10-07-2011, 21:35
-Otwieramy?
-Nie wiem, myślisz że już się skończyło?
-Nie trzęsie się już od dwudziestu godzin. Chyba skończyli.
Ciche piknięcie zamka. Miarowy terkot licznika Geigera. Cicho bzyczy żarówka w śluzie.
-Na zewnątrz dobre warunki. Tylko osiemdziesiąt stopni. Nic nie walnęło nas bezpośrednio.
-To dobrze.
Kliknięcie zamykanych drzwi wewnętrznych. Szum krwi w uszach. Włączasz stare mp3. Depeche Mode dudni ci w uszach.
„We are the horniest boys...”
Otwierasz zewnętrzne wrota. Jęk przetopionych zawiasów i stuknięcie, gdy skrzydło drzwi odpada od skały do której było przymocowane. Patrzysz na bezkresną pustynię i błyszczący w oddali grzyb atomowy. Widać wiatr dawno nie wiał i jeszcze nie rozproszył pyłu... Licznik Geigera wskazuje poza skalę, na szczęście masz kombinezon.
„We are the dead of night...”
Wychodzisz. Mierniki wskazują zawartość atmosfery: 15 % tlen 62% azot 11% tlenki uranu... Widzisz metaliczny kurz w powietrzu. Pomimo kombinezonu czujesz gorąco promieniujące od szklanej powłoki po której stąpasz.
„We're in the zombie room...”
Słyszysz grzmot. Za horyzontem na południu wykwita kolejny grzyb. Wiesz, że nie będą już strzelać w Waszyngton. Czujesz się bezpiecznie.
-Wiedziałem, że Central Park to dobry pomysł
-No...
„We're twilight's parasites...”
Powoli odwracasz się w stronę tego, co kiedyś było słońcem. Przyglądasz się czerwonej, rozżarzonej kuli.
-Mamy jakieś szanse?
-Jedna na milion, może mniej.
Z trudem podnosisz wrota i osadzasz je na dawnym miejscu.
-Rozpocznij dekontaminację.
Czekasz spokojnie aż skomplikowane ramiona robotów oczyszczą kombinezon. Zostawiasz sobie słuchawki w uszach. Przez ostatni rok do nich przywykłeś.
„With self inflicted wounds...”
Ta... Ludzkość sama zadała sobie rany z których się już nie podniesie.
-Daj mi piwo.
Podnosisz szklankę starego, dobrego Buddweisera. Smakuje jak zawsze. Szkoda, że już go nie produkują.
-Urżnę się dzisiaj w trupa, co ty na to?
-Odradzam. Ostatnim razem chciałeś wyjść na zewnątrz bez hełmu.
-I co z tego? I tak umrę.
-Możemy to przynajmniej opóźnić.
I tak masz go gdzieś. Wypijesz tyle ile dasz radę.
Rozprostujesz ramiona
Pierwsze
Drugie
Jesteś wszak człowiekiem.
...
...
Trzecie
...
...
...
Czwarte
...
...
...
"We are the dead of night..."
-Nie wiem, myślisz że już się skończyło?
-Nie trzęsie się już od dwudziestu godzin. Chyba skończyli.
Ciche piknięcie zamka. Miarowy terkot licznika Geigera. Cicho bzyczy żarówka w śluzie.
-Na zewnątrz dobre warunki. Tylko osiemdziesiąt stopni. Nic nie walnęło nas bezpośrednio.
-To dobrze.
Kliknięcie zamykanych drzwi wewnętrznych. Szum krwi w uszach. Włączasz stare mp3. Depeche Mode dudni ci w uszach.
„We are the horniest boys...”
Otwierasz zewnętrzne wrota. Jęk przetopionych zawiasów i stuknięcie, gdy skrzydło drzwi odpada od skały do której było przymocowane. Patrzysz na bezkresną pustynię i błyszczący w oddali grzyb atomowy. Widać wiatr dawno nie wiał i jeszcze nie rozproszył pyłu... Licznik Geigera wskazuje poza skalę, na szczęście masz kombinezon.
„We are the dead of night...”
Wychodzisz. Mierniki wskazują zawartość atmosfery: 15 % tlen 62% azot 11% tlenki uranu... Widzisz metaliczny kurz w powietrzu. Pomimo kombinezonu czujesz gorąco promieniujące od szklanej powłoki po której stąpasz.
„We're in the zombie room...”
Słyszysz grzmot. Za horyzontem na południu wykwita kolejny grzyb. Wiesz, że nie będą już strzelać w Waszyngton. Czujesz się bezpiecznie.
-Wiedziałem, że Central Park to dobry pomysł
-No...
„We're twilight's parasites...”
Powoli odwracasz się w stronę tego, co kiedyś było słońcem. Przyglądasz się czerwonej, rozżarzonej kuli.
-Mamy jakieś szanse?
-Jedna na milion, może mniej.
Z trudem podnosisz wrota i osadzasz je na dawnym miejscu.
-Rozpocznij dekontaminację.
Czekasz spokojnie aż skomplikowane ramiona robotów oczyszczą kombinezon. Zostawiasz sobie słuchawki w uszach. Przez ostatni rok do nich przywykłeś.
„With self inflicted wounds...”
Ta... Ludzkość sama zadała sobie rany z których się już nie podniesie.
-Daj mi piwo.
Podnosisz szklankę starego, dobrego Buddweisera. Smakuje jak zawsze. Szkoda, że już go nie produkują.
-Urżnę się dzisiaj w trupa, co ty na to?
-Odradzam. Ostatnim razem chciałeś wyjść na zewnątrz bez hełmu.
-I co z tego? I tak umrę.
-Możemy to przynajmniej opóźnić.
I tak masz go gdzieś. Wypijesz tyle ile dasz radę.
Rozprostujesz ramiona
Pierwsze
Drugie
Jesteś wszak człowiekiem.
...
...
Trzecie
...
...
...
Czwarte
...
...
...
"We are the dead of night..."
Kobieto, puchu marny! Ty...
Jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto cię stracił...
Dziś piękność Twoją widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.
Jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto cię stracił...
Dziś piękność Twoją widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.