Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Drogi Mistrzu [List Marii Kossak do Ignacego Paderewskiego]
#1
Zachęcona "Krótkim listem do J." Julii , odważyłam się opublikować jedną ze swoich najwcześniejszych narracji - listu stylizowanego na początek lat dwudziestych ub. wieku. Napisałam go kilkanaście lat temu w ramach ćwiczenia na studiach podczas warsztatów poetyckich z Maciejem Cisło. Bardzo jestem ciekawa Waszego odbioru tego "dzieła" Wink



12 II 1919, Kraków


Drogi Mistrzu,

który to raz zasiadam do napisania tego listu? Próbuję znaleźć właściwe słowa, lecz myśli wciąż się rozbiegają... A przecież tak bardzo chcę, kochany Panie Ignacy, żebyś wziąwszy w dłonie te kartki, teraz białe jeszcze, poczuł bijące w nich moje serce. Najchętniej milczałabym, lecz czy milczenie jest rozwiązaniem? Suma naszych milczeń utwierdza nas w przekonaniu, że to, co uczyniliśmy, było złe, niegodne. I dlatego, Mistrzu, przeciw Twojemu milczeniu będę się bronić słowami. 

Znikają dni tygodnia, gdzieś przepadł już miesiąc cały, a ja wciąż myślami wracam do tych godzin, które spędziliśmy razem. Wtedy, w operze, czułam się tak wyjątkowa przy Pana boku, tak dumna i kobieca, jak nigdy wcześniej. Ujmująca muzyka maestro Verdiego, dekoracyjny przepych i wirtuozeria wykonawców (Ada Sari w roli Gildy – wprost olśniewająca!), tamte obrazy, muzyka i zapach Twojej, Panie, wody kolońskiej – ulotniły się z rzeczywistości, lecz pozostały częścią mojego najcudowniejszego wspomnienia. Nigdy nie zapomnę tego wieczoru ani nocy, która po nim nastała. Czerń tamtej nocy wchłonęła nas jak bezdenna studnia, dudniąca biciem naszych serc, senne światło gazowe spływało z latarń na uliczny bruk, wyolbrzymiając nasze cienie skradające się z wolna po fasadach kamienic na Floryjańskiej; była to noc, która zmieniła nas nie do poznania, czyniąc mnie nimfą owiniętą w zwoje tkanin niby z mgły i promieni księżyca, mieniących się całą gamą barw, a Ty byłeś niby mityczny półczłowiek albo książę zaklęty, w oczach miałeś szaleństwo i głód, i przestraszyłam się tej dzikości w Tobie, ale to też byłeś Ty, drogi Panie – parę godzin wcześniej oklaskujący artystów, a potem, w półmroku Twojego pokoju – w pogniecionej, rozpiętej koszuli bijący brawo z moim ciałem. Rodziłam się i marłam bez krzyku w Twoich ramionach pośród wzburzonej piany prześcieradeł, a Ty obwieszałeś mnie słowami pasji miłosnej, niczym królową kosztownymi klejnotami. Ta fuzja naszych ciał i dusz, tamto wariactwo, dziś wydają się snem jedynie. A potem nastał mglisty poranek, szliśmy przez uśpione miasto, miałeś ciepłe dłonie i usta, choć było chłodno, miałam wilgoć we włosach, na rzęsach, w kobiecym miejscu, płakałam całą duszą. Idź już, bo zmokniesz, szeptałeś, a ja całowałam Twoje dłonie, ze szczególnym nabożeństwem tę dłoń z wdowią obrączką. 

Nie widziałam Cię już od miesiąca *… 

Miałam lat ledwie kilka, gdy los nas połączył. Przeklinałam dzień, w którym matka moja ugodziła Pana na mojego nauczyciela, bo po cóż poecie bemole, krzyżyki i wiolinowe klucze? Jakąż katorgą były dla mnie te okropne etiudy, które musiałam grać tak długo, aż drętwiały mi palce. Byłam ignorantką, nie umiałam wtedy docenić daru obcowania z tak wielkim geniuszem. Jako młoda panna zawsze sprzeciwiałam się każdemu przymusowi i nigdy nic dobrego nie wynikło z tego buntu, może jedynie moje wiersze… Także z przekory wyszłam za mąż w wieku lat osiemnastu. Moje małżeństwo rozpadło się – zgodnie z przewidywaniami mamy, Bzowski okazał się filistrem; nie mogło być żadnego porozumienia między nami. Tylko mężczyzna o szlachetnym sercu umie wejrzeć w duszę moją. Dotąd byłam ślepa, lecz otworzyłam wreszcie oczy… Za późno!

Twoje zobowiązania wobec Kraju i mój nowy związek, zapowiadający się na długie lata, sprawiają, że miłość nasza nie ma przyszłości. Nie możemy się widywać codziennie ani nawet co miesiąc, ale właśnie dlatego każde następne spotkanie będzie dla nas wielkim świętem. Przecież nie można być szczęśliwym każdego dnia... Jestem jednak pewna, że kochając stajemy się lepsi, nie popełniamy występku, lecz zbliżamy się do Boga – źródła wszelkiej miłości. 

Każdego dnia czekam na list. Tyle tygodni nie mam ani słówka od Ciebie! Przebacz mi, Mistrzu, te małe i niegodne słowa, lecz to moja kobieca słabość, tak pociągająca dla Pana, czyni mnie potrzebującą, żądającą. Wiem, że jesteś teraz bardzo zajęty, wiem jak trudno jest Ci myśleć o czymkolwiek, kiedy sprawy polityczne tak bardzo Cię pochłonęły. Lecz ten czas czekania na wieści od Ciebie jest pustką, której nie da się zapełnić ani muzyką, ani długim spacerem, ani poezyją – czas czekania to nie jest kartka papieru, którą możnaby zapisać. 

Tymczasem znikają dni tygodnia, gdzieś przepadł już miesiąc cały… 

Dni tej pani bez listów toną, 
idą na dno w żalu bez granic... *



Twoja Lilka



_______________________________________________________________________________

* W tekście wykorzystałam fragmenty wierszy Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej „Miłość” i „Listy”.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#2
Udało się bardzo dobrze

będąc w wojsku - jesień 1978 wpadł mi w ręcę wiersz Nowaka i tyle spamiętałem

Oczekiwanie

W takie wieczory na nic się nie czeka,
słucha się dzwonka, co u sani brzęczy,
smaga się konie, biegnące z daleka
po horyzontu skrzypiącej obręczy.

Po co się martwić, głos twój nie wywoła
miłego chłopca na odległość źrenic.
Jeszcze wyjść można z krajobrazu koła,
ale nie można jego smutku zmienić.
Odpowiedz
#3
Jak już sobie poczytałam, to przypomniała mi się powieść Stefana Zweiga - 'Niecierpliwość serca'. Ten sam klimat, układność obrazu, słów. List idealnie wstrzelony w epokę: formą, treścią, egzaltacją. Chwilę uśmiechnęłam się przy kolońskiej wodzie: Chypre? Przemysławka? tej ostatniej to nawet Kiepura używał. A jeszcze trzeba dodać, że panna Kossakówna nie była pruderyjna, co w liście przebija mimo pozoru skromności. Barwny ten list i budzi tęsknotę do tego, co już nie wróci, bo w zupełnie innym żyjemy kosmosie.
- żeby sędzia nie zaznał radości w sądzeniu -



Odpowiedz
#4
Grain - serdeczne dzięki! Stylizacja językowa to przecież nie tylko dobór archaizmów. Jeśli udało mi się wczuć w epokę, to naprawdę bardzo mnie cieszy Smile

Julio, panna Kossakówna nie była pruderyjną panną. Nim odważyłam się napisać ten "list". zapoznałam się oczywiście z całą masą literatury o tamtych czasach - zresztą bez przykrości, bo do tej pory uwielbiam je. To pożywka dla mojej wyobraźni!
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości