Kiedy siła do walki o własne zdrowie przestaje istnieć,
oznacza to koniec prawa do życia w tym świecie walki.
Ona należy do silnej całości, nie słabej połowy.
[sub]Adolf Hitler[/sub]
Nieskazitelna ciemność zdawała się pochłaniać cały doczesny świat. Rozrastała się, jednocześnie stojąc niewzruszona w tym samym miejscu. Impulsy przebiegały w jednostajnym tempie od góry do dołu, z dołu ku górze. Z prawej na lewą, z lewej na prawą. Mogłoby się zdawać, że zaczynają tworzyć apokaliptyczne tornado rodem z najgorszych koszmarów.
Odszukaj błękitu, dotarła do moich myśli wiadomość.
Szybko pojęłam, co jest moim celem, i odszukałam lśniące linie, które przecinały ciemność. Zastanawiające było, czemu nie zauważyłam ich wcześniej. Wyglądały przepięknie. Początkowo starałam się skupić na jednej, jednak szybko zrozumiałam, że jest to niemożliwe. Nie dostałam żadnej wskazówki, postanowiłam działać instynktownie. Oddaliłam się i, wytężywszy szósty zmysł, odnalazłam na nowo niebieskie kanały. Czułam, jak ich moc rośnie; jak kumuluje się kolejno w dłoniach, ramionach aż wreszcie w klatce piersiowej. Zadrżałam.
Nie przesadzaj, upomniano mnie, ale już nie słuchałam. Potęga, jaką miałam na wyciągnięcie ręki, skutecznie hamowała zdrowy rozsądek.
Nagłe szarpnięcie sprawiło, że odzyskałam jasność myślenia. Czuwano nade mną.
Spodobało się, co? Pamiętaj, że astral nie jest zabawką. Ostatnie ćwiczenie na dzisiaj. Znajdź wrota.
Nie byłam pewna, czym właściwie mogły być wspomniane wrota ani też dokąd mogły prowadzić. Głos jednak milczał, a ja miałam zadanie do wykonania. Ponownie wytężyłam zmysł i…
Duże krople deszczu uderzały w przednią szybę nowego mercedesa, rozbryzgując się złośliwie. Wycieraczki uwijały się jak szalone, powtarzając swoje monotonne ruchy prawo-lewo, lewo-prawo na maksymalnych obrotach. Zwykle to wystarczało, dzisiaj były zdecydowanie niewydajne.
- Nauczyłaś się na sprawdzian z matematyki?- zapytała nerwowo kobieta mocująca się z przełącznikami przy kierownicy. Żałowałam, że tak skąpi spojrzeń ulicy pełnej samochodów.
- Był wczoraj- mruknęłam.
- Uhm.
Cisza na nowo opanowała przestrzeń między nami. I chociaż denerwujący dźwięk pracujących wycieraczek, trąbiących pojazdów oraz kapryśnej pogody powinien ją niszczyć, działał zupełnie odwrotnie. Uwypuklał ją. Moja irytacja wzrastała wraz z obserwowaniem niezgrabnych ruchów zestresowanej kobiety. Czułam jak rośnie mi ciśnienie.
- Pójdę pieszo- Odpięłam pasy.
- Przecież pada, prze…
- Mam kaptur, do wieczora- przerwałam jej, opuszczając samochód tak szybko, jak to było tylko możliwe. Wyminęłam sąsiadujące z mercedesem brudne pojazdy i trafiłam na chodnik pełen kałuż. Westchnęłam. Był wtorek, kiepski dzień na wagary. A ja zdecydowanie nie miałam ochoty siedzieć w szkole.
Siedem godzin lekcyjnych wbrew wcześniejszych obaw minęło tego dnia dość szybko. Pogoda nie zachęcała nikogo do ciężkiej pracy, dwie godziny angielskiego poświęciliśmy na oglądanie jednego z filmów tego rodzaju, które miały zachęcić nas do polubienia brytyjskiego akcentu. Tytuł i zarys fabuły wyleciały mi z głowy od razu jak wyszłam z klasy. Pozostało jedynie mgliste wspomnienie kiepskich aktorów uznawanych za przystojniaków przez puste angielki. Świetnie.
- Lana?- Zaczepiła mnie niziutka szatynka, gdy wychodziłam ze szkoły. Westchnęłam. Liczyłam na szybkie ulotnienie się z budynku.- Masz dzisiaj chwilkę?
- Zależy na co, wieczorem mam trening.
- Właśnie… Bo…- jąkała się. Było to coś, czego szczególnie nie lubiłam u ludzi. Jakby nie mogli siedzieć cicho albo zwyczajnie zastanowić się przed otwarciem ust. Przecież to nie jest takie trudne.- Nie znalazłabyś może chwili żeby mnie poduczyć? Pokazać kilka chwytów?
Nie mogłam powstrzymać pełnego ironii uśmieszku, którego dziewczyna i tak nie zauważyła, gdyż wpatrywała się w czubki swoich butów ze zbyt wielkim zamiłowaniem. Nie było tak, że jej nie lubiłam. Zwyczajnie nie wyglądała na kogoś, kto uczyłby się sztuk walki na poważnie. Zdusiłam w sobie negatywne emocje i na nowo przybrałam pustą maskę.
- Nie wiem, czy jestem do tego dobrą osobą. Spróbuj porozmawiać z jakimś senseiem, numery znajdziesz w Internecie.
- Okej… Ja… Dzięki, Lano - Nieśmiały uśmiech zszedł z jej drobnej twarzy w kształcie serca. Odeszła, a ja zarejestrowałam, że przez całą rozmowę ani razu nie spojrzała mi w oczy. Nie było to jednak nic dla mnie nowego. Wiele razy słyszałam, że moje tęczówki przerażają. Błękit pomieszany z szarością i zielenią podobał się ludziom, fascynowało ich to nietypowe zabarwienie. Mimo to często narzekali, iż mają wrażenie, że są przez nie prześwietlani.
Cztery godziny później leżałam w przepoconych ciuchach na starym materacu ułożonym pośrodku podniszczonej, przedwojennej salki gimnastycznej. Mieściła się na obrzeżach miasta, należała do prywatnego właściciela – Olafa Kiliana – który był jednocześnie moim trenerem.
- Wstawaj, walcz- chłodny głos przeciął powietrze niczym świeżo naostrzona brzytwa.
Mężczyzna po trzydziestce stanął nade mną w rozkroku ze skrzyżowanymi rękoma. Kruczoczarne włosy opadały niesfornymi kosmykami na jego czoło, przez które przebiegała ledwo widoczna blizna, jej pochodzenia nigdy nie chciał wyjawić. Nie dyszał, nie ociekał potem. Zdawało się, że ćwiczenia prawie wcale go nie męczą.
Zerwałam się, przyjmując pozycję bojową. Olaf uśmiechnął się w charakterystyczny dla niego, prześmiewczy sposób. Oboje wiedzieliśmy, że nie mam z nim szans. Mimo to skoczyłam. Uderzywszy płaską dłonią w zdawałoby się stalowy tors przeciwnika, okrążyłam go szybko i powtórzyłam ruch, celując w górę pleców. Ten jednak zdążył się obrócić i podciąć mi nogi. Upadłam.
- Wstawaj- Zrobił trzy kroki w tył.
Policzyłam do pięciu i powtórzyłam sekwencję ruchów. Akcja potoczyła się tak samo, jak wcześniej. Rwący ból w lewym nadgarstku nie pozwalał mi się jednak dostatecznie skupić na porządnym uderzeniu. Zaklęłam w myślach.
- Jesteś za wolna.
- Jestem zmęczona.
- Gdybyś była szybsza, już dawno byłoby po pojedynku- uciął.
Odwrócił się do mnie plecami. To była moja ostatnia szansa tego wieczoru. Zrywając się szybko do pionu, doskoczyłam do niego i… Znowu wylądowałam na podłodze. Siła rozpędu była tak duża, że przejechałam kawałek na plecach. Kiedy moje ciało utraciło prędkość, leżałam w osłupieniu. Nie zauważyłam żadnego ruchu Olafa.
- Jak?
- Nigdy nie trać czujności, mała. Obserwuj. Na czym się skupiłaś, atakując? Na głowie, nogach?
Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Potaknęłam jedynie głową, wpatrując się w nieodgadnioną minę trenera. Nie byłam pewna, czy wyraża zaniepokojenie moim nędznym wyszkoleniem czy zniechęcenie.
-Błąd. Pominęłaś ręce. Wystarczająco silne pchnięcie zmieniło twój tor lotu.
Pomógł mi wstać. Dopiero wtedy naprawdę miałam okazję zauważyć, że tego dnia był wyjątkowo spięty. Stale napięte mięśnie, czujne spojrzenie. Zmartwiło mnie to. Trenował mnie od roku, zdążyliśmy wzajemnie się wyczuć i polubić. Wiedział, kiedy ja mam problemy i na odwrót. Naszej relacji nie nazwałabym mimo to przyjaźnią. Zachowywał się jak swoisty opiekun.
Upewniony, że utrzymam się na nogach, skierował się w kierunku tylnego wyjścia, które prowadziło do jego mieszkania. Ja natomiast zwróciłam się ku szatni, w której mogłam zmienić strój i wziąć szybki prysznic. Już miałam zamykać za sobą drzwi, gdy Olaf się odezwał. Było to tak zaskakujące, że aż podskoczyłam. Zwykle rozchodziliśmy się w ciszy abym mogła przemyśleć to, czego akurat mnie uczył.
- Lano, przyjdź do mnie jak już się ogarniesz, dobrze?
Rzuciłam coś w odpowiedzi, kiwając nieznacznie głową. Zastanawiałam się, o co może chodzić.
Zapaliwszy rażące, białe światło przywodzące na myśl stare szpitale, przekroczyłam próg malutkiego szarego pomieszczenia. Po lewej stały typowe, szkolne ławki. Po prawej zaś znajdowały się szafki, których otwartych nigdy nie widziałam, oraz drzwi do łazienki. Sięgnęłam po torbę i odszukałam w niej ciemnozielony ręcznik.
Nie wiedziałam, ile minut minęło. Na pewno nie więcej niż dziesięć. Narzucałam na siebie świeże ubrania, wpatrując się we własne odbicie w lustrze. Blada skóra, sińce pod oczami, lekko falowane, ciemne włosy opadające wzdłuż pleców. Końcówki powinnam podciąć już kilka dobrych miesięcy temu. Westchnęłam. Wyglądałam na zmęczoną i w istocie taka właśnie byłam.
Nagle poczułam czyjąś narastającą obecność. Zakręciło mi się w głowie, przykucnęłam przy zlewie, mrużąc oczy. Przez głowę przeleciała mi myśl, czy Olaf też to wyczuł. Instynkt podpowiadał mi, że powinnam się bronić. Nie mówił jednak, jak mam to robić. Ogrom energii przytłaczał mnie. Chciałam krzyczeć, ale gdzieś na obrzeżach umysłu rozsądek wydzierał się, że byłaby to jedna z większych głupot, jakie mogłabym zrobić w tym momencie.
Wszystko ustało tak niespodziewanie, jak się pojawiło. Osunęłam się wykończona na posadzkę i zakaszlałam. Trzęsłam się – ze strachu czy bólu – to nie miało znaczenia. Zaklęłam pod nosem. W podobnych momentach żałowałam, że dałam się wciągnąć w podróże astralne. Nigdy wcześniej jednak czyjaś obecność nie zwaliła mnie do tego stopnia z nóg. Sięgnęłam po torbę. Jeszcze nie byłam pewna, czy szukam papierosów, czy żyletek.
- Lano?
Do szatni wpadł zdenerwowany Olaf. Kopniakiem otworzyłam drzwi do łazienki i uniosłam kciuk ku górze na znak, że żyję i kontaktuję. Oboje mieliśmy szczęście, że nie zdążyłam dokopać się do szlug czy ostrzy. Już raz mieliśmy pogadankę na ten temat.
- Czułaś to? Lano, nic ci nie jest?
Uklęknął przy mnie, sprawdzając tętno poprzez przyłożenie palców do nadgarstka. Mimowolnie zmrużył oczy. Byłam pewna, że przypomniał sobie wieczór, gdy zastał mnie w podobnym położeniu z zakrwawioną blaszką w dłoni. Minęło od tego kilka miesięcy, jednak blizny wciąż były widoczne. Cały czas czułam ogromną wdzięczność wobec trenera, że nikomu nie pisnął nawet słówka o tym zdarzeniu.
- Czułam – mruknęłam, krzywiąc się. – Ale chyba nic mi nie jest.
- Walczyłaś?
Pokręciłam głową. Olaf pomógł mi stanąć na nogi, po czym zabrał moją torbę i zaprowadził do swojego mieszkania, gdzie czekała mnie niespodzianka.
Od mojej ostatniej wizyty nic się nie zmieniało. Kwatera była mikroskopijna. Składała się z trzech pomieszczeń jeśli liczyć łazienkę. Wejście prowadziło do kuchnio-salono-jadalni. Po lewej znajdowały się blaty, lodówka i kuchenka na gaz, przy której Olaf często coś pichcił. Dalej mogłam zauważyć okrągły stół z czterema krzesłami, progi kolejnych pomieszczeń oraz starą kanapę i telewizor. Minimalizm do bólu, chociaż gdzieniegdzie można było doszukać się żyjącej wciąż roślinki czy stosu gazet.
Wytężywszy wzrok, dostrzegłam lekko przygarbioną postać siedzącą przy stole. Osobnik zauważywszy nas, wyprostował się. Hebanowe, krótko przycięte włosy, żywe zielone oczy i usta wykrzywione w delikatnym uśmiechu sprawiły, że natychmiast przybyło mi sił.
- Cześć wojowniczko – Przywitał się, przytulając mnie mocno. – W porządku?
- Natan.
Uśmiechnęłam się, kiwając głową w odpowiedzi. Znaliśmy się od piaskownicy, jednak przez kilka lat nie mieliśmy kontaktu. Rodzice Nataniela wyjechali na sześć lat do pracy w Irlandii, gdzie cała trójka musiała zaczynać życie tak naprawdę od początku. Coś sprawiło, że rok temu wrócił i zamieszkał w swoim dawnym domu z babcią. Znów chodziliśmy do tej samej szkoły, czasem nawet razem trenowaliśmy. Zaprzyjaźniliśmy się na nowo. Mimo to ani razu nie wyjawił mi, co skłoniło go do powrotu.
- Czułeś to? – Wróciłam na ziemię.
- Oboje to czuliśmy – mruknął, opadając ze zrezygnowaniem na drewniane krzesło. – Nigdy nie miałem styczności z tak ogromną energią.
- O tym też chciałem z wami porozmawiać – wtrącił Olaf, stawiając przed nami trzy kubki pełne gorącej herbaty. Przyjemny zapach dodanej pomarańczy rozniósł się po całym mieszkaniu, wywołując u mnie delikatne dreszcze. Mężczyzna usiadł przy stole. – Od kilku dni wyczuwam coraz silniejsze fale energii zbliżające się do miasta. Jest nietypowa, chaotyczna. Pochodzi prawdopodobnie od kilku osób ukrytych za barierą, której nie da się przebić. – Westchnął. – Nie będę ukrywał, że nie wróży to nic dobrego.
- Nic dobrego? Może jakaś grupa po prostu ćwiczy – odezwał się Natan, wzruszając ramionami. Jego spojrzenie zdradzało jednak, że sam nie wierzy we własne słowa.
- To nie wygląda na ćwiczenia nawet najbardziej nieumiejętnych uczniów – uciął Olaf, zaciskając usta w wąską linię. Sytuacja wyraźnie go martwiła.
Zacisnęłam palce na kubku. Razem z trenerem odpychałam czasem ataki innych ludzi, byliśmy na to dobrze przygotowani. Ten jednak, który powalił mnie na ziemię, nie był żadnym ze znanych mi sposobów walki. Siła była zbyt wielka aby jakkolwiek zareagować. Gdyby nie bariera, moglibyśmy zlokalizować ich położenia i nawiązać próbę kontaktu lub chociaż spróbować ich osłabić.
- Musimy być gotowi na atak w każdej chwili – powiedziałam cicho bardziej do siebie niż zebranych.
- Przecież musimy coś zrobić, zadziałać. Mogą być niebezpieczni, są niebezpieczni – jęknął głośno Natan, wstając.
- Martwi nikomu nie pomożemy – Ponury ton Olafa ściekł po moich plecach razem z kroplą zimnego potu. – Póki nikogo bezpośrednio nie krzywdzą, lepiej się nie wtrącajmy.
Mój rówieśnik uderzył rękoma w stół i zrobił kilka kroków w tył, obracając się do nas tyłem. Bał się, czułam to. Zastanawiała mnie jedynie porażająca złość, jaką emanował. Jego reakcja wydawała się dla mnie irracjonalna.
- Uspokój się. W takim stanie nic nie zdziałasz – mruknęłam, upijając łyk napoju. Gorzki płyn pozostawił po sobie charakterystyczny posmak w przełyku. Spojrzałam pytająco na Olafa, ten jednak zbył mnie gestem później o tym pogadamy.
Nataniel zaśmiał się, opuszczając ramiona. Trząsł się, dłonie zaciskał w pięści. Jego oczy, w których zwykle odnajdywałam bezkres serdeczności, błyszczały wściekle. Odwróciłam wzrok, stawiając odruchowo między nami tarczę.
- Jak mam się uspokoić, kiedy nie wiadomo gdzie siedzą ludzie ciskający w naszym kierunku pociskami, jakich nie jesteśmy w stanie odbić?!
- Natanielu, uspokój się.
Nie zarejestrowałam momentu, kiedy Olaf stanął przed nim, kładąc ręce na barkach przyjaciela. Miał zamknięte oczy. Wyczuwałam przepływ energii między towarzyszami. Domyślałam się, że rozmawiają, studzą zbędne emocje. Opuściłam więc tarczę i cierpliwie czekałam. Natan początkowo wyraźnie się opierał, nie życzył sobie ingerencji trenera. Zwykle był jednak spokojny, to od niego uczyłam się opanowania przed walką. Nigdy nie przypuszczałam, że taka sytuacja będzie miała miejsce.
Moja torba zaczęła nagle wściekle wibrować. Dzwonił telefon. Schwyciłam szybko kawałek pozszywanego materiału niby dla sportowców i odszukałam cieniutkiego smartfona, na którego ekranie wyświetlał się zastrzeżony numer. Wróciłam na salę, odbierając.
- Halo? – pytałam, ale nikt się nie odzywał. – Halo? Halo?
Szelest. Wyraźnie słyszałam – i czułam – że ktoś jest po drugiej stronie. Ktoś, z kim nigdy wcześniej nie miałam styczności. Energia tego człowieka szybko zaczęła mnie przytłaczać. Już chciałam się rozłączyć, kiedy po drugiej stronie zapanowała idealna cisza. Było w niej jednak coś takiego, co nie pozwalało mi odsunąć komórki od ucha. Stałam jak zaczarowana. Świat rozmywał mi się przed oczami coraz bardziej, w końcu zupełnie stracił ostrość i przestał istnieć. Uszy zatykały się, płuca przestawały pracować. Nawet krew postanowiła zwolnić, zmniejszyć ciśnienie.
Nie byłam pewna, czy minęło kilka minut, czy sekund. Narastający gwałtownie niepokój poraził mnie, instynktownie oderwałam telefon od twarzy, rozłączając się. Aparat upadł na podłogę, w ślad za nim powędrowałam i ja. Chyba dygotałam, nie byłam pewna. Po wcześniejszym opanowaniu nie było ani śladu, nerwy rozchodziły się po całym ciele, przyprawiając o ból głowy.
Co się właściwie stało, starałam się skupić. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy. Nie miałam nawet pewności, czy człowiek, który dzwonił, był tym samym, co skierował w naszym kierunku powalającą falę energii.
Bałam się.
- Lano?
Olaf potrząsał lekko moim ramieniem. Obok niego stał podenerwowany wciąż Natan. Nie zauważyłam nawet, kiedy się pojawili. Obdarzyłam ich otępiałym spojrzeniem. Nie byłam w stanie wydusić słowa. Trener spojrzał na mnie pytająco, przykładając dwa palce prawej dłoni do mojej skroni.
Lano, co się stało?
Wyczuwałam jego obecność na obrzeżach umysłu. Był dalej niż zwykle, ledwo docierały do mnie wiadomości, jakie kierował. Wskazywałoby to na obecność bariery, jednak żadnej przecież nie wznosiłam.
Chciałam odpowiedzieć. Wtedy odkryłam, że nie jestem w stanie tego zrobić. Przerażona opuściłam gwałtownie stan astralny, wstałam i zrobiłam krok w tył. Chyba chciałam uciec, jednak zatoczyłam się. Zupełnie nie rozumiałam, co się dzieje. Czułam się jak sarna w klatce otoczonej przez łowców. Znów z opóźnieniem zarejestrowałam, że tkwię w ramionach Natana, a łzy ściekają mi po policzkach.
- Jest przerażona – szepnął, gładząc mnie po głowie. Byłam z niego dumna, zapanował nad emocjami w chwili, w której był potrzebny.
- Zblokowana. Chodź, musimy jej pomóc.
Luki w pamięci irytowały mnie coraz bardziej. Kolejny moment, jaki pamiętam, był już w mieszkaniu. Leżałam na wygodnej kanapie z pomarańczowo–brązowego materiału przykryta miłym w dotyku kocem. Ledwo mogłam się ruszać, dziwny telefon zdawał się pozbawić mnie całej energii. Jęknęłam bezgłośnie. Na szczęście nie odczuwałam już takiego strachu.
- Jak się czujesz?
Natan klęczał tuż obok, trzymając mnie za rękę. W każdej innej sytuacji wyszarpnęłabym ją, otrzepała się i uśmiechnęła – fałszywie czy szczerze – nieważne. Teraz jednak nie miałam na to siły. Pohamowałam język, chcący wyrazić niezadowolenie jego przesadną bliskością, i odszukałam Olafa. Siedział niedaleko ze zmrużonymi oczami.
- Bywało lepiej. Chcę wrócić już do domu – skłamałam. Chciałam po prostu zostać sama. Oddalić się od tego miasta na trochę. Od przeprowadzki dzieliły mnie niecałe dwa lata, po których nie miałam zamiaru wracać. Nie cierpiałam tego miejsca.
- Odprowadzę cię. Nabierz tylko trochę sił. Możesz wziąć ode mnie energię?
- Nie chcę – warknęłam.
- Przecież potrzebujesz. Śmiało.
- Nie rozumiesz, co mówię?!
Nagły przypływ mocy wstrząsnął moim ciałem. Wstałam, zrzucając koc szarpnięciem. Natan odsunął się i stanął w osłupieniu.
- Czy wyglądam na kogoś, kto potrzebuje pomocy?! – kontynuowałam.
Szybko cofnęłam się po torbę, która wciąż leżała przy stole, i skierowałam w kierunku wyjścia. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Skóra wibrowała, włosy unosiły się naelektryzowane. Każde spojrzenie przyprawiało o zawrót głowy, świat był przerażająco ostry. Dopadłam do drzwi i odbiłam się od nich. Syknęłam z bólu.
- Nigdzie nie pójdziesz w takim stanie.
Olaf jak zwykle musiał nad wszystkim panować. Podszedł do mnie i znów próbował przyłożyć palce do skroni, jednak zdążyłam zrobić unik. Mimowolnie wygięłam usta w szyderczym uśmieszku. Obróciłam się, wykonując zamaszyste ruchy rękoma, przy których strzykała mi każda możliwa kość. Miałam zaatakować, nie byłam pewna, czy trenera, czy też drzwi. Powstrzymał mnie Natan, chwytając od tyłu za ręce. Trzydziestolatek wykorzystał chwilę i doskoczył, wdzierając się do mojego umysłu.
Czułam dziwnie przyspieszone bicie serca. Nie pracowało tak, jak po treningach. Odstępy między skurczami były niemalże niedostrzegalne. Fale złej energii napływały ze wszystkich stron, otaczały mnie. Początkowo dodawało mi to siły, odwagi. Z każdą sekundą jednak rosło we mnie przekonanie, że nie jest tak, jak powinno.
Organ postanowił nagle zwolnić. Ale nie zrobił tego stopniowo, zwyczajnie stanął. Zupełnie przestać pracować. Energia jednak nie odpuszczała. Niemal czułam jej duszący zapach, prawie słyszałam syczenie. Skuliłam się.
Chwila, coś uderzało. Powolutku. Pewnie jakieś piętnaście, dwadzieścia razy na minutę. Tym czymś było moje serce.
Co się, do cholery, dzieje, zastanawiałam się. Jednak nic i nikt nie mógł udzielić mi odpowiedzi. Wiedziałam tylko, że tracę nad sobą panowanie.
Wtem energia postanowiła skumulować się i zapaść w letarg. Bariera opadała. Wyczułam silną obecność Olafa, domyśliłam się więc, że to była jego sprawka. Chciałam opuścić stan astralny, jednak ten mi na to nie pozwalał.
Co się stało tam, na sali?
Ja… Nie wiem, próbowałam zachować trzeźwy umysł. Nie chciałam znów dać się ponieść emocjom. Ktoś zadzwonił z zastrzeżonego numeru. Nie odzywał się, ale chyba zaatakował. Nie wiem. Nie wiem.
Z nieba spadały pierwsze płatki śniegu w tym roku. Obserwowałam je, starałam się dostrzec misterne kształty tworzone tylko i wyłącznie przez przyrodę. Było jednak zbyt ciemno, uliczne lampy nie dawały wystarczająco dużo światła. No i połowa z nich nie działała.
Było późno. Matka na pewno czekała już na mnie w domu z pretensjami. Nie mogłam wcześniej do niej zadzwonić, telefon przestał działać po upadku.
- Teraz musimy trzymać się razem – powiedział cicho Nataniel. – Nie chcę, aby coś ci się stało.
- Ta – mruknęłam.
Nie rozmawialiśmy wiele. Wydarzenia minionych godzin wstrząsnęły nami zbyt mocno. Olaf postanowił, że będziemy od teraz w stałym kontakcie. Chciał, abyśmy odwiedzali go codziennie. Sytuacja była poważna, ktoś zdecydowanie chciał nas skrzywdzić.
- Napisz, kiedy dojdziesz do domu – poprosiłam, stając na własnym podjeździe. Nie czekając na odpowiedź, skierowałam się w kierunku wejścia do domu.
- Lano, zaczekaj – Schwycił mnie za rękę. – Nie zapomnij, że możesz na mnie liczyć. Nieważne, co by się działo. Siedzimy w tym razem.
- Mhm, dzięki.
- Dlaczego taka jesteś?
- Jaka?
- Oschła.
- Zmęczona. Mogę już iść do domu?
Wyszarpnęłam się z uścisku i obdarzyłam przyjaciela chłodnym spojrzeniem. Nie rozumiałam jeszcze, co się dzieje. Marzyłam o zamknięciu się we własnym pokoju i włączeniu muzyki na słuchawkach tak głośno, jak to tylko możliwe.
- Odezwij się jutro.
Nataniel zawrócił zrezygnowany i szybkim krokiem skierował się ku głównej ulicy. Jego dom mieścił się na drugim końcu miasta. Miał przed sobą dobrą godzinę marszu. No chyba, że zdecydowałby się na skróty przez pola, garaże i ruiny pełne meneli.
Westchnęłam. Do północy brakowało tylko kilka minut. Matka na pewno już planowała mnie zabić.
oznacza to koniec prawa do życia w tym świecie walki.
Ona należy do silnej całości, nie słabej połowy.
[sub]Adolf Hitler[/sub]
P R O L O G
Nieskazitelna ciemność zdawała się pochłaniać cały doczesny świat. Rozrastała się, jednocześnie stojąc niewzruszona w tym samym miejscu. Impulsy przebiegały w jednostajnym tempie od góry do dołu, z dołu ku górze. Z prawej na lewą, z lewej na prawą. Mogłoby się zdawać, że zaczynają tworzyć apokaliptyczne tornado rodem z najgorszych koszmarów.
Odszukaj błękitu, dotarła do moich myśli wiadomość.
Szybko pojęłam, co jest moim celem, i odszukałam lśniące linie, które przecinały ciemność. Zastanawiające było, czemu nie zauważyłam ich wcześniej. Wyglądały przepięknie. Początkowo starałam się skupić na jednej, jednak szybko zrozumiałam, że jest to niemożliwe. Nie dostałam żadnej wskazówki, postanowiłam działać instynktownie. Oddaliłam się i, wytężywszy szósty zmysł, odnalazłam na nowo niebieskie kanały. Czułam, jak ich moc rośnie; jak kumuluje się kolejno w dłoniach, ramionach aż wreszcie w klatce piersiowej. Zadrżałam.
Nie przesadzaj, upomniano mnie, ale już nie słuchałam. Potęga, jaką miałam na wyciągnięcie ręki, skutecznie hamowała zdrowy rozsądek.
Nagłe szarpnięcie sprawiło, że odzyskałam jasność myślenia. Czuwano nade mną.
Spodobało się, co? Pamiętaj, że astral nie jest zabawką. Ostatnie ćwiczenie na dzisiaj. Znajdź wrota.
Nie byłam pewna, czym właściwie mogły być wspomniane wrota ani też dokąd mogły prowadzić. Głos jednak milczał, a ja miałam zadanie do wykonania. Ponownie wytężyłam zmysł i…
R O Z D Z I A Ł P I E R W S Z Y
Duże krople deszczu uderzały w przednią szybę nowego mercedesa, rozbryzgując się złośliwie. Wycieraczki uwijały się jak szalone, powtarzając swoje monotonne ruchy prawo-lewo, lewo-prawo na maksymalnych obrotach. Zwykle to wystarczało, dzisiaj były zdecydowanie niewydajne.
- Nauczyłaś się na sprawdzian z matematyki?- zapytała nerwowo kobieta mocująca się z przełącznikami przy kierownicy. Żałowałam, że tak skąpi spojrzeń ulicy pełnej samochodów.
- Był wczoraj- mruknęłam.
- Uhm.
Cisza na nowo opanowała przestrzeń między nami. I chociaż denerwujący dźwięk pracujących wycieraczek, trąbiących pojazdów oraz kapryśnej pogody powinien ją niszczyć, działał zupełnie odwrotnie. Uwypuklał ją. Moja irytacja wzrastała wraz z obserwowaniem niezgrabnych ruchów zestresowanej kobiety. Czułam jak rośnie mi ciśnienie.
- Pójdę pieszo- Odpięłam pasy.
- Przecież pada, prze…
- Mam kaptur, do wieczora- przerwałam jej, opuszczając samochód tak szybko, jak to było tylko możliwe. Wyminęłam sąsiadujące z mercedesem brudne pojazdy i trafiłam na chodnik pełen kałuż. Westchnęłam. Był wtorek, kiepski dzień na wagary. A ja zdecydowanie nie miałam ochoty siedzieć w szkole.
Siedem godzin lekcyjnych wbrew wcześniejszych obaw minęło tego dnia dość szybko. Pogoda nie zachęcała nikogo do ciężkiej pracy, dwie godziny angielskiego poświęciliśmy na oglądanie jednego z filmów tego rodzaju, które miały zachęcić nas do polubienia brytyjskiego akcentu. Tytuł i zarys fabuły wyleciały mi z głowy od razu jak wyszłam z klasy. Pozostało jedynie mgliste wspomnienie kiepskich aktorów uznawanych za przystojniaków przez puste angielki. Świetnie.
- Lana?- Zaczepiła mnie niziutka szatynka, gdy wychodziłam ze szkoły. Westchnęłam. Liczyłam na szybkie ulotnienie się z budynku.- Masz dzisiaj chwilkę?
- Zależy na co, wieczorem mam trening.
- Właśnie… Bo…- jąkała się. Było to coś, czego szczególnie nie lubiłam u ludzi. Jakby nie mogli siedzieć cicho albo zwyczajnie zastanowić się przed otwarciem ust. Przecież to nie jest takie trudne.- Nie znalazłabyś może chwili żeby mnie poduczyć? Pokazać kilka chwytów?
Nie mogłam powstrzymać pełnego ironii uśmieszku, którego dziewczyna i tak nie zauważyła, gdyż wpatrywała się w czubki swoich butów ze zbyt wielkim zamiłowaniem. Nie było tak, że jej nie lubiłam. Zwyczajnie nie wyglądała na kogoś, kto uczyłby się sztuk walki na poważnie. Zdusiłam w sobie negatywne emocje i na nowo przybrałam pustą maskę.
- Nie wiem, czy jestem do tego dobrą osobą. Spróbuj porozmawiać z jakimś senseiem, numery znajdziesz w Internecie.
- Okej… Ja… Dzięki, Lano - Nieśmiały uśmiech zszedł z jej drobnej twarzy w kształcie serca. Odeszła, a ja zarejestrowałam, że przez całą rozmowę ani razu nie spojrzała mi w oczy. Nie było to jednak nic dla mnie nowego. Wiele razy słyszałam, że moje tęczówki przerażają. Błękit pomieszany z szarością i zielenią podobał się ludziom, fascynowało ich to nietypowe zabarwienie. Mimo to często narzekali, iż mają wrażenie, że są przez nie prześwietlani.
Cztery godziny później leżałam w przepoconych ciuchach na starym materacu ułożonym pośrodku podniszczonej, przedwojennej salki gimnastycznej. Mieściła się na obrzeżach miasta, należała do prywatnego właściciela – Olafa Kiliana – który był jednocześnie moim trenerem.
- Wstawaj, walcz- chłodny głos przeciął powietrze niczym świeżo naostrzona brzytwa.
Mężczyzna po trzydziestce stanął nade mną w rozkroku ze skrzyżowanymi rękoma. Kruczoczarne włosy opadały niesfornymi kosmykami na jego czoło, przez które przebiegała ledwo widoczna blizna, jej pochodzenia nigdy nie chciał wyjawić. Nie dyszał, nie ociekał potem. Zdawało się, że ćwiczenia prawie wcale go nie męczą.
Zerwałam się, przyjmując pozycję bojową. Olaf uśmiechnął się w charakterystyczny dla niego, prześmiewczy sposób. Oboje wiedzieliśmy, że nie mam z nim szans. Mimo to skoczyłam. Uderzywszy płaską dłonią w zdawałoby się stalowy tors przeciwnika, okrążyłam go szybko i powtórzyłam ruch, celując w górę pleców. Ten jednak zdążył się obrócić i podciąć mi nogi. Upadłam.
- Wstawaj- Zrobił trzy kroki w tył.
Policzyłam do pięciu i powtórzyłam sekwencję ruchów. Akcja potoczyła się tak samo, jak wcześniej. Rwący ból w lewym nadgarstku nie pozwalał mi się jednak dostatecznie skupić na porządnym uderzeniu. Zaklęłam w myślach.
- Jesteś za wolna.
- Jestem zmęczona.
- Gdybyś była szybsza, już dawno byłoby po pojedynku- uciął.
Odwrócił się do mnie plecami. To była moja ostatnia szansa tego wieczoru. Zrywając się szybko do pionu, doskoczyłam do niego i… Znowu wylądowałam na podłodze. Siła rozpędu była tak duża, że przejechałam kawałek na plecach. Kiedy moje ciało utraciło prędkość, leżałam w osłupieniu. Nie zauważyłam żadnego ruchu Olafa.
- Jak?
- Nigdy nie trać czujności, mała. Obserwuj. Na czym się skupiłaś, atakując? Na głowie, nogach?
Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Potaknęłam jedynie głową, wpatrując się w nieodgadnioną minę trenera. Nie byłam pewna, czy wyraża zaniepokojenie moim nędznym wyszkoleniem czy zniechęcenie.
-Błąd. Pominęłaś ręce. Wystarczająco silne pchnięcie zmieniło twój tor lotu.
Pomógł mi wstać. Dopiero wtedy naprawdę miałam okazję zauważyć, że tego dnia był wyjątkowo spięty. Stale napięte mięśnie, czujne spojrzenie. Zmartwiło mnie to. Trenował mnie od roku, zdążyliśmy wzajemnie się wyczuć i polubić. Wiedział, kiedy ja mam problemy i na odwrót. Naszej relacji nie nazwałabym mimo to przyjaźnią. Zachowywał się jak swoisty opiekun.
Upewniony, że utrzymam się na nogach, skierował się w kierunku tylnego wyjścia, które prowadziło do jego mieszkania. Ja natomiast zwróciłam się ku szatni, w której mogłam zmienić strój i wziąć szybki prysznic. Już miałam zamykać za sobą drzwi, gdy Olaf się odezwał. Było to tak zaskakujące, że aż podskoczyłam. Zwykle rozchodziliśmy się w ciszy abym mogła przemyśleć to, czego akurat mnie uczył.
- Lano, przyjdź do mnie jak już się ogarniesz, dobrze?
Rzuciłam coś w odpowiedzi, kiwając nieznacznie głową. Zastanawiałam się, o co może chodzić.
Zapaliwszy rażące, białe światło przywodzące na myśl stare szpitale, przekroczyłam próg malutkiego szarego pomieszczenia. Po lewej stały typowe, szkolne ławki. Po prawej zaś znajdowały się szafki, których otwartych nigdy nie widziałam, oraz drzwi do łazienki. Sięgnęłam po torbę i odszukałam w niej ciemnozielony ręcznik.
Nie wiedziałam, ile minut minęło. Na pewno nie więcej niż dziesięć. Narzucałam na siebie świeże ubrania, wpatrując się we własne odbicie w lustrze. Blada skóra, sińce pod oczami, lekko falowane, ciemne włosy opadające wzdłuż pleców. Końcówki powinnam podciąć już kilka dobrych miesięcy temu. Westchnęłam. Wyglądałam na zmęczoną i w istocie taka właśnie byłam.
Nagle poczułam czyjąś narastającą obecność. Zakręciło mi się w głowie, przykucnęłam przy zlewie, mrużąc oczy. Przez głowę przeleciała mi myśl, czy Olaf też to wyczuł. Instynkt podpowiadał mi, że powinnam się bronić. Nie mówił jednak, jak mam to robić. Ogrom energii przytłaczał mnie. Chciałam krzyczeć, ale gdzieś na obrzeżach umysłu rozsądek wydzierał się, że byłaby to jedna z większych głupot, jakie mogłabym zrobić w tym momencie.
Wszystko ustało tak niespodziewanie, jak się pojawiło. Osunęłam się wykończona na posadzkę i zakaszlałam. Trzęsłam się – ze strachu czy bólu – to nie miało znaczenia. Zaklęłam pod nosem. W podobnych momentach żałowałam, że dałam się wciągnąć w podróże astralne. Nigdy wcześniej jednak czyjaś obecność nie zwaliła mnie do tego stopnia z nóg. Sięgnęłam po torbę. Jeszcze nie byłam pewna, czy szukam papierosów, czy żyletek.
- Lano?
Do szatni wpadł zdenerwowany Olaf. Kopniakiem otworzyłam drzwi do łazienki i uniosłam kciuk ku górze na znak, że żyję i kontaktuję. Oboje mieliśmy szczęście, że nie zdążyłam dokopać się do szlug czy ostrzy. Już raz mieliśmy pogadankę na ten temat.
- Czułaś to? Lano, nic ci nie jest?
Uklęknął przy mnie, sprawdzając tętno poprzez przyłożenie palców do nadgarstka. Mimowolnie zmrużył oczy. Byłam pewna, że przypomniał sobie wieczór, gdy zastał mnie w podobnym położeniu z zakrwawioną blaszką w dłoni. Minęło od tego kilka miesięcy, jednak blizny wciąż były widoczne. Cały czas czułam ogromną wdzięczność wobec trenera, że nikomu nie pisnął nawet słówka o tym zdarzeniu.
- Czułam – mruknęłam, krzywiąc się. – Ale chyba nic mi nie jest.
- Walczyłaś?
Pokręciłam głową. Olaf pomógł mi stanąć na nogi, po czym zabrał moją torbę i zaprowadził do swojego mieszkania, gdzie czekała mnie niespodzianka.
Od mojej ostatniej wizyty nic się nie zmieniało. Kwatera była mikroskopijna. Składała się z trzech pomieszczeń jeśli liczyć łazienkę. Wejście prowadziło do kuchnio-salono-jadalni. Po lewej znajdowały się blaty, lodówka i kuchenka na gaz, przy której Olaf często coś pichcił. Dalej mogłam zauważyć okrągły stół z czterema krzesłami, progi kolejnych pomieszczeń oraz starą kanapę i telewizor. Minimalizm do bólu, chociaż gdzieniegdzie można było doszukać się żyjącej wciąż roślinki czy stosu gazet.
Wytężywszy wzrok, dostrzegłam lekko przygarbioną postać siedzącą przy stole. Osobnik zauważywszy nas, wyprostował się. Hebanowe, krótko przycięte włosy, żywe zielone oczy i usta wykrzywione w delikatnym uśmiechu sprawiły, że natychmiast przybyło mi sił.
- Cześć wojowniczko – Przywitał się, przytulając mnie mocno. – W porządku?
- Natan.
Uśmiechnęłam się, kiwając głową w odpowiedzi. Znaliśmy się od piaskownicy, jednak przez kilka lat nie mieliśmy kontaktu. Rodzice Nataniela wyjechali na sześć lat do pracy w Irlandii, gdzie cała trójka musiała zaczynać życie tak naprawdę od początku. Coś sprawiło, że rok temu wrócił i zamieszkał w swoim dawnym domu z babcią. Znów chodziliśmy do tej samej szkoły, czasem nawet razem trenowaliśmy. Zaprzyjaźniliśmy się na nowo. Mimo to ani razu nie wyjawił mi, co skłoniło go do powrotu.
- Czułeś to? – Wróciłam na ziemię.
- Oboje to czuliśmy – mruknął, opadając ze zrezygnowaniem na drewniane krzesło. – Nigdy nie miałem styczności z tak ogromną energią.
- O tym też chciałem z wami porozmawiać – wtrącił Olaf, stawiając przed nami trzy kubki pełne gorącej herbaty. Przyjemny zapach dodanej pomarańczy rozniósł się po całym mieszkaniu, wywołując u mnie delikatne dreszcze. Mężczyzna usiadł przy stole. – Od kilku dni wyczuwam coraz silniejsze fale energii zbliżające się do miasta. Jest nietypowa, chaotyczna. Pochodzi prawdopodobnie od kilku osób ukrytych za barierą, której nie da się przebić. – Westchnął. – Nie będę ukrywał, że nie wróży to nic dobrego.
- Nic dobrego? Może jakaś grupa po prostu ćwiczy – odezwał się Natan, wzruszając ramionami. Jego spojrzenie zdradzało jednak, że sam nie wierzy we własne słowa.
- To nie wygląda na ćwiczenia nawet najbardziej nieumiejętnych uczniów – uciął Olaf, zaciskając usta w wąską linię. Sytuacja wyraźnie go martwiła.
Zacisnęłam palce na kubku. Razem z trenerem odpychałam czasem ataki innych ludzi, byliśmy na to dobrze przygotowani. Ten jednak, który powalił mnie na ziemię, nie był żadnym ze znanych mi sposobów walki. Siła była zbyt wielka aby jakkolwiek zareagować. Gdyby nie bariera, moglibyśmy zlokalizować ich położenia i nawiązać próbę kontaktu lub chociaż spróbować ich osłabić.
- Musimy być gotowi na atak w każdej chwili – powiedziałam cicho bardziej do siebie niż zebranych.
- Przecież musimy coś zrobić, zadziałać. Mogą być niebezpieczni, są niebezpieczni – jęknął głośno Natan, wstając.
- Martwi nikomu nie pomożemy – Ponury ton Olafa ściekł po moich plecach razem z kroplą zimnego potu. – Póki nikogo bezpośrednio nie krzywdzą, lepiej się nie wtrącajmy.
Mój rówieśnik uderzył rękoma w stół i zrobił kilka kroków w tył, obracając się do nas tyłem. Bał się, czułam to. Zastanawiała mnie jedynie porażająca złość, jaką emanował. Jego reakcja wydawała się dla mnie irracjonalna.
- Uspokój się. W takim stanie nic nie zdziałasz – mruknęłam, upijając łyk napoju. Gorzki płyn pozostawił po sobie charakterystyczny posmak w przełyku. Spojrzałam pytająco na Olafa, ten jednak zbył mnie gestem później o tym pogadamy.
Nataniel zaśmiał się, opuszczając ramiona. Trząsł się, dłonie zaciskał w pięści. Jego oczy, w których zwykle odnajdywałam bezkres serdeczności, błyszczały wściekle. Odwróciłam wzrok, stawiając odruchowo między nami tarczę.
- Jak mam się uspokoić, kiedy nie wiadomo gdzie siedzą ludzie ciskający w naszym kierunku pociskami, jakich nie jesteśmy w stanie odbić?!
- Natanielu, uspokój się.
Nie zarejestrowałam momentu, kiedy Olaf stanął przed nim, kładąc ręce na barkach przyjaciela. Miał zamknięte oczy. Wyczuwałam przepływ energii między towarzyszami. Domyślałam się, że rozmawiają, studzą zbędne emocje. Opuściłam więc tarczę i cierpliwie czekałam. Natan początkowo wyraźnie się opierał, nie życzył sobie ingerencji trenera. Zwykle był jednak spokojny, to od niego uczyłam się opanowania przed walką. Nigdy nie przypuszczałam, że taka sytuacja będzie miała miejsce.
Moja torba zaczęła nagle wściekle wibrować. Dzwonił telefon. Schwyciłam szybko kawałek pozszywanego materiału niby dla sportowców i odszukałam cieniutkiego smartfona, na którego ekranie wyświetlał się zastrzeżony numer. Wróciłam na salę, odbierając.
- Halo? – pytałam, ale nikt się nie odzywał. – Halo? Halo?
Szelest. Wyraźnie słyszałam – i czułam – że ktoś jest po drugiej stronie. Ktoś, z kim nigdy wcześniej nie miałam styczności. Energia tego człowieka szybko zaczęła mnie przytłaczać. Już chciałam się rozłączyć, kiedy po drugiej stronie zapanowała idealna cisza. Było w niej jednak coś takiego, co nie pozwalało mi odsunąć komórki od ucha. Stałam jak zaczarowana. Świat rozmywał mi się przed oczami coraz bardziej, w końcu zupełnie stracił ostrość i przestał istnieć. Uszy zatykały się, płuca przestawały pracować. Nawet krew postanowiła zwolnić, zmniejszyć ciśnienie.
Nie byłam pewna, czy minęło kilka minut, czy sekund. Narastający gwałtownie niepokój poraził mnie, instynktownie oderwałam telefon od twarzy, rozłączając się. Aparat upadł na podłogę, w ślad za nim powędrowałam i ja. Chyba dygotałam, nie byłam pewna. Po wcześniejszym opanowaniu nie było ani śladu, nerwy rozchodziły się po całym ciele, przyprawiając o ból głowy.
Co się właściwie stało, starałam się skupić. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy. Nie miałam nawet pewności, czy człowiek, który dzwonił, był tym samym, co skierował w naszym kierunku powalającą falę energii.
Bałam się.
- Lano?
Olaf potrząsał lekko moim ramieniem. Obok niego stał podenerwowany wciąż Natan. Nie zauważyłam nawet, kiedy się pojawili. Obdarzyłam ich otępiałym spojrzeniem. Nie byłam w stanie wydusić słowa. Trener spojrzał na mnie pytająco, przykładając dwa palce prawej dłoni do mojej skroni.
Lano, co się stało?
Wyczuwałam jego obecność na obrzeżach umysłu. Był dalej niż zwykle, ledwo docierały do mnie wiadomości, jakie kierował. Wskazywałoby to na obecność bariery, jednak żadnej przecież nie wznosiłam.
Chciałam odpowiedzieć. Wtedy odkryłam, że nie jestem w stanie tego zrobić. Przerażona opuściłam gwałtownie stan astralny, wstałam i zrobiłam krok w tył. Chyba chciałam uciec, jednak zatoczyłam się. Zupełnie nie rozumiałam, co się dzieje. Czułam się jak sarna w klatce otoczonej przez łowców. Znów z opóźnieniem zarejestrowałam, że tkwię w ramionach Natana, a łzy ściekają mi po policzkach.
- Jest przerażona – szepnął, gładząc mnie po głowie. Byłam z niego dumna, zapanował nad emocjami w chwili, w której był potrzebny.
- Zblokowana. Chodź, musimy jej pomóc.
Luki w pamięci irytowały mnie coraz bardziej. Kolejny moment, jaki pamiętam, był już w mieszkaniu. Leżałam na wygodnej kanapie z pomarańczowo–brązowego materiału przykryta miłym w dotyku kocem. Ledwo mogłam się ruszać, dziwny telefon zdawał się pozbawić mnie całej energii. Jęknęłam bezgłośnie. Na szczęście nie odczuwałam już takiego strachu.
- Jak się czujesz?
Natan klęczał tuż obok, trzymając mnie za rękę. W każdej innej sytuacji wyszarpnęłabym ją, otrzepała się i uśmiechnęła – fałszywie czy szczerze – nieważne. Teraz jednak nie miałam na to siły. Pohamowałam język, chcący wyrazić niezadowolenie jego przesadną bliskością, i odszukałam Olafa. Siedział niedaleko ze zmrużonymi oczami.
- Bywało lepiej. Chcę wrócić już do domu – skłamałam. Chciałam po prostu zostać sama. Oddalić się od tego miasta na trochę. Od przeprowadzki dzieliły mnie niecałe dwa lata, po których nie miałam zamiaru wracać. Nie cierpiałam tego miejsca.
- Odprowadzę cię. Nabierz tylko trochę sił. Możesz wziąć ode mnie energię?
- Nie chcę – warknęłam.
- Przecież potrzebujesz. Śmiało.
- Nie rozumiesz, co mówię?!
Nagły przypływ mocy wstrząsnął moim ciałem. Wstałam, zrzucając koc szarpnięciem. Natan odsunął się i stanął w osłupieniu.
- Czy wyglądam na kogoś, kto potrzebuje pomocy?! – kontynuowałam.
Szybko cofnęłam się po torbę, która wciąż leżała przy stole, i skierowałam w kierunku wyjścia. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Skóra wibrowała, włosy unosiły się naelektryzowane. Każde spojrzenie przyprawiało o zawrót głowy, świat był przerażająco ostry. Dopadłam do drzwi i odbiłam się od nich. Syknęłam z bólu.
- Nigdzie nie pójdziesz w takim stanie.
Olaf jak zwykle musiał nad wszystkim panować. Podszedł do mnie i znów próbował przyłożyć palce do skroni, jednak zdążyłam zrobić unik. Mimowolnie wygięłam usta w szyderczym uśmieszku. Obróciłam się, wykonując zamaszyste ruchy rękoma, przy których strzykała mi każda możliwa kość. Miałam zaatakować, nie byłam pewna, czy trenera, czy też drzwi. Powstrzymał mnie Natan, chwytając od tyłu za ręce. Trzydziestolatek wykorzystał chwilę i doskoczył, wdzierając się do mojego umysłu.
Czułam dziwnie przyspieszone bicie serca. Nie pracowało tak, jak po treningach. Odstępy między skurczami były niemalże niedostrzegalne. Fale złej energii napływały ze wszystkich stron, otaczały mnie. Początkowo dodawało mi to siły, odwagi. Z każdą sekundą jednak rosło we mnie przekonanie, że nie jest tak, jak powinno.
Organ postanowił nagle zwolnić. Ale nie zrobił tego stopniowo, zwyczajnie stanął. Zupełnie przestać pracować. Energia jednak nie odpuszczała. Niemal czułam jej duszący zapach, prawie słyszałam syczenie. Skuliłam się.
Chwila, coś uderzało. Powolutku. Pewnie jakieś piętnaście, dwadzieścia razy na minutę. Tym czymś było moje serce.
Co się, do cholery, dzieje, zastanawiałam się. Jednak nic i nikt nie mógł udzielić mi odpowiedzi. Wiedziałam tylko, że tracę nad sobą panowanie.
Wtem energia postanowiła skumulować się i zapaść w letarg. Bariera opadała. Wyczułam silną obecność Olafa, domyśliłam się więc, że to była jego sprawka. Chciałam opuścić stan astralny, jednak ten mi na to nie pozwalał.
Co się stało tam, na sali?
Ja… Nie wiem, próbowałam zachować trzeźwy umysł. Nie chciałam znów dać się ponieść emocjom. Ktoś zadzwonił z zastrzeżonego numeru. Nie odzywał się, ale chyba zaatakował. Nie wiem. Nie wiem.
.oOo.
Z nieba spadały pierwsze płatki śniegu w tym roku. Obserwowałam je, starałam się dostrzec misterne kształty tworzone tylko i wyłącznie przez przyrodę. Było jednak zbyt ciemno, uliczne lampy nie dawały wystarczająco dużo światła. No i połowa z nich nie działała.
Było późno. Matka na pewno czekała już na mnie w domu z pretensjami. Nie mogłam wcześniej do niej zadzwonić, telefon przestał działać po upadku.
- Teraz musimy trzymać się razem – powiedział cicho Nataniel. – Nie chcę, aby coś ci się stało.
- Ta – mruknęłam.
Nie rozmawialiśmy wiele. Wydarzenia minionych godzin wstrząsnęły nami zbyt mocno. Olaf postanowił, że będziemy od teraz w stałym kontakcie. Chciał, abyśmy odwiedzali go codziennie. Sytuacja była poważna, ktoś zdecydowanie chciał nas skrzywdzić.
- Napisz, kiedy dojdziesz do domu – poprosiłam, stając na własnym podjeździe. Nie czekając na odpowiedź, skierowałam się w kierunku wejścia do domu.
- Lano, zaczekaj – Schwycił mnie za rękę. – Nie zapomnij, że możesz na mnie liczyć. Nieważne, co by się działo. Siedzimy w tym razem.
- Mhm, dzięki.
- Dlaczego taka jesteś?
- Jaka?
- Oschła.
- Zmęczona. Mogę już iść do domu?
Wyszarpnęłam się z uścisku i obdarzyłam przyjaciela chłodnym spojrzeniem. Nie rozumiałam jeszcze, co się dzieje. Marzyłam o zamknięciu się we własnym pokoju i włączeniu muzyki na słuchawkach tak głośno, jak to tylko możliwe.
- Odezwij się jutro.
Nataniel zawrócił zrezygnowany i szybkim krokiem skierował się ku głównej ulicy. Jego dom mieścił się na drugim końcu miasta. Miał przed sobą dobrą godzinę marszu. No chyba, że zdecydowałby się na skróty przez pola, garaże i ruiny pełne meneli.
Westchnęłam. Do północy brakowało tylko kilka minut. Matka na pewno już planowała mnie zabić.
The Earth without art is just eh.