Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Droga do szczęścia (CAŁOŚĆ)
#91
pozwólcie, że wtrącę swoje trzy grosze Wink

(17-03-2019, 20:15)D.M. napisał(a): Moim zdaniem, fraza "A wreszcie, jakieś ostatnie dzikie zwierzęta można sprowadzić i do jakiegoś schroniska" jest bardziej prawdopodobna w ustnej rozmowie, niż fraza "A wreszcie, pozostałe dzikie zwierzęta można sprowadzić do specjalnie przygotowanego schroniska". W trakcie ustnej rozmowy człowiek zwykle nie zdąża budować takich sztywnych zdań, zwłaszcza z epitetem "specjalnie przygotowanego". Smile
Propozycja Eiszeit jest literacko bardzo dobra.
Z moich obserwacji wynika, że ludzie nie używają słowa "jakoś" aż tak często Smile
Przynajmniej pierwsze z nich można spokojnie skreślić.
Poza tym nadmierne używanie nieokreślonych, nieprecyzyjnych wyrażeń może świadczyć o braku pewności siebie lub niedostatecznej wiedzy na temat, w którym dana osoba się wypowiada.


Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#92
No OK, już skreśliłem to pierwsze "jakieś".
Odpowiedz
#93
(17-03-2019, 20:15)D.M. napisał(a): Czy wielu uważałoby, że takie zabijanie jest dopuszczalną ceną za dalsze przetrwanie ludzkiego gatunku?
Nie wiem czy wielu, bo mogę wypowiadać się tylko za siebie, a moja odpowiedź brzmi - tak.


Cytat:Ale kiedy chodzi o przekonania etyczne, to zwykle uznaje się, że ważniejsze jest dobro jednostek, niż trwałość istnienia gatunku.
Nie jestem przekonana. Historia miała już jednostki, których dobro/komfort/wartości, opierały się na np. wybiciu konkretnej rasy. W takim wypadku nadal skupiamy się na tej jednostce? Co więcej, uważam, że nie jest możliwe stworzenie utopii, zaczynając od dobrostanu jednostek - nie da się pogodzić tylu odmiennych punktów widzenia i systemów wartości. Bardzo często zadowalając jedną stronę, rozczarowujesz drugą. Świetnie widoczne przy jakichkolwiek zamianach wprowadzanych w zespole pracowników Wink

Cytat:Z moich obserwacji wynika, że ludzie nie używają słowa "jakoś" aż tak często [Obrazek: smile.gif]
Gunnar, dziękuję bardzo. Smile
Odpowiedz
#94
(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): Rozdział XI.

Praca w PE była wygodna dla Olka jeszcze i z tego powodu tym, że na okres posiedzeń plenarnych nigdy nie wypadały urodziny żadnego z członków jego rodziny Olka. Najlepiej było z Anią: miała urodziny 9 lipca, czyli w okresie urlopowym. Sam Olek miał urodziny 20 września, czyli w okresie pracy w komisjach. Natomiast Karolina miała urodziny 29 marca, i teoretycznie one mogły wypadać na okres posiedzeń plenarnych, ale w rzeczywistości ten okres zawsze się kończył najpóźniej 27 marca. I tym razem Olek również łatwo zdążył wrócić do domu przed urodzinami Karoliny 
Za dużo okresów.


(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): W porównaniu z minionymi wiekami, trochę się zmieniły zwyczaje dotyczące robienia podarunków urodzinowych. Teraz goście zaproszeni na imprezę (z kontekstu jasno to wynika) zwykle darowali po prostu jakieś cukierki lub napoje, żeby częściowo skompensować wydatki na imprezę. Natomiast domownicy ludzie mieszkający razem ze świętującym, a czasem też niektórzy inni bliscy, zwykle darowali jakiś własny wytwór artystyczny: np. narysowany przez siebie obrazek albo stworzony przez siebie wiersz (na cześć solenizanta lub na inny temat może być opiewający osobę świętującą urodziny, a może być na inny temat). 

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): Ten utwór drukowano, a czasem nawet ręcznie pisano (czy rysowano, malowano) na jakiejś kartce papieru lub kartonu i nigdzie nie publikowano, chyba że obdarowany zechce, by się odbyła taka publikacja.
Zdanie całkiem zbędne. Ale jeśli już musi być to: Utwór pisano ręcznie lub drukowano. (pisma się nie rysuje ani maluje a wiadomo, że drukuje się na papierze, więc to zbędna informacja) Nie było zwyczaju publikowania takiego wiersz, chyba że obdarowany wyraził na to zgodę.

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): Bywało też, że ktoś natomiast (lub dodatkowo) darował coś bardziej istotnego, ale z reguły to było coś nie bardzo materialnego. (zdanie tak nieokreślone, że niemal bez treści) Jak już wspominaliśmy, podarunkami dla Ani czasem były przedstawiały sobą podróże. A co mógł Olek podarować dać Karolinie, skoro ona nie lubiła podróżować? Bardzo chciał, żeby taka szczególna data - 50 lat - była wyróżniona jakimś szczególnym podarunkiem. I wreszcie, jeszcze podczas pobytu w Brukseli, Olek wymyślił coś naprawdę szczególnego; 

(...)

Dlatego życzenie osiągnięcia wieku miliona lat wyglądało słusznie.

Karolinie bardzo się spodobały oba te podarunki. Spodobała się jej też impreza, na której było wielu gości. A wszystkim obecnym bardzo się spodobały dania, które Karolina zaprogramowała na swoje urodziny. W następnym dniu, 30 marca, Karolina, Olek i Ania stopniowo dojadali to, co pozostało po imprezie, a Karolina jeszcze kontynuowała rozwiązywanie krzyżówkod Ani.
Za dużo "spodobała"

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a):  Przecież nie wypada zaczynać poważną sprawę 1 kwietnia, bo wtedy ta sprawa będzie wyglądała jak jakaś żartobliwa.
W tym zdaniu nie zgrała się gramatyka.
Pomijając celowość rozważań nad datą i sensowność rozterek bohatera (choć obecną polską konstytucję uchwalono 2 kwietnia Big Grin ) to trzeba trochę oszlifować to zdanie. Może:
Przecież nie wypadało poważnych badań rozpoczynać 1 kwietnia.

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): I dalej wszystko się toczyło według wyżej opisanych planów. Kiedy Olek przyjechał na działkę, w pierwszej kolejności wyznaczył strefy dla pająków i dla much i zrealizował odpowiednie rozsiedlenie, chodząc z odstraszaczami po działce. Już w trakcie tego procesu zrozumiał, że będzie miał więcej pracy, niż zakładał. Np. zauważył, że na działce są osy, a osy czasem atakują muchy. Trzeba więc odseparować od much też osy oraz zapewnić pełnowartościowe karmy dla os, o czym wcześniej nie myślał, bo nie zakładał obecności os. Nie będziemy nudzić Czytelnika dokładnym opisem tego, co Olek planował robić i co robił. Najważniejsze jest, że robił więcej, niż planował wstępnie.
Jak zazwyczaj masz rację w takich wstawkach to tu akurat chętnie bym poczytał o jego konkretnych zabiegach - gdyż to dotyczy samej istoty fabuły i biologiczno-naukowe szczegóły są interesujące.

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a):  W maju już było łatwiej (okres wakacyjny), ale wszystko jedno na odwiedzenie domu czasu nie było. Za to był Zawsze jednak znajdował czas na punktualne pisanie krótkich mejli do Karoliny.

Nie trzeba jednak myśleć, że Oczywiście Olek nie odpoczywał tylko podczas snu i jedzenia. To byłoby zbyt niezdrowe i nawet praktycznie niemożliwe. Jakieś kilka godzin dziennie (czy raczej nocnie) poświęcał na przeglądanie Internetu i inne małe rozrywki. I nawet pojawiła się u niego kochanka, która czasem spędzała z nim noc. To była pewna mieszkanka sąsiedniego bloku, którą poznał się zaznajomiła z Olkiem jeszcze w grudniu w autobusie (chociaż i przed tym kojarzyła go jako europosła) i była zachwycona jego badaniami (jak zresztą większość mieszkańców tej wioski).

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): Dobrze, że te paznokcie jednak nie były bardzo długie, jak to praktykują niektóre wielbicielki manikiuru; bo gdyby były długie, Olek bałby się uprawiać z nią seks.
Big Grin Big Grin Big Grin 
Masz punkt za humorystyczną wstawkę Wink

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a):  W tym przypadku sęk był w tym, że tamta kobieta bardzo chciała mieć dziecko, ale jednocześnie bardzo nie chciała mieć ani męża, ani żony.
A po co jej do tego chłop? Już teraz są anonimowi dawcy nasienia i in vitro.


(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a):  A jeszcze w tym przypadku podczas organizacji edukacji dziecięcej starano się, by wszyscy korepetytorzy tego chłopczyka byli płci męskiej. Tak samo robiono dla dzieci wychowywanych w rodzinach lesbijskich. Uważano, że warto w taki sposób kompensować nieobecność mężczyzny w rodzinie, chociaż jednocześnie uznawano, że to nie bardzo ważne.
etyczno-pedagogiczny horror Big Grin

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): Kamil często rozmawiał z Karoliną o Olku, podziwiając jego aktywność i pracowitość. Mówił, że brakuje mu teraz Olka jako partnera do gier w altanie; Kamil już się przyzwyczaił do tego, że w sezonie urlopowym Olek często odwiedza altanę, znajdującą się koło ich bloku, a jednak w tym roku już tak nie było. Właściwie, to była nie zupełnie altana, a zadaszone miejsce, gdzie sąsiedzi często grali w różne gry stołowe. Prostokątny dach podtrzymywały słupy, a pod dachem znajdowały się dwa kwadratowe stoły otoczone ławkami. Ale z trzech stron od tego dachu były gęste zarośla bzu czarnego, które można było postrzegać jako ściany, i dlatego wszystko to razem faktycznie było altaną.
To się chyba nazywa wiata.

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): W nocy z 15 na 16 czerwca Olek przeczytał taką wiadomość od Karoliny: "Nie zamawiaj sobie obiadu na 18 czerwca. Przyjadę do ciebie 18 czerwca około 13:00 i przywiozę jedzenie obiad." Olek z lekkim poczuciem winy przypomniał sobie przysłowie o górze, która nie przyszła do Mahometa. 

18 czerwca Olek potrafił zakończyć zakończył kolejny etap prac około 12:40 i podszedł do furtki. Wkrótce zobaczył idącą po ulicy (w sensie środkiem ulicy, tam gdzie jeżdżą samochody?) Karolinę z plecakiem i szybko wyszedł jej naprzeciw. Za chwilę małżonkowie z radością przytulili się do siebie.


(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): Dość wyraźnie było widać strefę os, bo tam było ich tam dość dużo tych os i one podczas lotu dość zabawnie odbijały się od niewidocznej granicy swojej strefy, wygenerowanej odstraszaczami. Do strefy os Karolina, oczywiście, nie zechciała wchodzić.

I wreszcie przyszedł Nadszedł czas, by zobaczyć, jakie jedzenie przyniosła Karolina. Zaczęła wykładać z plecaka różne garnki i powiedziała:

- Zdecydowałam urządzić ci obiad wiśniowy. Wiem, że bardzo lubisz różne potrawy z wiśniami. Oto Tu są pierogi z wiśniami, oto jest kompot wiśniowy, oto są bułeczki z wiśniami, a oto są po prostu czereśnie (bo wiśnie same w sobie są dla ciebie za kwaśne). (czemu miała by mu o tym mówić? chyba, że "Przyniosłam też czereśnie, bo wiem, że same wiśnie są dla ciebie za kwaśne")

- Dziękuję bardzo! - powiedział Olek. - To naprawdę będzie bardzo smaczne. Wolę już jeść! Chciałbym już zabrać się do jedzenia!

I Karolina z Olkiem zaczęli z zadowoleniem wcinać smaczny obiad. Z zadowoleniem zjedli razem smaczny obiad. Potem zdecydowali, że wygodniej będzie, jeżeli Karolina przenocuje w tym laboratorium. (Lena już wcześniej została poinformowana, że w nocy z 18 na 19 czerwca nie warto przychodzić do Olka.) Olek zamówił dla Karoliny dodatkową kolację i śniadanie na następny dzień, a potem w tym następnym dniu 19 czerwca odprowadził ją do autobusu. Pracy na działce miał jeszcze dużo, ale się spodziewał, że w najbliższych tygodniach potrafi da radę odwiedzić swój dom.


Ogólnie należy popracować nad eliminacją zwrotów: jakoś, jakaś, jakiś
Raz na jakiś Big Grin czas mogą się zdarzyć. Ale gdy występują w każdym lub co drugim zdaniu to nie wygląda to dobrze. 

Sporo nowych szczegółów, choć osobiście wolałbym więcej poczytać o jego pracy z owadami i te fragmenty gdzie to opisujesz były dla mnie najbardziej interesujące (ten z osami również).

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#95
(17-03-2019, 23:11)Eiszeit napisał(a):
(17-03-2019, 20:15)D.M. napisał(a): Czy wielu uważałoby, że takie zabijanie jest dopuszczalną ceną za dalsze przetrwanie ludzkiego gatunku?
Nie wiem czy wielu, bo mogę wypowiadać się tylko za siebie, a moja odpowiedź brzmi - tak.

Ależ okrutna jesteś! :/

(17-03-2019, 23:11)Eiszeit napisał(a):
Cytat:Ale kiedy chodzi o przekonania etyczne, to zwykle uznaje się, że ważniejsze jest dobro jednostek, niż trwałość istnienia gatunku.
Nie jestem przekonana. Historia miała już jednostki, których dobro/komfort/wartości, opierały się na np. wybiciu konkretnej rasy. W takim wypadku nadal skupiamy się na tej jednostce?

Po prostu, oprócz interesów tej jednostki, uwzględniamy interesy innych jednostek, w tym tych, które ona chce zabić. W sumie wychodzi, że nie warto, by ta jednostka realizowała te swoje interesy. I nadal wszystko jest oparte na interesach jednostek.

(17-03-2019, 23:11)Eiszeit napisał(a): Co więcej, uważam, że nie jest możliwe stworzenie utopii, zaczynając od dobrostanu jednostek - nie da się pogodzić tylu odmiennych punktów widzenia i systemów wartości. Bardzo często zadowalając jedną stronę, rozczarowujesz drugą. Świetnie widoczne przy jakichkolwiek zamianach wprowadzanych w zespole pracowników Wink  

Im bardziej komfortowe staje się życie dzięki rozwoju techniki, tym mniejszą rolę odgrywają rozbieżności.

Dziękuję, Gunnar, za analizę kolejnego rozdziału. Kiedyś poprawię niektóre miejsca, a na razie skomentuję niektóre uwagi.

Cytat:(pisma się nie rysuje ani maluje a wiadomo, że drukuje się na papierze, więc to zbędna informacja)

Chodziło nie tylko o pisma, a o różne utwory. To mogły być też obrazki, które się rysuje lub maluje. Co do drukowania, to można przytaczać różne opcje, na czym można drukować; napisałem o papierze i kartonie.

Cytat:Przecież nie wypadało poważnych badań rozpoczynać 1 kwietnia.

Czy może być taka kontynuacja: ", bo wtedy ta sprawa wyglądałaby jak jakaś żartobliwa"? Ewentualnie, bez "jakaś". Big Grin Czy prawidłowo rozumiem, że problem polegał na tym, że u mnie nie zgadzały się czasy czasowników?

Cytat:Jak zazwyczaj masz rację w takich wstawkach to tu akurat chętnie bym poczytał o jego konkretnych zabiegach - gdyż to dotyczy samej istoty fabuły i biologiczno-naukowe szczegóły są interesujące.

Gdybym mógł wymyślić to konkretniej, to chyba już warto byłoby szykować naukowców do takich eksperymentów. Big Grin

Cytat:A po co jej do tego chłop? Już teraz są anonimowi dawcy nasienia i in vitro.

Chyba ona chciała od konkretnego znajomego. Smile

Cytat:To się chyba nazywa wiata.

Faktycznie, chyba wstawię gdzieś w wyjaśnieniach słowo "wiata". Ale ze względu na wszystkie okoliczności tę konstrukcję potocznie nazywano altaną. Wiata chyba się kojarzy raczej z przystankiem.

Cytat:Wkrótce zobaczył idącą po ulicy (w sensie środkiem ulicy, tam gdzie jeżdżą samochody?)

Raczej nie. Chyba tam był chodnik i ona szła po chodniku. Jak wtedy lepiej napisać? Chodnik też jest częścią ulicy. Czy mogę użyć słowa "ulica", jeżeli nie chcę precyzować co do tych szczegółów?
Odpowiedz
#96
(18-03-2019, 21:42)D.M. napisał(a):
(17-03-2019, 23:11)Eiszeit napisał(a):
(17-03-2019, 20:15)D.M. napisał(a): Czy wielu uważałoby, że takie zabijanie jest dopuszczalną ceną za dalsze przetrwanie ludzkiego gatunku?
Nie wiem czy wielu, bo mogę wypowiadać się tylko za siebie, a moja odpowiedź brzmi - tak.

Ależ okrutna jesteś! :/
Aż wetnę się w dyskusję, bo niezwykle ciekawa kwestia etyczna się tu pojawiła.
Osobiście nie traktowałbym "przetrwania gatunku ludzkiego" jako wartości samej w sobie - jesteśmy tak fatalnym gatunkiem, będącym zagrożeniem dla samych siebie i planety, że nie wiem, czy takie poświęcenia byłyby warte efektu.
Ciekawostka od strony teologicznej - chrześcijanie na całym świecie modlą się o masakrę w skali globalnej - powrót Chrystusa będzie się wiązał z unicestwieniem ludzi uznanych za niegodziwych na skalę niespotykaną od czasów potopu. Cel - przetrwanie "ulepszonego" gatunku ludzkiego i zaprowadzenie "utopii".
Więc pewnie dużo zależy od tego, kto miałby robić tą "masakrę" i kto miałby paść jej ofiarą Wink

(18-03-2019, 21:42)D.M. napisał(a):
Cytat:(pisma się nie rysuje ani maluje a wiadomo, że drukuje się na papierze, więc to zbędna informacja)

Chodziło nie tylko o pisma, a o różne utwory. To mogły być też obrazki, które się rysuje lub maluje. Co do drukowania, to można przytaczać różne opcje, na czym można drukować; napisałem o papierze i kartonie.
Więc myślę, że dobrze by to było sprecyzować w tekście, że chodziło też o rysunki czy obrazy malowane farbami, bo przy obecnym zapisie odniosłem wrażenie, że "rysowanie i malowanie" odnosiło się do wierszy.

(18-03-2019, 21:42)D.M. napisał(a):
Cytat:Przecież nie wypadało poważnych badań rozpoczynać 1 kwietnia.

Czy może być taka kontynuacja: ", bo wtedy ta sprawa wyglądałaby jak jakaś żartobliwa"? Ewentualnie, bez "jakaś". Big Grin Czy prawidłowo rozumiem, że problem polegał na tym, że u mnie nie zgadzały się czasy czasowników?
Tak, nie zgrywały się czasy i gramatyka w końcówce.
To może tak: Przecież nie wypadało poważnych badań rozpoczynać 1 kwietnia, bo wtedy ta sprawa wyglądałaby jak jakiś żart.
I jest poprawnie i nawet "jakiś" pasuje Big Grin

(18-03-2019, 21:42)D.M. napisał(a):
Cytat:To się chyba nazywa wiata.

Faktycznie, chyba wstawię gdzieś w wyjaśnieniach słowo "wiata". Ale ze względu na wszystkie okoliczności tę konstrukcję potocznie nazywano altaną. Wiata chyba się kojarzy raczej z przystankiem.
Pewnie zależy od tego kto gdzie mieszka. Ja obecnie mieszkam na wsi i wiata kojarzy mi się z zadaszeniem dla samochodów lub zwierząt gospodarskich Wink

(18-03-2019, 21:42)D.M. napisał(a):
Cytat:Wkrótce zobaczył idącą po ulicy (w sensie środkiem ulicy, tam gdzie jeżdżą samochody?)

Raczej nie. Chyba tam był chodnik i ona szła po chodniku. Jak wtedy lepiej napisać? Chodnik też jest częścią ulicy. Czy mogę użyć słowa "ulica", jeżeli nie chcę precyzować co do tych szczegółów?
"idącą chodnikiem" - byłoby najprecyzyjniej
"idąca ulicą" - potocznie ale nadal poprawnie.
zaś "idącą po ulicy" przynajmniej mi się kojarzy, że idzie środkiem jezdni
Odpowiedz
#97
Cytat:Po prostu, oprócz interesów tej jednostki, uwzględniamy interesy innych jednostek, w tym tych, które ona chce zabić. W sumie wychodzi, że nie warto, by ta jednostka realizowała te swoje interesy. I nadal wszystko jest oparte na interesach jednostek.
D.M. Czyli ktoś nadal pozostaje pokrzywdzony i pominięty, a tego typu działania na większą skalę będą nieuchronnie prowadzić do wartościowania potrzeb większości, nie jednostki.

Cytat:Im bardziej komfortowe staje się życie dzięki rozwoju techniki, tym mniejszą rolę odgrywają rozbieżności.
Z tym nie zgadzam się już kompletnie. Według mnie rozwój techniki i komfort nie wpływa na przekonania ludzi, na ich postawy, na to, w co wierzą. Fakt, że moje życie jest wygodniejsze nie oznacza automatycznie, że jestem gotowa na rezygnowanie/ujednolicenie wartości i że znikną różnice między moim sposobem rozumowania, a Twoim sposobem rozumowania, np. Wink

Cytat:Osobiście nie traktowałbym "przetrwania gatunku ludzkiego" jako wartości samej w sobie - jesteśmy tak fatalnym gatunkiem, będącym zagrożeniem dla samych siebie i planety, że nie wiem, czy takie poświęcenia byłyby warte efektu.
Gunnar, zgadzam się z Twoją opinią na nasz temat Big Grin . Cały czas jednak wyznaję przeświadczenie, że wstrząs w postaci wojny, kataklizmu, innego nieprzyjemnego wydarzenia naprostowałby sytuację. Może pewne priorytety uległyby przewartościowaniu, może ludzie w obliczu takich zagrożeń wróciliby do tych postaw, które kiedyś były w nich najlepsze? A może jednak wybilibyśmy się przy pierwszej okazji. Można mnożyć teorie, dyskusja zajmująca Wink
Odpowiedz
#98
Gunnar.

Cytat:Ciekawostka od strony teologicznej - chrześcijanie na całym świecie modlą się o masakrę w skali globalnej - powrót Chrystusa będzie się wiązał z unicestwieniem ludzi uznanych za niegodziwych na skalę niespotykaną od czasów potopu. Cel - przetrwanie "ulepszonego" gatunku ludzkiego i zaprowadzenie "utopii".
Więc pewnie dużo zależy od tego, kto miałby robić tą "masakrę" i kto miałby paść jej ofiarą

Tu sęk w tym, że działalność Boga zwykle bywa oceniana według zupełnie innych kryteriów, niż działalność człowieka. Weźmiemy chociażby takie przekonanie, że to Bóg decyduje, kto kiedy umrze. Wychodzi więc, że Bóg zabija. To zwykle nie budzi protestu; natomiast ludzie zabijający innych ludzi zwykle są potępiani.

Cytat:Więc myślę, że dobrze by to było sprecyzować w tekście, że chodziło też o rysunki czy obrazy malowane farbami, bo przy obecnym zapisie odniosłem wrażenie, że "rysowanie i malowanie" odnosiło się do wierszy.

To wyjaśniano w poprzednich zdaniach. Ale, ponieważ niewłaściwie zrozumiałeś, spróbuję napisać wyraźniej.

Cytat:To może tak: Przecież nie wypadało poważnych badań rozpoczynać 1 kwietnia, bo wtedy ta sprawa wyglądałaby jak jakiś żart.
I jest poprawnie i nawet "jakiś" pasuje

OK, tak napiszę. Smile

Cytat:"idącą chodnikiem" - byłoby najprecyzyjniej
"idąca ulicą" - potocznie ale nadal poprawnie.
zaś "idącą po ulicy" przynajmniej mi się kojarzy, że idzie środkiem jezdni

OK, dziękuję. Postaram się uwzględniać te niuanse składniowe.

Eiszeit.

Cytat:Czyli ktoś nadal pozostaje pokrzywdzony i pominięty, a tego typu działania na większą skalę będą nieuchronnie prowadzić do wartościowania potrzeb większości, nie jednostki.

Większość występuje tu jako złożona z jednostek i uwzględnienie jej interesów wynika z uwzględnienia interesów jednostek.

Cytat:Według mnie rozwój techniki i komfort nie wpływa na przekonania ludzi, na ich postawy, na to, w co wierzą. Fakt, że moje życie jest wygodniejsze nie oznacza automatycznie, że jestem gotowa na rezygnowanie/ujednolicenie wartości i że znikną różnice między moim sposobem rozumowania, a Twoim sposobem rozumowania, np.

No tak, różnice pozostają. Tylko zanikają czynniki mogące powodować poważne konflikty.
Odpowiedz
#99
(19-03-2019, 12:57)D.M. napisał(a): No tak, różnice pozostają. Tylko zanikają czynniki mogące powodować poważne konflikty.
Mógłbyś podać jakiś przykład z uzasadnieniem?
Odpowiedz
Np. praktycznie wszyscy mają telefony komórkowe i dlatego nie trzeba: 1) kłócić się o kolejność uzyskania telefonu stacjonarnego; 2) kłócić się w kolejkach koło publicznych telefonów (np. przez to, że ktoś zbyt długo rozmawia).

Jeszcze np. w wystarczająco rozwiniętych krajach (w tym w Polsce) praktycznie nikomu nie grozi śmierć wskutek braku jedzenia. Dlatego konflikty spowodowane biedą są nie tak ostre, jak bywało w minionych wiekach i jak bywa w nierozwiniętych krajach.

Już wprowadziłem zmiany do rozdziału XI. Jednak dość dużo bliskich powtórzeń pozostawiłem. Eiszeit będzie bardzo zła, jeżeli do nich doczyta. Big Grin
Odpowiedz
(20-03-2019, 21:39)D.M. napisał(a): Np. praktycznie wszyscy mają telefony komórkowe i dlatego nie trzeba: 1) kłócić się o kolejność uzyskania telefonu stacjonarnego; 2) kłócić się w kolejkach koło publicznych telefonów (np. przez to, że ktoś zbyt długo rozmawia).

Jeszcze np. w wystarczająco rozwiniętych krajach (w tym w Polsce) praktycznie nikomu nie grozi śmierć wskutek braku jedzenia. Dlatego konflikty spowodowane biedą są nie tak ostre, jak bywało w minionych wiekach i jak bywa w nierozwiniętych krajach.

Już wprowadziłem zmiany do rozdziału XI. Jednak dość dużo bliskich powtórzeń pozostawiłem. Eiszeit będzie bardzo zła, jeżeli do nich doczyta. Big Grin
Już w tym momencie mamy taki rozwój technologii, że prawie każdy ma telefon i brak widma śmierci głodowej (pomijam kraje 3 Świata), a mimo wszystko różnice i nieporozumienia jak były, tak i są Wink Uważam, że w dzisiejszym świecie mamy inne problemy i obszary, na których mogą pojawić się konflikty. Cóż no, wygląda na to, że po prostu mamy skrajnie różne zdania, ale to w zasadzie też jest ciekawe i skłania do dyskusji Smile

Doczyta, pewnie wytknie, a co D.M. z tym zrobi, to już jego decyzja Wink
Odpowiedz
(19-03-2019, 12:24)Eiszeit napisał(a): Gunnar, zgadzam się z Twoją opinią na nasz temat Big Grin . Cały czas jednak wyznaję przeświadczenie, że wstrząs w postaci wojny, kataklizmu, innego nieprzyjemnego wydarzenia naprostowałby sytuację. Może pewne priorytety uległyby przewartościowaniu, może ludzie w obliczu takich zagrożeń wróciliby do tych postaw, które kiedyś były w nich najlepsze? A może jednak wybilibyśmy się przy pierwszej okazji. Można mnożyć teorie, dyskusja zajmująca Wink

Obstawiam, ze ludzie pozostawieni sami sobie (bez interwencji sił wyższych) to "wybraliby" to drugie rozwiązanie Wink

(19-03-2019, 12:57)D.M. napisał(a): Gunnar.

Cytat:Ciekawostka od strony teologicznej - chrześcijanie na całym świecie modlą się o masakrę w skali globalnej - powrót Chrystusa będzie się wiązał z unicestwieniem ludzi uznanych za niegodziwych na skalę niespotykaną od czasów potopu. Cel - przetrwanie "ulepszonego" gatunku ludzkiego i zaprowadzenie "utopii".
Więc pewnie dużo zależy od tego, kto miałby robić tą "masakrę" i kto miałby paść jej ofiarą

Tu sęk w tym, że działalność Boga zwykle bywa oceniana według zupełnie innych kryteriów, niż działalność człowieka. Weźmiemy chociażby takie przekonanie, że to Bóg decyduje, kto kiedy umrze. Wychodzi więc, że Bóg zabija. To zwykle nie budzi protestu; natomiast ludzie zabijający innych ludzi zwykle są potępiani.
Uważam taki pogląd za skrajnie nielogiczny. W obu pokreślonych fragmentach jest paradoks - potępiamy morderców, ale to podobno Bóg decyduje kto kiedy umrze? To by oznaczało, że Hitler i Stalin nie są niczemu winni - po prostu Bóg postanowił w latach 1939-1945 zakończyć żywot 100 mln ludzi a oni realizowali tylko boski plan? Jak dla mnie obłęd.
Oprócz pewnych sytuacji opisanych w świętych księgach (wykonania wyroków - gdy np. ogień z nieba pochłoną niegodziwców czy potop) to ludzie "skracają" życie innym ludziom, i to z "własnej inicjatywy". Ja bym do tego sił nadprzyrodzonych jednak nie mieszał.
Odpowiedz
Eiszeit napisał(a):Uważam, że w dzisiejszym świecie mamy inne problemy i obszary, na których mogą pojawić się konflikty.

No tak, inne. I, moim zdaniem, na ogół mniej dotkliwe, niż w przeszłości.

Gunnar napisał(a):Uważam taki pogląd za skrajnie nielogiczny. W obu pokreślonych fragmentach jest paradoks - potępiamy morderców, ale to podobno Bóg decyduje kto kiedy umrze? To by oznaczało, że Hitler i Stalin nie są niczemu winni - po prostu Bóg postanowił w latach 1939-1945 zakończyć żywot 100 mln ludzi a oni realizowali tylko boski plan? Jak dla mnie obłęd.

To materiał do dyskusji z tymi, kto tak uważa. I oni znajdą, co odpowiedzieć. Jedna z możliwych wersji: w przypadku zabójstwa to już nie Bóg decyduje. Inna możliwa wersja: tak, Bóg to wszystko zaplanował, ale wszystko jedno potępiamy tych ludzi, którzy dokonywali zabójstw. Czyli jeszcze jaskrawsza różnica między etyką dla Boga i etyką dla ludzi.
Odpowiedz
(21-03-2019, 11:57)D.M. napisał(a): To materiał do dyskusji z tymi, kto tak uważa. I oni znajdą, co odpowiedzieć. Jedna z możliwych wersji: w przypadku zabójstwa to już nie Bóg decyduje. Inna możliwa wersja: tak, Bóg to wszystko zaplanował, ale wszystko jedno potępiamy tych ludzi, którzy dokonywali zabójstw. Czyli jeszcze jaskrawsza różnica między etyką dla Boga i etyką dla ludzi.
No cóż. Ludzie mają rożne fantazje.
Odpowiedz
(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): Rozdział XII.

Olek był zdecydowany wrócić do stanowczo sobie wyznaczył, że musi być w domu na urodziny Ani. Nawet jeżeli będzie miał jeszcze dużo do zrobienia na działce, bo przecież można zrobić przerwę. Nie wypada opuścić nie odwiedzić urodzin tej osoby, dzięki której właśnie powstało to laboratorium. I dalsze okoliczności mu sprzyjały tej decyzji, bo 23 czerwca Olek już zrobił już praktycznie wszystko, co chciał. Dalej Później trzeba było po prostu obserwować i czasem coś poprawiać, można z dużymi przerwami, a i Może nawet lepiej byłoby zobaczyć, jak owady poradzą sobie podczas jego dłuższej przy długiej nieobecności Olka. W tych miejscach, gdzie konieczne było okresowe dostarczanie karm, były zainstalował automaty wydające je karmy we właściwych terminach.

Olek zdecydował, że 24 czerwca jeszcze spokojnie wszystko sprawdzi i zacznie się wybierać do domu, a pojedzie do domu 25 czerwca. Wieczorem wszedł do skrzynki mejlowej, by napisać o tym Karolinie, i zobaczył w skrzynce dwie wiadomości: jedną, jak zawsze, od Karoliny i drugą od Ani, która składała mu życzenia z okazji Dnia Ojca. A rzeczywiście, Olek nawet zapomniał, że 23 czerwca to Dzień Ojca. Przy okazji przypomniał sobie też, że właśnie się zaczyna Noc Świętojańska. Wypadałoby poszukać kwiatu paproci zamiast opiekować się tymi nudnymi owadami. Szybko napisał mejle do obu swoich ulubionych dziewczyn, w których poinformował, że 25 czerwca już wreszcie przyjedzie jutro.

Wkrótce przyszła Lena.

- No co, przyniosłaś może kwiat paproci? - zażartował Olek.

- No nie, przecież jesteś biologiem, a więc i tak nie uwierzyłbyś, że to kwiat paproci. Chcę zaproponować coś bardziej realnego. Chodźmy na ognisko. Zapraszają cię moi sąsiedzi. Trochę się odprężysz. I przy okazji się zaznajomisz z moimi żonami. poznasz moje żony.

- To świetny pomysł! Tym bardziej, że właśnie skończyłem główne prace i pojutrze jadę do domu. Z zadowoleniem odwiedzę te sobótki. To dla mnie będzie świętowanie ukończenia ważnego etapu pracy.

I Olek świetnie spędził pół nocy z mieszkańcami wioski przy ognisku. 24 czerwca obudził się jeszcze później, niż zwykle, ale zdążył spokojnie wszystko sprawdzić i spakować rzeczy na wyjazd (robił to sam, bo w danych tych okolicznościach to było znacznie szybsze, niż programowanie robotów do tej sprawy; ale i tak nie bardzo im ufał robotom w kwestiach pakowania rzeczy na wyjazdy). W nocy na 25 czerwca spał dość mało; obudził się o 9:00 i odczuł dużą radość, że już wreszcie wraca do domu. Kolejnej nocy spał krótko. Wstał o 9.00 zadowolony, że wraca do domu.

Żeby szybciej przyjechać, postanowił tym razem wynająć samochód. To było bardzo proste. Stojąc przy ulicy koło działki, wszedł przez telefon na stronę wypożyczalni samochodów, wskazał, dokąd ma jechać, odczytał cenę, zrobił przelew pieniędzy, i już za kilka minut do niego podjechał samochód bez kierowcy (lokalizacja klienta była widoczna dzięki telefonowi). Można też było natomiast pójść bezpośrednio do placówki tej firmy (najbliższa była w sąsiedniej wsi), wtedy byłoby nieco taniej. A można byłoby, jak zawsze, poczekać na autobus, i wtedy byłoby znacznie taniej. Ale w tym dniu Olek nie chciał oszczędzać.

Wsiadł więc do samochodu, który powiózł go do domu. Przy potrzebie W razie potrzeby można było trochę zmieniać domyślną zachowanie się trasę samochodu, ale Olek nic nie zmieniał i nawet nie bardzo patrzył, co się dzieje na drodze. Był zajęty marzeniami o domu. W tym zaczął myśleć, Zastanawiał się, co tym razem podarować Ani na urodziny. Przypomniał sobie swoje ostatnie urodziny, które obchodził po dwóch dniach od tamtego niepomyślnego dla niego posiedzenia Komisji ds. Środowiska. Ania wtedy podarowała mu kilka obrazków przedstawiających widoki z ich lipcowej podróży do Brazylii. To już było tradycją: w każdym tym roku, kiedy Olek organizował dla Ani szczególną wycieczkę urodzinową, Ania darowała mu na urodziny Olkowi obrazki dotyczące tej wycieczki. Rysowała je ołówkiem i kredkami. Dobrze umiała rysować, nawet z pamięci. Nawet swego czasu, w wieku 5 lat, narysowała widoki antarktyczne bardzo dobrze jak na 5-letnie dziecko.

Olkowi przyszło na myśl, że on również może podarować Ani jakiś obrazek (Olek też nieźle umiał rysować, choć nie aż tak doskonale, jak Ania). Zaczął wymyślać, co dokładnie tam narysować. Już prawie wymyślił, kiedy zobaczył, że już prawie przyjechał. Zanim zdążył wymyślić, co narysować, autonomiczny samochód podwiózł go pod dom. Samochód zatrzymał się koło bloku Olka. Olek wysiadł, i samochód odjechał, kierując się do najbliższej placówki swojej wypożyczalni. Olek w podniesionym nastroju uniesienia szybko wszedł do bloku i pobiegł schodami na 3 piętropo schodach. Na 3. piętro nigdy nie jeździł windą. Tym bardziej nie lubił jeździć windą w sytuacjach, gdy się spieszył, bo się bał, że winda utkwi. utknie
To windy były tak awaryjne, że było to realne zagrożenie?

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): Otworzył drzwi kluczem. Karolina i Ania usłyszały dźwięk klucza i z dużą radością wybiegły do Olka. Powitanie było bardzo radosne. Przecież Olek nie był w domu prawie 3 miesiące, czyli chyba dłużej, niż kiedykolwiek w życiu.
Zbędnie rozwleczony opis. Może tak:
Gdy Karolina i Ania usłyszały dźwięk klucza, poderwały się z miejsc. Powitanie było bardzo radosne, gdyż nie widzieli się prawie 3 miesiące.

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): 9 lipca, kiedy Ania osiągnęła wiek 16 lat, Olek podarował jej pewien symboliczny obrazek. W dolnej części obrazka był przedstawiony widok trochę podobny do tych z brazylijskiego rezerwatu, ale z wieloma różnymi zwierzętami, które się zachowywały nietypowo, bo bardzo pokojowo; np. wilk miło przytulał zająca. Big Grin Big Grin od razu przypomniała mi się bajka "Wilk i Zając")   Zaś w górnej części obrazka widniała była przedstawiona dziewczyna, która siedziała na tronie i miała koronę na głowie. Obok było napisano: "Ania Michalska, królowa zwierząt". Olkowi się udało osiągnąć dość niezłe podobieństwo między twarzą narysowanej dziewczyny a realną twarzą Ani, ale bez napisu można byłoby wątpić, czy to ma być właśnie Ania.

10 lipca, dojadając słodkie kulki, pozostałe po imprezie urodzinowej, Ania raptem zapytała Olka:

- A czy mogę odwiedzić to twoje laboratorium?

- Oczywiście, jeżeli to dla ciebie interesujące będzie ci tam ciekawie - odpowiedział Olek. - Mogę wziąć cię tam, kiedy pojadę następnym razem. Możesz nawet kilka razy tam przenocować. Teraz mogę poświęcać dużo uwagi gościom, bo już nie mam tam dużo pracy.

- Świetnie! Ciekawie mi byłoby Chciałabym pomieszkać tam kilka dni. Przecież kiedyś wielu ludzi mieszkało w takich budynkach. Chcę dokładnie odczuć, jak to wyglądało.

- Ale w rzeczywistości odczujesz, jak to wyglądało i wygląda dla takich niewielu dziwaków, jak właściciel mojej działki - sprecyzował Olek.


(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): Trzeba zauważyć, że Olek wspomniał o rzece, bo zapomniał o studniach. Choć studnie były znane Olkowi z niektórych utworów literackich i informacji historycznych, ale one go nie bardzo interesowały i w trakcie tej rozmowy nie przyszło mu na myśl, że kiedyś właśnie studnie były najbardziej typowym źródłem wody. Co prawda, w roku 2188 również istniały niektóre studnie, będące źródłem niektórych rodzajów wody mineralnej lub częścią instalacji wodociągowych, ale to były techniczne szczegóły ze sfery, która Olka nie interesowała.
To skąd brali wodę pitną? Musiały być jakieś ujęcia.

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): - Zaraz zobaczymy - powiedziała Ania i zaczęła oglądać drzewa. - No oczywiście! - krzyknęła wkrótce. - Oto jest papierówka, i jabłka są całkiem dojrzałe, co najmniej niektóre. Chcę je jeść! Trzeba zaprogramować robota do zbierania jabłek.

Oczywiście, w budynku był taki robot. Ania dość długo studiowała, jak on działa, ale wreszcie zrozumiała wszystko, czego potrzebowała.

- Ależ starożytna maszyna! - narzekała.

- Jeśli chodzi o prawdziwą starożytność - sprecyzował Olek - to musiałabyś się obejść bez robota, a sama pozbierać jabłka pod drzewem, a potem wleźć na drzewo i akuratnie pozrywać dojrzałe jabłka z gałęzi.
Nie ma to jak utrudniać sobie życie Big Grin
A wystarczyło wyciągnąć rękę i zerwać Big Grin

(06-12-2018, 20:38)D.M. napisał(a): - No dobra! - powiedziała Ania. - Ale ponieważ wiem, że ty, jak i ja, nie będziemy uprawiać takich ekstremalnych ćwiczeń, to zaprogramuję ci zbieranie jabłek na cały rok. Robot będzie stopniowo zbierał dojrzałe jabłka wszystkich odmian i składał każdą odmianę w najlepszym dla niej miejscu. Możemy potem stopniowo zabierać do domu też zimowe jabłka.

Olek nie był temu przeciwny, choć, szczerze mówiąc, już zaczął postrzegać te jabłka jako nieco zbędny kłopot, odwracający uwagę od głównego zajęcia.

Ania spędziła w laboratorium trzy noce. Od czasu do czasu oglądała coś na działce i zadawała Olkowi pytania. Ale większość czasu poświęcała na inne zajęcia. W jakimś pewnym momencie przyszły jej na myśl wspomnienia, jak w dzieciństwie lubiła patrzyć na obserwować owady. Bywało np., że dużo minut długo stała nad muchą koło muchy, uważnie oglądając części jej ciała tej muchy i obserwując, jej zachowanie co ta mucha robi. Dobrze pamiętała, że czasem mucha się umywała łapką, niczym kot, którego miała szczęście zobaczyć wcześniej, niż po raz pierwszy tak dokładnie obserwowała muchę. Pomyślała teraz, że chyba znalazłaby na tej działce dużo ciekawych rzeczy do obserwacji, gdyby tata zajął się tą sprawą o kilka lat wcześniej, kiedy była mała i lubiła dokładnie oglądać owady.

Za to teraz lubiła robić co innego: oglądać okolicę miejscowość. Od jakiegoś czasu Ania lubiła przy okazji odwiedzenia jakichś nieznanych jej terenów dokładnie je oglądać te tereny, zapamiętując odpowiednie informacje geograficzne. Dlatego Ania dużo chodziła po uliczkach tej wsi i nawet wchodziła do sąsiednich wsi. A przechodząc koło bloków, zwracała uwagę, ile tam jest pięter.

Tymczasem Olek robił niektóre dodatkowe badania, których opisywaniem nie będziemy nudzić Czytelnika. Ale tych badań nie było wiele i dlatego pozostawało dużo czasu na rozrywki. Dużo siedział w Internecie, w tym obejrzał kilka nowych filmów i przeczytał kolejną powieść fantastyczną pewnego tureckiego autora, którego twórczość uważnie śledził w ostatnich latach. Czasem też grał w różne gry z Anią. A w jedną z tych trzech nocy z Olkiem była Lena (oczywiście, obecność Ani im nie przeszkadzała, bo budynek miał 5 pokoi). Olek i Ania przekonali Lenę, by zjadła kilka jabłek i jeszcze kilkadziesiąt zabrała do domu. Prosili też poczęstować by poczęstowała tymi jabłkami właściciela działki Piotra Kamieńskiego, który mieszkał na tym samym w tejże klatce i na tymże piętrze, co Lena.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości