Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 4.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Czytanie
#1
Gazety

Orientacja, to grunt. Rozeznanie w tematach wygęganych przez media. Bo nie uchodzi być dyletantem. Bublicystycznym warchołem. Trzeba wetknąć nos w prasę. Poznawać poglądy sprzeczne z naszymi. Należy bezustannie poszerzać swoje horyzonty. Być poinformowanym i mieć zdanie. Sprawować nad nim kontrolę. Choćby było nieszczególne, ale niech będzie własne. Tak sobie dowodziłem zabierając się za lekturę codzienników (pozwoliłem sobie zostawić na weekend miesięczniki i pastewno - bulwarowe tygodniki).

***

Już pierwsze strony powiadamiały, że jest coraz lepiej, a za jakiś czas będzie cudownie. Informowały, że miasta pięknieją, rusztowania wznoszone są zgodnie z planem na ubiegły rok, a już wkrótce przybędzie mieszkań dla Vipów. Z dumą oświadczały, że transport stwarza coraz mniejsze zagrożenie dla korków, a autobusy i pociągi wyprzedzają rozkład jazdy. Do tryumfalnych artykułów o tym, co wkrótce będzie cacy, dołączyły rysunki obiektów znajdujących się w stanie ciągłego planowania oraz raporty z placu budowy świetlanego JUTRA. Lecz że świat nie składa się wyłącznie z rautów i koronacji, dla równowagi, bym się za bardzo nie rozbrykał z optymizmem, zaserwowały mi raport o najświeższych masakrach i spodziewanej zapaści. Czego - nie precyzowały. Co w pewnym sensie nie kłóciło się z polityką informacyjnej rzetelności, ponieważ pozostawiono mi miejsce na własne przypuszczenia.

***

Obliczyłem, że sylabizowanie JEDNEJ, zajęło mi godzinkę z kawałkiem. Wyciągnąłem kalkulator i zacząłem cykać w guziczki. Razem wypadły dwie krzesłogodziny na gazetę. Przy dobrych noszeniach, rzecz jasna. Poniekąd niewiele, ale przeczytać trzeba WSZYSTKIE, by nie posądzono mnie o nieznajomość wstydliwych punktów widzenia. Pomnożyłem ilość gazet przez ilość godzin i otrzymawszy wynik, chwyciłem się za głowę, bo wymiarkowałem, że przy obecnej ilości tekstów, choćbym się wściekł, to za cholerę nie dam rady być na bieżąco. Nie udźwignę, bo czas przeznaczony na lekturę, to wągier w porównaniu z następnymi godzinami, poświęconym na dyspozycyjne zrozumienie artykułu. Na dodatek musiałem przemnożyć przez pięć, bo tyle pism jest w moim Regionie. Wtedy okazało się, że spędziłem dniówkę na robocie głupiego. A to zaledwie prasa lokalna. Schody dopiero się zaczną przy opasłych tygodnikach, specjalistycznych miesięcznikach i kolorowym badziewiu zamieszczającym pogaduchy o czteroliterowej Maryni.

Wniosek? Żeby wiedzieć, co, gdzie, komu i jak piszczy w trawie, należy mieć sporo czasu na rozkurz, czyli być bezrobotnym. Tyle że wtedy za co kupić te kilometry rewelacji?

Książki

Pewnik: pytania o sens i cel człowieczego bytu wyznaczają ludziom zasady postępowania. Człowiek A. dokonał odkrycia, że jest istotą społeczną, a jego uczynki wywierają wpływ na postępowanie pozostałych ludzi. Natomiast indiwiduum B. zauważyło, że świat się zmienia, on zaś razem z nim. Z czego wynikała mu niesłychana prawda, że zupełnie inne są "techniki" opisywania dzisiejszych galopad, a odmienne, gdy przychodzi mu tułać się po wspomnieniach. Albowiem dysponuje rozróżnialnymi środkami wyrazu. A one moderowane są przez czas.

***

Styl T. Manna nie nadaje się do dzisiejszego odzwierciedlania zdarzeń, nastrojów i przeżyć. Jest to spowodowane przez ów czas: nie ma go tyle, co wtedy, gdy pisarz prowadził nas przez kilkutomowy ocean perypetii bohaterów. Rozparci w wygodnym fotelu, ze szklanką herbaty, albo sączący kropelkę czegoś mocniejszego, zasłuchani w odgłosy kominka, lewitowaliśmy po fabule razem z wszechwiedzącym autorem. Powoli, leniwie, bez pośpiechu, smakowaliśmy niezłą prozę, wiedząc że w każdej chwili możemy powrócić do fragmentów, nad którymi przysnęło się nam krzynę. Lecz jak strawić Manna dziś, w tramwaju, w kolejce po zasiłek, w biegu po zadyszkę? Przy czym zdajemy sobie sprawę, że przeczytaliśmy ledwie jedną powieść, no a żeby uchodzić za "totalnie" oczytanego i wypowiadać się na temat Jego twórczości, musimy znać większość z nich, o ile nie wszystkie. Ale to zaledwie prolog nieszczęść, bo na naszej drodze pojawiają się utwory Bunina, Tołstoja, Hugo, Zoli. Nie mówiąc o Wojdowskim, Nałkowskiej, Dąbrowskiej, Kuncewiczowej.

Tyle do zaznajomienia się, przeczytania, zrozumienia, narzekamy. A to przecież psi obowiązek człowieka chcącego cokolwiek wiedzieć o literaturze. Zaś jeszcze większy - dla pragnącego pisać. Skąd wziąć na to wszystko czas? Od tamtej pory wzrosła nie tylko liczba ludzi, ale i wzrosły hektary informacji. Nowinek, ciekawostek, zdarzeń wpędzających nas w euforię, czkawkę rozmyślań, czy zgagę popłochu! Jest ich teraz tak wiele, że nie nadążamy z kartowaniem, a co dopiero z ich analizą. Każdego dnia otrzymujemy ich coraz więcej. I niektóre są ważne, a nawet istotne. Należy wiedzieć o nich jak najwięcej. Gruntownie, do ostatniego wióra, z dookolnymi detalami. Lecz trzeba przeczytać wszystkie, bo dopiero po szczegółowej lekturze można oddzielić ziarna od plew i perłę od wieprza. A wszystko po to, by nie wyjść na umysłowego ordynusa.

***

Czytam listę arcydzieł literatury światowej i tak sobie myślę, że już po zobaczeniu samych tytułów ma się owrzodzenie psychiki, kompleksowe wzdęcia i mordercze zamiary! A jeszcze jak porachuję, ile to lat (ze sto, jak obszył) zajmie mi sylabizowanie wszystkich w całości, to nie mam wyjścia, tylko muszę się obwiesić. Bo stwierdzam, iż oprócz czytania, mam radosną manię pisania Z czego wynika, że jako dokumentnie oczytany skryba zacznę pisać mając na karku dziesiąty krzyżyk. No a co to za pisanie w nagrobkowym wieku stu wiosen? Wtedy, gdy moim jedynym zmartwieniem będzie pytanie: gdzie, do cholery, schowałem zęby? Stoję zatem w umysłowym rozkroku i nie wiem: mam być literatem, czy niepiśmiennym erudytą? A może lepiej żadnym z nich? Wtedy miałbym szansę zostać Ministrem!
Odpowiedz
#2
Wróciłeś do wielkiej formy, co mnie bardzo cieszy Smile
Wszystko jest na swoim miejscu, pięknie i proporcjonalnie rozmieszczone. Znów wplatasz w tekst to subtelne poczucie humoru, za które tak Cię cenię.
Ale nie tylko za to. Jest kilka bardzo sympatycznych gier słownych, z których moją najulubieńszą jest ta:

Cytat:dopiero po szczegółowej lekturze można oddzielić ziarna od plew i perłę od wieprza

Przy okazji podjąłeś się bardzo ciekawego tematu. Nie mamy czasu na nic, jeśli chcemy zrobić coś naprawdę rzetelnie, a szczególnie na czytanie. Nie sposób zapoznać się ze wszystkimi informacjami, wyrobić sobie jakieś własne zdanie, zbliżone do jakiejś prawdy obiektywnej. A jak chcemy jeszcze być oczytani i przy okazji dobrze pisać, to już wydaje się być niemożliwe.
Ale, z tego co widzę, jakoś dajesz radę łączyć jedno z drugim Smile
Winszuję i bez wahania wystawiam 5/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Zastanawia mnie, panie Owsianko, że w swoich rozważaniach o publicystyce całkowicie pomija pan publikacje w sieci, niejako internet w ogóle, gdzie przecież zróżnicowanie i liczba informacji, jak i wymienianych poglądów jest znacznie większa, niż w gazetach, pomijając oczywiście fakt, że wielokrotnie można się natknąć na dokładnie te same, bezczelnie skopiowane z innych źródeł . Aczkolwiek, żeby dokopać się do czegoś rzetelnego, rzeczywiście trzeba poświęcić sporo czasu. Ponadto zdajesz się ignorować fakt, że owe kilometry rewelacji często przewijają się w wielu gazetach te same.

Przesadą wydaje mi się pogląd, jakoby człowiek obeznany i oczytany miał wiedzieć absolutnie wszystko i czytać absolutnie wszystko, co jest zaliczane do tak zwanych światowych arcydzieł, szczególnie w dzisiejszym zalewie informacji. Dzisiaj zresztą nawet znajomość tych arcydzieł nie wystarczy, żeby być oczytanym, bo pierwszy lepszy polski wielbiciel fantastyki zapyta "Nie czytałeś "Wiedźmina? To co ty w ogóle czytasz?", a niełatwo znaleźć ludzi, z którymi podyskutuje się o Tołstoju zamiast o najnowszym dodatku do "Civilization V" (a i o grach wypadałoby coś wiedzieć, skoro chce się być obeznanym w naszej szarej rzeczywistości). "Wiedza o literaturze" kojarzy mi się raczej z jakimiś studiami nad nią, roztrząsaniem budowy, języka i tak dalej, i niekoniecznie jest tym samym, co znajomość literatury. Brak czasu na cokolwiek z powodu gonitwy za pieniądzem, czy też zasiłkiem, był wałkowany niejednokrotnie, wszędzie trąbią, że człowiek ma coraz mniej czasu, a jakoś mało kto bierze pod uwagę, że ów człowiek może sam zdecydować, czy woli poświęcić czas na czytanie gazet i zawartych w nich rewelacji, które niejednokrotnie mogą być wątpliwe, czy jednak zamiast tego przeczytać kawał dobrej literatury i wybrać się do biblioteki po Manna czy Kuncewiczową.

Napisane jak zwykle świetnie, panie Owsianko, pomijając trafiające się panu z rzadka nieprecyzyjne określenia, choć do zgodzenia się z prezentowanym stanowiskiem jest mi daleko.
Odpowiedz
#4
księżniczka

kiedy pod swoimi tekstami znajduję komentarze typu „TAK, ALE”, przypomina mi się następujący obrazek: rzecz dzieje się w cyrku. Na widowni mnóstwo osób, na arenie facet z kulistoczerwonym nosem. Stoi na jednej nodze drabiny wbitej w piach, na jakimś z najwyższych szczebli. Rozpaczliwie balansuje chcąc utrzymać równowagę. Głowę zadziera wysoko i śpiewa koloraturowym głosem „brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki”. Nagle z ostatnich rzędów odzywa się tubalny głos nałogowego malkontenta: TAK, ALE KIEPURA TO NIE JEST!

pozdrawiam serdecznie

Marek

Odpowiedz
#5
Panie Owsianko, zdaje się, że niedawno w tym dziale psioczył pan na dzisiejszą publicystykę, i to, że schodzi na psy, podczas gdy teraz potrafi pan jedynie rzucać wyzywaniem od malkontentów kogoś, kto nie pieje pod pana tekstami z zachwytu?
Odpowiedz
#6
księżniczka

chodziło o szukanie dziury w całym , a nie o gupi zachwyt: papierowe tak, ale gdzie internetowe: zawsze coś nie tak.

To jak z tym facetem z cyrku: nic to, że drabina i śpiewanie w chwiejnej pozycji. Ważne, że nie taki z niego Kiepura!

Chyba z zawiści tak się pani porobiło! Ale jest na to rada: proszę napisać lepiej.

Odpowiedz
#7
Panie Owsianko, zupełnie niepotrzebna uwaga pod adresem księżniczki, która skomentowała rzetelnie tekst i podzieliła się opinią. Zasłużyła na coś więcej niż anegdotkę, gdzie porównywana jest do nałogowego malkontenta... Confused
Wszak każda recenzja, to swojego rodzaju "Tak, ale...". Chociaż co ja mówię! Jest mnóstwo recenzji "Nie, bo...".
Na "Tak, ale..." trzeba zasłużyć. A zamiast się cieszyć, że jednak na początku jest "Tak", to się rzuca jakieś niepotrzebne anegdotki.
I kto tu jest malkontentem?
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
Laj

Na pytanie, kto tu jest malkontentem, odpowiadam, że JA. JA, ALE...

pozdrawiam i aż klnę z podziwu względem tego TAK.
Odpowiedz
#9
Jeśli pisze pan balansując na drabinie, to wycofuję wszelkie, choćby najniklejsze ślady krytyki spod pana tekstów, jakie kiedykolwiek tam zmieściłam. Napisać w takich warunkach lepiej nie dałabym rady, bo boję się drabin ze względu na wysokie prawdopodobieństwo uszkodzenia mojej zgrabnej pupy w razie upadku Wink

A bardziej serio, to drabina może będzie się mniej chwiała podparta argumentami, zamiast sugerowaniem zawiści, makontenctwa i podobnych.
Odpowiedz
#10
księżniczka

ady się nie denerwuj! I unikaj drabin!

pozdrawiam

Marek
Odpowiedz
#11
Jak na moje, ważne, żeby czytać cokolwiek mającego wartość, bo pojęcia "bestseller" i "arcydzieło" są zabójczo względne.
Dla przykładu, Żeromski ponoć ważnym dla polskiej vkultury pisarzem jest, a ja przeczytałam może pół "Przedwiośnia", bo go nie trawię. Popełniam za to zdradę zaczytując się Marininą. Ale czytam, to ważne Smile
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#12
zgadzam się - chyba lepiej czytać to, co dobre, a nie to obowiązkowe.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości