04-07-2011, 17:22
Drodzy Czytelnicy, chciałbym przyjrzeć się dzisiaj i opisać rzecz stosunkowo nową, jaką jest E-papieros. Dla tych, którzy jeszcze nie znają tej nazwy wyjaśnię, jest to urządzenie służące do podawania niewielkich ilości nikotyny metodą inhalacji. To po prostu papieros elektroniczny, który ma za zadanie pomóc nam palaczom, w ograniczeniu palenia tradycyjnych lulek z tytoniem. Gdy natomiast wybierzemy największą zawartość nikotyny, być może uda nam się całkowicie rzucić ten diabelski nałóg. Do wyboru bowiem mamy trzy dostępne zawartości, ale po kolei...
O tym cudownym wynalazku na miarę dwudziestego pierwszego wieku dowiedziałem się przez przypadek. W rozmowie ze znajomym, który stwierdził "już prawie rzuciłem palenie, dwa miesiące ponad nie palę zwykłych papierosów". Oczywiście zacząłem dopytywać i tak dowiedziałem się pierwszych informacji na ten temat.
Palę jakieś dwadzieścia lat. Miałem oczywiście (jak chyba każdy palacz) próby rzucenia nałogu, niestety nieudane. Może dlatego, że traktuję palenie jak moje hobby? Lubię palić, to fakt. Lecz przecież moje zamiłowanie nie może z drugiej strony tak szkodzić mojemu zdrowiu. O złym wpływie palenia tytoniu wszyscy wiedzą, więc warto moim zdaniem przyjrzeć się co ma do zaoferowania ten nowoczesny papieros. Postanowiłem zatem pokrzepić swoją wiedzę szukając wiadomości w gazetach. Oto garść newsów jakie znalazłem w prasie:
Mniej trują, nie śmierdzą. Nie wydzielają substancji smolistych i innych rakotwórczych związków. Wyglądają jak zwykłe papierosy, tyle że są nieco dłuższe, cięższe i służą do wielokrotnego użytku. Składają się z trzech części: ustnika, w którym umieszcza się wymienny wkład (tzw. kartridż) wypełniony specjalnym płynem – e-liquidem. Płyn ten oprócz wody zawiera nikotynę, glikol propylenowy, glicerynę i dodatki smakowe, na przykład miętę. Druga część to tzw. atomizer, gdzie mieści się grzałka i mikroprocesor. Trzecia część to akumulatorek litowo-jonowy, zakończony diodą LED. Symuluje ona żarzenie się papierosa. Podczas zaciągania się e-papierosem mikroprocesor wykrywa przepływ powietrza, co powoduje uruchomienie grzałki. Do przepływającego powietrza wprowadzone zostają mikroskopijne kropelki płynu z nikotyną i dodatkami, podgrzane do 150–180 st. C. Tworzy to parę, wdychaną przez użytkownika. Glikol i gliceryna powodują, że płyn zmienia się w mgiełkę, wyglądającą jak dym tytoniowy. Mgiełka, w odróżnieniu od dymu papierosa, jest bezwonna. I co ważniejsze – nie zawiera ok. 4 tys. substancji chemicznych, w tym smolistych i innych rakotwórczych, które powstają w wyniku spalania tytoniu, jego konserwantów, bibułki itd. Przy papierosach elektronicznych tego nie ma, bo nikotyna jest skraplana, a nie spalana. Likwiduje to bierne palenie, popielniczki, pety, smrody i zanieczyszczenie powietrza. Szkodliwych substancji rakotwórczych nie wdychają ani używający e-papierosów, ani ci, którzy przebywają z nimi w tych samych pomieszczeniach.
Źródło: POLITYKA .
W Londynie jak świeże bułeczki sprzedają się "elektroniczne papierosy". Niewielkie urządzenie pozwala zaciągnąć się nikotyną w pubie bez naruszania obowiązującego tam zakazu palenia.
E- papierosy nie zawierają substancji smolistych ani tytoniu i nie produkują dwutlenku węgla - jednym słowem są ekologiczne. Zaciągnięcie się sprawia, że na końcu tutki zapala się niebieska dioda, wkład się podgrzewa i "palacz" wciąga delikatną mgiełkę zawierającą nikotynę. Producenci zapewniają, że wrażenia dla palacza są identyczne jak przy paleniu papierosa. Tyle, że żaden przepis nie jest naruszony. Można spokojnie siedzieć w pubie bez konieczności wychodzenia "na dymka" na jesienny deszcz.
Źródło: GAZETA.PL
Jak dla mnie bomba. Mniej szkodzące zdrowiu papierosy i do tego można je palić kilka razy. I nie trzeba szukać palarni. Precz z zakazem palenia w miejscach publicznych!
Tego samego dnia przy obiedzie żona wspomniała o koleżance, która też od dobrych kilku dni raczy się tą nowością. Małżonka (też pali niemało) wykazała chęć podjęcia walki z nałogiem. Oznajmiła też, że po obiedzie idziemy szukać sklepu, w którym można nabyć te "cudeńka". To określenie mojej żony.
Znaleźliśmy sklep z asortymentem komputerowym i ze "sztucznymi fajkami", to z kolei moje określenie. Zaraz po wejściu zobaczyliśmy wielką, szklaną gablotę, a w niej różne elektroniczne papierosy, do wyboru, do koloru. W rozmaitych cenach oczywiście. Poprosiliśmy sprzedawcę o pomoc w wyborze i o naukę użytkowania.
- To może ja zademonstruję na własnym - powiedział młody mężczyzna i wyjął z kieszeni przedmiot podobny do długopisu, tylko trochę dłuższy i grubszy. Następnie rozkręcił go w połowie (prawie) i wyjaśnił, która część to bateria, która to atomizer i gdzie znajduje się wkład zawierający nikotynę. Był to model Janty i przypadł on nam do gustu. Wybraliśmy komplet dwóch takich E-papierosów w eleganckim pudełku, w środku którego była ładowarka (standardowa i na wejście USB), silikonowych pięć ustników, pięć zapasowych kartridży oraz etui. Aha, czas ładowania baterii to ok. dwie i pół godziny, potem można palić nawet trzy dni. Sprawdzone, ale to oczywiście zależy od częstotliwości użytkowania. Kupiliśmy płyn z nikotyną o największej mocy 16 mg (1,6%) - 0,8 mg/papieros z racji tego,że taka zalecana jest palaczom chcącym stopniowo całkowicie pozbyć się nałogu. Dostępne były jeszcze 11 mg (1,1%) - 0,55 mg/papieros i 4 mg (0,4%) - 0,2 mg/papieros.
Młody sprzedawca załadował jeszcze nasze E-fajki i zapaliliśmy. Pierwsze wrażenie było dość dziwne. Czułem smak jakby słodki, trochę "plastykowy", zapach nowości. Wypuściłem bezwonną mgiełkę i pomyślałem, że przy załadowaniu następnego kartridża będę czuł lepszy, znajomy mi, papierosowy smak. I nie pomyliłem się.
Gdy mieliśmy już wyjść ze sklepu, z zaplecza wyszedł właściciel sklepu.
- Widzą państwo, szef nigdy już na mnie nie krzyczy, jak palę w pracy - powiedział wtedy sprzedawca do nas uśmiechając się.
Na zakończenie dodam, że oboje z żoną jesteśmy zadowoleni z zakupu elektronicznych papierosków. Palimy je już dwa miesiące, a tradycyjnych nie mieliśmy w ustach tyle samo czasu. Dla mnie to sukces. Polecam.
Jeszcze refleksja jaka mnie naszła niedawno. Kto to wie, ale może za ileś lat nikt już nie zapyta na ulicy:
- Przepraszam...ma pan może ogień? Tylko raczej:
- Przepraszam...ma pan może baterię?
O tym cudownym wynalazku na miarę dwudziestego pierwszego wieku dowiedziałem się przez przypadek. W rozmowie ze znajomym, który stwierdził "już prawie rzuciłem palenie, dwa miesiące ponad nie palę zwykłych papierosów". Oczywiście zacząłem dopytywać i tak dowiedziałem się pierwszych informacji na ten temat.
Palę jakieś dwadzieścia lat. Miałem oczywiście (jak chyba każdy palacz) próby rzucenia nałogu, niestety nieudane. Może dlatego, że traktuję palenie jak moje hobby? Lubię palić, to fakt. Lecz przecież moje zamiłowanie nie może z drugiej strony tak szkodzić mojemu zdrowiu. O złym wpływie palenia tytoniu wszyscy wiedzą, więc warto moim zdaniem przyjrzeć się co ma do zaoferowania ten nowoczesny papieros. Postanowiłem zatem pokrzepić swoją wiedzę szukając wiadomości w gazetach. Oto garść newsów jakie znalazłem w prasie:
Mniej trują, nie śmierdzą. Nie wydzielają substancji smolistych i innych rakotwórczych związków. Wyglądają jak zwykłe papierosy, tyle że są nieco dłuższe, cięższe i służą do wielokrotnego użytku. Składają się z trzech części: ustnika, w którym umieszcza się wymienny wkład (tzw. kartridż) wypełniony specjalnym płynem – e-liquidem. Płyn ten oprócz wody zawiera nikotynę, glikol propylenowy, glicerynę i dodatki smakowe, na przykład miętę. Druga część to tzw. atomizer, gdzie mieści się grzałka i mikroprocesor. Trzecia część to akumulatorek litowo-jonowy, zakończony diodą LED. Symuluje ona żarzenie się papierosa. Podczas zaciągania się e-papierosem mikroprocesor wykrywa przepływ powietrza, co powoduje uruchomienie grzałki. Do przepływającego powietrza wprowadzone zostają mikroskopijne kropelki płynu z nikotyną i dodatkami, podgrzane do 150–180 st. C. Tworzy to parę, wdychaną przez użytkownika. Glikol i gliceryna powodują, że płyn zmienia się w mgiełkę, wyglądającą jak dym tytoniowy. Mgiełka, w odróżnieniu od dymu papierosa, jest bezwonna. I co ważniejsze – nie zawiera ok. 4 tys. substancji chemicznych, w tym smolistych i innych rakotwórczych, które powstają w wyniku spalania tytoniu, jego konserwantów, bibułki itd. Przy papierosach elektronicznych tego nie ma, bo nikotyna jest skraplana, a nie spalana. Likwiduje to bierne palenie, popielniczki, pety, smrody i zanieczyszczenie powietrza. Szkodliwych substancji rakotwórczych nie wdychają ani używający e-papierosów, ani ci, którzy przebywają z nimi w tych samych pomieszczeniach.
Źródło: POLITYKA .
W Londynie jak świeże bułeczki sprzedają się "elektroniczne papierosy". Niewielkie urządzenie pozwala zaciągnąć się nikotyną w pubie bez naruszania obowiązującego tam zakazu palenia.
E- papierosy nie zawierają substancji smolistych ani tytoniu i nie produkują dwutlenku węgla - jednym słowem są ekologiczne. Zaciągnięcie się sprawia, że na końcu tutki zapala się niebieska dioda, wkład się podgrzewa i "palacz" wciąga delikatną mgiełkę zawierającą nikotynę. Producenci zapewniają, że wrażenia dla palacza są identyczne jak przy paleniu papierosa. Tyle, że żaden przepis nie jest naruszony. Można spokojnie siedzieć w pubie bez konieczności wychodzenia "na dymka" na jesienny deszcz.
Źródło: GAZETA.PL
Jak dla mnie bomba. Mniej szkodzące zdrowiu papierosy i do tego można je palić kilka razy. I nie trzeba szukać palarni. Precz z zakazem palenia w miejscach publicznych!
Tego samego dnia przy obiedzie żona wspomniała o koleżance, która też od dobrych kilku dni raczy się tą nowością. Małżonka (też pali niemało) wykazała chęć podjęcia walki z nałogiem. Oznajmiła też, że po obiedzie idziemy szukać sklepu, w którym można nabyć te "cudeńka". To określenie mojej żony.
Znaleźliśmy sklep z asortymentem komputerowym i ze "sztucznymi fajkami", to z kolei moje określenie. Zaraz po wejściu zobaczyliśmy wielką, szklaną gablotę, a w niej różne elektroniczne papierosy, do wyboru, do koloru. W rozmaitych cenach oczywiście. Poprosiliśmy sprzedawcę o pomoc w wyborze i o naukę użytkowania.
- To może ja zademonstruję na własnym - powiedział młody mężczyzna i wyjął z kieszeni przedmiot podobny do długopisu, tylko trochę dłuższy i grubszy. Następnie rozkręcił go w połowie (prawie) i wyjaśnił, która część to bateria, która to atomizer i gdzie znajduje się wkład zawierający nikotynę. Był to model Janty i przypadł on nam do gustu. Wybraliśmy komplet dwóch takich E-papierosów w eleganckim pudełku, w środku którego była ładowarka (standardowa i na wejście USB), silikonowych pięć ustników, pięć zapasowych kartridży oraz etui. Aha, czas ładowania baterii to ok. dwie i pół godziny, potem można palić nawet trzy dni. Sprawdzone, ale to oczywiście zależy od częstotliwości użytkowania. Kupiliśmy płyn z nikotyną o największej mocy 16 mg (1,6%) - 0,8 mg/papieros z racji tego,że taka zalecana jest palaczom chcącym stopniowo całkowicie pozbyć się nałogu. Dostępne były jeszcze 11 mg (1,1%) - 0,55 mg/papieros i 4 mg (0,4%) - 0,2 mg/papieros.
Młody sprzedawca załadował jeszcze nasze E-fajki i zapaliliśmy. Pierwsze wrażenie było dość dziwne. Czułem smak jakby słodki, trochę "plastykowy", zapach nowości. Wypuściłem bezwonną mgiełkę i pomyślałem, że przy załadowaniu następnego kartridża będę czuł lepszy, znajomy mi, papierosowy smak. I nie pomyliłem się.
Gdy mieliśmy już wyjść ze sklepu, z zaplecza wyszedł właściciel sklepu.
- Widzą państwo, szef nigdy już na mnie nie krzyczy, jak palę w pracy - powiedział wtedy sprzedawca do nas uśmiechając się.
Na zakończenie dodam, że oboje z żoną jesteśmy zadowoleni z zakupu elektronicznych papierosków. Palimy je już dwa miesiące, a tradycyjnych nie mieliśmy w ustach tyle samo czasu. Dla mnie to sukces. Polecam.
Jeszcze refleksja jaka mnie naszła niedawno. Kto to wie, ale może za ileś lat nikt już nie zapyta na ulicy:
- Przepraszam...ma pan może ogień? Tylko raczej:
- Przepraszam...ma pan może baterię?