardzo bliski, kochałam go ale tak naprawdę nie był on moim bratem. Tak, więc pożegnałam ich raz jeszcze i wyruszyłam w świat w poszukiwaniu państwa Wikinsów.
Od końca bitwy minęły dwa miesiące, powinnam to zrobić wcześniej ale bałam się, że śmierciożercy którzy są na wolności mogli by zrobić im krzywdę. Dobra! Tak naprawdę to bałam się tego, że nie uda mi się cofnąć zaklęcia i już nigdy nie przypomną sobie o mnie.
Australia jest piękna ale nie w moim guście, raczej preferuję Anglię gdyż jestem typową Brytyjką. Miałabym problem ze znalezieniem ich gdyby nie to, że jeszcze przy mnie kupowali dom w Sydney. Tak więc mam ułatwione zadanie znając ich adres. Jak przypomnę sobie to cierpienie gdy uważali mnie za kogoś obcego. Brrrr... Dopiero przed drzwiami domu pod numerem 23 Green Street uzmysłowiłam sobie, że nie mam zielonego pojęcia co im powiem. Nie mogę rzucać na nich zaklęć w wejściu jeszcze by się przestraszyli i wzięli mnie za wariatkę. Może przedstawię się jako przedstawiciel Jechowych? Nieee... Tata zawsze chciał z nimi porozmawiać ale mama spławiała ich swoim morderczym spojżeniem. Może pod pretekstem sprzedaży? Mam tylko jedna szansę. Wiem! W takich chwilach jesteś naprawdę inteligentna Hermiono! Powiem, że jestem córką sąsiadów i przyszłam się przywitać. Trochę naciągane, ale przez ich przyzwoitość zaproszą mnie do środka. Zapukałam w pięknie rzeźbione dębowe drzwi, otworzyli mi sekundę później, najwyraźniej gdzieś wychodzili. Kobieta w żółtym kowbojskim kapeluszu z czerwoną gwiazdką, okularach przeciwsłonecznych, burzą czarnych loków opadających na łopatki i czerwony top, w jasnych jeansach była na sto procent moją matką podobnie jak mężczyzna obok niej był moim ojcem. Dość potężnie zbudowany, -jak zwykł mawiać kiedy ktoś żartował z jego tuszy- łysiejący blondyn o czekoladowych oczach, w białym podkoszulku i zielonych szortach patrzył na mnie w osłupieniu.
- Dzień dobry... - Zaczęłam chwilę wcześniej przygotowaną formułkę, tyle, że mi przerwano.
- Hermiona!? - Zawołał mój tata niedowierzając. Teraz to ja stałam jak słup wlepiając w nich oczy. Moje myśli płynęły z prędkością światła wywracając na lewą stronę mój mózg. Nie było szansy by klątwa przestała działać. Chyba, że ktoś ja zdjął...? Tylko kto? I w jakim celu? To wszystko nie trzyma się kupy i jest całkowicie bezsensu.
- Córeczko! - Krzyknęła moja mama i zatonęłam w jej uścisku. Zaprowadzili mnie do salonu, gdzie przez ogromne okna bez firanek wlatywały promienie słońca. -Jeszcze raz, to takie nie angielskie.- Posadzili mnie na wielkiej brązowej kanapie naprzeciwko siebie ciągle coś bełkocząc aż wreszcie ucichli patrząc na mnie wyczekująco.
- Ale... Co? - Najwyraźniej o coś się mnie zapytali.
- Pytałam czy jesteś głodna? - Odezwała się moja mama Jane.
- Nie dziękuje ale...
- A może chcesz coś do picia? Ten tutejszy klimat! Twój staruszek Henry pije bez przerwy. - Zawołała kręcąc głową i podnosząc się zapewne by podążyć w stronę kuchni. Zachowywali się najnormalniej w życiu, jakbym dopiero co wróciła z Hogwartu na wakacje.
- Mamo! - Krzyknęłam do niej by wreszcie zamilkła.
- Siadaj. Mówcie, dlaczego mnie pamiętacie???
- To ty nic nie wiesz? - Zapytał mój tata.
- Nie, nie wiem. Raczylibyście mi wyjaśnić? Wyczyściłam wam pamięć o mnie byście byli bezpieczni, więc jakim cudem?
- Oh... kochanie. Wiemy to. Około świąt Bożego Narodzenia pojawił się tutaj pewien młodzieniec i przywrócił ją nam. Wyjaśnił, że nie jesteśmy bezpieczni z niewiedzą i mamy dalej używać fałszywych nazwisk i pod żadnym pozorem nie szukać cię ani nie kontaktować się z tobą. Spędził z nami uroczy weekend, po czym wrócił do Anglii. Dzięki jego listom wiedzieliśmy co u ciebie. - Młodzieniec? Że niby Ron?
- Ostatnio zaprzestał. - Dodała moja mama do wypowiedzi mojego ojca. Na jej twarzy która była bardzo podobna do mojej pojawiły się zmarszczki, które widziałam wtedy, gdy czymś ją rozczarowałam albo martwiła się o coś bądź kogoś.
- W ostatnim liście wyjaśnił, że zwyciężyliście i ty powinnaś niedługo się zjawić.
- Ale dlaczego mieli byście być w niebezpieczeństwie bez wiedzy? - Zapytałam
- Już ci mówię Herm. Otóż, ten młody człowiek powiedział, że ci źli nas rozpoznali ze zdjęć w gazetach i wysłali jego by nas zabił. - Taaak, to na pewno nie Ronald.
- Kazał nam zaprzestać sławy...
- Sławy? - Podchwyciłam.
- Jako znani celebryci, pokazywaliśmy się to tu to tam i robiono nam zdjęcia. Zaprzestaliśmy tego, przez co staliśmy się bezpieczni. Wszystko zawdzięczamy temu młodzieńcowi.
- Ale kto to był? - Wypowiedziałam na głos zdanie które od początku nie dawało mi spokoju.
- Nie wiemy, powiedział,że lepiej jeśli nie poznamy jego nazwiska.
- Musiał to być śmierciożerca.- Wyszeptałam bardziej do siebie niż do nich.
- A jak wyglądał?
- Eee... Blondyn.
- Blondyn tato? I tylko tyle?
- Taki chuderlawy blondyn. Chodził ciągle w czarnej kiecce. Tak jak to na pokątnej chodzą ubrani.
- I miał tatuaż! - Wypaliła moja mama. Oczywiście,że miał tatuaż, mroczny znak, wąż oplatający czaszkę. Tak to na pewno był śmierciożerca. Śmierciożerca śmierciożercą ale uratował moim rodzicom życie.
- Muszę go znaleźć.
- Masz całkowitą rację. Mamy jego listy córeczko. – Zawołała moja mama i wybiegła z pokoju zanim ja z tatą się zorientowaliśmy. Taaa zawsze była taka energiczna i trochę nadpobudliwa. Tęskniłam za tym.
- Kochanie, ja też chciałbym go odnaleźć, ale myślę, że powinniśmy po prostu wysłać mu list bądź poczekać aż sam napisze.
- Obawiam się tato, że on nie może wysyłać listów. – Lub co gorsza już nie żyć. Dokończyłam w duchu. Musiałam go odnaleźć i cholera uratować. Nie bez powodu dostałam odznaczenie Melrina i zostałam ogłoszona najmądrzejszą czarownicą w Anglii. Mama pojawiła się chwilę potem wręczając mi listy które zdecydowałam się przeczytać później. Zaczęłam im opowiadać co się ze mną działo, choć co nieco wiedzieli. Zanim się obejrzałam a z godziny 8 rano zrobiła się 20 i nastał czas powrotu. Zamierzałam zostać w Australii dłużej gdyby rodzice sprawiali kłopoty. Ale jako, że wyjaśniliśmy sobie wszystko, mogłam spokojnie wracać do Europy. Oni muszą jeszcze załatwić miliony spraw związanych z przeprowadzką. Między innymi znaleźć kupca na dom i zwolnić się z pracy co zabierało sporo czasu. Powiedzieli mi, że nie sprzedali naszego domu w Birmingham jako Wilkinsowie i stoi on pusty. Skierowałam się tam jak tylko pojawiłam się w Angli.
Mogłam wrócić do Nory, odnalezienie moich rodziców napewno by ich ucieszyło ale też skrzywdziło. Czułabym się przez to niekomfortowo i winna.
Cały dom był pokryty sporą warstwą kurzu a meble białymi płachtami. Rozpakowałam się we wschodniej sypialni, która wcześcniej należała do mnie lecz nie znalazłam w niej żadego śladu po moim dzieciństwie. Trochę samotnie i przerażająco czułam się w ogromnym domu. Odprawiłam wieczorną higienę i w przewiewnej piżamie gdyż lipcowe noce były coraz cieplejsze, położyłam się do łóżka. Zapatrzyłam się w ciemność za oknem a później omiotłam spojrzeniem gołe ściany. Oprócz łoża w przestrzennym pokoju była też dębowa komoda na której leżała moja mała torebeczka. Przywołałam ją różdżką i zaczęłam grzebać. Pomyślałam by przeczytać coś jak zwykle przez snem ale natrafiłam na niewielką stertę listów w białych kopertach związanych niebieską wstążką. Wyciągnęłam ten, który moi rodzice otrzymali jako pierwszy od dobrego śmierciożercy. Jej, jak to brzmi, dobry śmierciożerca - typowy oksymoron. Ale on naprawdę uratował moich rodziców. Mimowolnie przypomniałam sobie opowieść Harry'ego o Snape. Brzmiała tak nieprawdopodobnie i nie mogłam w nią uwierzyć. Ten nietoperz, postrach zamku, mistrz eliksirów, ślizgon i śmierciożerca zakochany w mugolaczce. Szczupły blondyn, który zakładam, że po ukończeniu Hogwartu został sługą czarnego pana.
Nie znałam nazwisk młodych śmierciożerców, Harry jedyne wspominał o rodzicach ślizgonów z naszego roku którzy byli obecni podczas wskrzeszenia Voldemorda. Napewno nie spoktałam go w dworze Malfoya. "Młodzieniec" tak określił go mój tata, czyli mógł mieć od 18 lat do około 30. Odrazu przyszedł mi na myśl Regulus Black brat Syriusza, który miał duży wkład w naszą przygodę. Pomimo wychowania od urodzenia w ideałach Voldemorda i wreszcie przyłączenia się do jego kręgu znalazł w sobie choć trochę dobra by mu się sprzeciwić. Tyle, że R.A.B nie żyje. Ciągle ściskając w dłoni otwartą kopertę ze schowanym pergaminem i treścią na myśl przyszli mi Weasleyowie i Harry. Zapewne teraz już spali wykończyni przez pomoc w odbudowie zamku. Dzięki nim i wielu innym osobom będę mogła wrócić i rozpocząć ostatni rok nauki. Ron i Harry podczas naszej jedynej wspólnej rozmowie oświecili mnie iż nie wracają razem ze mną i Ginny. Ministerstwo zaproponowało im kurs aurorski.
Nie rozumiem dlaczego Ronald mnie unika, w głębi siebie miałam nadzieję, że po odczekaniu określonego czasu i pozbieraniu się po śmierci jego brata moglibyśmy być razem. Nawet jeśli nie, to jesteśmy do cholery przyjaciółmi i powinien ze mną rozmawiać. Przyjrzałam się ponownie kopercie, miała tyle znaczków, że tylko trochę było widać, że jest biała a mianowicie w miejscu nie oklejonym, zapisanym adresem.
Korespondowali za pomocą mugolskiej poczty. Mama opowiadała jak nalegali by do nich pisał, nawet jeśli nic o mnie, pragnęli pozostać z nim w kontakcie by wiedzieć na bierząco o czarodziejskiej Anglii. Wiedziałam, że rodzice przez to chciali nawiązać z nim więź. Często opowiadałam im o Harrym, Ronie i o wszystkich Weasleyiach a także o całym Hogwarcie i nauczycielach. Sluchali mnie zdając raz po raz pytanie by wiedzieć jeszcze więcej. Może to było ich wścibstwo i ciekawskość lecz nigdy tego tak nie postrzegałam. Wreszcie wyjęłam list delikatnie bojąc się, że jak papier dotknie mojej skóry rozsypie się w proch. Pisał małymi literkami z długmi ogonkami lecz bez jakichkolwiek zawijasów.

Szanowni Państwo Wikinsowie. 05.01.98r.

Muszę przyznać, że ten list jest najtrudniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek miałem do napisania, włącznie ze wszystkimi esejami i innymi pracami w szkole. Piszę ponieważ obiecałem i pragnę dotrzymać słowa.
Mam dość kłamstw i chcę by wiedzieli Państwo, że staram się pisać szczerze choć jest to dla mnie bardzo trudne.
Przyrzekłem także, że będę państwa informować jeśli będę cokolwiek wiedzieć na temat Państwa córki, teraz tego żałuję.
Niedawno a dokladnie podczas pobytu w Ausralii wydarzyło się coś nie dobrego. Oczywiście skończyło sie lepiej niż się zapowiadało. Muszę przyznać, że państwa córka razem ze swoimi przyjaciółmi miała zawsze szczęście wychodząc cało ze wszelkich przygód. Mieli jednak tego pecha, że te przygody ich spotykały i napewno niebyły przyjemne. Wracając do meritum, otóż dwójka gryfonów pojawiła się w pewnym miejscu w, którym On przewidywał, iż najwyraźniej się pojawią. O ile mi wiadomo dopadł ich. Przyjaciel Hermiony nieco ucierpiał, jej samej nic nie było.
Uciekli. Nie było najlepszym pomysłem mówić mu o niepowiedzeniu mojej misji względem Panśtwa tuż po tych wydarzeniach.
Proszę się o mnie nie martwić ponieważ na to nie zasługuję i nic mi nie jest, nadal jestestem w stanie utrzymać pióro w dłoni. Tak wygląda wojna.
Proszę napisać co u Państwa się dzieje? Czy nic wam nie grozi?

Z poważaniem.
XYZ




Wow. Zaskoczył mnie, musiałam przeczytać list kilka razy by dogłęnie go zrozumieć. Muszę wtrącić, że prawie nigdy nie czytam czegokolwiek dwa razy. Zauważyłam, że jako ślizgon wiedział o mnie sporo. Zwykle zwracali uwagę tylko na to, że moimi rodzicami są mugole bądź przyjaźnię się z Harrym. Nienawidzę ludzi którzy kierują się stereotypami a sama nie jestem lepsza. Od razu założyłam, że jest on ślizgonem, a może to puchon albo krukon a nawet gryfon którego spotkałam w pokoju wspólnym. Jedno muszę przyznać rodzicom, zawarli z nim więź, można to zauważyć już po pierwszym liście.

Szanowni Państwo Wilkinsowie. 17.02.1998r.

Dostałem odpowiedź i nie mogę zrozumieć dalczego interesuje Państwa moja osoba.
Aktualnie nie mam żadnych informacji o Hermionie co jest dużym plusem. Jestem po tej złej stronie i raczej to dobrze, że nie mamy jakich kolwiek wiadomości. Myślę, że powinienem pisać tylko jeśli będę cokolwiek wiedział. Państwa córka jest naprawdę inteligentna i nie dała by umrzeć tym półgłówkom.
Mam nadzieję, że walentynki mineły Państwu w mirę możliwości przyjemnie.
Z poważaniem
XYZ


Ciekawe, jeżeli dotrzymał obietnicy i pisał tylko o mnie to muszę przyznać, że Czarny Pan wiele wiedział. Czym prędzej wyjęłam następny list, nie zwracając uwagi na wcześniejsze obawy.

Szanowni Państwo Wilkinsowie. 23.03.1998r

Nadal nic nie słychać o wielkiej trójcy Hogwartu. Na Państwa prośbę opiszę sytuację panującą w czarodziejskiej Anglii i też trochę o mnie.
Lorda widuję tylko na zebraniach i nawet wtedy unikam tego by na niego patrzeć. Mówią, że czegoś szuka, ponieważ nic nie robi w sprawie Pottera a także w ministerstwie. Na wyspie bardzo źle się dzieje, ludzie chowają się w domach a czarodzieje urodzeni w mugolskiej rodzinie uciekają za granice. Zlecono mi pilnowanie więźniów, próbuję pomóc im na wszelkie sposoby lecz nie jest łatwo. W podziemiach jest dziewczyna także zwoleniczka Pottera. Podziwiam jej optymistyczne nastawienie, poglądy na świat i wyobraźnię. Chciałbym cieszyć się tym, że jeszcze żyję albo tym, że żyją moi bliscy i mimo wszystko mają się dobrze.
Proszę się o nią nie martwić, co roku wykręcają takie numery także i tym razem wróci cała. Pewnie jako zwycięsca.
Z poważaniem
XYZ




Następny był napisany mało schludnym pismem.

Szanowni Państwo Wilkinsowie 12.04.1998r.

Na wstępię powiem, że napisałem ten list miliony razy a z każdym razem z wielkim bólem. Ten który Państwo czytają wydawał mi się najodpowiedniejszy. Starałem najlepiej ubrać w słowa to co widziałem a zarazem zrobić to najdelikatniej.
Nienawidzę siebie za to kim jestem i jaką wybrałem drogę. Nienawidzę mojej rodziny za to, że tak bardzo przyczynia się do zła. Zanim przejdę do sedna prosze przez cały czas sobie powtarzać, że uciekli, nie staneli na przeciwko Sami Wiecie Kogo i są teraz bezpieczni i cali.
Szmalcownicy łapią uciekinierów którzy wypowiedzą imię Czarnego Pana. Niestety tydzień temu, cała trójka pojawiła się w paszczy węża. Muszą mi państwo uwierzyć, że nie potrafiłem im pomóc, nie miałem możliwości ani pomysłu. Jedynie mogłem tam stać i na wszystko patrzeć niezdolny się poruszyć czy cokolwiek powiedzieć. Widziałem Państwa córkę po raz pierwszy od bitwy w Hogwarcie. Nic nie rozumiałem z tego co od niej rząda Bellatrix, która była jedną z gorszych śmierciożerczyń. Nie lubię nie jasnych sytuacji więc powiem to ponieważ mogą Państwo pomyśleć o czymś gorszym. Torturowała ją. Chłopaków Glizdogon zamknął w podziemiach skąd się później wydostali. Ale oni uciekli! Znowu się im udało. Czarny Pan był bardzo zły a Bellatrix odpowie za to co zrobiła jej i innym. Zgnije w Azkabanie gdzie jest jej miejsce.
Nie mogłem tego nie napisać, nie mogłem Państwa okłamywać.
Z poważaniem
XYZ



Cholera Hermiono! Zawsze wiesz więcej od innych i więcej dostrzegasz a teraz w tak decydującym momencie nie możesz sobie przypomnieć wszystkich osób będących salonie Dworu Malfoya. Czemu całe otoczenie przycimiewa i zamazuje mi fala bólu wspomnienia tortur zadawanych przez Bellę? Dlaczego czuję, że wiem kim on jest jednak gdzieś mi umyka ta podstawowa wskazówka? Tylko co on robił w Dworze Malfoya? Śmierciożercy spotykali się tam tylko na zebraniach. A może...? Nie... Napewno nie. Zamiast dalej rozmyślać nad jego torzsamością wyjęłam kolejny list do przeczytania tej nocy.

Szanowni Państwo Wilkinsowie! 09.05.1998r.

Hermiona jest niesamowita! Podziwiam jej odwagę, zazdroszczę tej lojalności wobec przyjaciół i hartu ducha.
Trudno uwierzyć ale ona razem z Weasleyiem i Potterem włamali się do Banku Gringotta. Proszę się nie obawiać jestem całkowicie pewien, że nie chodziło o zagrabienie wartości dla własnej korzyści. Nawet ja taki nie zorientowany uważam, że chodziło o coś co ma pomóc im w walce z Sami Wiecie Kim. A jaki On był zły, ze smutkim wspominam tych którzy byli przy nim w chwili gdy się dowiedział o całym zajściu. Chociaż nie byli to wzorowi obywatele. Włamanie było doskonałe ale ucieczka, po prostu brawurowa. Proszę sobie wyobrazić, że z tuneli banku wylecieli na smoku! Tak, prawdziwym, troche ślepym ale jednak smoku! Muszę kończyć i wysłać ponieważ dostałem wiadomość, że mam się stawic jak najprędzej. Podobno Czarny Pan zbiera jak najwięcej ludzi.
Obawiam się najgorszego.
Z poważaniem
XYZ


Nie myślałam nic, tylko szybko zabrałam się do ostatniego listu.


Szanowni Państwo Wilkinsowie! 20..05.1998r.

Piszę mój ostani list do Państwa. Lorda Voldemorda już nie ma, umarł, zginął. Potterowi jednak się udało a czarodzieje są wolni. Wtedy 9 maja odbyła się bitwa o Hogwart. Nadal nie mogę uwierzyć, że to właśnie moja własna matka mu pomogła.
-Moje myśli błędziły jak oszalałe powtarzając jedno słowo a dokładniej nazwisko - Malfoy. Mam 100% pewności, że ta fretka, którą nienawidziłam ze wzajemnością, która tyle razy nazwała mnie szlamą, gardziła mugolami pomogła w obliczu zagrożenia. Nie zrobił tego tylko dlatego, że stchórzył i podobnie jak na wieży Dumbledora nie potrafił zabić moich rodziców. Nie on po prostu nie był zły. A świadczą o tym te wszystkie listy i kontakt pomiędzy nimi. Zapanowałam nad oddechem i próbowałam się uspokoić. Nastąpiło to dobiero po 10 minutach. Otworzyłam oczy zdając sobie sprawę, że przez cały czas od kiedy przeczytałam ostatnie zdanie miałam je zamknięte i mocno zaciśnięte. - Kiedy zobaczyłem jego ciało pomyślałem, że to jednak koniec i nie ma dla nas ratunku. On jednak miał inny plan, zamierzał zwyciężyć i pozostać cholernym Chłopcem-Który-Przeżył. Zwyciescy świętują i poszukują niedobitków. Ja sam się ukrywam bo jestem zbyt wielkim tchórzem by wyjść na światło dzienne. Bardzo dawno temu postanowiłem, że jeżeli doczekam jego końca to przyznam się. Odwlekam to dzień po dniu kiedy wreszcie wyruszę do ministerstwa.
Hermiona jest bezpieczna, myślę, że skontaktuje się z Państwem niedługo. Proszę o mnie nie wspominać, bo toreszeczkę ją znam i jako matka miłosierdzia pewnie będzie chciała mnie uratować. Nie chce tego, muszę wreszcie odpowiedzieć za własne czyny. Chciałym się pożegnać. Zawsze chciałem by inni postrzegali mnie w ten sposób co Państwo. Napisałem te kilka listów i nawet nie zdają sobie Państwo sprawy jak ważne były one dla mnie. Dawały mi nadzieję na lepsze jutro i przypominały, że jeszcze jakoś mogę pomóc.
Proszę to zrobić dla mnie i mi nie odpisywać, już nigdy nie pisać.

Dziękuję
XYZ




Zerknełam na zegare. 2:23. Po moim policzuku potoczyła się jedna łza, która była pierwszą od końca wojny. -CHOLERNY DRACO MALFOY!- Krzyknełam jak najgłośniej mogłam w pustą przestrzeń. Nikt mi nie odpowiedział. Prawda była bolesna, nie lubię prawdy. Nikt nie lubi ale trzeba się z nią zmierzyć i czym prędzej tym lepiej. Najprawdopodobniej Malfoy był w Azkabanie czekając na rozprawę. Miałam wielką ochotę działać by spędził tam jak najmniej czasu, ponieważ nie zasłużył na to. Muszę się za niego wstawić, przekonać Harrego by to zrobił. Muszę go uratować za to ,że on uratował moich rodziców za to ,że nie był zły. Kąciki moich warg drgnęły w uśmiechu na wspomnienie jego przewidywalności względem mnie. Długo nie mogłam zasnąć pobudzona przez myśli o nim do granic nie możliwości. Nachętniej obudziłabym ministra rządając by natychmiast wydał rozporządzenie zwalniające Dracona Malfoya z azkabany po czym bym się tam udała i zabrała go stamtąd jak najdalej. Bardzo prawdopobone ,że zabrałabym go do Nory. Opowiedziała całą historię Wealeyiom i próbowała ich do niego przekonać podobnie jak jego do nich. Może właśnie dzięki niemu by odżyli.
Obudziłam się o 5 rano, rześka i gotowa do działania. Umyłam i ubrałam się w rekordowym tempie a nadmiar wolnego czasu skłonił mnie do przygotowania sobie a potem zjedzenia śniadania. Kiedy wreszcie nastąpiła ta długo oczekiwana chwila i pojawiłam się w ministerstwie zauważyłam ,że ludzie zachowują się normalnie. Zainteresowani własnymi soprawami w ogóle nie świadomi ,że w więzieniu znajduję się niewinny człowiek. Popęziłam wyprzedzając wszystkich wokoło do najbliższej winy którą udałam się na piętro 4 gdzie było biuro ministra. Nie zwracjąc uwagi na wdekoltowaną sekretarkę zapukałam i odrazu weszłam do gabinetu. Clark jak tylko usłyszał otwierane drzwi poderwał głowę znad papierów po czym wstał kłaniając się i nie kryjąc zdziwienia.
-Witam Panno Granger czym zaszczycam sobie pani wizytę?- Przemówił swoim wyciwiczonym w miare uprzejmym głosem.
-Dzień dobry.- Mój był zachrypnięty i czułam jak w gardle rośnie mi gula. McMilian miał na oko 36 lat i wydawał się za młody na zajmowane przez niego stanowisko. Jego blond włosy idealnie uczesane z idealnym przedziałkiem po środku mimowolnie przywoływały wspomnienia człowieka przez którego własnie tam jestem. Wskazał mi miejsce na przeciwko siebie i nie czekając sam spoczął.
-Przyszłam w sprawię Dracona Malfoyia.-Powiedziałam nieco pewniej.
-Syn Lucjusz Malfoyia?
-Tak.- Odparłam a on na chwilę się zamyślił po czym się odezwał jednocześnie szukając czegoś w szufladach swojego biurka.
-Co w związku z nim?
-Chciałabym się z nim spotkać a także przedstawić dowodu które przyczyniają się do wyroku uniewinniającego. Pan Malfoy przez cały okres wojny nie zrobił nic poważnego przeciwko prawu. Dodam też ,że miał zabić moich rodziców jednak tego nie zrobił przeciwnie, pomógł im. Narażając się tym samym na gniew Voldemorda.- Moje słowa wstrząsneły ministrem ponieważ patrzył na mnie jak na wariatkę ściskając w dłoniach jakąś białą teczkę.
-Panno Granger... niestety jest to nie możliwe.
-Wiem doskonale ,że jest on śmierciożercą ale został do tego zmuszony i on jest dobry...-Calrk przerwał mi nie grzecznie.
-Panno Granger jest to nie możliwe poenieważ Pan Draco Malfoy został skazany na śmierć przez truciznę dania 5 czerwca 1998 roku w Azkabanie.


"Eliksiry zawsze były moim ulubionym przedmiotem."- Ostatnie słowa Dracona Malfoya przed śmiercią.

Odpowiedz
#2
Nie przekonuje mnie ani Twój pomysł, ani wykonanie. Tekst czyta się topornie. Popełniasz masę błędów ortograficznych i interpunkcyjnych.
Radziłabym bardziej przyjrzeć się tekstowi, zanim go wkleisz.

Stanowczo na nie.











[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz
#3
To co pani wyżej, plus to co napisałem w innym twoim tekscie.
czytaj więcej, różnych książek i pisz
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości