Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Esej o nazewnictwie
#1
Psychologiczny esej z końcówki czerwca, zamieszczony na moim blogu, pod nazwiskiem Michał Modlich [już dodaję adnotację, by nie było, że plagiat]. Jestem ciekaw, co o nim sądzicie.

Nazywanie rzeczy. Albo raczej nie rzeczy, tylko "czegoś", bo "rzecz" to coś materialnego, coś co możemy dotknąć. Przynajmniej taką wizję mają ludzie, którzy nazywają to coś "rzeczą". Chyba, że w znaczeniu jakiego ja użyłem gdzie rzecz = coś, jednak niektórzy uważają, że rzecz jest rzeczą, i nie można przyjąć, że jest "czymś". Gdyby była "czymś", to nazwano by ją "czymś", a nie "rzeczą", prawda?

Otóż, brzmi to zagmatwanie, ale to w gruncie rzeczy całkiem proste. Ludzie dzielą się na takich, którzy nazwą "rzecz" również "czymś" w odpowiednim kontekście, i ci, którzy nigdy nie nazwą "rzeczy" "czymś". Ci drudzy to po prostu osoby ogarnięte własną głupotą, nieumiejętnością otworzenia się na coś innego. Jednak ten podział pozwala dostrzec bardzo łatwą rzecz. Takową, że słowo słowu jest nierówne. Widzisz, gdy nazwę coś (przypominam, że słowo "coś" uznaję za rzecz, osobą lub cokolwiek innego, czego jeszcze nie nazwano) rzeczą, to pewna osoba może stwierdzić, że tym czymś nie może być wydarzenie. Większość odebrałaby słowo "Rzecz stała się dnia [...]" jako coś, co jest wydarzeniem. Jednak "rzecz" u innych nie zastąpi nigdy słowa "wydarzenie". Proste, prawda?

Kontekst. Tak, co do powyższego przykładu, w Biblii mamy do czynienia z takowym językiem. "Rzecz stała się" jest tam używane jako stworzenie rzeczy. Wydarzenie, ale jednak ma to tu znaczenie powstania rzeczy, bliższe codziennemu nam odbieraniu słowa "rzecz". Jednak nie o to chodzi.

Problematyka, jak łatwo można zaobserwować, nie tkwi w czym jest rzecz (przepraszam, COŚ), lecz o to, jak ją nazwiemy. Niektórzy nachalni ludzie, którzy dopiero co poznali pięknego osobnika płci przeciwnej są święcie przekonani, że ich kochają (powszechnie znane jako zauroczenie). Widzą same jego zalety, mówią o tym jak to nie jest wspaniały. Osoby te często nie używają słów "Jestem zauroczony" tylko "Jestem zakochany". Domyślne przyjęcie drugiego słowa. Jeszcze jest opcja "Kocham", ale nie w ilości tych słów tkwi coś. Coś tkwi w tym, że nazywamy coś inaczej niżeli takim, jakim ono jest. Ale, czym ono jest? Kto nam dał nazwy na "cosie"? Przodkowie. Przodkowie, którzy byli ludźmi... O uczuciach, w okół której to sfery pragnę się skupić (bo jest najczęściej nadużywana) głównie wiemy z definicji Greków (agape, sexus etc.). Wiadomym jest, że "miłość" jest uczuciem silnym, pragnienia szczęścia drugiej osoby, jednak z definicji Greków wynika, że jest ona np. dzielona na miłość "potrzeby przywiązania" czy "potrzeby zaspokojenia własnych potrzeb seksualnych". Więc według tych definicji "kochać prawdziwie", czy jak kto woli "najprawdziwiej" nie jest ciężko, bo zarówno przy potrzebie zaspokojenia własnych potrzeb, przywiązania do drugiej osoby, potrzeby spełniania jej woli i tym podobnych. Tak więc, wychodzi na to, że miłość to każde pragnienie bliskości z drugą osobą. Toteż, zauroczenie można nazwać miłością, skoro tkwi w pożądaniu, które jest podstawą miłości sklasyfikowanej jako "miłość pożądania"? Więc czemu ludzie mówią "Nie kochasz jej, po prostu jej pożądasz?". Nie neguję istnienia miłości, nawet popieram ją. Dlatego istnieją spory, czy coś jest miłością, czy nie. A przecież zostało sklasyfikowane jako "miłość". Zatem... Przy następnym podejrzeniu, że kogoś nie kocham pożądając ciała jakiejś kobiety - hipotetycznie! Też bardzo trudne słowo - wydrukuję z internetu, albo znajdę w encyklopedii, żeby nie być podejrzanym o własne zmyślanie - że kocham.

Wizja miłości różni się od niektórych ich klasyfikacji, bo wszystkie te "rodzaje", sklasyfikowane przez Greków (ile ich było? 8? 9?) składamy w jedną. Najczęściej spotykamy definicję "Chęć dobra drugiego człowieka". Transformacje przebiegły również w "Chęć dobra drugiego człowieka bez utraty swojego" lub "Chęć dobra drugiego człowieka, ale przede wszystkim w sferze seksualnej", "Chęć czułości z drugą osobą" lub "Chęć do bycia z osobą, która Cię zrozumie". W skrócie Spartanie skróciliby to wszystko do "Chęć" i byłby spokój, i w zasadzie nie myliliby się zbytnio.

Bowiem miłość najczęściej określa się, gdy chcemy drugiej osoby. Dla jej dobra, czy własnych seksualnych awansów, to nie jest zbytnio istotne, liczy się samo pragnienie. Zastanów się, człowieku, czy powiedziałeś kiedyś, że kogoś kochasz, a jakby ktoś zapytał Cię co to znaczy, nie umiałbyś odpowiedzieć szukając słów, które zabrzmiałyby ok i byłyby w miarę szczere? Jeśli sądzisz, że nie, to przypomnij sobie, gdy miałeś pięć czy sześć lat, o ile jeszcze pamiętasz tak wczesne dzieciństwo. O ile miałeś rodziców, to mówiłeś im tak z pewnością, w odwecie za ich kochanie. Ale tak naprawdę zarówno Ty jak i oni mielibyście problemy ze zdefiniowaniem tego uczucia.

Bo... Tak naprawdę wszystko, co jest, jest wyjątkowe. Zostało nazwane wcześniej, ale uczucia były zawsze te same. Neandertalczycy również je posiadali, choć nie mieli wtedy (przynajmniej na pewno nie od samego początku) własnego języka. Ale nie wątpię, że czuli. Więc, jak sobie radzili z nazwami? Każdy pewnikiem miał na to jakiś swój bełkot, a może po prostu w świecie bez języka nie potrzebowali nazywać tego, co czują, bo zwyczajnie było im to zbędne? Skoro coś było, to jedynym sensem było dla nich wiedzieć, że to coś jest w danej chwili, a nie martwić się nazwaniem tego. W świecie rządzonym przez język, gdzie podstawą porozumienia są słowa byliśmy zmuszeni do nazwania konkretnych uczuć. Nazywanie. Nazewnictwo.

Człowieku, nie jestem przeciwko nazywaniu rzeczy, jednak wiedz, że przez takie słowa jak "miłość" lub "nienawiść" (do której często podciąga się zwykłą negację danej osoby, czy też niechęć (czyt. "nienawiść" do niektórych "gwiazd" popu dla przykładu) nie są zbyt wyraziste. Każdy ma na to swój własny światopogląd. Ileż razy wymieniałeś pogląd na temat miłości i był on przynajmniej w paru miejscach inny?

Widzisz, każda relacja człowieka z człowiekiem jest osobliwa, inna. Każdy bagaż doświadczeń jednej i drugiej osoby przed, po poznaniu się, i wspólny, wygląda inaczej. Podobnież uczucia, choć mogą się wydawać podobne, nie istnieją dwa identyczne, nawet wśród osób, które żywią do siebie uczucia, które można by spokojnie nazwać "miłością" czy "nienawiścią".

Sumując, nie opłaca się oczekiwać tego, że inni zrozumieją to samo pod słowem "miłość", co Ty, i nie możesz oczekiwać tego od człowieka. Tak, człowieka, bo "ludzie" wiedzą czym jest miłość. Bo "ludzie" w grupie dostosowują się do znanych terminów. Ale człowiek nigdy nie zrozumie uczucia drugiego człowieka idealnie, bo samo to, że nie jest nim, sprawia, że odczuwa go inaczej, a na "rozumienie" wpływa także osobisty bagaż doświadczeń człowieka, który próbuje "rozumieć". Nie wolno przesadzać z nazywanie. Pamiętaj, że nazwanie czegoś "miłością" spowoduje, że będzie to "miłością". A jeżeli nazwiesz kogoś "przyjacielem", między wami będzie przyjaźń. To Twój świat, i w nim jest tylko Twój słownik. Do słownika ludzi musisz się przypisywać tylko przy ludziach, ale pamiętaj, że jako człowiek tylko Ty możesz napisać słownik dla siebie, i nikogo więcej. I tam Twoja niechęć do Justina Biebera będzie nienawiścią, a jeżeli chcesz to nawet i "asvbba"'ą. Tylko przy ludziach jesteś zobowiązany do czegoś innego.

Twoja "miłość" nazwana u mnie "nienawiścią" będzie moją nienawiścią, a Twoją miłością.
Twoja "nienawiść" nazwana u mnie "miłością" będzie moją miłością, a Twoją nienawiścią.

By w pełni zrozumieć świat trzeba zacząć od zrozumienia siebie, i stworzenie swojego własnego języka. Bo tylko jako człowiek możesz zrozumieć świat. Jako człowiek między ludźmi nie możesz, bo będziesz tylko jednym z nich. Skoro więc spróbować zrozumienia świata możesz tylko i wyłącznie sam, nie musisz i nie możesz stosować się do języka ludzi, który jest zbyt niezrozumiały, a samo pojęcie go trwa wieki. Przede wszystkim, słowa, którymi będziesz próbował opisać to, co widzisz... Będziesz musiał znać, i wiedzieć co znaczą bez sekundy myślenia. Dłużej zajmie Ci zrozumienie całego języka ludzi niż zrozumienie samego siebie, co jest oczywistością. A kiedy będzie udawało Ci się zrozumieć świat według swoich znaczeń, nie podzielisz się tym z innymi - bo jako jeden z ludzi nie zrozumiałbyś, ludzie jako ludzie nie zrozumieją, bo to Twój własny język, a człowiek, który postara się to zrozumieć jako człowiek a nie część ludzi także nie zrozumie - bo on na zrozumienie świata potrzebuje też swojego własnego słownika.

Michał Modlich

Tomma blickar, tömda sinnen
Tunnelbanan rullar fram genom
den svarta stadens dystra passager
Allt har en så melankolisk lyster ikväll
Ingenting och allt i disharmoni;
Är det vackert eller avskyvärt?
Odpowiedz
#2
Noo, kolego Wink.
Bardzo ciekawy esej, ale musisz solidnie przysiąść nad interpunkcją i literówkami. Szczególnie na początku, w tym skomplikowanie prostym wywodzie, bo uwierz, o ile w jakimś tam fantasy czy czymś można ostatecznie przymknąć odrobinę oko, to w tego typu tekstach interpunkcja ma zbyt duży wpływ na odbiór, żeby sobie odpuścić. "Rzecz" czy "coś" imho niekoniecznie muszą być w cudzysłowie. No i przydałoby się niekiedy troszeczkę zgrabniej sformułować zdanka, np to
Cytat:Nazywanie rzeczy. Albo raczej nie rzeczy, tylko "czegoś", bo "rzecz" to coś materialnego, coś co możemy dotknąć.
>> "Nazywanie rzeczy. Albo raczej nie rzeczy, a czegoś, bo rzecz to coś materialnego, coś, czego możemy dotknąć". Pominę, że można skończyć to zdanie na słowie "materialnego".
Cytat:Problematyka, jak łatwo można zaobserwować, nie tkwi w czym jest rzecz (przepraszam, COŚ), lecz o to, jak ją nazwiemy.
to zdanie też mi się nie podoba, gramatyka tudzież składnia się kłania.
Cytat: W skrócie Spartanie skróciliby to wszystko do "Chęć" i byłby spokój, i w zasadzie nie myliliby się zbytnio.
pogrubione do wywalenia. Nad temu podobnymi perełkami musisz popracować.

Z technicyzmów to tyle, błędów klasycznie nie chce mi się wymieniać. Treściowo jest ok, podoba mi się poruszony temat. Rzeczywiście istnieje sporo nieporozumień wynikłych z tego, że powszechnie używane słowa mają dla różnych ludzi inne zabarwienie emocjonalne, przywołują różne (dla "ludzi" często absurdalne) skojarzenia itd, a niektórzy rzadko sobie uświadamiają istnienie, że tak to ujmę, indywidualnego słownika. W zasadzie można by teraz zacząć się zastanawiać, jakim cudem ludzie w ogóle się porozumiewają, albo też, czy coś takiego jak porozumienie w ogóle istnieje (bo przecież nie rozumiemy, nie znamy "języka" tej drugiej osoby, a ona użyte przez nas słowa może sobie tłumaczyć "po swojemu" - w sumie coś w tym jest, że każdy widzi/słyszy/czyta to, co chce, ale ile w tym świadomej winy?). No, nie tragizujmy, wieży Babel co prawda nie udało się postawić, ale Burj Dubai chyba stoi, a i budowa A2 jakoś tam pełznie xD.
Troszeczkę o ten temat zahacza Pasiasty w "Różnicach", mianowicie o kwestię "nazywania" ludzi (co przecież w jakiś sposób świadczy o ich stosunku do nas).
Kończąc swój bełkot dodam, że w paru miejscach się uśmiałam (Spartanie) i mimo wszystko polecam wszystkim do poczytania (ale weź wywal te wielokropki człowieku).
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#3
Dziękuję za komentarz, księżniczko, nie spodziewałem się przychylnej opinii. Miło słyszeć takie słowa. Zdecydowanie za dużo wielokropków, interpunkcja u mnie niestety leży, staram się to poprawiać. A nie czytałem, ale za niedługo się zabiorę za to. Widzisz, dowodem na to, że nie ma dwóch identycznych "słowników" lub wizji świata jest samo podejście do tej konkretnej sprawy. Lubię surrealizm w sztuce malarskiej i ogólnie to pojęcie. Podejście do zrozumienia i niezrozumienia zawsze się różni, a nawet jeżeli ktoś wypowie je takimi słowami nigdy nie istnieje pewność, że zrozumieliśmy podejście tej osoby do sprawy tak, jak ona chciała. I nie ma pewności, że tym osobom udało się też napisać (bądź wypowiedzieć) zdanie w równym odzwierciedleniu z myślami (wyrażanie myśli też nie wszystkim wychodzi). Jak dla mnie kwestia ciekawa Big Grin. Jeszcze raz dziękuję za krytykę. Za poprawianie się wezmę potem, bo aktualnie lecę.

Tomma blickar, tömda sinnen
Tunnelbanan rullar fram genom
den svarta stadens dystra passager
Allt har en så melankolisk lyster ikväll
Ingenting och allt i disharmoni;
Är det vackert eller avskyvärt?
Odpowiedz
#4
Hm. Filozofowanie ci wychodzi, jednak... z eseju o nazewnictwie, wyszedł ci esej o miłości jako takiej Wink Widać, że tak naprawdę w tekście nie chodziło ci tylko o zaprezentowanie nazewnictwa i skutków różnych jego typów, ale również o pokazanie paru aspektów miłości i nienawiści. Może się mylę, nie wiem.
Tak szczerze, to średnio mi się podobało. Morał z tego jakiś jest, ale mam wrażenie, że napisałeś to zbyt zagmatwanie. Momentami operujesz jednym-dwoma słowami z takim zagęszczeniem w zdaniu, że trudno doszukać się sensu. Do czego zmierzam? Do tego, że można to było napisać prościej zachowując wszystko, co tekst za sobą niesie.
Temat jest ciekawy, jednak
Cytat:Twoja "miłość" nazwana u mnie "nienawiścią" będzie moją nienawiścią, a Twoją miłością.
Twoja "nienawiść" nazwana u mnie "miłością" będzie moją miłością, a Twoją nienawiścią.
To jest przesada imho. Dlaczego? Co z tego, że każdy człowiek rozumie te pojęcia nieco inaczej. Każdy człowiek jest inny, więc inaczej tez myśli, logiczne. Jednak pewnie słowa, frazy, są normą. I mogą być różnie interpretowane, ale generalnie dążą do tego samego. Tak samo jak jest z prawdą. Jest kilka prawd? Dwieście? Trzysta? Każdy ma inną? Nie, jest jedna prawda, którą ludzie manipulują. Czy to jednak oznacza, że prawdy się rozmnożyły? Nie Smile

Ogólnie nie było źle. Chociaż brnąłem przez tekst trochę... no, jak przez kisiel ;p Ale dotrwałem do końca, a to właśnie końcówka niosła ze sobą bardzo ciekawe wnioski.
Tak czy inaczej, czas spędzony przy tym tekście nie był czasem straconym Smile
Masssssakra.

[Obrazek: 29136-65e26c5e68f2a8b1dc4d3c4283a1bf34..gif]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości