Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Fanfiction] (Harry Potter) Czy ona jest!?
#1

25.01.2012r Henry Edward Telesfor przedstawia :

1.Hermiona była w środku zebrania samorządu na temat funkcjonowania departamentów, kiedy do sali wszedł jej asystent Scott i przerwał jej mowę. Wyjaśnił, iż jest to sprawa nie cierpiąca zwłoki i ma się stawić na spotkanie z profesor McGonagall, która oczekuję jej w swoim gabinecie. Powiedział także, że Pan Weasley też dostał tą wiadomość i zapewne się stawi.

- Ej, Ron! Ron! - Usyszał rudowłosy mężczyzna głos Owen'a dochodzący z kominka w stołówce która służyła także jako salon w głownej siedzibie aurorów.
- Co jest?! Śpieszę się, właśnie dostaliśmy sygnał i ruszamy! - Odpowiedział jednocześnie zakładając uniform przeciwzaklęciowy podobnie jak dwadzieścia innych osób.
- Chodzi o twoją córkę. Dostałem wiadomość od Ellen, której Mike powiedział, by przekazała tobie, ale ona nie mogła więc, jak mnie spotkała...
- Owen! O co chodzi z Rose? Coś się stało? - Przerwał koledze zniecierpliwiony Ron. Oddział B właśnie deportował się na miejsce ataku i nie długo czas na grupę Weasleyia.
- Nie wiem dokładnie. Masz natychmiast udać się do Hogwartu. Ellen powiedziała, że to pilne.
- TERAZ? Chyba sobie żartujesz! - Ryknął z wściekłością, ale zaczął zdejmować ubranie wierzchne i poinformował Matta który dowodził, że nie może lecieć. Matt wyglądał na wkurzonego ale przemilczał sprawę i tak oto Ron został sam. Głowa Owena także zniknęła z kominaka.

- Hermiono! Wiesz o co chodzi? - Zapytał Ron żonę gdy tylko ją zobaczył na jednym z korytarzy w szkole magii i czarodziejstwa.
- Myślałam, że chociaż tobie coś powiedzą. - Stupot jej szpilek przebierających w zawrotnym tempie zagłuszał ciszę.
- A tak właściwie to gdzie idziemy? Mam nadzieję, że załatwimy to szybko, może uda mi sie jeszcze wrócić i pomóc. Myślę, że nie jesteśmy potrzebni tu oboje, zostań i wszystko opowiesz mi w domu.
- O nie, nie, nie, nie! Myślisz, że ja też nie powinnam wróćić?! Przesuwaliśmy cały czas termin zebrania by dostosować się do ministra. Kiedy wreszcie znalazł czas, to i tak nic z tego bo mnie nie wyszło! Idziemy do McGonagall RAZEM! - Oświadczyła ze złością a Ronowi nawet przez myśl nie przeszło by sprzeciwić się jej stanowczemu tonowi. W między czasie tego pędu do gabinetu dyrektorki i dyskusji, złapali się za ręca od tak przypadkiem, to było coś normalnego.
- Do McGonagall? Przecież Rose nie jest w gryfindorze?!
- Rose?! A nie Hugo? - Hermiona staneła jak wryta i z zaskoczeniem spojrzała na męża. Po chwili się opamietała i ruszyli.
- To chyba napewno jakaś poważna sprawa. - Mruknął.
- Znasz hasło?
- Nie.

2. McGonagall stała przed himerą prowadzącą do swojego dyrektorskiego gabinetu, z surowym wyrazem twarzy który się nawet nie zmienił o milimetr gdy na horyzoncie pojawiła się oczekiwana przez nią dwójka.
- Państwo Weasley, zapraszam do gabinetu. - Małżonkowie spojrzeli po sobie ale posłusznie ruszyli za dyrektorką która po tym jak wypowiedziała hasło wspinała się po schodkach.
Gabinet nie zmienił sie, od czasów ich nauki, oprócz fenixa któryego zastąpiła normalna sowa. Byli dyrektorzy smacznie spali w swoich portretach prócz Albusa Dumbledora który patrzył na nich uważnie. Rodzice uczennicy zasiedli za biurkiem na przeciwko profesorki.
- Miewam, że u państwa dobrze. Myślę, że bedzie to krótka rozmowa, chyba, że będą mieli państwo jakieś pytania.
- Tylko jedno. Co zrobiła Rose, że tutaj jesteśmy? - Wtrącił się Ronald, Minewra spojrzała na niego w ten sam sposób jak gdy przyłapała jego i Harrego na łamaniu regulaminu i właśnie ma zamiar wlepić im paskudny szlaban.
Mężczyzna przełknął głośno ślinę a Hermiona pomimo poważnej atmosfery miała ochotę się roześmiać.
- Dziękuję panie Weasley, właśnie miałam do tego przejść. - Przerwała na chwilę czekając na komentarz ze strony Rona któryego się nie doczekała więc kontynuowała.
- Uważam podobnie jak panna Weasley, że powini to państwo uśłyszeć od niej.
- A nie mogła by nam powiedzieć kiedy indziej. Mamy obowiązki, pani rozumie - praca. - Powiedziała uprzejmie Hermiona.
- Proponowałabym wziąść wolne do końca dnia. - Ron i Hermiona wymienili ponownie spojrzenia ale zgodnie choć trochę zrezygnowni pokiwali głowami.
- Oczywiście mogą państwo liczyc na jakąkolwiek pomoc ze strony szkoły, ale myślę, że w takich okolicznościach zabiorą państwo córkę do domu. Jako, że taki wybryk się jeszcze niegdy nie zdarzył nie ma na to, żadnego przepisu.
- Tylko co zrobiła Rose?
- Jak już mówiłam to powie państwu ona. Zapewne już czeka przed moim gabinetem. Zwolniłam ją u profesora Flitwicka do końca dnia, może wrócić za pomocą sieci fiuu na kolację.
- To znaczy, że możemy zabrać ją do domu? - Zapytał niepwenie Ron podnosząc się z krzesła.
- Tak panie Weasley. Gdyby mieli państwo jakiekolwiek pytania prosze przysłać sowę.
- Dziekujemy. Do widzenia. - Pożegnała się Hermiona i pociągneła swojego męża za sobą. Zeszli schodami z takim samymi informacjami jak poprzednio, czyli żadnymi. Na korytarzu już czekała na nich Rose oparta o ścianę nadal w mundurku.
- Tak to była naprawdę krótka wizyta. - Skwitował Ron uśmiechając się do rudowłosej córki.
Wszyscy troje ruszyli do wyjścia, przez to, że trwały lekcje nie mogli zobaczyć się z Hugonem a do przerwy musieli by czekać pół godziny.

3.
Niewielki dom, wyglądał tak samo jak, gdy go opuszczali dziś rano państwo Weasleyiowie. Ceglany z ciemnym brązowym dachem i dużą ilością okien w których widoczne były firanki i czasem kolorowe zasłonki. Jak tylko do niego weszli oboje znikneli tłumacząc się zwięźle.
- Muszę zafiuukać do Owena by dał moje zwlnienie Mattowi.
- Wyślę sowę do Scotta.
- Moglibyście potem zejść na dół, chciałabym wam coś powiedzieć. - Krzykneła za nimi Rose, jeszcze zanim zniknęli na schodach.
Stała sama w pomieszczeniu które służyło jako salon, jadalnie i kuchnię. Usiadła na jednej z zielonych kanap i tam czekała na rodziców jednoczenie bębniąc ze zdenerwownia palcami o oparcie.
Kiedy pojawiła się Hermiona długo musiały siedzieć jak na szpilkach w niezręcznej ciszy którą zagłuszały odgłosy z kuchni a mianowicie pogwizdywania, otwierania lodowki i krojenia. Wreszcie a dokładniej dziesięć minut później pojawił się Ron zajadając ogromną kanapkę z najróżniejszymi dodatkami. Kobieta spojrzała na niego krytycznie gdy usiadł obok niej. Rose była wkurzona i zdenerwowana przez czekanie na nich a teraz jej ojciec doprowadzał ją do białej gorączki. Odprawiła myśl by powiedzieć im prosto z mostu i zastosować terapię wtrząsową i wzięła 2 głębokie oddechy, uspokojając się. Kiedy wreszcie przełknął ostatni kęs, przemówiła.
- Prosiłabym byście mi nie przerywali i pozowlili wytłumaczyć. Odrazu powiem, że nie poddam się żadnemu eliksirowi. Rozumiem, że mam jedynie 16 lat ale biorę całkowitą odpowiedzialność za swój czyn. Echem... Jak wiecie miałam chłopaka ale się rozstaliśmy ponieważ no... był inny.
W każdym razie ja i Dan zerwaliśmy na koniec 5 klasy. W wakacje zaczełam spotykać się z innym. No i... Będąc w czsie skoły, byliśmy razem juz cztery miesiące.
Ech... Wiecie zaklęcia antykoncepcyjne są przerabiane w 7 klasie... I zdecydowaliśmy się na nasz piewrszy raz i ja znałam zaklęcie tyle, że było za słabe...
- CO??? - Ryknął Ronald ale Hermiona szturchnęła go mocno w żebra by sie uspokoił choć ona sama była zielona na twarzy.
- Dziś rano Pani Pomfrey zbadała mnie po czym powiedziała, że jestem w ciąży.
- Ron przydaj się na coś i idź po ognistą. - poprosiła Hermiona.
Rose patrzyła jak jej rodzice w milczeniu powoli opróżniają butelkę whisky. Dziewczyna liczyła, że przyjmą to nieco lepiej, choć nie chciała tej ciszy i niezręczności pomiędzy nimi ale napewno, bała się reakcji swojego taty w połowie po opróżnieniu jednej trzecie butelki alkocholu.
Ron zaczął przeraźliwie chichotać, nie śmiać się, chichotać nawet nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego słówka. Hermiona spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami a on zaczął wskazywać na nią popadać w jeszcze większy rechot.
- Ha ha ha ha ha... będziesz babcią... ha ha ha... babcią będziesz...ha ha ha ha. - Brunetka gdy obie dowiedziały się z czego się śmieje mocno szturchnęła go w żebra dzięki czemu po chwili udało mu się opanować. Przez jego zachowanie ona sama prawie wypiła resztę ognistej.
- Rose. Echem... Myślę, że powinnaś już wrócić do zamku, zbliża się pora kolacji. - Odezwała się wreszcie.
- Tak masz rację, mamo. - Krukonka wstała podobnie jak Hermiona.
- Profesor McGonagall ma słuszność, skończysz semest i zabierzemy cię do domu.
- Rose. - Teraz odezwał się jej ojciec a jego twarz przybrała nad wyraz skupionej.
- Ale kto jest, no wiesz... no z kim? - Rodzice wbili wyczekujące spojrzenie w córkę.
- Nie chcę wam mówić. - Odparła jedynie ruszając w stronę kominka, kiedy miała już wsypać proszek usłyszała głos mamy.
- Do zobaczenia nie długo Rose. Powinnaś powiedzieć reszcie i jemu... Kochamy cię. - Po tych słowach zniknęła w szmaragdowozielonych płomieniach z myślą która długo nie chciała ją opócić a mianowicie , że zawiodła swoich rodziców.

4.
Hermiona zaczęła ze zdenerwowania chodzić w kółko po salonie jak tylko Rose wróciła do Hogwartu.
- Boże... Dziecko! Ona sobie nie poradzi... Będziemy musieli załatwić jej prywatne lekcje... Odbje się to na naszym skarbcu... Ciekawe gdzie znajdziemy tego kogoś, kogoś! Kilka osób! - Mamrotała po nosem a Ron nie miał pojęcia czy mówi tak sobie czy jednak do niego. Kiedy się zatrzymała i spojrzała na niego poddenerwowana wyczuł, że nadchodzi coś napewno nie ciekawego.
- Zrobiłbyś coś! - Krzyknęła trząc sobie czoło i próbując myśleć.
- Kto się zajmie dzieckiem kiedy ona wróci do szkoły... Co tak siedzisz?! Powiedziałbyś coś! Zawsze wszystko na mojej głowie! Tak teraz będziesz mi wypominał jak to ja ją wychowałam... - Wróciła do krążęnia w tą i we w tą a Ronald już jej nie słuchał mruknął coś na temat kolacji i zniknął w kuchni. Posiłek zjedli już w spokojniejszej atmosferze, Hermiona przglądała papiery które nadesłał jej Scott a on po prostu jadł oglądając telewizję. Dopiero w łóżku, przebrani w piżamy, umyci i przygotowani na następny dzień szeptali co na ten temat myślą.
- Herm? Śpisz? - Zapytał Ron około północy ponieważ nie mógł spać a pełnia księzyca oślepiała swoim blaskiem wlatującym przez okno.
- Nie. Próbuję ale nie mogę.
- Więc udawałaś przez cały czas?
- Yhm.
- Herm, będziemy dziadkami. Jeszcze jeden Weasley! - Wyszeptał brzmiąc na lekko uradowanego.
- Stawiam 10 galonów, że będzie miał rude włosy. - Ron mógł by przysiąc, że pomiomo ciemności zobaczył jak jego żona się uśmiecha.


5.0 Retrospekcja

Albus wszedł do dormitorium które zajmował od 6 lat po mapę Huncwotów a jego uszom doszło pogwizdywanie w rytm jakiejś wesołej piosenki. Radosne dźwieki wydawał nie kto inny jak jego jeden ze współlokatorów a za razem najlepszy przyjaciel Scorpius Malfoy. Zaśmiał się na widok kolegi strojącego się jak ostatnia modelka przed lustrem które nie szczędziło mu komplementów.
-Cześć Scor, teraz wiem co ci kupić na święta.- Wyszczerzył się do odbicia przyjaciela jednocześnie siadając na swoim łożku.
-Co?
-Różowy sweterek wystarczy czy muszę porywać się na coś bardziej hmm... kosztownego jak sztuczny...
-Ha ha ha. Naprawdę bardzo śmieszne Al.- Przerwał mu w pore.- Słuchaj mam randkę.
-Nic nowego.- Mruknął czarnowłosy przeszukując swoją szafkę nocną.
-Tak, tyle, że ta bedzię wyjątkowa i bardzo bardzo ważna.
-Zamierzasz pobić swój rekord i już na pierwszej randce ją przelecieć?
-Nie. Oczywiście, że nie. Rose wreszcie się zgodziła bym zabrał ją do Hogsmade...- Nie dokończył bo został brutalnie popchnięty na ścianę, wyginając mu rękę. A twarz Albusa znalazła się blisko przeszywając go badawczym spojrzeniem.
-Czy, Ty, Powiedziałeś, Rose?
-Ała Al! Tak idę z Rose, co w tym złego?
-Co w tym złego?!- Krzyknął młody Potter.- Ona nię będzie twoją następną zdobyczą! Nie zgadzam się!
-Al póść mnie do cholery! Rose nie jest żadną następną, ja... ja się zakochałem!- Zanim Malfoy się zorientował jego przyjaciel znów siedział na swoim łożku a twarz mu załagodniała. On sam rozmasowywał sobie ramię.
-Zakochałeś się?! Wielki łamacz Hogwarckich serc się zakochał?! O ja cie... Dorastasz. Powiedziałeś jej?
-Nie, spotykaliśmy się już w wakacje, ale dziś jest nasza oficjalna randka.
-Trzymam kciuki i mam nadzieję ,że się wam uda.- Wyszczerzył się ponownie i ze starym pergaminem zniknął z dormitorium.
Odpowiedz
#2
masakra. masa błędów, złe zapisy dialogów, interpunkcji, zaimkoza, złe zapisy z 'nie'. Brak plastyczności, wszystko sztywne, cierpkie. Wymiękłem zaraz na początku.
Poczytaj poradniki co do dialogów na forum, pracuje nad interpunkcją, etc... etc...

Po mojemu to jest tak. Przeczytałeś/aś Harrego, prawdopodobnie jako jedyna książkę, i myślisz "JA tyż tak umim!" - otóż nie... to nie jest takie hop siup. pracuj, czytaj, pisz.
Odpowiedz
#3
Książki akurat czytam wręcz nałogowo.
Lecz muszę przyznać ci racje, nie radzę sobie z interpunkcją czy ortografią jeśli chodzi o dłuższe teksty.
Odpowiedz
#4
Proponuje więc pisanie tekstu w Wordzie i analizowanie swoich błędów. Sprawdzaj czy przecinki masz na odpowiednim miejscu, czy nie wystąpiły literówki, po prostu analizuj. To też jakiś sposób na naukę. Jak piszesz tekst, pomyśl nad wiarygodnością postaci i zdarzeń, pomoże ci to uniknąć ewentualnych wpadek.
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz
#5
Cóż mogę powiedzieć. Jak już tu padło, robisz sporo błędów różnej maści. Niepoprawnie zapisywane dialogi...Musisz ostro popracować nad swoim warsztatem.
Sam tekst jednak w miarę mi się podobał. Było ciekawie ( co sprawiło, ze dotrwałam do końca ), jednak nie mogłam pozbyć się wrażenia sztuczności... Ja też czytałam Harry'ego - to tak na marginesie.

Na koniec dodam: jeśli chcesz być dobrą pisarką, to długa przed tobą droga.
Everything it's possible...

Heart

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości