Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Co zdarzyło się w Poorwill?
#1
Tekst ten pierwotnie został napisany jako wstęp dla graczy, do gry fabularnej na żywo(larp) której akcja miała się rozgrywać właśnie w opisywanym Poorwill. Gra nie wypaliła lecz tekst pozostał. Kilka osób wspominało, że jest niezły, zatem teraz postanowiłem zapytac o zdanie was., koledzy i koleżanki z forum. Trudna nazwać to opowiadanie. Może mi pomożecie określić cóż to takiego.

PS. Horroru tu jak na lekarstwo. pojawiają się drobne sugestie lecz czy to wystarczy?

Co zdarzyło się w Poorwill?

Nie szukaj Poorwill na mapach. I tak nie znajdziesz. Jeżeli jednak jesteś uparty i masz chwilę wolnego czasu, weź do ręki linijkę i według odpowiedniej skali wymierz odcinek o długości odpowiadającej dwóm milom na zachodów od centrum Ipswich. Na jego drugim końcu znajdziesz lasy Willowdale. w których to gęstwinie, niecałe pół mili od przylegającej do nich drogi, w pobliżu rzeczki Bull Brook położone jest Poorwill.

Poorwill to zaprawdę mało przyjemne miejsce. Równie jednak nieprzyjemne, jak interesujące. Historia tego zapuszczonego i w zasadzie już niemal bezludnego miasteczka, sięga, bowiem jeszcze czasów wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych.

Z Początku stała tam tylko okazała rudera, niegdyś będąca piękną willą jednego z angielskich arystokratów. Z kronik i ksiąg cywilnych miasta Ipswich udało mi się dowiedzieć tylko tyle, iż jej poprzedni właściciele zmarli najprawdopodobniej w skutek epidemii tyfusu, jaka w tamtych latach nękała mieszkańców Masechusets. Niedługo później wybuchła wojna, zaś opuszczona rezydencja z wolna niszczała. Wiek XIX zastał ją już jako posępny obraz odrapanych ścian, wybitych okien, zapleśniałych sprzętów i zapadniętego dachu.

Pewne ożywienie w dzieje zrujnowanego budynku wniósł rok 1805. Przypadkowy złodziejaszek, który wdarł się do niego w poszukiwaniu czegoś wartościowego, odkrył w piwnicach zwłoki trzech mężczyzn, w stanie daleko posuniętego rozkładu. Sprowadzony, z Ipswich lekarz, orzekł wówczas, iż mężczyźni Ci, zapewne włóczędzy, którzy zrobili sobie z tego miejsca melinę, zmarli na skutek zatrucia arszenikiem. Sprawę szybko zamknięto, lecz od tego czasu, dom zyskał miano „przeklętego”. Jak często bywa w świecie plotek, z czasem informacje stawały się, co raz bardziej nieprawdopodobne i zaprzeczające sobie nawzajem. Mało to istotne dla naszej opowieści dywagację, dlatego dość, ze przytoczę relację jakoby wkoło domu widywano wielobarwne, mieniące się poświaty, a z otaczających go lasów miały dobiegać złowieszcze, nieludzko brzmiące odgłosy. Cała otoczka grozy, narosła wkoło zniszczonej posiadłości wyglądała jednak raczej na skutek nadmiaru whisky wypitej przez narratorów, niż faktyczną ingerencję nieznanych i niepojętych sił.

Wszelkie historie o zjawiskach i niepokojących hałasach, poszły w zapomnienie, gdy w roku 1813 budynek został zakupiony za grosze przez bogatą i znaną w okolicy rodziny Whipple’ów. Jej głowa, sędziwy Ayallah Whippley, oraz jego syn Hector Adam Junior, przez pewien czas zasiadali nawet w radzie miasta Ipswich, gdzie znani byli ze swej przedsiębiorczości i rozsądnego gospodarowania. Nie bez znaczenia dla pozycji społecznej Whippley’ów pozostawał też fakt, iż brat Ayallha, Izykiel, był honorowym obywatelem Bostonu.

Kiedy z początkiem roku 1815 prace remontowe dobiegły końca, rodzina przeniosła się do nowego domu. Niedługo po ich przeprowadzce, jeden ze służących przypadkowo odkrył w piwnicy sprytnie zakamuflowany schowek, którego widać nie dostrzegli robotnicy kładący nową posadzkę. Niewielkie pomieszczenie pełne było wręcz nieprawdopodobnej ilości arszeniku, przetrzymywanego w głębokich beczkach. Jego zapas był tak ogromny, że dłuższe pozostawanie w budynku groziło śmiertelnym zatruciem. Niemal tydzień wywożono zabójczą truciznę, zaś cała rodzina zachodziła w głowę, na co poprzedni właściciele nagromadzili aż tyle trucizny. Nie mniej wszyscy odetchnęli z ulga, gdyż przynajmniej wyjaśniono tajemniczy zgon trzech bezdomnych sprzed lat, kładąc tym samym kres opowieściom o fatum wiszącym nad rezydencją. W wkrótce historia o truciźnie w piwnicach wyblakła samoistnie i stała się jedna z rodzinnych anegdotek, z gatunku tych, jakie opowiada się znajomym przy suto zastawionym stole.

Pojawienie się Whippley’ów na skraju lasów Willowdale przyniosło okolicy ożywienie i zaowocował szybkim rozwojem samej farmy, jak i otaczających ją gospodarstw. Wokół ich siedziby zaczęły wyrastać dodatkowe budynki, jak młyn, tartak, sklep, a nawet i z czasem, obskurny zajazd o nazwie „Lelcze Gniazdko”, prowadzone przez ich dalekiego kuzyna, Abrahama Scotta.

Samorzutnie powstałe miasteczko, może nie było duże, na pewno jednak dostatnie i zaciszne. Ostatecznym uhonorowaniem starań jego mieszkańców było huczne otwarcie biura szeryfa, o którym nawet wspomniała Bostońska Gazeta Codzienna z roku 1849. Liczba ludności osiągnęła wtedy apogeum i przekraczała 200 osób.

Poorwill rozrastało się coraz bardziej a wraz z nim rosło zapotrzebowanie na większe połacie terenu pod inwestycje i zabudowę. W związku z tym na początku lat pięćdziesiątych zorganizowana została, zakrojona na ogromna skale akcja obejmująca równanie gruntu, wycinanie lasu oraz osuszanie bagien. Prace trwały dwa lata i zakończyły się pełnym sukcesem. Jedyną trudność stanowiło zsypanie niezwykle chłonnego, cuchnącego bajora, położonego niecałe pół mili od Willi. Dopiero po utwardzeniu ziemi wapnem natura się poddała i sadzawka zniknęła na dobre.

Czy to jednak na skutek zbyt radykalnych ingerencji w środowisko, złej gospodarki melioracyjnej lub zanieczyszczenia gruntów, dość, że już kilka lat później ziemia poczęła na powrót rozmakać a tam gdzie wcześniej były łąki, na przestrzeni kilku lat powstały ponownie bagna i mokradła. Wszechobecna wilgoć, intensywniejsza jeszcze niż wcześniej, sprzyjała rozwojowi bakterii i pleśni, która atakowała zabudowania i zbiory w stodołach. Drewno jakby niszczało szybciej a żywność łatwiej się psuła. Grzyb panoszył się w najlepsze, tak, ze trzeba go było wyniszczać przy pomocy sporej ilości chemikaliów, które tym bardziej nie były przyjazne dla gruntu i powietrza. Do tego jeszcze doszedł nieprawdopodobny wręcz wylęg owadów, w szczególności komarów i meszek. Jako zaś, że populacja żab oraz drobnych ptaków, została w wyniku wycinki lasów mocno zachwiana, życie w okolicy Poorwill stało się delikatnie mówiąc, uciążliwe. Uprawa zboża, z braku stosownego gruntu szybko zamarła a bagienny klimat oraz nieprzeliczone rzesze insektów szkodziły zwierzętom hodowlanym, które rychło pozapadały na różne choroby i padły jedno po drugim.

W latach sześćdziesiątych mieścina była już tylko cieniem samej siebie a mieszkańcy zaczęli ją opuszczać, by w poszukiwaniu lepszego zarobku, migrować do Ipswich oraz Bostonu. Ludzie ponownie zaczęli przebąkiwać o złej aurze bagien i otaczających je lasów, mimo, iż przez ostatnie dekady, niczego im nie brakowało. Dobre czasy szybko jak widać jednak odeszły w niepamięć a ich miejsce zajęły pogłoski o klątwie, która jakoby wisiała nad tym miasteczkiem, i to jeszcze na długo przed jego powstaniem. Sytuacji nie sprzyjała też postawa ostatniego potomka założycieli Poorwill, Tobiasza Galehada Whippley’a. Ten nałogowy morfinista, alkoholik i hazardzista, człowiek zepsuty i cyniczny, który w krótkim czasie zdążył przehulać niemal cały majątek rodzinny, zwykł dodatkowo jeszcze zniechęcać miejscowych, serwując im opowieści o dziwnych odgłosach i szmerach wkoło domu, oraz o „wołaniu śród drzew”. Kilkakrotnie widziano go, tez jak będąc pod wpływem narkotyku, włóczył się po lasach wrzeszcząc obelżywie na zarośla i pniaki oraz ubliżając leśnym zwierzętom. Morfina jak i alkohol mocno widać uszkodziły jego mózg. Lepiej nawet nie wiedzieć jakich jeszcze omamów doznawał podczas odurzenia.

Poorwill stawało się coraz mniej przyjaznym miejscem. Czarę goryczy przepełniło samobójstwo Tobiasza w roku 1862. Znaleziono go powieszonego na szelkach w pobliżu miejsca gdzie ongiś był cuchnący staw, którego tak trudno było się pozbyć. W kieszeni miał list, który oprócz kilku obraźliwych epitetów, skierowanych do wierzycieli, zwierał też właściwie pozbawione sensu zdanie „chcieli tym zasypać dół...”.
Po tym zdarzeniu resztki mieszkańców odeszły z Poorwill. Pozostało zaledwie kilka rodzin, paru przemytników oraz nieco zdziwaczali wyznawcy, konkurencyjnego wobec dominujących Anabaptystów, Kościoła Nowego Porządku.

Dziś, niemal 60 lat później, miejsce to wygląda już tylko jak bezładna zbieranina rozrzuconych po bagnach budynków, stawianych bez ładu i składu. Większość z nich obróciła się już w gruz i zbutwiałe sterty drewna. Taki sam los spotkał, ponownie z resztą, piękną niegdyś rezydencję Whippleyów. Pozostał po niej już tylko parter, święcący odrapaną cegłą. Ostatnią pamiątka dawnych dni, jest murszejący już, lecz, o dziwo, nadal czynny zajazd „ Lelcze Gniazdko”, niewielki sklepik, którego towary niemal zawsze są „po terminie” oraz biuro szeryfa i kościół. Reszta to kilka odrapanych domów i wątpliwej sławy apteka, gdzie pod ladą jest więcej morfiny niż stoi leków na półkach. Mieszkańcy, którym można zliczyć na palcach obu rak, raczej nie lubią obcych i patrzą na nich nieufnie. „Miastowy” w Poorwill jest traktowany obcesowo i oschle, nie ma też co liczyć na wskazanie drogi lub wysłuchanie plotek. Ludzie są burkliwi i nieprzystępni, kierujący się zasadami zbliżonymi do sycylijskiej „Omerty” niż typowej amerykańskiej gościnności.

W Poorwill jak sam widzisz, nie ma nic co by warte było twej uwagi lub zachęcało do wizyty. Wątpię, bowiem by pociągała cię wizja nocy spędzonej w rojącym się od szczurów i karaluchów „Lelczym Gniazdku”, złośliwe docinki tuziemców, wiecznie wlepiający mandaty, mocno już zapijaczony szeryf oraz przyprawiająca o odrazę i reumatyzm atmosfera bagien.

Zatem, nie szukaj Poorwill na mapie. Nawet jeżeli znajdziesz, nie warto tam jeździć.
Odpowiedz
#2
Thumbs Up 
Horroru tu jak na lekarstwo.
Wiesz, nie trzeba dostać w mordę zakrwawioną owczą wątrobą, by wiedzieć że jest się w ubojni. Dla mnie twoje delikatne sugestie stanowią taki "smaczek" którym okraszone jest dość dobre opowiadanie. Przypomina mi to trochę takie starszawe "opowieści niesamowite" do których mam ogromny sentyment.
I tu jestem na rozdrożu: w super sposób nie zasugerowałeś co się tam działo, a jedynie dałeś do zrozumienia, że działy się tam rzeczy nadprzyrodzone, co aż prosi się by potraktować to opowiadanie jako wstęp do czegoś większego. Z drugiej strony tak bardzo podoba mi się archaiczność tego utworu (nie językowa, nie stylistyczna, a raczej forma ogólnonarracyjna) że boję się że mógłbyś ją zatracić rozwijając to opowiadanie w coś większego.
Cóż, taki już jestem "inbetweener". Czekam na kolejne utwory.
One sick puppy.
Odpowiedz
#3
Witaj,

Czyta się szybko, bez większych zgrzytów. Rzuca się w oczy bogate słownictwo i płynność narracji. Tekst aż prosi się o kontynuację, czy możemy spodziewać się kolejnych części?
Trafiło się kilka literówek, brakowało kilku przecinków, ale generalnie bardzo zgrabnie napisane. Przed "a" stawiamy przecinek.
Jeśli martwi Cię ilość komentarzy - zaangażuj się w życie forum. Komentuj, a będziesz skomentowany.

MOJE SUGESTIE:


Nie szukaj Poorwill na mapach. I tak nie znajdziesz. - połącz te dwa zdania w jedno
lasy Willowdale. w których to gęstwinie - zamiast kropki przecinek
w pobliżu rzeczki Bull Brook(,) położone jest Poorwill.
Z Początku stała tam tylko okazała - <początku>
iż mężczyźni Ci, zapewne - <ci>
położonego niecałe pół mili od Willi. - <willi>
stawały się, co raz bardziej - <coraz>
naszej opowieści dywagację, - <dywagacje>
dlatego dość, ze przytoczę relację - <że>
którego widać nie dostrzegli robotnicy - wytnij > widać
Nie mniej wszyscy odetchnęli z ulga, - <Niemniej>, <ulgą>
W wkrótce historia o truciźnie - wytnij > w
i stała się jedna z rodzinnych anegdotek, - <jedną>
i zaowocował szybkim rozwojem - <zaowocowało>
i przekraczała 200 osób. - liczby piszemy słownie
bardziej(,) a wraz z nim rosło
zakrojona na ogromna skale akcja - <ogromną>, <skalę>
powrót rozmakać(,) a tam gdzie wcześniej
niszczało szybciej(,) a żywność
szybko zamarła(,) a bagienny
samej siebie(,) a mieszkańcy
Dobre czasy szybko(,) jak widać(,) jednak odeszły w niepamięć(,) a ich miejsce
„wołaniu śród drzew”. - <wśród>
po lasach(,) wrzeszcząc obelżywie
pobliżu miejsca(,) gdzie ongiś był
niemal 60 lat później, - liczby piszemy słownie
bezładna zbieranina / stawianych bez ładu i składu. - tu masz powtórzenie.
ponownie z resztą, piękną - <zresztą>
morfiny niż stoi leków na półkach. - wytnij > stoi
palcach obu rak, - <rąk>
nie ma nic(,) co by warte było twej uwagi - <nic, co byłoby warte>

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.
William Shakespeare
[Obrazek: gildiaPiecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Pomijając literówki uważam, że to naprawdę dobry tekst. Ma zadatki na klimat "lovecraftowski" w związku szczym jestem niepomiernie zawiedziony, że nie rozwinąłeś tego, nie dokończyłeś, bo kiedy już zaczynałem się wciągać...CIACH! i finisz. TO jest za dobre na larpaBig Grin Weź, dopisz ciąg dalszy, w takim samym zgrabnym klimacie i będzie naprawde super.
QED.
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz
#5
Wiesz, raczej nic szerszego z tego nie powstanie. W każdym razie nie z tego tekstu. Traktuję go jako wstępniak do całego cyklu krótszych tekstów, w którym będę rozwijał niektóre wątki i przeplatał miejsca oraz postacie. Pierwszą wprawką, która nawiązuje minimalnie do Poorwill jest mój najnowszy tekst pt. Ukochana. Dziękuje za wyrazy uznaniaSmile
Odpowiedz
#6
Drogi Autorze, chciałem cię pochwalić za tekst w momencie gdy użyłeś w nim wzmianki o liście wisielca. Miałem nadzieję, że z bajorem coś jeszcze napiszesz. To był dobry motyw na zawieszkę nadprzyrodzoną. Nie zgodzę się, że dałeś do zrozumienia iż działo się tam coś nadprzyrodzonego. Wręcz przeciwnie. Wszystko wyjaśniłeś w sposób czysto racjonalny. Tutaj nie ma miejsca na horror. Jest to raczej opowieść o upadku mieściny. Gdyby pojawiła się informacja o tym, że ostatni z Whippleyów był "podobno" uzależniony od morfiny, wtedy czytelnik by sobie pomyślał: "a może nie był uzależniony i to co widział, i to jak oddziaływał na niego staw, to było coś więcej?". A później znajdowano przy bajorze, nie wiem, padnięte zwierzęta (przykład) - to było by coś co czytelnikowi daje do myślenia. Każdy element opowiadania da się bardzo prawdopodobnie i w stu procentach wyjaśnić w sposób racjonalny. Pozostaje motyw arszeniku. Zasadniczo bardzo interesujący. Ktoś coś chciał lub kogoś tym truć. Ale pojawia się on raptem dwa razy i również nie ma żadnego odniesienia do śladów jego użycia lub chociażby podejrzeń, które mieli właściciele posiadłości, bądź nie wiem, ogrodnik.

Podsumowując. Tekst robi wrażenie tylko w połowie. Daleko mu do tekstów, jak to ktoś napisał 'lovecraftowskich' bo te opowiadania (mówię szczególnie o tych, które nie nawiązują do Cthullu) pozostawiają czytelnika w atmosferze niedomówień i niejasności, które niby można wyjaśnić racjonalnie, ale to wyjaśnienie jest nieprzekonujące.
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Odpowiedz
#7
A ja bym chciał wiedzieć gdzie leży Masechusets?

No i spodziewałem się czegoś... rzeczywiście bardziej horrorowatego, ale jak sam mówisz, horroru tu jak na lekarstwo.

No a poza tym? Poza tym świetnie Big Grin Daty, nazwiska, fakty, historie - tworzysz przekonywujący świat i bohaterów, w których warto uwierzyć. Ładnie operujesz słowami, dobrze budujesz zdania. Tworzysz świetny, mroczny klimacik. Aż się prosi, żeby narratorem był jakiś zapijaczony konserwatysta z Południa, z akcentem ciężkim jak wór mokrej soli.
Więc może jednak ciąg dalszy?? Big Grin
Odpowiedz
#8
Też się spodziewałam czegś z większym dreszczykiem, ale to co jest jest fajne. Co więcej jest to doskonała baza na stworzenie dobrego opowiadania. Takiego w którym działyby się rzeczy, których można myśleć, że są prawdziwe <czyt. nadprzyrodzone> albo są wynikiem wdychania grzybków. Piszesz bardzo ładnym językiem. Szkoda tylko, że wszystkie informacje zostały stłoczone w krótkim fragmencie, ale rozumien, że było to wymuszone pierwotnym przeznaczeniem. Wiele wątków warto rozwinąć. No i warto pomyśleć nad kontynuacją.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości