Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Dramat/Tragedia] Idea
#1
AKT I

Scena I

Scena jest nieoświetlona, z wyjątkiem dużego księżyca w pełni po prawej stronie i lampy naftowej po lewej. Przez środek, równolegle do przedniej krawędzi sceny, prowadzi ścieżka, która na środku przechodzi w mały mostek, zaś po prawej skręca w stronę frontu dworku, zwróconego w stronę publiczności. W głębi sceny kilka uschniętych drzew po lewej stronie. KAMIL stoi na mostku. GABRIEL, po prawej, stoi w zrezygnowanej pozie, ze spuszczoną głową.


KAMIL (żywo, gestykulując)
Poczekaj,
do jutrzejszych zwycięstw.
Zagryź zęby,
nie myśl o bólu.

Oni chcieliby żebyś się poddał.
Ale bądź silny.
Obróć dzisiejszy smutek
we wściekłość,
a ją z kolei
w jutrzejszą zemstę.

(z natchnieniem)

Miłości odbierz skrzydła
i przypnij je idei,
a ona poniesie cię w miejsce,
ku któremu miłość kazała ci
tylko wznosić tęsknie oczy
do boskości!

Gdyż boskość przyjdzie gdy tych,
którzy dziś królują nad światem,
zdepczesz,
a wówczas w równości odnajdziesz
największe wywyższenie.

GABRIEL (cicho, lecz zdecydowanie, podnosząc głowę)
Nie boskości dziś pragnę,
lecz szczęścia.
Nie równości wszystkich,
lecz wywyższenia jej jednej.

KAMIL (drwiąco)
Ot płytki umysł!
Kobiety pragniesz więcej od idei,
pomyśl o przyszłych pokoleniach,
co im przyjdzie z twojego przelotnego uczucia,
które wszak w świetle faktów,
nie różni się niczym od zwykłej chuci,
prócz „pozorów”.
Doskonałym zwierzęciem jest człowiek,
pamiętaj.
Nie ma boga, ni duszy,
ni miłości.
Tylko prawa natury.
Walczmy więc o człowieka,
a nie o złudzenia, Gabrielu!

GABRIEL (opuszczając głowę, niepewnym tonem)

Choć ma dusza czuje inaczej,
twe rozumowanie tak jest przekonujące,
że porzucić muszę złudzenia,
i ulec.
A mojej duszy
i pragnieniom,
które rwą serce
rzec muszę,
że nie istnieją.

(z rozpaczą)

Oto czegoś dokonał!

KAMIL oddala się w kierunku lewej krawędzi sceny. GABRIEL, po chwili wahania i spojrzeniu, rzuconym w stronę dworku, podąża za nim.


Scena II

MICHALINA wchodzi na scenę z paletami i pędzlami, otwierając drzwi dworku. Siada na mostku i zaczyna malować pejzaż, który okazuje się być niezwykle jasny i radosny, jeśli chodzi o kolory, w porównaniu do ponurej rzeczywistości kilku uschniętych drzew, oświetlonych jedynie światłem latarni i księżyca. GABRIEL wchodzi z lewej strony i przystaje. Ma tragiczny wyraz twarzy. MICHALINA również wstaje i cofa się kilka kroków za mostek, widocznie przestraszona jego dziwnym zachowaniem.

GABRIEL

Ten most
między nami a nimi
to przepaść.

Proszę chodź
w naszą stronę,
zapomnij
to, co powiedzieli ci
o naszej sprawie.

Proszę wiedz
że cię kocham,
tak jak kocham
ideę

(po chwili wahania)

może mniej
ale wciąż bardzo.

Pokochaj ją też,
gdyż wtedy będziemy mogli byc razem.

Pokochaj ją,
mimo jej wad,
krwawości
i zaborczości z którą porywa nas wszystkich.

Gdyż poza nią nie ma przyszłości!
I nas nie może być poza nią.

MICHALINA

O czym mówisz,
najdroższy?
to zwykły mostek
nie widzę tu ich,
ni tej idei, która tak skuteczną jest dla mnie
konkurentką.

Tylko my jesteśmy, Gabrielu,
tylko nami warto się przejmować.

GABRIEL

Nie widzisz ich!

(wzdycha)

Są tam! (mówi, wskazując w stronę dworku)
Wrogowie ludzkości
z rękami lepkimi jeszcze od krwi i miodu.

A tu,

(wskazuje ręką pustkę po lewej stronie mostku)
bohaterowie
niosący światło postępu,
z ustami pełnymi słów o prawdzie,
i pochodniami w rękach,
którymi podpalą ten drugi świat,
a w pożarze tym spłonie kłamstwo
i zapanuje wreszcie postęp.

Ale czy widzisz,
jak wielką przepaść wykopali między nami?

Chodź w moją stronę,
póki jeszcze możesz,
póki most nie zginął w płomieniach,
gdyż potem będzie za późno

i na zawsze zostaniesz tam.

A ja,
czy uwierzysz?
gdy widzę cię po tamtej stronie
zapominam o słowie miłość
i pamiętam tylko słowo
wróg.

A wtedy boję się tak strasznie
że stracę nie tylko ciebie,
ale też siebie,
że ta przepaść wszystkich nas pochłonie.

MICHALINA

Nikogo nie pochłonie.
Czasem boję się,
czyś nie szalony.
Świat jest dobry,
Gabrielu.

Ufaj światu!

O, mój ojciec
nadchodzi.

GABRIEL

Czy wiesz,
że gdy go widzę,
nie jego widzę,
lecz diabła?

MICHALINA

Nie żartuj.

HRABIA TRUSZYŃSKI

Witaj Gabrielu!
Widzę, że jak ja potrafisz
korzystać z uroków wiosennego słońca
i konwersacji z tym wcieleniem wszelkiej błyskotliwości,
jakim niewątpliwie jest moja córka.

GABRIEL (z wysiłkiem, nieszczerze, ze sztuczną elokwencją)

Zaiste hrabio, konwerseracja z nią
daje mi przyjemność
nieopisywalną i bezporównywalną

Powiedziałbym wręcz
ekstatologiczną.

HRABIA

Ha ha ha!
Widzę Gabrielu,
że nawet twój język
zdradza humor co najmniej niepospolity,
o ile nie niespotykowywaliczny!
Ha ha ha!

GABRIEL (z dobrze ukrywaną pogardą)

Otóż to, mości hrabio!
Wywaliczny!

Brzmi prawie
jak wywrotowiczny,
a więc jest dobrze!

HRABIA

Tak są głębokie
twoje aluzje mości Gabrielu,
że przyznaję,
że nawet mi niełatwo je pojąć.
(z dobrodusznym śmiechem)
Niemniej
po stokroć zapraszam!

Na napitek, potem kolację,
a w najbliższej przyszłości
herbatki, uczty i wieczory literackie.
Zapraszam jegomości!

GABRIEL

(na stronie)

Czy przyjąć dla sprawy?
Czy dla idei miłość poświęcić
godzi się?
Robotników wprowadzić
w nocy do jej domu?
Patrzeć na śmierć ukochanej i jej ojca
i triumf trupiobladej utopii
O jak trudna to decyzja!
A jednocześnie tak prosta!

Precz z ideą!
Ja przecież kocham!
Dla miłości przyjąć trzeba to zaproszenie!
Zbliżyć się do kochanej istoty
to krok ku małżeństwu
i wiecznemu szczęściu!
I cóż że to instytucja burżuazyjna,
przestarzała -
- z Michaliną u boku jest droższa mi
niż idea z jej krwawym żądaniem
i sługami o ponurych twarzach.
(z zapałem)
Miłość i życie wybieram,
a nie boskość!

(zwracając się do hrabiego z nagłym, wreszcie szczerym zapałem)

Przyjmuję, hrabio, przyjmuję!

Przechodzi na prawą stronę mostku i z zapałem ściska rękę hrabiego.

Opada kurtyna.


(koniec AKTU PIERWSZEGO)
Odpowiedz
#2
No comments? ;(

Big Grin
Odpowiedz
#3
Cierpliwości, kolego xD
Jak wchodzi hrabia, chyba powinna być kolejna scena, za każdym razem, ja wchodzi lub wychodzi ktoś ze sceny. Na tą chwilę niewiele więcej mogę ci napisać, błędów, poza powyższym, nie znalazłam. Wrzuć całość, bo tak po tym kawałeczku, to ani mnie nie odstraszyłeś, ani nie zachwyciłeś jakoś specjalnie, a nie lubię po kawałkach oceniać Wink
Odpowiedz
#4
Zajeżdża mi "Kordianem". A fe, a fe Wink

Ciężko wyrobić sobie zdanie po takim kawałku - wrzuć resztę. Bo jak na razie nic specjalnego. A kto wie, może całość zwali z nóg Wink
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#5
Mestari, ksiezniczka dzięki. Smile Chodziło mi o krótki komentarz, żeby mieć feedback, czy to co na razie napisałem idzie generalnie w dobrym kierunku i czy nie ma jakichś wzywających o pomstę do nieba błedów, ale jeśli nie ma to piszę dalej. Big Grin
Odpowiedz
#6
AKT II


Scena I

(Sala jadalna, po prawej stronie jedne duże drzwi - do apartamentów i małe - dla służby, po lewej kilka dużych okien. W głębi gramofon. Światło mocne, z elektrycznej lampy. Przy stole HRABIA, MATKA - surowej urody dama, BABCIA - w chorowitej kondycji i ALINA - niepozorna i miernej urody panienka)

HRABIA: Pójdźmy,
bramę otwórzmy.
nalejmy wina w kielichy,
bawmy się,
gramofon nastawmy,

zacznijmy taniec,
zabawę.

(ALINA włącza muzykę, BABCIA otwiera wielkie drzwi na oścież)

Syn mój powrócił
z wojny!

WALDEMAR: (wchodzi przez wielkie drzwi) Ojcze witaj,
witaj matko.

Tęskniłem.

MATKA: My również.

(przytula go)

Oczy wypłakałam.
Kolacja czeka. Siadaj.

WALDEMAR: Dzięki, mamo. Babciu, chodź także.

(przytula ją)

HRABIA: A ja, synu? Co ze mną?

WALDEMAR: Kobiety pierwsze, tato. (śmieje się)

HRABIA: No, widzę, że cię tam nareszcie dżentelmeństwa w wojsku nauczyli.

WALDEMAR: Istotnie.

ALINA: A tańce? Kiedy?

MATKA: Cicho bądź, Ala. Teraz czas na kolację.

HRABIA: W kielichy wina nalejmy
bawmy się!

MATKA: Winem chcesz raczyć syna zgłodniałego po podróży? Rozum ci odjęło?

HRABIA: Przy ludziach mnie będziesz wyzywać?

WALDEMAR: Nie kłóćcie się chociaż przy tej okazji. Najpierw coś zjemy, potem w kielichy wina nalejemy, a potem będziemy tańczyć.

BABCIA: Ledwie się odezwał, a już coś mądrego powiedział.

HRABIA: Mamo, to jest niewychowawcze.

WALDEMAR: Miałem już dość czasu, żeby być wychowanym. Teraz jestem dorosły.

HRABIA: O nie. Zawsze będziesz naszym synem.

WALDEMAR: Ale nie waszym podopiecznym. Teraz ja decyduję o swojej przyszłości.

MATKA: Nie mów tak.

BABCIA: Dobrze gada!

HRABIA: Mamo!

WALDEMAR: Nie krzycz na swoją matkę. W końcu zawsze będziesz jej synem, prawda?

HRABIA: Jeszcze chwila a pożałujesz!

WALDEMAR: Tak mnie witacie?

MATKA: Siadajcie do stołu, bo stygnie!

(siadają, przez wielkie drzwi wchodzą GABRIEL i MICHALINA)

Scena II

ALINA: Opowiesz nam coś? O wojnie?

WALDEMAR: Na pewno chcecie usłyszeć?

HRABIA: Opowiadaj synu
o szarżach
na wrogie szańce
O aktach brawury
i rycerskim boju
o flagi łopocie
w poszumie wiatru
i świście kul
brzęczeniu szabel
gdy w boju śmiertelnym
zczepiają się.

GABRIEL: (nieszczerze) Ha!
Nie poznaję cię hrabio,
widzę, że w tobie
pokrewną znajduję
rycerską duszę!

HRABIA: Po żarcie rycerskość,
drugim mym imieniem.

WALDEMAR: Ojcze,
szarż było mało.

MATKA: Ale były!

WALDEMAR: Szliśmy,
w błocie po kolana,
z karabinem ciężkim jak diabli.

HRABIA: Nie na koniu?

WALDEMAR: Koń nie przejdzie przez drut kolczasty
Prędzej my.
Wyjmowaliśmy nożyce
i cięliśmy druty,
skręcone, ostre
a kule świszczały.

HRABIA: Świszczały!
Dźwięk bohaterstwa.

WALDEMAR: Ginęli co chwilę.
Z nożycami w ręku
i twarzą zawiedzioną.
Ginęli bezsensownie,
tato.
Nie było dźwięku bohaterstwa,
tylko śmiertelnego strachu.
I pragnienie dudniące w sercu,
by przeżyć następny dzień.

BABCIA: Mądrze mówi.

HRABIA: A gdzie satysfakcja ze zwycięstwa?

WALDEMAR: Gdy przecięliśmy już druty,
nie było satysfakcji,
bo wróg był jeszcze daleko.
Czułem zapach krwi,
i błoto na mej twarzy.
Pociski padały wszędzie,
szliśmy w stronę okopów.

ALINA: A w nich?

WALDEMAR: Śmierć tylko,
nasza lub ich,
nic więcej!

HRABIA: Śmierci zajrzeć w oczy,
to sztuka
godna rycerza.

MICHALINA: Radam, żeś żywy wrócił, bracie
i swoją obecnością
wracasz radość naszemu domowi.

MATKA: Sługi! Wnieście przystawki!

(wchodzą sługi z talerzami)

BABCIA: Tancerze! W piruety!

(wchodzą tancerze i zaczynają tańczyć)

HRABIA: Nadworny dowcipnisiu, żartuj!

(milczenie)

HRABIA: Słyszałeś?

GABRIEL: To do mnie?

HRABIA: A do kogo? Widzisz tu jeszcze jakiegoś błazna?

MICHALINA: Ojcze! Na Boga przestań!

HRABIA: Chyba nie myślisz, że będziesz jadł i spał tu za darmo? W jakim charakterze się tu widziałeś, drogi panie Wywrotowiczny? Z twoim chamskim pochodzeniem.

GABRIEL: (rozgniewany) Zaiste hrabio nie w takim. A błazna widzę.

(zapada niezręczna cisza, tancerze przestają tańczyć)

HRABIA: Ha ha! Dobry żart mi się udał! Dałżeś się pan wrobić panie Gabrielu kochany. Sługi, wina dla tego przyjaciela mojej osoby! Królu dowcipu, ja wygrałem.

MICHALINA: Ojcze!

BABCIA: Wstydź się niepokoić gościa.

MATKA: Sługi, główne danie! Gramofon!

(wchodzą sługi z półmiskami, lokaj włącza muzykę, tancerze zaczynają tańczyć)

GABRIEL: (szeptem do MICHALINY) Mam dosyć, chodźmy stąd.

MATKA: Co tam szepczecie gołąbki?

HRABIA: Gołąbki? Czy ty chcesz powiedzieć, że...
(krzyczy)
Nigdy przenigdy moja córka z błaznem!

(milknie muzyka, tancerze przestają tańczyć)

MICHALINA: Ojcze!

BABCIA: Wstydź się!

HRABIA: Nigdy, przenigdy, póki żyję!

(odgłos grzmotu, gaśnie światło)

WALDEMAR: Jesteście wszyscy tacy śmieszni. Ot, błazny.

MATKA: Waldek!

HRABIA: Wyrodny synu.

odgłos grzmotu

pukanie do okna, za szybą widać zmokniętą twarz

MATKA: Sługi, otwórzcie to okno.

sługi otwierają, przez okno wchodzi przemoczony BARON - modnie ubrany młodzieniec z fuzją przewieszoną przez ramię

Scena III

BARON: Serwus, hrabio. Jak zdrówko?

HRABIA: Baron Holbryk! Jak miło!

BARON: Całuję rączki hrabiny!

MATKA: Jak miło! Sługi przynieście nakrycie!

BARON: I hrabianek!

ALINA: Jak miło!

BARON: Witaj Waldku!

(milczenie)

WALDEMAR: Witaj. (ironicznie) Co za niespodzianka!

BARON: Cóż, na polowaniu deszcz mnie zaskoczył.

MATKA: Jak miło! Sługi, nalejcie baronowi wina na rozgrzanie.

HRABIA: A potem zatańczymy! Sługi, świece!

baron siada do stołu, zaczyna jeść

ALINA: Co słychać kochany baronie? Coś dzisiaj upolował?

BARON: Rano sporego dzika, potem zająca.

ALINA: Dzielnym trzeba być, by na dzika się wybrać.

BARON: Nie przesadzaj, droga Alino. Twój komplement miłym jest, acz...

HRABIA: A ty Michalino? Nie pytasz barona o polowanie.

MICHALINA: Nie, ojcze jak widzisz.

HRABIA: Czemu?

MICHALINA: Inne rzeczy zwykły mnie interesować, niż martwe zające.

HRABIA: (scenicznym szeptem do BARONA) Maluje!

BARON: Och, jak romantycznie! Zgaduję jednak, że piękno twoich obrazów, choć równe bogom, nie zdolne dorównać pięknu, którym natura obdarzyła cię hojniej, niż samą siebię.

MICHALINA: Lubię naturę baronie, a szczególnie naturalność.

BARON: To tak jak ja! A czy jest lepszy sposób na zbliżenie się do natury, usłyszenie jej oddechu, bicia serca, poczucia zapachu niż polowanie?

MICHALINA: Natura też uwielbia zapewne takie zbliżenia.

HRABIA: Ironia, cudowna! Dziedziczysz po ojcu Michalinko ten dar humoru. A ty, baronie, zważ, że tylko z sympatii do ciebie ona wynika i jest rodzajem przekomarzania.

BARON: Zaiste cudowna! Pod każdym względem.

HRABIA: A teraz, drodzy, zatańczcie dla tatusia!

MICHALINA: Wybacz, ale nie mam ochoty.

HRABIA: (scenicznym szeptem) To znaczy mam. Nalegaj.

BARON: Nalegam.

HRABIA: (chwytając MICHALINĘ palcami za ramię podnosi ją) Patrz już wstała! Sługi, muzyka i nastrojowe świece.

GABRIEL: Dość!

HRABIA: Ktoś rzekł coś? Baronie, nie każ mej córce czekać.

BARON: Proszę do tańca!

MICHALINA: Ojcze puść mnie!

HRABIA: Z szacunkiem do taty! (zdenerwowany) Danse, pour l’amour de Dieu!

BARON: Proszę do tańca!

ALINA: Może ze mną pan zatańczy?

HRABIA: Nie z nią!

WALDEMAR: Absurd! Absurd, wciąż absurd. Przestańcie!

ALINA: Ze mną!

MICHALINA: Puść mnie!

BARON: Proszę...

MATKA: Jak ci nie wstyd, Michasiu, pan baron prosi!

GABRIEL: Dosyć!

odgłos grzmotu

BABCiA: (budzi się): Co się dzieje? Dzieci? Co za krzyki!

HRABIA: (prowadzi Michalinę na środek sali) Tańczże. Baronie!

BARON idzie w ich kierunku

HRABIA: Sługi! Romantyczny świecznik.

sługi wnoszą wielki, miedziany świecznik i stawiają go obok stołu. Kiedy wychodzą, GABRIEL podchodzi do niego i bierze go w rękę. Jego twarz nabiera strasznego wyrazu


GABRIEL: Puść ją hrabio!

HRABIA: Cóż to za nowy żart, błaźnie?

BARON: Wariat! Ha ha.

MATKA: Plebejusz w pańskim domu się panoszy!

BABCIA: Kto to słyszał! Gdzie przyzwoitość?

MATKA: Sługi, precz z nim!

GABRIEL: Hrabio, puść ją, albo poleje się krew.

odgłos grzmotu

ALINA: Ojej!

HRABIA: Ha ha! To mi groźba!

BARON: Ha ha! Groźba godna chama!

BABCIA: Chryste Panie! Co za rozbójnik!

GABRIEL: Ma cierpliwość ma granice.

HRABIA uderza go w twarz, wpychając MICHALINĘ w objęcia BARONA


MATKA: Sługi, precz z nim.

wchodzą sługi

(GABRIEL podnosi świecznik i uderza nim HRABIEGO, który następnie pada na ziemię)

odgłos grzmotu

BABCIA: Wszyscy święci! (osuwa się nad ziemię)

przerażony BARON zostawia MICHALINĘ i biegnie w kąt pokoju

MICHALINA: (klękając nad ojcem, z rozpaczą) Tato!

BARON: (widząc utkwione w nim spojrzenie GABRIELA) Litości!

GABRIEL: Czyż to nieustraszony baron mówi? Michalino, chodź ze mną.

ALINA: (pochylając się nad BABCIĄ) Babcia nie żyje!

MICHALINA: (wstając) Nie mogę, gdyż mi bliskich muszę pochować.

GABRIEL: Wybacz mi, jeśli zdołasz. Szaleństwo opętało mnie w tym momencie, lecz wiesz chyba, że nie jestem zły. Czyniłem to w twojej obronie.

MICHALINA: Teraz już nie ma potrzeby byś bronił mnie przed ojcem, gdyż nie żyje. Och, i tak wiele muszę przemyśleć. Teraz nie mogę iść z tobą, choć chyba wciąż cię kocham.

GABRIEL: Chyba?

wchodzą żandarmi


Scena IV

MATKA: Żandarmi, łapcie go! (wskazuje palcem na GABRIELA)

GABRIEL: Najdroższa, żegnaj. (podbiega do okna, i wyskakuje w ciemność)

BARON: (wybiegając na środek) Prędzej, prędzej, w pościg! Ubić wściekłego psa! (ustawia fuzję do strzału w stronę okna i strzela)

wszyscy, oprócz BABCI, HRABIEGO i WALDEMARA podbiegają do okna

BARON: Patrzcie, tam leży, ubity, w kałuży błota.

MATKA: Brawo baronie. Dziękujemy za ochronę nas przed tym szaleńcem.

SŁUŻĄCA: Jezusmaria! To nie on, lecz Marylka.

ŻANDARM rzuca podejrzliwe spojrzenie na BARONA


BARON: Gdy strzelałem, już tam leżała! On ją ubił wybiegając z domu!

MATKA: Zaiste! I ja widziałam.

ŻANDARM 1: Przekonajmy się jak zginęła.

żandarmi wychodzą na podwórze


MATKA: Alinko, Michalinko, Waldku idźcie do swych pokoi. Dość wrażeń na dzisiaj. Służba precz.

wszyscy wychodzą, oprócz MATKI i BARONA


Scena V

MATKA: (szeptem) Zastrzeliłeś ją?

BARON kiwa twierdząco głową

po chwili żandarmi wracają


Scena VI

ŻANDARM 1: Zginęła od broni palnej.

MATKA: (wyjmując sakiewkę) Z pewnością to ten szaleniec to uczynił!

ŻANDARM 2: Służba nie mówiła, by miał strzelbę.

BARON: (wyjmując sakiewkę) Może wziął po drodze? Ja jedną strzelbę zostawiłem pod oknem po polowaniu.

MATKA: Proszę się poczęstować tym smakowitym daniem!

podchodzi do stołu i ostentacyjnie kładzie na nim sakiewkę. Podobnie czyni BARON. Żandarmi siadają, matka osobiście nakłada im pozostałych po obiedzie dań na talerze


MATKA: Przyniesiemy z baronem wina!

ŻANDARM 1: Bardzo prosimy!

MATKA i BARON wychodzą. ŻANDARMI zjadają łapczywie pozostałości obiadu i chowają sakiewki do kieszeni. MATKA I BARON wracają z butelkami


Scena VI

MATKA: Widzę, że smakowało. Skoro panowie skończyli, to może wino wezmą na drogę?

ŻANDARM 2: Tak też zrobimy. Muszę państwu udzielić jednak nagany, mimo tak miłego przyjęcia.

MATKA: Słucham.

ŻANDARM 2: Niedopuszczalne jest pozostawianie broni na zewnątrz! Przez państwa nieuwagę zginęła niewinna dziewczyna.

BARON: Istotnie! Wezmę sobie tę uwagę do serca.

MATKA: A my z naszej strony dziękujemy za przyjemność waszej gościny w naszych progach.

ŻANDARM 1: Ależ nie ma za co! Zaraz wrócimy na posterunek i spiszę raport, co do przebiegu tragedii. Wezwać też będzie trzeba później lekarza sądowego, by zbadał trzy trupy.

MATKA: Racja! Cóż za straszna tragedia! Muszę się teraz udać na spoczynek i wreszcie ją opłakać!

BARON: Ja również idę uronić kilka łez. Żegnam panów!

Wszyscy wychodzą.

Opada kurtyna.

(koniec AKTU DRUGIEGO)




Odpowiedz
#7
Cytat:(Sala jadalna, po prawej stronie jedne duże drzwi - do apartamentów i małe - dla służby, po lewej kilka dużych okien. W głębi gramofon. Światło mocne, z elektrycznej lampy. Przy stole HRABIA, MATKA - surowa i władcza, BABCIA - wesoła, choć chorowita i ALINA - niepozorna i miernej urody panienka)
nie wydaje mi się, żeby w dramacie w didaskaliach było miejsce na charakterystykę bohaterów. O ile dobrze myślę, charakterystyka bohaterów dokonuje się poprzez wypowiedzi innych i ich samych oraz ich postępowanie, przynajmniej w dramacie tego rodzaju.
Cytat:Oczy wypłakałam.
Naszykowałam kolację. Siadaj.
Szlachcianka naszykowałaby kolację? Trochę zgubiłeś się w realiach Smile. Raczej tak by nie powiedziała, lepiej coś w stylu "Siadaj do stołu" bardziej by pasowało.
Cytat:Winem chcesz raczyć syna zgłodniałego po podróży? Do końca zgłupiałeś?
mhm. Jeśli to nie jest tragikomedia, to to "zgłupiałeś" takie trochę ni przypiął ni wypiął.
Cytat: Po żarcie rycerskość,
drugie me imię.
czy nie będzie lepiej "Po żarcie rycerskość drugim mym imieniem"? I chyba nawet poprawniej.
Cytat:po chwili żandarmi wracają

ŻANDARM 1: Zginęła od broni palnej.
Kolejna scena.

No jest intryga, coś w końcu się zadziało, czekam na kolejny akt.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#8
A mnie tekst nie przekonuje - mieszanka "Kordiana" z jakąś sarmacką biesiadą Smile. Zdarza ci się mieszać style: Raz rymujesz niczym Mickiewicz, raz jedziesz bardziej "współcześnie". Trochę mi to nie pasuje.
W każdym razie czekam na dalszy ciąg, może coś się zacznie dziać.

"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#9
@księżniczka

Dziękuję rady, z których każda była dla mnie niezwykle przydatna. Smile

Zdarzyło mi się czytać dramaty, w których charakter postaci był opisany w didaskaliach (zazwyczaj takie, które przeznaczone w równym stopniu do czytania, co wystawiania w teatrze), niemniej chyba masz rację, że tu to trochę nie pasuje.

Jeśli chodzi o drugi punkt chciałem stworzyć kontrast między pierwszą częścią aktu, ograniczoną do domowników (np. babcia otwiera bramę), a więc zwykłą, domową sceną, a drugą, gdzie wraz z pojawianiem się kolejnych żywych atrybutów ich władzy (sługów, żandarmów) domownicy zaczynają się rozrastać do ogromnych rozmiarów, co koniec końców ma maskować ich głupotę, prymitywizm i inne wady i nawet chroni przed karą za zabicie Marylki. Masz jednak rację, że posuwanie tego kontrastu do stopnia, kiedy słowa matki właściwie są sprzeczne z jej pozycją jest niepotrzebne.

"Do końca zgłupiałeś" zastąpiłem nieco lżejszym "rozum ci odjęło".

Co do tej sceny nie jestem do końca pewien czy może być tak krótka, ale zrobiłem jak radzisz.

@Mestari

To mieszanie jest celowe, gdyż ma pokazać kontrast między tą właśnie sarmacką (a jednak nowoczesną!) biesiadą, ukazującą schyłek szlachty i rozpłynięcie się jej w nowej, modernistycznej modzie i rzeczywistości; a romantycznym idealizmem głównego bohatera, zawieszonym gdzieś pomiędzy miłością do Michaliny, a Ideą (która sama w sobie jest co prawda zaprzeczeniem romantyzmu, ale Gabriel zdaje się "oddzielać" ją od jej treści, wybierając to, co mu odpowiada, a więc element rewolucyjno-idealistyczny).
Odpowiedz
#10
jak dl;a manie pomysł trafiony

edi, zachęcam do zapoznania się z regulaminem. Żaden z zamieszczonych przez Ciebie postów nawet nie stał obok konstruktywnej krytyki. 20%// kapadocja
Odpowiedz
#11
Jak na razie dobrze się czyta, ale sporo niedociągnięć interpunkcyjnych. Zapoznaj się z myślnikiem, bo przecinki nie wszędzie pasują.

Scena I - coś nie wierzę w tę miłość, co się po 3 dialogach tak łatwo poddaje. No tak szybko to się złamać może doprawdy gamoń jakiś.

Cytat:Proszę wiedz
że cię kocham,
tak jak kocham
ideę
zacina się to

masz literówki, czytaj tekst wielokrotnie. to dramat, więc na głos i uważnie.

Nie bój się wykrzykników. Używasz ich tam gdzie nie trzeba, a tam gdzie trzeba stoją uspokajające kropki.

Cytat:to zwykły mostek
nie widzę tu ich,
ni tej idei,
no chłopie, to się tnie. Napisz: "nie widzę ich tu"

Cytat:niespotykowywaliczny
bez przesady...

Cytat:Otóż to, mości hrabio!
Wywaliczny!

Brzmi prawie
jak wywrotowiczny,
a więc jest dobrze!
napisz to sobie na papierze i walnij w ramkę. Podniecanie się własną formą do takiego stopnia, odbiera przyjmność czytania. Ja rozumiem, że to się fajnie pisze i zabawia, ale do człona! Tu rozmawia hrabia z niedoszłym zięciem, weź za lejce ten tekst.

Cytat:Czy przyjąć dla sprawy?
Czy dla idei miłość poświęcić
godzi się?
Robotników wprowadzić
w nocy do jej domu?
Patrzeć na śmierć ukochanej i jej ojca
i triumf trupiobladej utopii
O jak trudna to decyzja!
A jednocześnie tak prosta!

Precz z ideą!
Ja przecież kocham!
Dla miłości przyjąć trzeba to zaproszenie!
co za płycizna. Ty się gdzieś spieszysz z tą sztuką? Przecież ten bohater to jak chorągiewka pierdołowata jakaś. Rozumiem, że być może taki był zamysł postaci, ale to się źle czyta, tak się w życiu nie robi. Nie wiem. To są poważne tematy, a poruszane w sposób powierzchowny kompletnie.

Mimo uwag tekst czyta się dobrze. Ładnie prowadzisz, melodyjne dialogi. Z tym, że spieszysz się niepotrzebnie z treścią, akcją. Ładna scenografia. Przyjmnie było wpaść. Akt II może przeczytam kiedy indziej. Pozdrawiam serdecznie.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości