Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Christopher Hitchens - "Śmiertelność" [recenzja książki]
#1
[Obrazek: 29usnrr.jpg]

O nawróceniach ateistów na łożu śmierci powiedziano wiele, jednak większość z tych opowieści, jak chociażby przypadek Jean-Paul Sartre'a, który rzekomo zgodził się na przyjęcie ostatniego namaszczenia z rąk duchownego, to wierutne kłamstwa, kreowane przez wiernych, jacy nie chcą opuścić stworzonej przez nich krainy złudzeń.

Gdy studiowałem filozofię na uczelni katolickiej, poniekąd w ramach eksperymentu, ponieważ już w tamtym czasie byłem niewierzący, mówiono wielokrotnie, że radykalne poglądy, z którymi sympatyzowałem i z którymi wciąż sympatyzuję, ulegną zmianie, kiedy ludzie mi bliscy zaczną umierać. Mówiono, że piekło jest ponurym miejscem, gdzie moi idole cierpią niewyobrażalne męki, bo nie zgodzili się z odwiecznym zamysłem Pana. Jednym z tych idoli był Christopher Hitchens, którego ostatnią książkę o tytule "Śmiertelność" trzymałem przed chwilą w dłoniach, rozkoszując się doskonałą angielszczyzną i podziwiając prawdziwie bohaterską postawę przedstawiciela Nowego Ateizmu.

Hitch nie miał sobie równych. Był jedną z niewielu osób, która w obliczu bezpłciowości współczesnego świata nie bała się przeciwstawiać powszechnej obłudzie i intelektualnemu lenistwu, narażając przy tym własne bezpieczeństwo. Matkę Teresę nazwał złodziejską i fanatyczną albańską karlicą, a George'a Busha niewiarygodnie głupim analfabetą, który w dodatku wydaje się być dumny z własnej ignorancji. Niemal zawsze ze szklanką alkoholu w ręce i niemal zawsze z papierosem w ustach stawał w obronie tych, którzy często nie mieli żadnego prawa głosu. Walczył tak z prawicą, jak i z lewicą gdy zaszła potrzeba, bo ważniejsza od przynależności do jednego z plemion była nienawiść do jakichkolwiek przejawów totalitaryzmu. Religię, czyli teokrację, darzył największą pogardą. Obraz Boga definiował jako wizję stręczycielską, wizję natrętnego podglądacza, który urządził przyjęcie, jakiego żaden z nas nie może opuścić, bo prawdziwa zabawa, w myśl zwolenników dyktatury niebiańskiej, zaczyna się dopiero po śmierci.

"Śmiertelność" to zbiór opublikowanych w Vanity Fair artykułów, w których autor stara się stawić czoła złowróżbnej diagnozie raka przełyku i w których polemizuje - z wciąż niegasnącą pasją - z ludźmi, jacy byli niemal pewni, że dotąd prowokacyjny i żarliwy obrońca ateizmu padnie na kolana przed Kostuchą, przepraszając za wszystkie swoje bluźnierstwa. Dzięki Bogu tak się nie stało, czego dowodem jest bezkompromisowy i błyskotliwy testament człowieka, w którym możemy dostrzec nadzwyczajną odporność na cierpienia i bliżej nieokreślony żal, bo też ślepy przypadek nie zezwolił pewnemu osobnikowi na śmierć w słusznej i wielkiej sprawie, jak to miało miejsce w historii wielu żarliwych rewolucjonistów, jednak Hitchens, wbrew własnym przypuszczeniom, był rewolucjonistą: rewolucjonistą umysłów i jednym z najznamienitszych mówców.
Odpowiedz
#2
Nie zwykłem "recenzować recenzji", więc ciężko mi powiedzieć coś więcej ponad to, że tekst jest napisany bez błędów i w fajnym, komunikatywnym języku, który staje się Twoim stylem rozpoznawczym - nawet pisząc o trudnych do ogarnięcia sprawach, robisz to w sposób przejrzysty dla odbiorcy (a wiadomo, że odbiorca nie zawsze jest oczytany). Myślę, że to dobry sposób, by zachęcać do ludzi do poszerzania horyzontów. Podoba mi się też mrugnięcie okiem do czytelnika w ostatnim akapicie. Wink

Pozdrówka!
Odpowiedz
#3
Hanzo,

szczerze dziękuję za opinię.

Niedługo, jeśli Cię to zainteresuje, opublikuję coś w rodzaju poematu publicystycznego o Wielkiej Rewolucji Francuskiej. A tutaj Hitchens: https://www.youtube.com/watch?v=fBkaiMq0tVo
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości