Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Charlie Cola i ja
#1
Charlie i Ja przyszlismy na swiat tej samej sierpniowej nocy 1979 roku. Charlie urodzil sie pierwszy. Naoczni swiadkowie twierdza, iz przyszedl na swiat ze zdziwionym spojrzeniem i szelmowskim usmiechem przywarlym do kacikow ust. Nie plakal, nie wrzeszczal ani nie zawodzil. Usmiechal sie tylko jednym z tych szyderczych usmieszkow, ktorymi pozniej mamil niewiasty i wierzycieli, jakby od chwili narodzin urabial sobie swiat do wlasnych nikczemnych celow.
W dziesiec minut pozniej pojawilem sie ja, wyjac i wrzeszczac jakby obdzierano mnie ze skory.
Ojciec moj zwykl mawiac, iz w zyciu swym nie napotkal byl rzeczy bardziej wkurwiajacej i obrzydliwej, jak ja w chwili narodzin.
Charlie i ja przyszlismy na swiat w tej samej szpitalnej sali. Nasze matki lezaly obok siebie, w towarzystwie jeszcze kilkunastu innych ciezarnych kobiet. Bylo tam dosyc glosno i parno. Przez wielkie okno wychodzace na zachod dalo sie widziec ksiezyc w pelni i gwiazdy, ktore swiecily zimnym blaskiem, dawno poznawszy wszystkie tajemnice nocy, wieczne w swietle wlasnej niekonczacej sie smierci. Gwiazd oszukac nie udalo sie nikomu.
Byla to ostatnia noc mamy Charliego. Odeszla po cichu i na zawsze, nie majac nawet czasu aby nadac dziecku imie.
Po smierci zony, ojciec Charliego, popadl w czarne ramiona melakolii i przez nastepnych pietnascie lat nie wypowiedzial ani jednego slowa.
Siedzial w sypialni ogladajac w te i nazad czarno biale filmy z Charlie Chaplinem. Ulubione obrazy nieodzalowanej pamieci malzonki.
Maly Charlie, aby wywolac rzadki usmiech na licu rodzica przebieral sie za wloczege i nasladowal go tak dobrze, iz w wieku lat trzech, wszyscy znajomi zwali go Charliem. Tak oto Charlie zyskal imie, albowiem Babka wychowujac samotnie chlopca uznala iz przywilej nadania imienia nalezy sie ojcu. Ten jednak dryfowal w otchlani obledu.
Nasze rodziny mieszkaly w tej samej poniemieckiej kamienicy. Trzy pokoje, lazienka w korytarzu i wrzaski pijakow na klatce schodowej.
Charlie z babka i ojcem zajmowali poddasze, ja z rodzicami drugie pietro. Tuz pod Charliem.
Kiedy bywalo goraca, obaj uciekalismy na strych, wciagajac za soba drabine. Aby zniknac, ganiac sie pomiedzy rozwieszonym praniem, lub rzocac dachowkami w golebie siadajace na drutach wysokiego napiecia.
Charliego wychowywala babka. Byla madra i pelna dobroci kobieta. Siadywala w fotelu, zapalajac papierosa, ze szklaneczka koniaku na nocnym stoliku i godzinami opowiadala nam bajki. Ja najbardziej lubilem Pinokia. Charlie uwielbial mitologie grecka.
Jednakrze chwile te nie trwaly dlugo. Blogie cienie wieczorw zastraszajaco szybko przeistaczaly sie w ciemnosc nocy i klatka schodowa, miejsce dziennych zabaw, stawala sie amfiteatrem strachu. Nastawala infernalna kakofonia krokow i wezwanie z korytarza, po ktorym niczym skazaniec, idacy na smierc przemierzalem ceniac kazdy krok, cieple mieszkanko Charliego. Babka spuszczala wzrok, Charlie uciekal do swojego pokoju a ja odchodzilem w ciemnosc, i wszystko co w niej czekalo.

Pewnego popoludnia wybralismy sie do sadu, aby nabyc czeresnie prostym sposobem rachunku. Kustykalem, mocno spowalniajac nasz marsz. Slonce grzalo nieublaganie. Wdrapalismy sie na drzewo i siedzac w cieniu galezi poczelismy obgryzac czeresnie plujac daleko pestkami.
- Za kilka lat- powiedzial Charlie, wskazujac odlegly pagorek z trzema samotnie rosnacymi drzewami u szczytu- wybierzemy sie w dluga podroz, za tamtymi drzewami, beda jeszcze gory i jeziora, potem pustynia i za pustynia bedzie polana pelna skarbow. Byc moze nawet palac, ksiezniczka i zgraja murzynow z wachlazami.
- Po co murzynom wachlarze- zapytalem nie wiedzac.
- Jak to po co, zeby wachlowac ksiezniczke, bo tam jest bardzo cieplo przez caly rok. Ja, widzisz, sie z ta ksiezniczka ozenie i bede zyl w palacu, gdzie nie ma pijakow i nikt nie wrzeszczy po nocach, bede z nia tam siedzial w cieniu palm, a murzyni beda wachlowac i mnie.
- Nie lepiej ozenic sie z krolowa?
- Nie glupku, krolowa ma meza, a ksiezniczka jeszcze nie i siedzi tam na wiezy i czeka, az przyjdziemy.
- A skad bedziesz wiedzial jak tam trafic?
- Trzeba bedzie narysowac mape, isc tam gdzie te trzy drzewa, mowilem ci, pozniej za gory, dookola jeziora i przez pustynie...
- Bedzie nam potrzebny duzy plecak- powiedzialem madrze.
- I jakis noz- rzekl Charlie, po chwili namyslu
- Do czego nam noz?
- Jak to do czego, w razie jakby gdzies za pustynia byl smok. Nigdy nie wiadomo co mozna znalezc po drugiej stronie wzgorza. Musze sie wysrac, od tych czeresni rozbolal mnie brzuch- oznajmil Charlie, po czym zwinnie niczym baboon zgramolil sie z drzewa i zaszelescil w krzakach.
Wdrapalem sie wyzej, jako iz nizsze partie czeresni zdazylismy juz spustoszyc. Slonce gralo gama refleksow w koronie drzew, popoludnie wolno zamienialo sie w wieczor i dalo sie czuc na skorze delikatna bryze od karkonoszy. Bylo mi blogo i cicho, az na powrot uslyszalem krzaki.
- Lepiej sie pospiesz Charlie, bo obgryzlem nastepna galaz krzyknalem z gory.
- Ja cie zaraz kurwa obgryze szkodniku pierdolony- odrzekl mi wlasciciel sadu, tonem pelnym szlachetnej prostoty i poczol kolysac drzewem z calych sil. Zawislem na galezi niczym koala i ile pary w plucach wrzeszczalem ratunku. Ten jednak nie nadchodzil. Tracilem sile w rekach i bedac niemalze pewien zblizajacej sie smierci plotlem w myslach litanie do aniola stroza, modlac sie aby uslyszal wolanie me na swej chmurze, czy gdziekolwiek akurat rezydowal.
Wtem rozlegl sie gluchy stuk i donosne;
- Kurrrwaaaa- tymze samym szlachetnym tonem. Krzaki zaszelescily i kolejne kurwy, skurwysyny oraz chuje zdawaly sie dobiegac coraz to z wiekszych dystansow.
- Zlaz szybko, ten wiesniak za kims pogonil, musimy uciekac- powiedzial Charlie spod drzewa.
Zszedlem, a raczej spadlem i na gumowych nogach poczelismy uciekac w strone przeciwna do tej, z ktorej dobiegaly krzyki. Charlie zauwazyl rower porzucony nieopodal i konstatujac, iz nalezy on do wiesniaka przecial opony kawalkiem szkla znalezionym na ziemi, azeby spowolnic poscig.
Szarzujac wysokie trawy, dla siedmiolatkow niemal kazde sa wysokie, te jednak byly ogromne i siegaly z cztery glowy powyzej naszych, dobieglismy do plotu. Wyjawszy jedna z desek przedostalismy sie do lasku i popedzilismy dalej. Nagle zza drzewa wylonil sie chlopiec w naszym wieku i gestykulujac zywo poradzil nam aby podazyc za nim. Doprowadzil nas do studzienki sciekowej zbudowanej zapewne przez niemcow, odchylil wejscie i zszedl na dol. Wiele nie myslac podazylismy za nim.
Kurwy i huje zblizaly sie nieuchronnie. U dolu studzienki byl dlugi waski tunel. Chlopiec wszedl wen i na czworakach powedrowal przed siebie.
- Ja... sie... boje Charlie... co robimy?
Kurwy i huje zdawaly sie wisiec nam nad glowami. Charlie usmiechnal sie i poszedl przodem.
- Boisz sie studni, a chcesz mi pomagac zabijac smoki?
I popelzlismy w ciemny korytarz. Nie wiem jak dlugo bylismy w kanale, ale wydalo mi sie, ze wiecznosc. W pewnym momencie bylo na tyle wasko, iz musielismy sie czolgac i wtedy niemalze zaczalem plakac. Jednak glos Charliego zawsze dudnil echem i dodawal mi otuchy. Przez cala droge, stekajac opowiadal o ksiezniczce, skarbach, murzynach, arabach i przygodach w jakich wystapimy podczas naszej podrozy. W koncu wyjscie tunelu rozdarly promienie slonca. Dziwny chlopak wyciagnal nas po kolei za rece.
- Mieliscie szczescie, Szczepanowski ten stary chuj, nienawidzi jak mu objadac owoce- oznajmil nam wreszcie.
- Jestesmy ci wdzieczni przyjacielu- powiedzial Charlie zadowolony- czy jest cos czym moglibysmy Ci sie odwdzieczyc za ratunek.
- Wlasciwie to tak...- powiedzial rumieniac sie chlopiec
- Ja... tak se mysle... ze jak ksiezniczka jest twoja... a krolowa jego- tutaj wskazal na mnie- to mi wystarczy ten skarb, albo chociaz czesc. Jak bedziecie jechac, to ja bym chcial z wami... i mam noz- powiedzial wyciagajac z kieszeni przepieknie blyszczaca na letnim powietrzu finke.
- Z taka bronia i taka kompania- rzekl Charlie wyniosle- to zaden smok, ani Szczepanowski nas nie doscignie.
- Uwierz mi, smoki, to teraz wasze najmniejsze zmartwienie- powiedzial dziwny chlopiec przygladajac sie nam, po uszy umazanym w blocie.
Dziwny chlopiec odprowadzil nas do miasta. Mieszkal niedaleko. Z nieznanych wzgledow postanowil nie zdradzac nam wlasnego imienia, pozegnal sie i odszedl. Bylo bardzo pozno. Po cichu wtargnelismy na klatke schodowa. Nie zapalajac swiatla wdrapalismy sie po schodach.
- Co by nie bylo, pamietaj o skarbie, ksiezniczce i podrozy. Zobaczysz, wyjedziemy szybciej niz myslisz- powiedzial mi Charlie i z predkoscia swiatla zadudnil schodami.
Drzwi mojego mieszkania byly otwarte. Pas, deska i guma, oslawione elementy pedagogiczne czekaly rozlozone na stole w calej swej ezoterycznej rozciaglosci.
Zazwyczaj wybieralem gume. Tego jednak dnia podnioslem deske i rzocilem nia w skurwysyna, zrobilem w tyl zwrot i popedzilem ku drzwiom prowadzacym na korytarz. Te jednak zamknely sie z hukiem i byla to ostatnia rzecz jaka pamietam z tej nocy.
Ocknalem sie w szpitalu. Jacys ludzie krecili sie wkolo, zamaskowane twarze wirowaly przede mna w rozmazanych ksztaltach. Ponownie stracilem przytomnosc. Na dlugo.
Kiedy obudzilem sie ponownie, Charlie z babka siedzieli przy moim poslaniu. Babka czytala Pinokia. Rozplakala sie widzac, iz sie obudzilem. Jedno oko miałem zupełnie zamknięte opuchlizną, drugie w trzech czwartych.
Charlie zbliżył się uśmiechając posępnie, jednak trochę niepewnie.
- Teraz będziesz mieszkał z nami- powiedział, a babka gładziła mnie po obolałej głowie.
- Na ile...
- Już- odezwała się, ale przerwał jej Charlie.
- Aż dorośniemy na tyle, żeby sami zabijać, a wtedy... sam wiesz co będzie.
Odpowiedz
#2
Przede wszystkim - Polskie znaki! Tu praktycznie ich nie ma! W ten sposób trudniej jest wyszukiwać błędy a nawet czytać.
Po drugie - spacje po obu stronach myślnika.
"- Ja cie zaraz[,] kurwa[,] obgryz[ę] szkodniku pierdolony[_]- odrzek[ł] mi w[ł]a[ś]ciciel sadu"
"[Ponownie] straci[ł]em przytomno[ść]. Na d[ł]ugo.
Kiedy obudzi[ł]em si[ę] [ponownie], Charlie z babka siedzieli przy moim pos[ł]aniu. " - Powtórzenie "Ponownie".
"Charlie i [j]a przyszlismy na swiat tej samej sierpniowej nocy" - Chyba, że "Ja" to imię bohatera.
Było jeszcze sporo błędów. Sądzę jednak, że jeśli przejrzysz tekst kilkukrotnie to zdołasz większość z nich (jak nie wszystkie) poprawić.
Historia średnio przypadła mi do gustu. Podoba mi się jednak sposób w jaki opowiadasz. Słownictwo, budowa zdań, narracja - na plus.
Dziękuję za uwagę, pozdrawiam.
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz
#3
Cytat:melakolii

Nie powinno być "melancholii"?

Cytat:wieczorw


wieczorów

Cytat:rachunku


Chyba "rabunku"

Cytat:dalo sie czuc na skorze delikatna bryze od karkonoszy.

Z tego co wiem, bryza wieje od morza, a nie od gór.

Cytat:Nie plakal, nie wrzeszczal ani nie zawodzil.

Dzieci po narodzinach muszą wrzeszczeć, by płuca im się rozkleiły i napełniły powietrzem.

Przypuszczam, że masz zepsutą klawiaturę, bo wszędzie zamiast ł jest l. Popełnienie tak dużej ilości tych samych błędów jest chyba niemożliwe.

Motyw historii w zasadzie wytarty, chociaż teraz rzadko go spotykam. Kiedy to czytałam, przypominał mi się Tomek Sawyer. Dzisiaj trudno o tak naiwne dzieci. Mam pięcioletniego brata, który już od dawna nie wierzy w smoki. Nie wiem, czy tak samo było trzydzieści lat temu, więc zostawiam to do oceny innym. Opowiadanie czyta się przyjemnie. byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie brak polskich liter.


Odpowiedz
#4
Bardzo lubię czytać opowiadania, w których narrator powraca wspomnieniami do czasów, kiedy dorastał, zwłaszcza w takim melancholijnym, bardziej gorzkim niż słodkim wydaniu, jak tutaj. Przypomina mi się film "Labirynt Fauna", gdzie mała bohaterka również ucieka w świat wyobraźni, tylko pozornie groźniejszy i mroczniejszy od rzeczywistości. Jedyne, co mi przeszkadzało czytać, to armia literówek, plącze się tam też źle napisane "rzucać". Gdzieś chyba wcześniej pisałeś, że nie korzystasz z polskiej klawiatury, ale kurcze, mundek, może daj to komuś wcześniej do zredagowania (nawet ja mogę się oferować z pomocą :), bo naprawdę szkoda, żeby tak warsztatowo i klimatycznie dobry kawałek prozy tyle tracił przez techniczne niedbalstwo.
I’m giving you a night call to tell you how I feel
I want to drive you through the night, down the hills
I’m gonna tell you something you don’t want to hear
I’m gonna show you where it’s dark, but have no fear
Odpowiedz
#5
Charlie cola i ja to bardzo stara próba opowiadania, spisana kiedyś w UK, stąd błędy, których szczerze mówiąc z lenistwa nie chciało mi się poprawiać, gdyż i pomysł zostawiłem. W zamierzeniu miała to być większa powieść o przyjaźni i złudzeniach, które w końcu niszczą życie i zostawiają nas samych ze wspomnieniami, czy też zmitologizowaną iluzją dawnych czasów ale zostawiłem to już chyba na zawsze...
Niemniej jeśli masz ochotę, Zapraszam do korekty, może kiedyś wrócę do zamysłu Tongue, jednak teraz mam teraz masę roboty z innymi opowiadaniami.

Pozdrawiam
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości