Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Cykl "dzika róża", tom 1-szy "Zgubiona"
#1
Zapraszam na kolejną odsłonę mojej pisaniny. Smile
Czekam na opinie.
______________________

Prolog


Bonnie stała pośrodku pięknej łąki. Promienie słońca muskały jej nagie ramiona, delikatny wietrzyk przeczesywał jasne loki, podwiewał zwiewną, letnią sukienkę dziewczyny. Miękka trawa pieściła bose stopy tej frywolnej trzpiotki, beztrosko tańczącej wśród słodko pachnących kwiatów.
I wtedy na skraju łąki znikąd pojawił się jakiś mężczyzna. Bez wahania ruszył w stronę tańczącej Bonnie.
— Witaj, moja droga.
Na dźwięk tego głębokiego, aksamitnego, uwodzicielskiego głosu dziewczyna stanęła. Spojrzała na nieznajomego z mieszaniną strachu i podziwu. Był bowiem piękny; miał krótkie czarne włosy, jasną skórę silnie kontrastującą z czernią jego ogromnych skrzydeł. Miał na sobie tylko luźne spodnie.
— Kim ty jesteś? — spytała drżącym głosem.
— Twoim przeznaczeniem — zabrzmiała odpowiedź.
Nieznajomy zbliżył się do niej i otoczył swoimi skrzydłami.
— Nie… — zaczęła protestować, lecz on uciszył ją namiętnym pocałunkiem.
— Jesteś moja — wymruczał, przywierając do dziewczyny. Jego sylwetka była niczym mgiełka. Bił od niej jakiś dziwny chłód, a w oczach mężczyzny błyskały iskry pożądania i żądzy.
Kolejny pocałunek zdusił wszelkie protesty Bonnie. Dziewczyna czuła wszechogarniającą ją bezradność i panikę. Pod wpływem przyciągania upadłego stała się uległa. Nie mogła się oprzeć. W końcu była tylko śmiertelniczką.
Posiadł ją, lecz nie było w tym akcie ani odrobiny czułości, delikatności. W łonie Bonnie poczęło się życie. Dziecko upadłego anioła i śmiertelniczki — Nefilim.


***

Dwudziesty dziewiąty dzień lutego — jedyny taki dzień na cztery lata, a więc wyjątkowy, szczególny. Ktoś, kto urodził się w tym dniu, może być pewien, że czeka go ciekawe życie, pełne przygód i niespodzianek.
Dziecię, które miało przyjść na świat, od pierwszych chwil swego istnienia skazane było na śmierć.
Reemlon Day był niespokojny. Chodził z kąta w kąt, denerwując się, stresując. Każdy wrzask dobiegający z pokoju obok przyprawiał go o gęsią skórkę. Bał się, że jego żona nie przeżyje porodu, albo, co gorsza, że oprócz swej małżonki straci także dziecko, które miało przyjść na świat. Lecz gdy tylko jego krzyk rozdarł ciszę oczekiwania, spowijającą domostwo państwa Day, a akuszerka wyszła z pokoju z uśmiechem na ustach, odetchnął z ulgą.
— Poród był trudny, ale na szczęście wszystko się udało. Ma pan śliczną córeczkę, panie Reemolnie. Gratuluję.
— Czy mógłbym ją zobaczyć? — spytał uradowany ojciec.
— Ależ naturalnie.
Świeżo upieczony tatko zajrzał więc do pokoju, w którym odbywał się poród. Gdy się wchodziło, czuło się drażniący zapach ziół i lekarstw. Przez okno wpadały promienie jesiennego słońca, oświetlając postać na łóżku. Kobieta miała miękkie rude loki i brązowe oczy wpatrzone teraz w spoczywające w jej dłoniach zawiniątko. Cisza była znakiem, że maleństwo zasnęło.
— Witam. — Wszedł dumny do pomieszczenia i przysiadł na rogu łóżka. — Jak się miewają moje królewny? — spytał, zniżając głos do szeptu.
— Dobrze, mój drogi. — Kobieta leżąca na łóżku zaśmiała się cicho. Jej śmiech był delikatny, przepełniony szczęściem, miłością. — Prawda, że jest śliczna? –Delikatnie podniosła zawiniątko z niemowlęciem i podała mężowi. — Podobna do tatusia.
Na te słowa serce mężczyzny się rozradowało. Spojrzał na śpiącą dziewczynkę. Była takim ślicznym dzieckiem. Nie mógł uwierzyć, że to on spłodził tak piękną córeczkę.
— Wybrałaś już dla niej imię? — Reemlon czule gładził po główce swą pierworodną.
— Niech będzie Eliza — zdecydowała kobieta.
Gdy „ceremonia” nadania imienia dobiegła końca, Messie chciała odpocząć po wyczerpującym porodzie, więc Reemlon zostawił ją samą, zastrzegając, że jeśli będzie czegoś potrzebować, będzie w pokoju obok.
— Wystarczy, że zawołasz, a przyjdę — obiecał, zanim zamknął za sobą drzwi.

Kilka dni później szczęśliwi rodzice, zgodnie z rytuałem, zanieśli pociechę do świątyni. Tam mieli poznać jej przyszłość.
Kapłanka Avaera wzięła płaczące dziecko w ramiona i delikatnie ułożyła na kamiennym blacie, uważając, żeby nie wyrządzić mu krzywdy. Zmrużyła oczy i rozłożyła ręce, modląc się do Boga Przyszłości, Vergileusza, w starodawnym języku.
— Ostendite mihi futurum pueri dominum futurum. Lux vitae ante.
Włosy kobiety unosiły się, delikatnie falując. Rozbłysk światła na moment oślepił zebranych, a ołtarz otoczył pierścień ognia. Na twarzy Mistrzyni malował się niepokój i zmartwienie. Gdy wszystko ucichło, zwróciła się do rodzicieli Elizy.
— Wasze dziecko… — Mówienie przychodziło jej z trudem. — Ono zagraża nam wszystkim. Jest niebezpieczne.
— Jak to? — Messie była zdruzgotana.
— Jeśli zostanie przy życiu, sprowadzi na nas zagładę. — Ton głosu wieszczki był obojętny, a jednak krył w sobie przestrogę. Wyraz twarzy kobiety nie zdradzał nic.
— To co się stanie z naszym maleństwem?
— Jutro, wraz z Najwyższą Radą, zaniesiemy je w Skaliste Góry.
— Ale… czy nie ma innego wyjścia? — Messie nie dawała za wygraną.
— Przykro mi. Musicie się z tym pogodzić.
Dayowie opuścili świątynie z wyrazem przygnębienia na twarzy i zalewającym serce smutkiem. Rozpacz otuliła ich swym dusznym całunem, pogrążając tych ludzi w całkowitym żalu.


Następny dzień był dla Messie i Reemlona trudnym przeżyciem. Mężczyzna niespokojnie krzątał się po domu, nie umiejąc znaleźć sobie miejsca, a kobieta cały czas trzymała w swych objęciach dziecko. Nie trwało to jednak długo, bowiem przybyła do ich domu Rada wraz z kapłanką. Przyszli po Elizę. Matka niechętnie oddała córkę w ich ręce, ale nie miała wyboru. Musiała. Łzy spłynęły po policzkach, gdy małą wyrwano jej z objęć, a usta zamarły w niemym okrzyku sprzeciwu.
— To konieczne — powiedziała Avaera, wychodząc i zostawiając zrozpaczonych rodziców samych.
Śnieg mienił się w promieniach zachodzącego słońca. Góry lśniły w świetle kończącego się dnia i wyglądały, jakby jakiś hojny bóg obsypał je diamentami. Ścieżki górskie były kręte i niebezpieczne. Strome zbocza gór groźnie opadały w dół. Pochód odnalazł jaskinię mieszczącą się we wnętrzu góry. Tam też pozostawili śpiące niemowlę, mając nadzieję, że mróz przyniesie mu szybką i lekką śmierć.



— Kochanie, musimy coś zrobić! — łkała Messie. Reemlon tulił ją do siebie i głaskał po włosach. Choć sam był dotknięty do żywego ostatnimi wydarzeniami, chciał pocieszyć swoją młodą żonę.
— Już dobrze. Coś wymyślimy — szeptał.
— Wiem! Chodźmy w góry i odszukajmy ją. Może jeszcze nie jest za późno! — Kobieta poderwała się z łóżka. Była gotowa wyruszyć nawet zaraz.
— Sam nie wiem… — Mężczyzna był pełen obaw. — A jeśli Rada się dowie? Możemy mieć problemy.
— Wtedy zmienimy miejsce zamieszkania. No chodź, proszę! — błagała, delikatnie ciągnąc męża za rękę.
— No dobrze… ale trzeba zabrać jakiś prowiant. Ja coś spakuję, a ty ubierz się cieplej. W górach jest zimno.
Kobieta skinęła twierdząco głową i zniknęła w sąsiedniej izbie.
Po kilku minutach wszystko było gotowe. Ruszyli więc ku górom w nadziei, że uda im się odnaleźć Elizę. Śnieżyca skutecznie utrudniała im zadanie, ograniczając widoczność prawie do zera, jednak nie poddawali się. Szli uparcie przed siebie, wspinali się na skalne półki, czasem nawet zbaczali z wyznaczonych szlaków, szybko jednak na nie wracali. Po kilku godzinach wyczerpującego marszu Messie musiała odpocząć. Zrobili więc krótki postój. Gdy Reemlon zajmował się przygotowaniem jedzenia, usłyszeli płacz. Dochodził gdzieś z bliska. Zostawili więc wszystko i pobiegli w stronę, z której dochodziło łkanie. Razem wpadli do ciemnej jaskini, w której leżała Eliza. Szczęśliwa matka wzięła na ręce swoją córeczkę i przytuliła ją do serca.
— Już dobrze, kochanie. Mama tu jest.
Everything it's possible...

Heart

Odpowiedz
#2
Dobra, jako, że dzisiaj mam dzień obsypywania komentarzami(i mam nadzieje, że będę miał takich więcej) choć tu nie znalazłem (a szukałem) błędów. Albo to moja nie kompetencja, albo to, że błędów jako takich w tekście nie ma.

PS.
Naprawdę masz 14 lat?
Odpowiedz
#3
Jeszcze mam 15, ale za miesiące stuknie 16. Smile
Everything it's possible...

Heart

Odpowiedz
#4
To jesteśmy z tego samego roku, chyba, że moja umiejętność liczenia jest równa zeru.
Z obserwacji: Wow! może po czterdziestce będę tak dobry jak ty teraz.
Odpowiedz
#5
Ależ dziękuję Ci za takie uznanie Smile
Który rocznik?
Everything it's possible...

Heart

Odpowiedz
#6
Cytat:Wtedy zmienimy miejsce zamieszkania.
Czyżby klasa urzędnicza? Ale wtedy chyba nie funkcjonowałoby kapłaństwo w takiej formie?
Zastrzeżenie: jakoś za łatwo im poszło znalezienie dziecka, to raz, dwa, za łatwo przyszła im decyzja, żeby przeciwstawić się decyzji tej kapłanki, czy kim tam ona była, bo w takim społeczeństwie (tak jak je sobie wyobrażam na podstawie tego, co tu jest, możliwe, że za dużo dopowiadam) posłuszeństwo wobec tradycji i nakazów kapłanów powinno być bardzo głęboko zakorzenione. Dwa, wypowiedzi bohaterów są ewidentnie współczesne, ich sposób odnoszenia się do siebie, zachowanie, nie są jak bohaterowie z innego, magicznego świata. Nie kupuję tego prologu.
Odpowiedz
#7
Dziękuję za opinię, postaram się poprawić.
Everything it's possible...

Heart

Odpowiedz
#8
Wstępem zaznaczę, że Twój warsztat jest naprawdę dobry (no, no, gratulacje!), a to że 'wyłapałem' Ci sporo rzeczy wynika z tego, że mam dziś wenę do komentowania i wgryzłem się w ten tekst dość mocno, he, he. :)

Cytat:I wtedy na skraju łąki znikąd pojawił się jakiś mężczyzna.
To "i" na początku nie bardzo mi pasuje, zaburza płynność moim skromnym zdaniem.

Cytat:Twoim przeznaczeniem — zabrzmiała odpowiedź
Nieoryginalna, sztampowa odpowiedź. Mogłabyś wymyślić coś bardziej tajemniczego, może nawet poetyckiego: coś takiego pasowałoby do tej dość niepokojącej postaci.

Cytat:Dziewczyna czuła wszechogarniającą bezradność i panikę.
Niepotrzebne słówko - 'ją'.

Cytat:Posiadł ją, lecz nie było w tym akcie ani odrobiny czułości, delikatności.
Zdecydowałbym się napisać albo 'czułości', albo 'delikatności'. Bo jest masło maślane. :P

Cytat:Dwudziesty dziewiąty dzień lutego — jedyny taki dzień na cztery lata, a więc wyjątkowy, szczególny.
Jak wyżej. Jedno określenie w zupełności by wystarczyło.

Cytat:Chodził z kąta w kąt, denerwując się, stresując.
Nie wiem czy to ja jestem jakiś przewrażliwiony i co powiedzą na to inni czytacze, ale mi się nie podoba ta maniera, która się wkradła do Twojego stylu.

Cytat:Niech będzie Eliza — zdecydowała kobieta.
"Niech będzie" - dość niefortunne sformułowanie w tym wypadku. To tak, jakby to imię się jej nie podobało, ale ostatecznie co tam - niech będzie. :P Nie wiem czy się jasno wyrażam, hmmm podam przykład: w barze pytają mnie jaki sos do kebaba? niech będzie paprykowy - odpowiadam, bo widzę, że w menu nie ma mojego ulubionego ogórkowego.
Matka raczej nie dała by dziecku takiego imienia 'niechbądziowego'. :P

Cytat:Reemlon zostawił ją samą, zastrzegając, że jeśli będzie czegoś potrzebować, będzie w pokoju obok.
Powtórzenie.

Cytat:Dayowie opuścili świątynie z wyrazem przygnębienia na twarzy i zalewającym serce smutkiem.
Zjadło ogonek w 'świątynię'. :D

Cytat:Po kilku minutach wszystko było gotowe. Ruszyli więc ku górom w nadziei, że uda im się odnaleźć Elizę. Śnieżyca skutecznie utrudniała im zadanie, ograniczając widoczność prawie do zera, jednak nie poddawali się. Szli uparcie przed siebie, wspinali się na skalne półki, czasem nawet zbaczali z wyznaczonych szlaków, szybko jednak na nie wracali. Po kilku godzinach wyczerpującego marszu Messie musiała odpocząć. Zrobili więc krótki postój. Gdy Reemlon zajmował się przygotowaniem jedzenia, usłyszeli płacz. Dochodził gdzieś z bliska. Zostawili więc wszystko i pobiegli w stronę, z której dochodziło łkanie. Razem wpadli do ciemnej jaskini, w której leżała Eliza. Szczęśliwa matka wzięła na ręce swoją córeczkę i przytuliła ją do serca.
Trzy zdania w jednym akapicie rozpoczynane przez Ciebie identyczną strukturą: czasownik + 'więc'. Jest to monotonne, trzeba uważać na takie rzeczy.

Jak mówiłem - warsztat jest dobry.
Akcja - szczerze mówiąc, tak sobie: dla mnie nie ma takich mocno przyciągających, wartkich scen albo takich, które by mnie szczególnie zaciekawiły. Zgaduję, że jest tak dlatego, że to wstęp - wprowadzenie bohaterów, pokazanie świata itd - co tu gadać, mam nadzieję, że dalej się rozkręci! :)
Bohaterowie - nie zżyłem się, ale sądzę, że da się z nich 'coś' wyciągnąć, oprzeć na nich jakąś fajną historię.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#9
Cytat:Bonnie stała pośrodku pięknej łąki. Promienie słońca <<muskały>> jej nagie ramiona, delikatny wietrzyk przeczesywał jasne loki, podwiewał zwiewną, letnią sukienkę dziewczyny. Miękka trawa <<pieściła>> bose stopy tej frywolnej trzpiotki, beztrosko tańczącej wśród słodko pachnących kwiatów.
I wtedy na skraju łąki znikąd pojawił się jakiś mężczyzna. Bez wahania ruszył w stronę tańczącej Bonnie.

pogrubione - zbędne lub nieudane/nie pasujące.
<<kursywa>> - podobnie jak wyzej (nie pasujące) ale takie bardziej z mojej wybrednosci; takie moje czepianie sie no;] powiedzmy sobie. (to BYŁO kursywą, ale jak wysłałem tego posta to zauważyłem, że w cytacie WSZYSTKO jest kursywąBig Grin toteż zmieniam oznaczenie na <<>>)
podkreślone - powtórzenie/błąd (np. pomylony podmiot) lub rażąca sprzeczność.

(będę to również stosował poniżej; to, co stoi w quote - reszta nie)
Cytat:Na dźwięk tego <<głębokiego, aksamitnego, uwodzicielskiego>> głosu
dziewczyna stanęła
Cytat:miał krótkie czarne włosy, jasną skórę silnie kontrastującą z czernią jego ogromnych skrzydeł. Miał na sobie tylko luźne spodnie.
Cytat:Nieznajomy zbliżył się do niej i otoczył <<swoimi>> skrzydłami.
Cytat:— Nie… — zaczęła protestować, lecz on uciszył ją namiętnym pocałunkiem.
Cytat:Jego sylwetka była niczym <<mgiełka>>.
czyli???? zalecam rozwinąć.
Cytat:Dziewczyna czuła wszechogarniającą ją bezradność i panikę
.
Cytat:Pod wpływem <<przyciągania>> upadłego stała się uległa.
Jakoś mi się to przyciąganie nie podoba. Bardzo umowne jak dla mnie.

Cytat:Dziecię, które miało przyjść na świat, od pierwszych chwil swego istnienia skazane było na śmierć.
Może być błędnie zrozumiane. Lepiej dopisz coś w stylu: „które DZISIEJSZEJ/TEJ nocy miało przyjść na świat…”. Poza tym piszesz, że SKAZANE było na śmierć, a jednak nie umarło. Zmień to. Narażone było, tak; wyjatkowo narażone, ok; poród był trudny, dobra. Ale nie było skazane, bo przezyło. Trochę to wiesz... nie pasuje.

Cytat:Reemlon Day był niespokojny. Chodził z kąta w kąt, denerwując się, stresując.
Powtarzasz się. Był niespokojny – to wiemy od pierwszego zdania. Denerwować się i stresować to właściwie to samo – a jednocześnie to tylko ogólniki; tu ci starczy taki jeden. O rodzaju stresu/zdenerwowania może z kolei mówić zgoła inny opis – jak np. opis zachowania, wyglądu.
Mamy wiec obraz człowieka niespokojnego z jakiegoś powodu i możemy mieć co do tego zasadniczo dwa pytania: 1. dlaczego tak jest; i 2. jak dokładnie się to objawia. Na pierwsze dostajemy po jakimś czasie odpowiedz – jego kobieta rodzi. Na drugie odpowiadasz zaledwie: chodził z kąta w kąt. Niewiele więcej. Bo nawet..
Cytat:Każdy wrzask dobiegający z pokoju obok przyprawiał go o gęsią skórkę.
..mówi nam całe nic.

Cytat:Bał się, że <<jego>> żona nie przeżyje porodu, albo, co gorsza, że oprócz swej <<małżonki>> straci także dziecko, <<które miało przyjść na świat>>. Lecz gdy tylko jego krzyk rozdarł <<ciszę oczekiwania, spowijającą domostwo państwa Day>>, a akuszerka wyszła z pokoju z uśmiechem na ustach, odetchnął z ulgą.
Po kolei. "Jego" jest zbędne; błędu nie czyni, ale jest zbędne. "Swej" to już z kolei coś koniecznie do wyrzucenia.
Najważniejsze jest jednak to "jego", które tworzy chaos w podmiotach. "Jego" - czyli dziecka, miało być. A zaraz potem w tym samym zdaniu piszesz "odetchnął z ulgą" - ojciec, nie dziecko. Widzisz mieszanie sie podmiotów? To nie jest poprawnie.
A co z tą <<"ciszą...">> wziętą w kursywę? Cóż.. była mowa o wrzaskach (w ogóle w końcu to poród, nie? i to z komplikacjami) a tu nagle taka cisza. Już choćby atmosfera wyczekiwania, by była lepsza, chociaż ja osobiście bym sobię z tym rozdzieraniem czegokolwiek odpuścił.

Ponadto sposób, w jaki piszesz (chociażby przytoczony fragment), jest pozbawiony literackości. Tak. Podobnym językiem pisze się chociażby instrukcje obsługi. Punkt po punkcie, co i jak sie robi. Tutaj jest punkt po punkcie, co czuje bohater/co następuje po czym. Takie tworzenie to nie tylko taniocha, jak dla mnie to niedopuszczalne - przynajmniej na tyle, że takich rzeczy się nie wydaje, co chyba jest niemałym miernikiem wartości dzieła jako takiego;]. W książce musi się coś dziać nie tylko fabularnie, ale i językowo, uważam. Pierwsze zdanie (właściwie ono jest tu najgorsze) brzmi tak, jak to moje przykładowe: "Adam wiedział, że jeżeli Zenek do niego strzeli i trafi, kula przebije jego ciało, a w efekcie pozbawi go życia". Rozumiesz, o co mi chodzi?

Cytat:Poród był trudny, ale na szczęście wszystko się udało. Ma pan śliczną córeczkę, panie Reemolnie. Gratuluję.

Cytat:Świeżo upieczony tatko zajrzał więc do pokoju, w którym odbywał się poród.
Wyżej był ojciec, a teraz znowuż tatko - ale to pikuś, ot, moje czepianie sie. Inna sprawa, że nagle zmienia się (tak drastycznie) nastrój. "Tatko" to nader infantylnie i radośnie. Na mój gust nie pasuje w tym miejscu.
Cytat:<<Gdy się wchodziło>>, czuło się drażniący zapach ziół i lekarstw.

Na wejsciu. Cokolwiek, tylko nie tak, jak jest.
Cytat:Cisza była <<znakiem>>, że maleństwo zasnęło.
Tu już takie moje czyste wybrzydzanie;p Nie jest źle, ale może lepiej nie znakiem, a 'podpowiadała Reemlonowi' (ta cisza), 'świadczyła' - a nawet 'świadczyć MOGŁA'?? No, że dziecko usnęło;]

ciekawe jest to, jak prędko Reemlon założył, że dziecko jest płci żeńskiej;]

Cytat:Na te słowa serce mężczyzny się rozradowało. Spojrzał na śpiącą dziewczynkę. Była takim ślicznym dzieckiem. Nie mógł uwierzyć, że to on spłodził tak piękną córeczkę.

Z całego tekstu bije młodym wiekiem autorki. Naprawdę. Ale ten powyższy wycinek aż cieknie niedojrzałością literacką, że tak to określę. Bo literacko jest tragicznie. Tak to można pisać wypracowania z polskiego; powiedziałby kto, że pisałaś to z nożem pod gardłem; że koniecznie miał być opis emocji tatka plus wygląd maleństwa. Tylko że to nie jest fuszerka, a po prostu coś świadomie zatwierdzonego.
Pierwsze zdanie – może kwestia gustu, nie wiem; dla mnie coś strasznego. Drugie – bez zastrzeżeń. Trzecie i czwarte – przedszkole.
Mogę się mylić, może tylko ja mam takie odczucia, nie wiem.

Cytat:Gdy „ceremonia” nadania imienia dobiegła końca, Messie chciała odpocząć po wyczerpującym porodzie, więc Reemlon zostawił ją samą, zastrzegając, że jeśli będzie czegoś potrzebować, będzie w pokoju obok.
— Wystarczy, że zawołasz, a przyjdę — obiecał, zanim zamknął za sobą drzwi.
Musiałem przytoczyć całość;/
Już nie będę się zbytnio czepiał całości, a powiem tylko, że zarówno to długaśne zdanie, jak wypowiedź Reemlona, poradziłyby sobie samodzielnie, jedno bez drugiego. I byłoby o wiele lepiej.


Cytat:— Wasze dziecko… — Mówienie przychodziło jej z trudem.
Cytat:Ton głosu wieszczki był obojętny
Też się nie zamierzam czepiać, bo o warsztacie wypowiem się ogólnie na sam koniec. Powiem tylko tyle: cholernie to niekonsekwentne.

Cytat:Rozpacz otuliła ich swym dusznym całunem, pogrążając tych ludzi w całkowitym żalu.
Cytat:Następny dzień był dla Messie i Reemlona trudnym przeżyciem. Mężczyzna niespokojnie krzątał się po domu, nie umiejąc znaleźć sobie miejsca, a kobieta cały czas trzymała w swych objęciach dziecko. Nie trwało to jednak długo, bowiem przybyła <<do ich domu>> Rada wraz z kapłanką. Przyszli po Elizę. Matka niechętnie oddała córkę w ich ręce, ale nie miała wyboru. Musiała. Łzy spłynęły po policzkach, gdy małą wyrwano jej z objęć, a usta zamarły w niemym okrzyku sprzeciwu.
Krzyku, nie okrzyku. wyróżniłem "ich domu", bo potem masz "ich ręce". za to "ich ręce" dlatego, że zdanie wypadnie bez tego lepiej.

Cytat:Choć sam był <<dotknięty do żywego>> ostatnimi wydarzeniami, chciał pocieszyć swoją młodą żonę.
Ranyyyyy!!! "dotknięty do żywego ostatnimi wydarzeniami"??? No proszę cię. Jak dla mnie tragedia (mówię o tej uwadze. kompletna klapa).

Cytat:<<Wiem>>! Chodźmy w góry i odszukajmy ją. Może jeszcze nie jest za późno!
WIEM! ;/ bez komentarza. ten sam komentarz podpinam pod:

"Mężczyzna był pełen obaw."
"Wtedy zmienimy miejsce zamieszkania." sic!
"delikatnie ciągnąc męża za rękę."

Cytat:Kobieta skinęła twierdząco głową i zniknęła w sąsiedniej izbie.

Pierwszy raz musiałem cytować około 90% utworu;/
Nie mam pozytywnych not dla ciebie. Twój tekst wydaje mi się przede wszystkim baaardzo naiwny. Historia, postacie, narracja. Piszesz zrozumiale i po polsku – ale nic poza tym. Postacie, dialogi i przebieg wydarzeń nie są wiarygodne, a sztuczne, najkonkretniej naiwne właśnie. Wszystko to zaś jest naiwnie opisane; nagminnie czynisz dziecinne uwagi i w dziecinny też sposób (znowuż prostoduszny) prowadzisz tok narracji, tok zdań – przykłady już podałem. Zauważyłem też, że nie chcesz się rozpisywać, a masz momenty, które do tego wręcz obligują; najlepszym przykładem jest zakończenie tego prologu.
Gdybyś miała jakieś pytania, co do mojego posta, czegoś nie zrozumiałaś (wolę, żebyś sama dociekła, o co mi może chodzić, dlatego np. napisałem w pewnym momencie „bez komentarza”), albo się z czymś nie zgadzasz;], pisz a postaram się ci to rozjaśnić.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości