Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Carmina Luminosa - pragnienie światła.
#1
Przed wiekami wszystko miało swoje miejsce. Człowiek miał swoje miejsce, każde zjawisko, które dostrzegał, miało swoje miejsce. Każde uczucie, dobre lub złe, również, w hierarchii zadanej a'priori przez Wszechmocnego, swoje miejsce miało. Czy ludzie byli z tego powodu lepsi, szczęśliwsi? Ze sztuki końca wieków średnich, sztuki owej jesieni Średniowiecza, bije bezgraniczna tęsknota za lepszym życiem. Świadomość, że wszystko, co postrzegamy (jak również to, co przed naszymi zmysłami zakryte), zajmuje określoną niszę w strukturach, stanowiła przyczynę smutku, nie radości, przyczynę niepokoju i zagubienia... na wiele wieków przed Kierkegaardem, Kafką czy Heidegerem. Ludzie nie byli szczęśliwi. Tęsknili, pragnęli, szukali...

Mrok otulił wypełnioną po brzegi lubelską bazylikę ojców Dominikanów. Oratorium Carmina Luminosa — pieśń świetlista miało swoją premierę w sobotni wieczór, dziesiątego września roku Pańskiego dwa tysiące szesnastego. Kompozycja Pana Borysa Somershafa na dwa chóry, sopran, baryton, wspierane przez niewielki zespół instrumentalny, powstała do tekstów, którymi zakonnicy, przed wiekami, rozświetlali mroki zawsze krętej i ciernistej drogi do Boga.

Celebra (przemówienia, wzajemne grzeczności i oklaski) była jak zawsze przydługa i jak zawsze trzeba było myślowej fatygi, aby z padających słów wyłowić to, co warto w pamięci zachować. A potem już tylko dźwięk i malowidła Fra Angelico wyświetlane na wielkim ekranie. Muzyka prosta, rzekłbyś filmowa, taka która trafia za pierwszym razem, taka, której chciałoby się słuchać, jadąc samochodem. Kompozytor, znany bardziej jako wykonawca rosyjskich romansów, zaproponował lekką (młodzież powie "lajtową") wersję tego, co w powszechnej świadomości kojarzy się z utworem ciężkim jak czołg i monumentalnym jak egipskie piramidy.

Siedziałem w bocznej nawie. Nie widziałem obrazów. Zamknąłem oczy. Prosta sztuczka, aby zobaczyć więcej. Zobaczyłem człowieka i jego drogę. Nie jakąś pomnikową postać, tylko człowieka popychającego taczki z życiem, przekonanego, że tam, dokąd podąża, będzie lepiej. Zobaczyłem namiętność zanurzoną w szarości dnia codziennego — pragnienia zamknięte w czterech ścianach skryptorium. Na koniec widok drogi do celu tak samo odległego, jak wtedy kiedy rozpoczęła się wędrówka i pytanie zadane odbitym od sklepienia echem: czy warto było iść?

Po kilku bisach wyszliśmy na zewnątrz, w tłum Starego Miasta. Pstrokata krzątanina i cisza stuleci. Stare kamienice, odnowione, jakby wczoraj je zbudowano i te równie zabytkowe, stojące ruiną. Setki, tysiące ludzi... dążą, czy błądzą bez celu? I jeszcze gdzieś, pomiędzy pamięciami przechodniów nieznanych, ślad muzyki, która pozwala popłynąć myślom kilkaset lat wstecz i tęsknić, pragnąć, szukać...
Odpowiedz
#2
Ładnie napisane. Wprawdzie utworu nie słyszałem, ale Twój tekst obudził we mnie ochotę posłuchania. Właśnie tak powinno się pisać recenzje. Nie za wiele ujawnić, a sprawić, by czytający nabrał chęci.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości