Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Dramat/Komedia] Domino
#1
Domino

Sprawy damsko-(nie)męskie, czyli dramat zupełnie niesceniczny dla kobiet specjalnie…

Motto:

„(…)Kaleka na duchu!
Daj te sztylety. Śpiący i umarli
Są obrazkami tylko; nikt, prócz dzieci,
Malowanego nie lęka się diabła.
Sama ubarwię krwią ręce i szaty(…)’’


Lady Makbet w dramacie Williama Szekspira „Makbet”

Osoby i nie tylko dramatu:
Mr – On, wysoki, kociooki brunet,
Lady – Ona, żona Mr’a,
Akt – alkoholik i degenerat; wysoki, kociooki brunet; najlepiej woźny z teatru,
Święta (Maria) Magdalena – ta sama; nie tyle święta, ile grzeszna; pokojówka Lady i Mr’a,
Gustaw – kochanek Lady nr N,
Gość 1 – płci męskiej, raczej przystojny,
Gość 2 – student,
Gość 3 – ponętna studentka,
Było – duszek Lady nr 1,
Minęło – duszek Lady nr 2,
Trudno – duszek Lady nr 3,
Widz – podstawiony aktor na publice,
Ranne Promienie Słoneczne – nieokreślonych kształtów byty mające w zwyczaju fruwać w niezamiatanych, dusznych od kurzu pokojach,
Pianino – ekstrawaganckie, lecz czarne; rozstrojone, lecz melodyjne,
Szafa – z finezyjną precyzją barokowych mistrzów rzeźbiona, potężna jak gotyk i mroczna jak poranna kawa,
Nóż Kuchenny – wyjątkowo solidny jak na nóż kuchenny, najlepszy przyjaciel kobiety,
Kominek Murowany – prawdziwy! nie żadna, tania dekoracja,
Firany Koronkowe – białe i eteryczne, od czasu do czasu szumią i falują wiatrem wzbudzane,

Scena 1

(Akt wchodzi na scenę, a właściwie spada na nią z góry, niepewnie opuszczany na linach, kołysząc się i huśtając z niewyraźnym grymasem na twarzy. Jest goły, tak zupełnie. Gdy tylko ląduje na deskach bosymi, owłosionymi stopami, przeciera ze zdumieniem przekrwione oczy i rozgląda się pomału po całej sali, od lewej do prawej, by w końcu jęknąć.)

Akt
- A. Boli.

Widz
- Co?

Akt
- O.

Widz
- O?

Akt
- A kim pan jest?

Widz
- Widzem.

Akt
- Kim?

Widz
- No przecież mówię, że widzem.

Akt
- To źle.

Widz
- Ale dlaczego?

Akt
- Bo mam kaca. A trzeba chyba iść i pobudzić resztę motłochu, aktorami się zwącymi…

Widz
- A kim pan jest?

Akt
- Ja?

Widz
- Nie kurwa, ja.

Akt
- Akt się nazywam.

(Akt znów wydaje z siebie głośne, nieprzyjemnie poranne jęknięcie i krzyczy coś niezrozumiale, odchylając spektakularnie hollywoodzkim gestem głowę do tyłu. Po chwili ze skrzypieniem, rozchodzącym się po opustoszałym teatrze, zostaje chybotliwie wciągnięty do góry, dyndając i machając do tych, którzy jakimś cudem nie wyszli i zostali na krzesłach.)


Scena 2

(Przez okno z lewej strony sceny wpadają Ranne Promienie Słoneczne. Przez chwil kilka krążą po pokoju gęstym od kurzu – sennego proszku – co rusz przelatując nad którymś z ciał niewinnie śpiących, z rzadka pochrapujących gości dogorywającej w resztkach ich snów imprezy. Spóźnione i zrezygnowane migoczą do siebie, śmiejąc się i bawiąc na czubkach nosów, głaszcząc zalotnie wystające tu i ówdzie, bez ładu i składu dłonie, gołe ramiona, bose stopy. Przystają w końcu w rogu pokoju, przez chwilę coś szepczą, chichoczą, by w końcu, dostrzegłszy zatopioną w wielkim łożu gospodynię, skoczyć i dmuchać, kłuć i pukać w zamknięte jej powieki.)

Ranne Promienie Słoneczne
(szepczą, muskając delikatnie ucho Lady)
- Zbudź się. Open your eyes…

Lady
- Cicho, cichuteńko… W świecie snów pozostać mi pozwólcie.

Ranne Promienie Słoneczne
(wciąż szepczą)
- Jesteśmy zbyt świetliste i jasne, by pozwolić ci tam zostać.

Lady
- Jeszcze trochę, jeszcze chwilę…

(po chwili dodaje głośniej i gwałtowniej, wciąż jednak z zamkniętymi oczyma)
- A niech was deszcz zmyje…

(Nagłym ruchem szeroko rozpościera swe powieki, trzepotem rzęs przepłoszywszy i zdmuchnąwszy zakurzone Ranne Promienie Słoneczne. Chwilę, wciąż leżąc na łóżku, tępo wpatruje się w sufit, a gdy odwraca się, dostrzega spoczywającego obok niej Gustawa, by w końcu z westchnieniem zamrugać i wstać. Przyodziana w czerwoną, koronkową bieliznę podchodzi do Pianina, wygodnie siada i zaczyna grać znienawidzone „Do Elizy”, nic innego zresztą nie potrafi. Ciężko wali w klawisze, budząc w ten sposób wszystkich śpiących gości. Nagle z prawej strony wchodzi Mr ubrany w przykrótką niebieską pidżamkę i szlafmycę, w rękach natomiast kurczowo trzyma różowy szlafrok Lady.)

Mr
- Nie, nie, nie… Musisz to natychmiast założyć.
(Lady nie przestaje fałszować, tylko na niego spogląda, z pogardą i litością w wzroku.)

Mr
(błagalnym tonem)
- Proszę?
(w końcu zarzuca szlafrok na plecy Lady, która ani myśli przestać grać; tymczasem goście pomału budzą się, wyłaniając się z bezkształtnej masy śpiących na podłodze ciał)

Gość 1
- Ciszej!

Gustaw
(niepewnym głosem, ledwo otworzywszy oczy i spojrzawszy na Mr’a)
- Dzień dobry?

Gość 2
- Na litość boską – czy kogo-tam-kolwiek – ciszej!

Lady
- Kochanie, poznaj Gustawa.

Gość 3
- Błagam! Nie tak głośno!

Mr
- Wolałbym nie.

Lady
- A powinieneś, zaiste powinieneś.

Mr
(westchnąwszy, zrezygnowany podchodzi do Gustawa)
- Ech…

Gustaw
(wygrzebuje się spod zwałów kołdry, siada na łóżku i znów niepewnie pyta)
- Ech?
(Mr swą drobną piąstką, słabym, acz celnym ciosem uderza go w twarz)

Lady
(wyjaśnia na stronie, podczas, gdy dwaj mężczyźni szamoczą się na łóżku)
- Ach, mój mąż, artysta nieznoszący uraz i potwarzy, dba o mnie, ale nigdy nie upilnuje. Miłość to ślepa rzecz.

Gość 1
- I w okularach przeciwsłonecznych.
(mówi zapinając koszulę, po czym opuszcza mieszkanie-scenę)

Gość 2
- Chyba różowych…
(mówi zakładając spodnie, po czym również opuszcza mieszkanie-scenę)

Gość 3
(opiera się o pianino, próbując założyć pantofelki z wysokimi obcasami)
- Właśnie! I do tego jeszcze źle dobranych.
(po czym wychodzi w ślad za towarzyszami, a tymczasem Gustaw, który zyskawszy w końcu przewagę, obezwładnia Mr’a)

Lady
- Dobrze, pięknie, wspaniale. Mężu, wystarczy. Pokaz wątpliwej twej męskości zadowolił mnie na ten czas. Idź, przygotuj nam śniadanie, po takiej nocy człowiek prawdziwie umiera z
głodu i pragnienia.
(Gustaw puszcza Mr’a, a ten wychodzi ze spuszczoną głową)

Gustaw
- Wiedziałaś?

Lady
- Tak. Zawsze wiem. Nie dziw się. Ach, dlaczego wy się zawsze po wszystkim tylko dziwicie?

Gustaw
- Po wszystkim?

Lady
- A ty czego się spodziewałeś? Młoda jestem, owszem, ale na litość boską – czy kogo-tam-kolwiek – mam męża.

(Przestaje grać, płynnym ruchem odwraca się i nieśpiesznie wstaje, podchodzi do Gustawa, by delikatnie dotknąć jego policzka, po czym, lekko szturchnąwszy jego ramię, minąć go i wyjść na środek sceny. Zamyka oczy, a gdy je otwiera, żaden z gości się nie porusza, wszyscy jak skamieniali pozostają w bezruchu, choćby mieli tak tkwić w najdziwaczniejszych pozach.)


Scena 3

(Na scenę wbiegają Było, Minęło, Trudno.)

Lady
- Myślałam, że już nie przyjdziecie.

Było
(szczerze zdziwiony, szepcze do widowni)
- Czy mnie myli słuch?

Minęło
- Chyba raczej miałaś nadzieję…

Trudno
(chichocząc jak zwykle)
- Płonną.

Lady
- Dobra. Dobra. Dość. Nie nakręcajcie się. Jest robota do wykonania.

Było
- Jak zwykle. Przecież wiesz – my zawsze i wszędzie.

Minęło
- Po każdym posiłku…

Trudno
(z dumą w głosie)
- Przepraszam – po każdej konsumpcji. O.

Lady
(zafascynowana okrąża powolnym krokiem zastygniętego w bezruchu Gustawa i znów na chwilę delikatnie dotyka jego policzka)
- To jak? Mogę na was liczyć? Podziękujecie temu panu?

Było
- Standardowo.

Minęło
(mrugnąwszy kilkakrotnie do widowni)
- Za to ja mam nadzieję, że kiedyś podziękujemy jakiejś pani. Wiesz, strasznie monotematyczna jesteś. Nudna wręcz. Powiedz, nie obrzydli ci jeszcze wysocy, kocioocy bruneci?

Było
- Aż mnie dziw bierze, że jest ich tylu na tym łez padole.

(Trudno podchodzi do Szafy i energicznym ruchem ją otwiera, skąd zaczynają dochodzić przerażające, nieokreślone krzyki, jęki, wołania, a w ciemnej jej głębi czasami zaświeci się kocie oko, machnie pojedyncza ręka jednego z wielu poprzedników Gustawa. Tymczasem Było i Minęło zaciągają i wrzucają go do wnętrza szafy.)

Szafa
(przez chwilę skrzypi, mlaszcze i z niesmakiem dodaje)
- Znowu kociooki brunet…

Trudno
(uradowany klaszcze i nogą zamyka drzwiczki wciąż coś gadającej Szafy)
- Jak na mój gust, jeden z tych brunetów nigdy jej nie zbrzydnie. I to twój główny problem.

Było
- Szukasz kopii, reprodukcji.

Trudno
- O. Jak zwykle – mądrze powiedziane. Masz na ścianie Chopina, a płacisz innym, by go sfałszowali. Głupota.

Minęło
- On był pianistą!

Było
- Fortepianistą.

Lady
(zdenerwowana krzyczy)
- Kompozytorem, kurwa!

Minęło
- No tak. Racja. Właśnie. Po co wchodzić w szczegóły, gdy idea w dłoni ci trzepocze…

Lady
- Tak, tak, tak… A coś nowego? Powiecie mi coś, czego nie wiem?

Było
- Nie.

Minęło
- Przecież wiesz.

Było
- Jesteśmy tobą, a raczej tym, co w tobie. Jedynie powieleniem schematów. Nic ponad to, co już od dawna dobrze wiesz…

Trudno
- Choć…

Lady
- Choć?

Było
- No choć… Możemy to i owo ci uświadomić.

Minęło
- To, co w tobie tkwi, a sprawy sobie z tego nie zdajesz…

Trudno
- O. Bo wiesz…jest pewien sposób…

Minęło
- Remedium na kłopoty twe…
(Duszki podskakując i śmiejąc się, wybiegają ze sceny.)

Lady
- Sposób? Jaki sposób? Remedium… Nie! Nie! Nie! Czekajcie… Nienawidzę was…

Pianino
(lekko fałszując, od czasu do czasu przez przypadek dodając niepotrzebny dźwięk)
- Spokojnie. Dobrze wiesz, że wrócą i to szybciej niż się tego spodziewasz.

Lady
(zdziwiona odwraca się i przypatruje poruszającym się jak w transie zębom klawiszy)
- Ty też?

Pianino
- Nie, to ciągle ty.

(Lady zamyka oczy, a gdy je znów otwiera, wszystko wraca do normy, aktorzy grający gości znów zaczynają się krzątać, zbierać do wyjścia i leczenia kaca.)


Scena 4

(Otrząsnąwszy się, goście poczynają schodzić ze sceny w kierunku widowni. Lady podchodzi do rozstawionej po lewej stronie sztalugi i zbiera obrazy porozstawiane wokół niej. W tym samym czasie z tacą, a na niej ze śniadaniem i solidnym Nożem Kuchennym, wchodzi przebrany, elegancko odziany Mr. Stawia w końcu tacę na pianinie i niespokojnie przygląda się Lady, która próbuje rozpalić właśnie ogień w kominku. Spojrzawszy jeszcze przelotnie na sztalugę, łapie się za głowę i podbiega do Lady.)

Mr
- Co robisz?

Lady
- Przegląd kulturalny.

Mr
- Przecież to moje najlepsze prace.

Lady
- No właśnie! O, popatrz, ładny. Ta głębia poetycka, dbałość o szczegóły, doprawdy godne podziwu…
(wrzuca w ogień pierwszy ze sterty obrazów i zafascynowana przygląda się płomieniom go trawiącym)
Mężu, masz wielki talent. Myślę, że to odpowiedni obraz na opał. W naszym kominku pali się wyłącznie sztuką najwyższych lotów, czyż to nie romantyczne? Popatrz jak dobrze się pali.

Mr
- Artystycznym ogniem moją duszę…

Lady
- I pomyśleć, że mówił ktoś kiedyś, że rękopisy nie płoną. Zabawne. Dobrze, znudziło mnie to już. Położę tę stertę bohomazów obok kominka, będą na później.

Mr
(próbuje wyrwać stertę z rąk Lady, ta jednak mocno i dotkliwie gryzie go do krwi)
- Nie zgadzam się.
(w szoku siada na środku sceny i przygląda się ranie)

Lady
- Nie rozmieszaj mnie. Powiedziałam i tak ma być.
(kładzie stertę obrazów obok kominka)

Kominek Murowany
- Uhm, będą na później…

(Lady udaje jednak, że nie słyszy i opuszcza scenę, zostawiając Mr’a samego na scenie.)


Scena 5

(Na scenę dostojnym krokiem wchodzi skąpo ubrana, ponętna pokojówka Święta (Maria) Magdalena, ciągnąc za sobą bezduszne zwierzątko o długiej szyi – odkurzacz. W wolnej ręce natomiast trzyma bandaże i ubranie Lady. Kładzie na krześle przy pianinie przygotowaną dla Lady sukienkę i rajstopy, po czym w końcu kuca przy osamotnionym Mr’rze i delikatnie zaczyna opatrywać jego ranę.)

Mr
(mówi podnieconym głosem, mocno chwytając dłoń pokojówki)
- Mógłbym, moglibyśmy stąd uciec.

Święta (Maria) Magdalena
- Od niej?

Mr
- Tak, na zawsze, daleko.

Święta (Maria) Magdalena
- Nie mógłbyś, nie potrafiłbyś. W głębi duszy tobie się to podoba.

Mr
- To?

Święta (Maria) Magdalena
- Coś jak masochizm… Jesteś słabym artystą, oni podobno tak mają.

Mr
- I właśnie dlatego mógłbym zdobyć się na iście heroiczne czyny.

Święta (Maria) Magdalena
- Nie. Właśnie dlatego heroiczne czyny są ci obce. Z wami tak jest zawsze – wy tylko dużo mówicie. Nic ponad mówienie. A poza tym nie wolno ci uciec.

Mr
- Dlaczego?

Święta (Maria) Magdalena
(mówi wyciągniętym palcem wymownie wskazując niebo, wznosząc swe oczy w sufit)
- Przez niego.

Mr
- Wierzysz?

Święta (Maria) Magdalena
- A ty?

Mr
- Co za debil!

Święta (Maria) Magdalena
- Kto?

Mr
- Autor.

Święta (Maria) Magdalena
- No. Też go nienawidzę.

Mr
- Jak każdego innego boga.

Święta (Maria) Magdalena
- Amen.

(Wstają i rzucają się w łóżkowy szał, najpierw dokładnie przykrywszy się kołdrą.)


Scena 6

(Na scenę wbiegają Było, Minęło, Trudno, a w ślad za nimi, goniąca ich Lady.)

Firany Koronkowe
(w oknie, złowieszczym tonem, by przygłuszyć harce Mr’a i pokojówki)
- Szzzzzzzz, szumimy złowieszczo, szzzzzzzz…

Lady
(zdziwiona patrzy na firanki)
- To sen.

Było
- A cóż to takiego? Inny rodzaj fal mózgowych. Dlaczego jednym dajesz pierwszeństwo, podczas gdy inne skazujesz na banicję?

Lady
(odwracając się od okna i łóżka)
- To nauka.

Było
- To iluzja.

Minęło
- Jedna ściema.

Było
- Pozory i konwenanse.

Minęło
- Umawiamy się, a potem wspólnie w to wierzymy. To jak religia. Nie ma specjalnej różnicy.

Lady
- Po co mi to mówicie?

Minęło
- Twoim snem jest życie.

Było
- Masz męża, który nie jest mężczyzną, masz dom, który jest więzieniem, rozmawiasz z duchami, a na śniadania jadasz wczorajszego kaca. Doprawdy też bym zwariował.

Trudno
- Ach, studenckie życie. Pamiętam…

Lady
- Cicho! Mam już dość! Ja potrzebuję rozwiązania, a nie waszej chorej gadaniny.

Było
- Twojej chorej gadaniny, malutka, twojej… I sama doskonale znasz rozwiązanie tej sytuacji.

Minęło
(sięga po tacę wciąż stojącą na Pianinie, wkłada do ust chrupiącego croissanta, podaje Lady Nóż Kuchenny i mówi z pełnymi ustami)
- Szach mat i inne takie.

Lady
- Dziękuję?

Było
- Nie dziękuj, głupotą jest dziękować diabłom.

(Po czym Było i Trudno wybiegają, Lady za nimi, a Minęło dopiero po chwili, dopiwszy najpierw nieśpiesznie kawę i spojrzawszy na łóżko, a na nim falującą kołdrę.)


Scena 7

(Spod kołdry wyłania się Mr i pokojówka.)

Mr
(siedząc na łóżku, mówi zapalając papierosa)
- Ja ciebie, ona mnie. Nie podoba mi się ta zabawa.

Święta (Maria) Magdalena
- Zabawa?

Mr
- Przecież na tym to polega.

Święta (Maria) Magdalena
- Naprawdę myślisz, że to zabawa?

Mr
- Co?

Święta (Maria) Magdalena
- Kobieta i mężczyzna…

Mr
- Tak i to chyba najmądrzejsza rzecz, do jakiej kiedykolwiek przyszło mi dojść.

(Święta (Maria) Magdalena wstaje, prostuje na sobie fartuszek i wychodzi, zabrawszy ze sobą odkurzacz i pustą tacę. Mr gasi ledwo zapalonego papierosa w popielniczce na szafce nocnej i zasypia.)


Scena 8

(Połowa świateł na scenie gaśnie, Firany Koronkowe wciąż złowieszczo szumią, Pianino od czasu do czasu mruknie coś melodyjnie, a Szafą wstrząśnie gwałtowny dreszcz. Wbiegają Było, Minęło, Trudno, a po chwili Lady z uśmiechającym się tajemniczo Nożem Kuchennym w ręce.)

Trudno
- Pamiętasz?

Lady
- Aż za dobrze.

Było
- Złożyłaś obietnicę.

Lady
- Cyrograf i klątwę.

Minęło
- Przypominam, że to dzięki niej Mr należy do ciebie.

Lady
- Należy?

Było
- Ludzie! Zawsze tylko chcecie więcej. Jak tu wam dogodzić?

Lady
- Raz byście mogli…

Trudno
- Nie rozumiesz. Tu chodzi o dramatyzm, egzystencję i bajkę.

Lady
- Bajkę?

Trudno
- Tak, każdy jakąś opowiada.

Lady
- To słabe.

Trudno
- I cóż z tego? Ty jesteś współczesną księżniczką w żabę przemienioną. Tyle, że to prawdziwa bajka, w której najważniejszy jest morał, nie szczęście bohaterów, nie ich „żyli-długo-i-szczęśliwie”… Rozumiesz?

Było
- Nikt cię nie pocałuje.

Lady
- Całują mnie co noc.

Trudno
- Ale nie królewicze.

Lady
- Przecież królewicz należy tylko do mnie.

Trudno
- Mieć, a posiadać mężczyznę... To mimo wszystko rożne kwestie.

Lady
- Dlaczego ja z wami w ogóle rozmawiam?

Trudno
- Bo jesteś wariatką.

Lady
- Wariatką…

Trudno
- Powinnaś się leczyć, bo znów komuś krzywdę robisz.

Lady
- Pamiętam…

Trudno
- Nie sądzę.

Lady
- Boli, trawi, wyżera do dziś. Słoną kreską duszę rzeźbi mi co noc.

Trudno
- Płaczemy po tym, czego nie zrobiliśmy. Nigdy po czynach. W twoim przypadku to wyrzut.

Minęło
- Otwarta rana na sumieniu.

Było
- One się nie goją.

Minęło
- Z tym czasem to bujda tych, co nie potrafią pocieszać.

Lady
- Czyli powinnam?

Było
- Tak będzie prościej.

Minęło
- Szybciej.

Trudno
- Wygodniej.

Było
- Od zawsze w literaturze, w kinie, w poezji – i w czymkolwiek-tam jeszcze – ludzie tak to rozwiązywali. Ten sposób działa. Powinnaś korzystać z dziedzictwa kulturowego swych przodków.

Trudno
- Hi hi. To ładne.

(Było, Minęło, Trudno znów w podskokach wybiegają ze sceny. Z wyszczerzonym w głupawym uśmiechu nożem Lady staje nad łóżkiem, a w nim śpiącym Mr’em. Przez chwilę coś mruczy, spogląda na Nóż Kuchenny, ten do niej mruga i szepcze niezrozumiane formuły. Lady w końcu podnosi go teatralnie i szybkim, gwałtownym ruchem wbija w poduszkę obok Mr’a. Ten nagle się budzi i przeciera oczy.)


Scena 9

(Mr unosi głowę, łokciami oparłszy się o poduszkę. Bez zdziwienia patrzy na swoją żonę, która siada na łóżku obok niego, wciąż ma na sobie szlafrok narzucony na ramiona przez męża.)

Mr
- Ty nie istniejesz.

Lady
- Chciałbyś.

Mr
- Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni, szalonym, błędnym impulsem nerwowym.

Lady
- To które z nas ma schizofrenię, co? Bo się gubię…

Mr
- Powiedz, po co nam mózgi, skoro i tak nie umiemy nad nimi zapanować. Marnotrawstwo siły i energii.

Lady
- Mylisz się, ludzie myślą narządami płciowymi. A mózg? Mózg to sprytny kamuflaż.

(gaśnie reszta świateł na scenie, przez chwilę w całym tatrze panuje ciemność, w końcu Mr zapala stojącą w rogu lampę, ustanawiając tak zwany „nastrój”)

Mr
(spacerując wokół łóżka)
- I tylko dlatego robimy tyle głupot?

Lady
- Nie wiem. Tacy jak ty nazywają to chyba miłością. Dla mnie to wyłącznie nerwica natręctw, kolejna choroba. Może mam ci przypomnieć, że zabiłeś człowieka, a ja cię kryję, wziąwszy na siebie winę. Jestem schizofreniczką, mi stryczek nie grozi. Tylko dlatego ze mną zostałeś – z wdzięczności, z litości się mną opiekujesz. Ha, tylko tyle… Tak, myślę, że wszystko to robimy przez nerwicę natręctw – przez poetów miłością zwaną…

Mr
- Zabiłem dla ciebie, przez ciebie…

Lady
(śmieje się i uradowana kładzie się na łóżku)
- Oj nie. Nóż wbiłeś ty. Ja tylko pościerałam krew.

Mr
- A jednak zostałaś, zostałem…

Lady
- Dlaczego?

Mr
- Bo mnie kochasz.

Lady
(z uniesionymi rękoma wpatruje się w sufit jak dziecko, które próbuje go dotknąć)
- Właśnie. Wszystko przez to…

Mr
- Powiedz, nie żałujesz czasami tego, co się wtedy wydarzyło. Przysięgi, ślubu, reszty?

Lady
- Nie, nie potrafiłabym. Ty nie jesteś w stanie tego zrozumieć. Na tym polega mój problem, ty nic nie rozumiesz.

Mr
- To zabawne - znów mam przepraszać i dziękować?

Lady
- Nigdy tego od ciebie nie wymagałam.

Mr
- A mogłabyś.

Lady
- Kocham cię.

Mr
- Szkoda.

Lady
- Idź i przynieś mi wina, trzeba się zaprawić przed wieczorną imprezą. Natychmiast. Na jednej nodze. W podskokach!

(Mr pośpiesznie wybiega – a raczej wyskakuje na jednej nodze – ze sceny, a Lady wstaje z łóżka i zrzuca z siebie różowy szlafrok. Pomału zaczyna zakładać przygotowane przez Świętą (Marię) Magdalenę ubranie leżące na krześle. Po chwili wraca Mr, stawia na instrumencie otwartą butelkę, przez sekund kilka obserwuje żonę, obrzuca też spojrzeniem milczące Pianino, stertę swych obrazów przy kominku, po czym pełen dziwnej nadziei, z ostentacyjnym uśmiechem na twarzy wychodzi. Lady, ubrawszy się, zapala papierosa i siada pod dekoracjami…)


Scena 10

(W mrocznej głębi licho oświetlonej mrugającą lampą siedzi, podkuliwszy nogi, oparta o ścianę Lady. W białej, krótkiej sukni, czarnych rajstopach, zdaje się być widzom duchem, a przynajmniej powinna… Raz za razem solidnie pociąga z zielonej butelki czerwonego wina, w tej samej, lewej ręce trzyma zapalonego papierosa, podczas gdy drugą bębni o deski sceny, nieudolnie wystukując „Do Elizy”. Nagle z prawej strony, lekko zataczając się, wpada pijany Akt – pierwszy gość nowej, nadchodzącej imprezy. Jest goły, tak zupełnie.)

Lady
(mruczy zdziwiona)
- Ooo...

Akt
(zatrzymuje się chwiejnie i spogląda na lubieżnie przyglądającą mu się Lady)
- Ooo?

Lady
(ciągnie lubieżnie przygląda się Aktowi)
- A kim pan jest?

Akt
- Ja?

Lady
- Nie kurwa, ja.

Akt
- Akt się nazywam.
(po których to słowach Lady z butelką i papierosem w ręce gwałtownie wstaje i rzuca się na Akt, drapieżnie go całując)

(Na scenę, z lewej strony paradnym krokiem wmaszerowują Było, Minęło, Trudno. Przystają na widok obłapiającej się pary.)

Było
- Dlaczego nie jestem zdziwiony?
(pyta na stronie, puszczając oko do publiki, po czym siada przy pianinie i zaczyna z rozmachem grać „Milorda” z repertuaru Edith Piaf)

Minęło
(szepce wciąż na stronie)
- Kolejny kociooki brunet do szafowej galerii.
(zaczyna pomału pchać wciąż namiętnie obłapiającą się parę w kierunku szafy, a w którym to momencie papieros Lady spada na epicką stertę obrazów Mr’a)

Trudno
(mówi, otwierając z nieprzyjemnym skrzypnięciem starą Szafę)
- Nasza Lady to jednak ma gest…
(z Szafy dochodzą przerażające, nieokreślone krzyki, jęki, wołania)

Minęło
(ciągle pchając)
- …i piękny fetysz.

Trudno
(pomaga Minęło, ciągnąc parę za ręce)
- Ktoś inny rzekłby, że to miłość.

Minęło
- Nerwica natręctw, nic więcej.

Trudno
- A to, to nie to samo?

Minęło
- Być może.
(wpychają w końcu parę do szafy i z trudem ją zamykają, tymczasem pożar z obrazów przenosi się na kanapę, Firany Koronkowe, resztę sceny-pokoju)

Trudno
(zaczyna tańczyć wśród pożogi, ni to krzyczy, ni to śpiewa)
- Miłość to przewrotna zabawka w rękach jeszcze śmieszniejszego autora.

Było
(nie przestaje grać „Milorda”)
- On ją.

Minęło
(również zaczyna tańczyć wśród pożogi)
- Ona tamtego.

Trudno
- Nigdy we właściwą stronę…

Było
- Niczym domino.

Minęło
- Jak domino.

Trudno
- Domino…

(Na scenę, purpurowym ogniem trawioną, opuszczona zostaje płonąca kurtyna.)


Michał Erazmus
Odpowiedz
#2
Podobało mi się wcześniej, podoba i teraz Wink

Tylko powiedz ty mnie jedno: po co te myślniki?
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#3
...a bo z tymi myślnikami to jest tak, że na początku miałem jakąś złudną nadzieję-idee-fix, że dzięki nim będzie czytelniej i przejrzyściej, a potem zwyczajnie nie chciało mi się ich już wykasować Angel Przecież nie przeszkadzają, nie;>
Odpowiedz
#4
no właśnie, że z lekka przeszkadzają Tongue
Widziałeś gdzieś w "Hamlecie" czy innym "Makbecie" jakieś myślniki? Big Grin
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#5
Fiu, fiu, przez moment poczułem się jak Szekspir Cool

Ale jak przeszkadzają, kiedy wyróżniają 'partie mówione'...?;> A poza tym 'Hamlet' i 'Makbet' nie musiały być publikowane w sieci Tongue
Odpowiedz
#6
Osz, chyba do porozumienia nie dojdziemy, bo możemy się tak sprzeczać do rana Big Grin
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#7
Ależ ja Ci, moja droga, wierzę, po prostu, zwyczajnie, ordynarnie, trochę nieprzyzwoicie nie mam wprawy w pisaniu dramatów, a nawet napiszę Ci na ucho, że "Domino" to mój pierwszy raz z tym rodzajem literackim...Blush
Odpowiedz
#8
Jak dla mnie to myślniki nie przeszkadzają, a nawet pomagają (przynajmniej mi). Poza tym ważniejsza jest treść, a nie forma Smile
Bardzo fajne, żal mi trochę Kominka, widać, że chciałby dostać te obrazy od razu Smile
Odpowiedz
#9
Łał! Nie wierzę, że ktoś wygrzebał ten tekst. Teraz, po tylu latach, tysiącleciach wędrówek, zgarbiony przez znoje pisarstwa, trochę się wstydzę tegoż dramatu... Znaczy się, jednocześnie bardzo się cieszę, że się podobało Smile

To powiem Pani po kryjomu, na uszko, że Kominek również był kochankiem Madame Lady. Ot, niewinny, przelotny jak wiosna epizod. Ale jednak... Obrazy to tylko pretekst, Freudowski podtekst Wink

Z wdzięcznością,
Pozdrawiam i dziękuję!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości