Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Cykl "Miasto Boże": Ostatni sen Ptasznika
#1
Cykl "Miasto Boże"
OSTATNI SEN PTASZNIKA


Kilka elegancko ubranych osób przyglądało się w milczeniu leżącemu na łóżku mężczyźnie. Łóżko było wysunięte z głębi jednej z kilkudziesięciu szuflad, równomiernie rozłożonych na ścianach pomieszczenia przypominającego nieco kostnicę. Lampa zawieszona pod sufitem rzucała upiorny blask na nagie ciało. Klatka piersiowa unosiła się i opadała miarowo, a do żył na rękach mężczyzny podłączone były kolorowe przewody, niknące w mroku szuflady. Jego głowę otaczała opaska Mind Playera. Jedno oko przysłaniał mikroprojektor urządzenia.
Jako pierwsza ciszę przerwała jasnowłosa kobieta.


.oOo.


Biegłem. Zdawało mi się, że całą wieczność. Wąska, metalowa rampa zawieszona wysoko nad kanałem uciekała spod moich stóp, a stukot ciężkich butów odbijał się echem od ścian wznoszących się po obu stronach. Wysoko w górze granat wieczornego nieba kontrastował z szarością betonu. Rampa ciągnęła się prosto przez jakieś sto metrów, po czym znikała za ostrym zakrętem. Zaczynałem odczuwać brak sił. Zaryzykowałem szybki rzut oka za siebie.
Dwóch ścigających mnie facetów zmniejszało odległość. Nadludzkim wysiłkiem przyspieszyłem kroku. Zakręt był coraz bliżej. Nagle coś z tyłu trzasnęło głucho. Niemal w tym samym momencie spory kawałek betonu odpadł ze ściany obok, pociągając za sobą kaskadę białego pyłu. Padł drugi strzał i tym razem usłyszałem świst plazmy tuż kolo ucha. Udało mi się dobiec do zakrętu, zanim wystrzelono po raz trzeci. Z ulgą pokonałem ostry łuk i wpadłem prosto w pustkę.
Rampa była zerwana tuż za rogiem – jej część musiała przerdzewieć i zapaść się. Zdążyłem tylko krzyknąć i runąłem wprost w płyciznę kanału, jakieś piętnaście metrów w dół. Poczułem serce w gardle…
...i otworzyłem oczy. Uniosłem soczewkę mikroprojektora i zamrugałem, odzyskując ostrość widzenia. Następnie wyciągnąłem z ucha igłę złącza, po czym zdjąłem z głowy Mind Playera. Lekka dezorientacja jak zawsze minęła po kilkunastu sekundach.
– I jak preview? – zapytała młoda kobieta siedząca w fotelu za biurkiem.
– W porządku, Moni – odparłem. Przez moment miałem uczucie déjà vu. – Daje radę, wezmę. Gość połamał sobie kręgosłup, ale przeżył, mówisz? Jestem pewien, że znajdę kilku masochistów, którzy będą chcieli za to zapłacić.
– Michał… Uważaj na siebie. Ostatnio podejrzanie często kręci się tu KSP. Widziałam też paru tajniaków bez koloratek. Mam zamiar zmienić miejscówkę. Chyba przeniosę się bliżej centrum okręgu.
– Nie boisz się konkurencji? – zdziwiłem się. Monika była zazwyczaj ostrożna, nie lubiła ryzyka.
– Wolę bać się konkurencji niż pancernych koloratek – na jej twarzy przez chwilę zakwitł uśmiech. – Tę pierwszą zawsze można wykończyć. Czarny rynek rządzi się swoimi prawami, szczególnie w naszej branży. Przecież nie muszę ci tego mówić.
– Nie musisz – zgodziłem się. Wiedziałem, że Katolickie Służby Policyjne składały się z doskonale wytrenowanych oddziałów. Kościół katolicki, który dawno temu wyszedł poza sferę duchową i stał się organizacją polityczną, a w 2032 roku przejął władzę w ogarniętym powiększającym się kryzysem państwie, bardzo dbał o poziom szkolenia nowej policji. Pancerne koloratki, czyli wyszkoleni klerycy, którzy zastąpili standardowe jednostki prewencyjne i porządkowe, nie miały sobie równych pod względem umiejętności bojowych.
– Najdalej za tydzień już mnie tu nie będzie. Za gorąco się robi.
– Ile za ten dream? – poklepałem leżący obok Mind Player.
– Jak dla ciebie czterdzieści. Plus dzisiejsza noc dla mnie, włączając w to kolację przy świecach i opróżnienie butelki wina z niesyntetycznych winogron. Co ty na to?
Zapadło milczenie. Nie musiałem odpowiadać. Zmierzch sączył się do pokoju przez duże okna, zatapiając pomieszczenie w półmroku. Dziewczyna posłała mi powłóczyste spojrzenie spod kaskady blond włosów i zamrugała niemożliwie długimi rzęsami. Nie, zdecydowanie nie musiałem odpowiadać. Po prostu uległem. Jak zawsze, przez całe dwa lata naszej znajomości. Nie wiem, dlaczego do tej pory nie byliśmy razem. Chyba obydwoje zbytnio ceniliśmy niezależność i swobodę. Poza tym, gdybyśmy stworzyli związek z prawdziwego zdarzenia, ciężko byłoby nam ze sobą handlować nielegalnymi projekcjami. Chociaż z drugiej strony… Gdyby połączyć dostawców Moni z moimi koneksjami wśród odbiorców dreamów, moglibyśmy rozkręcić razem niezły biznes.
Kobieta wyrwała mnie z zamyślenia dotykając lekko dłoni. Nawet nie widziałem jak podchodziła. Kiedy tylko chciała, potrafiła się skradać jak kotka.
Po kolacji na zmianę kochaliśmy się i przysypialiśmy, dopóki blady świt nie zajrzał w okna apartamentu. Wtedy zasnęliśmy na dobre, wtuleni w siebie; szczęśliwi, zmęczeni i zupełnie nieświadomi nadchodzącej tragedii.


.oOo.


Promienie słońca padające na łóżko zbudziły mnie koło południa. Po cichu wygrzebałem się spod kołdry, starając się nie obudzić Moniki. Odwróciła się tylko na drugi bok i westchnęła lekko przez sen, a jej włosy rozlały się po poduszce jasną falą. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się, pakując przy okazji do plecaka wkładkę z nagraniem. Na parter zjechałem windą. W jej drzwiach minąłem się z trójką facetów w długich, czarnych płaszczach. Nie mieli koloratek, ale zdecydowanie wyglądali na tajniaków z KSP, o których wspominała wczoraj kobieta.
Gdy zniknęli w windzie, momentalnie dopadłem drugiej kabiny. Chwilę musiałem odczekać, zanim zjawiła się na dole. Podjechałem na piętro poniżej apartamentu mojej wspólniczki i wszedłem po schodach na górę, zachowując czujność. Drzwi do mieszkania były lekko uchylone. Wślizgnąłem się do środka. Ostrożnie stawiałem kroki, posuwając się powoli w głąb przedpokoju. Nagle z sypialni dobiegł mnie urwany krzyk, zmieszany z brzękiem tłuczonego szkła. Wpadłem tam jak burza, wyciągając z kieszeni płaszcza mały pistolet plazmowy.
Wielkie okno znajdujące się naprzeciwko wejścia było rozbite. Na zewnątrz kołysała się Ważka – smukły i zwrotny pojazd, służący do transportu niewielkich oddziałów KSP. Z pokojem łączyła ją dość szeroka, wysuwana rampa, po której dwóch facetów w płaszczach wynosiło nieprzytomną Monikę. Trzeci właśnie wznosił pistolet do strzału. Uskoczyłem za fotel stojący obok, a w miejscu, gdzie przed chwilą stałem, dywan zamienił się w parującą, zieloną papkę. Odczekałem kilkanaście sekund. Gdy spodziewane kolejne strzały nie padły, ostrożnie wychyliłem głowę. Zobaczyłem tylko jak ostatni z napastników znika we wnętrzu Ważki, a ta wznosi się pionowo w górę, wciągając jednocześnie rampę. Odważyłem się wyjść dopiero kiedy huk silników zginął w codziennych odgłosach Miasta.
Zakląłem szpetnie i sprawdziłem mieszkanie. Wszystkie pomieszczenia były w nieładzie. Tajniacy ewidentnie czegoś szukali i widać było, że znają się na swojej robocie. W ciągu tych kilku minut dokładnie przeczesali cały apartament, na który składały się sypialnia, łazienka, pokój dzienny oraz kuchnia. Nie byłem pewien czy znaleźli to, za czym węszyli, ale przypuszczałem, że nie – skoro zabrali Moni żywą.
Jeszcze raz przeszukałem mieszkanie – tym razem dokładniej – licząc na jakieś poszlaki, jednak bez powodzenia. Zrezygnowany wymknąłem się z budynku i skierowałem swe kroki do pobliskiej speluny.


.oOo.


Knajpa nazywała się “Ostatnie namaszczenie” i była obskurna. W ciemnym, zadymionym wnętrzu powietrze wydawało się ciężkie i gęste. Barman skrzypiał nienaoliwionymi kończynami i co rusz mylił się przy nalewaniu trunków. Sala mieściła kilkanaście stolików, z których zaledwie parę było zajętych przez pojedynczych klientów. Z ukrytych gdzieś pod sufitem głośników sączył się stary jak świat jazz. Coltrane, o ile dobrze rozpoznałem charakterystyczny saksofon. Zamówiłem syntetyczne piwo i oparłem się o stojącą obok baru maszynę do spowiedzi. Była nieczynna. Pęknięty ekran nie wyświetlał żadnego obrazu, a materiał pokrywający klęcznik był brudny i potargany. W miejscach takich jak to raczej mało kto z nich korzysta, skonkludowałem. Większą popularnością cieszyły się na ulicach i w urzędach, gdzie skatolicyzowane i zindoktrynowane społeczeństwo mogło się natychmiast wyspowiadać, czy to w nagłym wypadku, czy po prostu kiedy czuło taką potrzebę. Wystarczyło wcisnąć przycisk i konspiracyjnym szeptem powierzyć automatowi swoje winy. Konto bankowe delikwenta natychmiastowo pomniejszano o adekwatną do popełnionych czynów kwotę, zgodnie z cennikiem ustalonym przez Kościół. Następnie ze slotu pod ekranem wylatywała mała, plastikowa karta, która potwierdzała uzyskanie rozgrzeszenia – co przydawało się na przykład podczas obowiązkowego cotygodniowego nabożeństwa, na którym nieobecność była karana grzywną.
Barman postawił przede mną piwo. Było całkiem smaczne, jak na syntetyk. Zastanawiałem się, czego mogły szukać Służby u Moniki. Jedyne, co mi przychodziło do głowy, to nielegalne nagrania. Miałem jednak pewne wątpliwości. Wykorzystanie Ważki wskazywało na powagę sprawy. Normalnie zgarnęliby ją do radiowozu i zawieźli na najbliższy kaplicariat. Tam – przesłuchali i wypuścili, z braku dowodów. Jak zawsze. Monika dobrze wiedziała, jak się wybronić z takich sytuacji. Nie, to musiało być coś poważniejszego niż zwykły nalot w celu konfiskaty dreamów… Czy jest coś, o czym nie wiedziałem? Może wplątała się w jakieś niebezpieczne interesy? Całkiem możliwe. To by tłumaczyło nagłą decyzję o przeniesieniu biznesu bliżej centrum okręgu. Poczułem się nieco zawiedziony. Ba, zdradzony nawet! Żachnąłem się. Myślałem, że mówiła mi o wszystkim, a jednak miała swoje tajemnice.
Usiadłem przy jednym z wolnych stolików w najciemniejszym końcu sali, wyciągnąłem smartcoma – poręczne urządzenie, łączące w sobie cechy starych telefonów komórkowych, palmtopów i kilku innych podobnych gadżetów – i powoli sącząc piwo, wykonałem kilka połączeń. Miałem wtyki tu i ówdzie, a kilka osób było mi dłużnych przysługi. Tak to się kreci, ty pomagasz komuś, a ktoś tobie.
Pierwszy odezwał się Dziki, który pracował dla KSP w call center okręgu tutejszego kościoła. Sprawdził połączenia z ostatnich dwóch tygodni, które mogłyby mieć coś wspólnego z Moni, ale nic nie znalazł. Jej imię i nazwisko ani razu nie padło w oficjalnej komunikacji Służb Miasta. Czekając, aż odezwą się pozostałe kontakty, zamyśliłem się.
Smutne, że nikt już nie używał nazw miejscowości sprzed lat. Wciąż kołatały się one w pamięci co starszych mieszkańców, ale niemal cała powierzchnia kraju była jedną wielką konglomeracją i nowy rząd oficjalnie zmienił nazwę państwa na buńczuczne Miasto Boże. Struktura administracyjna państwa również zmieniła się po przejęciu władzy przez kler, czyli tak zwanym Przewrocie Rydzyka. Dawne województwa zostały zastąpione przez „okręgi”, których centrami zostały bazyliki, katedry i większe kościoły – wszystkie odpowiednio ponumerowane. Okręg pierwszego kościoła obejmował tereny byłej Warszawy i tak dalej, koncentrycznie, aż do granic Miasta. Wraz z postępem technologicznym i globalizacją większości sfer życia społeczno–politycznego ludzie stopniowo zapominali o dziedzictwie narodowym i pamięć o historii Polski–Miasta sprzed drugiej polowy XXI wieku była coraz mniej żywa. Co prawda w szkołach wciąż udzielano lekcji historii, ale szczerze mówiąc wątpię, żeby zrobotyzowani nauczyciele, starannie zaprogramowani przez kościelnych urzędników przedstawiali prawdziwe wersje wydarzeń. Indoktrynacja przede wszystkim. Większość społeczeństwa potulnie akceptowała ten stan, poświęcając uwagę zarabianiu pieniędzy i wydawaniu ich na nowe zdobycze modnych od jakiegoś czasu nano– i holotechnologii.
Po dwóch kolejnych niepowodzeniach i kuflu syntetycznego jasnego szczęście w końcu dopisało. Ekran smartcoma rozjarzył się nadchodzącym połączeniem. Maciej, stary znajomy, który teraz zajmował ciepłą posadkę kierownika jednej z pomniejszych centrali przepływu informacji KSP, dał cynk, że do kaplicariatu p.w. Serca Jezusowego przywieziono dziś Monikę Bielicką. Podziękowałem kumplowi, dopiłem piwo i udałem się do domu. Pod wieżowcem, w którym mieszkałem, zauważyłem kilka obłych, żukopodobnych pojazdów Służb. Przejechałem obok nie zatrzymując się. Byłem niemal pewien, że znajdowały się tam z mojego powodu.
Samochód porzuciłem kilka przecznic dalej. Musiałem zdobyć inny środek transportu albo poruszać się pieszo. Z oczywistych względów wybrałem pierwszą opcję. Niedaleko stąd mieszkał jeden z moich przyjaciół. Po zdawkowych wyjaśnieniach zgodził się pożyczyć mi swoje sportowe cacko, pełne luksusowych dodatków, typu fotele z masażem czy aromaterapia. Markus pracował jako dyrektor wykonawczy w jednej z większych korporacji Miasta Bożego i wiódł samotne, acz szczęśliwe życie. Raz na kilka lat mógł sobie nawet pozwolić na prawdziwy urlop poza granicami kraju, zamiast tanich, wirtualnych holowakacji. Znaliśmy się od dziecka. Nie przeszkadzało mu, że handluję nielegalnymi projekcjami – od czasu do czasu nawet kupował ode mnie po znajomości co bardziej smakowite kąski.
Z obawy przed namierzaniem postanowiłem nie używać autonavi i poprowadziłem pojazd ręcznie. Udałem się w okolice kaplicariatu, do którego przewieziono dziewczynę i zaparkowałem w bocznej uliczce. Przez chwilę zastanawiałem się co robić. Nagle jakiś dziwny impuls kazał mi wysiąść z samochodu. Jakby wbrew własnej woli zacząłem iść w stronę budynku. Nie bylem pewien, co zamierzam zrobić. Wszedłem do środka i włożyłem rękę do kieszeni płaszcza, gdzie miałem pistolet. Zatrzymałem się w kabinie przejściowej, a beznamiętny automat powiedział:
– Witamy w KSP. Służymy Miastu i Bogu z honorem. Proszę przyłożyć oko do skanera.
Nie ruszyłem się.
– Proszę przyłożyć oko do skanera.
Stałem nieco zdezorientowany, nie za bardzo wiedząc, co mam zrobić. Jeśli dam się przeskanować, na pewno mnie zwiną.
– Proszę przyłożyć oko do skanera. Niezastosowanie się do tej prośby jest karalne.
„Raz kozie śmierć”, pomyślałem i pochyliłem się nad soczewką. Na pół sekundy oślepił mnie błękitny promień.
– Pan Michał Ptasznik. W czym może pomóc KSP? – zapytał robot. Odetchnąłem z ulgą.
– Przyszedłem zobaczyć się z Moniką Bielicką.
– Proszę do środka. Oficer dyżurny udzieli panu dalszych informacji.
Drzwi wejściowe rozsunęły się z sykiem. Coś tu było nie tak. Ogarnął mnie niepokój. Nie potrafiłem powiedzieć, dlaczego, ale jakoś nie chciałem tam wchodzić. Mimo to nogi jakby same poprowadziły mnie do przodu.
Pomieszczenie było dość duże. Oświetlało je kilka lamp rtęciowych. Było jednak dziwnie puste – jedynym meblem okazało się biurko pośrodku. Za nim siedziała...
– Ty? Przecież ty... Ty nie żyjesz!
Zaczęła się śmiać. Głośno i nienaturalnie. Kolana ugięły się pode mną i spadłem w ciemność, czarną jak włosy dziewczyny, która śmiała się przez łzy.


.oOo.


Po jakimś czasie, który wydawał się wiecznością, wróciła świadomość.
Biegłem. Bez końca i bez początku. Dwóch ścigających mnie facetów deptało mi po piętach. Dwukrotnie rozległy się strzały i tyleż razy chybiły. Udało mi się dopaść zakrętu, zanim strzelili do mnie po raz trzeci. Z ulgą pokonałem ostry łuk i wpadłem w pustkę.
Rampa była zerwana tuż za rogiem, runąłem wprost w płyciznę kanału. Poczułem serce w gardle…
...i otworzyłem oczy.
– I jak preview? – zapytała.
– W porządku, Moni. Daje radę. Wezmę – odparłem i opanowało mnie uczucie dziwnego déjà vu. Było o tyle nietypowe, że zdawało mi się, iż nie tylko przeżyłem już to, co się dzieje, ale znałem zakończenie tej historii... Przez głowę przemknęła mi wizja mojej wspólniczki i kochanki siedzącej za pustym biurkiem w kaplicariacie i śmiejącej się w głos. Niedorzeczne. Pewnie śniło mi się kiedyś coś podobnego.
– Gość połamał sobie kręgosłup, ale przeżył, mówisz? Jestem pewien, że znajdę kilku masochistów, którzy będą chcieli za to zapłacić – powiedziałem, pozbywając się natrętnych myśli, że coś jest nie tak.
Przez okna apartamentu powoli sączył się mrok.


.oOo.


Jako pierwsza przerwała ciszę jasnowłosa kobieta:
– Panowie, jak widzicie, nowy system sprawdza się świetnie. Więzień Specjalny, Michał Ptasznik, skazany na dożywocie za gwałt ze skutkiem śmiertelnym oraz za czarnorynkowy handel projekcjami do Mind Playerów, jest jednocześnie pierwszym podmiotem testowym tego projektu. Do dnia, kiedy jego mózg przestanie funkcjonować z przyczyn naturalnych, będzie wciąż przeżywał ten, mówiąc slangiem, którego używają handlarze, dream. Koszmarny dream. System jest tak zaprogramowany, żeby za każdym razem przypominał sobie odrobinę więcej z tego, co wydarzy się później. Na początku będzie to zaledwie niesprecyzowane uczucie. Po około pięciu latach będzie znał całą historię na pamięć. I absolutnie nic nie będzie mógł na to poradzić.
– A systemy bezpieczeństwa? Co, jeśli coś mu się stanie? Serce nie wytrzyma, na ten przykład? – zapytał jeden z czwórki mężczyzn. Wszyscy ubrani byli w drogie garnitury i wyglądali na wysoko postawione szychy. Wkładki koloratek były z czystego srebra. To o czymś świadczyło.
– Aparatura podtrzymująca życie podłączona jest do centrali. Monitoring dwadzieścia cztery godziny przez siedem dni w tygodniu. Żywi ludzie, nie roboty. Jeśli coś pójdzie nie tak, natychmiast zostaniemy powiadomieni i najbliższy patrol przybędzie na miejsce, żeby sprawdzić przyczynę alarmu. To, czy nowa procedurę prawna, dotycząca odbywania kar przez Więźniów Specjalnych wejdzie w życie, zależy teraz tylko od panów decyzji – kobieta uśmiechnęła się, ukazując dwa rzędy nieskazitelnie białych zębów.
– Pani Moniko – odezwał się drugi mężczyzna, niski, otyły jegomość o nalanej twarzy. – Osobiście jestem pod dużym wrażeniem. Muszę powiedzieć, że leciałem tutaj z pewnymi wątpliwościami, co do pani osoby. Będę szczery. Nie sądziłem, że – proszę mi wybaczyć to określenie – zwykły tajniak, a w dodatku kobieta, może nas czymkolwiek zainteresować. Więcej, byłem pewien, że udzielimy pani reprymendy za marnowanie czasu wysokich urzędników kościelnych z okręgu pierwszego kościoła! Pozytywne wrażenie jest jednak tym większe, że zdążyłem się już zapoznać z kosztorysem tego projektu. Rzadko udaje się osiągnąć tak duże profity przy tak niskich nakładach.
– Ty jak zwykle o kosztach... – mruknął stojący obok facet i skinął głową w stronę pryczy. – Proszę go wsunąć z powrotem. Dość się już napatrzyliśmy.
Monika dotknęła jednego z przycisków na małej płytce z boku łóżka. Mechanizm zaszumiał cicho i wciągnął je do komory. Klapa, będąca jednocześnie monitorem zasunęła się z sykiem, a na ekranie pojawiły się rozmaite dane i wykresy.
Ruszyli w stronę wyjścia.
– Proszę mi powiedzieć, ile zajęło pani przygotowanie tego projektu? – zapytał otyły.
– Rok przygotowań i trzy lata działania pod przykrywką. Z czego dwa współpracy i romansu z Ptasznikiem.
– Dwa lata to szmat czasu. Nie żywi do niego pani żadnych uczuć?
Monika zatrzymała się i spojrzała mężczyźnie w oczy. Głęboko. Chwilę milczała, a jej dolna warga lekko zadrżała. Wreszcie odezwała się głosem zimnym jak stal.
– Ten skurwiel podłączył Mind Recorder do swojego mózgu. Następnie połączył to z Playerem, który założył mojej siostrze. W ten sposób, że odtwarzał jej w live–streamie to, co sam przeżywał. Co widział, słyszał i czuł. A później ją zgwałcił. Siostra skoczyła z siedemdziesiątego piętra. Na szczęście zmarła na zawał. W locie. Jedyne co mi po niej zostało to kosmyk czarnych włosów – jej dłoń powędrowała do szyi i mimowolnie dotknęła owalnego, złotego pudełeczka zawieszonego na łańcuszku. – Czy to wystarczy panu za odpowiedź?
Nie czekając, aż tamten się odezwie, szybkim krokiem ruszyła w stronę zaparkowanego radiowozu. Jej oczy lśniły dziwnym blaskiem. W budynku obok Michał Ptasznik przykładał właśnie oko do soczewki skanera, szczęśliwy, że wszystko idzie jak po maśle.


Leeds,
sierpień – październik 2010
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#2
Nie chciałabym pisać za dużo, ale...
Łzy napłynęły mi do oczu, jak tylko przeczytałam całość. Niby tylko literatura, ale poruszyło mnie do głębi. Nie wiem, co Autor wymyśli, jeśli chodzi o ciąg dalszy, ale żywię nadzieję, że frazes 'i żyli długo i szczęśliwie' znajdzie tu swoje uzasadnienie, chociaż to nie jest baśń.

Pozdrawiam,
Sol
Jestem użytkownikiem Forum Literackiego. Interpretuję, jak czuję. Proszę o rzeczową i konstruktywną krytykę.
Odpowiedz
#3
Autor już wymyślił, ale opublikować nie może, bo to opowiadanie na konkurs Smile Auto opublikuje po konkursie.

Cieszę się, że aż tak Cię poruszyło, Sol Smile Znaczy, działa!
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#4
Wstawiłem poprawioną wersję opowiadania, pod zmienionym tytułem. Wciąż bez zakończenia...
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#5
Usterki:

"Zaczynałem odczuwać brak sił" --- bardziej by tu pasowało "zmęczenie"

"zadymionym wnętrzu powietrze zdawało się ciężkie" --- zdawało się być, aczkolwiek nie jestem przekonany do tego w tym kontekście, nie brzmi najlepiej


"np. Podczas obowiązkowego cotygodniowego..." --- ten fragment całkowicie wyrwany z kontekstu. Nie pasuje do zdania poprzedzajacego.

A niech Cię Root! Jak już zaczynało się rozkręcać, to opowiadanie się urywa. Jak możesz! Żądam dalszej części. Inaczej będę krzyczał Smile

A mówiąc już poważnie, bardzo fajna opowieść, choć motyw ultrakatolickiego państwa znam z innych opowiadań, w tym zamieszczonych u nas na forum. Mimo to fajnie prowadzisz narrację i w tym aspekcie nie ma się do czego przyczepić. Dialogi w porządku, opisy zdarzeń również. Słowem, kawał dobrej fantastyki Wink

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#6
Hm, zmieniać już nic nie będę, bo opko poszło na konkurs chyba w takiej właśnie formie. Po ogłoszeniu wyników będę je mógł zamieścić w całości, czego nie omieszkam zrobić, coby Twoją ciekawość zaspokoić, Danku Big Grin
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#7
"Łóżko było wysunięte z głębi jednej z kilkudziesięciu szuflad, równomiernie rozłożonych na ścianach pomieszczenia przypominającego nieco kostnicę." --> coś temu zdaniu dolega, ale nie wiem co. Chyba tych kilkadziesiąt szuflad rozłożonych na ścianach. Szuflady zazwyczaj są wysuwaną częścią szafy. Nie wiszą na ścianach. Wiem o co ci chodzi, ale trochę nieszczęśliwie to opisałeś w tym miejscu.

Dlaczego lampy rtęciowe. Rtęciówki z tego co wiem nie świecą mdło, wręcz przeciwnie, są to wysokonapięciowe bardzo jasne źródła światła. W takim pomieszczeniu wystarczyłaby chyba jakaś świetlówka, kojarząca się właśnie (przynajmniej mi) ze szpitalami i kostnicami.

Wiesz, w trakcie snu, w fazie REM ( z angliszcza rapid eye movement) to źrenice wykonują intensywne ruchy pod powieką, nie gałka oczna. Gałka oczna, sama w sobie się nie rusza. Jeszcze jedna uwaga, drogi Autorze. Intensywne ruchy źrenic pojawiają się w fazie REM, która jako taka jest fazą snu płytkiego. W fazie snu głębokiego tak intensywne ruchy źrenic nie występują (NREM, z angliszcza non rapid eyre movement).

"Rampa ciągnęła się prosto przez jakieś sto, może dwieście metrów" --> spory rozrzut. Przebiegnij sto i przebiegnij dwieście metrów, odczujesz (przynajmniej ja odczówam z moją kondycją) różnicę. Myślę, że wystarczyłoby napisać, " (...) ciągnęła się prosto przez jakieś sto metrów".

"Dwóch ścigających mnie facetów zmniejszało odległość. Nadludzkim wysiłkiem przyspieszyłem kroku. Zakręt był coraz bliżej. Nagle coś z tyłu trzasnęło głucho. Niemal w tym samym momencie spory kawałek betonu odpadł ze ściany obok, pociągając za sobą kaskadę białego pyłu. Padł drugi strzał i tym razem usłyszałem świst plazmy tuż kolo ucha. Udało mi się dobiec do zakrętu, zanim wystrzelono po raz trzeci. Z ulgą pokonałem ostry łuk i wpadłem prosto w pustkę." --> opisy szybkiej akcji zazwyczaj charakteryzują się większa ilością zdań prostych. Ale czy nie jest ich za dużo? Przyznam, że czytając ten akapit miałem wrażenie, że oglądam pokaz slajdów. Może takie było zamierzenie, autorze. Jeśli tak to udało się.

"Kościół katolicki, który dawno temu wyszedł poza sferę duchową i stał się organizacją polityczną, a w 2032 roku przejął władzę w ogarniętym powiększającym się kryzysem państwie, bardzo dbał o poziom szkolenia nowej policji. Pancerne koloratki, czyli wyszkoleni klerycy, którzy zastąpili standardowe jednostki prewencyjne i porządkowe, nie miały sobie równych pod względem umiejętności bojowych." --> powrót do czasów, kiedy to miecz był wyrocznią Pana. Podoba mi się Autorze. Stalowe koloratki, bardzo dobre.

"Po kolacji na zmianę kochaliśmy się i przysypiali, dopóki blady świt nie zajrzał w okna apartamentu" --> tutaj jest walący po oczach błąd.

"Jeszcze raz przeszukałem mieszkanie – tym razem dokładniej – licząc na jakieś poszlaki, jednak bez powodzenia. Zrezygnowany wymknąłem się z budynku i skierowałem swe kroki do pobliskiej speluny." Mieszkanie zostało jeszcze raz przeszukane tym razem przez bohatera, ale on sam przeszukał je po raz pierwszy.

"W ciemnym, zadymionym wnętrzu powietrze zdawało się ciężkie i gęste." wydawało się być..., wydawało się.

"Coltrane, o ile dobrze rozpoznałem charakterystyczny saksofon." --> Usz ty, Coltrane co? Ciekawe dlaczego fatalistycznym bohaterom towarzyszy właśnie Coltrane? Wink

"Większą popularnością cieszyły się na ulicach i w urzędach, gdzie skatolicyzowane i (... ) co przydawało się na przykład podczas obowiązkowego cotygodniowego nabożeństwa, na którym nieobecność była karana grzywną." Spowiedniki bardzo fajny motyw.

"Ekran oLED" --> zbędny szczegół. Szczególnie że wątpię, żeby na oledach chodziło jakiekolwiek urządzenie za sto lat.

"Jedyne, czego potrzebujemy, żeby wdrożyć nową procedurę prawną, dotyczącą odbywania kar przez Więźniów Specjalnych, są panów podpisy" --> zdanie jest błędne. Wymaga poprawy jak rozkład jazdy PKP.

"Wreszcie odezwała się głosem zimnym jak stal, tnącym przestrzeń między jej ustami a jego uchem niczym promień dezintegratora" --> rzeczywiście dosadnie się wyraziła. Nadmiar, drogi autorze.

Tekst pozytywnie mnie zaskoczył. Był dość przenikliwy i zgrabnie napisany, choć zdaniom w niektórych miejscach przydałby się lifting. Wiele elementów prześmiewczych i to działa na plus całości. Ogólnie czytało się miło. Szkoda tylko, że posłałeś ów tekst, Autorze zanim parę osób zdążyło go przeczytać. Uniknąłbyś wielu błędów i zapewne miał większe szanse na konkursie.





"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Odpowiedz
#8
Chrisioku, przepraszam - zapomniałem odpowiedzieć na komentarz, a później wyleciało mi z głowy... Przeczytałem i uwagi zanotowałem, ale nie miałem czasu poprawić. Ale mam to w terminarzu. Dzięki za Twój czas, wkład i cenne uwagi.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#9
Zabrałem się za to w końcu. Wersja po korekcie w pierwszym poście.

Chris, jeszcze raz dzięki za uwagi.
(13-01-2011, 15:08)Chrisiok napisał(a): Wiesz, w trakcie snu, w fazie REM ( z angliszcza rapid eye movement) to źrenice wykonują intensywne ruchy pod powieką, nie gałka oczna. Gałka oczna, sama w sobie się nie rusza. Jeszcze jedna uwaga, drogi Autorze. Intensywne ruchy źrenic pojawiają się w fazie REM, która jako taka jest fazą snu płytkiego. W fazie snu głębokiego tak intensywne ruchy źrenic nie występują (NREM, z angliszcza non rapid eyre movement).
Ups, przyznam, że nie poczytałem o tym, napisałem trochę na pałę. Mea culpa. Pośpiech.

Cytat:"Rampa ciągnęła się prosto przez jakieś sto, może dwieście metrów" --> spory rozrzut. Przebiegnij sto i przebiegnij dwieście metrów, odczujesz (przynajmniej ja odczówam z moją kondycją) różnicę. Myślę, że wystarczyłoby napisać, " (...) ciągnęła się prosto przez jakieś sto metrów".
Faktycznie.

Cytat:"Dwóch ścigających mnie facetów zmniejszało odległość. Nadludzkim wysiłkiem przyspieszyłem kroku. Zakręt był coraz bliżej. Nagle coś z tyłu trzasnęło głucho. Niemal w tym samym momencie spory kawałek betonu odpadł ze ściany obok, pociągając za sobą kaskadę białego pyłu. Padł drugi strzał i tym razem usłyszałem świst plazmy tuż kolo ucha. Udało mi się dobiec do zakrętu, zanim wystrzelono po raz trzeci. Z ulgą pokonałem ostry łuk i wpadłem prosto w pustkę." --> opisy szybkiej akcji zazwyczaj charakteryzują się większa ilością zdań prostych. Ale czy nie jest ich za dużo? Przyznam, że czytając ten akapit miałem wrażenie, że oglądam pokaz slajdów. Może takie było zamierzenie, autorze. Jeśli tak to udało się.
Nie, nie było to zamierzone, ale ciesze się, że tak to odebrałeś. Znaczy, nie jest źle - działa na wyobraźnię. Smile

Cytat:"Kościół katolicki, który dawno temu wyszedł poza sferę duchową i stał się organizacją polityczną, a w 2032 roku przejął władzę w ogarniętym powiększającym się kryzysem państwie, bardzo dbał o poziom szkolenia nowej policji. Pancerne koloratki, czyli wyszkoleni klerycy, którzy zastąpili standardowe jednostki prewencyjne i porządkowe, nie miały sobie równych pod względem umiejętności bojowych." --> powrót do czasów, kiedy to miecz był wyrocznią Pana. Podoba mi się Autorze. Stalowe koloratki, bardzo dobre.

"Większą popularnością cieszyły się na ulicach i w urzędach, gdzie skatolicyzowane i (... ) co przydawało się na przykład podczas obowiązkowego cotygodniowego nabożeństwa, na którym nieobecność była karana grzywną." Spowiedniki bardzo fajny motyw.
Post-rydzyk cyberpunk Big Grin (termin ©by gorzki Smile)

Cytat:"Jeszcze raz przeszukałem mieszkanie – tym razem dokładniej – licząc na jakieś poszlaki, jednak bez powodzenia. Zrezygnowany wymknąłem się z budynku i skierowałem swe kroki do pobliskiej speluny." Mieszkanie zostało jeszcze raz przeszukane tym razem przez bohatera, ale on sam przeszukał je po raz pierwszy.
Nie rozumiem - przeszukał dwa razy. We fragmencie, który zacytowałeś, przeszukuje drugi raz. Kilka linijek wyżej - pierwszy.

Cytat:"W ciemnym, zadymionym wnętrzu powietrze zdawało się ciężkie i gęste." wydawało się być..., wydawało się.
Blush

Cytat:"Coltrane, o ile dobrze rozpoznałem charakterystyczny saksofon." --> Usz ty, Coltrane co? Ciekawe dlaczego fatalistycznym bohaterom towarzyszy właśnie Coltrane? Wink
Generalnie lubię jazz. Często pojawia się w moich opowiadaniach...

Cytat:"Ekran oLED" --> zbędny szczegół. Szczególnie że wątpię, żeby na oledach chodziło jakiekolwiek urządzenie za sto lat.
Słuszna uwaga.

Cytat:"Jedyne, czego potrzebujemy, żeby wdrożyć nową procedurę prawną, dotyczącą odbywania kar przez Więźniów Specjalnych, są panów podpisy" --> zdanie jest błędne. Wymaga poprawy jak rozkład jazdy PKP.
Dzięki za wyłapanie tego, tricky one!

Cytat:"Wreszcie odezwała się głosem zimnym jak stal, tnącym przestrzeń między jej ustami a jego uchem niczym promień dezintegratora" --> rzeczywiście dosadnie się wyraziła. Nadmiar, drogi autorze.
Piszę głównie poezję, czasem się zapominam...

Jeszcze raz dzięki za konstruktywną krytykę, Chris. Przyznam, że strona techniczna takich opowiadań, to moja pięta achillesowa - za te uwagi jestem tym bardziej wdzięczny.


You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#10
Pomysł jest niezły i świetnie zrealizowany. Można by rzec, że z rozmachem. Choć jak doczytałem do połowy to musiałem zerknąć czy przypadkiem nie wróciłem na początek strony ;] Nie jestem pewien zakończenia, ale to już zostawię własnej rozkminie.
Nie wychwyciłem błędów, może ich nawet nie było. Czy było coś co mi się nie podobało? Chyba nie. Dobry tekst, bez zbędnego pisania.

Plusy
+ Pomysł
+ Świat przedstawiony
+ Nieprzewidywalność
+ Opisy

Minusy
- Lekkie zamotanie, spowodowane skończeniem w tym a nie innym miejscu
Odpowiedz
#11
Slavio, dzięki za komentarz Smile

You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#12
Po kolei.

Po pierwsze - warsztat. Jak się nie jestem w stanie na ogół wypowiedzieć (poza ogólnikami) to zwykle moge określić "wrażenia odsłuchowe", czyli po ludzku - jak się czytało. Czytało się generalnie dobrze.
Piszesz dosyć swobodnie i w miażdżącej większości wypadków nad zdaniami panujesz dobrze. Jakkolwiek zawsze warto się poprawiać, faze osiągania czytalności dawno za Tobą.
Dobrze.

Teraz pytania i uwagi do samego story.

0. Strange days deja vu. Domyślam się, że widziałeś. Nie na tyle, żeby przeszkadzać, ale na tyle, że jest wyraźnie zauważalne. Moja uwaga - z jakiegoś powodu wykorzystanie rzadkiego i charakterystycznego motywu bardziej bije po oczach niż częstego. "Policjant w świecie przyszłości" przejdzie bez echa. "Wrzucanie pierścienia do dziury w ziemi" jakoś zawsze spowoduje reakcje.
Inna rzecz, że SD to stary film i nie to jest osią fabuły, więc wolna wolaSmile

1. Główna i podstawowa - właściwie, po co to wszystko? System ma przestępcę, system go łapie, dlaczego wkręcać go w pętle, skoro nic to samemu systemowi nie daje?
W wypadku Moni to nie jest działanie całkiem niezależne - funkcjonuje jako część KSP, więc w szczególności - KSP ją finansuje. Dlaczego miałby płacić za osobistą zemstę, zamiast po prostu go zapuszkować?
Rozumiem, że potraktowanie ptasznika nie jest standardem. Więc czemu zdecydowano sie wyjść poza standard?
Facet mówi o profitach. Jakie to profity? Żre prąd, wymaga zamiast klawiszy profesjonalistów z nadzoru i sprzętu...?

2. Informacja o siostrze pojawia się jakdiabełek z pudełka, kiedy akurat jest potrzebna. Nie jest to błąd per se (to krótka forma) ale może nie od rzeczy byłoby jakieś delikatne zasugerowanie tych wydarzeń, tak, żeby czytelnik miał przynajmniej ślad powodów, żeby zaczynać o tym myśleć. Nie wiem, ptasznik może wspomnieć jak się zaczeło jego stwierdzenie, że dreamy to super pomysł, albo co.
Wtedy słowo klucz" siostra" będzie bardziej znaczące, niż kiedy jest po prostu osoba o której wcześniej nie słyszeliśmy i - niespodzianka - siostrą.

3. Zakładam, że podczas dreamu ptasznik nie jest sterowany, podejmuje decyzje, tylko one sa po prostu takie same za każdym razem.
Stąd pytanie - po co szturm na kaplicariat? To samobójstwo, jesli nie jest się LeonemTongue, a on nie jest - to gwałciciel i fixer. Wiem, że poszedł "wbrew własnej woli". Ale wcześniej tam przyjechał.

4. Ten facet jako gwałciciel albo laskę znał, albo nie. Jeśli nie znał, to ona musiała chyba wyskoczyć jeszcze przy nim, żeby o tym wiedział - nie wiem, czemu miałby śledzić jej los (chyba, że była w gazetach które akurat czytuje, ale to społeczeńśtwo kościelne, więc nie wiem). Jeśli znał, powinien widzieć o siostrze.

5. Tech: jesli używasz pistoletów plazmowych - to one strzelają jak domyślam sie plazmą, więc czymś bardzo gorącym co raczej dywan wypali niż zamieni go w zieloną papkę. Rozumiem, że jest to dream, al jak rozumiem - dla Ptasznika nie do odróżnienia od rzeczywistości.

6. Masz bardzo krzywy przeskok w trzecim akapicie.
Są w pomieszczeniu które wygląda jak kostnica, kupuje dream, ze zdania na zdanie przeskakujesz do apartamentu który ma wielkie okna - domyślam się, do kolacji. Zrób wcięcie, odstęp, albo co. Własciwie nawet te "oOo" byłyby na miejscu.

7. W tekście jest kilka tendencji do infodumpów - małych, ale jednak.
"Kościół katolicki, który dawno temu wyszedł poza sferę duchową i stał się organizacją polityczną, a w 2032 roku przejął władzę w ogarniętym powiększającym się kryzysem państwie, bardzo dbał o poziom szkolenia nowej policji. Pancerne koloratki, czyli wyszkoleni klerycy, którzy zastąpili standardowe jednostki prewencyjne i porządkowe, nie miały sobie równych pod względem umiejętności bojowych."
,
"Wciąż kołatały się one w pamięci co starszych mieszkańców, ale niemal cała powierzchnia kraju była jedną wielką konglomeracją i nowy rząd oficjalnie zmienił nazwę państwa na buńczuczne Miasto Boże. Struktura administracyjna państwa również zmieniła się po przejęciu władzy przez kler, czyli tak zwanym Przewrocie Rydzyka. (...)poświęcając uwagę zarabianiu pieniędzy i wydawaniu ich na nowe zdobycze modnych od jakiegoś czasu nano– i holotechnologii."
i
"co przydawało się na przykład podczas obowiązkowego cotygodniowego nabożeństwa, na którym nieobecność była karana grzywną."

Wiem, że chcesz przekazać informacje na temat świata, który wykreowałeś, ale patrzysz przez pryzmat bohatera. Normalny człowiek nie myśli tak szczegółowo. Może jakoś bardziej mimochodem i przy okazji innych przemyśleń?
"Minąłem kolejkę do konfesjonału - no tak, sobota. Nikt nie chciał jutro płacić grzywny za brak zaświadczenia o rozgrzeszeniu". Mniej więcej to mam na myśli, choć pewnie napiszesz to lepiej.

8. Mało używany konfesjonał będzie raczej nie postrzępiony i zużyty. Może zakurzony, albo zniszczony bo ktoś ewidentnie używał go do innych celów.

9. Facet wpada do windy za agentami. Może 30 sekund opóźnienia? Minuta?
Wjeżdża na górę. W tym czasie jednocześnie a. Mieszkanie jest profesjonalnie przeszukane, ale b. Monia jeszcze na tyle niezabezpieczona, że daje radę krzyczeć.

10. Ptasznik nie miał maski, starł się z dwom klerykami i Ważką, pewnie z kamerą. Nie martwił się, że go rozpoznają?


Trzeba dograć kilka rzeczy i pointa robi lepsze wrażenie jeśli jest sygnalizowana wcześniej i na końcu tylko się skleja puzzle. Ale to moja opinia.
A ja na ogół się czepiamSmile

Ogólnie - tekst na plus.
Odpowiedz
#13
Nie będę powtarzał mojej odpowiedzi na Twój komentarz do "Obudziłem...". Powiem tylko: serdeczne dzięki, uwagi skrzętnie zanotowałem i na pewno wezmę je pod uwagę.

You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#14
Kolejne z Twoich opowiadań którego akcja toczy się w "Mieście" Moje zdanie na jego temat znasz, bo o tym rozmawialiśmy. Jak zwykle u Ciebie dobrze napisane. Daję 9/10 żeby Ci jednak sodówka do głowy nie uderzyła Smile
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#15
Spokojna, nie uderzy. Sam sobie za to daję z piątkę co najwyżej Smile

Dzięki Smile

You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości