Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Dowód rzeczowy numer 1
#1
W noworoczny poranek w recepcji hotelu Madrit zjawił się roztrzęsiony mężczyzna w średnim wieku, nalegając na wezwanie pogotowia, bo jego przyjaciółka leży zakrwawiona na podłodze i nie daje znaku życia. 

Zwłoki kobiety leżały nagie w łazience, pod pośladkami była rozległa plama krwi, na ścianach zaschnięte rozbryzgi. Sekcja wykazała otarcia na brodawkach i otoczkach obydwu sutków, rozległe podbiegnięcie krwawe obejmujące otoczenie krocza i odbytu, pęknięcie śluzówki pochwy na całej długości, rozerwanie odbytu i ściany odbytnicy penetrujące do wnętrza jamy brzusznej oraz rozległe wylewy krwawe zaotrzewnowe. Jako przyczynę zgonu przyjęto wykrwawienie. We krwi zmarłej wykryto dwa i trzy setne promila alkoholu. 
Stwierdzono, że ofiara, Miranda Calle, umarła śmiercią gwałtowną pomiędzy godziną trzecią a czwartą nad ranem. 

Podejrzany, mężczyzna lat czterdzieści cztery, wylegitymowany jako Marcus Courtois, pamiętał niewiele z krytycznej nocy. Z wykształcenia nauczyciel wychowania fizycznego, niekarany, od siedmiu lat wykonujący zawód doręczyciela w firmie kurierskiej. Żonaty, ojciec czworga dzieci. Od około roku utrzymywał regularne kontakty seksualne z ofiarą. Przyznał, że sylwestra spędzili razem. Pili alkohol, trochę tańczyli, odbyli stosunek. Nie pamięta dalszego ciągu zdarzeń, twierdząc, że „film mu się urwał” i gdy obudził się nad ranem, zobaczył swoją kochankę w kałuży krwi. 

Podejrzany: Pomyślałem, że dostała miesiączki, poszła do łazienki, poślizgnęła się, no i, wie pani, wywaliła. 
Śledcza: A nie przyszło panu do głowy, żeby sprawdzić puls? Ratować ją jakoś?
Podejrzany: Nie mogłem! Jak cholera brzydzę się krwi! 

W toku śledztwa wyszło na jaw, że Miranda Calle i Marcus Courtois pozostawali ze sobą w intensywnym kontakcie internetowym, wymieniając łącznie prawie tysiąc dwieście maili, w których podejrzany wielokrotnie fantazjował o perwersyjnym pożyciu seksualnym. 
Feralnego dnia Miranda Calle potajemnie opuściła dom, prosząc pisemnie męża, aby nie wszczynał postępowania, jeśli coś się jej stanie. 
Korespondencję i list ofiary jako dowody rzeczowe numer 2 i 3.

Śledcza: Pisał pan do ofiary maile, znaleźliśmy waszą korespondencję na serwerze. Myślał pan, że wyczyści swoją skrzynkę i szlus?
Podejrzany: Niczego nie kasowałem! Pisaliśmy do siebie, ale nic złego tam nie było. 
Śledcza: W dniu zabójstwa wysłał pan ofierze maila następującej treści: "Jakie to uczucie, kiedy wiesz, że zaraz umrzesz? Wiem, jak bardzo lubisz kino akcji i nazi-exploitation, więc zrobię ci prezent: zagrasz główną rolę w moim prywatnym show. Myślisz, że jesteś taka wyjątkowa, wielka pani w markowych ciuchach i sexi bieliźnie? Jebie mnie to. Sama się prosiłaś, to dostaniesz, czego chciałaś. Nie jesteś lepsza od zwykłej ladacznicy. A teraz módl się wraz ze mną: Pan jest moim pasterzem i nie brak mi niczego. Jego dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia i zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy".
Podejrzany (w trakcie czytania treści maila wybuchnął płaczem i wyrywał sobie włosy z głowy):  To nie może być prawda! To nie ja! To niemożliwe!
Śledcza: Mam rozumieć, że to nie pan wysłał tego maila z własnego programu pocztowego zainstalowanego na pana własnym iphonie, na którym zabezpieczyliśmy wyłącznie pańskie odciski palców?

Żona podejrzanego: Właściwie od początku mało go interesowałam jako kobieta. A jak urodziłam najmłodsze, nasze pożycie całkowicie ustało. Mąż nie brał udziału w wychowaniu dzieci. Całymi dniami go nie było, z kolegami w pubach przesiadywał. Przepijał wszystko, łajza jedna. Wracał pijany i wszczynał awantury. Już wcześniej był brutalny wobec mnie, ale w ostatnich czasach coraz częściej podnosił rękę także na dzieci. 

Matka podejrzanego: Od urodzenia był dziwny. Taki mały się urodził, jakiś taki cichy i pomarszczony  jak staruszek. A potem, jak do przedszkola chodził, to się wychowawczynie skarżyły, że dziewczynkom spódnice zabierał i się w nie przebierał. A jak zaczął dojrzewać, no wie pani, to chciał się na kobietę przerobić. Nawet twierdził, że pełnia księżyca wywołuje u niego napięcie przedmiesiączkowe. 

Szefowa: Nikt go nie lubił. Facet zachowywał się jak jakiś pieprzony profesorek. Były na niego skargi, że się wywyższa. I ciągle jakiś taki niedojebany przychodził do roboty, jakby ciągle był na kacu.

Biegła psycholog po przeprowadzeniu wywiadu rodzinnego i na podstawie opinii pracownicy socjalnej potwierdziła, że rodzina Courtois była poddawana regularnej przemocy ze strony podejrzanego. 
Orzeczenie sądowo-psychiatryczne brzmiało w tej sprawie jednoznacznie: „Jakkolwiek struktura charakteru Courtois wykazuje wydatne odchylenia od przeciętnej miary, w nieznacznym stopniu wpływając na jego zdolność kierowania swoim postępowaniem, to jednak jego sprawność intelektualna pozwalała mu należycie oceniać własne działanie jako przestępne. 
Sprawca nie wykazuje jakichkolwiek objawów choroby psychicznej. W zespole odchyleń charakterologicznych na plan pierwszy wysuwają się u niego takie cechy jak: brak więzi uczuciowej z najbliższą rodziną, obniżenie uczuciowości wyższej w zakresie relacji społecznych i poszanowania drugiego człowieka, egocentryczne scentralizowanie uwagi własnej i otoczenia na swoim losie, zasklepienie się we własnych przeżyciach, nietowarzyskość, podejrzliwość, skłonność do despotyzmu”.

W trakcie rozprawy Courtois konsekwentnie nie przyznawał się do winy. Wreszcie zaprzeczał już wszystkiemu. Twierdził, że nie znał ofiary, nawet nigdy jej nie widział. Utrzymywał, że jest dobrym człowiekiem, że padł ofiarą kolosalnego nieporozumienia lub nawet spisku. W kółko dopytywał o dowód rzeczowy oznaczony numerem jeden. W czasie przesłuchań świadków na przemian śmiał się i płakał. Wobec tak skandalicznego zachowania sędzia zmuszona była wyłączyć oskarżonego z udziału w procesie. 
Courtois został osadzony do czasu zapadnięcia wyroku w więzieniu dla najgroźniejszych przestępców. Odmówiono mu wizyty duchownego, podpierając się stosownymi przepisami.

Siódmego dnia od rozpoczęcia procesu oskarżonego przewieziono po raz ostatni do budynku sądu. Sędzia odczytała wyrok z rygorem natychmiastowego wykonania: kara śmierci przez podanie trucizny. Oskarżonemu odmówiono prawa do ostatniego słowa. 
Courtois został doprowadzony do sali egzekucji. Wykonywanie wyroku rozpoczęto o 18.30. Ponieważ szarpał się i krzyczał, założono mu knebel. Został przypięty do łóżka przy pomocy pasów. Przez wenflon umieszczony w jego żyle pompa infuzyjna zaczęła wpompowywać kolejno midazolam, tiopental, pavulon, a na końcu chlorek potasu, który miał ostatecznie zatrzymać akcję serca. 
Mieszanka trujących substancji nie zadziałała. Egzekucję przerwano po dwudziestu minutach, gdy Courtois, w dalszym ciągu przytomny, wciąż wiercił się, próbował charczeć i rzęzić.

Konał przez kolejne 57 minut. Zgon na skutek zawału serca stwierdzono o 19.47.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#2
No cóż. Opowiadanie wygląda jak relacja zdarzeń. Taki też zapewne był zamysł autorki. Styl jest chłodny, powiedziałbym chirurgiczny. W tekście nie ma właściwie emocji. No cóż - znów takie prawo autorki.

Zastanawia mnie jedynie ów pierwszy dowód, który nie został chyba (przynajmniej ja nie znalazłem) oznaczony w tekście. A może jest, tylko nie czytałem zbyt uważnie.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
(20-03-2017, 23:20)gorzkiblotnica napisał(a): No cóż. Opowiadanie wygląda jak relacja zdarzeń. Taki też zapewne był zamysł autorki. Styl jest chłodny, powiedziałbym chirurgiczny. W tekście nie ma właściwie emocji. No cóż - znów takie prawo autorki.

Zastanawia mnie jedynie ów pierwszy dowód, który nie został chyba (przynajmniej ja nie znalazłem) oznaczony w tekście. A może jest, tylko nie czytałem zbyt uważnie.

Zamysł był taki, by napisać reportaż o pewnej historii, która się przytrafiła Mirandzie. 
Cały dowcip z dowodem numer jeden polega na tym, że go nie ma.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#4
Stylistycznie:
"pod pośladkami była rozległa plama krwi,"
okropnie razi mnie "była", a jest pełno słów, którymi można zastąpić. Smile
No i justowanie, ale ciężko się o takie rzeczy czepiać na forum. Toż to nie wydawnictwo.

Reszta w porządku.

Wrażenia:
Masz dobry, charakterystyczny dla Ciebie warsztat, który widać, że jest wypracowany, bo choć tekst nie jest w moim stylu, ba! jest to rodzaj tekstu, po który pewnie bym nie sięgnęła, widząc w księgarni. Niemniej, co zaskakujące i sprzeczne z pierwszym odczuciem: historia mnie wciągnęła.
Zaś widmowy dowód numer jeden dawał mi takie przyjemne wrażenie, że cała historia to tylko preludium, a problematyka zdaje się powierzchowna przez właśnie ten dowód. W ogóle wszystkie niedoskonałości tekstu można zrzucić na zagwozdkę dowodową, co podnosi jego walory, nawet pomimo tego, że ten dowód - jak wspomniałaś w komentarzu i co przyznaję, mnie odrobinę zawiodło, bo myślałam, że będzie ciąg dalszy - nie istnieje.
Utwór wleciał. Drugi raz pewnie nie przeczytam, chyba że nagle dostanę jakiegoś zamroczenia myśli na temat i na powrót będę szukać drugiego dna. Ciąg dalszy za to przeczytałabym z chęcią.
A, co jeszcze jest dużym plusem: wypowiedzi (szefa, żony) są przyjemnie wiarygodne i w klimacie tekstu. Dają też takie charakterystyczne, nieco wiejskie przypuszczenie, że zmyślają, żeby mieć swój udział w sprawie, ale nijak stwierdzić jednoznacznie tego nie można, więc to taki jakby smaczek.

Jedyny minus literacki, jaki mogłabym znaleźć, to suchość emocjonalna tekstu. Przypomina bardziej sprawozdanie niż opowiadanie, więc z pewnością znajdzie się sporo marud. Jakkolwiek mi to nie przeszkadza, biorąc pod uwagę tenże ogólnikowy aspekt, bo władza ludu moją władzą (czy coś), zostawiam 4+/5.

Pozdrówka! Angel
Odpowiedz
#5
No i co Ty mi o 70% mówisz?!
Ten tekst, to wizytówka.
I napiszę zawsze to samo. Emocje.
Nie te, oddawane szybkimi, rwanymi zdaniami jak lubisz to oddawać gdzie indziej. Może i dynamizują, ale niczego dobrze nie oddają.
W tej odsłonie powyżej ich po prostu nie ma. To się świetnie nadaje do "Dedektywa", "Śledczego" lub podobnej gazety. Dobrej na podróż rozchwierutanym wagonem z lat sześćdziesiątych. Miarowy stukot i ta historia.
Warsztat jest (No bo jakże by go miało nie być, prawda?), ale sucho mi się zrobiło w gardle strasznie.
Trza się napić.
Odpowiedz
#6
(21-03-2017, 07:37)BEL6 napisał(a): Stylistycznie:  
"pod pośladkami była rozległa plama krwi,"
okropnie razi mnie "była", a jest pełno słów, którymi można zastąpić. Smile
E... Ale ona tam naprawdę była  Cool

(21-03-2017, 07:37)BEL6 napisał(a): Zaś widmowy dowód numer jeden dawał mi takie przyjemne wrażenie, że cała historia to tylko preludium, a problematyka zdaje się powierzchowna przez właśnie ten dowód. W ogóle wszystkie niedoskonałości tekstu można zrzucić na zagwozdkę dowodową, co podnosi jego walory, nawet pomimo tego, że ten dowód - jak wspomniałaś w komentarzu i co przyznaję, mnie odrobinę zawiodło, bo myślałam, że będzie ciąg dalszy - nie istnieje.
Nieistnienie tego dowodu jest bardzo istotne z punktu widzenia fabuły.

(21-03-2017, 07:37)BEL6 napisał(a): Jedyny minus literacki, jaki mogłabym znaleźć, to suchość emocjonalna tekstu. Przypomina bardziej sprawozdanie niż opowiadanie, więc z pewnością znajdzie się sporo marud. 
Sądziłam, że reportażowość uwypukli istotę problemów poruszonych w tekście.
Dziękuję za sympatyczny komentarz  Blush



(21-03-2017, 07:46)mirek13 napisał(a): W tej odsłonie powyżej ich po prostu nie ma. To się świetnie nadaje do "Dedektywa", "Śledczego" lub podobnej gazety. Dobrej na podróż rozchwierutanym wagonem z lat sześćdziesiątych. Miarowy stukot i ta historia.
Taki był zamysł autora. Historia ma być prosta i zrozumiała.
Suchość w gardle to bonus.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#7
Zdecydowanie należy się autorce pochwała za bezbłędność językową. Żadnych literówek, nadmiernych zaimków, błędów stylistycznych etc. Przynajmniej ja niczego takiego nie znalazłem.
Opowiadanie w konwencji reportażu sprawnie i zgrabnie poprowadzone. Styl pisania tak wprawny, że w najmniejszym stopniu nie odwraca uwagi od treści. Większość (z wyjątkiem rozprawy i kary) mogłaby być kanwą do scenariusza kolejnego odcinka CSI: Kryminalne zagadki Nowego Yorku.

Serdecznie Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#8
(21-03-2017, 12:30)Gunnar napisał(a): Większość (z wyjątkiem rozprawy i kary) mogłaby być kanwą do scenariusza kolejnego odcinka CSI: Kryminalne zagadki Nowego Yorku.

I to jest dla autorki największa pochwała. 
Serdecznie dziękuję za zachęcającą opinię  Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#9
Dla mnie jest to wstęp do dobrego kryminału. Lub jakaś wstawka, która go ubarwia. Nie przeszkadzałby mi styl, dopóki byłby właśnie taką wstawką, dodatkiem.
Co jest zaletą tego tekstu? - wciągnął mnie, zapalił kilka żaróweczek z pytaniami, co powodowało dalszą chęć czytania.
Co jest jego wadą? - to, że nie ma kontynuacji. I jeszcze końcówka jest moim zdaniem nadmiernie przyspieszona. I plama krwi, która "była", a nie "lśniła", "gęstniała", czy coś takiego. Z drugiej strony, patrząc na cały tekst, "była" zdecydowanie pasuje do stylu. Bo jest to jakby relacja śledcza. Nie wyobrażam sobie gliniarza, spisującego protokół, który używa literackich sformułowań Wink
Odpowiedz
#10
Mam podobne wrażenia, co Bel6.
Tekst jest dobry, nie można tego zaprzeczyć. Jednak ta suchość emocjonalna i reportażowy charakter może odstraszać. Mimo to wciągnęło mnie i doczytałam do końca.
Odpowiedz
#11
Dzięki, dziewczyny. Tekst jest suchy, bo to suchar Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#12
Przesadziłaś z użyciem tego swojego mhroku - to o przedszkolu i wypowiedź szefowej strasznie na siłę.

W ogóle jakoś nie łapię o co tu chodzi, jak ma się tytuł do treści.

Wolę twoją prozę poetycką.
Odpowiedz
#13
Cała zabawa z tytułem polega na tym, że dowodu nr 1 po prostu nie było - i to jest kluczowe dla fabuły. Tak sobie wykombinowałam, czerpiąc garściami z Kafkowego "Procesu". Fakt, niektóre wypowiedzi świadków zalatują sztucznością, bo chciałam w ten sposób podkreślić groteskowość tej historii.

Dzięki, Sprytusie Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości