25-11-2015, 22:11
Siedzi przy ognisku całkiem sam – milczący bohater samotny najbardziej wśród ludzi – i cierpi, mimo że nie chce, przerwa w cierpieniu nie nadchodzi, cierpi nieustannie i nie ma nikogo, kto by go uratował. Podchodzi do niego jakaś dziewczyna, on jej nie zna, więc nadal wpatruje się w ogień, a ona nie zauważa mroku pokrywającego jego twarz. Widzi tylko czerwień.
- Co robisz? - pyta.
- Patrzę, jak to wszystko płonie.
***
- Jest taki młody.
- To go zabije.
- Pomóżcie mu.
- Ratujcie go.
- Tyle krwi...
- Uważaj! To się pali!
***
Idąc przez centrum miasta, chowa się we własnym cieniu, myśli i widzi; widzi szklane roboty, a przez szkło, z którego są zbudowane, widzi ich wnętrze, nie dostrzega uczuć, liczy skrawki duszy, mikroskopijne strzępy empatii i świadomości – bo tylko to pozostało. Ludzie dookoła niego pędzą przed siebie bez celu i z celem, bez sensu i z sensem, biegną, gubią się i myślą, myślą i mówią lub myślą i milczą, gubią się... I on również gubi się w tym pędzie. Szept w jego głowie przypomina mu o ogniu i śmierci. „Ile tutaj krwi...”. On zatrzymuje się. Jezu... to zaraz wybuchnie... Zamyka oczy... ...i świat wygląda inaczej, inaczej wygląda świat, wygląda inaczej świat, świat inaczej wygląda i świat wygląda...
***
Patrzy na trawiący wszystko ogień. Palenisko wyrzuca ze swego wnętrza snop iskier.
- Dlaczego milczysz? - pyta dziewczyna.
- Jeśli człowiek nie potrafi milczeć w towarzystwie, jest niewiele warty.
- Zapadasz się w sobie.
- Krwawię.
- Nieprawda. To przez ten ogień.
I ogarnia go bezkształt hałasu, gdy nad jego głową przelatuje ciężarówka.
***
Patrzy na swoją byłą dziewczynę.
- Dlaczego ze mną zerwałaś?
Odpowiada mu głuche milczenie.
- Czy to dlatego, że straciłem pracę?
Cisza. Tylko jej oddech. Wdech, wydech... Jej twarz rozrasta się do gigantycznych rozmiarów, by następnie rozmnożyć się na dziesięć twarzy, sto, tysiąc, nieskończenie wiele ukochanych twarzy, które zadają tyle niemal fizycznego bólu. Jego głowę rozsadza paniczny wrzask.
***
Włącza telewizor. Z odbiornika dobiega potok słów, z którego on wyłapuje jedno zdanie: „Świat jest iluzją”. Buddyści mieli rację. Czasem wygodniej żyć w świecie własnych fantazji. Wyobraźnia jest zbawieniem i przekleństwem.
- Niech ktoś mi wreszcie powie, o co w tym wszystkim chodzi?! - krzyczy do telewizora.
Gdy echo krzyku milknie, on dodaje prawie niedosłyszalnym, błagalnym szeptem:
- Proszę...
***
Gdy ogień pochłania już większą część lasu, dziewczyna nadal przy nim siedzi. Mówi coś, lecz on nie słucha. Po chwili jednak, z głębokim namysłem, ponurym głosem mówi:
- Wiesz, czasem chcę umierać i nie myślę już o niczym. Oczami wyobraźni widzę, jak me ciało gnije, jak ogarnia mnie wieczna ciemność, zostaję pochłonięty przez ogień piekielny i płonę jak ten las. Nie ma mnie i wreszcie jest dobrze.
A głos w jego głowie dodaje, że to prawda i już za późno na ratunek.
***
- Chyba już za późno.
- Postawcie gdzieś ten trójkąt ostrzegawczy, bo nas coś przejedzie.
- Biedny chłopak.
- Taki młody.
- To zaraz wybuchnie!
***
Słucha śmiechu swojej dziewczyny i cicho płacze. Stwierdza, że ludzie zapatrzeni w siebie samych nie dostrzegają cudzego cierpienia, gubią gdzieś empatię i tracą wzrok. Ślepną, głuchną, obojętnieją. I tylko na siebie samych są coraz mniej obojętni, i tylko siebie widzą doskonale, własne ja przesłania im rzeczy ważniejsze. On zapomina, że do niego również się to odnosi. Nie wie, że jego własne ja też cierpi z tego powodu, cierpi przez własny egocentryzm. Otaczający go ogień suchymi trzaskami zdaje się być potwierdzeniem wszystkich wniosków. No cóż... Chłopak nie wytrzymał napięcia...
***
-…chwila nieuwagi i koniec.
Koniec. Tak bardzo chciał żyć, a wrak jego samochodu i resztki drzew trawione są przez ogień.
-Straszny wypadek.
Ratownicy wnoszą jego nieruchome ciało do karetki.
- Dziecko, nie patrz na to.
Karetka odjeżdża.
- Jezu, ile tu krwi...
Milkną echa sygnału pogotowia, słychać tylko szum przejeżdżających pojazdów.
- Biedny chłopak, taki młody.
To koniec.
- Co robisz? - pyta.
- Patrzę, jak to wszystko płonie.
***
- Jest taki młody.
- To go zabije.
- Pomóżcie mu.
- Ratujcie go.
- Tyle krwi...
- Uważaj! To się pali!
***
Idąc przez centrum miasta, chowa się we własnym cieniu, myśli i widzi; widzi szklane roboty, a przez szkło, z którego są zbudowane, widzi ich wnętrze, nie dostrzega uczuć, liczy skrawki duszy, mikroskopijne strzępy empatii i świadomości – bo tylko to pozostało. Ludzie dookoła niego pędzą przed siebie bez celu i z celem, bez sensu i z sensem, biegną, gubią się i myślą, myślą i mówią lub myślą i milczą, gubią się... I on również gubi się w tym pędzie. Szept w jego głowie przypomina mu o ogniu i śmierci. „Ile tutaj krwi...”. On zatrzymuje się. Jezu... to zaraz wybuchnie... Zamyka oczy... ...i świat wygląda inaczej, inaczej wygląda świat, wygląda inaczej świat, świat inaczej wygląda i świat wygląda...
***
Patrzy na trawiący wszystko ogień. Palenisko wyrzuca ze swego wnętrza snop iskier.
- Dlaczego milczysz? - pyta dziewczyna.
- Jeśli człowiek nie potrafi milczeć w towarzystwie, jest niewiele warty.
- Zapadasz się w sobie.
- Krwawię.
- Nieprawda. To przez ten ogień.
I ogarnia go bezkształt hałasu, gdy nad jego głową przelatuje ciężarówka.
***
Patrzy na swoją byłą dziewczynę.
- Dlaczego ze mną zerwałaś?
Odpowiada mu głuche milczenie.
- Czy to dlatego, że straciłem pracę?
Cisza. Tylko jej oddech. Wdech, wydech... Jej twarz rozrasta się do gigantycznych rozmiarów, by następnie rozmnożyć się na dziesięć twarzy, sto, tysiąc, nieskończenie wiele ukochanych twarzy, które zadają tyle niemal fizycznego bólu. Jego głowę rozsadza paniczny wrzask.
***
Włącza telewizor. Z odbiornika dobiega potok słów, z którego on wyłapuje jedno zdanie: „Świat jest iluzją”. Buddyści mieli rację. Czasem wygodniej żyć w świecie własnych fantazji. Wyobraźnia jest zbawieniem i przekleństwem.
- Niech ktoś mi wreszcie powie, o co w tym wszystkim chodzi?! - krzyczy do telewizora.
Gdy echo krzyku milknie, on dodaje prawie niedosłyszalnym, błagalnym szeptem:
- Proszę...
***
Gdy ogień pochłania już większą część lasu, dziewczyna nadal przy nim siedzi. Mówi coś, lecz on nie słucha. Po chwili jednak, z głębokim namysłem, ponurym głosem mówi:
- Wiesz, czasem chcę umierać i nie myślę już o niczym. Oczami wyobraźni widzę, jak me ciało gnije, jak ogarnia mnie wieczna ciemność, zostaję pochłonięty przez ogień piekielny i płonę jak ten las. Nie ma mnie i wreszcie jest dobrze.
A głos w jego głowie dodaje, że to prawda i już za późno na ratunek.
***
- Chyba już za późno.
- Postawcie gdzieś ten trójkąt ostrzegawczy, bo nas coś przejedzie.
- Biedny chłopak.
- Taki młody.
- To zaraz wybuchnie!
***
Słucha śmiechu swojej dziewczyny i cicho płacze. Stwierdza, że ludzie zapatrzeni w siebie samych nie dostrzegają cudzego cierpienia, gubią gdzieś empatię i tracą wzrok. Ślepną, głuchną, obojętnieją. I tylko na siebie samych są coraz mniej obojętni, i tylko siebie widzą doskonale, własne ja przesłania im rzeczy ważniejsze. On zapomina, że do niego również się to odnosi. Nie wie, że jego własne ja też cierpi z tego powodu, cierpi przez własny egocentryzm. Otaczający go ogień suchymi trzaskami zdaje się być potwierdzeniem wszystkich wniosków. No cóż... Chłopak nie wytrzymał napięcia...
***
-…chwila nieuwagi i koniec.
Koniec. Tak bardzo chciał żyć, a wrak jego samochodu i resztki drzew trawione są przez ogień.
-Straszny wypadek.
Ratownicy wnoszą jego nieruchome ciało do karetki.
- Dziecko, nie patrz na to.
Karetka odjeżdża.
- Jezu, ile tu krwi...
Milkną echa sygnału pogotowia, słychać tylko szum przejeżdżających pojazdów.
- Biedny chłopak, taki młody.
To koniec.
„Poczułem podmuch powietrza wprawionego w ruch skrzydłem szaleństwa” - Charles Baudelaire