26-10-2013, 17:29
Tekst ten jest do niczego, bo był pisany na wypracowanie szkolne, ale Test0wnie mnie molestuje, żebym to wstawił więc wszelkie uwagi kierujcie do niego.
Niebiescy maszerowali środkiem wioski. Nagle na rozkaz oficera zatrzymali się, po czym złamali szyk i rozsypali się po całej wsi w poszukiwaniu łupu. Gdy jeden z wieśniaków próbował im się przeciwstawić dostał kulę w łeb. Co prawda rabowanie chłopów niezbyt odpowiadało oficjalnym ideom rewolucji, ale z drugiej strony wieś na pewno kiedyś należała do arystokraty, więc okradali jego. Nagle ze wzgórz wznoszących się po zachodniej stronie wioski padła salwa. Każdy strzał był celny, toteż 10 żołnierzy padło martwych. Wtedy ukazali się owi świetni strzelcy. Ku radości wieśniaków i przerażeniu rewolucjonistów byli to Wandejczycy, co można było poznać po ich szkaplerzach. Na plecach mieli zawieszone myśliwskie strzelby, z których padły pierwsze strzały. Teraz oddali dwie kolejne salwy z pistoletów. Niebiescy nawet nie próbowali odpowiadać. Ich niegwintowane lufy nadawały się tylko do walki liniowej. Nagle przez szeregi żołnierzy rewolucji przeszedł szmer. Z ust do ust powtarzali jedno straszne dla nich słowom ''Cleddyf''. Rzeczywiście przywódcą rojalistów był wysoki człowiek, odziany w czerń, dzięki czemu czerwono - biały szkaplerz wandejski na jego piersi było wyraźnie widać z daleka. Miał także purpurowy płaszcz i krwawo czerwoną maskę na twarzy. W prawej dłoni dzierżył szpadę, a w lewej pistolet, z którego lufy unosił się dym. Był to właśnie Cleddyf - najlepszy partyzant wandejski, bohater rojalistów i postrach rewolucji. Niebiescy nie myśleli już nawet o walce, tylko uciekli.
Dziesięciu jeźdźców galopowało przez las. Na ich czele był Cleddyf. Miał bardzo ważne zadanie. Musiał przewieźć przez całą Francję wiadomość od dowódcy Wandejczyków do cesarza Austrii. Świat musiał się dowiedzieć o zbrodniach rewolucji. Nagle zza drzew padły strzały. Dwóch ludzi spadło z koni.
- W cwał - krzyknął Cleddyf. Popędzili, byle tylko uciec napastnikom. Za nimi z lasu wpadło pięciu niebieskich na koniach. Pościg trwał do chwili, gdy wyjechali na otwarty teren. Wtedy Cleddyf dał ręką znak swym ludziom, aby zawrócili. Potem dobył szpady i ruszył na dowódcę żołnierzy. Wtedy przeszedł go dreszcz - to był Lafayet jego największy wróg.
- Mam cię wreszcie draniu - krzyknął do niego.
- Jeszcze zobaczymy kto tu jest draniem zamaskowany bandyto.
Rozpoczęli straszliwy pojedynek. Obaj mieli fascynujące umiejętności. Nagle Cleddyf zastosował cięcie, którego nauczył się przed laty w dalekiej Rzeczypospolitej. Lafayet padł martwy.
Przekroczyli granicę z Austrią. Wypełnili powierzone im zadanie. I może chwilę uda im się odpocząć przed dalszą walka w obronie wiary i wolności.
Niebiescy - nazwa nadawana żołnierzom rewolucji ze względu na kolor ich mundurów.
Cleddyf - po walijsku szpada.
Niebiescy maszerowali środkiem wioski. Nagle na rozkaz oficera zatrzymali się, po czym złamali szyk i rozsypali się po całej wsi w poszukiwaniu łupu. Gdy jeden z wieśniaków próbował im się przeciwstawić dostał kulę w łeb. Co prawda rabowanie chłopów niezbyt odpowiadało oficjalnym ideom rewolucji, ale z drugiej strony wieś na pewno kiedyś należała do arystokraty, więc okradali jego. Nagle ze wzgórz wznoszących się po zachodniej stronie wioski padła salwa. Każdy strzał był celny, toteż 10 żołnierzy padło martwych. Wtedy ukazali się owi świetni strzelcy. Ku radości wieśniaków i przerażeniu rewolucjonistów byli to Wandejczycy, co można było poznać po ich szkaplerzach. Na plecach mieli zawieszone myśliwskie strzelby, z których padły pierwsze strzały. Teraz oddali dwie kolejne salwy z pistoletów. Niebiescy nawet nie próbowali odpowiadać. Ich niegwintowane lufy nadawały się tylko do walki liniowej. Nagle przez szeregi żołnierzy rewolucji przeszedł szmer. Z ust do ust powtarzali jedno straszne dla nich słowom ''Cleddyf''. Rzeczywiście przywódcą rojalistów był wysoki człowiek, odziany w czerń, dzięki czemu czerwono - biały szkaplerz wandejski na jego piersi było wyraźnie widać z daleka. Miał także purpurowy płaszcz i krwawo czerwoną maskę na twarzy. W prawej dłoni dzierżył szpadę, a w lewej pistolet, z którego lufy unosił się dym. Był to właśnie Cleddyf - najlepszy partyzant wandejski, bohater rojalistów i postrach rewolucji. Niebiescy nie myśleli już nawet o walce, tylko uciekli.
Dziesięciu jeźdźców galopowało przez las. Na ich czele był Cleddyf. Miał bardzo ważne zadanie. Musiał przewieźć przez całą Francję wiadomość od dowódcy Wandejczyków do cesarza Austrii. Świat musiał się dowiedzieć o zbrodniach rewolucji. Nagle zza drzew padły strzały. Dwóch ludzi spadło z koni.
- W cwał - krzyknął Cleddyf. Popędzili, byle tylko uciec napastnikom. Za nimi z lasu wpadło pięciu niebieskich na koniach. Pościg trwał do chwili, gdy wyjechali na otwarty teren. Wtedy Cleddyf dał ręką znak swym ludziom, aby zawrócili. Potem dobył szpady i ruszył na dowódcę żołnierzy. Wtedy przeszedł go dreszcz - to był Lafayet jego największy wróg.
- Mam cię wreszcie draniu - krzyknął do niego.
- Jeszcze zobaczymy kto tu jest draniem zamaskowany bandyto.
Rozpoczęli straszliwy pojedynek. Obaj mieli fascynujące umiejętności. Nagle Cleddyf zastosował cięcie, którego nauczył się przed laty w dalekiej Rzeczypospolitej. Lafayet padł martwy.
Przekroczyli granicę z Austrią. Wypełnili powierzone im zadanie. I może chwilę uda im się odpocząć przed dalszą walka w obronie wiary i wolności.
Niebiescy - nazwa nadawana żołnierzom rewolucji ze względu na kolor ich mundurów.
Cleddyf - po walijsku szpada.
Kto ma oczy niechaj czyta
Kto ma ręce niechaj pisze
Kto ma ręce niechaj pisze