Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
By lżej oddychać
#1
Bardzo nieśmiało dodaje to opowiadanie, napisane przeze mnie ponad 3 lata temu. Po latach sama się uśmiecham z przekąsem, gdy to czytam.
Mimo to, dodaję i proszę o opinię.

"By lżej oddychać"

„Czym byłoby życie bez nadziei? Iskrą odrywającą się od rozpalonego węgla i gasnącą natychmiast.” Friedrich Hölderlin

Środa, 19 grudnia

Siedząc tak milcząco, bezczelnie, bezlitośnie, po prostu nie myśli o niczym. Bo o czym? Ściana, zdaniem innych idealnie czysta i pusta, dobija ją z równą siłą tak, jak przedwczoraj, wczoraj i dzisiaj przed godziną. Zdaje się, że słychać drobne szmery, przerywane hasłowymi: „Odezwij się. Wiem, że mnie słyszysz”, „Za co mnie tak karzesz?”, czy też: „Jak ja cię rozpieściłam”, a czasem: „No proszę powiedz, o co ci chodzi”. Hania nie odpowiadała na żadne z tych haseł, bo po co. Większy sens widziała w milczeniu i ciszy, którą co jakiś czas przerywał dźwięk nadchodzących SMS-ów.
Właśnie dostrzegła na ścianie małego pajączka, usiłującego znaleźć odpowiednie miejsce na uplecenie pajęczyny. Dziewczyna doszła do wniosku, ze od zawsze chciała zbudować w swoim życiu coś, co nadawałaby mu sens i napawało spokojem... Właściwie to próbowała budować już od 17 lat. Jednak coś, co jakiś czas, burzyło tę budowlę...
Wydawać by się mogło, że uczciwa, pracowita i religijna pani psycholog oraz świetny architekt, cieszący się poważaniem w ponad dwudziestotysięcznym miasteczku, są dobrymi rodzicami. Nic bardziej mylnego. Nocami ojciec milczącej Hanki grywał w karty, przegrywając stopniowo większą część majątku, co stało się jedną z przyczyn kłótni w małżeństwie. Matka zaś miała ciągłe pretensje do swojej córki. O to, że ta nie słucha takiej muzyki, jak trzeba. Nie lubi czytać książek. Nie umie prać. Gotować. Nie interesuje się historią i prawem. Nie wie, o co chodzi w ulubionej telenoweli jej matki. A najczęściej krytykowana była za brak tolerancji.

Dwa dni wcześniej: poniedziałek, 17 grudnia

W ostatnim czasie atmosfera w domu wrzała, mimo straszliwego mrozu na zewnątrz. Zbliżały się święta. W wyniku takich okoliczności Hanka ma zająć się porządkami. Przygotowywać potrawy oraz rozpocząć naukę do matury, którą będzie zdawać w przyszłym roku.
-Mamo, a może jednak zdecyduję się na zdawanie matematyki, a nie historii? Ten przedmiot zawsze mnie nudził. Poza tym dobrze wiesz, że jestem dobra z matmy - powtórzyła Hanka to, co zwykła powtarzać już od dłuższego czasu.
-Nie przerywaj jak do ciebie mówię - wtrąciła jej matka - gdybym, będąc w twoim wieku, więcej się uczyła, zostałabym prawnikiem i bylibyśmy o wiele bogatsi. Poza tym jak ja powiem znajomym, że moja córka po tylu latach studiów jest kasjerką jakiegoś nędznego sklepu, do którego i tak nikt nie będzie zachodził?!

W tym momencie zawsze zaczynał się płacz, wynikający po prostu z bezradności, a przez panią psycholog postrzegany jako szantaż emocjonalny jej córki. Po wylaniu wszystkich łez, Hanka zazwyczaj wyrzucała rodzicom, co jej się w nich i relacjach międzyosobniczych nie podoba, a po długich wywodach słyszała pytanie: „O co ci dziecko chodzi?!”, znowu płakała, po czym wysłuchiwała, że gdy nie ma jej w domu, przynajmniej jest cicho, a następnie szła spać. Wraz z kolejnymi wschodami słońca rozpoczynała nowe dni, nowych żyć. Tej nocy jednak nie zasnęła.

Wtorek, 18 grudnia

Po nieprzespanej nocy spakowała swój plecak i nie mówiąc nic nikomu udała się do szkoły, nie zjadłszy śniadania, które przygotowali jej rodzice. Od tamtej chwili postanowiła już nigdy się do nich nie odezwać.
Około godziny piętnastej udała się do bliskiej swojemu sercu Marty, opowiadając jej o wszystkim tym, o czym nigdy wcześniej nie rozmawiały. Opowieść ta była niezwykle wstrząsająca, gdyż nikt w miasteczku nie przypuszczał że ta radosna dziewczyna po powrotach do domu mizernieje, skazana na przeglądanie się małżeńskim kłótniom o to, kto ile przegrał pieniędzy, a ile zarobił. Ile razy zdradził, ile butelek wódki wypił. Nie rzadko także w tych kłótniach uczestniczyła.
-Obiecaj mi coś - rzekła poważnym i smutnym tonem Marta - wiem, że jest ci źle, ale nie potrafię w twoim smutku ci pomóc. Więc obiecaj mi tylko jedno - powtórzyła. Hanna podniosła wtedy wzrok na swoją przyjaciółkę. Spostrzegła w jej szklanych oczach niepokój. Tego nie było w jej planach. Zamyśliła się na chwilę, po czym powiedziała, odgadując myśli swej kumpeli:
-Dobra, nie zabiję się - i powróciła do domu, by zająć miejsce w fotelu i wpatrywać się kolejne popołudnie w ścianę, która z czasem wypełniała się szkicami zdarzeń z jej całego życia.

Środa, 19 grudnia

-Ona wciąż tam tylko siedzi i siedzi. To mnie dobija. Zachciało jej się buntu. Wielka mi pani nastolatka! Czy to dziecko nie rozumie, że jak porozmawiamy będzie lepiej? Wytłumaczyłabym jej, że prawo to naprawdę ciekawy i pasjonujący kierunek z przyszłością i prestiżem.
Hanna to wszystko wiedziała. Swoje argumenty „na nie” już dawno kilkakrotnie przedstawiała. Wyjaśniała jak na spowiedzi, o co jej chodzi. Nie raz szeptem. To głośniej, to ciszej. W końcu krzyczała. Ale nadal nie była rozumiana.
By nie wpaść w obłęd, postanowiła przedwczoraj już nie mówić nic. Na żaden temat, w żadnym wypadku. Milczała nawet wtedy, gdy usłyszała, że małżeństwo jej rodziców zostało zawarte w wyniku "wpadki". Żal narastał, wraz z jej oczami puchło jej serce. Brakło łez. Zaciskała więc już tylko zęby. I pięści.
Żadne dziecko nie chciałoby usłyszeć, że istnieje z przypadku. Nikt nigdy nie dziękował za nie Bogu, a nawet do ostatniej chwili modlił się, by się nigdy nie narodziło.
Dziewczyna przygryzła mocno dolną wargę i wstała z fotela, gdyż wiedziała, że nadeszła chwila na kolejny krok. Do tej ostateczności musiała się posunąć. Krzyczała, nie wykrzyczawszy wystarczająco głośno.

Szła ku brzegowi rzeki nie zacierając swoich śladów. Nie chciała, by długo pozostawało w wątpliwości, że to właśnie ona tego dnia, o tej godzinie była dokładnie w tym miejscu. Położyła na brzegu swoje stare buty, skarpetki, spodnie. Zaraz obok nich znajdowała się bluza, kurtka i komórka.
-O, bym zapomniała - powiedziała, po czym wyjęła z kieszeni spodni zapałki, a z reklamówki znicz. Ustawiła go spokojnie obok swoich rzeczy. Powoli zapaliła zapałkę, zaraz potem knot. Chciała mieć pewność, że chociaż jeden znicz będzie się palić na znak pamięci o niej. Teraz mogła być już o to całkiem spokojna. To solidnie wykonany, dobry jakościowo znicz. Płomień nie zgaśnie jeszcze przez kilkanaście godzin. Hanka mogła więc zatem wstać, wykonać kilka kroków. W końcu usłyszała charakterystyczny trzask na znak, że lód zaczyna pękać.


Ludzie najczęściej doceniają coś dopiero wówczas, gdy to stracą. Tym bardziej, gdy wiedzą, że to już nigdy nie powróci. W takich chwilach pragną wyrzucić Bogu to, za co siebie obwiniają. Czują złość, zarazem wstyd i żal, które przemieniają się w rozpacz. Jej przyjaciółką są łzy. Zawsze lepiej jest się wypłakać. Nikt nie chciałby jednak płakać bez końca. A w płaczu matki Hanki kresu nie było widać.

Czwartek, 20 grudnia

Nazajutrz odebrano telefon.
-Mówiłem, że nie udzielam żadnych wywiadów do tej waszej beznadziejnej gazety. Mam gdzieś tego brukowca tak, jak wy macie gdzieś moje problemy.
-Ale...
-I nie obchodzi mnie żadne ALE. ŻEGNAM - wykrzyczał Ojciec Hanki.
-Ale... czy zastałam Hanię? Nie było jej dzisiaj w szkole i pomyślałam, że może...-na odpowiedź Marta odrętwiała. Bo jak to? Przecież ta słowna dotąd Hania obiecywała, że nic sobie nie zrobi. Jak mogła zatem popełnić samobójstwo?! Złość i żal narastały do tego stopnia, że pobiegła do kuchni po nóź. Czerwone światło bezradności trysnęło z jej nadgarstka. Mogła pomóc - nie pomogła. Czuje się po trosze winna tej śmierci.
Chwilę potem ktoś ją znalazł i zadzwonił po pogotowie.

Matka Hanny jeszcze nie wie, do czego posunęła się Marta. Siedzi nadal w pokoju swojej córki. Nie ociera już łez, bo nie ma co ocierać. Czerwone gałki oczne, zatopione w bardzo opuchniętych od płaczu i braku snu powiekach, wpatrują się w jeden punkt. Jest nim Miś.

-Tatuś, a wies co-powiedziała maleńka Hania- dzisiaj pani Klystynka w pseckolu opowiedziała nam fajno bajke...
-No słucham, córuś.
-No i ta bajka była o takim misiu, tatusiu. No bo ten miś bał się ciemności... I to była taka bajka „O misiu bojącym się ciemności”. Zupełnie tak, jak ja. Ciekawe tatuś, jak taki Miś mógłby wyglądać… - Wspomnienia o tym, co już było, a nie wróci, bolą. Te bolały szczególnie, mimo to nie sposób ich było wyrzucić z głowy.
-Zobacz kochanie, co zrobiłem - rzekł mąż do swojej żony, trzymając w rękach coś na kształt Misia-ładny, prawda? - Może i gdyby miał równe szwy, dwoje uszu, proporcjonalne cało i gdyby nie wychodziła mu wata spod paszki, przypominałby misia. Matka małej Hani postanowiła więc poprawić dzieło swego wspaniałomyślnego męża. Teraz, gdy to wspomina, przechodzą ją dreszcze.
-Wzroku dziecka, które widzi misia, wykonanego specjalnie dla niego przez jego rodziców, nie da się zapomnieć - powiedziała sama do siebie. Zaraz potem napadła ją szalona furia. Zapragnęła zniszczyć tego wstrętnego pluszaka. Kawał starej, przybrudzonej i nigdy nie pranej szmaty. Haniebne dzieło, jak na córkę krawca. Koszmarny wyrzut sumienia.

Tak chyba umiera nadzieja. Ponoć ginie ona jako jedna z ostatnich śmiertelnych rzeczy. Za jakiś czas na wspomnienie o tej „chorej Hance” już nikt nie będzie się denerwował, czy współczuł. Nastanie obojętność. W końcu grób, jaki jej wykopano, zarośnie w świadomości wszystkich jej bliskich, którzy okazali się całkiem obcy.

Tymczasem Hanka spokojnie przechadza się teraz po Starym Mieście, gdzie nikt jej nie zna. Spaceruje, poznając każdy zakamarek Warszawy. Zwiedza wszystkie miejsca, w których nigdy nie była. Ani przez chwilę nie towarzyszyła jej myśl, że komuś może być jej brak. Nie czuła, że postąpiła wobec swojej najlepszej kumpeli nie tak. Przecież obiecawszy coś dotrzymała tego. Nie zabiła się, tylko upozorowała własną śmierć. Wiedziała, że ludzie sami ją zabiją, mając chociaż jedną z najdrobniejszych poszlak. To nie miała być zemsta za zabitą młodość, ideały, miłość do swoich rodziców, ani za stłumioną nadzieję na to, że kiedyś będzie lepiej. To po prostu próba wyswobodzenia się z tego, co wciąż raniło. Nawet Hanka tak, jak każdy człowiek, nauczyła się bycia egoistą... Zastanawia ją tylko jedno: czy kiedykolwiek ktoś zauważy odwrotnie przyszytą rączkę Misia, a zaraz pod nią list. Krótki list, w którym Hanka napisała, że kocha, że żyje i że po prostu czeka.
Odpowiedz
#2
Opowiadanie o odrzuceniu i buncie, tak typowym dla nastolatek. Tekst czyta się bardzo dobrze. Większych błędów nie znalazłam. Tu i ówdzie brakowało przecinka, ale to drobnostka. Czytając historia wydaje się taka prawdziwa. Brak jakichkolwiek sztucznych i zbędnych dialogów. Głównie skupiłaś się na uczuciach bohaterów i IMO bardzo dobrze ci to wyszło. Można by było czepiać się tego, że trochę nieprawdopodobnym jest, że młoda dziewczyna upozorowała śmierć. Bo niby z czego będzie żyła? Ale można domniemywać, że mając poniekąd bogatych rodziców, ma jakieś oszczędności. Więc nie będę się czepiała i dodam, że chętnie przeczytałabym dalsze losy Hanki Wink Moja ocena to 5/5.
"Mężczyźni kłamią, ale nikt tak nie przytuli kobiety jak mężczyzna."

Piszę:
Skrzydlaci
Odpowiedz
#3
Cytat:Dziewczyna doszła do wniosku, ze od zawsze chciała zbudować w swoim życiu coś, co nadawałaby mu sens i napawało spokojem... Właściwie to próbowała budować już od 17 lat.
wnioskuję, że chciałaś dać do zrozumienia, że mamy do czynienia z siedemnastolatką (liczby piszemy słownie). Uznajmy to za czepianie się, ale wtedy wyszłoby na to, że od urodzenia stara się uporządkować jakoś swoje życie, budować, jak to ładnie nazwałaś, a wtedy wychodzi bzdura. To być może nie jest istotne, ale mnie drażnią takie drobiazgi.

Reakcja przyjaciółki Hanki - stanowczo przesadzona. Na podstawie jej wypowiedzi można odnieść wrażenie, że jest osobą rozsądną, a takie ot, po prostu podcięcie sobie żył na wieść o śmierci przyjaciółki zdecydowanie dalekie jest od rozsądku. Oczywiście, moje wnioski mogą być niesłuszne, ale zbyt mało uwagi poświęciłaś tutaj tej postaci, żeby można było o niej powiedzieć coś więcej, niż to, że jest osobą współczującą i rozważną. Oczywiście, wstrząs też się liczy, ale z tekstu nie wynika, żeby były aż tak do siebie przywiązane. No i sposób, w jaki to opisujesz. Lubię pewne, nazwijmy to, poetyckie naleciałości w prozie (a wiać momentami takie u ciebie w tym tekście), ale
Cytat:Czerwone światło bezradności trysnęło z jej nadgarstka.
to zdanie jest już kiczowate wręcz i śmieszy, i w wierszu też byłoby niezbyt mile widziane (chyba, że ma być śmiesznie).

Druga rzecz, bardzo ważna: ucieczka, upozorowanie śmierci - ok, pomysł się zgadza, pasowałby do egzaltowanej nastolatki, która ma niebyt przyjemne życie w domu i jednocześnie wystarczająco silny charakter, czy też dużo uporu i determinacji, żeby naprawdę to wykonać. Ale umówmy się - nawet w Polsce, gdzie policja rzekomo nic nie robi itp, samo zostawienie ubrania na brzegu i zapalenie znicza raczej by nie przeszło. Przeszukano by rzekę, a gdyby ciała nie znaleziono, należałoby uznać dziewczynę za zaginioną i rozpocząć poszukiwania, i dopiero po dłuższym czasie (nie wiem dokładnie, jak to wygląda) można by ją uznać za zmarłą. I tu już zaczyna się problem, bo tak czy inaczej, dla nastolatki, która pracować raczej nie może (tzn - mało prawdopodobne, żeby ktoś ją zatrudnił, pomijając różne nielegalne i półlegalne, nieprzyjemne rzeczy), w dodatku jej nazwisko i rysopis najprawdopodobniej byłyby nagłośnione, podane w mediach, więc nawet gdyby poszukała pracy, pracodawca albo ktoś inny prędzej czy później zorientowałby się. Popraw mnie, jeśli moje rozumowanie jest niesłuszne. Koleżanka wyżej nie uznała tego za dużą wadę, ale ja uważam, że należałoby w tego rodzaju opowiadaniach przyłożyć większą wagę do naturalizmu.

Strona techniczna bardzo dobrze wygląda, chociaż musisz sobie przypomnieć zasady zapisu dialogów (klik) i trafiają się gdzieniegdzie braki w przecinkach. Nie podoba mi się taki zdawkowy sposób przedstawiania sytuacji. Np. zamiast pisać "ojciec X całymi nocami pił z kumplami i grał w karty" można napisać "ojciec jak zwykle wrócił nad ranem nachlany i potem się okazało, że matce zginęło trochę pieniędzy" - ten sposób opisywania sytuacji pozwala bardziej się wczuć w sytuację czytelnikowi. Niektóre fragmenty bardzo ładnie ci się udają, z tymi "poetyckimi naleciałościami", to jest zdecydowanie na plus, ale trzeba bardzo uważać, żeby nie popaść w przesadę, jak przy tym zdaniu z podcinaniem żył.

Radziłabym rozbudować opowiadanie, skupić się nieco więcej na pokazaniu bohaterów, no i realizmie. To by było na tyle. Ja jestem na nie z powodu poruszonych wyżej kwestii, ale sądzę, że możesz dobrze pisać, jeśli się przyłożysz, bo wykonanie nie jest na bardzo złym poziomie.
Mam nadzieję, że moje uwagi na coś się przydadzą. Pozdrawiam.
Odpowiedz
#4
Bardzo dziękuję za wnikliwe przeczytanie mojego opowiadania Smile
W zasadzie to potrzebowałam tego, by ktoś ocenił mój styl i dodał mi otuchy. Taki niepewny ze mnie twórca.
Zgadzam się z wszystkimi uwagami. Byłam ciekawa, co sądzić można o naleciałościach poetyckich, czy w całości nie wygląda to komicznie. Na szczęście nie, więc cieszę się Smile

Co do domniemanie zamierzonej przesadni, zamieszczam krótkie fragmenty napisanego przeze mnie utworu, w celu pocieszenia przyjaciółki:

Tego przedwiośnia lód na Bałtyku pęknął inaczej, odsłaniając szmaragdowy odmęt. Nieprzejrzysta woda zamęt wróżyła, niczym z fusów wróżbiarka przepalonej kawy. Zeszłego listopada deszcz był wyjątkowo chłodny, a skórka od jabłka niejasno zbyt ułożyła się we frywolne Sz-C-I-Ni. Zabrakło szpil do kłucia nazw i znaczeń naniesionych na pomiętą kartę w kratę.
Dolores przewracała swoimi bulbi oculi z lewych do prawych zmierzchów wspomnianego dokumentu, próbując odnaleźć logikę, nie ominąwszy przy tym ukrytych symboli.

Mowa o buraku:
Zawartość jego spichrzu była nader słodka, krystalizująca. Zgrzytała w myślach Dolores, podlegając typowej obróbce, tworząc piki cukru w kostkach.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości