Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Drzwi na końcu korytarza
#1
„Drzwi na końcu korytarza”

Zastanawiałem się kiedyś nad tym, jak to jest za oknem, w którym są kraty. Co znajduje się za tym wielkim żeliwnym płotem oraz przepełnionym zielenią żywopłotem większym, niż ja dwukrotnie. Pokój, w którym się znajdowałem był niewielki, pomalowany na biało. Do dyspozycji miałem tylko łóżko wraz z niewielkich rozmiarów oknem przy suficie. Zakratowane z dwóch stron, jakby się bali, że ucieknie im dziecko.
Uniosłem się z łóżka i usiadłem na nim. Nie mogłem wstać. Leki, które mi wcześniej podano powodowały zawroty głowy. Postanowiłem znów się położyć. Spojrzałem w sufit i w tej samej chwili usłyszałem straszny krzyk oraz czyjeś szybkie kroki. Zatkałem uszy. Nie chciałem tego słuchać.

Po dłuższej chwili wyjąłem palce z uszu. Nie było nic słychać. Uspokoiłem się co nieco. Patrząc w sufit zacząłem się zastanawiać. Kim jestem? Co tu robię? Co to za krzyki?
Siedziałem w tym pokoju już bardzo długo. Nie wiem ile dokładnie. Przez okno w ścianie nie było widać nawet słońca. Nie było widać nic, prócz płotu i żywopłotu.
Otworzyły się drzwi. Młoda kobieta wniosła tace z jedzeniem. Świńska papka, której składu nie znał nikt. Gdybym tylko potrafił, wstałbym i wyszedł. Jednak każdy większy ruch powodował uczucie mdłości. Nawet nie wiem co mi podano i kiedy to zrobiono. Ona może wiedziała. Może mogła mi powiedzieć. Niestety nawet na mnie nie spojrzała. Tak jakby zostawiła jedzenie nikomu. Przyszła, postawiła i wyszła szczelnie zamykając drzwi. Drzwi. To ciekawy temat opowieści. Nie miały klamek ani szpar przy framugach. Były bardzo szczelne, a w ich górnej części widniało niewielkie, okratowane okienko. Podobne do tego w ścianie, tylko nieco mniejsze, a krata znajdowała się w jego wnętrzu, a nie na zewnątrz.

Po kilku godzinach zaczęło mi się nieco przejaśniać. Na tyle, bym mógł wstać po jedzenie. Byłem strasznie głodny. Uczucie co najmniej takie jakbym głodował przez tydzień. Może głodowałem? Chwyciłem miskę i zacząłem jeść. Mimo że smak był obrzydliwy – zjadłem wszystko. Łapczywie, niechlujnie. Czułem się jak bezpański pies, który grzebał po śmietnikach w poszukiwaniu jedzenia. Odłożyłem naczynie i rozejrzałem się po pokoju. Wyglądał zawsze tak samo. Biały. Było jasno przez dużą płaską lampę na suficie. Usiadłem na łóżku. Spojrzałem na swoje ręce. Były płowe, ale zniszczone. W niektórych miejscach niewielkie blizny. Tylko jedna z nich była świeża. Jeszcze piekła. Podobna znajdowała się na prawym nadgarstku. W tej chwili przypomniałem sobie kim jestem, a raczej jak się nazywam. Artur. Na imię mam Artur.
Czy to nie śmieszne? Zapomnieć własne imię w pomieszczeniu, gdzie tylko ono żyło. Tylko jego brzmienie barwnie wypełniało przestrzeń między białymi ścianami. Tak dawno go nie słyszałem. Postanowiłem, że je wymówię.
- A.. A.. . - Głos załamał mi się na pierwszej literze. Nie mogłem nic powiedzieć. - Artur - spróbowałem ponownie. Tym razem z pozytywnym skutkiem. Powtarzałem swoje imię przez następne kilka minut. Wpadło mi do głowy, by powiedzieć coś jeszcze. Niestety nie miałem pomysłu na to co mógłbym wydobyć ze swoich strun głosowych.

Usłyszałem brzęk kluczy. Uniosłem głowę i spojrzałem na drzwi, które powoli się otworzyły. Ujrzałem w nich niewysokiego, grubego mężczyznę w małych okularkach i w białym fartuchu. Wyglądał jak spasiony wieprz, który przebrał się za lekarza. Ponieważ mój wzrok nie był jeszcze w pełni sprawny, przymrużyłem oczy by dokładnie zobaczyć twarz. Niestety okazało się, że tonie ona w tłuszczu, który zwisał na jego szyi. Usłyszałem głos, twardy i niski oraz stanowczy.
- Jak się czujesz Arturze? Miałeś mały wypadek na stołówce. Ale nie musisz się już bać. Jesteś bezpieczny. - Mężczyzna podchodził do mnie coraz bliżej, powoli stawiając kroki. Jego chód był ciężki i głośny.
- Kim pan jest? Co ja tu robię? - mówiłem w lekkim zdenerwowaniu. Spanikowałem. Mężczyzna był straszny.
- Doktorze Ramnsteni! Przyszedł detektyw Longsword. - W drzwiach stanęła ta sama młoda pielęgniarka, która przyniosła mi jedzenie.
- Cholera. Teraz? Niech go szlag. - Mężczyzna wyraźnie się zdenerwował.
- Jeszcze tu wrócę Arturze. Odpocznij – powiedział trochę łagodniej. Wyszedł szczelnie zamykając drzwi.

~<O>~


- Detektyw Longsword! Cóż za niespodzianka! Czym zawdzięczam tą wizytę?
- Doszły mnie słuchy, że w pańskim ośrodku doszło do bijatyki pomiędzy podopiecznymi. Czy ktoś ucierpiał?
- Ależ skąd drogi panie. Wszystko zostało szybko opanowane. Delikwenci nie zdążyli nawet poczuć własnego oddechu.
- Gdzie aktualnie przebywają?
- Tam gdzie wszyscy. W jadalni. Jest pora obiadu.
- Mógłbym ich zobaczyć?
- To nie jest najlepsze wyjście. Widok milicji mógłby tylko spowodować napięcie, zarówno u nich, jak i u reszty podopiecznych.

Detektyw Longsword zamyślił się, po czym zadał kolejne pytanie.
- Proszę mi przypomnieć, doktorze Ramnstein. Za co te wszystkie dzieci zostały tu zamknięte ?
- To... dość nieoczekiwane pytanie przyznam szczerze. Sprawiali problemy wychowawcze. Cześć skierowana została tu przez sąd. Cześć przekazana przez rodziców. Pokazywałem panu kiedyś zdaje się te skierowania.
- W istocie. Zapomniałem o nich. Na mnie już czas. Gdyby się coś wydarzyło to wie pan gdzie mnie znaleźć.
- Tak. Oczywiście, że wiem.
Detektyw oddalił się, a następnie skręcił w prawo przechodząc pod łukiem podwójnych drzwi.

- Siostro ! Następnym razem proszę informować mnie wcześniej o tym gdy przychodzi ten pies, a gdy już jestem w celi proszę powiedzieć, że mnie nie ma. Następnym razem spotkają panią konsekwencje.

~<O>~

Siedziałem na łóżku i czekałem na powrót grubego profesora. Nie wiedziałem co mnie czeka. Nie miałem pojęcia o czym mówił do mnie ten człowiek. Wspominał o jakiejś jadalni albo stołówce. Nie pamiętam. To wszystko jest strasznie zagmatwane. Nigdy nie byłem w żadnej jadalni. Dlaczego on mnie nęka. W tym momencie otworzyły się drzwi. Przygotowałem się na najgorsze. Ku mojemu zaskoczeniu nikt w nich nie stał. To one stały otworem i krzyczały do mnie, żebym szedł.
Wstałem i wyjrzałem na korytarz. Był cały biały, podobnie jak pokój. Wszędzie było pełno drzwi. Takich samych jak moje. Tylko na końcu korytarza były inne. Zamknięte na dwie kłódki, ciemne i bez małych okienek. Wychyliłem się trochę odważniej. W korytarzu nie było nikogo, za to w moich drzwiach były klucze. Ktoś je otworzył i odszedł. Tylko w jakim celu?
Usłyszałem głos profesora. Spanikowałem. Dochodził ze schodów z prawej strony więc szybko pobiegłem w przeciwnym kierunku. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Wytrzymałem. Schowałem się za rogiem lekko wychylając głowę i patrząc czy profesor nie nadchodzi. Ten korytarz był inny. Ciemny i oświetlony, tylko w niektórych punktach. Stałem tuż obok dziwnych, ciemnych drzwi. Wtedy usłyszałem profesora.
- Zamknijcie wszystkie drzwi! Sprawdźcie czy wszyscy są w swoich celach i powiedzcie mi do cholery czyje to klucze! Nie mógł uciec daleko. - Głos był przeładowany gniewem. Przestraszyłem się i uciekłem w głąb ciemnego korytarza.


~<O>~

- Panie Lilman. Nie wydaje się panu, że ten ośrodek na końcu ulicy jest jakiś dziwny? Spacerowicze mówią, że przywozi się tam całkiem sporą liczbę dzieci, jednak z ulicy pokoje wydają się być puste. Nie słychać też żadnych odgłosów przebywających tam dzieci.
- Co pan sugeruje detektywie Longsword?
- Nic takiego. Stwierdzam tylko fakty, drogi panie Lilman. Byłem tam już dziesięć razy i nigdy nie zobaczyłem nikogo, poza kilkoma pielęgniarkami i profesorem Ramnsteinem. To dość dziwne, ponieważ nie uświadczyłem tam też nikogo, kto byłby odpowiedzialny za zachowanie porządku.
- Rzeczywiście to dość dziwne jak na zakład poprawczy. Ale nie psujmy tego pięknego wieczoru. Niewychowaną młodzież zostawmy specjalistom, a my napijmy się tymczasem brandy.
- Skoro uważa pan, panie Lilman, że tak będzie najlepiej. Nie jestem w stanie odmówić kieliszka dobrej brandy.
- Proszę się nie kłopotać detektywie tym zakładem. Jestem przekonany, że wszystko jest na swoim miejscu.


~<O>~


Korytarze przecinały się tworząc swojego rodzaju labirynt. Wszystkie wyglądały tak samo, z tą różnicą, że jedne były lepiej oświetlone od innych. Zobaczyłem schody prowadzące na górę. Wszedłem po nich, aż dotarłem na półpiętro. Zobaczyłem kolejną parę schodów. Były betonowe. Moje bose stopy zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Buntowały się przeciwko niskiej temperaturze podłogi.
W końcu dotarłem na sam szczyt. Moim oczom ukazało się coś na kształt recepcji. Nie było nikogo. Zobaczyłem wielkie, łukowate drzwi. Skręciłem w ich kierunku i zacząłem biec, z głową spuszczoną ku podłodze.
Uderzyłem o coś twardego. Zatrzymałem się i cofnąłem podnosząc głowę do góry, by zobaczyć co stanęło mi na drodze. Ujrzałem wysokiego, chudego człowieka, ubranego w skórzany, brązowy płaszcz.
- Dokąd tak pędzisz chłopcze? - spytał opierając dłoń na moim ramieniu. Była ciepła, mimo to cofnąłem się o krok zdezorientowany.
- Tu jest! - To był głos jednej z pielęgniarek. Podbiegła i chwyciła mnie za rękę. Zacząłem się szarpać, ale nie mogłem wyrwać się z jej uścisku. Usłyszałem dźwięk ciężkich stóp. Nadbiegły kolejne pielęgniarki, aż w końcu zobaczyłem jego. Szarpałem się coraz mocniej, jednak łapało mnie coraz więcej rąk.
- Zaraz! Co robicie! To tylko dziecko! - Mężczyzna chyba próbował mi pomóc. Na próżno.
- To konieczne detektywie Longsword! Niech się pan nie miesza, inaczej znów nam ucieknie! - To był on. Zapamiętałem ten gruby głos. Poczułem jakieś ukłucie w szyje i straciłem czucie w nogach. Pielęgniarki zaczęły wlec mnie schodami w dół.
- Profesorze. To jeszcze dziecko. - To ostatnie co usłyszałem po tym, jak zwlekli mnie na sam dół. Ciągnęli mnie cały czas, prosto. Zobaczyłem przed sobą profesora. Miał założone rękawiczki i ściągnięte ku dołowi wargi. Usłyszałem szczęk otwierających się kłódek. Z trudem obróciłem głowę. Pielęgniarka otworzyła właśnie ciemne drzwi na końcu korytarza.
Moje Gadu Gadu: 13187379
----
Moja twórczość:
Bezbarwny żywioł (poezja)
Ostatni Element (akcja)
Drzwi na końcu korytarza (Horror)
Spójrz w moje oczy(Poezja)
Odpowiedz
#2
Cytat:Zastanawiałem się kiedyś nad tym, jak to jest za oknem, w którym są kraty. Co znajduje się za tym wielkim, żeliwnym płotem oraz przepełnionym zielenią żywopłotem, większym niż ja dwukrotnie. Pokój, w którym się znajdowałem, był niewielki, pomalowany na biało.
tylko przykładowo, błędów jest o wiele więcej. Już ci poleciłam odpowiednie artykuły Wink.
Cytat: jak by się bali, że ucieknie im dziecko
jakby, jednakowoż. Nie stawiamy spacji przed znakami interpunkcyjnymi, pytajników też to dotyczy. O tym też już była mowa xD.
Cytat:Uspokoiłem się co nieco.
co nieco to można zjeść na deser (kojarzy mi się z Kubusiem Puchatkiem, nic nie poradzę), "uspokoiłem się nieco" brzmi o wiele lepiej, a w zwykłym szyku to już w ogóle by było dobrze Smile.
Cytat:jak bym głodował przez tydzień.
jakbym, jednakowoż.
Cytat:Czy to nieśmieszne?
w tym przypadku oddzielnie.
Cytat:Wpadło mi na myśl
"wpadło mi do głowy" albo "przyszło mi na myśl", to co prawda oznacza to samo, ale nie oznacza, że można mieszać.
Cytat:Usłyszałem szelest kluczy.
wszystkie klucze, jakie znam, brzęczą, więc nie wiem, jakie występują tutaj.
Cytat:Niestety okazało się, że tonie ona w tłuszczy, który zwisał na jego szyi.
wyszło na to, że twarz tonie w tłumie (sprawdź słowo "tłuszcza"), co można uznać za ciekawą grę słów, mającą zobrazować, że ów doktor był tak gruby, że mógł tam stać cały tłum. Ale w prozie to raczej nie przejdzie xD.
Nie mam pojęcia, dlaczego kwestie w dialogach zapisujesz kursywą. Nic ci to nie daje.
Cytat:Niewychowaną młodzież zostawmy specjalistą
specjalistom, liczba mnoga, jednakowoż.
Cytat: a my napijmy się tymczasem Brendy
brandy, małą literą, o ile się nie mylę.
Cytat:. Nie jestem w stanie odmówić kieliszka dobrego Brendy.
dobrej brandy.
Cytat:Korytarze cały czas się przecinały.
źle sformułowane. Trudno, żeby przecinały się co pięć minut, czy coś w tym stylu.
Cytat: Uraczyła mnie kolejna para schodów.
czym go uraczyła? Ciastkami?

Mnóstwo literówek, interpunkcja do poprawy (chociaż po moim marudzeniu na sb pewnie jest mniej błędów xD) i używasz czasem słów zupełnie nieadekwatnie do ich znaczenia, co wskazuje na jego nieznajomość. Co do samej opowieści, jak dla mnie ok, zaintrygowałeś mnie i jestem ciekawa, jak to rozwiniesz (przyszło mi do głowy kilka pomysłów, ale mam nadzieję, że mnie zaskoczysz). Pisz dalej (ale pilnuj interpunkcji i literówek).
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#3
Błędy już wytknąłem, więc nie zrobię po raz drugi ^^
Tekst był nie zły, pominąwszy wszelkie błędy, które aż tak nie rażące nie były, a zauważyłem je tylko z formalności ^^ Najbardziej chyba mi się spodobała narracja pierwszoosobowa, której nienawidzę i strasznie rzadko czytam książki z takową, wręcz ich unikam. Ta jednak jest całkiem niezła i mnie nie odpycha jak inne ^^ Plus ta mrrr... Kurczę, mroczne to to nie jest Xd ale jest tajemnicze, przynajmniej w pewnym stopniu ^^ Budzi pytania i motywuje do dalszego czytania Big Grin

Plusy:
+ Dobra narracja pierwszoosobowa
+ Tajemniczość motywująca do czytania
+ Naturalne, nie wyolbrzymione czy przejaskrawione opisy typowe dla wyżej wymienionej narracji
+ Dobrze przedstawione myśli i odczucia bohatera

Minusy:
- błędy xP
Nic mi więcej chwilowo do głowy nie przychodzi.
Odpowiedz
#4
Pierwsze, co się rzuca w oczy to powtórzenia. Drzwi, drzwi, drzwi, schody, drzwi, schody, schody, moje, moje, moje. Musisz nad tym popracować. Część zaimków jest także nie potrzebna. Reszty błędów nie będę wypisywał, bo po Księżniczce nie ma co zbierać Big Grin. Fabularnie jest nieźle, chociaż wg mnie powinieneś trochę dłużej potrzymać czytelnika w niepewności odnośnie miejsca, w którym znajduje się bohater. Szpital/sierociniec/poprawczak od razu konotują pewne skojarzenia, trochę za szybko wychodzi na jaw, że to placówka tego typu. Fragment jest dość krótki, by powiedzieć coś więcej o bohaterach, ale główny cel został zrealizowany: bohatera lubię, doktorka nie. Liczę na jakieś ciekawe rozwinięcie czarnego charakteru. Co do klimatu, to jakiś tam udało ci się stworzyć, ale szybko został rozwiany. Nie mówię, że znikł do końca, ale jednak później wyraźnie zaniżył loty. Plus za zmiany narratora, mam nadzieję, że w dalszej części także będziemy poznawać akcję z kilku punktów widzenia. Mocny średniak, pozdrawiam.

Ocena: 5/10.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości