Bardzo miło się nam z księdzem rozmawiało, zupełnie jak z człowiekiem. Tylem co się od niego ciekawych rzeczy dowiedział, to i szkoła za mała. Taki ma ten ksiądz nasz talent. Do opowiadania się znaczy. Pewnego więc razu siedzę ci ja u niego i słucham. Słucham, bo ciekawie gada. Mówi, że wrócił właśnie ze wschodu, tam co to protestanci siedzą, Ukraina i te rzeczy. Tylem co się tam napatrzył – powiada – to w Polsce nigdy bym nie zobaczył. Zaprosił go tamże pop jakiś, co się z nim od dawna nie widział, a zaprosił bo nową cerkiew stawiać mieli, to i uroczystość duża się dziać musiała. Pojechał więc mój ksiądz, to i przy okazji Lwów pozwiedzał, popodziwiał co było, wreszcie zajechał do miasteczka owego. Patrzy – pole puste. Tylko fundamenty stoją. Dlatego tak, że uroczystość ta to z okazji ziemi poświęcenia i kamienia, tego węgielnego, wmurowania. Patrzy mój ksiądz i oczom nie wierzy.
- I wtedy patrzę i oczom nie wierzę – mówi – na polu tym stoły zastawione na paręset osób, pełno jadła i picia też pełno. Dostojeństwo tamtejsze, to jest cerkwi Kijowskiej, tłumnie się zjawiło. Same szychy, jak to powiadają. Taki tam u nich zwyczaj, że na poświęcenie ziemi uroczystość wielka – mówi przejęty. - Byłem ja tam z tym parochem, co mnie zaprosił. Stary znajomy, jeszcze z młodych lat. Prosił mnie, bo pokazać chciał jak to wygląda taka uroczystość. Mieszkańców miasteczka trochę się zjawiło, zasiadają przed tymi stołami, bogactwo niesamowite. Tylko jedno mnie zastanawia: skąd fundusze na to, na tę ucztę i całą cerkiew.
- Pieniądze? – pyta znajomy – Tutaj to wystarczy fundamenty postawić, a potem jakoś leci.
- Jakoś leci? A cóż to niby znaczy? - zapytał zdziwiony.
- Ano, ktoś architekta wynajmie, potem ktoś cegły kupi, ktoś inny materiał na plac dowiezie, ktoś ekipę załatwi. I jakoś leci.
- Ktoś? A cóż to za ktoś?
- Cóż… to miejscowi bandyci, co to naiwnie myślą że jak kościół postawią to im tam na górze będzie wybaczone.
/co nieco poprawiłem
- I wtedy patrzę i oczom nie wierzę – mówi – na polu tym stoły zastawione na paręset osób, pełno jadła i picia też pełno. Dostojeństwo tamtejsze, to jest cerkwi Kijowskiej, tłumnie się zjawiło. Same szychy, jak to powiadają. Taki tam u nich zwyczaj, że na poświęcenie ziemi uroczystość wielka – mówi przejęty. - Byłem ja tam z tym parochem, co mnie zaprosił. Stary znajomy, jeszcze z młodych lat. Prosił mnie, bo pokazać chciał jak to wygląda taka uroczystość. Mieszkańców miasteczka trochę się zjawiło, zasiadają przed tymi stołami, bogactwo niesamowite. Tylko jedno mnie zastanawia: skąd fundusze na to, na tę ucztę i całą cerkiew.
- Pieniądze? – pyta znajomy – Tutaj to wystarczy fundamenty postawić, a potem jakoś leci.
- Jakoś leci? A cóż to niby znaczy? - zapytał zdziwiony.
- Ano, ktoś architekta wynajmie, potem ktoś cegły kupi, ktoś inny materiał na plac dowiezie, ktoś ekipę załatwi. I jakoś leci.
- Ktoś? A cóż to za ktoś?
- Cóż… to miejscowi bandyci, co to naiwnie myślą że jak kościół postawią to im tam na górze będzie wybaczone.
/co nieco poprawiłem