Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Dezercja
#1
Dezercja


Weszliśmy na dach bloku. Kilka kroków i już jesteśmy przy krawędzi budynku. Siadamy: ja po turecku, Karolina z kolanami pod brodą. Miasto z tego miejsca wygląda pięknie. Nie oznacza to, że jest piękne w istocie. Po prostu wszyscy mamy tendencję do uznawania każdego widoku obserwowanego z góry za godny zachwytu. Nawet, jeśli chodząc ulicami mijamy najbardziej zniszczone i zaniedbane kamienice, chodniki pokryte śmieciami i śmierdzących pijaków, opierających się o ogrodzenia; patrząc na to samo miejsce z dużej wysokości upajamy się urodą tej przestrzeni. Tylko zachód słońca jest równie zachwycający z dołu, jak i z wysokości. Może dlatego, że na słońce żaden wandal nie wlezie i go nie zanieczyści. Patrzymy więc na ten płonący balon. Patrzymy w milczeniu.
W oknie jednego z nowoczesnych, wysokich i brudnych budynków widzę błysk. Krótki, ale rażący w oczy refleks białego światła.
Zaraz ktoś umrze.
Rozglądam się po ulicach i chodnikach, zerkam na deptak. Rzeczywiście, jeden z przechodniów pada na kolana, a sekundę potem na twarz. Żadnych drgawek przedśmiertnych, żadnych dźwięków sygnalizujących ból, czy przerażenie. Po prostu upada bez życia na kostkę brukową. Inni, widząc to, przyspieszają kroku i z niepokojem oddalają się z miejsca wypadku. Być może za chwilę snajper z okna pośle swój morderczy błysk i w moją stronę. Może za kilka sekund martwy będę ja albo Karolina. Nie boimy się. To wojna, której nikt się nie boi, ani się nią nie przejmuje. Znaleźliby się też pewnie tacy, którzy nie zauważyli jeszcze, że w ogóle wybuchła.
Wojna, o której się nie mówi. Milczą media, milczą politycy. Prawie dwieście lat po ostatnim z dwóch ogólnoświatowych konfliktów typowo zbrojnych przyszło nam stanąć twarzą w twarz z realiami nowego rodzaju konfliktu. Trudno to nawet nazwać wojną. Nie ma czołgów. Nieba nie przecinają bombowce. Nie słychać strzałów. Mimo to ciągle giną ludzie. Bezustannie padają trupy mężczyzn, kobiet i dzieci. W morderczym szale nikt nie zastanawia się, kogo i dlaczego zabija. Przeżytkiem są bitwy, przesłuchania jeńców, zorganizowane ataki, zamachy terrorystyczne. Jakiś szaleniec, cieszący się wymuszonym siłą autorytetem, uznał, że o wiele praktyczniejszym planem prowadzenia wojny jest totalny chaos. Po co wykańczać konkretnych ludzi, skoro można eliminować każdego, który się akurat nawinie?
Karolina trzęsie się z zimna. Obejmuję ją mocno i tworzymy ściśle symbiotyczny twór fizyczny na podobieństwo emocjonalnego, którego symbiontami byliśmy przez ostatnie dwa lata naszego życia.
Siedzimy na tej krawędzi i opierając się sile wiatru, próbującego nas z niej zepchnąć, patrzymy na zachodzące słońce. Przez długi czas nic nie mówimy. Nasze splecione palce mówią za nas. Zaciskają się na sobie, przekazując w ten sposób treści pozostające poza zasięgiem słów, nie ogarnięte jakimkolwiek językiem.

- Jak się czujesz? - Pytam.
- W porządku. Tylko jakoś tak pusto. Czuję się, jakbym nie miała zupełnie nikogo. Nawet ciebie.

Znów milczymy. Oboje wiemy, że jakiego tematu byśmy nie podjęli, rozmowa i tak nie będzie się kleić. Właściwie to o czym mielibyśmy rozmawiać? Nic nie jest istotne na tyle, aby był powód rozpoczynać o tym dyskusję. Mam mówić jej o filmie, który oglądałem w weekend? O tym, że zaspałem w piątek i spóźniłem się do szkoły? Jakie to ma w tej chwili znaczenie?
Siedzimy więc w milczeniu. Nie trwa to długo, cisza drażni. Uspokajamy się frazesami.
- Powiedziałeś komuś?
- Nikomu – odpowiadam. – Po co miałbym komukolwiek o tym mówić? Skoro chcemy dotrzymać słowa, musimy zrobić to bez niczyjej wiedzy.
- Masz rację. Boisz się? - pyta Karolina, wpatrując się we mnie szklącymi się oczami. Widzę wyraźne, że się boi.
- Nie – mówię po krótkim namyśle. – Nie boję się. I ty też nie powinnaś. Musisz być konsekwentna, nie możesz się wycofać.
- Martwię się o rodziców. Nie zniosą tego...
- Zniosą, zniosą. Od czterech dni jest wojna. Prędzej, czy później i tak zginiesz.
Wyraźnie zabolały ją te słowa. Co miałem jednak powiedzieć? Powinienem budować w niej fałszywe przekonanie, że wszystko będzie dobrze? Nie jest głupia, wie doskonale, że ją okłamuję.
Dopiero teraz, widząc te mokre oczy, dopada mnie prawdziwy smutek. Okropny, zaciskający się na gardle żal powodowany świadomością, że tyle jeszcze w życiu miałem do zrobienia. Tyle było jeszcze ścieżek do wydeptania, tyle błędów do popełnienia. Trudno pogodzić się z myślą, że wszystkie plany i marzenia odłożyć trzeba na następne wcielenie. Jednak jest to konieczne. Kiedy niemal oczywistym stało się, że wybuchnie wojna, umowa między mną, a Karoliną była jasna: nie patrzymy na to, nie bierzemy w tym udziału. Wiejemy stąd raz na zawsze, uciekamy w niebyt. Przypieczętowaliśmy ją krwią, przysięgaliśmy sobie. Nie ma odwrotu. Podobnie, jak nie ma nadziei. Ta wojna jest zupełnie inna od poprzednich. Nie ma szans na to, że przeczekamy ją w schronie. Wykończy nas wszystkich. Nigdzie na świecie nie ma dla nas bezpiecznego miejsca. Nie ma ucieczki przed nową, śmiercionośną technologią. Żołnierz wyposażony w szkła kontaktowe zabijające laserem jest w stanie dopaść każdego. Tym bardziej, jeśli wtopi się w tłum. Każdy, znajdując się w takim piekle, straciłby nadzieję.

- Jak myślisz, czy tam będziemy mogli być nadal razem? - Karolina odezwała się cicho, nie patrząc już na mnie, ale w przestrzeń ginącego w szarości miasta.
- Nie wiem. Mogę ci jedynie obiecać, że jeśli tylko to będzie możliwe, odnajdziemy się.
- Wierzę, że się spotkamy. Bardzo w to wierzę.

Na ramieniu Karoliny usiadł mechaniczny owad wielkości trzmiela. Nie wiem, jak one znajdują swoje ofiary i w jaki sposób rozróżniają na kim usiąść, a na kim nie. To jedna z zagadek techniki militarnej, których nie jestem w stanie rozwiązać.
- Nie ruszaj się, zdejmę go.
- Zostaw. Niech sobie siedzi, i tak już czas na nas. Słońce zaszło.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę i patrzyliśmy, jak z otworu gębowego owada wysuwa się maleńka, ledwo widoczna rurka, wbijając się w skórę. Cieczy w pojemniczku stanowiącym odwłok zaczęło ubywać. Po chwili pojemnik był już pusty. Mechaniczny trzmiel schował rurkę i odleciał.
- Czas na nas – powtórzyła Karolina.
Ostatni pocałunek. Powolny i palący wargi.
- Skaczmy – mówię i wzdycham głęboko.
- Skaczmy. Na trzy.


- Raz.
- Dwa.
- Trzy!


Kiedy przechylaliśmy się w otchłań, na końcu której czekał na nas twardy asfalt, po raz ostatni spojrzałem w jej oczy. Były puste, nie patrzyły już na nic. Trucizna zaczęła działać.
Nie zdążyliśmy.
Spadamy jednak razem; mimo wszystko, przysięga się wypełnia.
Odpowiedz
#2
Ciekawa miniaturka, ale wielkiej rewelacji nie ma moim zdaniem. Udało Ci się zbudować nastrój, zaczynam lubić Twój styl opowiadania historii. Lekko eteryczny i tajemniczy, Twoje teksty maja w sobie to coś, co sprawia, ze ciężko się od nich oderwać.
Fabularnie nie jest odkrywczo, ale to nie jest zarzut/wada. Wszystko już było Smile Bardzo podoba mi się za to fakt, ze historia nie ma (relatywnego) happy endu (jeśli można nim nazwać fakt, ze Karolina nie zginęłaby od trucizny, tylko skoczyła wciąż żyjąc).
Ot, kolejna miniaturka SF, za to bardzo przyjemna w odbiorze.
Jeśli chodzi o warsztat, to jest bardzo dobrze, jak to u Ciebie. Te kilka rzeczy, które wpadły mi w oko, poniżej:

"Weszliśmy na dach bloku. Podeszliśmy do krawędzi budynku." - Dis, na wjazd: weszliśmy-podeszliśmy; to nie wiersz Wink

"Może dlatego, że na słońce żaden wandal nie wlezie i go nie zanieczyści." - ostatnie słowo nieodparcie kojarzy mi się z biegunką...

"Inni, widząc to, przyspieszają chód i z niepokojem oddalają się z miejsca wypadku." - mnie tu bardziej pasowałoby "przyspieszają kroku", ale to imho

"dwieście lat po ostatnim z dwóch ogólnoświatowych konfliktów typowo zbrojnych przyszło nam stanąć twarzą w twarz z realiami nowego rodzaju konfliktu." - gryzie

"Po co wykańczać konkretnych ludzi, skoro można eliminować każdego, który się akurat nawinie? - po nic." - niepotrzebne imho, lepiej zostawić to pytanie retorycznym.

"tworzymy ściśle symbiotyczny twór fizyczny na podobieństwo emocjonalnego, którego symbiontami byliśmy przez ostatnie dwa lata naszego życia." - za bardzo zagmatwałeś Smile uprościłbym to zdanie.

"Siedzimy na tej krawędzi i(,) opierając się sile wiatru próbującego nas z niej zepchnąć, patrzymy na zachodzące słońce. "

"- Nikomu – (o)dpowiadam(.) – Po co miałbym komukolwiek"

"- Nie – (m)ówię po krótkim namyśle(.) – Nie boję"

"Cieczy w pojemniczku stanowiącym odwłok zaczęł(o) ubywać."

"- Raz.
- Dwa.
- Trzy!" - ta wstawka niepotrzebna imho. Jakos zburzyła mi rytm, napięcie i specyficzny nastrój, który udało Ci się zbudować.

Ogólna ocena wypada bardzo dobrze. Masz talent, Dis. Rozwijaj go, a kiedyś zapewne zobaczę Twoje nazwisko na obwolucie niejednej pozycji w księgarni.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#3
Cytat:wciąga setkami niedopowiedzeń - i to chyba największa wada(?) - zbyt szybko się kończy, zostawia zbyt wiele domysłów... Powinien być zdecydowanie dłuższy!

Uważam zdecydowanie odwrotnie. Zostawiasz czytelnikowi duże pole do popisu.
Mimo, że Twoje opisy są bardzo sugestywne i obrazowe.
Jak zawsze wciągnęło mnie do ostatniej kropeczki Big Grin

Cytat:Obejmuję ją mocno i tworzymy ściśle symbiotyczny twór fizyczny na podobieństwo emocjonalnego, którego symbiontami byliśmy przez ostatnie dwa lata naszego życia.

Zgadzam się z Przemkiem, za bardzo zagmatwałeś Smile
Cytat:Kiedy wypuszczam z papierosa dym
chcę poczuć to znów.
Bo nie wiem gdzie teraz jesteś Ty,
a chciałbym chyba byś była tu.
Odpowiedz
#4
Delikatne, subtelne, a jednak pełne bólu. Podoba mi się atmosfera spokoju. Pomysł raczej średni, ale nadrobione ładnym stylem.
Odpowiedz
#5
Kochanko (bardzo mi się podoba Twój nickBig Grin ), cieszą mnie bardzo Twoje słowa "Delikatne, subtelne, a jednak pełne bólu". Dokładnie o to chodziło! Smile
Średni? Ja jestem z tego pomysłu bardzo zadowolony Wink
Odpowiedz
#6
"na słońce żaden wandal nie wlezie i go nie zanieczyści" trafna uwaga. Całe szczęście...

potem tekst zmienia się w koszmar. Nie warsztatowy, chodzi mi o treść. Nie przepadam za tragediami.
Tekst niezły, jednak za duży przeskok - tu o chodzeniu do szkoły a tu o totalnej wojnie. No i nie sądzę by spadając - nabierając prędkości z każdym metrem - mógł spojrzeć jej w oczy. Poetyckie to ale nierealistyczne. Nie czepiajmy się jednak szczegółów. Przygnębiająca miniatura.
Odpowiedz
#7
Gdzie jest o chodzeniu do szkoły?
"Mam mówić jej o filmie, który oglądałem w weekend? O tym, że zaspałem w piątek i spóźniłem się do szkoły? Jakie to ma w tej chwili znaczenie?" - o to Ci chodzi? Tongue

Nie spadając, a przchylając się. Wcale to nie musi trwać ułamek sekundy Smile
Odpowiedz
#8
OK niech będzie. Jako rzekłem waszmości: przygnębiające.
Odpowiedz
#9
Chyba mogę to uznać za pochwałęBig Grin
Odpowiedz
#10
Ładnie napisane. Podoba mi się język, którym operujesz, ale mnie osobiście ta historia nie ujęła.

Kilka uwag:
"Kilka kroków,(zbędny przecinek) i już jesteśmy przy krawędzi budynku."

"Nie oznacza to, że jest piękne w istocie, po prostu wszyscy mamy tendencję do uznawania każdego widoku obserwowanego z góry za godny zachwytu." (od 'po prostu' zrobiłabym drugie zdanie)

"Jakiś szaleniec (,) cieszący się wymuszonym siłą autorytetem (,) uznał, że o wiele praktyczniejszym planem..."

"Siedzimy na tej krawędzi,(ten przecinek zbędny) i opierając się sile wiatru (,) próbującego nas z niej zepchnąć, patrzymy na zachodzące słońce."


Pozdrawiam
Anka
Odpowiedz
#11
Mnie też się podoba. Masz "to coś", Dis, co pozwala Ci złapać czytelnika na haczyk i opowiedzieć mu swoją historię. Nie nadużywasz słów, nie chowasz się za skomplikowane metafory, a mimo oszczędnego stylu narracji świetnie udaje Ci się zbudować klimat. Pierwszy akapit i już czujemy bluesa. Następny i już jesteśmy w domu - znamy "opowiadany" świat i jego reguły.
Samobójstwo kochanków, pozornie oklepana historia, nieuchronnie zmierzająca do przewidywalnego finału. A mimo to, czytałem z ciekawością jak ona się zakończy.
Dobra robota.
http://reflektorbossa.pl/
Blog o kolarstwie. Zapraszam zainteresowanych.
Odpowiedz
#12
Niezły cukiereczek Smile
Dobrze napisany i przemyślany.
Świetnie oddany nastrój przygnęgienia i nieuchronność "fatum".
Bardzo plastyczne opisy urealniają świat przedstawiony i pomagają czytelnikowi "zatonąć " w nim.
Brawo!
Tylko jakoś tak przypomina mi się jedno z wczesnych opowiadań A. Conan Doyle'a, gdzie para kochanków spleciona w uścisku spada w otchłań...
[Obrazek: eyes480c.jpg]

Mruczę, więc jestem!



Odpowiedz
#13
Kurde. Nigdy w życiu pisząc, nie inspirowałem się żadną książką a ciągle ktoś moje opowiadania z jakimiś tytułami porównuje Tongue A co najzabawniejsze, ludzie rzucają tytułami, o których nigdy wcześniej nie słyszałem Tongue
Czas chyba darować sobie pisanie, skoro nie jestem w stanie wymyślić nic, czego już by gdzieś nie napisano Tongue
Odpowiedz
#14
Żeby nie było, przeczytałem.
'Dopiero teraz, widząc te jej mokre oczy, dopada mnie prawdziwy smutek.' tu mnie gryzie 'te jej', nie lepiej pozbyć się jednego z tych słów?

A co do treści, to co ja mam Ci powiedzieć ponadto, co powiedzieli inni? Ja sam nie mam w sobie aż takiego romantyzmu. Poza tym, wkurzyłbym się jakby się okazało, że zmarła nierównocześnie, jak bym już tym romantykiem był. Choćby nawet na te dwie sekundy ;p Jakoś dla mnie wszystko jest tu zbyt jasne, zbyt oczywiste, zbyt... nie wiem, bez opcji? Nieuchronne? Nie ma w tym choć cienia szansy na zaskoczenie? A poza tym, od kiedy (nawet mechaniczne) trzmiele kąsają? Z biologii nie byłem asem, ale jakoś coś mi się nie kojarzy. Narracje masz dobrą, ale ja bym jednak widział tą samą scenkę trochę inaczej, gdyby pominąć te dialogi 'normalności' i tą posępną ciszę, a zastąpić je, na przykład, ostatnia próba negocjacji, że jednak może istnieć szansa (dla czytelnika oczywiście), że skoczy jedno z nich, albo żadne. Taka jest moja opinia, ale Ty jesteś twórcą i piszesz po swojemu :-)
Namaste, Tygerski
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#15
Z tym zdaniem masz rację, już poprawiam.

Patrzcie go, będzie mi rozstrzygał, czy mechaniczne trzmiele kąsają, czy nie Tongue Jak złapiesz takiego to wtedy to ustalimy xD

"Normalność" i cisza...wydawało mi się, że działa to na korzyść klimatu.

Dzięki, Tigre! (wcale Cię nie zmuszałem do czytania, prawda?Tongue )
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości