Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bo prawda jest taka...
#1
Wszędzie krew, flaki, żyły, osocze... brzmi makabrycznie
I jeszcze ten pulsujący symbol poczucia wyższej wartości
Ktoś musiał być na niezłym kwasie żeby ustanowić nim ten kawał mięśnia
Jak to jest poznać coś od nowa, coś co jest nas tak cholernie blisko
A pozostaje niezrozumiałe, w każdej sytuacji. Logika, etyka, moralność i inne abstrakcje
Pnę się w góre, wchodze na wyższe poziomy analizy, najbardziej dogłębnej
Anima? Isntnieje ? A może to efekt ubczny myślenia?
Świadomość? Czego? Ludzie wierzyli że Ziemia jest płaska. I to było ich świadomością.
A dziś? Ta sama świadomość została zmieszana z błotem. A my mamy ufać prawdzie?
Czy ktoś ją kiedyś poznał? Dotknął jej? Czy choćby widział z bliskiej odleglośći?
Czas odciska piętno. Nieodwracalne, nieprzebłagalne, niewyjaśnione.
Nie znaczy tak, Tak znaczy nie wiem, a nie wiem znaczy nie.
A My mamy jeszcze czelność nazywać nazywać heban czarnym?
A co jeśli Stwórca miał inny zamysł? Albo jesteśmy tylko kosmicznymi fekaliami z przerostem ego?
I czemu odbiegłem tak daleko od tematu?. Tyle pytań, a odpowiedzi to nadal tylko przebłyski w synapsach tych, zwanych mądrymi.
Mądrość ? A ja znów wracam do rozmyślań. Różowy sok, gorzkawy, pewnie grejpfrut. Grejpfrut? Jak mam prawo nazwać tak coś, czego sam nie stworzyłem.
Nawet nie wiem skąd pochodzi. Duma rozpiera nas gdy podbijamy kosmos, wynajdujemy nowe leki, a ja nie wiem nawet, czy pierdolony grejpfrut jest tym czym go nazywamy.
To są te wielkie mądrości? Pytań coraz więcej, jeśli chcesz tylko odpowiedzi, przestań słuchać w tym momencie. Ja jej nie znalzałem.
Ja? Kim jestem? Naprawdę Cię to interesuje? Więc przysiądź koło mnie, uspokój się, odłóż stresy na bok i wsłuchaj się w opowieść.
Już zanudziłem Cię na śmierć? Wybacz, nie jestem filmem akcji. Nie obcujesz ze mną dla rozrywki, przynajmniej nie teraz.
Po takim wstępie miałbym odpowiedzieć Ci na to pytanie jednym słowem? Nie był bym sobą. Więc powoli.
Skąd jestem? Pewnie normalnie po ludzku jestem efektem reprodukcji gatunku homo sapiens. Ale nigdy nie pytałem rodziców, gdzie się począłem.
Chyba za daleko sięgam tym skąd. Jestem z kraju wielkich smutków i małych radości. Młodzi dojrzałość mierzą tu w przelanych litrach wódki, a odwagę w ilości obitych mord.
W którym na jedno święto narodowe mówiące o zwycięstwie naszego kraju, przypada sto tych o klęskach i katastrofach.
Kraju wielkich osobistości i jeszcze większych skurwysynów. Kiedyś mieliśmy nawet honor. Dziś trochę o niego trudno.
Walka o byt trwa tu od rana do nocy. Nie brak tu też kombinowania. A politycy pchają się do koryta bardziej niż wygłodniałe świnie. Ale koniec o mej ojczyźnie, nie ona jest tu ważna.
To tylko wstęp. Po co? Żebyś zaczęła myśleć dogłębnie. Zobacz. Księżyc się do nas uśmiecha. O tak, piękny jest.
Czemu tak podoba mi się księżyc? Opowiem Ci pewną historie, o chłopaku. Takim jakich miliony. Co ma do księżyca? Poczekaj, nie bądź niecierpliwa.
Jego dzień zaczynał się rano, kończył wieczorem, czasem zupełnie odwrotnie, normalny nastolatek. Szanował innych. Wiedział co jest dla niego ważne.
Nie zawsze potrafił o to walczyć. Nie miał stałej pasji, ale setki pomysłów. Nie był też przebojowy. Nie, nie był outsiderem, po prostu ludzie go czasem męczyli
Gdy nie wiedział co ze sobą robić. Gdy szukał odpowiedzi. Wpatrywał się w niebo. A na nim jakby magiczną linią gwiazd, nakreślone były wszelkie rozwiązania.
Albo przynajmniej coś, co odciągało go od problemów. Problemy też miał całkiem normalne. Jakby spojrzeć na życiorys, w ogóle możnaby się pokusić o stwierdzenie, że zazwyczaj życie szło mu z górki.
Nic ciekawego prawda? Czy opowiadałbym Ci coś zupełnie nieciekawego? Pewnie tak, zwyczajnie lubie z Tobą rozmawiać, to sprawia mi przyjemność. Ale tym razem jest ciąg dalszy.
Ten chłopak. Odnalazł złoty środek. Doza bólu, nie pozwalająca zapomieć o pięknie radości, ale i dużo przyziemnych przyjemności, potrzebnych każdemu.
I żyłby pewnie tak po własny kres, gdyby nie ona. Poznał ją pewnego letniego wieczoru, gdy przechadzał się po bulwarze, wpatrując w księżyc.
Bał się podejść choć jej magnetyzm był tak silny, że wyrywał mu serce. Jej chód, był lekki jak nadmorska bryza wokół. A zapach którym spowita była droga, po której stąpała, rozpalał jego wnętrze do czerwoności.
Gdy powrócił do domu, nie mógł spać, coś nie dawało mu spokoju. Wyszedł na balkon, by jeszcze raz ujrzeć tą świetlistą tarczę na niebie.
Zakręciło mu się w głowie, obraz przed oczami pociemniał, by za chwile pojaśniał jak jeszcze nigdy. Poczuł ten zapach, mieszanka wszystkiego co kochał.
Zapach deszczu, świeżo ściętej trawy, kawy parzonej o poranku, nowej książki i cała gama przypraw korzennych. Wszystkie razem i każdy z osobna. Owianę jakąś delikatną nieznaną nutą.
Usłyszał szept - Boisz się? - lecz nie chciał pokazywać po sobie strachu - Spokojnie, nie chce Ci zrobić krzywdy, widziałam jak na mnie patrzyłeś - trochę się uspokoił, ale w umyśle zaczęła kiełkować większa niepewność.
- Chciałbyś żebym zdradziła Ci swoje imię? - przytaknął tylko nieśmiałym ruchem głowy - Dobrze więc, ale wiedz, że wiązać się będzie to z pewnym wyrzeczeniem - nim cokolwiek odpowiedział wokół zrobiło się chłodniej
- Poznasz je dopiero wtedy, gdy spojrzysz w księżyc. - Chłód stał się tak nieznośny, że czuł jak krew w jego żyłach gęstnieje. - Lecz wtedy, oddasz mi swoją dusze i już na zawsze będziemy razem. Zawsze - Obudził go huk.
Leżał na posadzce balkonu, zmarznięty, poskręcany z bólu, ze łzami w oczach. już świtało. Poranna mgła ograniczała widok, a może to tylko zły sen? Może to naprawdę cholernie zły sen. Wrócił do łóżka, nie chciał o tym mysleć.
Rankiem zbudziły go dźwięki życia, robotnicy, samochody, ptaki, szum drzew, ludzie spieszący się do pracy. Małomiejska symfonia codzienności.
Automatyczny ekspres już zaparzył kawę. Pociągnął łyk, jego przełyk stanął, a w myślach mignęła mu wczorajsza noc. Wolał zapomnieć.
Nagle usłyszał dzwonek do drzwi, po drugiej stronie drewna stał listonosz. Jakiś inny niż zwykle. Ale w sumie co w tym dziwnego. Ludzie w końcu zmieniają prace.
Listonosz nie prosił o podopis, wręczył mu paczkę do rąk, była spora. Po czym obrócił się bez słowa i odszedł.
Chłopak zastygł w bezruchu, z jednej strony chciał zerwać szarą taśmę jak najszybciej, a z drugiej bał się tego co mogło być w środku.
Poszedł po nóż, chciał być delikatny i dokładny, choć adrenalina płynąca w jego ciele uświadamiała go że byłby teraz w stanie wbić gwódź w ścianę bez użycia młotka
Przecinał taśmę powoli i bez przekonania, ale jednym płynnym choć drżącym ruchem. Pierwsza jego oczom ukazała się zwyczajna kartka.
Odkładając nóż na bok przypadkowo naciął opuszek palca, ale ekscytacja była tak wielka, że nawet tego nie zauważył.
Chwycił kartkę do ręki, zaczęła się wypełniać czerwonym tuszem.
"Na mocy paktu, spisanego krwią, Anno Diaboli 1988. Przejmuje twą duszę i spisuje ją na konto potępieńców"
Dopiero wtedy zrozumiał jak bardzo się wkopał. Wkopał to naprawdę mało wymowne słowo w tym przypadku.
Spierdolił po całej linii. Czy da rade zerwać pakt spisany krwią? Oficjalnie? Nie ma ustalonych sposobów.
Chcesz grać nieczysto, z mistrzem nieczystych zagrywek. Ale jak mówił pewien mądry człowiek, nie da się, jak są dwa samce.
I choćbyś nie wiem w jakiej jakiej dupie była, wyjść jest zawsze conajmniej kilka. Co zrobił on?
Nie widział żadnego wyjścia, żył zamartwiając się z dnia na dzień coraz bardziej. Słabł, popadał w paranoje.
Dopóki nie przypomniał sobie obietnicy tajemniczej nieznajomej. Wolał w końcu oddać swoją duszę jej, niż panu piekieł.
Stanął na balkonie gdy słońce zaczęło zachodzić, wypatrując księżyca na niebie. Myślisz że się zjawiła? Masz racje, nie.
Ale obietnicy dopełniła. Zdradziła mu swoje imię. Wiatr przyspieszając zagrał melodie, w której takt szeptał głos.
- Uwierzyłeś nieznajomej, która była spełnieniem Twoich marzeń? Miałeś przyjaciół, miałeś pieniądze, byłeś niezależny, myślałam nawet że inteligentny, a Ty?
Porzucasz to dla eterycznego wspomnienia. Dla ideału? Nikt nie wytłumaczył czy że ideałów nie ma? Potrzebowałam Twojej duszy, zanim zmądrzałam, postąpiłam tak samo jak Ty.
A teraz? Nawet mi Cię lekko żal, potrzebowałam odkupienia. A Ty? Ty po prostu kochałeś księżyc, to nic osobistego. Nawet Cię polubiłam. Szkoda że tak to się potoczyło. Dam Ci więc pewną radę.
Będziesz się błąkał pomiędzy życiem a śmiercią, chyba, że oddasz swojemu właścicielowi równowartość Twojej duszy. A tak, moje imię, mówią na mnie Ludzka Głupota.
Wierzą w to co powiem, ufają mi, naiwnie i bezgranicznie, a ja? Takie jest po prostu moje zadanie w tym życiu - Po tych słowach zniknęła.
Co z nim? Przechadza się po bulwarze, czekając na kogoś kto kocha księżyc. Ten sam co oświetla dumnie nocne pola, uliczki, aleje, parki, szczycąc się tym, podczas gdy jego światło nie należy do niego.
Zakochani uwielbiają się wpatrywać w tą fałszywą gre światłem, uważając ją za coś romantycznego. A on? Siedzi na księżycu i wpatruje się w nich z szyderczym uśmiechem.
Licząc dusze które już skradł i te które kradnie nadal. Podobno skradł już tyle uczuć, że ktoś kogo nimi obdaruje, będzie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Ale czy on może jeszcze kochać?
I tak kończy się historia chłopaka. Chcesz pointy? Znajdź ją sama. Ktoś kazał się kochać, być pełnym jebanego miłowania. Bo tak należy. A gdy już się zakochasz?
Klapki opuszczają się na oczy, tracisz zdrowy rozsądek. Kiedy coś już się otworzy, musisz od nowa odkrywać ten realny obraz świata. Nigdy nie zastanawiało Cię skąd pustelnicy maja tyle doświadczenia życiowego.
Co ja o tym sądze? Nie wiem, ja musiałem odkrywać świat na nowo kilka razy. Ta opowieść. Zapewne nie trafi do typowych dyskotekowych Don Juanów, amantów z pod lady, córek latarni, handlowych centrów.
Ale mam nadzieje że Ty zrozumiesz co chcę powiedzieć. Wiedz jedno. Żeby znaleźć złoty środek wystarczy po prostu kochać życie, ale żeby go utrzymać, trzeba być skurwysynem z dupą ze stali.
Przyjmować uderzenia godnie. A po upadku liczyć na siebie, bo Ty to jedyna osoba która będzie przy Tobie zawsze.
Nie wiem czy to opowieść o miłości, zaufaniu, wierze. Zadecyduj sama. Czy chciałem w niej coś przekazać. A może po prostu chciałem nawiązać rozmowę.
Wiem jedno. Gdy kiedyś spojrzysz w księżyc. I poczujesz jego uśmiech na swojej skórze. Nie oponuj. Nawiąż dialog.
Może odkryjesz to czego szukasz. A na pewno nie stracisz więcej, niż i tak miałabyś stracić na swojej drodze.
Siły na świecie rozkładają się nierówno, zarówno pozytywne, jak i te nie. Szukamy sensu tam gdzie go nie ma.
O czym to my właściwie rozmawialiśmy. Ah, tak. Idź własną drogą. Ja jestem tu tylko od opowieści. Jeśli masz pytania. Zadaj je.
Nie obiecam Ci odpowiedzi. Ale znam wiele historii. Naprawdę wiele.
Odpowiedz
#2
ciekawy, wewnętrzny dialog bohatera - przynajmniej tak to odbieram. Tym samym skazujesz się na wyjątkową dbałość o formę tekstu (jest trochę niedoróbek). Ogólnie - bardzo pozytywnie, warto szukać, a już na pewno nie dać się omamić ideologii marketów. OK.



Pozdrawiam.
G.A.S - Groteska, Absurd, Surrealizm.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości