Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Dojrzała śliwka
#1
Dojrzała śliwka



Zsunęła się po ścianie bezsilna i przestraszona. Nie miała już odwagi cokolwiek powiedzieć, zrobić. Bała się każdego jego ruchu, gdyż wiedziała, że jest nieobliczalny. Usłyszała głośny trzask dębowych drzwi, rozlegający się po mieszkaniu. Wyszedł. Miała okazję uciec, zostawić wszystko w tym momencie, jednak nie mogła. Jakaś dziwna, nieopisana siła przyciskała ją do podłogi, sprawiając, że nie mogła nawet wstać. Zaczęła płakać. To jedyne na co mogła się zdobyć. Słone krople spadały kolejno na obdarte panele, zostawiając na nich mokre, okrągłe ślady.
Straciła rachubę czasu, siedząc bezczynnie i zanosząc się coraz donioślejszym płaczem. Nie potrafiła go opanować. Te wszystkie łzy, jakie właśnie skapywały z jej rumianych, zapuchniętych policzków były tym co przeżyła, wszystkimi skrywanymi dotąd emocjami. Jedna kropla - jedno nieprzyjemne wspomnienie. W prawdzie płacz jej nie pomagał, ale niósł coś na kształt otuchy.
Usłyszała delikatne skrzypienie otwieranych drzwi. Wrócił. Jakby spokojniejszy, pewnie podpity. Jak długo tu siedziała? Ile czasu zmarnowała na płacz, podczas gdy mogła być już daleko stąd?
Wpatrywała się tępo w czubki swoich butów, opierając głowę na kolanach. Stanął przed nią w swoich brudnych, podartych jeansach, liczących sobie ładne parę lat. Te spodnie widziały chyba wszystko to co i ta łkająca brunetka. Zacięte walki pomiędzy nimi i późniejsze czułe godzenie się, kradzieże, napady, palenie papierosów, trawki, całonocne imprezy, libacje i ciężkie poranki po nich. Ich wcześniejszy jasny, przyjemny dla oka kolor, zmienił się w ciemniejszy, przepasany gdzieniegdzie brązowymi lub nawet czarnymi liniami. Chociaż brunetka czasami je prała, nigdy nie były już nieskazitelnie czyste. Zawsze zostawały na nich plamy, z którymi nie radziły sobie nawet najlepsze specyfiki.
Kucnął przed nią. Jego kolano wystawało przez dziurę w jeansach i dotykało jej łydki.
- Owieczko - zaczął niewinnie, patrząc na nią wzrokiem, któremu nigdy nie mogła się oprzeć - przepraszam. - Złapał ją delikatnie za brodę i skierował jej wzrok na swoją twarz.
Pokrywał ją dwudniowy zarost, kontrastujący z łysą głową. Oczy miał zielone i przymrużone, niczym kot, czający się na swoją ofiarę i szykujący się do skoku. Czerwone, wąskie usta wygięte w niby-przepraszającym uśmiechu, prosiły:
- Wybacz mi.
Brunetka nie odzywała się. Nie mogła mu wybaczyć. Za dużo krzywdy jej wyrządził przez te wszystkie lata, żeby mogła kolejny raz mu to darować. Ile razy już ją zawiódł? Nawet nie liczyła, lecz była pewna, że liczba ta składała się ze zbyt wielu cyfr.
- To dla ciebie. Na przeprosiny. - Wręczył jej maskotkę. Szarego królika z długimi uszami, uśmiechającego się do niej serdecznie. Na szyi zawiązaną miał bordową wstążeczkę, a na oczy składały się dwa świecące, zielone guziki.
- Ukradłeś to? - spytała, przełykając łzy uparcie cisnące się jej do ust.
- Kupiłem - zarzekł się. - Specjalnie dla ciebie.
- Co za poświęcenie - syknęła.
- Owieczko, co się dzieje? - zapytał zaniepokojony jej dziwnym zachowaniem. Zwykle przyjęłaby maskotkę, ciesząc się, że jej nie ukradł, a zapłacił za nią prawdziwymi pieniędzmi.
- Drake, ja... - zaczęła, lecz zawahała się, zastanawiając się czy to co mu powie, obejdzie się dla niej bez bólu i uszczerbku na zdrowiu.
W końcu zdecydowała. Powie. Albo jej się uda, albo nie. W najgorszym wypadku on ją uszkodzi, pobije, bo zabić się nie odważy. W najlepszym zaś, właśnie widzi go ostatni raz. Opłacało się.
- Wyjeżdżam. Wyprowadzam się stąd.
Usta łysego mężczyzny porzuciły uśmiech, na rzecz wrogiego grymasu. Patrzył na nią z pogardą i zdecydowanym ruchem ręki uderzył pięścią tuż obok jej twarzy, tworząc w ścianie wygięcie.
- Suka - warknął. - Jak chcesz to się wyprowadź, nikt cię tu nie chce, szmato! - wrzasnął, wstając i odchodząc do innego pokoju. Po chwili wyniósł z niego dużą czarną walizkę i stertę jej ubrań. - Zabieraj to! - rozkazał. Brunetka podeszła do niego i zaczęła szybko składać swoje rzeczy i pakować je do walizy. On przez chwilę na to patrzył, lecz później wyszedł z domu mocno trzaskając drzwiami.

***

Samantha wyszła z domu zapłakana, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Nie patrzyła za siebie. Nie żałowała swojej decyzji. Za nic w świecie nie chciałaby tam zostać kolejny dzień, tydzień, miesiąc rok.
Nie zamawiała taksówki. Na lotnisko miała tylko kilka kilometrów, co to dla niej? A kierowca mógłby wypytywać ją o różne rzeczy, w celu nawiązania rozmowy. Nie tego teraz potrzebowała. Wolała wybrać się na samotny spacer. Przynajmniej miała pewność, że żadna spośród tych kilku setek osób, które minie, nie zapyta jej co się stało, czemu płacze... Za to kochała i nienawidziła jednocześnie wielkie miasta. Zostajesz tu ze swoimi problemami sam, czy chcesz czy nie.
Po niespełna godzinnym marszu doszła na lotnisko. Zamówiła bilet na najbliższy lot do Barcelony. Za dwie godziny. Wytrzyma!
Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do osoby najbliższej jej sercu - jej najlepszego przyjaciela. Odebrał trochę zdziwiony, lecz jak zawsze radosny.
- Co się stało, że dzwonisz? - zapytał.
- Geri, mogę się u ciebie zatrzymać na kilka dni? - spytała, powstrzymując kolejną serię łez.



____________________
Unikając pytań "co ma tytuł do treści", mówię już na wstępie, że (do treści powyżej) nic. Jest to prolog mojego opowiadania, fanficka, którego chyba nie będę tu wstawiać i to do ogółu wymyśliłam tytuł.
Chciałabym wiedzieć, co myślicie o początku tej historii, co powinnam dopracować itd. Wink
Odpowiedz
#2
Przepraszam, ale niczym mnie ten fragment (bo to fragment, prawda?) nie ujął. Sytuacja jakich wiele, przedstawiona w dość banalny sposób - ani mnie nie wzruszyła ani nie poruszyła. Wszystko biegło według schematu i takie też wydały mi się postacie. Dla mnie jako czytelnika pozostały one "na papierze". Być może też przyczyniły się do tego imiona, które mają pretensjonalny wydźwięk i takie jednostronne ukazanie ich "kat i ofiara". Musiałabyś naprawdę mnie czymś zadziwić, żebym chciała przeczytać "co dalej".

A tytuł mi się podoba.
Odpowiedz
#3
(26-11-2011, 18:50)Cristtimm napisał(a): Przepraszam, ale niczym mnie ten fragment (bo to fragment, prawda?) nie ujął. Sytuacja jakich wiele, przedstawiona w dość banalny sposób - ani mnie nie wzruszyła ani nie poruszyła. Wszystko biegło według schematu i takie też wydały mi się postacie. Dla mnie jako czytelnika pozostały one "na papierze". Być może też przyczyniły się do tego imiona, które mają pretensjonalny wydźwięk i takie jednostronne ukazanie ich "kat i ofiara". Musiałabyś naprawdę mnie czymś zadziwić, żebym chciała przeczytać "co dalej".

A tytuł mi się podoba.

Owszem, fragment. Może dlatego wygląda tak banalnie, psychika bohaterki jest w dalszych częściach tak skomplikowana, że całość wygląda inaczej. Co do imion... Jakbym dała jemu na imię Józio, straciłby wiarygodność Smile A Samantha nie jest typowo grzecznym ani oklepanym imieniem, dlatego nie wiem o co chodzi.
Dziękuję za komentarz Smile
Odpowiedz
#4
Nie podoba mi się.
Bo jest o nie wiadomo czym i kiepskim językiem. Zapowiedź, że to będzie powieść i w dodatku o dużym stopniu komplikacji bohaterów przeraziła mnie.
Uważam, że na razie powinnaś poćwiczyć na małych formach. Nauczyć się pisać.
Cytat:Zsunęła się po ścianie bezsilna i przestraszona.

Po co wlazła na ścianę??? Pierwszymi słowami rozwalasz odbiór. Mam sobie wyobrazić bohaterkę, że z jakiś powodów wlazła na ścianę i teraz ze strachu się zsuwa?

Sądzę, że tu odpowiednią formą byłoby: osuwała.

Nie ma remontu?

2/10


Cytat:Bała się każdego jego ruchu, gdyż wiedziała, że jest nieobliczalny.


Ruchy są obliczalne, w odróżnieniu od facetów i pieniędzy.

Rozkład zdania:
Bała się (czego?) --> ruchu, (dlaczego?)--> bo wiedziała, (co wiedziała?)--> że jest nieobliczalny.
czyli ruch jest nieobliczalny

Cytat:Jakaś dziwna, nieopisana siła przyciskała ją do podłogi, sprawiając, że nie mogła nawet wstać.
Skoro narrator nie wie jak, to już nikt! W tym momencie myślałam o siłach:
a) mechaniczna
b) magnetycznej
c) magicznej

Magiczną wykluczyłam nie wiem czemu. Eliminuję magnetyczną, bo przyciska ją, czyli działa od góry. Mechaniczna? Chyba że zgniatarka (taka jak w szrotowniach).

Cytat:Słone krople spadały kolejno na obdarte panele, zostawiając na nich mokre, okrągłe ślady.
łzy oglądam wyobraźnią na panelach po kolei każdą uważnie.


Cytat:zanosząc się coraz donioślejszym płaczem

donioślejszy? doniosły znaczy tyle co mający duże znaczenie.

Cytat:Te wszystkie łzy, jakie właśnie skapywały z jej rumianych, zapuchniętych policzków były tym co przeżyła, wszystkimi skrywanymi dotąd emocjami.

rumiane? - szczęśliwa dziewczyna. Kiedy ja płaczę, mam wprawdzie czerwony pysk, ale jeszcze nikt nie nazwał go rumianym. Chociaż kochał! Rumiany to zdrowy jak jabłuszko, dziwczęcy.
Nawet jeżeli miała zdrową cerę, to - na Boga! - ona płacze! Strasznie płacze.

Cytat:Jedna kropla - jedno nieprzyjemne wspomnienie.

lepiej każda kropla...
Mówiłam, że będę po jednej? Mówiłam!

Cytat:W prawdzie płacz jej nie pomagał, ale niósł coś na kształt otuchy.
na czerwono ortografy są
nie pomagał, a pomagał? Otucha to bardzo na kształt pomagania jest!

Cytat:Usłyszała delikatne skrzypienie otwieranych drzwi.
kiedy wyżej napisałaś trzask, to ja spokojnie czekałam, żeby dowiedzieć się kto i dlaczego potrzaskał drzwi. Nie potrzaskał drzwi? Skrzypią delikatnie?

trzaśnięcie i trzask to subtelna różnica jest.

Cytat:Jakby spokojniejszy, pewnie podpity. Jak długo tu siedziała? Ile czasu zmarnowała na płacz, podczas gdy mogła być już daleko stąd?
dopowiadam na wątpliwości i pytania: NIE WIEM. I się nie dowiem, bo już przeczytałam całość.

Na przykład nie wiem też, czy oboje mieli dziurę na kolanie w dżinsach, bo narrator też się zgubił.

Widzisz? Twoje opowiadanie rozłazi się w języku.
Staje się śmieszne przez niezamierzone lapsusy językowe.
I narrator nie dba o odbiorcę. Tego narratora trzeba zwolnic z pracy i zatrudnić takiego, który zadba, by odbiorca nie gubił sie w świecie.

Nie stawiam oceny, traktuję to jako próbkę, weryfikację stylu..
Do remontu.


Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#5
Natasza mnie uprzedziła i wypisała te potknięcia, które rzuciły się w oczy.
Rada: jeśli nie wiesz, co znaczy dane słowo, to albo go nie używaj i zastąp innym albo sprawdź znaczenie. I wcale nie mówię tego złośliwie, żeby nie było Smile

Ogółem, ja tego tekstu nie kupuję. Czuję się, jakbym musiała się przebijać przez mur. Nie mogę "wyczuć" bohaterki i nie ruszają mnie jej emocje. Niezręczności językowe tylko pogłębiają to dość nieciekawe wrażenie.

Natasza dobrze mówi, tekstowi przyda się solidny remont.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#6
Nawet nie wiedziałam, że to takie beznadziejne Smile Dzięki za wskazówki Wink
To może prolog innej historii? Nudny, ale jest to wprowadzenie. Nie chodzi mi o to, żebyście oceniali/ły akcję, ale styl, poprawność i inne tego typu rzeczy, dlatego decyduję się zamieścić to moje "dzieło".



Długo odkładała na ten wyjazd, dlatego chciała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Marzyła o wypoczynku nad oceanem, wycieczkach po górach i robieniu milionów zdjęć. Niektóre może wysłałaby na ten konkurs fotograficzny, na który namawia ją Lola… Jednak to właśnie ona psuje jej cały harmonogram. Zamiast przechadzać się brzegiem oceanu Krainy Wiecznej Wiosny, siedziała przy stoliku w barze na plaży i patrzyła jak jej nie do końca trzeźwa przyjaciółka podrywała jakiegoś bruneta w pomarańczowej, hawajskiej koszuli. Były tu już trzy dni, a jedyne zdjęcia, jakie zagościły w pamięci jej aparatu były „takimi tam”, na życzenie blondynki, robiącej zawsze głupie miny.
Gdyby nie lenistwo jej przyjaciółki, zapewne siedziałaby teraz przed laptopem, wybierając najlepsze fotki na konkurs. Nie wierzyła w wygraną, wręcz była pewna, że nie uda jej się niczego osiągnąć, jednak spróbować nie zaszkodzi. A nagrodą jest najnowsza na rynku lustrzanka, o której Adoncia marzyła od dawna, jednak nie mogła sobie na nią pozwolić. Jej nauczycielska pensja ledwo wystarczała na codzienne życie, a na bilety na Maderę zbierała ponad rok. Natomiast fotografia była jej pasją. Uwielbiała to i chciała w przyszłości osiągnąć coś w tej dziedzinie, jednak los miał dla niej inne plany i skierował ją na pedagogikę. Zdjęcia laureatów konkursu miały być też opublikowane w znanej gazecie pasjonatów fotografiki.
Usłyszała głośny śmiech Dolores, która wciąż kokietowała coraz bardziej zainteresowanego nią mężczyznę. Uśmiechnęła się do niej, gdy blondynka popatrzyła dumnie w jej stronę. Nieźle się bawi na tych wakacjach, nie ma co. Trzeci dzień, drugi facet. Oczywiście nie licząc pojedynczych flirtów i pożądliwego wzroku mężczyzn, gdy ubrana w kostium kąpielowy zmierzała na plażę.
Lola i jej tajemniczy brunet zniknęli gdzieś w tłumie, zostawiając Adoncię samą z drinkami i głośną muzyką, która przy barze na szczęście nie była aż tak uciążliwa. Szatynka postanowiła dać przyjaciółce ze dwie godziny, w razie jakby miała zamiar pójść z gościem do ich pokoju hotelowego, i ponudzić się trochę w samotności.
Zaczęła przyglądać się twarzom poszczególnych ludzi, bawiących się na imprezie. Był niski, gruby brunet z wąsem, wysoki, rudy i chorobliwie chudy mężczyzna, trzymający w kościstych palcach papierosa i pijany, łysiejący już mężczyzna, sunący noga za nogą do hotelu, mamrocząc coś pod nosem. Były też kobiety, mniej i bardziej ładne i rozchwytywane przez mężczyzn, jednak na nie Adoncia nie zwracała uwagi. Faceci zawsze wydawali jej się zabawniejsi i jeśli miała do wyboru rozerwać się w towarzystwie osób o tej samej płci co ona i o przeciwnej, raczej wybrałaby drugą opcję, chociażby po to, żeby się pośmiać.
- Można? – spytał mężczyzna, stojący obok i trzymając w dłoni piwo. Szatynka skinęła głową, a on przysiadł się. – Jesteś tu sama?
- Moja przyjaciółka mnie wystawiła – odparła, przyglądając się twarzy jej towarzysza. W bladym świetle kolorowych lampek wydał jej się dość przystojny, głównie dzięki mocno zarysowanym kościom policzkowym. Włosy miały długość zarostu, z daleka mógł wydawać się łysy. Było w nim coś, co ją intrygowało w jego wyglądzie. Wydawało jej się, że już go gdzieś widziała, choć za nic nie mogła sobie przypomnieć okoliczności. A może to tylko te ciemne, grube brwi i brązowe oczy przypomniały kogoś z dawnych lat i teraz jej umysł próbuje wmówić jej, że to on?
- Nieładnie. – Posłał jej figlarny uśmiech.
- A ty sam jesteś?
- Z kumplem, ale też mnie olał. – Pociągnął łyk piwa, lecz zaraz przypomniał sobie o dość ważnej rzeczy, która wyleciała mu z głowy. Wyciągnął w stronę brunetki prawą rękę i powiedział: - Victor jestem.
- Adoncia – odparła kobieta, ściskając dłoń nowego znajomego.
- Ładne imię. Może skoro nasi przyjaciele mają nas gdzieś, spędzimy ten wieczór w swoim towarzystwie? – zapytał, wpatrując się jej prosto w oczy. Trochę ją to krępowało, jednak ten wzrok ją dziwnie hipnotyzował.
- Jasne. – Uśmiechnęła się niepewnie.
Przez resztę wieczoru i kawałek nocy dwójka ta na zmianę rozmawiała i poiła się alkoholem. Pod koniec rozmowy żadne z nich nie było trzeźwe, jednak nie chcieli się rozstawać. Rozmawiało im się z dziwną łatwością, z jednego tematu powstawały tysiące nowych, jeszcze ciekawszych. Dowiedzieli się o sobie wielu rzeczy. Ona zdradziła mu, że jej pasją jest fotografika, lecz jej nudny zawód nauczycielki w madryckim gimnazjum nie pozwala jej się rozwijać, dowiadując się w zamian, że ma przyjemność rozmawiać z wziętym architektem, który zrobił sobie tymczasowy, lecz jakże zasłużony urlop. Szatynka wyciągnęła też od niego przyczynę jego przyjazdu tutaj. Było to pocieszenie po nieudanym związku z jakąś Francuzką, z którą wiązał poważne nadzieje.
Nawet się nie obejrzeli, kiedy stali się na tyle pijani, że mogliby zrobić coś głupiego. Coś, co mogłoby spowodować nieodwracalne skutki, prześladujące ich potem całe życie. Coś, z czego nie byliby dumni. Albo po prostu zasnąć przy stoliku, czekając na kolejny dzień...



____________________
Ostatni akapit mi najbardziej nie wyszedł. Całość odbiega od ideału, ale końcówka jest najgorsza. Nie miałam jednak innego pomysłu na opisanie tego.
Odpowiedz
#7
Nie chce mi się czytać "dzieła" reklamowanego jako nudne, nieudane i napisane tak właśnie,bo autor nie miał lepszego pomysłu. Poczytam coś, co warte czytania, np. Remarque'a
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#8
(28-11-2011, 22:46)Natasza napisał(a): Nie chce mi się czytać "dzieła" reklamowanego jako nudne, nieudane i napisane tak właśnie,bo autor nie miał lepszego pomysłu. Poczytam coś, co warte czytania, np. Remarque'a

Napisałam, że jest nudne, bo Wy byście mi to wytknęli. Za nieudany uznałam ostatni akapit, czyli... 4 zdania.
Odpowiedz
#9
Dlaczego uznałaś tekst za nudny (i ostrzegałaś), a za nieudany ostatni akapit?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#10
(29-11-2011, 15:25)Natasza napisał(a): Dlaczego uznałaś tekst za nudny (i ostrzegałaś), a za nieudany ostatni akapit?

Tekst uznałam za nudny, bo jest klasycznym wprowadzeniem, gdzie przedstawiam główną bohaterkę i jej spotkanie z głównym bohaterem. Nie dzieje się nic porywającego, gdyż dopiero w kolejnych częściach planowałam rozwinąć akcję.
A ostatni akapit wydaje mi się... odstający od reszty, zupełnie inny stylistycznie. Niezbyt mi się podoba, dlatego napisałam, że nie udał mi się.
Odpowiedz
#11
A czemu służy wprowadzenie?
Czyż nie wciągnięciu czytelnika? Klasyczne wprowadzania nie mogą być nudne!
Bo jeżeli Ci, jako pisarzowi, czytelnik ucieknie po pierwszych paru zdaniach?
Wprowadzenie to musi być strzał w wyobraźnię, trzeba go zdobyć, zniewolić!
Nie wiem, czy jest nudny. Jeżeli tak uważasz, to ja dalej nie chcę czytać. No bo jeżeli pisarza nudzi...
To mi przypomina dyskusję na wątku "mam dwa pytania" o to, czy mogą być lepsze i gorsze (czyt. nudne) części

Klasyczne wprowadzenie nie może być mankamentem popełnionym z premedytacją

_________

Dobra - przeczytałam już za pierwszym razem - to nie jest nudne, tylko niedopracowane, szwankuje język - nawet baaaardzo szwankuje. Twoja bohaterka nie dorosła do lat i profesji, które jej wymyśliłaś. Na Twoim miejscu zrobiłabym ją młodszą. Tongue
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#12
No jejku... Nudne pod względem akcji, bo nic się wielkiego nie dzieje, nie wiem jak to jest językowo, nie mi oceniać.
A od bohaterki jestem młodsza o całe dziesięć lat (dałam jej 25), dopiero się uczę pisać Smile Liczyłam na jakieś porady Smile
Odpowiedz
#13
Odmłodzić trzeba bohaterkę. To jest dojrzała kobieta, nauczycielka, artystka. Nie dajesz rady z jej sposobem myślenia o świecie, mężczyznach, nawet zachowaniu. W pewnym momencie przypomina dziewczynkę ubraną w szpilki mamy, siedzi z założoną nogą na nogę i "pali" ołówek, że niby jest dorosła.
Stwórz studentkę (ciut starszą niż Ty, żeby mogła pic alkohol).
To rada całkowicie poważna.

A w Twoim wprowadzeniu to dzieje się, a dzieje!
To się nazywa przedakcja - czyli zawiązanie podstawowych wątków. To jest baaaaaaaardzo ważne!



Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#14
Zależało mi na tym, żeby miała pracę, dlatego postawiłam na 25-latkę.
A co jest nie tak z jej sposobem myślenia? Co powinnam poprawić, nad czym popracować?
Odpowiedz
#15
Jeszcze nic wielkiego. Na razie dziwi mnie jej nastolatkowy sposób widzenia świata, pomimo "szpilek mamy" w postaci rozbuchanej erotycznie koleżanki i alkoholu. Snujesz refleksje o pracy i sztuce, nie dotykając żadnego konkretu, posługując się tylko pozorami, frazesami - to taki "ołowek zamiast prawdziwego papierosa". Pozostają dość poprawnie w realiach - nocne życie, "kumpelskie" relacje z mężczyzną, poznanym w barze.
Wiesz dlaczego ostatniego akapitu nie umiałaś skończyć, nie wiedziałaś jak? Bo po prostu nie wiesz! Nie znasz opcji.

Ja nie lekceważę Twojego młodego wieku, tylko ostrzegam, że może Ci powieść czy całe opowiadanie nie wyjść.

Kiedy jako nastolatka też pisałam, pamiętam, jak moją bohaterkę wysłałam samotnie na prerię między Indian (szukała brata). Kiedy pojawił się problem mężczyzna-kobieta z rozpaczy, że nie mam pojęcia, co teraz jako autor zrobić (to były inne czasy i w telewizji leciały głównie programu typu "od wsi do wsi", a w czasopismach młodzieżowych królowała refleksja jak pomagać kotom), wsadziłam ją na łódź i wypchnęłam samotnie na ocean. Pływała tak długo, aż... zapomniałam o niej. Pewnie pływa do dzisiaj.

Przytaczam to, bo myślę, że Twoje opowiadanie będzie też dryfowało.
Językowo: całościowo należy poprawić. Błędy składniowe są podstawowe - nieprawidłowe równoważniki, tok opisowo-szkolny, czyli taki jakim pisze się gniotowate wypracowania dla pani w szkole.

Powiesz, co czytasz?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości