Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Droga do szczęścia (CAŁOŚĆ)
(08-12-2018, 21:57)D.M. napisał(a): Rozdział XVI.

W czerwcu 2190 roku Olek zapytał Anię:

- Czy chcesz tym razem jakiejś szczególnej podróży po swoich urodzinach? Choć to nie jubileusz, ale coś nawet jeszcze bardziej wyjątkowego: osiemnaście lat. Będziesz pełnoletnia.

- A jakoś już nie chce mi się podróżować - odpowiedziała Ania. - Być może, właśnie dlatego, że staję się dorosła. Tak sobie myślę, że nic się nie zmienia od tego, że wprowadzam swoje ciało do jakiejś pewnej przestrzeni. Przy czym z reguły tę przestrzeń można obejrzeć przez Internet.

- No jasne. Odziedziczyłaś to po mamie.

- Ale wiesz, jednak mam pomysł. Mogę znów odwiedzić twoje byłe laboratorium. Przecież tam teraz jest muzeum.

- O tak, muzeum. Lena Zając nim kieruje. Bardzo aktywnie tym się zajęła. Chyba pamiętasz, że wysłałem jej swoje pliki laboratoryjne.

- Tak, oczywiście. To co, pojedziemy tam po moich urodzinach?

- Chętnie!
To dobry przykład nienaturalnego dialogu. W bardziej realnej wersji mógłby brzmieć tak:

(08-12-2018, 21:57)D.M. napisał(a): Rozdział XVI.

W czerwcu 2190 roku Olek zapytał Anię:

- Czy chciałabyś się udać w jakąś szczególną podróż po swoich urodzinach? Choć to nie jubileusz, ale coś nawet jeszcze bardziej wyjątkowego: osiemnaście lat. Będziesz pełnoletnia.

- Chyba wyrosłam już z podróżowania, tato - odpowiedziała Ania. - Wydaje mi się, że to bez znaczenia czy fizycznie znajdę się w jakimś miejscu, czy obejrzę je przez internet.

- Widzę, że stajesz się jak mama.

- Ale wiesz, w jedno miejsce chętnie bym się wybrała. Ciekawie byłoby odwiedzić twoje byłe laboratorium. Jest tam teraz muzeum, prawda?

- O tak, muzeum. Lena Zając nim kieruje. Bardzo aktywnie tym się zajęła. Pewnie pamiętasz, że wysłałem jej swoje pliki laboratoryjne.

- Tak, pamiętam. To co, pojedziemy tam po moich urodzinach?

- Oczywiście, skarbie. To będzie sama przyjemność.
Emocji tyle samo, ale realizm i naturalizm wzrósł. Nie sądzisz?

(08-12-2018, 21:57)D.M. napisał(a): Wycieczka się zaczęła się od odwiedzenia działki, która zamiast realnych stref zawierała tabliczki oznaczające granice tych stref, niczym oznaczenia granic miejscowości na szosach. Na każdej takiej tabliczce widniała nazwa i rysunek konkretnego zwierzęcia. była napisana nazwa odpowiedniego drobnego zwierzęcia i był przedstawiony wizerunek tego zwierzęcia. Olek stwierdził, że Lena nic nie pomyliła; ale to nie było dziwne, bo ona posiadała dokładne informacje, które jej wysłał wysłane jej przez Olka. Potem Lena pokazywała zdjęcia i filmy oraz opowiadała o niektórych ciekawostkach ciekawych faktach. Dla Ani to było interesujące ciekawe, bo wcześniej ona nie zadawała swojemu tacie tak wielu pytań i teraz uzyskała od Leny dużo nowych informacji. Natomiast Olek, oczywiście, był doskonale obeznany w temacie, ale bardzo ciekawe mu było spojrzeć na to, jak jego praca została przez kogoś przerobiona przez kogoś na materiał do wycieczki.

(...)

- Ale my nie jemy! - powiedziała Ania. - Ludzkość powinna stopniowo przejść na wegetarianizmu, a potem, być może, mając lepsze narzędzia, potrafi ulepszyć życie wszystkich zwierząt. Sądzę, że to naturalna kontynuacja udoskonalenia społeczeństwa. Kiedyś zwalczano dyskryminację ze względu na rasę i płeć, potem ze względu na orientację seksualną, potem ze względu na gatunek w ramach kręgowców; nadchodzi kolej na inne gatunki zwierząt.
W zasadzie dopiero teraz dotarło do mnie, jak nieopłacalna i nierozsądna jest izolacja i dokarmianie różnych gatunków zwierząt.
Jest o wiele prostsze i tańsze (jak na realia Twojego świata) rozwiązanie - inżynieria genetyczna. 
Odosobnione drapieżniki i tak musiałyby być dokarmiane (koszty) specjalnymi preparatami, które zapewniałyby im składniki odżywcze i jeszcze im smakowały (koszty). Skoro i tak nie jadłyby mięsa to prościej byłoby przeprogramować je genetycznie na roślinożerność. Zajęłoby to trochę czasu, ale po kilku pokoleniach zostałyby już tylko zmodyfikowane drapieżniki roślinożerne. I nie trzeba by było utrzymywać kosztownego systemu odstraszaczy i dokarmiania. Wszystkie zwierzęta mogłyby żyć razem w niezakłóconym ekosystemie, w naturalnych warunkach.



(08-12-2018, 21:57)D.M. napisał(a):  O oceanach jeszcze nawet nie myślano rozpatrywano.
(...)
A teraz wróćmy do nieco wcześniejszych czasów, o przeciwnych warunkach pogodowych: do tych szczęśliwych dla Olka styczniowych dni, kiedy jego propozycja błyszcząco (trochę dziwnie brzmi ten przymiotnik w tym kontekście) zwyciężała w Europarlamencie. Jak tylko deputowani poznali wyniki badań przez komputer propozycji o Puszczy Białowieskiej, kilkoro członków Komisji ds. Środowiska nominowało Olka na Pokojową Nagrodę Nobla, ale oni mu o tym nie powiedzieli.
(...)
Natomiast Pokojowej Nagrody Nobla nie wolno było tak po prostu znieść, właśnie dlatego, że jej zniesienie złamałoby testament Nobla. Tak więc, ta nagroda po prostu powoli zanikała nieco zanikła. W większości lat Coraz częściej nikomu jej nie przyznawano i nawet nikogo nie nominowano. Z czasem przyznanie Pokojowego Nobla stało się prawdziwą rzadkością. Ale sporadycznie się zdarzało, że w jakimś roku ktoś uzyskiwał Pokojowego Nobla. 
(...)
Olek od jakiegoś momentu spodziewał się rozumiał, że chyba czeka go Pokojowy Nobel.
(...)

Dowiedział się o tym od kolegi, kiedy się znajdował w Brukseli i . Ten kolega po prostu zdążył obejrzeć wiadomości wcześniej, niż Olek. Po kilkunastu minutach, wciąż pod wrażeniem dużego zaskoczenia, chciał napisać SMS do domu, ale zobaczył, że natomiast już otrzymał od rodziny z domu SMS z gratulacjami. Tak więc, 10 grudnia, czyli niedługo po zakończeniu posiedzeń plenarnych, musiał być w Oslo na uroczystości z okazji wręczenia tej nagrody.

Kiedy wrócił do domu z Brukseli, zaczął omawiać z Karoliną i Anią, czy pojadą one z nim do Oslo. Ania zgodziła się od razu się zgodziła, Karolina po krótkim namyśle trochę pomyślała i też się zgodziła. Przecież to nie po prostu podróż, a bardzo ważne zdarzenie w życiu męża. Na uroczystościach noblowskich zapewniano miejsca dla maksymalnie 9 osób, których przywiezie ze sobą laureat. Dlatego potem zdecydowali dołączyć też niektórzy inni krewni, w tym rodzice Olka i rodzice Karoliny, o których wcześniej nie wspominaliśmy. Mieszkali w innej części Kielc i dość nieczęsto rzadko komunikowali się z dziećmi. Ciekawe jednak, że rodzice Karoliny mieszkali niedaleko od rodziców Olka.
(...)

Kiedy w październiku 2153 roku 15-letnia wówczas Karolina zaczęła rozwijać stosunki z 22-letnim Olkiem, od razu odczuła, że to jest właśnie ten człowiek, z którym chce żyć zawsze (pod warunkiem związku otwartego). Rodzice, inni krewni i znajomi przypuszczali, że to tylko tymczasowe naiwne odczucie, spowodowane bardzo młodym wiekiem. Karolina i sama też tak przypuszczała i dlatego nawet po osiągnięciu pełnoletności nie chciała szybko zawierać ślubu. Ale z każdym rokiem ich związek robił się coraz mocniejszy i coraz bardziej harmonijny. I wydawało się, że nawet częsta nieobecność Olka w Kielcach tylko wzmacnia ich miłość.

Olek po uzyskaniu wykształcenia wyższego cały czas miał jakieś zatrudnienie: najpierw jako korepetytor z biologii, potem jako poseł na Sejm, a potem jako europoseł. W 2162 roku Olek kupił mieszkanie i zaproponował Karolinie wspólne zamieszkanie na stałe mieszkać z nim w tym mieszkaniu. Karolina się zgodziła, a dodatkowo wreszcie zgodziła się wyjść za mąż za Olka. Ślub był bardzo uroczysty; odbył się 9 lipca 2163 roku. Później małżonkowie zechcieli mieć dziecko. Ania urodziła się dokładnie w 9. rocznicę zawarcia ślubu przez jej rodziców. Niektórzy wtedy żartowali, że na tym przykładzie widać, jak zwolniło tempo życia: kiedyś dziecko się rodziło po 9 miesiącach od ślubu, a teraz po 9 latach. Ale tempo życia rzeczywiście zwolniło w porównaniu z minionymi wiekami, w tym sensie, że człowiek nie musiał się śpieszyć, bo zamiast człowieka szybko pracowały komputery.
Teraz to często dziecko jest kilka miesięcy przed ślubem Big Grin

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
Cytat:"Realne życie" czytelnik ma na co dzień, więc od lektury powieści oczekuje czegoś innego - barwnych bohaterów i wciągającej historii, emocji i akcji.

No, a można oczekiwać też opisów świata przyszłości. Tego czytelnik nie ma na co dzień. Smile

Cytat:Możesz pokusić się o eksperyment: wydrukuj jeden z dłuższych dialogów swojej książki w dwóch egzemplarzach. Poproś dwie osoby, by odczytały go z podziałem na role. Słuchając ich, zastanów się, czy ten dialog brzmi naturalnie. Czy dwie rozmawiające osoby, rzeczywiście mógłby wypowiedzieć takie kwestie. Zapewne opinia osób poproszonych do eksperymentu, też dużo Ci powie.

Ciekawa propozycja. Ale to dość trudno zorganizować. Być może, natomiast uda Ci się sformułować odpowiedź na takie pytanie: jaka dokładnie cecha robi moje dialogi nie zupełnie naturalnymi?

***

Mam jeszcze jedno pytanie, Gunnar. Kilka razy pisałeś, że w mojej powieści spodobał Ci się ten czy inny żart. Wszystkie te żarty były zawarte w tekście narratora. Ale czasem u mnie żartują też bohaterowie powieści. Jak oceniasz ich zdolności do żartowania? Normalnie żartują, czy raczej jakoś sucharowo? Smile

***

I jeszcze jeden drobiazg innego rodzaju. W pewnym miejscu zalecałeś napisać "wieloma" zamiast "wielu". Ale słowo "wiele", tak samo jak też większość konkretnych liczebników, w narzędniku może być używane w dwóch postaciach: specyficznie narzędnikowej lub tej, która pasuje do większości przypadków gramatycznych. Wolę tę drugą, bardziej ogólną. Czy możesz wskazać jakieś mocne argumenty za używaniem w jakichś sytuacjach tej specyficznie narzędnikowej postaci?

PS. I dopiero co zauważyłem, że napisałeś uwagi do rozdziału XVI. Dziękuję bardzo! Przeanalizuję.
Odpowiedz
(29-04-2019, 20:54)D.M. napisał(a):
Cytat:Możesz pokusić się o eksperyment: wydrukuj jeden z dłuższych dialogów swojej książki w dwóch egzemplarzach. Poproś dwie osoby, by odczytały go z podziałem na role.  Słuchając ich, zastanów się, czy ten dialog brzmi naturalnie. Czy dwie rozmawiające osoby, rzeczywiście mógłby wypowiedzieć takie kwestie. Zapewne opinia osób poproszonych do eksperymentu, też dużo Ci powie.

Ciekawa propozycja. Ale to dość trudno zorganizować. Być może, natomiast uda Ci się sformułować odpowiedź na takie pytanie: jaka dokładnie cecha robi moje dialogi nie zupełnie naturalnymi?
E, nie tak trudno. Poprosić dwie osoby z rodziny, czy kolegów z pracy i gotowe Wink
W komentarzu do kolejnego rozdziału podałem przykład nowej wersji dialogu. 
Sprawa tkwi w budowie gramatycznej i doborze słów dalekim od płynnych, naturalnych dialogów.


(29-04-2019, 20:54)D.M. napisał(a): Mam jeszcze jedno pytanie, Gunnar. Kilka razy pisałeś, że w mojej powieści spodobał Ci się ten czy inny żart. Wszystkie te żarty były zawarte w tekście narratora. Ale czasem u mnie żartują też bohaterowie powieści. Jak oceniasz ich zdolności do żartowania? Normalnie żartują, czy raczej jakoś sucharowo? Smile
Sprawa poczucia humoru jest bardzo indywidualna. Oczywiście są teksty, które na bank rozbawią i takie w 100% suchary, ale ogólnie jest to bardzo zróżnicowane. Zauważyłem miejsca, gdzie w twojej powieści postacie żartują. Mnie akurat nie porwały, ale nie były to 100% suchary. Choć w tym wysyłaniu żon na księżyc tkwi potencjał Wink
Gdy napiszę nowy rozdział powieści, czy opowiadanie, drukuje je i daje kilku osobom do przeczytania. Czasami rozbawiają je momenty którymi wcale nie zamierzałem rozbawiać czytelnika Wink W innych przypadkach gdy umieściłem jakiś żart nikt się nie śmiał  Big Grin
Także myślę, że w tej materii, twojej powieści nie można nic zarzucić.

(29-04-2019, 20:54)D.M. napisał(a): I jeszcze jeden drobiazg innego rodzaju. W pewnym miejscu zalecałeś napisać "wieloma" zamiast "wielu". Ale słowo "wiele", tak samo jak też większość konkretnych liczebników, w narzędniku może być używane w dwóch postaciach: specyficznie narzędnikowej lub tej, która pasuje do większości przypadków gramatycznych. Wolę tę drugą, bardziej ogólną. Czy możesz wskazać jakieś mocne argumenty za używaniem w jakichś sytuacjach tej specyficznie narzędnikowej postaci?
A to musiałbym w konkretnym kontekście zobaczyć, bo to jaka forma pasuje zależy od gramatyki zdania w którym wiele/wielu/wieloma się znajdzie.
Odpowiedz
Cytat:E, nie tak trudno. Poprosić dwie osoby z rodziny, czy kolegów z pracy i gotowe

He-he! To jest znacznie trudniejsze, niż wyobrażasz sobie. Big Grin Wszyscy moi mniej-więcej bliscy krewni mieszkają poza Polską. Najbliżsi z tych, którzy mogą być w Polsce, są ze mną spokrewnieni dopiero przez pradziadków, przy czym jeżeli tacy są, to albo nie wiem w tej chwili, że oni mieszkają w Polsce, albo w ogóle nie jestem z nimi znajomy. Smile A kolegów z pracy obecnie nie mam, bo jestem freelancerem. Zarabiam wyłącznie udzielaniem korepetycji; tym samym skupiam się na właśnie tej części pracy nauczyciela, którą najlepiej umiem robić i którą najbardziej lubię. Smile Co prawda, można się spotkać z byłymi kolegami, ale proszenie ich o czytanie dialogów wyglądałoby jeszcze dziwniej, niż w przypadku aktualnych kolegów. Big Grin

Dziękuję za wyjaśnienia o żartach.

Cytat:Czasami rozbawiają je momenty którymi wcale nie zamierzałem rozbawiać czytelnika

W trakcie czytania mojej powieści przez Ciebie również czasem tak się zdarzało. Smile

Cytat:A to musiałbym w konkretnym kontekście zobaczyć, bo to jaka forma pasuje zależy od gramatyki zdania w którym wiele/wielu/wieloma się znajdzie.

No, chyba to jednak nie jest aż tak ważne, by znów szukać tego fragmentu. Gramatycznie "wielu" w narzędniku jest poprawne.

Co do uwag do rozdziału XVI, to na razie odpowiem na najbardziej merytoryczną z nich.

Cytat:W zasadzie dopiero teraz dotarło do mnie, jak nieopłacalna i nierozsądna jest izolacja i dokarmianie różnych gatunków zwierząt.
Jest o wiele prostsze i tańsze (jak na realia Twojego świata) rozwiązanie - inżynieria genetyczna.
Odosobnione drapieżniki i tak musiałyby być dokarmiane (koszty) specjalnymi preparatami, które zapewniałyby im składniki odżywcze i jeszcze im smakowały (koszty). Skoro i tak nie jadłyby mięsa to prościej byłoby przeprogramować je genetycznie na roślinożerność. Zajęłoby to trochę czasu, ale po kilku pokoleniach zostałyby już tylko zmodyfikowane drapieżniki roślinożerne. I nie trzeba by było utrzymywać kosztownego systemu odstraszaczy i dokarmiania. Wszystkie zwierzęta mogłyby żyć razem w niezakłóconym ekosystemie, w naturalnych warunkach.

Tę metodę Olek z Anią omawiali jeszcze w rozdziale V i od razu odrzucili. Wyjaśniam szczegółowiej. Zmodyfikować kogoś genetycznie można tylko na etapie rozwoju embrionalnego. Jeżeli chcemy zmodyfikować cały gatunek, trzeba wyłapywać wszystkie samice, które właśnie zaszły w ciążę, i poddawać je odpowiednim procedurom. Albo, być może, jakąś metodą uniemożliwić gatunkowi samoistne rozmnażanie się, a tylko podrzucać tym zwierzętom genetycznie zmodyfikowane embriony. I chyba wszystko jedno wyłapywać samice, bo nie wiem, czy w XXII wieku umieją doprowadzać zarodki do pełnej dojrzałości poza organizmem samicy. Smile Natomiast odseparowanie drapieżników od ofiar w takiej postaci, jak opisałem, nie wymaga wyłapywania żadnych konkretnych osobników.
Odpowiedz
Przekonałem się, że po 11 godzinach wiadomość już nie przykleja się do poprzedniej. Niestety, następna wiadomość będzie istotna, ale chyba się przyklei do tej, jeżeli nikt inny nie napisze tu wcześniej.
Odpowiedz
(30-04-2019, 22:44)D.M. napisał(a):
Cytat:W zasadzie dopiero teraz dotarło do mnie, jak nieopłacalna i nierozsądna jest izolacja i dokarmianie różnych gatunków zwierząt.
Jest o wiele prostsze i tańsze (jak na realia Twojego świata) rozwiązanie - inżynieria genetyczna.
Odosobnione drapieżniki i tak musiałyby być dokarmiane (koszty) specjalnymi preparatami, które zapewniałyby im składniki odżywcze i jeszcze im smakowały (koszty). Skoro i tak nie jadłyby mięsa to prościej byłoby przeprogramować je genetycznie na roślinożerność. Zajęłoby to trochę czasu, ale po kilku pokoleniach zostałyby już tylko zmodyfikowane drapieżniki roślinożerne. I nie trzeba by było utrzymywać kosztownego systemu odstraszaczy i dokarmiania. Wszystkie zwierzęta mogłyby żyć razem w niezakłóconym ekosystemie, w naturalnych warunkach.

Tę metodę Olek z Anią omawiali jeszcze w rozdziale V i od razu odrzucili. Wyjaśniam szczegółowiej. Zmodyfikować kogoś genetycznie można tylko na etapie rozwoju embrionalnego. Jeżeli chcemy zmodyfikować cały gatunek, trzeba wyłapywać wszystkie samice, które właśnie zaszły w ciążę, i poddawać je odpowiednim procedurom. Albo, być może, jakąś metodą uniemożliwić gatunkowi samoistne rozmnażanie się, a tylko podrzucać tym zwierzętom genetycznie zmodyfikowane embriony. I chyba wszystko jedno wyłapywać samice, bo nie wiem, czy w XXII wieku umieją doprowadzać zarodki do pełnej dojrzałości poza organizmem samicy. Smile Natomiast odseparowanie drapieżników od ofiar w takiej postaci, jak opisałem, nie wymaga wyłapywania żadnych konkretnych osobników.
Na początku z pewnością byłoby z tym więcej pracy, chyba, że w XXII wieku dałoby się modyfikować DNA w sprytniejszy sposób niż w laboratorium. NP. podać w karmie inteligentne substancje, które wniknęłyby do komórek macierzystych i stopniowo zmieniały genetyczne uwarunkowania (jaka wspaniała robota dla nanobotów). 
Wtedy nie trzeba by było nikogo wyłapywać Wink
Odpowiedz
Cytat:Na początku z pewnością byłoby z tym więcej pracy, chyba, że w XXII wieku dałoby się modyfikować DNA w sprytniejszy sposób niż w laboratorium. NP. podać w karmie inteligentne substancje, które wniknęłyby do komórek macierzystych i stopniowo zmieniały genetyczne uwarunkowania (jaka wspaniała robota dla nanobotów).
Wtedy nie trzeba by było nikogo wyłapywać

No, jak widać, w XXII wieku okazało się wygodniej zrobić tak, jak opisałem. Smile

I wracamy do poprzednich uwag. Najpierw odnotuję taki drobiazg, że znalazłem w pewnym słowniku informację, że w pewnych okolicznościach narzędnik liczebnika powinien występować w swojej specyficznej formie i nie wolno podawać go w formie zbieżnej z innymi przypadkami. Mianowicie, tak jest, jeżeli liczebnik używa się bez rzeczownika. Np.: "Poszliśmy tam z tymi pięcioma." Niepoprawne będzie "Poszliśmy tam z tymi pięciu", za to już poprawne "Poszliśmy tam z tymi pięciu przewodnikami". W mojej powieści chyba nie ma takich liczebników bez rzeczowników.

Już wprowadziłem do tekstu niektóre zmiany z tych, które proponowałeś, oraz niektóre podobne do tych, które proponowałeś. A z tych, które nie zgodziłem się wprowadzić, chcę wspomnieć o jednej, w której popełniłeś błąd: "Dowiedział się o tym od kolegi, kiedy się znajdował w Brukseli i zdążył obejrzeć wiadomości wcześniej, niż Olek." Takie zdanie oznaczałoby, że Olek obejrzał wiadomości wcześniej, niż jakiś inny Olek. Smile

A teraz dokładniej o Twoich obserwacjach na temat dialogu. Spodobały mi się zdania "Wydaje mi się, że to bez znaczenia, czy fizycznie znajdę się w jakimś miejscu, czy obejrzę je przez Internet." oraz "Jest tam teraz muzeum, prawda?". Uważam, że one faktycznie brzmią naturalniej, niż było u mnie, i tak już poprawiłem.

Scharakteryzuję natomiast wszystkie inne proponowane tam zmiany.

Cytat:Czy chciałabyś się udać w jakąś szczególną podróż po swoich urodzinach?

W moim odczuciu to brzmi nieco książkowo.

Cytat:Chyba wyrosłam już z podróżowania, tato

Zastąpiłeś tym zdaniem dwa, które całkiem mogłyby w trakcie mówienia przychodzić do głowy po kolei. Ponadto proponujesz użyć zwracania w sytuacji, gdy rozmówca i tak rozumie, że wypowiedź jest skierowana do niego. Nie wszyscy lubią rzucać zwracaniami w takich okolicznościach. Np. ja chyba nigdy tak nie robię.

Cytat:Ale wiesz, w jedno miejsce chętnie bym się wybrała. Ciekawie byłoby odwiedzić twoje byłe laboratorium.

A u mnie napisano tak:

Cytat:Ale wiesz, jednak mam pomysł. Mogę znów odwiedzić twoje byłe laboratorium.

Nie widzę istotnej stylistycznej różnicy. Moja wersja wydaje mi się bardziej naturalna. Przed chwilą Ania myślała, że nie chce organizować podróży. Raptem przychodzi jej do głowy pomysł i ona o tym informuje. Ponadto moja wersja zawiera przypomnienie, że Ania już była w tym laboratorium: słowo "znów". Wydaje mi się, że ludzie raczej używają tego słowa w takich okolicznościach.

Dalej zamieniłeś "chyba" na "pewnie". Nie wiem, dlaczego "pewnie" miałoby brzmieć lepiej. A zamiast odpowiedzi "Tak, oczywiście." proponujesz "Tak, pamiętam.". Wydaje mi się, że naturalniej brzmi ze słowem "oczywiście", które informuje, że to byłoby dziwne, gdyby nie pamiętała.

Cytat:- Oczywiście, skarbie. To będzie sama przyjemność.

Przesadna grzeczność. Olek nie rozmawia w takim stylu. Smile A skarbem nazywa tylko żonę, i to tylko kiedy ona się gniewa. Big Grin

A teraz chcę poświęcić szczególną uwagę oto tej wypowiedzi:

Cytat:- No jasne. Odziedziczyłaś to po mamie.

Proponujesz natomiast napisać:

Cytat:- Widzę, że stajesz się jak mama.

Być może, w Polsce faktycznie nie ma zwyczaju powoływania się na genetykę podczas omawiania podobnych obserwacji? A może, można jakoś na nią się powołać, tylko inaczej, niż napisałem? Bo w Twojej wersji stwierdza się tylko podobieństwo, bez sugestii przyczyn genetycznych. Na Ukrainie w takich przypadkach zwykle mówią frazę, którą bardzo dosłownie można przetłumaczyć "poszłaś w mamę", a nieco mniej dosłownie "pochodzisz od mamy". Big Grin
Odpowiedz
Nową wersję dialogu nie napisałem stricte w celu poprawy oryginału, lecz by pokazać na czym moim zdaniem polega naturalność.
Nie chodziło o przekładanie zdań 1:1 lecz o pewien styl, ducha, charakter...

(01-05-2019, 20:19)D.M. napisał(a):
Cytat:Czy chciałabyś się udać w jakąś szczególną podróż po swoich urodzinach?

W moim odczuciu to brzmi nieco książkowo.
Ale jest gramatycznie "naturalne" w przeciwieństwie do oryginału.

(01-05-2019, 20:19)D.M. napisał(a): A teraz chcę poświęcić szczególną uwagę oto tej wypowiedzi:

Cytat:- No jasne. Odziedziczyłaś to po mamie.

Proponujesz natomiast napisać:

Cytat:- Widzę, że stajesz się jak mama.

Być może, w Polsce faktycznie nie ma zwyczaju powoływania się na genetykę podczas omawiania podobnych obserwacji? A może, można jakoś na nią się powołać, tylko inaczej, niż napisałem? Bo w Twojej wersji stwierdza się tylko podobieństwo, bez sugestii przyczyn genetycznych. Na Ukrainie w takich przypadkach zwykle mówią frazę, którą bardzo dosłownie można przetłumaczyć "poszłaś w mamę", a nieco mniej dosłownie "pochodzisz od mamy". Big Grin
Odziedziczyć można wygląd lub cechy charakteru. Jeśli dotąd bohaterka lubiła podróżować, ale nagle przestała (podobnie jak matka) to trudno to przypisywać dziedziczności - bo gdyby tak było, to nigdy by nie lubiła podróży. Natomiast "stajesz się" akcentuję własnie tę zmianę zachodząca w osobowości dziewczyny.
W Polsce się mówi: "wdałaś się w matkę" "masz to po matce" "jak matka taka córka"; a w potocznym języku "poszłaś w matkę" też by przeszło.
Odpowiedz
Cytat:Ale jest gramatycznie "naturalne" w przeciwieństwie do oryginału.

No, chyba jednak z gramatyką tam w porządku. Ale czy naturalnie brzmi... W moim odczuciu, człowiek całkiem mógł powiedzieć właśnie tak...

Cytat:Jeśli dotąd bohaterka lubiła podróżować, ale nagle przestała (podobnie jak matka) to trudno to przypisywać dziedziczności - bo gdyby tak było, to nigdy by nie lubiła podróży.

Tu się nie zgadzam. Zmiany wiekowe mogą być zaprogramowane genetycznie lub mogą zachodzić wskutek podobieństwa tak genetycznie zaprogramowanych cech, jak i okoliczności życiowych. Obie te bohaterki lubiły podróżować w dzieciństwie i przestały to lubić w wieku dorosłym. To ich wspólna osobliwość, która całkiem mogła być odziedziczona.

Cytat:W Polsce się mówi: "wdałaś się w matkę" "masz to po matce" "jak matka taka córka"; a w potocznym języku "poszłaś w matkę" też by przeszło.

Dziękuję bardzo za wyjaśnienia! Jestem zaskoczony, że po polsku również można mówić "poszłaś w matkę". Sprawdziłem, że takie frazy są w Internecie, choć chyba są jednak dość rzadkie. Chyba napiszę u siebie "wdałaś się w mamę". Czy dobrze tu brzmi określenie "mama", czy, może, z jakichś powodów preferowane jest "matka"?
Odpowiedz
(03-05-2019, 11:35)D.M. napisał(a):  Czy dobrze tu brzmi określenie "mama", czy, może, z jakichś powodów preferowane jest "matka"?
To chyba wszystko jedno.
Odpowiedz
(08-12-2018, 21:57)D.M. napisał(a): Rozdział XVII.

- Ale w tym przypadku konkretny eksperyment wymyśliłeś również ty. Moje pomysły były ogólne i mgliste. I jeszcze przypuszczam, że pracowałeś nad tym znacznie więcej, niż Wu nad tamtym słynnym eksperymentem. Ale, jeśli chcesz wydać nagrodę na moje potrzeby, to, być może, kupimy mieszkanie. mógłbyś mi kupić mieszkanie. (wariant)

- OK, ale na za takie pieniądze można kupić dużo mieszkań. Zalecam zastanowić się uważniej. Trzeba pomyśleć, co zrobić z resztą.

- No tato, będziesz sam o tym myślał. I wreszcie, Zresztą, można nawet nie wydawać tak specjalnie. Niech sobie leżą oszczędności, na wszelki wypadek. Aha, z mieszkaniem również trzeba poczekać. Być może, zechcę wyjść Gdybym wyszła za mąż za kogoś, kto już będzie miał ma własne mieszkanie, i to wtedy nie będzie miało sensu posiadanie jeszcze jedno. dwóch.

- Hm, w takim wypadku razie można przecież sprzedać zbędne mieszkanie. Czy chcesz tak szybko znaleźć męża, że nawet zrezygnujesz z etapu usamodzielnienia się?

- Wiesz, naprawdę, ostatnio mam takie odczucie, że chciałabym dość szybko wyjść za mąż. I jeszcze chciałabym urodzić dziecko. Czy nawet kilkoro dzieci. Wiesz, sporo się nad tym zastanawiałam ostatnio i chciałabym szybko założyć rodzinę, urodzić dziecko, a może nawet kilkoro dzieci. Chętnie obserwowałabym ich rozwój i opowiadałabym im różne ciekawe informacje, na przykład o tym, jak dzięki nam z tobą stopniowo się ulepsza życie zwierząt. Chciałabym obserwować ich rozwój, uczyć ich między innymi o tym, jak dzięki tobie i mnie stopniowo ulepsza się życie zwierząt.

(...)

A instrukcje dla laureatów Nagród Nobla wysyłano bardzo szczegółowe. Jedna z rzeczy, o której można było łatwo zapomnieć i konieczność której była mocno podkreślana w instrukcjach: wziąć poligloty. to zabranie ze sobą poliglotów.

(...)

Jeśli już wybierać język zrozumiały dla wszystkich, to w tym przypadku najbardziej pasowałby ten angielski, wciąż uznawany za język międzynarodowy, ale niewielu znało go na takim poziomie, by nietrudno było rozmawiać.

(...)

Wręczać Olkowi medal i dyplom miał Medal i dyplom miał Olkowi wręczać król Norwegii. Dawniej ten monarcha jedynie był obecny podczas ceremonii, a wręczał atrybuty Pokojowej Nagrody Nobla wręczał przewodniczący Norweskiego Komitetu Noblowskiego; inaczej było z pozostałymi Nagrodami Nobla, wręczanymi w Sztokholmie, bo tam wręczał je król Szwecji (lub panująca królowa). Ale w XXII wieku zdecydowano ujednolicić te tradycje, nadając więcej symbolicznych funkcji monarchom, żeby nieco skompensować stopniowe zanikanie ich roli monarchów na świecie.

(...)

(przy czym takiego rozpadu doznała też sama w sobie Brytania, gdy niepodległość uzyskała Szkocja; zaś inne kawałki oddzielały się od Brytanii w taki sposób, że nie zwiększały liczby monarchii; np. Irlandia Północna po prostu szybko dołączyła do Irlandii, a więc też do UE, bo to było w czasach, gdy już dawno się skończyły typowe dla tego terytorium kłótnie). (no to jest bardzo realny scenariusz, który może się wydarzyć w najbliższych latach)

Najciekawsze pytanie dotyczące monarchii jest powiązane ze zwycięstwem ludzkości nad starzeniem się i wynikającą z tego nieważnością rozmnażania. Władza monarchy zwykle jest dziedziczna spadkowa. A po co dziedziczenie ten spadek, jeżeli monarcha nigdy nie umiera?

(...)

Bo zwykle nie było potrzebujących, a jeżeli ktoś czasem znalazł okazywał się w jakiejś bardzo trudnej sytuacji, to po prostu pomagała mu władza lokalna lub państwowa; indywidualni darczyńcy (nawet będący poszczególnymi przedstawicielami władzy) już nigdy nie wchodzili w grę.

(...)

- Muszę też wspomnieć o osobie, bez której cała ta sprawa nie byłaby możliwa. To moja córka Anna Michalska, która miała zaledwie piętnaście lat, kiedy zaproponowała przeanalizowanie możliwość uwolnienia dzikich zwierząt od drapieżnictwa. 
Ciekawe rozważania o dalszym rozwoju monarchii w perspektywie braku śmierci.
Odpowiedz
Gunnar, dziękuję bardzo za odpowiedź na pytanie i komentarze do rozdziału XVII. Jak zwykle, zgodziłem się z częścią propozycji zmian. I już wprowadziłem te zmiany. Tylko mam pytanie na temat oto tego zdania:

"Bo zwykle nie było potrzebujących, a jeżeli ktoś czasem okazywał się w jakiejś bardzo trudnej sytuacji, to po prostu pomagała mu władza lokalna lub państwowa; indywidualni darczyńcy (nawet będący poszczególnymi przedstawicielami władzy) już nigdy nie wchodzili w grę."

Proponujesz napisać "znalazł się" zamiast "okazywał się". Ale nie pasuje mi tu aspekt dokonany. Jak można dobrze sformułować w aspekcie niedokonanym, ale jednocześnie żeby zdanie sugerowało przechodzenie do tych trudnych sytuacji od nietrudnych? I w ogóle, czy rzeczywiście "okazywał się" brzmi tak aż bardzo źle?
Odpowiedz
(10-05-2019, 15:56)D.M. napisał(a): Gunnar, dziękuję bardzo za odpowiedź na pytanie i komentarze do rozdziału XVII. Jak zwykle, zgodziłem się z częścią propozycji zmian. I już wprowadziłem te zmiany. Tylko mam pytanie na temat oto tego zdania:

"Bo zwykle nie było potrzebujących, a jeżeli ktoś czasem okazywał się w jakiejś bardzo trudnej sytuacji, to po prostu pomagała mu władza lokalna lub państwowa; indywidualni darczyńcy (nawet będący poszczególnymi przedstawicielami władzy) już nigdy nie wchodzili w grę."

Proponujesz napisać "znalazł się" zamiast "okazywał się". Ale nie pasuje mi tu aspekt dokonany. Jak można dobrze sformułować w aspekcie niedokonanym, ale jednocześnie żeby zdanie sugerowało przechodzenie do tych trudnych sytuacji od nietrudnych? I w ogóle, czy rzeczywiście "okazywał się" brzmi tak aż bardzo źle?
"okazywać się" używamy w sytuacji gdy jakiś stan nie jest nam znany a w pewnym momencie zdobywamy o nim wiedzę, wtedy "okazuje się, że okno było otwarte, zapomniałem portfela etc."
"znalazł się" mówi o zmianie sytuacji - wcześniej było ok, ale teraz znalazł się w trudnej sytuacji - i o to chodzi w twoim zdaniu.

"okazywał się" brzmi w tym zdaniu bardzo źle, a całość "a jeżeli ktoś czasem okazywał się w jakiejś bardzo trudnej sytuacji" - to błąd gramatyczny bo znaczy tyle co "była jakaś trudna sytuacja i w tej trudnej sytuacji ten ktoś okazywał się..." i urwane.

A zdanie samo w sobie mówi o tym, że państwo pomagało (a wiec domyślnie temu nieszczęśnikowi się poprawiało) więc mówi o tym wprost nawet, a nie sugeruje.
Odpowiedz
O znaczeniu słowa "okazać się" już przypomniałem sobie. Kiedyś to omawialiśmy. Już zastąpiłem je tu słowem "znajdował się", bo, jak pisałem, nie bardzo pasuje tu aspekt dokonany. Jednak wciąż czegoś w tym zdaniu brakuje. Choć chcę, by aspekt był niedokonany, jednocześnie chcę, żeby zdanie wyraźnie sugerowało, że ktoś wcześniej był w normalnej sytuacji, a potem raptem znalazł się w tej trudnej. Coś w rodzaju "nabywał trudności" (tylko właśnie "nabywał", a nie "nabył")...
Odpowiedz
(10-05-2019, 21:30)D.M. napisał(a): O znaczeniu słowa "okazać się" już przypomniałem sobie. Kiedyś to omawialiśmy. Już zastąpiłem je tu słowem "znajdował się", bo, jak pisałem, nie bardzo pasuje tu aspekt dokonany. Jednak wciąż czegoś w tym zdaniu brakuje. Choć chcę, by aspekt był niedokonany, jednocześnie chcę, żeby zdanie wyraźnie sugerowało, że ktoś wcześniej był w normalnej sytuacji, a potem raptem znalazł się w tej trudnej. Coś w rodzaju "nabywał trudności" (tylko właśnie "nabywał", a nie "nabył")...

dokładnie to oznacza "znalazł się" - nie ma co na siłę szukać zamiennika, może subiektywnie nie pasuje ci aspekt dokonany ale tak własnie naturalnie i poprawnie brzmi to w języku polskim.

Może warto nagiąć swoje "pasowanie" do języka, a nie próbować naginać język do "pasowania"? Wink
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości