Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Euro 2012
#1
Tekst napisany pół roku temu chyba, na konkurs jakis, forma groteska. od dłuzszego czasu nie mam weny na nowe opka. Szczerze mówiąc nie chce mi się nawet szukać byków, bo kominek mi rozum przygrzewa, nie pamiętam zebym to pisała, ale poprawię wskazane błędy.

Długo czekałem na ten dzień. Wziąłem urlop, kupiłem pięćdziesięciocalową plazmę, całą spiżarnię zastawiłem puszkami Perły, zastawiłem dom i samochód, by mieć bilety na ćwierćfinały i finały. Wszystko dla euro, dla mojego euro. Jedynie nie udało mi się wysłać żony na księżyc, ale obiecała nie przeszkadzać.
"Informacje z ostatniej chwili. Czeska reprezentacja utknęła w mieliźnie w okolicach Kostnicy. Mimo zapewnień ministra Głupczyka autostrada A3 nie została ukończona do dzisiejszego popołudnia, dlatego kierowca musiał z niej zjechać", dobiegł głos z telewizora. No niech to licho! Jak mecz się nie zacznie o ustalonej porze, to mnie szlag jasny trafi! Zdenerwowany zmieniłem kanał i trafiłem na mordę tego knura.
"Panie ministrze, autostrada A3 miała mieć trzysta kilometrów i prowadzić do Warszawy. Tymczasem czescy piłkarze stoją w korku sto kilometrów za stolicą, autostrada nie została dokończona. Czy sądzi pan, że to normalne?"
"Droga pani, autostrada jest dwukierunkowa i ma po trzy pasy plus awaryjne. Zapewniam, że po przeliczeniu droga liczy ponad trzysta kilometrów. Dziś zostały dokończone drobne kosmetyczne roboty drogowe. A teraz przepraszam, obowiązki wzywają". Głupczyk się odwrócił i zwiał sprzed kamery! Poczułem jak trzęsą mi się ręce. Jakbym dorwał tego gnoja, to bym mu nogi z dupy powyrywał! Tyle przygotowań, tyle planów, tyle nadziei, a tu mecz się opóźni. Nawet szalik sobie kupiłem! Półprzytomny doczołgałem się do kuchni i zażyłem krople na uspokojenie. Pozostało czekać.

Minęły trzy godziny, w końcu się zaczęło. Wielki mecz otwarcia. Białoczerwoni wyszli na boisko. Och, co za ekstaza! Wziąłem łyk piwa i zacząłem się brechtać jak głupi do sera. Nigdy jeszcze nie byłem taki szczęśliwy. Moje szczęście jednak za chwilę miało zostać zakłócone, bo na ekranie pojawiła się ona! Moja buka z czasów młodości... Stanęła za mikrofonem i próbowała naprawić błąd przeszłości.
"Jeeszczeee Polskaaa nie zginęęęłaa...", o nie. To gorsze niż poprzednim razem. Przeszył mnie dreszcz. Pociemniało przed oczyma. Miało być tak cudownie, a tu jak nie opóźnienie, to wycie tej wiedźmy. Skuliłem się i zacząłem dygotać. Uniosła się wrzawa, ludzie zaczęli piszczeć. Uff... przestała śpiewać.
"Odpierdolcie się, więcej nie zaśpiewam hymnu!". Po takiej obietnicy mogło być tylko lepiej. Ale nie było. Przegraliśmy jednym golem. Trudno, ważne że było piękne otwarcie.

Mecz Polska kontra Niemcy. Mecz o wszystko. Szkoda tylko, że znowu te przeklęte studio. "Witamy państwa w studio Polsat. Mateusz Rozporek i Bożydar Osranow. Niemcy prawie nie dotarliby na mecz. Na autostradzie A2 zdarzył się wypadek, zostały postawione blokady, więc niemiecka reprezentacja musiała przyjechać do Poznania pociągiem. Kasjerki i służby kolei nie rozumiały nic po niemiecku ani angielsku, stąd opóźnienie." Poczułem jak na policzki wypływa mi rumieniec. Co za wstyd! Przełączyłem na dwójkę. Reporterka Panoramy wzburzona relacjonowała złe wieści.
"Od otwarcia Euro 2012 w Polsce ukradziono trzysta samochodów, w większości BMW o niemieckich rejestracjach. Obcokrajowcy są wzburzeni."
- Miłosz, dobrze się czujesz? - dobiegł do mnie głos żony. Zacisnąłem pięść. Mówiłem, że ma nie włazić, jak oglądam.
- Tak, spadaj - burknąłem. Dziwne, ale odebrała to za żart. Czy wyglądałem na kogoś kto żartuje?! Czerwony, spocony, trzęsący się. Przełączyłem na polsat, dawać mój mecz. Harpia stanęła mi przed telewizorem i zaczęła sprzątać puszki po piwie. Piłkarze zaczęli wychodzić na boisko, a ja miałem przed oczyma ten wielki, tłusty zad. Cóż, aluzja nie pomoże, bo to blondi.
- Czy ty wiesz, że powinnaś mieć dwa zęby?! Jeden do otwierania piwa, a drugi żeby cię bolał! - wydarłem się tak, że chyba sąsiedzi usłyszeli. Zad odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Miłosz, panuj nad sobą. Bo pójdę do mamusi.
- Gówno mnie obchodzi ta stara rura! Chcę obejrzeć mecz! A oglądam jakąś oślizgłą świnię!
- Jeszcze jedno słowo i się wyprowadzam! - zapiszczała tak głośno, że ze strachem rzuciłem okiem na ekran telewizora. Żadnej ryski.
- Brzydka jesteś. - Naburmuszyłem się, bo myślałem że stać mnie na bardziej kreatywną odzywkę. Ślubna rzuciła we mnie krzesłem i wybiegła z domu. Krzyż na drogę.
Po dziewięćdziesięciu minutach miałem ochotę wyskoczyć przez okno. Dwa samobóje! Cztery do zera dla Szwabów. Żeby im jak najwięcej samochodów pokradli!
"Panie trenerze, co się stało? Mówił pan, że macie dobrą taktykę."
"Mamy genialną. Przegramy wszystkie mecze w grupie, ale wygramy w finale i wszystkim opadną kopary!". Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Padłem.

Ostatni mecz Polski. Mecz o honor z Estonią. Wszystko zgodnie z planem, żadnych opóźnień w wiadomościach. Mecz odbywa się na Ukrainie, to wszystko wyjaśniało. Skończyły się reklamy, pojawiło logo fify, a tu złowieszczo zadzwonił domofon.
- Nie ma mnie! - krzyknąłem. To był jakiś koszmar, coś mnie prześladowało. Nie mogłem obejrzeć najważniejszych meczy w spokoju.
- Cześć Miłosz, pukałam - usłyszałem za plecami. Odwróciłem się i poczułem jakby mnie ktoś młotem w klatę walnął. Kuzynka Teresa i jej trójka dzieci! Małych dzieci! - Zalało nam mieszkanie. Pomieszkamy troszkę u ciebie. Włącz dzieciom bajkę, dobrze?
- Oglądam mecz. Po meczu. Dam im bajkę po meczu - chyba zacząłem mamrotać, bzikować, ale każdy oszalałby, widząc jak trójka bachorów lata wokół stołu i krzyczy "kamikadze".
- Kochany jesteś - rzekła i wyrwała mi pilot z ręki. Mój pilot! Zdążyłem tylko zobaczyć gwizdek sędziego, gdy na ekranie pojawiły się smerfy. Kto wpadł na taki popieprzony pomysł, aby kupić kablówkę? Skóra mi ścierpła na myśl, że piłkarze już grają, a ja tego nie widzę.
- Dzieci powinny spać o tej porze - zawyłem. Postanowiłem być stanowczy. - Teresa, chcę mieć spokój. Nie mogę was przyjąć, idźcie gdzie indziej.
- Nie wygłupiaj się. Zrób nam coś do jedzenia. - Poczułem jak z uszu bucha mi gorąca para. Niedoczekanie! Ja jestem odważny i stanowczy, zawsze robię to co chcę. To mój dom! JA chciałem obejrzeć mecz. Dlatego kategorycznie i nieodwołalnie zakomunikowałem im... w myślach, że idę do baru.

Jak to mówią, z deszczu pod rynnę. W barze był ścisk i tłok, musiałem siedzieć obok pary islamskich gejów. Złorzeczyłem w myślach na matkę, za to, że zmuszała mnie do nauki angielskiego. Musiałem wysłuchiwać co sobie zrobią i gdzie... Brrr...
- Albo rozmawiajcie po arabsku, albo wypad z baru! - ryknąłem, gdy podczas dobrej akcji na boisku jeden z pedałów podskoczył rozchichrany i przysłonił mi obraz.
- Spokojnie, spokojnie - zatelepał rzęsami drugi. I wrócili do umizgów.
- Po co tu siedzicie jak nie oglądacie?! - wkurzałem się dalej.
- Słyszeliśmy, że na Euro 2012 Polacy nieźle dupy dają, bejbe. - Zerwałem się i uciekłem zestrachany na drugi koniec baru. Nawet moja żona nie miała dostępu do kakaowej jaskini. W końcu mecz się zakończył - remisem. Zaczęły się durne przyśpiewki.
"Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało!"
Jak to nie?! Trzy rozgrywki i ani jednej wygranej! Napięły mi się wszystkie ścięgna, z gardła wydobył diabelski wrzask i zacząłem walić krzesłami w stoliki. Kto próbował mnie powstrzymać, dostawał w ryj. Byłem w amoku.

Obudziłem się w szpitalu. Miałem połamane ręce i nogę. Gliny czekały, aż się wykuruję, by mnie zgarnąć do aresztu za podrobienie podpisu żony na umowie hipotetycznej. No i za rozróbę w barze. Ale ja się nie daję tak łatwo. Musiałem się dostać do Poznania na ćwierćfinał. Pik, pik. Skąd tu moja komórka? Odczytałem sms'a: Miłoszu, znalazłam w twojej szafie ze skarpetkami bilety na mecze. Oddałam je mężowi Tereni. Tobie nie będą już potrzebne. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że jesteś wariatem. Przyjdę jutro, do zobaczenia.
Nie wierzyłem, ona kłamała. Nie mogłaby mi tego zrobić. Otumaniony włączyłem telewizję. Przynajmniej tego luksusu można doświadczyć w szpitalu.
"Jarosław Bubała, witam państwa. Na stadionie narodowym pseudokibice zdemolowali trybuny. Zostało tylko kilka rzędów niezniszczonych siedzeń. Ktoś także rozrzucił koktajle Mołotowa na murawę. Aresztowano dwadzieścia osób...." Przełączyłem kanał.
"Na policję ciągle wpływają zgłoszenia kradzieży. Obcokrajowcy są masowo okradani ze wszystkiego. Skarżą się na przejawy nietolerancji." Pstryk.
"Cała Polska w korkach. Wszystkie główne drogi są zablokowane. Wyjeżdżają wzburzeni kibice i okradzeni zagraniczni goście. Pod pałacem prezydenckim postawiono pomnik piłki nożnej. Krzyczą, że nie oddadzą piłki". Pstryk.
"Premier po dzisiejszych zamieszkach zdecydował o końcu Euro 2012 w Polsce, żaden mecz się już w naszym kraju nie odbędzie. Na kolejne rozgrywki jesteśmy zmuszeni jechać na Ukrainę". Każde słowo słyszałem coraz ciszej, coraz dalej, czułem jak odpływam. Oczy zasnuła mi mgła. Poczułem macanko na klacie.
- Trzymaj się! Respirator! Trzeba intubować!
- Taki młody i już zawał...
- Trzymaj się chłopie... Tr...

Umarłem z żalu nad polską piłką i organizacją. Nie wiem po co mnie tu ściągnąłeś. Wiem, brzydko się zachowywałem, ale święty by ducha wyzionął. No, już tak nie dumaj, bo ci kark zesztywnieje. Ej, Boże... O, Boże!
Najchętniej komentuję w : Obyczajowe/Psychologiczne, Satyryczne/Parodie, Akcja i Miniatury literackie
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości