Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Dino Buzatti i jego selekcja
#1
Ur. 16 października 1906 w Belluno. Zm. 28 stycznia 1972 w Rzymie. Włoski dziennikarz, dramaturg, autor opowiadań i powieściopisarz. Znany na całym świecie ze swojej prozy i sztuk teatralnych.

Rozpoczął karierę w 1928 roku w mediolańskim dzienniku Corriere della Sera. Jego dwie powieści o górach, napisane w stylu tradycyjnego realizmu ("Barnabus z gór" powstała w 1933 roku i "Tajemnica starożytnego drewna" z 1935), przesyciły całą jego twórczość kafkowskim surrealizmem, symboliką i absurdem, które to cechy stały się jego znakami rozpoznawalnymi.

Z niezwykle popularnych sztuk Buzzatiego (niektóre z nich zostały zaczerpnięte z opowiadań), najważniejszą jest wystawiona i opublikowana w 1953 roku - "Przypadek kliniczny".

Inne sztuki Buzzatiego to "Płaszcz" z 1960, dramat, w którym uznany za zaginionego żołnierz, w tajemniczych okolicznościach i zostaje odkryty jako duch, oraz wystawiony i opublikowany w 1962 roku dramat "The Man Who Will Go to America". Jest to historia starego malarza, który, gdy dowiaduje się, że zdobył upragnioną amerykańską nagrodę, uświadamia sobie, że wiadomość ta oznacza również koniec jego pracy życiowej i jego śmierć.

W Polsce znany jest z wielu opowiadań drukowanych w „Przekroju”. Na podstawie jednego z nich powstał wyśmienity telewizyjny spektakl „Siedem Pięter”. Przedstawienie w znakomitej obsadzie. Wystarczy wymienić koncert aktorskich umiejętności Wojciecha Pszoniaka w roli pacjenta lub maestrię Gustawa Holoubka grającego lekarza. Zresztą niemożliwością byłoby znaleźć w tym przedstawieniu choćby jedną osobę źle odtwarzającą postać; Stanisława Celińska, Witold Skaruch, Krzysztof Kolberger, Ryszard Beer, już wymienienie tych nazwisk jest zapowiedzią telewizyjnej uczty.

To jakże profetyczny i kafkowski horror, w którym specjaliści medyczni i maszyny niszczą doskonale zdrowego człowieka. Lecz winnych doprowadzenia go na agonalny poziom egzystencji, szukać należy nie tylko w medykach i urządzeniach diagnostycznych.

Upatrywać trzeba ich także, albo może przede wszystkim, w administracyjnych błędach i nieudolnościach szpitala. W biurokratycznych mechanizmach pochłaniających zdrowego człowieka i wypluwających go, na powierzchnię zdarzeń, w formie preparatu poddawanego badaniom i odfajkowanego śmiercią.
*
W początkowych fragmentach dramatu Pszoniak znajduje się w komfortowej sytuacji prawie zdrowego chorego. Przebywa na najwyższym piętrze siedmiopiętrowego drapacza niskich chmur. A to znaczy, że umieszczono go w grupie charłaczej arystokracji. Zakwalifikowano do uprzywilejowanych. Wyróżniających się od lokatorów pozostałych kondygnacji. Tym samym - chlubiących się lepszością.

Hospitant Pszoniak demonstracyjnie cieszy się ze swojego statusu. Akceptuje tutejszą kategoryzację dolegliwości. Z wyższością więc i nieukrywaną satysfakcją podkreśla, że góruje nad zdrowotną kondycją pozostałych. Tym bardziej, że został zaliczony do najzdrowszych. Czym się pyszni.

Na każdym kroku daje do zrozumienia personelowi i reszcie pacjentów, że jego schorzenia są jakby niezauważalne. Tak lekkie, że niemal błahe. Bagatelne jednak nie całkiem, ponieważ oprócz badających go medyków, dodatkowo zaczyna samemu się obserwować. Trwożliwie i osobiście analizować stan zdrowia. Co staje się jego obsesją. Nałogiem i nawykiem od zarania po kres.
*
Skutek nieprzemyślanego wyrażenia zgody na tymczasowe przeniesienie piętro w dół, uruchamia bezduszną machinę zdarzeń. Lawinę precedensów spowodowaną banalnym błędem. Makabryczną i zjeżdżającą do pierwszego pięterka tej fabryki ludzkich nieszczęść.

Z nieczułą konsekwencją popycha dotąd uprzywilejowanego pacjenta i pacjent, choć nadal buntuje się, to wciąż spada. Jakkolwiek jeszcze głośno protestuje, widowiskowo sprzeciwia się obniżeniu rangi, to protestuje coraz mniej gorliwie. Jakby z niechęcią, obrzydzeniem, rozlazłą ochotą i rezygnacją.

Nagle zaczyna dostrzegać, że podział chorych na lepiej i gorzej leczonych, nie jest dla niego takim dobrodziejstwem, jakiego się spodziewał. Dokąd był na szczycie kuracyjnej drabiny i pełnił funkcję klinicznego pieszczoszka, zachwycał się jej szczeblami. Lecz kiedy stracił żółtą koszulkę szczęściarza, gwałtownie przestał akceptować tak przedtem chwaloną selekcję.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości