Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ernst Jünger o technice
#1
Celem niniejszego wystąpienia jest próba odpowiedzi na pytanie, czy Ernst Jünger, weteran wojenny i niemiecki pisarz żyjący w dwudziestym wieku, celnie zdiagnozował aktualizujące się już za jego życia przemiany, jakie ostatecznie zapanują wraz z tryumfem cywilizacji technicznej. Innymi słowy, czy Jünger, kiedy zarysował dosięgający każdego aspektu rzeczywistości wpływ techniki na przyszłą postać świata, był przenikliwym prorokiem czy li tylko oczytanym dyletantem?

Wystąpienie to nie ma na celu szczegółowej analizy wszystkich tez dotyczących techniki, które Jünger zawarł w swoim najsłynniejszym traktacie pod tytułem „Robotnik”, lecz jest, by tak rzec, twórczą impresją, gdzie recepcja samego Jüngera przeplata się z autorskimi, to znaczy moimi przemyśleniami dotyczącymi kondycji współczesnej epoki, zwłaszcza kondycji współczesnego człowieka. Treść referatu, będąca w dużej mierze egzemplifikacją poglądów niemieckiego pisarza, zostanie zaprezentowana tak, jakbym ja, autor, całkowicie zgadzał się z przewidywaniami Jüngera. Ma to na celu tak walory estetyczne podnoszące jakość wystąpienia, jak i stanowi metodę pozwalającą efektywniej przyswoić sobie poglądy analizowanego przeze mnie myśliciela.

Pełny tytuł dzieła Jüngera brzmi „Robotnik. Panowanie i forma bytu”. Kimże jest tytułowy robotnik i cóż znaczy sformułowanie „forma bytu”? Robotnik, zdaniem Jüngera, jest typem człowieka, który nastanie po teraźniejszej postaci, to jest nowoczesnym mieszczaninie. Dla robotnika wszystko będzie stanowiło formę pracy: nauka, sztuka, miłość czy nawet odpoczynek. Nadchodząca przyszłość, znosząc w wyniku przemian technicznych dziewiętnastowieczny podział na indywiduum i masę, na miasto i na wieś, na naturę i cywilizację, przyczyni się do nadejścia ery robotnika, to znaczy jednolitego wzorca człowieka, u którego prym będzie wiodła wola mechanicznej pracy we wszystkich aspektach jego życia i który tym samym zacznie ujmować samego siebie w nowej, nieznanej w przeszłości formie – formie bytu robotnika.

Cóż natomiast oznacza zwrot „forma bytu”? Treścią dziejów, powiada niemiecki pisarz, są losy formy bytu, czyli człowieka. Istota ludzka formuje otaczający ją świat, to jest określa czy też zakreśla pewien porządek. Robotnik, zwieńczający porządek ustanowiony przez mieszczanina tak, jak mieszczanin wyznaczył kres bezimiennego żołnierza umierającego na polu walki, przekształci się w zupełnie nowy, postmieszczański podmiot, wchodząc w złowieszczy wręcz kontakt z techniką, którego mieszczanin nawet nie podejrzewał.

Naturalnie, powyższa interpretacja, żeby oddać sprawiedliwość samemu Jüngerowi, jest nieco uproszczona, niemniej ogólny zarys owej teorii – zmierzch społeczeństwa mieszczańskiego i nastanie ery robotnika – pozwala uchwycić nam sedno rozważań dotyczących zmian, które spowoduje technika, wobec czego teraz, po zarysowaniu wstępnego przesłania Jüngera, możemy przejść do właściwej treści wystąpienia.

Nikogo nie powinno dziwić, że żyjemy obecnie w czasach, gdy precyzyjny industrialny krajobraz zastąpił leśną panoramę, którą niegdyś można było dostrzec z górskich, trudno dostępnych szczytów. Żyjemy w czasach, gdy człowiekowi, szczególnie człowiekowi młodemu, z trudem przychodzi odnalezienie swej indywidualnej ścieżki, bowiem cywilizacja techniczna, bogata w mnogość często sprzecznych ze sobą stylów i nurtów, pozbawiona jest wszelkich szlachetnych napięć, wszelkiego hartu ducha i wszelkich drogowskazów.

Społeczeństwo mieszczańskie, definiując samo siebie za pomocą chłodnego rozumu i filisterskiej moralności, usunęło zarazem z przestrzeni życiowej dawne elementarne moce, takie jak instynkty i witalność, wobec czego dzisiaj, w sterylnych, nazbyt higienicznych warunkach; dzisiaj, w czasach demokracji, która jest bardziej mieszczańska niż cokolwiek, mówić o indywidualnym geniuszu czy pustelniku egzystującym pośród potoków i skał, to narażać się na śmiech, który odbije się od sztucznych twierdz bezpieczeństwa: wielkich metropolii. Demokracja bowiem i nastały wraz z nią nowoczesny porządek mieszczański pozbawiły nas, zdaje się że na zawsze, wiary w wielkie idee. Zanik hierarchizacji i zastąpienie dawnego wojowniczego prajęzyka przez kodeks powinności obywatelskich usunął w strefę zapomnienia tragizm wielkich twórców czy bohaterów dawnych bitew. Bohater wojenny czy artysta poświęcający swe życie dla dzieła wydają się dzisiaj istotami z pradawnego świata; są staroświeccy, a dla jednostki wychowanej w społeczeństwie nastawionym na konsumpcję dostępnych dóbr, wręcz niemożliwi czy komiczni. Dzisiaj, w czasach nadmiernej abstrakcyjności, specjalizacji i szaleńczej komunikacji, nie umiera się już za wielkie idee, lecz umiera się ze starości, zmęczenia.

W społeczeństwie mieszczańskim jednostka zlewa się z masą, masa stanowi jej odbicie. Obserwując legiony przemierzające ulice z mechaniczną siłą, można odnieść wrażenie, że nie ma już godności osoby, lecz jest automatyzm masy będącej tylko sumą indywiduów. W społeczeństwie industrialnym jednostka nie ma już dawnej plastyczności. Można przypuszczać, że życie reprodukuje się na taśmociągach. Wzrastające tempo każdej czynności i niesłabnąca fascynacja osiągnięciami technicznymi zwiastującą nową epokę, gdzie zwycięski pochód techniki przyczyni się do narodzin nowej zasady życia: pracy - pracy ślepej, mechanicznej i obejmującej swym zasięgiem każdą szczelinę ludzkiej egzystencji. Wzrastające schematyczne tempo każdej czynności powoduje u dostojniejszych coraz intensywniejsze poczucie zagubienia, zupełnie jakby spóźnili się ze swym afirmującym nieszablonowy bieg życia podejściem co najmniej o kilkaset lat.

Totalny charakter pracy, totalny jej kult w przyszłym świecie, będzie dążył do absolutnej władzy, do stalowego, totalitarnego porządku. Zapowiadają to chociażby skryte pod maską opieki zdrowotnej interwencje państwa w sferę prywatną czy swoista aktywizacja całego społeczeństwa poprzez technikę, która przyłącza jednostkę do energii - komputera, tableta czy telefonu - co sprawia, że jednostka gubi swą niepowtarzalność, stając się określonym punktem współrzędnych, niczym więcej. Technika, jakkolwiek przesadnie to brzmi, walczy o globalne panowanie, chcąc, by sam człowiek nie był pojmowany jako istota izolowana, indywidualna, lecz włączona w mechaniczny, eliminujący dawną wolność ruch Totalnej Mobilizacji, totalnej dyktatury, choć dyktatura ta nie będzie tak jawna jak poprzednie formy represji.

Co, by przyjrzeć się temu nieco bliżej, organizuje społeczeństwo mieszczańskie i co będzie charakteryzować erę robotnika? Czy różnica między tymi dwoma sposobami bycia jest kolosalna czy jedynie formalna? Świat robotnika nie stanowi wbrew pozorom przedłużenia czy kolejnej fazy rozwoju społeczeństwa mieszczańskiego, lecz pewne novum, które niejako zrywa z wcześniejszymi porządkami. Czym jednak jest mieszczaństwo, prócz chłodnej niezależności rozumu i filisterskiej moralności? Pragnieniem bezpieczeństwa, gdzie głód spokoju i chleba stanowi egzemplifikację wolności. Wybitny artysta czy żołnierz frontowy należą do wieczności, natomiast mieszczanina zżera czas, albowiem stworzył sztuczne życie dla własnej ochrony.

W epoce industrialnej jedynie parki narodowe utrzymują jeszcze resztki zagrożeń i wyjątkowości. Wraz ze wzrostem techniki topnieje liczba romantycznych krajobrazów. W epoce industrialnej dawne miejsca kultów otoczone są dworcami i domami towarowymi. Brak tutaj dawnej jedności, ponieważ dwa ciągi ulic mogą być od siebie bardziej oddalone niż biegun północny od bieguna południowego. Wolność jest postrzegana przez mieszczanina nie jako heroiczny akt, ale jako zbawienie od wszelkiego zła. Wykształcenie natomiast, któremu mieszczaństwo nadało znamiona powszechności, jest wolą wytwarzania określonego typu człowieka, mało ma jednakże wspólnego z budowaniem niepowtarzalnej osobowości czy szlachetnością. Powszechne wykształcenie, pozbawiając nas solidnej rezerwy analfabetów, pozbawiło nas zarazem prestiżu samej edukacji, dlatego też dzisiaj nikogo już nie dziwią grupy młodych powierzchownie oczytanych ludzi rezonujących na tematyce polityczne, filozoficzne czy ekonomiczne.

Mieszczanin nie potrzebuje prawdziwej wiedzy, lecz taniej rozrywki, której niegdyś poszukiwał w Paryżu, dawnej stolicy kultury, który dzięki bezmyślnym nowoczesnym podróżom stał się czymś na wzór zapadłej prowincji. Nawet śmierć pozbawiona jest dawnej chwały i grozy, bowiem w sterylnych, sztucznych warunkach, zmienił się sam stosunek do niej. Zwłoki chowa się pośpiesznie, zwykle na obrzeżach miast, jakby bojąc się, że coś tak niezgodnego ze sztucznie wzniesionym porządkiem jak śmierć mogłoby zburzyć pieczołowicie wzniesione twierdze bezpieczeństwa.

Formowanie się nowego porządku, przechodzenie od wspólnoty mieszczańskiej do epoki robotnika, zaczyna być zauważalne zwłaszcza w sztuce. Zanik hierarchii, ujednolicenie wykształcenia oraz coraz powszechniejsze rzemieślnicze podejście do artystycznych wytworów zwiastują epokę gigantycznej kuźni maszyn i zbrojeń: imperium robotnika. Już dzisiaj brak regionu, którego nie pętałyby drogi i szyny, kable i kanały radiowe. Przemiana ta, niszcząc pierwotny charakter krajobrazów natury i kultury, przyczyni się w przyszłości do nastania krajobrazu ściśle warsztatowego. Nastanie tym samym wyższa forma chłodu, matematyki, mechaniki i określoności, co przyczyni się do zaniku wrażliwości na funkcje estetyczne sztuki, na zdolność do przeżywania piękna kunsztownych obrazów czy doniosłości poezji. Co ważniejsze, totalny charakter pracy, intensywnie zacierającej różnice zawodowe i osobowościowe, spowoduje posługiwanie się ujednoliconą formą ekspresji. Ścisły związek robotnika z liczbą, techniką, ścisła jednoznaczność jego postawy życiowej oraz instrumentalizm, oddzielą go od autentycznego świata artystycznego, gdzie prawdziwa twórczość rodziła się z jednorazowego przeżycia, którego niepodobna reprodukować, którego niepodobna się wyuczyć, wbrew temu, co twierdzą współcześni pariasi słowa pisanego czy malarstwa.

Niegdyś, im wyraźniejsza była masa, tym większe potęgowało się w niej pragnienie, by pojawiła się jednostka wybitna, bowiem to w niej masa potwierdzała swój byt. Samego geniusza postrzegano jako tego, kto dysponował jednorazowymi, wyjątkowymi i często wręcz patologicznie nienormalnymi zdolnościami, co manifestowało się w jego niecodziennych przeżyciach, na które zamknięta była przeciętność. Artysta współczesny zaś, dzięki modzie na psychologię równości i solidarności, dowodzi, że nie ma geniuszów i bohaterów - są tylko ludzie. Artysta współczesny, wspierany przez technikę, środki reklamy, jest w pełni zależny od mieszczańskiego społeczeństwa. Zazwyczaj, powodowany pragnieniami mas, tworzy jałowe obrazy rzeczywistości, nie będąc już niezależnym buntownikiem. Współczesna sztuka, nie mając niczego wspólnego z indywidualnymi przejawami w stylu Homera, Nietzschego czy Dostojewskiego, używa bezmyślnego pastiszu i ogromnych dawek ironii niczym naboi, które wystrzeliwuje się w niebo nie po to, by zaznaczyć gotowość do wzniosłej walki, lecz po to, by wyrazić swą bezsilność. Współczesne pomieszanie języków, współczesna bezrefleksyjna pogoń za znajomością języków obcych, sprawia, że zanika epoka tak indywidualizmu, jak i zdolności do poprawnego operowania językiem ojczystym, bowiem nadmierna ilość obcych wpływów powoduje osłabienie rodzinnego stylu. Za przykład niech posłużą Francuzi, którzy mimo obsesyjnej wręcz niechęci do nauki języków są mistrzami stylu. Społeczeństwo mieszczańskie, jednocześnie wciąż upraszczając wymogi gramatyczne, jakby przygotowywało się na precyzyjny i jednoznaczny język przyszłości – język matematyki, liczb, wykresów i statystyk; język pozbawiony budzących podziw środków, którymi operują oryginalne osobowości.

Niegdyś literaci i mędrcy z pustyni przekonywali samą swą egzystencją, z której potrafili uczynić sztukę. Dzisiaj, przy środkach technicznych nastawionych na reprodukcję, jest to o wiele mniej skuteczne. Wszakże już obecnie można odnieść wrażenie, że słowo pisane jest produkowane przez maszyny, ponieważ powszechność występująca chociażby w publicystyce, gdzie coraz trudniej odróżnić artykuł od ogłoszeń, krytykę od wiadomości czy dział polityczny od kultury, wskazuje na coraz częstsze zastępowanie dyskusji społecznej przez dyskusję technologiczną. Rodzące się tendencje wskazują więc na to, że nadchodząca warstwa ludzi doskonale będzie rozumieć szczegóły techniczne, lecz pozostanie zupełnie obojętna wobec wszelkich form artystycznej ekspresji, która tak cennym czyniła indywidualne życie.

Bardzo ciekawym zjawiskiem, zwiastującym chłodną mechaniczność i zmierzch indywidualizmu, jest sposób oceniania współczesnych wytworów, pragnących uchodzić za wytwory artystyczne. Za przykład weźmy kino. Proszę zauważyć, że oceny, czy dany film jest dobry czy zły, nie formułuje się już na podstawie światopoglądu, siły charakteru, heroizmu czy wpływu na wrażliwość odbiorcy, lecz ocenia się przede wszystkim miarę opanowania technicznych środków, niezależnie od tego, czy chodzi o kryminał czy miłosną propagandę. Ten swoisty mieszczański obiektywizm niejako sprowadza na margines wszystkie te postacie, które mają odwagę przyznać, że przy wyborze danej lektury czy obrazu kierują się racjami osobistymi. Osobistość, rola charakteru jako taka już się nie liczy w publicznym dyskursie. Liczy się, jak zaznaczyliśmy wcześniej, rzemieślnictwo; nie twórcza inspiracja, lecz ślepe podążanie za jednolitymi wzorcami, tak, by zaspokoić głód żądnej rozrywki masy.

W filmie zauważalna jest reprezentacja typu – zwykle gangstera lub pracownika bankowego – a nie niepowtarzalnej jednostki, co tylko pokazuje coraz powszechniejsze zacieranie się różnic. Kino nie zna już pojedynczych spektakli: film grany jest równocześnie we wszystkich dzielnicach i daje się powtarzać z matematyczną precyzją. Widownia nie jest już estetyczną wspólnotą, ale publicznym zbiorowiskiem. Dostrzegamy więc, że dawne indywidualne sposoby formułowania problemów straciły swą rangę, bowiem los wyjątkowych osobowości nikogo już nie obchodzi.

Zanik indywidualizmu jest także widoczny w nauce, coraz częściej stawiającej na pracę grupową, zespołową, niwelującą pojedynczy potencjał; pracę, gdzie ludzie, odziani w te same fartuchy i te same schematy myślowe, starają się dowieść, że tytani ducha w stylu Newtona są czymś przeszłym, zbytecznym, czymś niepasującym do narracji równościowej. Dzięki działaniom tego typu, dzięki nastawionej na kult masowych standardów projekcji, nowe nauki powstają niemal codziennie, w zależności od potrzeb. Nowe instytuty naukowe, nowe laboratoria czy nowe koncerny przemysłowe są uosobieniem złowieszczych mocy kolektywnych. Współczesne odkrycia naukowe, współczesne wynalazki są coraz częściej dublowane, coraz częściej banalne, nie wpływając w jakikolwiek sposób na treść egzystencji ludzkiej.

Społeczeństwo mieszczańskie, przykrywając zmową milczenia żywotne w człowieku siły i instynkty, zaneguje w przyszłości państwo jako najwyższy ośrodek władzy. Demokracja zostanie zastąpiona przez totalitaryzm pracy, umowa społeczna zostanie zastąpiona przez plan pracy. Innymi słowy, jednostkę zastąpi robotnik, masę armia, a wszelkie powinności obywatelskie rozkaz.

Pamiętamy, że sfera walki i zagrożenia leży poza zasięgiem mieszczanina, stanowiąc dla niego przykład tego, co nieobyczajne, nierozumne. Wojna oznaczała dla żołnierza przestrzeń, gdzie należało umierać, to jest dopiero w walce żołnierz odczuwał prawdziwą wolność. Dla mieszczanina wojna oznacza dobre rokowanie. Dzisiaj wojen nie prowadzi się tam, gdzie żołnierza można oglądać w blasku wojowniczego stanu, ale tam, gdzie obsługuje się dźwignie, wśród dzwoniących telefonów. Nieznany wojownik, poległy na bitewnych polach, był wciąż jednostką. Robotnik natomiast swoją postawę i swoją wolność widzi w trywialnej pracy. Skoro więc nadchodząca epoka, wyrzucająca poza dyskurs tak masę, jak i jednostkę, rozpocznie rozkład granic, niejako podporządkowując przynależność wszystkiego do pracy, to kto będzie rządził w przyszłym świecie? W nowej epoce rządzić będą nie ludzie, lecz banki.

Technika stanie się symbolem nadrzędnej władzy. Technika, dając coraz mniej niezależności – wszakże już dzisiaj ludzie wydają się być skazani na wytwory techniki – sprawi, że człowiek niejako stanie się jej medium. Świat techniczny, nie jest mimo wszystko obszarem nieokreślonych możliwości, lecz ma charakter embrionalny, dąży do bardziej określonej jedności, dojrzałości; dąży do totalnej dyktatury, Totalnej Mobilizacji. Nadchodząca era będzie więc oznaczała definitywny koniec heroicznych wartości. Czynnik ludzki zostanie w niej całkowicie zdominowany przez technikę. Robotnik, należący do powszechnego globalnego świata; robotnik znoszący dawne podziały klasowe; robotnik, dla którego praca nie będzie wartością czy działalnością zgodną z charakterem, lecz funkcją; wreszcie robotnik, dla którego wszystko będzie pracą – czy to sztuka, odpoczynek, światopogląd czy wojna – ustanowi nową formę bytu: świat standaryzacji i dekadencji; świat zanieczyszczonej atmosfery i zatrutych rzek.

Trudno nie przyznać, że pesymistyczna wizja kreślona przez Jüngera staje się coraz bardziej rzeczywista, co zauważają także współcześni myśliciele z przeciwnej strony barykady. Jünger był przedstawicielem konserwatywnej rewolucji niemieckiej, romantycznym rebeliantem, młodym kombatantem i outsiderem, prawicowym duchem apelującym do walki ze wszystkim, co nowoczesne. Richard Rorty natomiast, broniący demokracji przedstawiciel amerykańskiej lewicy, również zauważył, że przemiany techniczne niejako upraszczają nasz kontakt z rzeczywistością. Traktat filozoficzny został zastąpiony przez powieść, powieść zaczyna być zastępowana przez komiks, a sam komiks, będący bogatą w paletę barw obrazkową opowieścią, jest czymś, co doskonale pasuje do wirtualnej rzeczywistości, gdzie refleksyjna cisza i głęboki namysł są czymś niepożądanym.

Mając na uwadze przemiany techniczne, których nie sposób zatrzymać i które chcąc nie chcąc wpłyną na los pojedynczego człowieka, można zadać pytanie, jak zachować się w świecie masowej i rozproszonej komunikacji? Jakie szanse ma jednostka w konfrontacji z konformizmem i kolektywizmem, które zabijają osobowość? W jaki sposób rozpoznać własną sytuację w nowoczesnym i mechanicznym świecie?

Jünger, pokazując, że mamy do wyboru samoobronę lub niewolnictwo, przedstawia trzy figury, będące swoistą instrukcją zachowania w świecie: wojownika, robotnika i leśnego wędrowca. Wojownik walczy za państwo i społeczeństwo, ale nacjonalizm, tak jak rozumieliśmy go jeszcze sto lat temu, uległ zatarciu, wobec czego wizja wojownika broniącego zamkniętego i suwerennego stanu jest już wizją niepraktyczną. Robotnik, jak widzieliśmy, jest absolutnie przystosowany do zaistniałych warunków, dostrzegając największą wolność w wyrzeczeniu się własnej indywidualności na rzecz potęgi techniki. Leśny wędrowiec natomiast zrywa z płytkim społeczeństwem i chroni własne bezpieczeństwo z dala od zgiełku industrialnych miast, egzystując wśród krajobrazu lodu i ognia. Leśny wędrowiec prowadzi swoją małą wojnę, zagrażając kablom i składom. Niestety dzisiaj, w czasach, gdy lasy są coraz intensywniej wycinane, nie można uciec do lasu w dosłownym sensie, dlatego leśny wędrowiec jest przede wszystkim figurą intelektualną. Mogę spokojnie siedzieć tutaj przed państwem i być leśnym wędrowcem, to znaczy – jak mówił Nietzsche, do którego Jünger nawiązywał – niejako świadomie żyć w ignorancji tego, co mojemu stuleciu wydaje się najważniejsze. Żyć odgrodzonym od rozrywek dnia dzisiejszego, od banalizmu nadchodzących rewolucji i zmian, które dla leśnego wędrowca są nic nieznaczącym pomrukiem. Nadchodzącej ery robotnika już nic nie powstrzyma, więc tylko postawa leśnego wędrowca jest właściwą strategią na zachowanie własnej godności wobec epoki cyfrowych zbrojeń. Tylko leśny wędrowiec jest na tyle wolny, by rzucić wyzwanie środkom masowego rażenia i niejako wejść w pejzaż czynu, pejzaż porzuconych szlaków morskich i lądowych, na przekór technologii, która traktuje wędrowca jak muzealny przeżytek, jak wymierający gatunek.
Odpowiedz
#2
Leśny Wędrowcze, bardzo dobry artykuł i ku memu zadowoleniu wnosi wiele do dyskusji, którą prowadziliśmy pzy okazji rozważań o arystokracji. Czy rozmyślnie pominąłeś informację o tym, że książka ukazała się ponad osiemdziesiąt lat temu? W sumie niezły zabieg - można sugestywnie pokazać, jak myśl Ernsta Jüngera pozostaje aktualna, jednak z drugiej strony rzetelność naukowa tekstu cierpi... Trudno jest wskazać złoty środek.


Cytat:Co, by przyjrzeć się temu nieco bliżej, organizuje społeczeństwo mieszczańskie i co będzie charakteryzować erę robotnika?
Uwaga czysto techniczna: tekst wymaga myślowej fatygi i takie zdanie, choć sformułowane najzupełniej poprawnie, nie jest dobrym pomysłem.


Poniżej kilka uwag merytorycznych:

Cytat:dzisiaj, w czasach demokracji, która jest bardziej mieszczańska niż cokolwiek, mówić o indywidualnym geniuszu czy pustelniku egzystującym pośród potoków i skał, to narażać się na śmiech, który odbije się od sztucznych twierdz bezpieczeństwa
Śmiech to zdrowie, ale od śmiechu, o którym piszesz, ludzie dostają raka wątroby. Ujmując rzecz bardziej serio: zawsze możemy mówić o indywidualnym geniuszu czy pustelniku egzystującym pod światłami wielkich miast, w bajorze korpo... czy jak to nazwać - wiadomo o co chodzi.

Cytat:Demokracja bowiem i nastały wraz z nią nowoczesny porządek mieszczański pozbawiły nas, zdaje się że na zawsze, wiary w wielkie idee.
Sformułowanie nie pozbawione sensu, choć nazbyt kategoryczne. Ja wierzę w wielkie idee i dobrze mi z tym. Znam paru ludzi, którzy również wierzą. Robe, wierzysz w wielkie idee?

Cytat:Wzrastające tempo każdej czynności i niesłabnąca fascynacja osiągnięciami technicznymi zwiastującą nową epokę, gdzie zwycięski pochód techniki przyczyni się do narodzin nowej zasady życia: pracy - pracy ślepej, mechanicznej i obejmującej swym zasięgiem każdą szczelinę ludzkiej egzystencji. Wzrastające schematyczne tempo każdej czynności powoduje u dostojniejszych coraz intensywniejsze poczucie zagubienia...
Pan Lang nakręcił "Metropolis" pięć lat przed wydaniem "Robotnika".

Cytat:Powszechne wykształcenie, pozbawiając nas solidnej rezerwy analfabetów...
Przesada. Powszechne (i przymusowe) nauczanie zapewnia stały dopływ analabetów z wykształceniem średnim, wyższym, ba, niektórzy nawet po doktoracie... do wyboru, do koloru. Wink

Cytat:...dlatego też dzisiaj nikogo już nie dziwią grupy młodych powierzchownie oczytanych ludzi rezonujących na tematyce polityczne, filozoficzne czy ekonomiczne.
Czechow o tym pisał, Zapolska... ktoś bardziej oczytany wskazałby zapewne wiele przykładów z czasów jeszcze dawniejszych. To nie jest przypadłość teraźniejszości.

Cytat:Nastanie tym samym wyższa forma chłodu...
Genialne sformułowanie. Zaczerpnąłeś z książki, czy jest to Twoje autorskie?

Cytat:...na przekór technologii, która traktuje wędrowca jak muzealny przeżytek, jak wymierający gatunek.
Jesteś niepoprawnym optymistą. Technologia próbuje obłaskawiać leśnych wędrowców, ujmować ich w ramy, w coraz głupsze przepisy absurdalnego prawa. Pomimo tego, twierdzę, że bycie leśnym wędrowcem jest lekkie, łatwe i przyjemne. Leśnym wędrowcem warto być.

Dziękuję za ciekawy artykuł.

PS.

Już od czasów naszej korespondencji na priv zastanawiam się, na ile Ci są bliskie idee volkizmu.
Odpowiedz
#3
szczepantrzeszcz,

uprzejmie dziękuję za komentarz.

Poniżej kilka uwag, żeby nieco rozjaśnić poruszone przez Ciebie - całkiem słusznie - wątpliwości.

Ten tekst to referat, który wygłosiłem na konferencji poświęconej filozofii techniki. Na zaprezentowanie materiału miałem dziesięć minut, więc musiałem się nieco streszczać. Wiedząc jaki charakter mają polskie konferencje naukowe - najczęściej są suchą recepcją myśli innych myślicieli bądź nad wyraz ułożonym przedstawieniem własnych refleksji - postanowiłem zaprezentować poglądy Jüngera w nieco żywej, momentami nawet radykalnej formie, bo z własnego doświadczenia wiem, że to dobrze działa na odbiorcę (i nie chodzi mi tutaj o prowokację dla niej samej) oraz pozwala wnieść nieco życia na salony. Uważam zresztą, że winę za zepchnięcie na margines filozofii we współczesnym dyskursie ponoszą sami filozofowie, bo zamiast rzeczywiście nieść mądrość i inspirację dla ludzi, wolą mówić o "bycie jako bycie" czy różnicach między "istotą a istnieniem".

Jeśli chodzi o próby naprawienia filozofii, to moimi mentorami są amerykańscy pragmatyści, bo w czasach, gdy filozofia umierała - nie po raz pierwszy zresztą - pojawił się William James, człowiek o niesamowitym talencie oratorskim, który w żywy i prosty sposób przedstawił innym swoje próby rozwiązania pewnych problemów, co sprawiło, że na jego wykładach zaczęły się pojawiać tysiące słuchaczy.

Niestety, ale tutaj nie miałem tak możliwości pełnego zaprezentowania swojego talentu literackiego, jak i pokazania innych stron, jeśli chodzi o spojrzenie na epokę cyfrową, bo organizatorzy naciskali na to, by było raczej sucho (zrozumiale) niż poetycko.

W związku z powyższym zgadzam się z Tobą, że spojrzenie Jüngera może wydawać się momentami nazbyt jednostronne i przesadzone, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że przed nastaniem rewolucji przemysłowej żyliśmy średnio trzydzieści pięć lat, a prawdziwej nędzy (nie tylko bałaganu w kulturze) było o wiele więcej aniżeli dzisiaj, w Europie. Autor "Robotnika" był zresztą konserwatystą, a konserwatyści mają skłonność do idealizacji przeszłości, niemniej wiele z jego spostrzeżeń, jak słusznie zauważyłeś, jest aktualnych i bardzo wartościowych. Problemem nie są narzędzia (w tym przypadku technika), ale nasz sposób korzystania z nich. Mnie idea romantycznej rebelii zawsze była bliska, dlatego też ostatnio postanowiłem sięgnąć po Jüngera i innych pisarzy mówiących o "harcie ducha" czy "witalności". Nie znaczy to, że ze wszystkim się z nimi zgadzam, ale chcąc nie chcąc są oni dla mnie wielką inspiracją.

Nie odniosłem się do wszystkiego, bo obecnie mam mało czasu, ale jeśli masz jeszcze jakieś pytania, pytaj. Chętnie odpowiem.
Odpowiedz
#4
Niewątpliwie interesujący tekst nam tu przedstawiłeś. Mądrego zawsze warto poczytać, z mądrym warto podyskutować...

Jak Ci już nieraz wspominałem nie czuję się specjalnie uprawniony do dysput na temat nurtów filozoficznych, ponieważ poniekąd do owej robotniczej masy należę. Co więcej, czerpię z tej przynależności dumę niejaką. No ale wymienić się poglądami zawsze warto.

Po pierwsze więc: W czasach, gdy powstawało świetne moim zdaniem "Metropolis" oraz dzieło "Ernsta Jüngera" mieliśmy do czynienia z innym nieco rodzajem robotnika. Ze względu na stan ówczesnej techniki potrzebne były ogromne masy ludzi wykonujących proste stosunkowo czynności wytwórcze. Wszak każda z niezautomatyzowanych maszyn wymagała obsługującego ją pracownika. Współcześnie nieco inaczej to wygląda. Czynności wytwórcze wykonują już w większości zautomatyzowane linie produkcyjne, człowiekowi została praca bardziej twórcza. Projektowanie, programowanie procesów wytwórczych testowanie, dystrybucja... Tak więc robotnik dzisiejszy z robotnikiem z tamtych czasów nie za wiele ma wspólnego.

Pozwolę się również rozprawić z tym mitem ciągłego zatruwania świata. Wzrost świadomości ekologicznej, który rozpoczął się na początku lat 90' ubiegłego wieku postępuje i sprawia, że jednak widoczna jest poprawa. Do rzeki płynącej opodal mojego miejsca zamieszkania wróciły raki i bobry. Oczywiście wiele pracy przed nami ale przynajmniej kierunki wytyczone są słusznie.

Myślę, że okres wielkich odkryć dokonywanych przez jednostki raczej dobiegł końca. Po prostu to, co dało się odkryć i wynaleźć pracując przy pomocy przysłowiowego sznurka i deski, już raczej odkryte zostało. Stopień zaś skomplikowania badań związanych z takimi dziedzinami jak choćby fizyka kwantowa, genetyka, czy nawet astrofizyka, oraz ogromne koszty tych badań zmuszają wprost do pracy zespołowej.

Hart ducha to wartość ponadczasowa. Potrzebna zawsze i wszędzie. Czyż nie potrzeba hartu ducha by przeprowadzić 2000 prób, budując za każdym razem nowy model struktury, by odkryć tą właściwą i idealną?

Co zaś się tyczy owych "sił witalnych" .... No cóż, ja zakładam, że najlepiej kiedy pozostają pod ścisłą kontrolą w przeciwnym wypadku może się to kończyć źle.

A wędrowiec leśny? To zależy. Może to być całkiem przydatny badacz, albo włóczęga no właśnie. Niezbyt przydatny.
Ja lubię wyobrażać sobie społeczeństwo jako bardzo skomplikowany mechanizm. W mechanizmie zaś każde kółeczko ma swoją rolę. ta rola właśnie jest jego sensem i opisem.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Gorzki,

dziękuję za zainteresowanie.

Robotnik jako postać, która nastanie (lub już nastała) po mieszczaninie, to ktoś, kto cały obszar swojej egzystencji podporządkowuje pracy, niezależnie od tego, czy nowoczesne wynalazki wymagają obsługującego ich człowieka czy nie. Pisarz czy malarz, w wyniku przemian społecznych, nie jest już jednostką dysponującą bożą iskrą (nie ogranicza się to tylko do talentu danego od boga chrześcijańskiego, choć go nie wyklucza), lecz robotnikiem, o czym upewniają nas modne dzisiaj poradniki pisarstwa. Pierwsze skrzypce odgrywa warsztat, narracja upewniająca nas w tym, że talent jest przereklamowany, że liczy się mozolna i rutynowa praca. Tutaj nie ma już miejsca na natchnienie, na spontaniczność, na konfrontowanie się z doświadczeniami skrajnymi. Wszystko, jeśli przeanalizować to szczegółowo, jest współcześnie formą pracy, formą niewoli, porządku, gdzie nie ma miejsca na impulsy. O tym pisał Jünger, rozwijając paradoksalnie teorię Karola Marksa.

A zanieczyszczone powietrze pozostaje zanieczyszczonym powietrzem. Większość część czasu spędzam we Wrocławiu (jedno z dziesięciu najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie) i gdy wracam na wieś, odczuwam ogromną różnice. Życie w mieście, jakkolwiek to zabrzmi, osłabia, pozbawia hartu ducha, wyjaławia. Miasto to powolne samobójstwo, cywilizacja to powolne samobójstwo.

Dysponowanie siłami witalnymi nie jest ślepym, dowolnym działaniem, ale właśnie poddaniem instynktów pod kontrolę intelektu. Suchy mieszczański intelekt i sztuczny mieszczański porządek od zawsze były dla mnie czymś obcym, dlatego też - mimo świadomości dobrych stron rewolucji przemysłowej - bliższa będzie mi pewna przesada, radykalizm i rewolucja aniżeli bezustanne rozważanie za i przeciw. Innymi słowy, trzeba nie tyle się zastanawiać, co żyć.
Odpowiedz
#6
No i tak. Kiedyś też byłem buntownikiem, ale powiem Ci bez bicia, przeszło mi. Znaczy pewnie się starzeję Wink. No ale taka kolej rzeczy. Nie mniej jednak pewne refleksje mi się nasuwają.
Żeby być buntownikiem i outsiderem w dawnym dobrym stylu, potrzeba na to trochę miejsca. Na Ziemi jest nas coś koło siedmiu miliardów. Namnożyło nas się trochę. W czasach "Bohaterów" (biorę w cudzysłów) było nas ze 2 miliardy to i więcej miejsca było...
No cóż, ciągłe ścieśnianie się wymaga niestety wypracowywania norm, żebyśmy się nie zadziobali.

Cytat:Pisarz czy malarz, w wyniku przemian społecznych, nie jest już jednostką dysponującą bożą iskrą (nie ogranicza się to tylko do talentu danego od boga chrześcijańskiego, choć go nie wyklucza), lecz robotnikiem, o czym upewniają nas modne dzisiaj poradniki pisarstwa. Pierwsze skrzypce odgrywa warsztat, narracja upewniająca nas w tym, że talent jest przereklamowany, że liczy się mozolna i rutynowa praca.

To nie tak... No przynajmniej nie tak dramatycznie. Talent jest nieodzowny, bo bez niego to można co najwyżej krytykiem literackim zostać. Talent jest jak surowy kamień znaleziony w ziemi. Większość ludzi gdyby na drodze znalazła surowy diament, to zapewne by toto do rowu kopnęli. Wygląda w sumie jak niekształtny kawałek zmatowiałego szkła. Taka nauka "warsztatu" dla pisarza, to nic innego jak szlif. jednak najlepszy nawet szlif nie pomorze zwyczajnemu szkiełku... Sorry nie zabłyśnie.

Co zaś do powietrza, Fakt jest fatalne. No ale nie ma co biadolić, trzeba zmieniać. Powiedz swojemu koledze, że trzymanie w mieście auta z dwulitrowym silnikiem i przeciskanie się nim te nieszczęsne dwa kilometry w korkach mija się z celem, bo to akurat na poranny spacer. Powiedz sąsiadce, żeby wreszcie przestała palić w piecu plastikiem i mokrym miałem. A najlepiej to niech przeżuci się na gaz.... Od takich działań powietrze się niewątpliwie poprawi. No może samorządy zaczną też inwestować w geotermię i inne podobne nowinki, to już ekstra będzie. No ale tu trzeba pracy wspólnoty i żaden supermen raczej nie uradzi.

No a siły witalne... Sorki, uprzedzony jestem. Wiem, że w istocie to nie to, ale jakoś tak kojarzą mi się z nabuzowanym testosteronem mięśniakiem ciupciającym co tylko się rusza.... No ale to ostatecznie moje uprzedzenia.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
Gorzki, nie masz już ochoty na bycie buntownikiem, bo zwyczajnie spadł Ci poziom testosteronu Wink

A poważniej, nie odczytywałbym przesłania Jüngera aż tak prosto. Mam świadomość, że przedstawiłem je w sposób bardzo ogólny i właśnie prosty, bo tego wymagała ode mnie sytuacja, w której się znalazłem, ale "Robotnik" jest dziełem wielopoziomowym i doskonałą analizą współczesnego masowego społeczeństwa. Analizą, która zainspirowała tak Heideggera, jak i Deleuze'a (i wielu innych zresztą). Tutaj nie chodzi o młodzieńczy bunt wobec powszechnych norm wypracowanych przez wspólnoty liberalne czy jałowy sentymentalizm względem dawnych wzorców, ale o coś znacznie głębszego. Mimo że sam autor "Robotnika" czasami przesadzał, jak na konserwatystę przystało, to postawą swoją pokazał, że był niezwykle przenikliwym diagnostą zmian, jakie przyniesie ze sobą epoka współczesna. Zgodzisz się czy nie, ale dzisiaj rzeczywiście prym wiedzie mechaniczna metodyka pracy, i to w każdej dziedzinie życia, niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z profesorem uniwersytetu specjalizującym się w wąskiej dziedzinie i wykonującym mrówczą roboczą pracę, z której jest rozliczany przez biurokratyczne imperium, czy właśnie artystą, który, dzięki narracji postmodernistycznej, przestał wierzyć w wielką prozę, w wielką sztukę, w sam proces twórczy, który jeszcze nie tak dawno był czymś na poły mistycznym, dostępnym jednostkom o odpowiednim intelekcie i wrażliwości.

Mimo więc tego, że sam nieustannie upraszczam recepcję Jüngera - nie ukrywam, że przez wzgląd na formę, w jakiej odbywa się dyskusja - to nie banalizowałbym aż tak jego ocen, bo nie sprowadzają się one li tylko do tęsknoty za dawnymi czasami czy buntowniczą artykulacją. Wtórny analfabetyzm wśród studenckiej braci - by posłużyć się pierwszymi z brzegu przykładami - czy po prostu nędza duchowa zdecydowanej większości dzisiejszych publikacji nie są przecież przesadą konserwy, ale faktem. Na naszych oczach, dzięki braku dystansu względem wytworów techniki, dokonuje się coś przełomowego.

PS. No i coraz głośniej mówi się o teorii Karola Marksa, którą Jünger paradoksalnie rozwinął. Co mam na myśli? To, że Marksa próbuje się, by tak rzec, oczyścić oraz dostrzec w nim nie fanatycznego socjalistę, ale myśliciela globalnego, który, jak Jünger, przewidział nastanie globalnego społeczeństwa, gdzie właśnie rządzić będą banki, nie ludzie.
Odpowiedz
#8
Cytat:Na naszych oczach, dzięki braku dystansu względem wytworów techniki, dokonuje się coś przełomowego.

A to niewątpliwie tak. Można by rzec - całkowite przewartościowanie. Nie wnikam tu, dobrze czy żle. Po prostu całkiem inaczej.
Pamiętam bowiem choćby "przedinternetowy" świat. Było całkiem inaczej. Co zaś będzie dalej nie wiem. Przewidywanie jest chyba totalnie trudne nawet dla gości ze znacznie twardszymi mózgami niż mój.

A testosteronu to ja chyba nigdy za dużo nie miałem Smile
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#9
Ja oczywiście żartowałem z tym testosteronem. Mam nadzieję, że nie wziąłeś tego do siebie.

Jeśli zna się dobrze historię (szeroko pojętą - nauki polityczne, filozofia, ekonomia czy historia dziejów), to przewidywanie może być czasami nad wyraz trafne, zwłaszcza gdy dochodzi do tego dobra badawcza intuicja, jak miało to miejsce w przypadku Spenglera, którzy wręcz przepowiedział upadek Zachodu (książka "Zmierzch Zachodu"). Dlatego też zachęcam wszystkich forumowiczów do czytania książek Wink
Odpowiedz
#10
Nie no spoks. Potrafię śmiać się również z siebie (jeśli o testosteron chodzi Wink )

No cóż, co powstało, upaść musi. Nie trzeba być specjalnie dobrym prorokiem, że system, który od lat iluś buduje kultura zachodnia jest nie do utrzymania.
Nie mniej jednak, kiepski to porządek, mnie wcale nie pasujący i zgniły, ale porządek. Najgorsze jest to, że upadkowi czegokolwiek zazwyczaj towarzyszy okres chaosu. Takowy zaś mi się nie uśmiecha. Mam świadomość, że ten upadek nastąpić musi. wolałbym, żeby nie za mojego życia, ale niestety mam paskudne wrażenie, że to już się dzieje...
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#11
Oczywiście, że to już się dzieje, z tym że nie oceniałbym Zachodu aż tak negatywnie, zwłaszcza że po naszej cywilizacji nadejdzie "kultura" plemienna, gdzie nie będzie miejsca na wolność słowa, autokreację, indywidualizm i możliwości, które obecnie mamy.

My nie doceniamy naszej zachodniej cywilizacji, bo chowani w niej od najmłodszych lat, traktujemy pewien stan rzeczy jak oczywistą oczywistość (przynajmniej dla każdego człowieka myślącego). Ale właśnie kultury Wschodu, jako kultury plemienne, mogą zniszczyć naszą budzącą podziw budowlę. Zresztą w historii miało to już miejsce: Omar I (jeśli dobrze pamiętam), kalif muzułmański, spalił Bibliotekę Aleksandryjską, ogromny skarb ludzkiej nauki, sztuki, odkryć i wiedzy, bo, jak mniemał, stanowiła zagrożenie dla Islamu. To może się powtórzyć. Co nam więc pozostało? Mimo wszystko heroicznie żyć, bo kres białego Europejczyka jest czymś nieuniknionym. Niż demograficzny jest ponurem faktem, a następnych pokoleń nie da się ot tak "odbudować", bo nie mamy obecnie systemu ekonomicznego, który wytrzymałby nagłe, cudowne wręcz płodzenie dzieci na wielką skalę w Europie. Czymś jeszcze bardziej przerażającym jest fakt, że młodzi ludzie zdają się to mieć całkowicie w dupie. Gapią się w te swoje ajfony i chodzą po ulicach jak automaty. Jest to też swoista oznaka, że grupa, która nie ma woli przetrwania, ginie, niezależnie od wzniosłych tez, które jej kulturze udało się stworzyć.
Odpowiedz
#12
Hmm. Pewnie Robe na mnie zaraz nawrzeszczysz i za pomocą logiki na łopatki rozłożysz. No ale niech tam Wink.
Kultura Zachodu unicestwia w zasadzie sama siebie. Ponieważ jest nazbyt Nihilistyczna? Niewymagająca? Pozbawiona wyrazu? Rozmemłana? Samiśmy sobie takich młodzianów wychowali mówiąc "Róbta co chceta" ...
Dlaczego ludzie uciekają w Islam.... No właśnie, bo jest radykalny. Daje twarde reguły, granice. Ludzie potrzebują zasad jak powietrza, bo tylko w ten sposób wiedzą na czym stoją.
Ja jedyną przeciwwagę która może zatrzymać katastrofę w europie upatruję w Katolicyzmie. Obojętne, czy rzymskim czy greckim. Bo protestantyzm się już do cna rozwodnił i rozmienił na drobne, usiłując dostosować się do tego co światowe. To nie morze być religia mętna i letnia jedynie. To musi być twarde jak w wiekach średnich. To nic, że nielogiczne. Religia ma prawo być nielogiczna. Musi jednak mieć twarde zasady i budzić nadzieję. Wtedy da rade zmieniać ludzi z bandy bezkręgowych ameb w armię wojowników.

Co do niżu demograficznego. No cóż, jest na to sposób... a nawet trzy. Znów niestety drastyczne. Pierwszy skuteczniejszy - znieść całkowicie świadczenia emerytalne. Skutek? Tylko ten, kto ma dzieci, ma szansę na w miarę godziwą egzystencję na starość. Bezdzietny w takim przypadku skazany jest albo na żebraninę, albo niestety na śmierć głodową. Brutalne, ale tak to przez wieki działało. Drugi - pomocniczy - wyeliminować antykoncepcję aborcję i inne podobne wynalazki. Oczywiście co nieco zawsze się z tego uchowa, ale będzie raczej marginesem niż normą. Ludzie zaś ciupciać się lubią.... Trzeci wreszcie, taki trochę półżartem Wink - potopić wszystkie feministki - najlepiej jak dawne czarownice, pod lód. No i przyrost nam momentalnie skacze. Że herezje głoszę? Nie tak do końca. Często bywało tak, że choć biednie było, to społeczeństwa mnożyły się na potęgę. W zasadzie dopóki jest na co jeść i trochę opieki zdrowotnej to już jest nieźle. Smartfony i całe to inne badziewo tak do końca do szczęścia nie są nam potrzebne. Związek między dzietnością a stanem posiadania jest bowiem (mimo wszystko) dosyć nieznaczny.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#13
Cała dyskusja zachęca do poczytania Jungera.

Robe, czy wspomniałem, że jesteś chlubnym wyjątkiem w kategorii "szata graficzna"? Chyba nie, zatem stwierdzam teraz: czytało się arcywygodnie. Czcionka i akapity to drobiazg, który cieszy.

W kwestii przeciwwagi która może zatrzymać katastrofę w Europie to w znacznej mierze zgadzam się z Gorzkim, choć jedynie w ograniczeniach świadczeń widzę sens. Pozostałe propozycje przyniosłyby więcej szkody niż pożytku i problem nie zostałby rozwiązany... Jednak miło poczytać wypowiedź i poczuć, że nie jestem sam.

Antyfeministek topić nie należy. Większość z nich "sfiksowała bo chłopa dawno nie miała". Im trzeba pomagać. Panowie młodzież, do roboty! A poza tym jeżeli już pod lód, to wyłączyłbym niewysokie brunetki... najlepiej rokują w resocjalizacji Smile Smile Smile

Robe, mam pytanie bardziej serio, konkretnie o Marksa. "Kapitał" jest wnikliwą analizą i krytyką systemu - to oczywiste, ale czy ten człowiek wskazywał w swoich pismach konkretne alternatywy? Nie znam tematu, jednak mam wrażenie, że to, co się Karolowi Marksowi przypisuje, stanowi w znacznej mierze płody "zbawców ludzkości", którzy nastali po nim.
Odpowiedz
#14
Gorzki, katolicyzm twardy jak w wiekach średnich to zero jakiegokolwiek pluralizmu w przestrzeni publicznej. Albo jesteś z Panem, albo pójdziesz do Piekła, a my już postaramy się o to, by spalić Twoje pisma i nie zezwolić na jakąkolwiek osobistą wolność. Poza tym wojujące chrześcijaństwo jest w gruncie rzeczy zaprzeczeniem chrześcijaństwa, dlatego, paradoksalnie, ludziom lewicy bliżej do chrześcijańskich pierwotnych ideałów (tolerancja, rezygnacja z przemocy, globalne - nie zamknięte w narodowości czy kulturze - spojrzenie na człowieka) niż ludziom prawicy w stylu Korwina, który wprawdzie powołuje się na autorytet Matki Bożej, ale nie oszukujmy się: gdyby miał zamieszkać gdziekolwiek, zamieszkałby w Rzymie Wink Zachód, który krytykujesz, to tak naprawdę Zachód przesiąknięty w dużej mierze chrześcijaństwem. "Poprawność polityczna", tak dzisiaj popularna, to pod pewnymi względami realizacja hasła Jezusa: "Nie oceniajcie, a nie będziecie oceniani". Prawicę wkurwia ta "rozmemłana" poprawność, ale rozumiejące spojrzenie ku bliźniemu ma więcej wspólnego z ideologią Jezusa aniżeli "Gnij lewacka kurwo" Wink

Oczywiście, nieco sobie dworuję, ale warto, żebyś szczególnie Ty zastanowił się nad tym, co napisałem. Z jednej strony mamy upadek wyższej kultury - czego nigdy nie kwestionowałem - z drugiej natomiast rzecz normalną, która, przyznaję, też ostatnio nie daje mi spokoju, a mianowicie, że Zachód, ta mimo wszystko wspaniała epoka szczytów ludzkich osiągnięć, dobiega kresu.

szczepantrzeszcz,

Marksowi wiele rzeczy przypisywano. Jutro, gdy znajdę chwilę, odpowiem na Twoje pytanie. Nie chcę teraz, na szybko, bo wbrew pozorom szykuje się dobra dyskusja Wink
Odpowiedz
#15
Robe: No wiem, że sobie dworujesz, bo i ja sobie trochę dworowałem.

Chodzi mi o to, że jeśli przeciw islamowi nie postawisz równoważnej siły to już dziś możesz zaczynać uczyć się koranu. Jakkolwiek siermiężny ten katolicyzm nie był w wiekach dawniejszych. Jak wielkie błędy zawierał, to jednak długo zatrzymywał proces Islamizacji. Pozwalał zachować tożsamość całemu zachodowi i nam też jako państwu. Działał jako coś w rodzaju spoiwa.

Ja wiem Robe, że dla Ciebie jako ateisty wybór pomiędzy Katolicyzmem a Islamem to taki trochę wybór między dżumą i cholerą. Ja to rozumiem, bo i wzdragał bym się gdyby mi ateizm proponowani. No ale jeśli się tego nie zrobi, i nie zreaktywuje silnego chrześcijaństwa w Europie, to już niedługo nie będzie bardzo czego wybierać. Bo ci panowie wrzeszcząc "Allach Akbar" będą nam upitalać głowy i radośnie dupczyć nasze żony i córki. No chyba że wybierze się Islam, to będzie się po stronie upitalającej i ciupciającej.

Szczepan:
Cytat:Antyfeministek topić nie należy. Większość z nich "sfiksowała bo chłopa dawno nie miała". Im trzeba pomagać. Panowie młodzież, do roboty! A poza tym jeżeli już pod lód, to wyłączyłbym niewysokie brunetki... najlepiej rokują w resocjalizacji Smile Smile Smile

A kto by taką feministkę chciał mieć na codzień w chałupie? Toż to gotowe chłopa jakim szydełkiem zaciukać na spaniu, a i zastanawiam się, czy taka krzykaczka obiad ugotować chociaż potrafi.... Co do brunetek i nie wysokich .. Hmm może i masz racje... Byle nie tłuste były Wink.

Ps: Miałem na Ciebie Robe nawrzeszczeć za używanie w tekście powiększonej czcionki, ale co tam, niech Ci Będzie skoro się podoba Wink
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości