Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Dziennik pewnego myśliciela (dumnego)
#1
Cytat:Cześć! Kolejny mój tekst-zagadka. Jeśli ktoś zdecyduje się na lekurę może postarać się odpowiedzieć na następujące pytanie: Kim jest główny bohater? Podpowiedz że jest on raczej czymś niespotykanym. Pytanie oczywiście podchwytliwe. Enjoy!

Zapewne, gdy to czytasz, ktoś inny ucztuje, a może nawet umiera! Tego ostatniego szczerze bym mu życzył! Dlaczego? Otóż, to bardzo dobre pytanie. Wierz mi lub nie, ale uważam się za kogoś wyjątkowego. Jestem pewny, że znacznie wyróżniam się pośród milionów mi podobnych. Jednakże cały czas poszukuję bratniej duszy, przy której poczułbym się jak dawniej. Nie jest to zadanie łatwe, bowiem przyszło mi żyć w krainie bezmózgich idiotów pełzających niczym ślepe robactwo. Jednakże! Bóg mi świadkiem, staram się jak mogę! Tak więc, uważając się za okaz wyjątkowy, postanowiłem napisać ten oto dziennik. Spiszę tutaj wszelkie me przemyślenia, jak i dowody na moją wyższość. Pragnę, aby po mojej śmierci (tej ostatecznej oczywiście) pozostał po mnie namacalny ślad. Jeśli leżę gdzieś w pobliżu, proszę, nie wstydź się. Wszak jeśliś zdolny do rozumienia, jesteś wielce bliski memu sercu. Wiedz, że to Ciebie szukałem.

Dziennik pewnego myśliciela (dumnego)

Dzień pierwszy. – Numerację zaczynam od jedynki, już dawno straciłem rachubę w dniach, miesiącach nie mówiąc już o latach.

Postapokalipsa – dziwne skojarzenie. Kiedyś czytałem o tym książkę zdaje się, że nawet niejedną. Przyznać muszę, że to kawał wciągającej literatury. Soczyste mięcho dla wytrawnego czytelnika, jeśli mogę sobie tak zażartować. Przynajmniej do momentu, kiedy nie staniemy się bohaterami jednej z takich opowiastek. Wtedy sprawy się troszkę komplikują, a cała historia nagle nabiera niepotrzebnych rumieńców. Wpadamy w gówno co dnia, a że to okazało się nieco większym... No cóż, tak to już w życiu bywa. Grunt to się nie poddawać mówili... a teraz nie żyją. Nie mogę im mieć tego za złe. Jednak co do mojej apokalipsy, to niestety nie pamiętam kiedy, czy też gdzie się wszystko zaczęło. Zdaje się, że pamięć już nie ta co dawniej, wiecie, tu i ówdzie pojawiają się ubytki, historia się rozpada. Jeśli mogę być z wami szczery, to nie jestem nawet pewien czy owa postapokalipsa to dobre słowo. Zdaje się, że nie było bomb czy też "literackiego" końca świata my... My po prostu się podzieliliśmy. Ot, zwykła różnica zdań na mało znaczący temat. Nagle wszyscy obrali "swoje" strony konfliktu, nikt jednak nie dał nam wyboru.
Niczym przez mgłę pamiętam moją kochaną córeczkę Annę. Lubiła różowe kucyki z telewizji oraz ciepłe lody sprzedawane w budce nieopodal bloku, w którym mieszkaliśmy. Pomimo że wychowywała się w brudnym, wręcz zdeprawowanym środowisku, była dobrym dzieckiem. Biedactwo... miała zaledwie siedem lat, kiedy ją zabierali. Prosiłem, błagałem lecz jedynie, na co się odważyli, to wyzwiska i ostre lanie metalowymi pałami. Nie czułem bólu. Odporność to podobno jedna z tych cech, którą nabyłem żyjąc na ulicy... Życie jednak uczy. Wracając jednak do Anny, obecnie zapewne nie żyje, choć jeśli miałbym być szczery, to i w tym stanie więcej w niej sił witalnych niż wewnątrz mojego ciała. Bardzo długo nic nie jadłem. W mojej małej postapokalipsie (jak zdecydowałem się zwać nowy świat) nie ma miejsca dla słabych, a chyba do takich się zaliczam. Często zastanawiam się dlaczego mnie wtedy nie zabili? Dlaczego nie postąpili ze mną dokładnie tak jak postępują z innymi. Czyżby litość? Nad tym także wiele myślałem. Zdecydowałem jednak, że nie stać ich na tak ludzkie odruchy. Ludzi już nie ma, wyginęli, zatracili się w nienawiści. Większość z nas zamieniła się w bestie jeszcze na długo przez samym konfliktem. Eksperymentowali, podobno dla dobra ludzkości, zawsze tak mówili! Gdzie nie spojrzeć, czego nie dotknąć, wszystko to dla poprawy naszego bytu. No i poprawili, w sposób wręcz idealny! Obecnie wszystko jest takie żywe i... Czerwone, o tak! Zdecydowanie świat zyskał pod tym względem niewyobrażalnie wiele.

Dzień trzeci.

Jedliście kiedyś mózg, podobno dobra ta galaretka. Osobiście nigdy nie miałem okazji, jednak często sobie myślę czy ktoś zje mój? Nie teraz oczywiście, nieco później, gdy już nie będzie mi potrzebny. Widzicie ja go bardzo lubię, przez te wszystko lata naprawdę dobrze nam się współpracowało, nie mógłbym narzekać. Jednak po co ma się zmarnować? Może jakiś potrzebujący zrobi z niego dobry pożytek. Natomiast jeśli chodzi o inne sprawy to... Już nie jest tak kolorowo, niestety. Bardzo tęsknie za mym... No wiecie, przyjacielem. Spotkał go los przykry i okrutny, umarł niestety – biedaczysko. Sporadycznie staram się go trącać paluszkiem, tak uczuciowo z zachowaniem równego tempa. Jednak ten tylko leży i milczy, a mógłby skubany tak raz wstać i mnie ucieszyć, to nie! Swoją drogą chyba wyglądam nieładnie, co prawda nie mam lustra ale obawiam się że zzieleniałem. Uprzedzam że nie ma się z czego śmiać! Zapewne wielu to spotyka, brak witamin i słońca. Powinienem się zacząć zdrowiej odżywiać, może, może lepiej chyba o tym nie myśleć.
Kiedyś obawiałem się co zrobię, gdy zabraknie papieru, tego no wiecie, do tych spraw. Teraz jednak już się nie boję, zwyczajnie go nie potrzebuje. Choć muszę przyznać, że początkowo irytowały mnie te wszystkie fruwadłą. Brak wody z czasem okazał się błogosławieństwem. Niby brud, zarazy, choroby, kiedyś nawet o tym straszyli w telewizji (głupie małpy, nic się nie znają). Obecnie muchy same zdychają siadając na mnie, chyba zamieniłem się w chodzącą broń chemiczną, ewentualnie gigantyczny lep na owady. Pamiętam, jak podczas jednego wypadu "na miasto" udało mi się przykleić kapsel po coli do ręki. Uwierzycie że trzymał się dobre kilka godzin nim odpadł? Ciekawe co bym mógł zrobić z tymi robakami, strasznie łaskoczą... Może po prostu zatrudnię sprzątaczkę? Marzenia...

Dzień czwarty.

Potraficie włożyć sobie palec? Pytam tak poważnie... Przecież to nic wstydliwego, wielu tak robi, co nie? No bo ja, nie chwaląc się potrafię i to dość głęboko, fakt to troszkę obrzydliwe, ta cała woda, te soki. Jednak ta dziurka to nie moja sprawka, przyrzekam! Dostałem ją w prezencie, dodam, że niezbyt miłym, choć do zabawy nadaje się idealnie. Zawsze, gdy sprawdzam, czy ciągle tam jest, myślę o życiu wiecznym. Pragnę dożyć dnia sądnego, a podobno w moim przypadku, zważając na szybkość obumierania planety, mam bardzo dużą szansę go doczekać. Chciałbym także poznać Jezusa, o którym tak wiele czytałem za młodu. Pamiętam, że był zbawicielem, co prawda nie śmiałbym go prosić o łaskę, o nie, jednak ciekawi mnie, czy naprawdę potrafił chodzić po wodzie. Zaprawdę niezwykłym widowiskiem byłoby ujrzeć człowieka spacerującego po tafli jeziora... Choć pewno zaraz by go zastrzelili. Podczas mojego długiego życia widywałem wiele cudów, te mniej groźne wkładano do klatek, wszelkich innych natychmiastowo się pozbywano. Myślę, że warto by spróbować. Chodzi mi oczywiście o strzelanie do Jezusa.
Zdecydowanie ciekawsza sprawa jeśli idzie o jego ojca, tego jak mu tam Boga. Bezbłędny facet, mówię wam, poważnie. Stworzył niezwykle okrutny świat, zasiedlił go bestiami a następnie rozsiadł szczęśliwy w fotelu i nakazał modlić się do niego o zbawienie! Wyobrażacie sobie? Pewien nieznany facet sika wam na głowę, a wy biegacie w kółko klaszcząc i dziękując, byle tylko się nie obraził. Chyba za cicho klapaliśmy tymi naszymi łapskami, bo do bestii i okrucieństwa doszła jeszcze fala gówna, która zwaliła się z nieba niczym... Nieważne, spadło i już, jest, a ja brodzę w tym co dnia po same... Chociaż początkowo to się nawet modliłem, później mnie postrzelili i to na cmentarzu, podobno sprawdzali czy żyję. Świat doprawdy pełen jest idiotów.

Dzień szósty.

Dnia szóstego Bóg stworzył ludzi i zwierzęta lądowe, bym teraz ja mógł przeżyć, polując na jego dzieci. Opuszczając swoją kryjówkę nigdy nie czułem się dobrze. Wiedziałem że tutaj, wewnątrz, za grubymi murami nic mi nie grozi. Jednak świat zewnętrzny, pomimo iż mi podobny, stanowił niekończące się pole bitwy. Przed wyruszeniem raz jeszcze sprawdziłem obrzyn, zwisający leniwie przy mym biodrze, oraz sakwę na amunicję. Niestety naboi pozostało już tylko dziewięć, a w dzisiejszych czasach stanowiły niepodważalny argument we wszelkich dyskusjach. Wyjąłem dwa, wymieniając puste łuski z wnętrza broni. Mój ostatni wypad po zapasy niestety wymknął się spod kontroli, a pewien jegomość (niezwykle opryskliwy) stał się lżejszy o głowę. Jego życiowe gówno zdecydowanie go przerosło, ale cóż, tak to bywa. Do plecaka wrzuciłem najpotrzebniejsze rzeczy: latarkę, bandaż oraz stary granat dymny, zostawiając sporo miejsca na jedzenie, które dziś powinienem zdobyć. Oczywiście nie mogłem zapomnieć o mojej wysłużonej maczecie. Często to właśnie ona wyciągała mnie z najgorszego bagna. Niezastąpione ostrze, swoją drogą nieustannie przeze mnie pielęgnowane, potrafiło nieźle odgryźć się napastnikowi. Rzekłbym wręcz, że miała cięty jęzor. Ah no tak, zapomniałem wspomnieć, nazwałem ją Marchewką. Wszystko chyba za sprawą czerwieni, która tak często ją okrywała. Gotowy do drogi, wreszcie mogłem wyruszyć.
Dalsze wpisy pojawią się po moim powrocie. Opiszę wtedy przebieg mojej, miejmy nadzieje udanej, wyprawy. Boże pierdol się, bo o opiekę prosić nie zamierzam...



Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#2
hm. Nie mam dobrych wieści. Niby napisane poprawnie, ale chyba tylko tyle. Niczym nie przyciąga. Doczytałem do dnia czwartego i potem juz przeskakiwałem wzrokiem, zwłaszcza na końcówkę, coby sprawdzić moje podejrzenia. Czy on był zombie? Postać i jego przemyślenia, jakie składają się na całość utworu, bynajmniej nie zaciekawiają, nie bawią, nie zapewniły mi rozrywki. Ale czyta się dobrze, tylko że to mało. Historia też okazała się w sumie niedostatecznie odkrywcza, czy jaka tam miała być. Szkoda, bo naprawdę chciałbym dać jakąś wyższą notę, ale z mojej strony - nie mam za co. Może to zasługa dziwności narratora i co poniektórych zdarzeń? Dziwnie się czyta kogoś, kto mówi o dłubaniu w dziurce, zzielenieniu itp. Ja nie mówie, że to jest twój błąd, żebyś to wyciął - po prostu niemiło sie takie coś czyta, i wcale nie chodzi o obleche, a o kuriozum i poczucie, że się słucha zbiega z psychiatryka, a tych się słucha albo z tchem zapartym, albo z palcem w przełyku. Nie wiem, jak to inaczej opisać.

Mam nadzieje, że ktoś się pofatyguje i przeczyta dzieło kolegi! Bo się marnuje. A ja dałem raczej nieobiektywne wyobrażenie nt odbioru. Co zaznaczam!
Odpowiedz
#3
Dziękuje Ci bardzo za poświęcony czas i opinię. Wink Każdy post czy to pozytywny czy też negatywny niezwykle mnie cieszy.
To z tym zbiegiem z psychiatryka i kuriozum to trafne spostrzeżenia :-)


Raz jeszcze bardzo Ci dziękuje i proszę/zachęcam innych do pozostawienia po sobie śladu. Każdy post to spory zasób motywacji dla autora.

Pozdrawiam ciepło
Patryk.
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#4
Napisane jest dobrze. Tak trochę skaczesz po ogólnikach, ale w sumie chyba tak musiało być, by tekst pozostał zagadką. Zasadniczo spodobały mi się w tym opku najbardziej dwie rzeczy:

a) MarchewkaBig Grin

b) czuć w tym pisaniu pazur. To dobrze, nie narzekałbym gdybyś podążał dalej w tym kierunku, znasz moje gusta.

Ogółem pozytywnie. Tylko o córce trochę nudniejszy fragment. Jakoś mi nie współgra z resztą opowiadania.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#5
Wygląda dobrze, poza pewnymi brakami w interpunkcji i literówkami Tongue

Wstęp jakoś tak stylistycznie odbija od reszty, jakby pisała to osoba naprawdę chcąca zwrócić na siebie uwagę i nieco hmm, nerwowa przy tym. Natomiast pozostałe fragmenty są nieco inaczej nacechowane, niektóre spostrzeżenia czy żarty zdają się być naprawdę niezgorsze, a nawet inteligentne Tongue. To chyba największa wada, ten styl z początku już się nie powtarza, a wyjątkiem końcówki "dnia pierwszego", więc wrażenie jakby pisały te fragmenty różne osoby albo nastąpiła w międzyczasie jakaś drastyczna zmiana.
Ciekawe rzeczy zaczynają się przy tym Bogu, Jezusie, nadałeś bohaterowi chyba... niecodzienne poglądy i osobowość, ale trochę słabo je tutaj zaznaczasz, szczególnie w tym dniu pierwszym, w części wypowiedzi jest taki trochę mało wyrazisty. W tej chwili nie umiem tego konkretniej ująć. Ogółem na plus, ciekawy pomysł na przedstawienie tego, choć gdyby tekst był znacznie dłuższy i w takim samym tonie, bez opisu jakichś wydarzeń, czegoś, pewnie nie byłby zbyt dobry do czytania, więc plus też za wyważoną objętość Wink
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#6
Brakuje tu akcji. A jak brakuje akcji, to można nadrobić stylem. Niestety styl też nie przyciąga uwagi.
Natomiast jest pomysł, to fakt. Ale właśnie przekucie pomysłu w fajne opowiadanie to największy problem. Widzę tu pewien potencjał, ale poza pomysłem jest po prostu strasznie sucho i nijako. Nie ma błędów, jest napisane poprawnie. Ale nie ma tu miejsca, że można by się było zachwycić.
Zakończenie też niestety nie powala.
Pomysł naprawdę niezły. Niedopowiedzenia bohatera i puzzle, które trzeba ułożyć w całość. Dzięki temu w ogóle przeczytałem to do końca. Ale nie pozostanie to dłużej w mojej pamięci.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
Dziękuje wszystkim za poświęcony czas i ciepłe słowa Smile Krytykę natomiast biorę sobie do serca i obiecuję nad nią popracować Smile
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#8
Bardzo ciekawe ^^ Ogólnie zaintrygował mnie świat jaki namalowałeś w mi w wyobraźni, a czyta się to też dosyć przyjemnie.
Bohater kaput czy będzie może ciąg dalszy?
Odpowiedz
#9
Dzieki wielkie za komentarz.

Odpowiadajac Na Twoje pytania: zakonczenie otwarte ktore raczej nie bedzie rozwiniete.

Pozdrawiam
Patryk
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#10
Strona techniczna kuleje w paru momentach, ale tak jak zauważył ktoś przede mną, samo wprowadzenie do całości zupełnie nie współgra z resztą. Idzie tu o styl, o wyrazy jakich użyłeś. Być może sam jeszcze nie wiedziałeś, w jaki sposób masz pisać.
Co do treści, niestety, ale brakuje mi elementów zaskoczenia. Próbujesz wykrzesać z siebie czarny humor, dobrze, ale skup się na właściwym przekazywaniu emocji i akcji, nie podawaj tego jako suchych faktów. Język masz poprawny, wiesz, jak pisać, brakuje jeszcze tylko paru rzeczy, aby całość powalała.
Odpowiedz
#11
Dziekuje bardzo za komentarz :-)

Pozdrawiam
Patryk
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#12
uwaga, predatory wyszły na łów i czają się na płochą zwierzynę

mam do tego tekstu strasznie ambiwalentne uczucia - z jednej strony: świetnie, z drugiej: spartoliłeś. Podoba mi się pomysł i wykonanie, klimat i sposób w jaki piszesz (mózgSmile "mały"Smile brutalne i prymitywne, ale w jaki sposób napisane!). Piszesz obrzydliwie, ale kupuję to, świetnie. A z drugiej strony: strasznie nierównie, tytuł nie ma nic wspólnego z treścią (poza wstępem) i to jest złe, ponieważ czytelników się nie oszukuje. według mnie mógłbyś zrobić fajne opko o gościu, który na początku był ambitny, a potem się degeneruje. Pierwszy dzień mi się nie podoba według mnie to takie zbyt książkowe, zbyt uporządkowane, według mnie takie refleksje powinny się pojawić trochę później. Wstęp mógłby być bardziej subtelny. Fajnie by było gdyby akcja twojego opka działa się w Polsce (najlepiej w Poznaniu lub okolicach). "Obrzym" i "maczeta" brzmią strasznie erpegowo. Ale opis maczety przecudny, choć nie kupuję jej nazwy.

a odpowiadając na twoje pytanie.
Ja wiem kim jest główny bohater: doktorantem psychologii, albo innych nauk społecznych, całe studia przesiedział na stypendium naukowym, potem świat wybuchł i był jednym z nielicznych ocalałych wykształciuchów, niestety jego wykształciuchostwo nic mu nie dało w nowej rzeczywistości (ale równie dobrze mógł być młodym weterynarzem, który ma pretensję do świata, że nie jest znanym i cenionym lekarzem). A jeśli się nie zgadzasz to znaczy, że źle napisałeś opowiadanie:p
natural born killer
Odpowiedz
#13
Dzięki bardzo za wizytę i komentarz Smile Oczywiście nie sposób się nie zgodzić z twoimi radami. Tytuł faktycznie trochę z czapy, a i sam tekst da się podrasować. Jednak uczymy się i miejmy nadzieje, będzie coraz lepiej Smile

Co do interpretacji, no cóż, bardzo mi się podoba! Big Grin
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#14
Nie dziękuj, tylko napis to od nowa lepiej (no, chyba, że jakiś inny tekst zaprząta ci głowę).

A jaka jest twoje interpretacja?
natural born killer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości