Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
E. Hauser - opowieści o smokach
#1
Przedstawiam przekład kolejnego utworu Ericha Hausera. Tym razem zupełnie innego rodzaju, niż minionym razem. Ten utwór jest częścią cyklu "Epos Drakonbergu" składającego się z pięciu opowiadań, które Erich Hauser traktuje nie jako swoje utwory, a jako rodzinne legendy, które on opracował i przedstawił w postaci tekstu.

Ten epos jest częścią kultury pewnego wirtualnego państwa, które się nazywa "The Virtual State of Drakonberg" ("Wirtualne Państwo Drakonberg"). Według rodzinnych podań, przed wielu wiekami przodkowie Ericha mieszkali w Skandynawii i nosili nazwisko Drakonberg lub Drakenberg (w tłumaczeniu "Góra smoków").

Te legendy przedstawiają sobą opowiadania o życiu inteligentnych smoków. Sądzę, że powinny się spodobać przynajmniej niektórym wielbicielom fantasy oraz chyba przynajmniej niektórym z tych, którzy nie przepadają za fantasy. Smile

Zamierzam przetłumaczyć trzy opowiadania z tego cyklu (które można uważać za najważniejsze). Umieszczać je w tym wątku będę po kolei. Póki co przetłumaczyłem i umieszczam tylko pierwsze opowiadanie (i zarazem najważniejsze).



Erich Hauser

HISTORIA RODU DRAKONBERGÓW

Link do oryginału: http://epos.vgd.name/legendy/istoria.htm

Nie wolno publikować tego utworu (zarówno w oryginale, jak i w tłumaczeniu) bez zgody autora, czyli Ericha Hausera. Można natomiast podawać linki do oryginału lub tłumaczenia.

Przełożył z rosyjskiego D. Mierzejewski (czerwiec 2020 roku).

Dawno, dawno temu w dalekim i zimnym północnym kraju dożywała swych lat ostatnia para smoków. Żyły już długo, ich wiek dawno przekroczył 300 lat, ale już widzieli swój koniec: starość coraz bardziej uwidoczniała się. Już nie było tej siły podczas lotu, już nie takie gorące były płomienie wylatujące z olbrzymiej paszczy...

Smoki były inteligentne. Pojawiły się na Ziemi dużo milionów lat temu, dzięki swej inteligencji przeżyły katastrofę, która zabiła ich krewnych - dinozaury. Język smoków był bogaty i piękny, ale ludzkie ucho nie było w stanie go usłyszeć, dlatego ludzie uważali smoki za bezgłose, a więc pozbawione inteligencji.

Zazwyczaj smoki zamieszkiwały góry, jaskinie i groty. Potrzebowały dużo miejsca dla życia, przecież rozmiar smoków czasem przekraczał dziesiątek metrów. Te potężne istoty starały się trzymać jak najdalej od ludzi. Szanując ludzką inteligencję, smoki nijak nie mogły szanować ludzkiej chciwości i okrutności.

Czasem ludzie znajdowali smocze domy i prawie zawsze próbowali zniszczyć lub ukraść wszystko, co tam widzieli. A widzieli tam dużo pięknych i cennych dla siebie rzeczy. Smoki władały kowalstwem znacznie doskonalej od ludzi. Wytworzone przez nie dziwne tarcze z ozdobami były olbrzymie i dla człowieka były bezużyteczne, ale przechowywanie takich przedmiotów w swoich zamkach było uważane za wielki zaszczyt w środowisku rycerzy tamtych czasów.

Czasem w smoczych jaskiniach ludzie znajdowali wyroby ze złota. Smoki nie miały pieniędzy i skarbów, ale złoto lubiły za jego podobieństwo do ognia według koloru, za jego trwałość i długowieczność. Smoki nigdy nie kradły złota ludziom, w ogóle nie pozwalały sobie na kradzież. A znajdować pokłady złota pomagał im przyrodzony zmysł.

Smoki nie miały nauki, nie wiedziały, jak się tworzy ogień w ich ciałach, ale wirtuozersko radziły sobie z tym żywiołem. Ogień mógł być śmiertelną bronią niszczącą wszystko dookoła i subtelnym narzędziem tworzącym ażurowe wzory z metalu.

Ale ludzie nie wstydzili się kraść. I nie tylko kraść. Pomimo tego, że smoki nigdy nie atakowały ludzi, jednak ludzie zawsze próbowali zniszczyć napotkanego przez siebie jaszczura. Najczęściej smoki po prostu odlatywały od ludzi, ale czasem inteligencja ludzka zwyciężała i zaskoczone smoki były zmuszone stawać do boju. A jeżeli chodziło o obronę dzieci - tu już w ogóle nie było wyboru. Przecież małe smoki latać nie umiały...

Co jadły smoki? Tego ludzie nie wiedzieli. W smoczych jaskiniach nigdy nie było żadnych resztek żywności. I w ogóle nie było żadnych śmieci. A w rzeczywistości smoki żywiły się liśćmi drzew. Ale nie wszystkich drzew, a tylko jednego: odmiany Moretum draconum. Najprawdopodobniej, drzewo zostałoby nazwane właśnie tak, gdyby dożyło czasów klasyfikacji roślin. Ale nie dożyło...

Ludzie osiedlali się coraz wyżej w górach, wycinali coraz więcej lasów, coraz bardziej rozszerzali swoje tereny łowieckie. Smocze drzewo było bardzo wrażliwe na wilgoć i słońce, długo żyło, ale rosło bardzo powoli (jak też smoki). I jego łodygi były delikatne i bardzo wrażliwe.

Stopniowo jedzenia robiło się coraz mniej, a coraz więcej młodych smoków ginęło z rąk okrutnych bestii, które dumnie nazywały się "rycerzami". Smoki były dla ludzi jedynie olbrzymimi i strasznymi potworami, w rodzaju gigantycznych węży. Smoki nie były podobne do węży, choć miały łuskę. Chodziły na dwóch nogach, jak ludzie. Ale nie mogły rozmawiać z ludźmi, a bez mowy nie były postrzegane jako inteligentne, pomimo swoich wspaniałych wyrobów kowalskich.

A jednak, niektórzy z pośród ludzi domyślali się, że smoki są inteligentne, ale milczeli. W ciemnych czasach rozkwitu inkwizycji było bardzo niebezpiecznie mieć swoje zdanie, a tym bardziej je wyrażać. I smoki nadal ginęły z milczącej zgody ludzkiego tchórzostwa.

***

I kiedy na odgłosy pary smoków przestały odpowiadać ich krewni, smutek i tęsknota osiedliły się w olbrzymich smoczych sercach. Ich ród umierał, nieuchronnie i ostatecznie. Komu teraz przekazać wiedzę i umiejętności? Tak, smoki nie miały ani nauki, ani religii. Ale miały pamięć. I w tej pamięci było przechowywane całe doświadczenie życia smoczego plemienia, obejmujące dużo milionów lat i dużo setek pokoleń przodków. I wszystko to odejdzie w niebyt...

Mieć dzieci te smoki już nie mogły. A gdyby nawet, to po co? Dzieci i tak byłyby skazane na wymarcie...

Stary Smok stał na szczycie góry. Wokół była pustka i tylko obłoki leniwie płynęły daleko w dole.

Machnięcie potężnych skrzydeł oderwało go od ziemi. Coraz wyżej, i wyżej, i wyżej... Przecież im wyżej lecisz, tym mniej przeszkadza powietrze... Smok był tak wysoko, że z ziemi nikt go nie mógł widzieć. Szybko leciał na południe, do tej krainy, gdzie prosto z ziemi wyrywają się języki ognia. I gdzie mieszkają ludzie zupełnie innej kultury, niż otaczające smoki "rycerze".

Po kilku godzinach Smok zobaczył dalekie ognie. Tam nie rosły drzewa żywiące smoki, ale wystarczy mu sił na powrót do domu. Czuł strumień ziemnej energii podnoszący się od gorących ogni. To miejsce było energetycznym ośrodkiem Ziemi, tylko ludzie o tym nie mieli pojęcia...

Zapadał zmrok. Kiedy zrobiło się całkiem ciemno, Smok ogromnymi kręgami zaczął się obniżać, wypatrując u dołu tego, kogo szukał i do kogo przyleciał: Stróża Krainy Ogni. Smok nie potrzebował oświetlenia, w ciemności widział tak samo dobrze, jak też w świetle Słońca. Ale za to osoby postronne zobaczyć go nie potrafią, a szumu jego lot nie tworzył.

Stróż krainy był już stary. Jego dzieci i wnukowie zasiedlili ogromne przestrzenie tak swojej krainy, jak i ościennych ziem. Należał do starożytnego i szlachetnego rodu, jego przodkowie służyli Bogu jego plemienia i przechowywali starożytną wiedzę tej krainy. W tej wiedzy chodziło też o smoki...

Stróżowi z niezrozumiałego powodu zachciało się wyjść na powietrze. Wstał z legowiska, gdzie już zamierzał usnąć, i prawie po omacku wyszedł na plac przed Świątynią. Cicha i bezksiężycowa noc szeleściła liśćmi drzew i mamrotała dalekim rechotem żab. Ale Stróż nie rozumiał ani mowy roślin, ani słów żabiego zebrania. Po prostu patrzył na gwiazdy, jaskrawe i grube na bezchmurnym niebie.

Ale co to jest? Dlaczego część gwiazd nagle zniknęła? Niby olbrzymi cień poruszał się po niebie. Coraz niżej i coraz majestatyczniej. I nagle starzec zamarł z przerażenia i zdziwienia. Prosto przed nim z próżni pojawił się gigantyczny jaszczur. Był bardzo podobny do tych smoków, które były przedstawiane na stronach starożytnych ksiąg. Ale w realność tych obrazów Stróż nigdy nie wierzył.

I dopiero teraz Smok przypomniał sobie, że człowiek nie może słyszeć zbyt niskiego głosu smoka. A gdyby nawet usłyszał, to i tak nie zrozumiałby. Oczy Smoka raptem zaświeciły się i człowiek nie mógł oderwać od nich swego wzroku. Czas dla Stróża niby się zatrzymał. [Autor sugeruje, że w trakcie tego świecenia oczyma odbył się seans telepatii: Smok bezpośrednio przekazał Stróżowi pewne myśli. - D.M.]

Kiedy oczy Smoka zgasły, na wschodzie już pojawiał się pas światła. W świcie po raz pierwszy oglądał żywego smoka tak blisko i tak dokładnie. I już wiedział, że więcej nigdy nikt z całej ludzkości nie będzie miał takiej możliwości.

Smok nie potrzebował rozbiegu, żeby odejść w swój ostatni lot. Rozłożywszy gigantyczne skrzydła, łatwo i bezszumnie wzbił się w niebo i człowiek dla niego przekształcił się w ledwo widoczną plamkę na ziemi. Plamka coraz bardziej się oddalała i malała i Smok nie wiedział, że Stróż wciąż odprowadza wzrokiem jego lot.

Wstało Słońce. Ale dla Stróża ten dzień będzie zupełnie nie taki, jaki był dzień wczorajszy.

***

Zanim Stróż zebrał wokół siebie swoich potomków, minęło kilka miesięcy. Dzieci i wnukowie z rodzinami i wszystkim najcenniejszym na pierwsze wezwanie przyszli do swego wielkiego przodka. Języki smoków i ludzi są różne. Ale sedno wszystkiego żywego na planecie jest jedno. Choć Stróż nie mógłby zrozumieć słów Smoka, ale doskonale rozumiał myśli i obrazy wytwarzane przez skomplikowany mózg jaszczura.

Teraz właśnie ich ród powinien zostać potomkami smoków. Choć nie fizycznymi potomkami, ale właśnie oni będą przechowywać i nieść przez wieki tę wiedzę, którą niosły w swej pamięci smoki. Człowiek nie jest tak doskonały. Nie potrafią po prostu przechowywać wszystko w pamięci, a będą musieli zapisywać, zapisywać, zapisywać... Póki Stróż żyje, powinien przekazać swemu rodowi jak najwięcej.

A jeszcze... A jeszcze czekała ich długa i bardzo trudna droga do tego świata, gdzie kiedyś żyło wielkie plemię smoków. Surowa północ zupełnie nie wabiła do siebie ich, przyzwyczajonych do ciepła. Ale starzec wiedział, że i tak dojdą do tamtej krainy, że zostaną założycielami nowego historycznego rodu.

Droga była naprawdę długa i naprawdę surowa. Nie wszyscy potrafili dojść do celu. Ale oto, po kilku latach drogi, po niebezpieczeństwach i nawet niewielkiej potyczce z wędrownymi rozbójnikami, zobaczyli tę właśnie górę. W nowym kraju był zupełnie inny język. Cudzy, niezwykły, nawet niepiękny na pierwszy rzut oka. Ale stopniowo został dla nich ojczystym.

I kiedy na górze pojawił się majestatyczny zamek, cały ród już rozmawiał w języku tego kraju. Stróża nie było z nimi. Nie dożył. Ale to nie śmierć straszyła go w ostatnich minutach. Dręczyło go sumienie, przecież zdążył przekazać swoim dzieciom tak mało z tego, o czym poinformował go Smok.

Dzięki ogromnemu szacunkowi ze strony miejscowej ludności uzyskali tytuł szlachecki. I odtąd nazywali się według nazwy swego gniazda: Drakonbergowie. I w zamku zawsze było czysto. I ogień zawsze palił się w palenisku, w każdym pokoju, zimą i latem. Jako pamięć o dawnej ojczyźnie i o smokach, dyszących ogniem i inteligentnych. A miłość do wiedzy i książek ich potomkowie nieśli przez wieki i trudności, przez upadki i wzloty, przez wojny i nawet wygnanie...

***

Od tamtych czasów minęło dużo lat. Zrujnował się ten zamek; a nawet gdzie jest ta góra, już nikt nie powie podróżnikowi. Potomkowie Stróża zmieszali się z miejscowymi mieszkańcami, wielu rozeszło się po świecie, zapomniawszy o korzeniach i nazwisku. Mętne były czasy...

Podania smoczych epok tylko czasem dochodzą do współczesnych ludzi, wielokrotnie zniekształcone i często nigdzie nie zapisane. Ale pamięć o tych Inteligentnych Jaszczurach żyje w potomkach Stróża. I okazuje się czasem jako tęsknota do nieba, czasem jako niedający się wyjaśnić pociąg do ognia, czasem jako miłość do węży, krokodyli i innych strasznych dla większości zwierząt. Świat jest skomplikowany...
Odpowiedz
#2
Póki nikt nie skomentował, zapytam sam na temat niektórych fraz, co do których miałem wątpliwości.

Cytat:Wstał z legowiska, gdzie już zamierzał usnąć, i prawie po omacku wyszedł na plac przed Świątynią.

Czy pasuje tu słowo "legowisko"? Jeśli nie, to jakiego słowa warto użyć natomiast? Ma oznaczać dość prymitywne miejsce do spania, bliżej nie określone, ale raczej nie łóżko.

Cytat:Nie potrafią po prostu przechowywać wszystko w pamięci, a będą musieli zapisywać, zapisywać, zapisywać...

Jeśli napisać "wszystkiego" zamiast "wszystko", to będzie brzmiało lepiej czy gorzej? Mnie się wydaje, że taka zamiana zmieniłaby domyślne podporządkowanie zwrotu "po prostu". Chcę, żeby to było rozumiane jako "po prostu przechowywać", a nie "po prostu nie potrafią".
Odpowiedz
#3
I jeszcze jedno pytanie (zapomniałem o tym, kiedy pisałem poprzedni post).

Cytat:Ale stopniowo został dla nich ojczystym.

Chodzi o język, co jasno wynika z poprzednich zdań. Pytanie: czy poprawnie napisałem "ojczystym" z narzędniku? Być może, powinno być "ojczysty"? A może, lepiej napisać "językiem ojczystym"?
Odpowiedz
#4
Erich Hauser

WIELKA BITWA

Link do oryginału: http://epos.vgd.name/legendy/bitva.htm

Nie wolno publikować tego utworu (zarówno w oryginale, jak i w tłumaczeniu) bez zgody autora, czyli Ericha Hausera. Można natomiast podawać linki do oryginału lub tłumaczenia.

Przełożył z rosyjskiego D. Mierzejewski (lipiec 2020 roku).

To była jedyna w historii duża bitwa między smokami a ludźmi. Jej echa pozostały w pamięci ludzi w postaci bajek o wielogłowych smokach, kościejach nieśmiertelnych i innych baśniowych potworach. Ale w rzeczywistości wszystko było nie tak...

Według ludzkiego kalendarza, bitwa odbyła się gdzieś w połowie pierwszego tysiąclecia n.e., dokładniej wyznaczyć się nie da. Smoków wtedy już było nie bardzo dużo, ale jednak przedstawiały sobą znaczącą siłę. Ludzie już korzystali z wielu prymitywnych rodzajów broni, lecz smoki mogły liczyć tylko na swój ogień i na swoją siłę fizyczną.

Wszczęli bitwę, oczywiście, ludzie. Chodziło o niewysoką górę, gdzie od dawna mieszkało kilka dużych smoczych rodzin; chciało ją podbić kilku bogatych feudałów. Oni nie przyjaźnili się ze sobą (w tamtych czasach wszyscy wojowali ze wszystkimi), ale przeciwko smokom musieli się zjednoczyć.

Smoki wojować nie chciały, ale stawką był los ich dzieci, jeszcze nieumiejących latać i niewładających ogniem wskutek młodego wieku. Naturalnie, że z nieinteligentnymi (według ich zdania) smokami żadnych negocjacji ludzie prowadzić nie zamierzali...

Było wczesne lato, góry były pokryte gęstymi zaroślami i ludzie mogli niezauważalnie się podkraść do jaskiń smoków. Wielu z uczestników przyszłej bitwy nawet nigdy wcześniej nie widziało smoków i dlatego słabo wyobrażało sobie przyszłego przeciwnika. Na ziemi smok jest niezgrabny, a jego ciało jest co prawda olbrzymie, ale osłonięte bardzo cienką i nie bardzo mocną skórą, podobną do wężowej. I tłuszczu pod skórą prawie nie ma, tylko mięśnie. A ludzie mają długie żelazne włócznie i miecze, ostre i ciężkie.

Ludzie już wcześniej znaleźli wszystkie smocze jaskinie i przed świtem, kiedy tak się chce spać (nie tylko ludziom, ale też smokom), wojsko bezszumnie ruszyło na wyprawę. Oczywiście, na piechotę, żaden koń nawet nie podejdzie blisko do smoka, obojętnie jak bardzo go popędzać.

Do wszystkich jaskiń ludzie podeszli w przybliżeniu jednocześnie i po sygnale zaczęli się wdzierać do nich, starając się w pierwszej kolejności zadźgać młode. Ludzie nie słyszeli ich jęków, płaczu i krzyków o pomoc. Obudzone smoki nawet w ciemności doskonale widziały. Ale w ciasnych jaskiniach nie mogły spalić przeciwnika swoim ogniem. I bitwa przekształciła się w masakrę, okrutną i krwawą.

Rzecz jasna, wśród ludzi również były ofiary śmiertelne, ale w tamtych czasach ludzie nie cenili życia, ani swojego, ani cudzego. Zwłaszcza że na wyprawę wybrali się najbardziej zdesperowani, najbardziej wojowniczy i najbardziej chciwi, bo zwycięzcom obiecano niemałą nagrodę.

Kiedy smoki trochę się opanowały po śnie i zaskoczeniu, zaczęły się bronić. Jednej rodzinie udało się wygnać ludzi na zewnątrz, po czym smoki zastosowały płomień. Bandyci rzadko bywają prawdziwymi śmiałkami. Trafiając pod strumienie ognia, wojacy, którzy nigdy wcześniej nie widzieli takiego cudu, w przerażeniu skamienieli lub popadali na ziemię. Niektórzy uciekali, potykając się i padając.

W porannym półmroku smoki rzuciły się w pościg, ale niemałej liczbie napastników udało się uratować i wrócić do swoich domów, ponieważ lecące smoki nie mogły dostać uciekających wśród drzew, a podpalać lasu nie zamierzały.

Inne smocze rodziny również tak czy inaczej pozbawiły się intruzów, ale straty smoków były olbrzymie. Młode zginęły prawie wszystkie, wśród dorosłych smoków było dużo rannych i okaleczonych.

Po oczyszczeniu pola bitwy od zwłok smoki zebrały tych dzieci, którym się udało przeżyć, i jakoś odleciały jak najdalej od tej góry. Pomimo tego, że ludzie osiągnęli swój cel, nikt z nich nigdy nie odważył się osiedlić w miejscach starć. Jak to często bywa, wszystkie ofiary z obu stron były daremne...

Smoki według swojej natury nie były złośliwe i pamiętliwe. Ale niektóre z nich postanowiły się mścić na ludziach za śmierć swoich dzieci. To były starzejące się smoki, które już nie mogły znów zostać rodzicami. Smoki wiedziały, że dla ludzi płci męskiej najbardziej cenne były nie ich dzieci, tylko żony, a zwłaszcza piękne dziewczyny. A i tak nie mogły smoki krzywdzić dzieci, nawet tych ludzkich...

Tymczasem w karczmach opowiadano przerażające historie o wielogłowych potworach wydychających piekielny płomień i obrzucających rycerzy stalowymi strzałami. Strzał smoki nie miały, ale te, którym się kończyło paliwo, faktycznie próbowały obrzucać napastników swoimi kowalskimi wyrobami. Co prawda, nic z tego nie wyszło, przecież rąk smoki nie mają, a podczas boju nijak nie mogły pozwolić sobie na robienie tego nogami, pomimo dużej zgrabności kończyn. Oczywiście, każdy smok ma tylko jedną głowę, ale czego nie opowiesz pod zachwyconymi spojrzeniami pięknych dziewczyn!

I wreszcie, po jakimś czasie od bitwy, w nocy zaczęły znikać z domów właśnie piękne dziewczyny. Czasem zamężne, czasem też nie. Wszyscy doskonale rozumieli, kto to wyrabia. Tym bardziej, że smoki nawet niespecjalnie się kryły. Ale gdzie teraz mieszkały, ludzie już nie wiedzieli. I rycerze musieli wyruszać na długie wyprawy, w pojedynkę (nikt nie chciał ryzykować dla cudzych żon, sióstr i narzeczonych).

Nie ma wiarygodnych informacji o tym, co robiły smoki z tymi dziewczynami. Ale odzyskać je nikomu nigdy się nie udało. Czasem rycerze wracali z pustymi rękami, ale częściej nie wracali wcale. Jasne, że smoki dziewczyn nie jadły (przecież były wegetarianami), jasne, że fizycznych związków z nimi nie miały (choć opowieści o tym krążyły w środowisku rycerzy), gdyż fizjologia na to nijak nie pozwalała. Ale co było z tymi dziewczynami - wciąż nikt nie wie.

Stopniowo smoki się uspokoiły, w wielu rodzinach rosły nowe pokolenia dzieci i mieść samoistnie wygasła. Ale od tamtych czasów relacje między ludźmi a smokami zostały zepsute na zawsze i wszędzie. A w ludzkiej pamięci jeszcze przez długie wieki pozostawały straszne opowieści o smokach dyszących ogniem i mających wiele głów.
Odpowiedz
#5
Poniższa legenda, w odróżnieniu od tych powyższych, została zapisana przez córkę Ericha Hausera. Sam Erich tylko trochę udoskonalił tekst. Dlatego jako autorów wskazuję dwie osoby.


Anna Hauser, Erich Hauser

"PORWANIE" DZIECI

Link do oryginału: http://epos.vgd.name/legendy/poxiwenie.htm

Nie wolno publikować tego utworu (zarówno w oryginale, jak i w tłumaczeniu) bez zgody autorów, czyli Anny Hauser i Ericha Hausera. Można natomiast podawać linki do oryginału lub tłumaczenia.

Przełożył z rosyjskiego D. Mierzejewski (lipiec 2020 roku).

Tę historię smoki zapamiętały jako jeszcze jeden dowód ludzkiej niewdzięczności i całkowitej ich ignorancji w kwestiach obyczajów smoków.

Kiedyś w wiosce rozmieszczonej koło góry ze smoczą jaskinią trafił się pożar. Wszyscy ludzie opuścili płonącą wioskę, oprócz dwojga około pięcioletnich dzieci. Stały w milczeniu, trzymając się za ręce, koło palącej się chaty. Więcej nikogo w wiosce nie było. Pewien smok zdziwił się, że ludzie mogli porzucić dwoje bezbronnych maluchów, szybko przyleciał do nich, ostrożnie wziął je w łapy (smoki umieją brać przedmioty pazurami tak, by ich nie uszkodzić) i poleciał z nimi do swojej jaskini.

Smok postawił je na ziemi i odszedł trochę w bok. Brat i siostra (chyba faktycznie byli rodzeństwem) stali, nie mówiąc ani słowa, trzymali się za ręce i z przerażeniem patrzyli na smoka. Rodzice tak często opowiadali im straszne bajki o smokach, że teraz dzieci po prostu odrętwiały ze strachu. Z kolei, smok po raz pierwszy widział ludzkie dzieci tak blisko i po prostu nie wiedział, co robić. Z ognia je wyniósł, a co dalej? Jak znaleźć rodziców maluchów? Spróbował wszcząć z nimi rozmowę, bo się spodziewał, że dziecięce ucho, odbierające, jak wiadomo, nieco inne częstotliwości fal dźwiękowych, niż ucho dorosłego człowieka, usłyszy jego głos. Nie wiadomo, czy dzieci go usłyszały, ale się wystraszyły jeszcze bardziej i zaczęły buczeć. Smok kompletnie się pogubił. Gdyby to były smocze dzieci, rozbawiłby je jakimiś "sztuczkami" z ogniem. Ale coś mu podpowiadało, że ludzkie dzieci się nie rozweselą, jeśli zobaczą olbrzymi strumień ognia wylatujący z paszczy smoka.

Od dawna żyjąc obok ludzi, smoki potrafiły trochę się zapoznać z ludzkim językiem i teraz, choć, oczywiście, nie rozumiały wszystkiego, co mówili ludzie, ale ogólny sens ludzkich fraz do nich docierał. Zrozumieć coś z dziecięcego płaczu nie było możliwości i smok postanowił posłuchać, co mówią o tym w wiosce sąsiadującej z tą spaloną. Możecie wyobrazić sobie jego zdziwienie, kiedy wyszedł z jaskini i zobaczył koło góry, gdzie się znajdował jego dom, całe wojsko rycerzy o bardzo nieprzyjaznym wyglądzie. Z ich wojowniczych okrzyków dowiedział się, że idą w bój z najokrutniejszym ze smoków, który, w odróżnieniu od innych smoków, porywa nie tylko dziewczyny (czytajcie "Wielką bitwę"), ale też dzieci. Z wielkim trudem smok zrozumiał, że "najokrutniejszy ze smoków" to on.

Strasznie się obraził i rozzłościł na ludzi. Oczywiście, na wdzięczność nie liczył, ratował dzieci nie dla pochwał i podarunków, ale żeby takie... Smok wrócił do jaskini, ostrożnie wziął dzieci i poleciał z nimi do wioski. Tam pozostawił maluchy koło jakiegoś domu i wrócił do siebie. Potem długo nie mógł się pozbyć uczucia ostrego żalu do całej ludzkości. Cały dzień słyszał wojownicze, a potem też drwiące krzyki wojaków.

Wyprawa się nie odbyła. Po co niepotrzebnie ginąć, jeżeli smok i tak zwrócił dzieci? Miejscowy król długo szczycił się tym, że potrafił przestraszyć smoka. Zaś smok nigdy nie potrafił wybaczyć ludziom tamtej niesprawiedliwej obrazy i pomówienia.
Odpowiedz
#6
Oprócz tych pytań językowych, które zadałem wcześniej, mam jeszcze takie: czy dobrze brzmi określenie "dwoje smoków", jeśli chodzi o dwa smoki różnej płci? Rozumiem, że formalnie to chyba błąd. Ale czy nie brzmi to jednak dobrze? Smile Dzisiaj niespodziewanie przyszło mi na myśl poprawić frazę "dwóch smoków" (w dopełniaczu) na "dwojga smoków"; potem zrozumiałem, że "dwóch smoków" było prawidłowiej, ale nie chciało mi się poprawiać z powrotem. Wolę o to zapytać. Dodatkowa informacja: w tych tekstach nigdzie nie mówię o smokach w rodzaju męskoosobowym.

Spodziewam się, że kiedyś ktoś dojdzie do tego, by odpowiedzieć na moje pytania, nawet jeżeli nie zechce czytać tych bajek. Big Grin
Odpowiedz
#7
Co do poprzedniego pytania, to zdecydowałem jednak użyć tam słowa "para". Chyba to najlepiej brzmi z tych opcji, które są całkiem poprawne.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości