31-03-2012, 15:26
Mój felieton z j. polskiego, napisany na religii przed wspomnianym j.polskim :< Grunt że dostałem bdb.
************************
Kilka dni temu próbowałem wysłać mojemu koledze przez internet pewien króki filmik, nagrany przez innego mojego kolegę w pewnej grze. Do niedawna była to rzecz prosta, żeby nie powiedzieć banalnie prosta. Niestety, tym razem mi się to nie udało, bo żadna ze znanych mi i dotychczas przeze mnie używanych stron umożliwiających wymianę plików pomiędzy komputerami nie działała. Gdy już przestałem przeklinać pod nosem przypomniało mi się o niedawnej panice i zamykaniu stron internetowych wywołanych mającym być wprowadzonym w życiu koszmarnym tworem prawnym zwanym ACTA.
Jestem w stanie zrozumieć dążenie do walki z piractwem internetowym pozbawiającym rząd sporej części dochodów (co zresztą odbija on sobie na podatkach). Obawiam się jednak, że za to co się ostatnio dzieje odpowiadają w większym stopniu gałęzie przemysłu najwięcej na piractwie tracące, czyli na przykład twórcy gier komputerowych i programów oraz wytwórnie płytowe, niż rząd.
Bo chyba nie myśleliście że chodzi o egzekwowanie prawa? Oczywiście że nie, w całej tej sprawie liczą się tylko i wyłącznie pieniądze. Moje zdanie na ten temat jest takie, że w jakimś państwie (najprawdopodobniej, jak zwykle zresztą, w Stanach Zjednoczonych) ktoś coś komuś podszepnął i poparł to teczką pełną zielonych, szeleszczących przyjemnie argumentów. A motłoch w garniturach (zwany również urzędnikami państwowymi) czym prędzej to poparł uznając wyższość zaprezentowanych im argumentów nad sumieniem i poczuciem przyzwoitości. Przykładem mogą być nasi bardzo zapracowani, według nich samych, europosłowie, którzy nie zaprotestowali, gdy mogli, bo jak sami później przyznali nie mieli ani czasu ani chęci przeczytać treści umowy. Przyznali się i wyrazili skruchę dopiero wtedy, gdy w państwie wybuchły masowe demonstracje (nazywane dowcipnie przez niektórych nadmiernym zainteresowaniem ludności spacerowaniem po ulicach miast). Nawet słynne już chyba aresztowanie właściciela popularnej strony do dzielenia się plikami, czyli megaupload (człowiek ten nazwany był nawet w Fakcie "królem piratów") ma pewien "podtekst". Jaki? Przez długi czas jego działania nikomu nie przeszkadzały, zresztą zasadniczo były nawet legalne (a przynajmniej takie być powinny, gdyż idiotyzmem dla mnie jest karanie właściciela strony wykorzystywanej przez piratów, jeśli używa jej też mnóstwo normalnych ludzi). Zaczęły przeszkadzać, gdy ogłosił on że zamierza stworzyć stronę internetową umożliwiającą muzykom sprzedawanie ich twórczości z pominięciem wytwórni płytowych. Po czymś takim takie firmy zbankrutowałyby praktycznie natychmiast - obecnie pożerają zdecydowaną większość zysków ze sprzedaży płyt z muzyką, a jej autorom przypadają same ochłapy. Po powstaniu wspomnianej strony, muzycy dostawali by 90% zysków, właściciel Mega-Upload 10%, a wytwórnie płytowe figę z makiem. Jak nietrudno się domyślić, człowiek ten niemalże z dnia na dzień stał się wrogiem publicznym numer jeden. Kolejny dowód na poprawność powiedzenia mówiącego, że jeśli nie wiadomo o co chodzi to na pewno chodzi o pieniądze.
To, co dzieje się obecnie to już lekka przesada. Przypomina to strzelanie z armaty do wróbli latających wokół placu pełnego ludzi - na jeden trafiony cel przypada dziesięciu trafionych "cywili". W przypadku internetu można powiedzieć, że na miejsce jednego "załatwionego" pirata przypada dziesięciu bezbrzeżnie wściekłych internautów, którzy niczego niezgodnego z prawem nie zrobili. A to ma miejsce, przynajmniej oficjalnie, dla dobra państwa pozbawianego pieniędzy, gospodarki tracącej fundusze i miejsce pracy, oraz zwyczajnych ludzi, którzy tak naprawdę w zdecydowanej większości mają problem piractwa w naprawdę głębokim poważaniu. Za to wielu z nich ma mocno wyrobione i lekko niecenzuralne zdanie na temat stosowanych przez rząd i producentów metod walki z piractwem. Za przykład takich metod może posłużyć tak dobre zabezpieczanie oryginalnych płyt, że nie mogą ich uruchomić nawet legalni nabywcy - za przykład niech posłuży gra "From Dust". Osobiście znam co najmniej dwie osoby, które ją kupiły, a następnie ściągały z internetu ich "czarnobrode" wersje by móc sobie w tą grę normalnie pograć.
Muszę powiedzieć, że chyba lepiej wypuścić dziesięciu drobnych przestępców i jednego niewinnego, niż zatrzymać dziesięciu niewinnych i jednego winnego. Takie normalne, liberalne i demokratyczne podejście do sądownictwa może mieć miejsce w państwach normalnych, ale nie w absurdalnej z definicji Polsce. Tutaj również mam pewien przykład - rząd niemiecki, gdy tylko zaczęły się w Niemczech protesty, natychmiast machnął ręką na próby wprowadzenia umowy ACTA, co z całego serca pochwalam. Rząd powinien słuchać narodu, a jeśli naród nie życzy sobie takich umów międzynarodowych, to rząd powinien tak właśnie robić. A jeśli nie robi, to znaczy że państw nie jest demokratyczne, ale totalitarne, autorytarne albo pozornie demokratyczne (z dożywotnim premierem Tuskiem na czele). Osobiście uważam, że rząd który doprowadził do takiego wybuchu niezadowolenia powinien natychmiast podać się do dymisji, a następnie zostać wykopanym z kraju z doczepioną łatką skrajnej niekompetencji, ale jak widać naszemu rządowi brakuje niezbędnej do takiego kroku odwagi.
Na koniec mam krótkie podsumowanie zaistniałej sytuacji, złożone z dwóch krótkich stwierdzeń. Po pierwsze, Bogu niech będą dzięki że naszym europosłom podsunięto do podpisania coś tak, przynajmniej w teorii, niegroźnego jak ACTA, a nie na przykład wniosek o dobrowolne przyłączenie Polski do Niemiec. Podpisaliby by taki dokument i mielibyśmy przechlapane. Po drugie, biorąc pod uwagę okupacyjno-rewolucyjną przeszłość narodu polskiego muszę powiedzieć - Boże, chroń nas przed naszym własnym rządem, bo z okupantami sami sobie poradzimy.
************************
Kilka dni temu próbowałem wysłać mojemu koledze przez internet pewien króki filmik, nagrany przez innego mojego kolegę w pewnej grze. Do niedawna była to rzecz prosta, żeby nie powiedzieć banalnie prosta. Niestety, tym razem mi się to nie udało, bo żadna ze znanych mi i dotychczas przeze mnie używanych stron umożliwiających wymianę plików pomiędzy komputerami nie działała. Gdy już przestałem przeklinać pod nosem przypomniało mi się o niedawnej panice i zamykaniu stron internetowych wywołanych mającym być wprowadzonym w życiu koszmarnym tworem prawnym zwanym ACTA.
Jestem w stanie zrozumieć dążenie do walki z piractwem internetowym pozbawiającym rząd sporej części dochodów (co zresztą odbija on sobie na podatkach). Obawiam się jednak, że za to co się ostatnio dzieje odpowiadają w większym stopniu gałęzie przemysłu najwięcej na piractwie tracące, czyli na przykład twórcy gier komputerowych i programów oraz wytwórnie płytowe, niż rząd.
Bo chyba nie myśleliście że chodzi o egzekwowanie prawa? Oczywiście że nie, w całej tej sprawie liczą się tylko i wyłącznie pieniądze. Moje zdanie na ten temat jest takie, że w jakimś państwie (najprawdopodobniej, jak zwykle zresztą, w Stanach Zjednoczonych) ktoś coś komuś podszepnął i poparł to teczką pełną zielonych, szeleszczących przyjemnie argumentów. A motłoch w garniturach (zwany również urzędnikami państwowymi) czym prędzej to poparł uznając wyższość zaprezentowanych im argumentów nad sumieniem i poczuciem przyzwoitości. Przykładem mogą być nasi bardzo zapracowani, według nich samych, europosłowie, którzy nie zaprotestowali, gdy mogli, bo jak sami później przyznali nie mieli ani czasu ani chęci przeczytać treści umowy. Przyznali się i wyrazili skruchę dopiero wtedy, gdy w państwie wybuchły masowe demonstracje (nazywane dowcipnie przez niektórych nadmiernym zainteresowaniem ludności spacerowaniem po ulicach miast). Nawet słynne już chyba aresztowanie właściciela popularnej strony do dzielenia się plikami, czyli megaupload (człowiek ten nazwany był nawet w Fakcie "królem piratów") ma pewien "podtekst". Jaki? Przez długi czas jego działania nikomu nie przeszkadzały, zresztą zasadniczo były nawet legalne (a przynajmniej takie być powinny, gdyż idiotyzmem dla mnie jest karanie właściciela strony wykorzystywanej przez piratów, jeśli używa jej też mnóstwo normalnych ludzi). Zaczęły przeszkadzać, gdy ogłosił on że zamierza stworzyć stronę internetową umożliwiającą muzykom sprzedawanie ich twórczości z pominięciem wytwórni płytowych. Po czymś takim takie firmy zbankrutowałyby praktycznie natychmiast - obecnie pożerają zdecydowaną większość zysków ze sprzedaży płyt z muzyką, a jej autorom przypadają same ochłapy. Po powstaniu wspomnianej strony, muzycy dostawali by 90% zysków, właściciel Mega-Upload 10%, a wytwórnie płytowe figę z makiem. Jak nietrudno się domyślić, człowiek ten niemalże z dnia na dzień stał się wrogiem publicznym numer jeden. Kolejny dowód na poprawność powiedzenia mówiącego, że jeśli nie wiadomo o co chodzi to na pewno chodzi o pieniądze.
To, co dzieje się obecnie to już lekka przesada. Przypomina to strzelanie z armaty do wróbli latających wokół placu pełnego ludzi - na jeden trafiony cel przypada dziesięciu trafionych "cywili". W przypadku internetu można powiedzieć, że na miejsce jednego "załatwionego" pirata przypada dziesięciu bezbrzeżnie wściekłych internautów, którzy niczego niezgodnego z prawem nie zrobili. A to ma miejsce, przynajmniej oficjalnie, dla dobra państwa pozbawianego pieniędzy, gospodarki tracącej fundusze i miejsce pracy, oraz zwyczajnych ludzi, którzy tak naprawdę w zdecydowanej większości mają problem piractwa w naprawdę głębokim poważaniu. Za to wielu z nich ma mocno wyrobione i lekko niecenzuralne zdanie na temat stosowanych przez rząd i producentów metod walki z piractwem. Za przykład takich metod może posłużyć tak dobre zabezpieczanie oryginalnych płyt, że nie mogą ich uruchomić nawet legalni nabywcy - za przykład niech posłuży gra "From Dust". Osobiście znam co najmniej dwie osoby, które ją kupiły, a następnie ściągały z internetu ich "czarnobrode" wersje by móc sobie w tą grę normalnie pograć.
Muszę powiedzieć, że chyba lepiej wypuścić dziesięciu drobnych przestępców i jednego niewinnego, niż zatrzymać dziesięciu niewinnych i jednego winnego. Takie normalne, liberalne i demokratyczne podejście do sądownictwa może mieć miejsce w państwach normalnych, ale nie w absurdalnej z definicji Polsce. Tutaj również mam pewien przykład - rząd niemiecki, gdy tylko zaczęły się w Niemczech protesty, natychmiast machnął ręką na próby wprowadzenia umowy ACTA, co z całego serca pochwalam. Rząd powinien słuchać narodu, a jeśli naród nie życzy sobie takich umów międzynarodowych, to rząd powinien tak właśnie robić. A jeśli nie robi, to znaczy że państw nie jest demokratyczne, ale totalitarne, autorytarne albo pozornie demokratyczne (z dożywotnim premierem Tuskiem na czele). Osobiście uważam, że rząd który doprowadził do takiego wybuchu niezadowolenia powinien natychmiast podać się do dymisji, a następnie zostać wykopanym z kraju z doczepioną łatką skrajnej niekompetencji, ale jak widać naszemu rządowi brakuje niezbędnej do takiego kroku odwagi.
Na koniec mam krótkie podsumowanie zaistniałej sytuacji, złożone z dwóch krótkich stwierdzeń. Po pierwsze, Bogu niech będą dzięki że naszym europosłom podsunięto do podpisania coś tak, przynajmniej w teorii, niegroźnego jak ACTA, a nie na przykład wniosek o dobrowolne przyłączenie Polski do Niemiec. Podpisaliby by taki dokument i mielibyśmy przechlapane. Po drugie, biorąc pod uwagę okupacyjno-rewolucyjną przeszłość narodu polskiego muszę powiedzieć - Boże, chroń nas przed naszym własnym rządem, bo z okupantami sami sobie poradzimy.
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.
Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.
Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje