Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bro i Bogowie (5)
#1
Dobra - dopracowałam - co o nim sądzicie?

1.
Coś kłuło ją niemiłosiernie w tyłek. Zmusiła się do otworzenia oczu, usiłując przypomnieć ostatnie wydarzenia. Ostatnie co pamiętała to biesiadę i podsuwające jej przepyszny miód pitny, pozostałe walkirie.
Leżący pod nią Hermes, chrapał głośno, a jej głowa unosiła się w rytm ciężkich oddechów dobywających się z piersi boga.
Kurwa. Coś przygniatało jej nogi. Z trudem uniosła głowę, odwracając się i szukając błędnym wzrokiem źródła ciężaru. Jasne włosy Sygurda spoczywały na posadzce, zaś reszta jego ciała przygniatała stopy Bro. W zaciśniętej pięści wojownik ściskał kawałek pieczonego udźca.
Kłucie na tyłku nie ustawało.
Wykręciła głowę bardziej, złorzecząc w duchu sprawcy nieprzyjemnego odczucia.
Zmrużyła niebieskie ślepia wpatrując się wrogo w siedzącego na stole mężczyznę. Przechylał się i włócznią w ręku celował w jej krągłości. Kolejne ukłucie. I jeszcze jedno.
- Noż kurwa – warknęła przez zęby.
W otchłani umysłu spróbowała odszukać resztki inteligencji, przygniecione solidną stertą kaca – giganta.
- Odyn – warknęła drugi raz.
Szef nordyckich bogów uśmiechnął się szeroko.
Wygrzebała się spod bezwładnych ciał towarzyszy uczty i usiadła na podłodze, szukając wzrokiem czegoś, co mogło przypominać piwo.
- Wreszcie – mruknął Odyn – Nieźle poszaleliście – przyznał, rozglądając się wokoło.
Sala przypominała krajobraz po bitwie.
- Piwa... – jęknęła, łapiąc się za głowę.
- Walkirie też spiłaś.
Bro popatrzyła na niego nieco nieprzytomnie.
- Nie moja wina, że mają takie słabe głowy – mruknęła na swoje usprawiedliwienie. – Piwa mi daj – zażądała.
Rzucił jej puszkę, którą złapała w locie. Syknęło wieczko i chwilę później po ściankach wysuszonego gardła spłynął życiodajny napój. Sapnęła z zadowoleniem.
- Dobre – przyjrzała się puszce. – Z którego to roku? - poinformowała się.
- Lepiej nie pytaj. Najważniejsze, że działa – odparł.
Usiadła prosto i potoczyła wzrokiem po sali. Jak okiem sięgnąć, na podłodze leżały ciała towarzyszy miłej biesiady z poprzedniego wieczora. Na stołach pyszniły się resztki niedojedzonych pieczeni, grube pajdy chleba, część naczyń była przewrócona, a z jednego z rozbitych dzbanów wciąż płynęła strużka wody. Coś świętowali... Zmarszczyła brwi, usiłując sobie przypomnieć co to było. Aha. Powrót pozostałych walkirii.
- Dobra – podniosła się ciężko, otrzepując spodnie – Należy mi się wolne – oznajmiła, odsuwając misy i kufle zalegające blat stołu. Naczynia spadły z brzękiem na ziemię. – Ściągnęłam walkirie...
- Kurwa, Bro – dobiegający spod stołu głos Thora, nie brzmiał przyjaźnie. – Musisz tak hałasować?
- On mnie obudził – odparła z wyrzutem. – Pogadaj z ojcem, żeby nie robił mi pobudek klując włócznią w tyłek, to może i ciszej będę – usiadła na stole obok Odyna, spychając dzban z wodą na podłogę.
Thor opadł bezsilnie na podłogę, kiedy naczynie wylądowało na jego ramieniu, a woda rozprysnęła się wokoło
- Zabierz ją stąd – szepnął błagalnie.
Odyn uśmiechnął się szerzej.
- Walkirie ściągnęłaś, owszem – przyznał – ale to jeszcze nie koniec twojej roboty – przypomniał.
Upiła kilka łyków piwa i łypnęła nieprzyjemnie na boga.
- Eros i Apollo są uwięzieni. Afrodyta, Maryja, Freja i Sif przetrzymują ich w hoteliku na południu Francji.
- I co w związku z tym? – mruknęła niechętnie
- Uwolnij ich
- Ja? – zdziwiła się. – Sam nie możesz? – upiła kilka łyków – Ach... No tak... – mruknęła, widząc spojrzenie władcy.
Thor wygrzebał się spod stołu i rozejrzał wokoło.
- Zostało jeszcze coś? – spytał, patrząc na puszkę trzymaną przez Bro.
- Masz – Odyn podał mu drugą.
- Uwolnisz ich i będziesz miała kilka dni wolnego – zaproponował wspaniałomyślnie szef bogów.
Cichy dźwięk otwieranej puszki przerwał ciszę, która zapadła po propozycji nie do odrzucenia. Thor łapczywie wypił kilka łyków.
- Dobre – sapnął – Który to rok? – przyjrzał się puszce.
Odyn spojrzał na niego pobłażliwie.
- Nie potrujecie się – rzucił. – Bro... – zawiesił głos, patrząc wyczekująco na walkirię.
- A w sumie to co? Źle im tam? Bogowie miłości w towarzystwie pięknych bogiń...
- Muszą wrócić. Obaj. I byłoby dobrze, gdyby boginie też wróciły.
- Wszystko czego za dużo, może zaszkodzić – Thor przypomniał sobie lata wędrowania z Gudrun po Midgardzie.
Bro westchnęła ciężko.
- Z którą z nich powinnam zacząć rozmowę?
- Pewnie Afrodyta nimi dowodzi. Skoro i Maryja ponoć jej się podporządkowała... - skrzywił się Odyn. – Te, Zeus... – koniec włóczni wylądował na tyłku śpiącego nieopodal boga Olimpu.
Dźgnął go kilka razy.
- Tak, kochana Hero, co tylko sobie zażycz... – Zeus zerwał się na równe nogi, drżąc na całym ciele. Urwał, słysząc głośny śmiech Odyna i walkirii. Potoczył wokoło półprzytomnym spojrzeniem.
- Zeus, na co podejść Afrodytę? – Bro zaczynała myśleć.
Przecież nie będzie siłowała się z czterema napalonymi na samców boginiami.
- Afrodytę? – Zeus ziewnął, podrapał się po głowie i zastanowił.
- Podejść? – spytał po długiej chwili.
- Nabrać, oszukać, co jest jej słabą stroną? – wysiliła swój umysł Bro.
- Yyyy – popatrzył zamglonym wzrokiem na walkirię - Afro nie da się podejść. Jest mistrzynią sztuczek miłosnych. Jest najlepsza w tych sprawach... – rozmarzył się.
- Przypadkiem nie opowiadaj tego przy Herze – doradził Odyn.
Zeus na dźwięk imienia małżonki oprzytomniał, rozglądając się niespokojnie wokoło.
- Spokojnie stary, jeszcze jej tu nie ma – klepnął go w ramię Odyn – To co z tą Afrodytą?
- Nie lubi, kiedy ktoś podważa jej umiejętności. Zresztą wciąż chwali się nimi. Ostatnia, która miała inne zdanie pełza teraz w postaci pająka.
Bro słuchała uważnie.
- Masz więcej tego piwa? – wskazała oczami chrapiącego Hermesa.
Odyn przytaknął.
- No to trzeba go obudzić – sięgnęła po włócznię i dziabnęła nią Hermesa w tors.
- A kto wygrał zakład? – spytał z ciekawością Odyn.
Thor w milczeniu wskazał palcem na Jezusa, który leżał na stole z rozłożonymi szeroko ramionami.
- Wygląda jakby go z krzyża zdjęli – zauważyła niewinnie Bro.
- Może i wygląda, ale nie udało ci się go przepić – rzucił bóg piorunów.
- Zaprawiony w bojach z winem.
- Sama kazałaś mu wczoraj cudów dokonywać, jak nasze zapasy się skończyły.
Bro drugi raz dźgnęła Hermesa włócznią. Chrapnął głośniej i przewrócił się na drugi bok.
- Dobudźcie go, jeśli mam gdziekolwiek się ruszyć. To on prowadzi motocykl – oznajmiła, zsuwając się chwiejnie ze stołu. – Mamy tu jakiś prysznic? – wyciągnęła z kieszeni spodni opakowanie gum miętowych i wsadziła w usta jeden z listków. Orzeźwiający mentol zdusił niemiły posmak przetrawionego piwa.
- Sadzawka. Po lewej za główną bramą – mruknął Odyn. – Miniesz zagajnik, wejdziesz na ścieżkę prowadzącą do gaju Sif, przejdziesz go, skręcisz za obeliskiem w stronę polany z jednorożcami, przedrzesz się przez zarośla...
- Kurwa.... – ruszyła zygzakiem w stronę bramy. – Dobrze, że o kibel nie spytałam.

2.
Dotarcie do jednego z miasteczek Francji nie stanowiło dla Bro i Hermesa problemu. Oczywiście po tym, jak już oboje wytrzeźwieli i pokonali kaca. Z łatwością też odnaleźli zaciszny hotelik stojący na uboczu z dala od zgiełku i wyziewów miasta.
- Fajne miejsce – orzekła Bro, złażąc nieco sztywno z siedzenia pasażera.
Od długiej jazdy, a raczej lotu, nogi nieco jej zdrętwiały. Rozmasowała uda dłońmi, podskoczyła kilka razy w miejscu.
- Dużo zieleni. – przytaknął Hermes rozglądając się wokoło. – Lubimy to samo – uśmiechnął się.
Spojrzała na niego rozbawiona.
- Nie do końca – zauważyła – Ja jeszcze lubię facetów, piwo i dobre żarcie. Ty chyba za facetami nie przepadasz – zaśmiała się.
Widniejący za białym piętrowym domem las sprawiał wrażenie, jakby otulał budynek zacisznymi ramionami spokoju. Dochodzące z drzew trele ptaków przywoływały na myśl spokojne poranki spędzane na wsi. Brakowało tylko piania koguta.
Żwir na wąskiej alejce prowadzącej z parkingu do wejścia zachrzęścił pod butami przybyłej dwójki.
- Pójdę pogadać z nimi sama – Bro spojrzała na towarzysza.
Skinął twierdząco głową.
- Masz już jakiś pomysł? – spytał zaciekawiony.
Pomysły Bro były szalone. Równie mocno, co ona sama.
- Jeszcze nie – odparła, przygryzając dolną wargę.
- Jak więc chcesz je nakłonić, aby wypuściły Erosa i Apolla? – zatrzymał się przy drewnianej ławeczce stojącej nieopodal wejścia.
Usiadł na niej, wyciągając nogi i opierając się plecami o ścianę hoteliku.
Dołączyła do niego, wystawiając twarz do słońca.
Zamknęła oczy, rozkoszując się chwilą ciszy, zapachem żywicy i ciepłych promieni pieszczących jej skórę.
- I ? – Hermes szturchnął ją w ramię.
- I co? – spytała, rozleniwiona.
- Bro, ogarnij się, czy jak wy tam na to mówicie, pozbieraj i pomyśl.
- Przecież właśnie myślę – odparła nie zmieniając pozycji i nie otwierając oczu. – Przypominam sobie co bogowie o nich mówili.
Tyłek bolał go już od twardej ławki, a słońce obniżyło się na niebie, kiedy kobieta otworzyła oczy i zatrzymała spojrzenie na wargach Hermesa.
- Czy ktoś ci już mówił, że masz usta stworzone do całowania? – przeciągnęła się mrucząc cicho, niczym kocica wybudzona z drzemki.
- A pomysł masz? – Hermes nie dał się sprowokować.
Uśmiechnęła się szeroko, a w oczach zamigotały jej łobuzerskie iskierki.
- Masz – odetchnął z ulgą odrywając wzrok od kobiety.
Podniosła się z ławki, poprawiając ubranie.
- Znajdź sobie spokojne miejsce – poklepała go po ramieniu – Wygodne. To może trochę potrwać – żwir zachrzęścił, kiedy podeszła do drzwi hoteliku. – Znajdę cię – poinformowała boga, po czym zniknęła w wejściu.

Miły recepcjonista w granatowej liberii z błyszczącymi guzikami, stojący za kontuarem w przytulnym holu, bez najmniejszych oporów powiedział Bro, w którym pokoju znajdzie te „przemiłe panie”, jak je nazwał. I nawet nie musiała go do tego zmuszać. Zahipnotyzowany, najpewniej przez Afrodytę, powiódł rozmarzonym spojrzeniem po walkiri.
- Dzięki, stary – mruknęła, kiedy podał jej zapasowy klucz.
Rozglądając się z ciekawością po jasnym wnętrzu, podeszła do windy, ściągając ją przyciskiem w dół. Srebrzyste drzwi rozsunęły się, wpuszczając kobietę do środka.
- Trzecie piętro – szepnęła, wciskając właściwy guzik.
Drzwi zasunęły się bezszelestnie.
Korytarz na którym znalazła się po wyjściu z windy wyłożony był drewnianymi panelami. Na nich ktoś położył wzorzysty chodnik. Obróciła w palcach klucz i ruszyła w głąb korytarza.
Dochodzące zza drzwi błagalne męskie jęki zwróciły jej uwagę. Przez chwilę nawet zrobiło jej się żal obu bogów. Tylko przez chwilę.
Uśmiechając się szeroko, zapukała.
Dosłyszała poruszenie za drzwiami.
Zapewne nie spodziewano się nikogo i być może zamierzano ukryć czyjąkolwiek obecność.
Ktoś skradał się lekkimi krokami do drzwi. Bro wsunęła klucz do kieszeni. Nie był jej potrzebny.
Kiedy te wreszcie uchyliły się, dostrzegła rozanieloną twarz jednej z bogiń.
- Sif! – wykrzyknęła radośnie, odsuwając boginię z przejścia i wchodząc do środka – Zapomniałaś mnie zaprosić, czy jak? – posłała jej karcące spojrzenie. – To ja Thorowi smaczne kąski podsuwałam na uczcie, a ty co? Taka twoja wdzięczność? – zatrzasnęła drzwi i klepnęła w ramię zaskoczoną kobietę. – Nie gap się tak. Od tego zmarszczki się robią – zauważyła spokojnie, wchodząc do pokoju i próbując ocenić zastaną sytuację.
Nadzy Eros i Apollo uwiązani na szerokim łożu, nie mieli najweselszych min. Jednak nie protestowali głośno. Może dlatego, że uniemożliwiały im to kneble. Niby jak ma ich stąd uwolnić? Musiała przyznać w duchu, że nawet z mocami, którymi obdarzył ją Odyn unieszkodliwienie i unieruchomienie czterech bogiń stanowiło nie lada wyzwanie.
- Zaraz! – zdziwiona Sif odzyskała głos.
- O i Freja – Bro udała, że się cieszy na widok dawno nie widzianej bogini.
- Kto to jest? – spytała Maryja, widząc wchodzącą Bro.
Nie zamierzała dzielić się więźniami z jeszcze jedną kobietą.
- Brunhilda? – Afrodyta spojrzała na nowo przybyłą niepewnie.
- Co tu robisz? – w głosie Sif pojawiła się podejrzliwość – O ile dobrze pamiętam zwiałaś z Sygurdem. Miłości ci się zachciało.
- Zwiałam – przyznała szczerze Bro, rozsiadając się wygodnie na krześle i swoim zwyczajem zarzucając nogi na coś, co było wyżej siedziska. Tym razem padło na stolik stojący obok. – I jak widzisz Syg mi się znudził, a słyszałam, że imprezę robicie – wyjęła z kieszeni opakowanie gumy miętowej i rozpakowała jeden z listków. Wsunęła go do ust i przeżuła kilka razy.
- Jak to słyszałaś? – Maryja przysiadła obok, okrywając się prześcieradłem.
- Brunhildo... – zaczęła niepewnie Sif. – Jeśli Thor wysłał cię jako posłańca... albo Odyn...
Bro uśmiechnęła się szeroko.
- Może wysłali, a może i nie – oznajmiła pewnym głosem, obserwując półprzytomnych, nagich mężczyzn. Umęczeni nie nadawali się do miłosnych igraszek. – Zabawić się chciałam, ale widzę, że nic tu po mnie – przeżuła gumę i zrobiła z niej balon. – Ci się już nie nadają. Chyba wyskoczę na inną imprezę – oznajmiła spokojnie.
- Inną? – zainteresowała się Afrodyta.
Patrząc to na więźniów, to na pozostałe kobiety.
- Wiesz, na taką, na której faceci nie padają jak muchy po kilku numerkach – wyjaśniła Bro.
- Kombinujesz coś – zauważyła cicho Sif.
- Ja? – zdziwiła się niewinnie Bro – Nie kombinuję – odparła obojętnie – Po prostu mogę się założyć, że nie dałybyście rady większej ilości samców niż dwóch – kolejny balon pojawił się pomiędzy ustami walkiri.
- Nie żuj tej gumy, to wstrętne – wtrąciła Maryja.
- Chyba nie wiesz na ile mnie stać – rzuciła zaczepnie Afrodyta.
- Ciebie? – Bro powiodła po niej znudzonym spojrzeniem – Założę się, że nie dałabyś rady czterem samcom. O większej ilości nawet nie wspomnę.
- Ja nie dałabym rady? – oburzyła się Afrodyta – Nie zapominaj, że jestem boginią miłości! – podkreśliła podniesionym tonem.
- Ci też niby są i co? – Bro wzruszyła ramionami, wskazując Erosa i Apolla – I wyglądają jak sflaczałe dętki.
- Afro, ona cię podpuszcza – wtrąciła Sif – zawsze była wredna, na pewno Odyn...
- Zamknij się Sif – warknęła rozeźlona Afrodyta.
- Może Sif ma rację – spróbowała odezwać się Maryja. – Zna ją dłużej...
- Obie się przymknijcie. Nikt nie będzie mi mówił, że nie jestem w stanie poradzić sobie w sprawach miłości i seksu. – zaperzyła się Afrodyta.
- Nie jesteś – na ustach Bro wypłynął bezczelny uśmieszek. – Jestem w tym lepsza od ciebie, przyznaj to – zaproponowała złośliwie. – I potrafię rozkochać ich w sobie szybciej niż ty – strzepnęła z ramienia bogini niewidzialny pyłek. – To ja przecież jestem najpiękniejszą z walkiri.
- Jak śmiesz! – wrzasnęła Afrodyta, posyłając jej mordercze spojrzenie
- Założymy się?
- O co? – najeżyła się grecka bogini
Sif i Maryja próbowały jeszcze się wtrącić. Bro wykorzystała to by zyskać przewagę.
- Posłuchaj koleżanek – zaproponowała – zrezygnuj, zanim przegrasz – zakpiła.
- Ty tępa namiastko kobiety! – w głosie Afrodyty rozbrzmiała wściekłość. – Myślisz, że wystarczy tylko nogi rozłożyć? To cała sztuka!
- Tia – mruknęła Bro – Ars amandi. Dobra – uniosła obronnie ręce w górę – Wygrasz, są twoi – wskazała podbródkiem na uwięzionych bogów. – Przegrasz, należą do mnie – uśmiechnęła się spokojnie.
Eros zadrżał niespokojnie. Apollo popatrzył błagalnie na Maryję. Jeszcze jedna niewyżyta kobieta...
- Zgoda. To gdzie ta impreza? – zniecierpliwiła się Afrodyta.
- Tutaj – Bro zatoczyła dłonią wokoło – W tym hoteliku. Za trzy dni – dodała po krótkim namyśle.
Dzień powinien starczyć na to co planowała, dwa na dotarcie.
- Ilu? –warknęła Afrodyta
- I tak nie dasz im rady – rzuciła lekko Bro, ruszając w kierunku drzwi.
Afrodyta odprowadziła ją wrogim spojrzeniem.
- Przygotuj się – walkiria machnęła do niej dłonią – Wracam z mężczyznami za trzy dni. Zaszalejemy – wychodząc, puściła oczko bogini
- Pieprzona suka – mruknęła Afrodyta, przysiadając na brzegu łóżka.
- Chyba właśnie przegrałaś zakład – odezwała się milcząca do tej pory Freja. – Będziemy musiały ich oddać.
- Zapomnij o tym – zacisnęła usta grecka bogini. – Ja nigdy nie przegrywam.


3.
- Mirkuuuuuu – proszący głos Bro nie był tym do czego jej koledzy z motocyklowej paczki przywykli.
Wywołany spośród odmętów dymu i oparów piwska otyły, brodaty harlejowiec uniósł głowę znad stołu gdzie właśnie rozgrywali małą partię pokera i spojrzał pytająco na przyjaciółkę żony.
- Mirkuuuuu – Bro wcisnęła się pomiędzy Mirka i Krisa, ściągając skórzaną kurtkę i przewieszając ją przez oparcie.
Usiadła wygodnie, sięgnęła po kufel Krisa, upijając z niego kilka łyków piwa, po czym wlepiła niewinne oczy w kumpla.
- Mała, spadaj – Krisowi nie przypadło do gustu dzielenie się z Bro.
- Sam spadaj ćwoku – szturchnęła go w żebra. – Mirkuuuuu – zaczęła trzeci raz.
- Jak to kurwa powtórzysz po raz czwarty, to osobiście ci kark skręcę – warknął harlejowiec – Gramy – popatrzył na nią z wyrzutem – Czego chciałaś?
W niebieskich oczach Bro mignęły łobuzerskie iskierki.
- Mogłabym powiedzieć, że ciebie – podparła podbródek na dłoni i uśmiechnęła się zalotnie do Mirka – Tyle, że to chyba nie spodobałoby się Rudej – wsunęła palce w jego brodę i pociągnęła lekko.
- Tasuj, a nie gadaj – Adam ponaglił brodatego. – Zjeżdżaj Bro. Idź dzisiaj marudzić komu innemu.
- Chryste kobieto – mruknął harlejowiec – Możesz nie wspominać mi o Rudej? – na samą myśl o żonie zepsuł mu się humor.
- A co, śmieci nie wyniosłeś? – zakpiła, ignorując Adama. – Czy też może nie stanąłeś – odchrząknęła znacząco – na wysokości zadania?
Mirek popatrzył na blondynkę nieprzyjemnie.
- Henia gdzie zgubiłaś? – karty zaszeleściły w masywnych łapskach mężczyzny. – Poznał twój parszywy charakterek i zwiał? – odciął się. – Może powinniśmy go odszukać i wyciągnąć z depresji?
Roześmiała się głośno.
- Dobra, o co chodzi? – Mirek odłożył potasowaną talię na stół – Chłopaki, przerwa – oznajmił przeciągając się tak, że chrupnęły kości. Napił się piwa, odpalił spokojnie papierosa i dopiero popatrzył na kobietę. – Nawijaj, byle szybko.
- Może to o szybkość chodziło, kiedy Rudą wkurzyłeś? – rzuciła złośliwie.
Widząc nieprzyjemne spojrzenie kumpla, uspokoiła się w jednej chwili.
- Pamiętasz tych kolesi co wpadli na zlot w lipcu? - spytała, wyjmując z kieszeni kurtki paczkę fajek.
Mirek popatrzył na nią jak na obłąkaną.
- No wiesz... tych z tego klubu... no jak im tam było... – zapaliła papierosa i zaciągnęła się głęboko – Sfustrowane fiuty? Spanikowane fujary? – uśmiechnęła się lekko.
- Tych, którzy rozwalili zlot, przegonili nam panienki, a potem zgarnęły ich gliny? – upewnił się Kris.
- Ogniste Demony – przypomniał nazwę klubu, Adam
- O właśnie! – wykrzyknęła radośnie Bro – Wiedziałam, że to coś z impotencją było!
Gdyby jej kumple umieli zabijać wzrokiem, powinna teraz paść martwa pod stołem. Wparowała na męskie popołudnie pokera, podpijała ich piwo i gadała od rzeczy.
Każdego innego pogoniliby bez wahania. No, może jakąś chętną i cycatą lolitkę by zostawili. Tyle, że pogonić Bro oznaczało narazić się Rudej. A Ruda... Ruda to była Ruda i już. Każdy z zaślinionych na jej widok motocyklistów pełznąłby po gwiazdkę z nieba, gdyby jej sobie zażyczyła. No i poza tym, pomijając Rudą, Bro daleko było do tępej dzidy, którą dało się zbajerować i przerżnąć w kiblu. Była ich kumpelką. Na lolitkę się nie nadawała.
- I co w związku z nimi? – zainteresował się wreszcie Mirek, wydmuchując dym w górę.
- Mirkuuuu... – zajęczała prosząco, zatrzepotała rzęsami, po czym roześmiała się. – Mirek, ty znasz prawie wszystkich szefów klubów – zaczęła już normalnym głosem.
- Może i znam – mruknął enigmatycznie.
- Poznaj mnie z nim – zaproponowała bez wahania -Z wodzem klubu Ognistych Demonów – wyjaśniła, aby nie miał wątpliwości o kogo jej chodzi. – Byle szybko.
Zakrztusił się przełykanym właśnie piwem.
- Chryste Bro. Pojeb... Pogrzało cię?
Kris podniósł się i poklepał przyjaciela po plecach.
- Przecież to banda największych idiotów erotomanów, jacy chodzili po tym świecie – roześmiał się Adam. – Agencje towarzyskie, dziwki przy drogach, kurwy w klubach nocnych. Łysy na wielu rzeczach trzyma swoją łapę.
Mirek złapał oddech, otarł brodę i popatrzył zaskoczony na Bro.
- Z nim? – upewnił się. – Z Łysym?
Pokiwała twierdząco głową.
- Chryste, Bro – jęknął – Gwałt ci się marzy?
- Jak do nich sama pojedziesz, to zanim przejdziesz do pokoju Łysego, obrócą cię po drodze kilka razy.
- Nie panikuj – rzuciła spokojnie – Może właśnie chcę sprawdzić, czy krążące o nich plotki są prawdziwe. Może to nie demony, a zaledwie demonki? – parsknęła śmiechem.
- Chryste, Bro – Mirek nie wiedział co powiedzieć.
- Religijny się robisz. Zauważyłeś? – rzuciła kpiąco, podnosząc się od stołu.
Sięgnęła po swoją kurtkę, nakładając ją na ramiona. Potrząsnęła blond włosami i poprawiła grzywkę wpadającą do oczu. – To jak? – popatrzyła drwiąco na milczących kumpli.
- Znaczy... – odchrząknął wreszcie Adam – Jak Henio się nie spisuje, a ty... – nie wiedział jak to powiedzieć.
- Wiemy, że lubisz piwo, facetów i żarcie, ale nie przesadzaj – mruknął Kris
- To znaczy, któryś z paczki może się poświęcić... – dukał Adam.
- Adaśku, mam w dupie wasze poświęcenie – rzuciła lekko – Chcę pogadać z Łysym – oparła dłonie na blacie stołu.
- Zachowujesz się jak dziwka – warknął Mirek – Nie przyszło ci do głowy, że chyba trochę rozpędziłaś się w tej swobodzie obyczajów?
- Zamknij się – odwarknęła – Poznasz mnie z nim czy nie? Sama mam go odnaleźć?
Mirek zaklął głośno, przeszukując kieszenie w poszukiwaniu czegoś do pisania.
Wydobył wreszcie długopis i na odwrocie jednej z kart leżących na stole zapisał numer telefonu i adres.
- Sama się z nim poznaj – warknął.- Uprzedzę go, że wpadniesz.
- Doskonała pamięć, stary – rzuciła ironicznie Bro, biorąc z jego ręki kartę. – Ruda wie, że lubisz zaglądać do nich? – odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Nie zaglądam – odparł od razu – kiedyś chodziliśmy razem do budy, a jak ostatnio ich zgarnęli na zlocie, wyciągałem go z paki – wyjaśnił.
- Cóż za miła przyjaźń – zadrwiła, wychodząc z knajpy. – Nara, chłopaki. A ty pij szybciej to piwo, bo na mszę wieczorną się spóźnisz – puściła oko do Mirka i już jej nie było.
Popatrzeli po sobie.
Kris westchnął ciężko.
Mirek wyciągnął ze spodni telefon.
Adam zamówił kolejne piwa.
Wchodzący do knajpy Hermes – Henio nie wiedział dlaczego jego nowi znajomi mają takie dziwne miny.

4.
Klub Ognistych Demonów skojarzył się Bro z burdelem. Zaparkowała Woja nieopodal stojących pod ścianą motocykli i ściągnąwszy kask zadarła głowę przyglądając się szaremu budynkowi.
Ciemnoczerwone zasłony w każdym z okien jednopiętrowego domku, dwie czerwone latarenki umieszczone tuż nad drzwiami wejściowymi i poręcze przy schodach w kształcie penisa, sprawiły, że uśmiechnęła się szeroko.
- Wesołe z was chłopaki – mruknęła sama do siebie, wspinając się po schodach. – Czyżby to miało wam o czymś przypominać? – pogładziła poręcz.
Zastukała odważnie kołatką w kształcie kobiecych piersi, by dopiero po chwili dostrzec umocowany z boku dzwonek. O dziwo najzupełniej zwykły. Kwadratowy z przyciskiem. Po Ognistych Demonach spodziewałaby się w tym miejscu czegoś innego. Może wystającego ze ściany sutka?
Parsknęła śmiechem słysząc melodyjkę.
- Bo we mnie jest seks, co pali i niszczy... – zawtórowała głośno dzwonkowi.
Przestała przedrzeźniać melodyjkę, kiedy drzwi otworzyły się na całą szerokość i pojawił się w nich wysoki , długowłosy chłopak z kilkudniowym zarostem na brodzie. Mógł mieć nie więcej niż ze dwadzieścia pięć lat. Pokryty tatuażem smoka szeroki tors sprawił, że po kręgosłupie Bro przebiegł miły dreszcz.
- Na Łysego to ty mi nie wyglądasz – oznajmiła nie ruszając się z miejsca i oglądając sobie bezczelnie ciało mężczyzny. Cmoknęła z aprobatą i zatrzepotała rzęsami, niczym gimnazjalistka na dyskotece. – Jestem od Mirka, chcę gadać z twoim szefem – oznajmiła, przeciskając się obok mężczyzny, nie zapominając przy tym otrzeć o niego. – Trzymaj – wręczyła mu kask. – I nie zgub, bo zabiorę twój – oparła dłonie na biodrach i rozejrzała się po wnętrzu szerokiego holu.
Pomarańczowe ściany korytarza, z wiszącymi na nich obrazkami przedstawiającymi scenki z Kamasutry, wywołały śmiech Bro.
- A to co? – pokazała palcem jeden z nich – Instruktaż?
Donica z fikusem stojąca na końcu holu, przy schodach na piętro, zupełnie tu nie pasowała.
- Ty pewnie jesteś ta Bro? - młodzian wolał się upewnić.- Na mnie mówią Wilczek – przedstawił się, odkładając kask na górę wieszaka na ubrania przymocowanego tuż obok wejścia.
Szef wspominał kilka godzin temu, że jedzie do nich jakaś szalona kobita i że mają się od niej trzymać z daleka. Tak to określił. Szalona kobita. Nie wiedzieli o co chodzi, ale Łysego lepiej było słuchać. Potrafił załatwić najgorętsze laski. A rżnięcie gorących lasek było tym, co chłopcy z klubu Ognistych Demonów lubili ponad życie. Ta tutaj wyglądała na gorącą, ale Łysy wyraźnie zakazał.
- Nie wiem czy ta, ale na pewno Bro – odparła, zerkając przelotnie na młodzieńca. – Drzwi zamknij i przestać się gapić na mój tyłek – rzuciła, wchodząc głębiej.
Odwróciła głowę w jego stronę i jeszcze raz pozwoliła sobie obrzucić go spojrzeniem z góry do dołu. „Ognisty demon” prychnęła w myślach „ Raczej demonek. I to ledwo płonący”.
- Łysy musiał wyjechać do miasta – młody mężczyzna uznał za stosowne odezwać się. – Niedługo powinien wrócić – poinformował ją.
- Poczekam – rzuciła, rozpinając kurtkę i wchodząc do następnego pomieszczenia.
Na środku sporej wielkości salonu rozpierała się dumnie czarna sofa. Sprawiała wrażenie wygodnej, toteż Bro klapnęła na nią swobodnie i zarzuciła nogi na jeden z boków.
- Chcesz coś do picia? – mężczyzna zmaterializował się koło niej.
Tym razem to on obrzucił aprobującym spojrzeniem sylwetkę kobiety.
- Piwa już nie powinnam – zauważyła trzeźwo, pamiętając, że jeszcze musi wrócić motocyklem do domu – A coli pewnie nie macie – wyciągnęła się wygodniej na sofie i podłożyła sobie ręce pod głowę.
- Mamy – burknął młodzian podchodząc do stojącego naprzeciw sofy barku. – Zawsze zachowujesz się tak, jakbyś była u siebie?
- Prawie – odparła.
Przez chwilę podziwiała mięśnie jego ramion i pleców, kiedy otwierał barek, wyciągał szklanki, pochylał się do małej lodówki po butelkę z napojem.
- Teraz ty gapisz się na mój tyłek – zauważył, odwracając się i podając Bro wypełnioną ciemnym płynem szklankę.
- A gapię – przyznała beztrosko, siadając i odbierając colę.
Napiła się kilka łyków, rozglądając po salonie.
- Fajnie tu – odezwała się po dłuższej chwili, kiedy już obejrzała wszystko co było do obejrzenia. – Tylko ciemno nieco macie – zauważyła zatrzymując wzrok na zasłonach sięgających parkietu. – Te kinkiety chyba nie dają tyle światła ile powinny.
- Tak jest bardziej przytulnie – gorący oddech mężczyzny musnął wrażliwą skórę przy uchu Bro. Nawet nie zauważyła kiedy przeszedł za sofę i opierał się teraz łokciami o jej oparcie. Tuż nad Bro.
- A co wspólnego ma przytulność z plotkami o Ognistych Demonach? – zacisnęła palce na szklance.
- Wiele...
Zadrżała czując za sobą ciepło męskiego torsu i wargi muskające przelotnie jej kark.
- Jak wiele? – odszepnęła, czując, że nie do końca zaczyna panować nad swoim głosem.
Cichy śmiech mężczyzny wytrącił ją z miłego nastroju.
- Sorry mała – oznajmił, wracając na powrót do barku i robiąc sobie drinka.
Popatrzyła na niego pytająco.
- Te, Wilczek – zaczęła prowokująco, nie spuszczając niebieskich oczu z jego bioder – sam tu jesteś? – odstawiła szklankę na podłogę i ściągnęła kurtkę.
- Chłopaki są na górze – wyjaśnił długowłosy, opierając się biodrem o brzeg barku i wychylając wódkę z sokiem do połowy.
- I tak grzecznie tam siedzą, wiedząc, że przyjechała gorąca laska? – zakpiła – Słyszałam na wasz temat zupełnie co innego.
Wilczek skrzywił się niechętnie.
- Obiecuję, że jak tylko wymkniesz się spod opieki Mirka, chętnie przekonamy cię o prawdziwości plotek – mrugnął do niej okiem.
Roześmiała się wesoło.
Stary, kochany Mirek.
Przyrzekła sobie w duchu, że nie będzie mu dokuczać przez najbliższy tydzień. No... może i dwa.
- Hm... – przytknęła palec do ust, patrząc roziskrzonym wzrokiem na mężczyznę – Może właśnie się wymykam? – podniosła się kocim ruchem z sofy i podeszła do niego. – Hmmm? – mruknęła, przesuwając opuszkami palców wzdłuż jego torsu.
Przytrzymał jej dłoń, nim zsunęła ją niżej.
- Szarżujesz, mała – ścisnął mocniej jej nadgarstek, nie pozwalając, aby sięgnęła zapięcia spodni.
- Boisz się? – wsparła się piersiami o niego i uniosła głowę, zaglądając w oczy.
Westchnął ciężko, czując tak blisko siebie Bro. Budzący się do życia kutas, miał na ten temat zupełnie inne zdanie niż jego właściciel.
- Pij swoją colę i usiądź grzecznie – odezwał się zduszonym głosem – Łysy zaraz wróci. – puścił rękę kobiety, odsuwając się od niej.
Rozbawiło ją zachowanie Wilczka. Co też Mirek nagadał, że facet ucieka od niej, mimo, że wyraźnie ma ochotę na małą zabawę?
I pewnie zdziwiłaby się gdyby wiedziała, że za pozornym chłodem Wilczka nie stoi Mirek, a Ruda. Ruda po prostu nie zamierzała dzielić się z Bro swoim młodym ulubieńcem.


5.
Zgrzyt przekręcanego w zamku klucza zgasił uśmiech rozmarzenia błąkający się na ustach Bro, bezczelnie przyglądającej się umięśnionemu torsowi młodego mężczyzny
- Łysy wrócił – oznajmił beznamiętnie Wilczek, odstawiając swojego drinka na barek.
Usiadła wyprostowana na sofie i wlepiła wzrok w wejście do salonu. Była ciekawa TEGO Łysego, który dowodził chłopcami z klubu Ognistych Demonów, a jednocześnie wchodził w układy z Mirkiem.
Na progu pokoju pojawił się średniego wzrostu osiłek w dżinsowej, obszarpanej kamizelce narzuconej niedbale na czarny t-shirt. Równie zarośnięty jak Mirek, przeczesał palcami ciemne włosy z pasemkami siwizny na skroniach. Kamizelka rozchyliła się bardziej odsłaniając wizerunek klubu opinający koszulkę na brzuchu brodacza.
Odchrząknęła niespokojnie starając się nie roześmiać. Tryskający sztucznymi brylancikami nasienia penis, wyłaniający się z ognistych płomieni nie był poważnym widokiem.
- Kurwa – zaklęła cicho, czując, że jak jeszcze chwilę pogapi się na obrazek klubowy, to ryknie homeryckim śmiechem.
- A na mnie mówią Łysy – mężczyzna stojący na progu zmierzył ją drwiącym spojrzeniem.
Wilczek parsknął.
- Ty jesteś Bro? – poinformował się osiłek, chociaż siedząca na sofie kobieta pasowała do opisu kumpla, który zadzwonił jakiś czas temu.
Skrzywiła się ze złością.
- Bro, ale nie kurwa – warknęła.
Podniosła się z sofy, patrząc nieprzyjemnie na mężczyznę.
- Domyślam się – odparł spokojnie – Tak jak Mirek mówił – zlustrował pożądliwym spojrzeniem walkirię – Śliczna, delikatna, tyle, że brak jej kobiecych manier – zakpił bezlitośnie.
- Zamknij się – zgrzytnęła zębami.
- I szybko się denerwuje – uśmiechnął się prowokująco Łysy. – Jeszcze w czymś taka szybka jesteś?
- Umiem zachować się jak kobieta – odpowiedziała na jego zaczepkę – Tyle, że twoi chłopcy strachliwi, zaszyli się na górze, a ten tutaj – zerknęła na Wilczka – wygląda mi na prawiczka.
Pokręcił głową z rozbawieniem.
- Dobra, w ten sposób możemy się przegadywać do nocy – odezwał się wreszcie – Sama dobrze wiesz, że Mirek prosił, aby nikt ci nie zrobił krzywdy – utkwił w niej spojrzenie – Bądź przyjemności – dorzucił, przechylając głowę w bok. – Słowo dane druhowi jest święte, prawda? – spojrzał znacząco na Wilczka.
Ten skinął prędko głową.
- Ten jasnowłosy kolo na wariorze przed domem to twoja obstawa? – Łysy wyjął z kieszeni kamizelki skręta i wsadził go sobie w usta. Pochylił głowę, przypalając go.
- Może i moja – mruknęła Bro.
Hermes. No tak, powinna się domyśleć, że nie pozwolą jej samej tu przyjechać. I ktoś pojedzie za nią.
- To chodź – skinął na nią ręką – Wilczek, uspokój blondaska, że jego panna jest bezpieczna i zaraz do niego dołączy. Nie potrzeba mi tu bandy Mirka. Wystarczy, że ona się przywlokła. – mruknął niechętnie, ruszając holem w stronę schodów na piętro.
Poszła za nim z cichym przekleństwem na ustach.
Rozbawiony Wilczek pozwolił sobie ścisnąć lekko jej pośladek, gdy przechodziła obok.
Puściła mu łobuzerskie oczko.
- Podobno chciałaś mnie poznać – zagaił Łysy, otwierając drzwi jednego z pokoi na piętrze.
Wpuścił kobietę pierwszą.
- Zwykła ciekawość rozpuszczonego bachora, czy masz w tym swój cel? – wszedł za Bro i zamknął drzwi. – Siadaj – wskazał fotel stojący naprzeciw masywnego biurka.
- Może ciekawość, a może cel – odparła spokojnie, rozsiadając się wygodnie na miękkim meblu.
Łysy usiadł ciężko po drugiej stronie biurka i oparł się ciężko łokciami o jego blat.
- Będziemy tak się zagadywać? Czy też może każesz mi domyślać się, co cię tutaj sprowadza? – utkwił w niej surowe spojrzenie.
Podniosła się z fotela i kręcąc zachęcająco biodrami podeszła do biurka. Oparła dłonie na jego blacie i pochyliła przed Łysym. Wzrok mężczyzny zabłądził w kuszący rowek pomiędzy wychylającymi się zza topu, piersiami kobiety.
- Byliście już we Francji na super imprezie z niezmordowanymi boginiami seksu? – szepnęła, przesuwając prowokująco koniuszkiem języka po ustach.

6.
Warkot nadjeżdżających motocykli rozdarł ciszę spokojnego miasteczka na południu Francji. Dwadzieścia maszyn zjechało na niewielki parking przed hotelem, w którym boginie uwięziły Erosa i Apolla. Bro jechała na swoim Woju, tuż za Hermesem, uśmiechając się zwycięsko.
Zahipnotyzowani chłopcy z klubu Ognistych Demonów, nie protestowali przeciwko wyprawie. Co więcej wyrazili na nią ochoczą zgodę.
Wizja czterech gorących kobiet, żądnych wrażeń i ekscytujących doznań sprawiła, że motocykliści podążali za krągłym tyłkiem Bro, jak wygłodzony kot za tłustą myszą.
Grupa zatrzymała się, silniki zaczęły milknąć. Łysy ściągnął z głowy kask, patrząc nieco nieprzytomnym spojrzeniem wokoło.
- Jesteś pewna, że wszystko zaplanowałaś? – Hermes zerknął niespokojnie na Bro
- Nie - uśmiechnęła się szeroko – Pełen spontan.
Wzniósł oczy ku niebu.
- Wilczek! – niebieskie oczka Bro zatrzymały się na sylwetce umięśnionego młodego mężczyzny. – I jak wam się podoba? – zsiadła z Woja, podchodząc do jednego z Ognistych Demonów.
Pokiwał głową z uznaniem.
- Przyjemne miejsce
- A zaraz będzie jeszcze przyjemniej – obiecała kuszącym głosem – Zabierzcie to co przywieźliśmy! – zawołała do pozostałych.
Chwilę potem rozległ się szczęk otwieranych kufrów, a w rękach mężczyzn lądowały puszki piwa, butelki wódki.
Rozniósł się zapach pieczonych kurczaków, które wyciągał Wilczek.
Patrzyła błyszczącymi oczami na zbierającą się grupę motocyklistów.
- Czas na zabawę! – zawołała głośno, otwierając drzwi hoteliku.
Sennie kiwający się recepcjonista, ten sam co poprzednio, zdawał się nie zauważać wkraczającej do holu, hałaśliwej grupy. Bro uśmiechnęła się pod nosem.
Kilka minut potem stali pod pokojem. Widać dojrzano ich wcześniej przez okno, bo drzwi otworzyły się na całą szerokość, a stojąca w nich Afrodyta spojrzała z uznaniem na motocyklistów.
- Spisałaś się, Bro – rzuciła, nie odrywając oczu od Łysego.
- Przypominam o zakładzie – odparła niewinnie walkiria, wchodząc do środka. Rozpięta kurtka wylądowała na podłodze.

Hermes siedział na ławce pod hotelem i skubał słonecznik, plując łuskami wokoło. Towarzysząca mu Bro sięgnęła po kilka ziaren.
- Długo jeszcze? – spytał niecierpliwie
- Aż Afrodyta padnie – odparła spokojnie.
- Wciąż jest przekonana, że to ty jesteś w pokoju obok? – Hermes zaśmiał się cicho.
- Na to wygląda – uśmiechnęła się szelmowsko.

Zapadł wieczór, spowijając okolicę ciszą. Kolejny, tego tygodnia. Ostatnie promienie słońca przebiły się nieśmiało przez las otaczający hotelik. Motocykle wciąż stały na parkingu. Tyle, że z otwartych okien pokoi przestały dobiegać jęki rozkoszy.
- Może sprawdzimy jak sobie radzi? – drgnął Hermes. – Zdrętwiałem.
- Mnie też już tyłek boli od tego siedzenia – mruknęła Bro.
Oboje podnieśli się ociężale i wolnym krokiem skierowali w stronę wejścia. Recepcjonista kiwał się sennie nad kontuarem. Już nie zwracali na niego uwagi, idąc wprost do windy.
Na korytarzu panowała cisza, przerywana jedynie głośnym chrapaniem motocyklistów.
- Demonki popadały? – złośliwy uśmieszek pojawił się na ustach walkiri.
Hermes wzruszył ramionami.
Bro wsunęła się do jednego z pokoi.
Maryja spała twardo w poprzek łóżka. Wilczek chrapał rozciągnięty na podłodze. Ksywy drugiego motocyklisty nie znała.
Kolejny pokój i podobny widok. Tyle, że nie spodziewała się zastać Sif w ramionach Łysego.
- Thor nie będzie szczęśliwy- mruknął Hermes.
Teraz to ona wzruszyła ramionami, zaglądając za następne drzwi.
- O proszę – popatrzyła na śpiącą boginię – Freja.
- A gdzie Afrodyta?
- Znajdziemy – odparła spokojnie Bro.
Przechodząc korytarzem sprawdzili pozostałe pokoje. Ani śladu. Ani Afrodyty, ani bogów miłości. Walkiria zaniepokoiła się.
- Tutaj – Hermes uchylił drzwi apartamentu.
Bro wsunęła się cicho i przystając na progu potoczyła zdumionym wzrokiem wokoło.
- Kurwa – wyrwało jej się.
Afrodyta nie spała. Leżała na szerokim łożu, patrząc zmęczonym wzrokiem na walkirię.
Pozostali motocykliści leżeli bezwładnie na podłodze.
Bro przysiadła na łóżku i uśmiechnęła się niepewnie. Nie wiedziała co zrobić.
Hermes wszedł za nią i spojrzał z uznaniem na idealną figurę Afrodyty.
- Zabieraj go – warknęła bogini.
- Co? – zamrugała Bro.
- Zabieraj go. Nie mam już siły – zezłościła się Afrodyta.
- Kogo? – zdziwiła się walkiria
- A kogo tu przyprowadziłaś? Hermesa! Zabieraj go! – bogini wsparła się na łokciu i przetoczyła na bok.
- Ale on jest... – zaczęła, jednak szybko umilkła. – No nie mów, że nie dasz rady jeszcze jednemu – zakpiła.
- Wynoś się! Wynoście się oboje! – warknęła bogini.
- A gdzie Eros i Apollo? – poinformował się Hermes.
Afrodyta machnęła dłonią w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Mogłabyś uściślić?
- W schowku na miotły. Po prawej stronie schodów
Hermes czym prędzej wyszedł z pokoju, by uwolnić mężczyzn.
- Wygrałaś, czego jeszcze chcesz? – Afrodyta popatrzyła niemiło na Bro.
- Mogę powiedzieć, że przegrałam, jeśli przekonasz pozostałe boginie, że powinny wrócić do siebie.
Walkiria wyjęła z kieszeni spodni paczkę miętowych gum. Wyciągnęła jeden listek, rozpakowała go i wsunęła do ust.
Bogini miłości spojrzała na nią podejrzliwie.
- Co z tego będziesz miała?
- Nic – Bro zrobiła balon i mlasnęła, wciągając go do środka. – I radzę ci szybciej podjąć decyzję, dopóki moja oferta jest aktualna – rzuciła lekko.
- Nienawidzę cię
- Nie ty jedna – na ustach Bro pojawił się szeroki uśmiech.
Zapadła cisza. Obie kobiety mierzyły się wzrokiem. Wreszcie Bro poprawiła kurtkę, wyjęła przeżutą gumę z ust i przykleiła do ramy łóżka.
- Dobra, miło się gadało i milczało, ale na mnie już pora. Idę obwieścić wszystkim swoje zwycięstwo. – ruszyła w stronę drzwi.
- Zaczekaj! – Afrodyta zgrzytnęła zębami. – Zgoda. Ale jak piśniesz słówko, to do końca swojego marnego życia nie poczujesz kutasa między nogami – zagroziła.
- Przestraszyłaś mnie – Bro puściła jej łobuzerskie oczko – To mogłoby negatywnie wpłynąć na moją psychikę. I fatalnie na moją kobiecość. – uśmiechnęła się – Hermes je stąd zabierze – machnęła dłonią na pożegnanie, znikając za drzwiami.
Afrodyta zaklęła ze złością.


7.
- Zrobiłam to co chciałeś – mruknęła Bro, odgryzając kawałek udźca dzika i popijając go piwem – Należy mi się wolne – mlasnęła.
Odyn musiał przyznać jej rację.
Wraz z pozostałymi bogami różnych wierzeń, siedzieli przy stołach w Walhalli, świętując drugie zwycięstwo Bro.
- Poza tym zerknę jak radzi sobie nasz dowcipniś – zarżała radośnie.
- Potem spróbuj przemówić do rozumu Persefonie – poprosił Hades.
- Chyba, że uda ci się przekonać Herę, że kobiety nas potrzebują – mruknął Zeus.
Bro spojrzała na nich znad misy z mięsem.
- A nie macie może czegoś realnego do wykonania? – zakpiła.
Odyn łypnął na nią nieprzyjemnie.
- Nie wiem dlaczego, ale to mi zaczyna przypominać dwanaście prac Heraklesa – sięgnęła po napełniony miodem kubek, podsunięty przez jedną z walkirii. – Tylko nie każcie mi babrać się gnojem w stajni Augiasza.
Kilku z zebranych bogów westchnęło ciężko. Woleli nie wtrącać się, pozostawiając ciężar rozmowy z walkirią na barkach Odyna i Thora.
- Brunhildo – Odyn użył jej pełnego imienia, by podkreślić ważność sprawy – Odpocznij kilka dni, wyskoczcie z Sygurdem gdzieś – zaproponował
Bro zmrużyła zemstliwie oczy, odwracając głowę w stronę wojownika.
- To chyba nie jest dobry pomysł – zaoponował prędko Sygurd, widząc jej minę.
Nazbyt dobrze wiedział, że wciąż nie wybaczyła mu zamiany w Gunnara.
- Bro... – Thor napił się piwa – Jest coś, co budzi moją ciekawość – oznajmił – Z tego co pamiętam, to ty w jakiejś szkole uczyłaś, czy uczysz.
Przytaknęła, nie przestając przeżuwać pieczeni.
- I nie powinnaś tam być? To znaczy pomagasz nam, ale w pozostałe dni tygodnia to dzieciaki mają chyba lekcje?
- Mają – przytaknęła drugi raz.
- Nawet religię wprowadzono do szkół. – wtrącił prędko Jezus – wciąż szkoli się szerokie grono katechetów księży, przygotowuje ich się do pracy z dziećmi, młodzieżą – zaczął wyjaśniać. – Gdyby nie szkoły, to w czasie rekolekcji kościoły świeciłyby pustkami. A tak zawsze frekwencja jest. Mieliśmy dobry pomysł – pochwalił się. – Może gdybyście zrobili u was to samo? Zaraz wzrosłaby liczba wiernych.
- Te, Jezus... – Odyn spojrzał na niego niemiło – mówiłem już coś na temat nawracania, to raz. A dwa. Liczba wiernych wam spada, a nie wzrasta.
- Zaraz tam spada – żachnął się Jezus – kilka dziwnych przypadków. To ateiści podburzają bogobojnych ludzi, rozpuszczając te wstrętne plotki o ministrantach. Poza tym nawet jakiś biskup mówił, że to wina dzieci. To one są winne temu, że księża są wodzeni na pokuszenie. Należałoby je wszystkie zesłać do piekieł.
- Zaraz! – wrzasnął Lucyfer, zrywając się od stołu. – Dlaczego do mnie? – zaprotestował.
- Grzesznicy zawsze smażą się w piekle – odparł prędko Jezus.
- Nie próbuj rządzić u mnie – odwarknął diabeł, sięgając po widły.
- Rządzić? Dałeś się wygonić Persefonie!
- Ustąpiłem kobiecie!
- Bałeś się jej!
- Niczego się nie boję!
Bro popatrzyła na kłócących się i uśmiechnęła lekko.
To już kolejna uczta, którą spędzała z nimi i kolejna, podczas której zaczynali się kłócić.
- Chciałeś o coś spytać – przysunęła się bliżej Thora, nie zwracając już uwagi na wrzeszczących coraz głośniej Jezusa i Lucyfera.
- Nie powinno cię być w tygodniu w szkole? – spytał z ciekawością.
- Jestem – uśmiechnęła się łobuzersko.
Zaciekawiony Odyn przyciągnął sobie miskę z mięsem bliżej nich.
- Tutaj jesteś – zauważył.
Skinęła głową.
- Jak więc? – zdziwili się obaj bogowie.
Roześmiała się wesoło.
- Loki – odparła krótko.
Mężczyźni spojrzeli po sobie ze zdumieniem.
- Loki? – upewnił sięThor
- Obiecałam mu dziesięć anielskich piór, jeśli zgodzi się zająć przez kilka miesięcy moją klasą.
- Zgodził się? – Odyn uniósł brwi w zdumieniu – Nie wierzę.
Bro uśmiechnęła się łobuzersko.

- Te, przystojniaku – Bro posłała Lokiemu zalotny uśmiech – zakład, że nie zmanipulujesz grupki dzieciaków? Cienias jesteś, a nie bóg kłamstwa.
- Podpuszczasz mnie – zmrużył oczy, a wykałaczka powędrowała z jednego kącika ust w drugi.
- Ja? – zdziwiła się niewinnie, przyglądając z uwagą trzymanemu w dłoni białemu piórku.
Na jego widok w oczach Lokiego pojawiła się chciwość.
- Ty. Nie nabiorę się na to.
Powiodła błyszczącymi oczami po jego sylwetce. Podobał jej się o wiele bardziej niż Sygurd czy Hermes.
– Jest twoje – wyciągnęła dłoń w jego stronę.
Anielskie pióro kusiło.
- Dostałam je od jednego z aniołów. – wyjaśniła. – Mnie niepotrzebne, a wiem, że ty je namiętnie kolekcjonujesz.
Wziął je i długą chwilę przyglądał się uważnie. Prawdziwe. Przeniósł wzrok na Bro.
- Zmienisz się we mnie na kilka miesięcy... – przytknęła palec do ust – pobawisz się z grupką dzieciaków... sama przyjemność... wykorzystasz swoje zdolności... może nawet je podszkolisz... – zamruczała mu do ucha. – Robota lekka, a możesz zarobić jeszcze dziesięć takich samych... – przesunęła pieszczotliwie palcami po policzku Lokiego.
- To zakład, czy zlecenie?
- A jak wolisz? – musnęła kusząco ustami szyję mężczyzny.
- Zgoda – mruknął – Trzy miesiące i dziesięć piór jest moje.
- Cztery – odparowała od razu.
- Trzy i pół
Uśmiechnęła się czarująco.
- Trzy i pół - przytaknęła
- Niech będzie. Gdzie ta szkoła?
Po zaledwie czterech tygodniach udawania Bro i pilnowania IIIa, siedział w ciemnym kącie szkolnego korytarza i tłukł rozpaczliwie głową o ścianę.


Odpowiedz
#2
Zdecydowanie przesadzasz z przekleństwami, a tak po za tym ciąg dalszy pisze się w tym samym wątku...
Wiersze mam grafomańskie, a rymy jak psy bezpańskie.
Brudne i mętne, jakby z powalonej głowy wzięte.
Nie wkładam w nie wiele pracy, są głupie... jak pies bacyCool
Odpowiedz
#3
Bro klnie jak szewc - taka postać.
Inne mogę powstrzymać.
Odpowiedz
#4
Nie mogłam już edytować - wklejam poprawione.

1.
Ukłucie. Przerwa. Ukłucie. Przerwa. I znowu.
Coś ostrego dźgało niemiłosiernie tyłek kobiety czyniąc to w prawie regularnych odstępach czasu. Zmusiła się do otworzenia oczu, usiłując wygrzebać z pamięci wydarzenia poprzedniego wieczoru. Ostatnim co pamiętała była huczna biesiada i walkirie podsuwające jej pod nos puchary wypełnione przepysznym miodem.
Leżący pod nią Hermes chrapał głośno, podczas gdy jej głowa unosiła się w rytm ciężkich oddechów dobywających się z piersi posłańca. Odniosła wrażenie jakby leżała na pokładzie statku miotanego sztormowymi falami.
Zmełła w ustach przekleństwo. Nieładnie używać brzydkich słów. Przynajmniej na głos. Zawsze to powtarzali.
Coś przygniatało jej nogi. Z trudem uniosła głowę, odwracając się i szukając zaspanym wzrokiem źródła ciężaru.
Jasne włosy Sygurda spoczywały na posadzce, zaś reszta jego ciała przygniatała stopy Bro. W zaciśniętej pięści wojownik ściskał kawałek pieczonego udźca.
- Wiele sobie tym nie powalczysz – mruknęła złośliwie.
Kłucie na tyłku nie ustawało.
Wykręciła głowę bardziej, złorzecząc w duchu sprawcy nieprzyjemnego odczucia.
Zmrużyła niebieskie ślepia wpatrując się wrogo w siedzącego na stole mężczyznę.
Przechylał się i włócznią celował w jej krągłości. Kolejne ukłucie. I jeszcze jedno.
- Noż kurwa – warknęła przez zęby.
W otchłani umysłu spróbowała odszukać resztki inteligencji, przygniecione solidną stertą kaca – giganta.
- Odyn – warknęła drugi raz.
Szef nordyckich bogów uśmiechnął się szeroko.
- Pobudka – oznajmił szczerząc zęby.
Wygrzebała się spod bezwładnych ciał towarzyszy uczty i usiadła na podłodze, szukając wzrokiem czegoś, co mogło przypominać piwo. Piwo o poranku było najlepsze.
- Wreszcie – odezwał się Odyn, widząc, jak jedna z jego córek kiwa się sennie na posadzce, próbując utrzymać pionową pozycję – Nieźle poszaleliście – przyznał, rozglądając się wokoło. – Dlaczego najlepsze imprezy są, gdy mnie nie ma?
- Kota nie ma, myszy harcują. Znasz to? – skrzywiła się.
Sala przypominała krajobraz po bitwie. Jak okiem sięgnąć podłogę zalegały leżące ciała pozostałych bogów sprowadzonych do Walhalli, wojowników, którzy mieli pełnić wartę, a nawet nieocenionych i odważnych wysłanniczek Odyna.
- Piwa... – jęknęła Bro, łapiąc się za głowę.
Miała wrażenie, że ta zaraz eksploduje i rozpadnie się na drobne kawałeczki.
- Walkirie też spiłaś. – zauważył właściciel włóczni. – To niby kto ma ci te piwo podać? – uśmiechnął się złośliwie.
Bro popatrzyła na niego nieco nieprzytomnie, powstrzymując się od stwierdzenia, że on. I najlepiej, jak zrobi to teraz. Zaraz. Natychmiast.
- Nie moja wina, że mają takie słabe głowy – mruknęła na swoje usprawiedliwienie. – Piwa mi daj – zażądała jednak.
Rzucił jej puszkę, którą złapała w locie. Syknęło wieczko i chwilę później po ściankach wysuszonego gardła spłynął życiodajny napój. Sapnęła z zadowoleniem.
- Dobre – Przyjrzała się puszce. – Z którego to roku? - poinformowała się, nie rozpoznając marki.
- Lepiej nie pytaj. Najważniejsze, że działa – odparł.
Usiadła prosto i potoczyła wzrokiem po sali. Na tych stołach, które pozostały na swoich miejscach leżały smętnie resztki niedojedzonych pieczeni, grube pajdy chleba, poprzewracane puchary, a z jednego z rozbitych dzbanów wciąż płynęła strużka wody. Pozostałe stoły leżały w nieładzie, jednak jej uwagę przyciągnęło kilka z nich, tworzących stertę w kształcie trójkąta podpartą ławami.
No tak. Ozyrys pokazywał wczoraj jak budować piramidy. A potem pokłócił się z Lucyferem o to, czy lepiej zlecić to niewolnikom, czy grzesznikom i czy trwalszym materiałem będzie drewno, czy kamień. Do zaciętej dyskusji włączył się Hades, polecając usługi Syzyfa, który ponoć miał wprawę we wtaczaniu głazów na szczyty.
Westchnęła ciężko.
Coś świętowali... Zmarszczyła brwi, usiłując sobie przypomnieć co to było. Aha. Powrót pozostałych walkirii. Udało jej się wykonać pierwsze zadanie zlecone przez Odyna, co niesamowicie ucieszyło pozostałych bogów.
- Dobra – mruknęła podnosząc się ociężale i otrzepała spodnie z drobinek kurzu – Należy mi się wolne – oznajmiła, podchodząc do szefa bogów. Szerokim zamachem odsunęła misy i puchary zalegające blat stołu, robiąc sobie miejsce. Naczynia spadły z głośnym brzękiem na posadzkę, odbijając się od niej z hukiem. – Ściągnęłam walkirie...
- Do jasnej cholery, Bro – przerwał jej dobiegający spod stołu głos Thora. Nie brzmiał przyjaźnie. – Musisz tak hałasować? – przetarł powieki palcami.
- Ja? Pogadaj z ojcem, żeby nie robił mi pobudek kłując włócznią w tyłek, to może i ciszej będę – odparła z wyrzutem i usiadła na stole obok Odyna, zrzucając niechcący dzban z wodą na podłogę.
Thor opadł bezsilnie, kiedy naczynie wylądowało na jego ramieniu, a woda rozbryzgnęła się wokoło.
- Zabierz ją stąd – szepnął błagalnie.
Odyn uśmiechnął się szerzej.
- Walkirie ściągnęłaś, owszem – przyznał – ale to jeszcze nie koniec twojej roboty. – przypomniał.
Upiła kilka łyków piwa i łypnęła nieprzyjemnie na boga.
- Eros i Apollo są uwięzieni. Boginie przetrzymują ich w jednym z tych zacisznych, spokojnych hotelików na południu Francji.
- I co w związku z tym? – mruknęła niechętnie.
- Uwolnij ich. To twoje kolejne zadanie.
- Ja? – zdziwiła się. – Sam nie możesz? – zerknęła podejrzliwie na trzymaną w dłoni puszkę i upiła kilka łyków – Ach... No tak... – mruknęła, widząc karcące spojrzenie władcy.
Od czasu kiedy przywrócił jej utraconą moc, dorzucając przypadkowo część innych, którymi zwykle dysponowali pozostali bogowie, był słaby.
Mógł sobie pogrzebać palcem w... w nosie, a nie podejmować czegokolwiek.
Thor z ociąganiem wygrzebał się spod stołu i rozejrzał wokoło. Istne pobojowisko. Przeczesał palcami miedzianą, splątaną brodę, wyszarpując z niej kawałek zaschniętej pieczeni. Odrzucił go na podłogę.
- Zostało jeszcze coś? – spytał, patrząc zaczerwienionymi oczami na puszkę trzymaną przez Bro.
- Masz – Odyn podał mu drugą. - Uwolnisz ich i będziesz miała kilka dni wolnego – zwrócił się do walkiri.
Cichy dźwięk otwieranej puszki przerwał ciszę, która zapadła po propozycji nie do odrzucenia. Thor łapczywie wypił kilka łyków trunku.
- Dobre – Sapnął z zadowoleniem. – Który to rok? – przyjrzał się puszce.
Odyn spojrzał na niego pobłażliwie.
- Nie potrujecie się – rzucił. – Bro... – zawiesił głos, patrząc wyczekująco na walkirię.
- A w sumie to co? Źle im tam? Bogowie miłości i piękna w towarzystwie uroczych bogiń. – spróbowała obrócić sprawę w żart. – Żyć nie umierać.
- Muszą wrócić. Obaj. I byłoby dobrze, gdyby boginie też wróciły. Każda do siebie.
- Wszystko czego za dużo, może zaszkodzić – Thor przypomniał sobie lata wędrowania z Gudrun po Midgardzie i skrzywił się z niesmakiem.
Bro westchnęła ciężko.
- Powiesz mi coś o nich? Freję i Sif znam, ale te pozostałe dwie... – ściągnęła brwi. – Jak im tam. Afrodyta i Maryja? Co to za jedne?
Teraz to obaj bogowie westchnęli ciężko.
- Afrodyta nimi dowodzi. Maryja i pozostałe ponoć jej się podporządkowały, zmuszając do igraszek miłosnych Erosa i Apolla. - skrzywił się Odyn. – Te, Zeus... – koniec włóczni wylądował na tyłku śpiącego nieopodal boga Olimpu.
Dźgnął go kilka razy.
- Tak, najmilsza Hero, co tylko sobie zażycz... – Zeus zerwał się na równe nogi, trzęsąc się jak liść osiki na wietrze. Urwał, słysząc głośny śmiech pozostałej trójki. Potoczył wokoło półprzytomnym spojrzeniem.
- Zeus, jak podejść Afrodytę? – wypite na kaca piwo zaczynało działać i Bro zaczynała myśleć.
Przecież nie będzie siłowała się z czterema napalonymi na samców boginiami. Igraszki miłosne. Też coś.
- Afrodytę? – Zeus ziewnął, podrapał się po głowie i zastanowił.
- Podejść? – spytał po długiej chwili.
- Nabrać, oszukać, co jest jej słabą stroną? – wysiliła swój umysł Bro.
- Yyyy – popatrzył zamglonym wzrokiem na walkirię - Afro nie da się podejść. To sprytna mistrzyni sztuczek miłosnych. Jest najlepsza w tych sprawach... – rozmarzył się. – Piękna, seksowna... a jej piersi...
- Przypadkiem nie opowiadaj tego przy Herze – przerwał mu Odyn.
Zeus na dźwięk imienia małżonki oprzytomniał, rozglądając się niespokojnie wokoło.
- Spokojnie stary, jeszcze jej tu nie ma – klepnął go w ramię Thor. – To co z tą Afrodytą?
- Nie lubi, kiedy ktoś podważa jej umiejętności. Zresztą wciąż chwali się nimi. Dąży do doskonałości. Sprawdza wszystkie nowinki, które tylko dotrą do jej uszu. Uważa, że nikt nie może równać się z nią w urodzie oraz biegłości w sztuce miłosnej. Ostatnia dyskusja na ten temat skończyła się wojną trojańską. – wzdrygnął się.
Bro słuchała uważnie. Najpiękniejsza. Prychnęła wzgardliwie.
- To ja jestem najpiękniejsza – pomyślała nie bez dumy. - Masz więcej tego piwa? – wskazała palcem chrapiącego Hermesa.
Odyn przytaknął.
- No to trzeba go obudzić – sięgnęła po włócznię i dziabnęła nią Hermesa w tors. – A kto wygrał zakład? – przypomniało jej się.
- Jaki zakład? – spytał z ciekawością Odyn.
Thor w milczeniu wskazał palcem na Jezusa, który leżał na stole z rozłożonymi szeroko ramionami, przytulając policzek do pustej misy.
- Kto ma najsilniejszą głowę – wyjaśnił ojcu.
- Wygląda jakby go z krzyża zdjęli – zauważyła niewinnie Bro.
- Może i wygląda, ale nie udało ci się go przepić – rzucił bóg piorunów.
- Zaprawiony w bojach z winem.
- Sama kazałaś mu wczoraj cudów dokonywać, jak nasze zapasy się skończyły.
Bro drugi raz dźgnęła Hermesa włócznią. Chrapnął głośniej i przewrócił się na drugi bok.
- Dobudźcie go, jeśli mam gdziekolwiek się ruszyć. To on prowadzi motocykl – oznajmiła, zsuwając się chwiejnie ze stołu. – Mamy tu jakiś prysznic? – wyciągnęła z kieszeni spodni opakowanie gum miętowych i wsadziła w usta jeden z listków. Orzeźwiający mentol zdusił niemiły posmak przetrawionego piwa.
- Sadzawka. Po lewej za główną bramą – mruknął Odyn. – Miniesz zagajnik, wejdziesz na ścieżkę prowadzącą do gaju Sif, przejdziesz go, skręcisz za obeliskiem w stronę polany z jednorożcami, przedrzesz się przez zarośla...
Spojrzała na niego wątpiąco.
- Kurwa.... – zsunęła się ze stołu i ruszyła zygzakiem w stronę bramy. – Dobrze, że o kibel nie spytałam.

2.
Dotarcie do jednego z miasteczek Francji nie stanowiło dla Bro i Hermesa problemu. Oczywiście po tym, jak już oboje wytrzeźwieli i pokonali kaca.
W Asgardzie mieli zdecydowanie lepsze drogi niż w Polsce. Motocykl z łatwością wzbił się w powietrze niknąc w gęstej mgle, gdy Hermes rozpędził go na jednym z mostów, zdecydowanie przekraczając dozwoloną prędkość. Bro ścisnęła boga mocniej w pasie i przytuliła się do jego pleców, Zamknęła oczy z przyjemnością wsłuchując się w warkot silnika i szum wiatru. Tak można jeździć.
Z łatwością też odnaleźli zaciszny hotelik stojący na uboczu z dala od zgiełku i wyziewów miasta. Hermes zwolnił, sprowadzając motocykl na ziemię. Koła dotknęły miękko i delikatnie asfaltowej nawierzchni otoczonej szpalerem zielonych, bujnych drzew.
Droga prowadziła wprost do hotelu, położonego w samym sercu ogromnego parku. Warkot silnika umilkł, kiedy zatrzymali się na parkingu, odgrodzonym bujnym żywopłotem od reszty budynków.
- Fajne miejsce – orzekła Bro, złażąc nieco sztywno z siedzenia pasażera.
Od długiej jazdy, a raczej lotu, nogi jej zdrętwiały. Rozmasowała uda dłońmi, podskoczyła kilka razy w miejscu.
- Dużo zieleni. – Przytaknął Hermes rozglądając się wokoło. – Cisza i spokój. Śpiewające ptaki. – Wsłuchał się w trele. - Lubimy to samo – Uśmiechnął się.
Spojrzała na niego rozbawiona.
- Nie do końca – zauważyła – Ja jeszcze lubię facetów, piwo i dobre żarcie. Ty chyba za facetami nie przepadasz – zaśmiała się, ruszając w stronę hotelu.
Biały, dwupiętrowy budynek ze skośnym dachem pokrytym czerwoną dachówką wyróżniał się na tle widniejącego za nim lasu. Gałęzie drzew zaglądały do lśniących czystością okien, muskając je delikatnie liśćmi w rytm łagodnego powiewu wietrzyku.
Brązowy żwir na wąskiej alejce prowadzącej z parkingu do przeszklonego wejścia zachrzęścił pod butami przybyłej dwójki.
- Pójdę pogadać z nimi sama – Bro spojrzała na towarzysza.
Skinął twierdząco głową.
- Masz już jakiś pomysł? – spytał zaciekawiony.
Pomysły Bro były szalone. Równie mocno, co ona sama.
- Jeszcze nie – odparła, przygryzając dolną wargę.
- Jak więc chcesz je nakłonić, aby wypuściły Erosa i Apolla? – zatrzymał się przy drewnianej, rzeźbionej ławeczce stojącej nieopodal wejścia.
Usiadł na niej, wyciągając nogi i opierając się plecami o ścianę budynku.
Bro dołączyła do niego, zdejmując skórzaną kurtkę, rzucając ją beztrosko koło siebie i wystawiając twarz do słońca.
Zamknęła oczy, rozkoszując się chwilą ciszy, zapachem żywicy i ciepłych promieni pieszczących jej skórę.
- I ? – Hermes szturchnął ją w ramię.
- I co? – spytała, rozleniwiona.
- Bro, ogarnij się, czy jak wy tam na to mówicie, pozbieraj i pomyśl.
- Przecież właśnie myślę – odparła nie zmieniając pozycji i nie otwierając oczu. – Przypominam sobie co bogowie o nich mówili. – odparła i umilkła na dłużej.
Tyłek bolał go już od twardej ławki, a słońce obniżyło się na niebie, kiedy kobieta otworzyła wreszcie oczy i zatrzymała spojrzenie na wargach Hermesa.
- Czy ktoś ci już mówił, że masz usta stworzone do całowania? – zamruczała zmysłowo i przeciągnęła się niczym kocica wybudzona z leniwej, popołudniowej drzemki.
- A pomysł masz? – Hermes spróbował nie myśleć o krągłych piersiach kobiety, prześwitujących spod obcisłego topu.
Uśmiechnęła się szeroko, a w oczach zamigotały jej łobuzerskie iskierki.
- Masz – odetchnął z ulgą odrywając wzrok od kuszących kształtów.
Bro podniosła się z ławki, sięgając po kurtkę i narzuciła ją ramiona.
- Znajdź sobie spokojne miejsce – poklepała Hermesa po ramieniu – Wygodne. To może trochę potrwać – żwir zachrzęścił, kiedy podeszła do drzwi hoteliku. – Znajdę cię – poinformowała boga, po czym zniknęła w wejściu.

Niepozorny recepcjonista w granatowej liberii z błyszczącymi guzikami i śmiesznej kwadratowej czapce z daszkiem, stojący za kontuarem w przytulnym holu, bez najmniejszych oporów powiedział Bro, w którym pokoju znajdzie te „przemiłe panie”, jak je nazwał. I nawet nie musiała go do tego zmuszać. Zahipnotyzowany, najpewniej przez Afrodytę, której ta umiejętność obca nie była, powiódł rozmarzonym spojrzeniem po walkiri.
- Dzięki, stary – mruknęła, zabierając z lady zapasowy klucz.
Rozejrzała się z ciekawością po przestronnym, jasnym holu i podeszła do windy, ściągając ją przyciskiem w dół. Srebrzyste drzwi rozsunęły się, wpuszczając kobietę do środka.
- Drugie piętro – szepnęła, wciskając właściwy guzik.
Drzwi zasunęły się bezszelestnie.
Korytarz na którym znalazła się po wyjściu z windy wyłożony został panelami imitującymi drewnianą podłogę. Na nich położono kolorowy, wąski dywan, tłumiący kroki przechodzących nim gości.
Bro obróciła w palcach klucz i ruszyła w głąb korytarza.
Dochodzące zza jednych z drzwi po prawej stronie podejrzane odgłosy zwróciły jej uwagę. Jakby ktoś usiłował protestować, a ktoś inny zduszał te protesty. Przystanęła i wsłuchała się. Kobiecy chichot. Znowu te zduszone jęki. Gorączkowa, cicha rozmowa, której słów nie rozróżniła. Kolejne stłamszone jęki.
Przez chwilę nawet zrobiło jej się żal obu bogów. Ale tylko przez chwilę. Mężczyźni w pełni sił i dali wciągnąć się w pułapkę. Cała sytuacja zaczynała ją bawić.
Uśmiechając się szeroko, zapukała.
Odgłosy za drzwiami umilkły jak ucięte ostrym nożem. Dało słyszeć się szuranie.
Zapewne nie spodziewano się nikogo i być może zamierzano ukryć czyjąkolwiek obecność. Odczekała jeszcze chwilę i zapukała ponownie.
Po drugiej stronie ktoś skradał się lekkimi krokami.
Bro wsunęła klucz do kieszeni kurtki. Nie będzie chyba potrzebny.
Znowu coś zaszurało, zgrzytnął przekręcany zamek i drzwi uchyliły się powoli.
Dostrzegła rozanieloną twarz jednej z bogiń.
- Sif! – wykrzyknęła radośnie, odsuwając bezczelnie boginię z przejścia i wchodząc do środka – Zapomniałaś mnie zaprosić, czy jak? – posłała jej karcące spojrzenie. – To ja Thorowi smaczne kąski podsuwałam na uczcie, a ty co? Taka twoja wdzięczność? – zatrzasnęła drzwi i klepnęła w ramię zaskoczoną kobietę. – Nie gap się tak. Od tego zmarszczki się robią – zauważyła spokojnie, wchodząc do pokoju i próbując rozeznać się w sytuacji.
Eros i Apollo, pozbawieni ubrań, leżeli uwiązani na szerokim, małżeńskim zapewne łożu. Nie mieli najweselszych min. Jednak nie protestowali głośno, wydając z siebie wyłącznie zduszone jęki. Może dlatego, że wydobycie głosu uniemożliwiały im wciśnięte w usta kneble zrobione z majtek bogiń? Boginie spojrzały na wchodzącą kobietę z pewnym zdziwieniem. Afrodyta wyprostowała się znad jednego z mężczyzn i zmierzyła ją nieprzychylnym wzrokiem.
Bro uśmiechnęła się do niej łagodnie.
Niedobrze. Kurwa, niedobrze.
Niby jak ma ich stąd uwolnić? Musiała przyznać w duchu, że nawet z mocami, którymi obdarzył ją Odyn unieszkodliwienie i unieruchomienie czterech bogiń stanowiło nie lada wyzwanie.
- Zaraz! – zdziwiona Sif odzyskała głos i zamrugała niepewnie.
- Siemka – rzuciła Bro swobodnie - O i Freja – udała, że się cieszy na widok dawno nie widzianej bogini. – A ciebie co tu przywiało? – zrobiła kilka kroków w stronę kanapy stojącej pod jedną ze ścian. – Wciąż tak samo milcząca, jaką cię pamiętam.
- Kto to jest? – spytała Maryja, widząc wchodzącą Bro.
Nie zamierzała dzielić się więźniami z jeszcze jedną kobietą.
- Brunhilda? – Afrodyta spojrzała na nowo przybyłą. Słyszała kiedyś o niej.
- Co tu robisz? – w głosie Sif pojawiła się podejrzliwość – O ile dobrze pamiętam zwiałaś z Sygurdem. Miłości ci się zachciało.
- Zwiałam – przyznała szczerze Bro, rozsiadając się wygodnie i swoim zwyczajem zarzucając nogi na coś, co było wyżej siedziska. Tym razem padło na stolik stojący obok. – I jak widzisz Syg mi się znudził, a słyszałam, że imprezę robicie – wyjęła z kieszeni opakowanie gumy miętowej i rozpakowała jeden z listków. Wsunęła go do ust i przeżuła kilka razy.
- Jak to słyszałaś? – Maryja przysiadła na kanapie, okrywając się prześcieradłem.
- Brunhildo... – zaczęła niepewnie Sif. – Jeśli Thor wysłał cię jako posłańca... albo Odyn...
Afrodyta trwała w bezruchu, zupełnie nie przejmując się swoją nagością, nie wiedząc co myśleć o tej, która weszła do apartamentu, rozsiadła się i mlaskała, przeżuwając gumę. Musiała przyznać jedno. Była ładna. Delikatna dziewczęca buzia niewinnego anioła. Jasnoblond włosy sięgające ramion, z opadającą na czoło grzywką. Niebieskie oczy otoczone wachlarzem gęstych rzęs i zgrabnie wykrojone, pełne usta. Do tego figura, wyłaniająca się spod obcisłych skórzanych spodni i rozpiętej kurtki, której pozazdrościłaby niejedna gwiazdka rozkładówek dla panów. Figury, nie kurtki.
Bro uśmiechnęła się szeroko.
- Może wysłali, a może i nie – oznajmiła pewnym głosem, obserwując z zaciekawieniem półprzytomnych, nagich mężczyzn. Umęczeni nie nadawali się do miłosnych igraszek. – Zabawić się chciałam, ale widzę, że nic tu po mnie – przeżuła gumę i zrobiła z niej balon. – Ci się już nie nadają. Chyba wyskoczę na inną imprezę, a może lepiej sama coś zorganizuję... – zastanowiła się.
- Inną? – zainteresowała się Afrodyta.
Drgnęła niespokojnie, wyrwana ze stuporu i zerknęła to na więźniów, to na pozostałe kobiety.
- Wiesz, na taką, na której faceci nie padają jak muchy po kilku numerkach – wyjaśniła Bro, machając lekceważąco dłonią.
- Kombinujesz coś – zauważyła cicho Sif.
- Ja? – zdziwiła się Bro – Nie kombinuję – odparła obojętnie – Po prostu mogę się założyć, że nie dałybyście rady większej ilości samców niż dwóch – kolejny balon pojawił się pomiędzy ustami walkiri.
- Nie żuj tej gumy, to wstrętne – wtrąciła Maryja. – Od tego zęby się psują.
- W reklamie mówili co innego – uśmiechnęła się.
- Chyba nie wiesz na ile mnie stać – wtrąciła zaczepnie Afrodyta, mierząc jasnowłosą piękność wrogim spojrzeniem.
- Ciebie? – Bro powiodła po niej znudzonym spojrzeniem. – Założę się, że nie dałabyś rady czterem samcom. O większej ilości nawet nie wspomnę.
- Ja nie dałabym rady? – oburzyła się Afrodyta – Nie zapominaj, że jestem boginią miłości! – podkreśliła podniesionym tonem. – I piękności!
- Ci też niby są i co? – walkiria wzruszyła ramionami, wskazując Erosa i Apolla – I wyglądają jak sflaczałe dętki.
- Afro, ona cię podpuszcza – wtrąciła Sif – zawsze była wredna, na pewno Odyn...
- Zamknij się Sif – warknęła rozeźlona coraz bardziej Afrodyta.
- Może Sif ma rację – spróbowała odezwać się Maryja. – Zna ją dłużej...
- Obie się przymknijcie. Nikt nie będzie mi mówił, że nie jestem w stanie poradzić sobie w sprawach miłości i seksu. – zaperzyła się Afrodyta.
- Nie jesteś – na ustach Bro wypłynął bezczelny uśmieszek. – Jestem w tym lepsza od ciebie, przyznaj to – zaproponowała złośliwie. – I potrafię rozkochać ich w sobie szybciej niż ty – strzepnęła z ramienia niewidzialny pyłek. – To ja przecież jestem najpiękniejszą pośród walkiri i bogiń.
- Jak śmiesz! – wrzasnęła Afrodyta, posyłając jej mordercze spojrzenie. – Ty i najpiękniejsza? – prychnęła pogardliwie – Może i ładna jesteś, ale do piękności ci daleko – warknęła rozzłoszczona – a co do twoich umiejętności w sztuce miłości...
- Założymy się? – przerwała jej Bro. – Chyba, że boisz się – mrugnęła do niej okiem.
- O co? – najeżyła się grecka bogini
Sif i Maryja próbowały jeszcze się wtrącić. Bro wykorzystała to by zyskać przewagę.
- Posłuchaj koleżanek – zaproponowała – zrezygnuj, zanim przegrasz – zakpiła.
- Ty tępa namiastko kobiety! – w głosie Afrodyty rozbrzmiała wściekłość. – Myślisz, że wystarczy tylko nogi rozłożyć? To cała sztuka!
- Tia – mruknęła lekceważąco Bro – Ars amandi. Chyba o tym kiedyś słyszałam. Wisłocka, Starowicz, Kamasutra... Dobra – uniosła obronnie ręce w górę – Wygrasz, są twoi – wskazała podbródkiem na uwięzionych bogów. – Przegrasz, należą do mnie – uśmiechnęła się lubieżnie.
Eros zadrżał niespokojnie. Apollo popatrzył błagalnie na Maryję. Jeszcze jedna niewyżyta kobieta...
- Zgoda. To gdzie ta impreza? – zniecierpliwiła się Afrodyta.
- Tutaj – Bro zatoczyła dłonią krąg wokoło – W tym hoteliku. Za trzy dni – dodała po krótkim namyśle.
Dzień powinien starczyć na to co planowała, dwa na dotarcie.
Podniosła się z miejsca, poprawiając top.
- Ilu? –warknęła Afrodyta
- I tak nie dasz im rady – rzuciła lekko, ruszając w kierunku drzwi.
Afrodyta odprowadziła ją wrogim spojrzeniem.
- Przygotuj się – walkiria machnęła do niej dłonią – Wracam z mężczyznami za trzy dni. Zaszalejemy – wychodząc, puściła oczko bogini. Drzwi zamknęły się z trzaskiem.
- Zarozumiała dziwka – mruknęła Afrodyta, przysiadając na brzegu łóżka.
- Chyba właśnie przegrałaś zakład – odezwała się milcząca do tej pory Freja. – Będziemy musiały ich oddać.
- Zapomnij o tym – zacisnęła usta grecka bogini. – Ja nigdy nie przegrywam.


3.
- Mirkuuuuuu – proszący głos Bro nie był tym do czego jej koledzy z motocyklowej paczki przywykli.
Wywołany spośród odmętów dymu i oparów piwska otyły, brodaty harleyowiec uniósł głowę znad stołu gdzie właśnie rozgrywali małą partię pokera i spojrzał pytająco na przyjaciółkę żony.
- Mirkuuuuu – Bro wcisnęła się pomiędzy Mirka i Krisa, ściągając skórzaną kurtkę i przewieszając ją przez oparcie.
Usiadła wygodnie, sięgnęła po kufel Krisa, upijając z niego kilka łyków piwa, po czym wlepiła niewinne oczy w kumpla.
- Mała, spadaj – Krisowi nie przypadło do gustu dzielenie się z Bro.
- Sam spadaj ćwoku – szturchnęła go w żebra. – Mirkuuuuu – zaczęła trzeci raz.
- Jak to powtórzysz po raz czwarty, to osobiście ci kark skręcę – warknął harleyowiec – Gramy – popatrzył na nią z wyrzutem – Czego chciałaś?
W niebieskich oczach Bro mignęły łobuzerskie iskierki.
- Mogłabym powiedzieć, że ciebie – oparła podbródek na dłoni i uśmiechnęła się zalotnie do Mirka – Tyle, że to chyba nie spodobałoby się Rudej – wsunęła palce w jego brodę i pociągnęła lekko.
- Tasuj, a nie gadaj – Adam ponaglił brodatego. – Zjeżdżaj Bro. Idź dzisiaj marudzić komu innemu.
- Chryste kobieto – mruknął harleyowiec – Możesz nie wspominać mi o Rudej? – na samą myśl o żonie zepsuł mu się humor.
- A co, śmieci nie wyniosłeś? – zakpiła, ignorując Adama. – Czy też może nie stanąłeś – odchrząknęła znacząco – na wysokości zadania?
Mirek posłał jej nieprzyjemne spojrzenie.
- Henia gdzie zgubiłaś? – karty zaszeleściły w masywnych łapskach mężczyzny. – Poznał twój parszywy charakterek i zwiał? – odciął się. – Może powinniśmy go odszukać i wyciągnąć z depresji?
Roześmiała się głośno, kolejny raz pociągając brodę mężczyzny, niczym mała, skora do psot dziewczynka.
- Dobra, o co chodzi? – Mirek odłożył potasowaną talię na stół – Chłopaki, przerwa – oznajmił przeciągając się tak, że chrupnęły kości. Napił się piwa, odpalił spokojnie papierosa i dopiero popatrzył na kobietę. – Nawijaj, byle szybko.
- Może to o szybkość chodziło, kiedy Rudą wkurzyłeś? – zadrwiła.
Widząc jednak niemiłe spojrzenie kumpla, uspokoiła się w jednej chwili.
- Pamiętasz tych kolesi co wpadli na zlot w lipcu? - spytała, wyjmując z kieszeni kurtki paczkę fajek.
Mirek popatrzył na nią jak na obłąkaną. Zlot w lipcu? Na czterech byli. I on ma pamiętać wszystkich, którzy tam się bawili?
- No wiesz... tych z tego klubu... no jak im tam było... – zapaliła papierosa i zaciągnęła się głęboko – Sfustrowane fiuty? Spanikowane fujary? – uśmiechnęła się lekko.
- Tych, którzy rozwalili zlot, przegonili panienki, a potem zgarnęły ich gliny? – upewnił się Kris.
- Ogniste Demony – przypomniał nazwę klubu Adam
- O właśnie! – wykrzyknęła radośnie Bro – Wiedziałam, że to coś z impotencją było!
Gdyby jej kumple umieli zabijać wzrokiem, powinna teraz paść martwa pod stołem. Wparowała na męskie popołudnie pokera, podpijała ich piwo i gadała od rzeczy.
Każdego innego pogoniliby bez wahania. No, może jakąś chętną i cycatą lolitkę by zostawili. Tyle, że pogonić Bro oznaczało narazić się Rudej. A Ruda... Ruda to była Ruda i już. Mimo, iż była żoną szefa, każdy z zaślinionych na jej widok motocyklistów pełznąłby po gwiazdkę z nieba, gdyby jej sobie zażyczyła. No i poza tym, pomijając Rudą, Bro daleko było do tępej dzidy, którą dało się zbajerować i przerżnąć w kiblu. Była ich kumpelką. Na lolitkę się nie nadawała.
- I co w związku z nimi? – zainteresował się wreszcie Mirek, wydmuchując dym w górę.
- Mirkuuuu... – zajęczała prosząco, zatrzepotała rzęsami, po czym roześmiała się. – Mirek, ty znasz prawie wszystkich szefów klubów – zaczęła już normalnym głosem.
- Może i znam – mruknął enigmatycznie.
- Poznaj mnie z nim – zaproponowała bez wahania -Z wodzem klubu Ognistych Demonów – wyjaśniła, aby nie miał wątpliwości o kogo jej chodzi. – Byle szybko.
Zakrztusił się przełykanym właśnie piwem.
- Chryste Bro. Pojeb... Pogrzało cię?
Kris podniósł się i poklepał przyjaciela po plecach.
- Przecież to banda największych idiotów erotomanów, jacy chodzili po tym świecie – roześmiał się Adam. – Agencje towarzyskie, dziwki przy drogach, kurwy w klubach nocnych. Łysy na wielu rzeczach trzyma swoją łapę.
Mirek złapał oddech, otarł brodę i popatrzył zaskoczony na Bro.
- Z nim? – upewnił się. – Z Łysym?
Pokiwała twierdząco głową.
- Chryste, Bro – jęknął – Gwałt ci się marzy?
- Jak do nich sama pojedziesz, to zanim przejdziesz do pokoju Łysego, obrócą cię po drodze kilka razy.
- Nie panikuj – rzuciła spokojnie – Może właśnie chcę sprawdzić, czy krążące o nich plotki są prawdziwe. Może to nie demony, a zaledwie demonki? – parsknęła śmiechem.
- Chryste, Bro – Mirek nie wiedział co powiedzieć.
- Religijny się robisz. Zauważyłeś? – rzuciła kpiąco, podnosząc się od stołu. Zgnieciony niedopałek wylądował w popielniczce.
Sięgnęła po kurtkę, nakładając ją na ramiona. Potrząsnęła blond włosami i poprawiła grzywkę wpadającą do oczu. – To jak? – popatrzyła na milczących kumpli.
- Znaczy... – odchrząknął wreszcie Adam – Jak Henio się nie spisuje, a ty... – pierwszy raz nie wiedział jak powiedzieć to co ma na myśli.
- Wszyscy wiedzą, że lubisz piwo, facetów i żarcie, ale nie przesadzaj – mruknął Kris.
- To znaczy, któryś z paczki może się poświęcić... – dukał Adam.
- Adaśku, mam w dupie wasze poświęcenie – rzuciła lekko – Chcę pogadać z Łysym – oparła dłonie na blacie stołu, zawisając biustem nad mężem przyjaciółki.
- Zachowujesz się jak dziwka – warknął Mirek – Nie przyszło ci do głowy, że chyba trochę rozpędziłaś się w tej swobodzie obyczajów?
- Zamknij się – odwarknęła – Poznasz mnie z nim czy nie? Sama mam go odnaleźć?
Mirek zaklął głośno, odsunął się i przeszukał kieszenie w poszukiwaniu czegoś do pisania.
Wydobył wreszcie długopis i na odwrocie jednej z kart leżących na stole zapisał numer telefonu i adres.
- Sama się z nim poznaj – warknął.- Uprzedzę, że wpadniesz.
- Doskonała pamięć, stary – rzuciła ironicznie Bro, biorąc z jego ręki kartę i rzucając okiem na adres. – Ruda wie, że lubisz zaglądać do nich? – odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Nie zaglądam – odparł od razu – kiedyś chodziliśmy razem do budy, a jak ostatnio ich zgarnęli na zlocie, wyciągałem go z paki – wyjaśnił.
- Cóż za miła przyjaźń – zadrwiła, wychodząc z knajpy. – Nara, chłopaki. A ty pij szybciej to piwo, bo na mszę wieczorną się spóźnisz – puściła oko do Mirka i już jej nie było.
Popatrzeli po sobie.
Kris westchnął ciężko.
Mirek wyciągnął ze spodni telefon.
Adam zamówił kolejne piwa.
Wchodzący do knajpy Hermes, zwany przez nich Heniem, nie wiedział dlaczego jego nowi znajomi mają takie dziwne miny.

4.
Klub Ognistych Demonów skojarzył się Bro z burdelem. Zaparkowała Woja nieopodal stojących pod ścianą motocykli i ściągnąwszy kask zadarła głowę przyglądając się szaremu budynkowi.
Ciemnoczerwone zasłony w każdym z okien jednopiętrowego domku, dwie czerwone latarenki umieszczone tuż nad drzwiami wejściowymi i poręcze przy schodach w kształcie penisa, sprawiły, że uśmiechnęła się szeroko.
- Wesołe z was chłopaki – mruknęła sama do siebie, wspinając się po schodach. – Czyżby to miało wam o czymś przypominać? – pogładziła poręcz. – Wszystko ładnie i pięknie, tylko jaj brakuje?
Zastukała odważnie kołatką w kształcie kobiecych piersi, by dopiero po chwili dostrzec umocowany z boku dzwonek. O dziwo najzupełniej zwykły. Kwadratowy z przyciskiem. Po Ognistych Demonach spodziewałaby się w tym miejscu czegoś innego. Może wystającego ze ściany sutka?
Parsknęła śmiechem słysząc melodyjkę.
- Bo we mnie jest seks, co pali i niszczy... – zawtórowała głośno dzwonkowi.
Przestała przedrzeźniać melodyjkę, kiedy drzwi otworzyły się na całą szerokość i pojawił się w nich wysoki , długowłosy chłopak z kilkudniowym zarostem na brodzie. Mógł mieć nie więcej niż ze dwadzieścia pięć lat. Pokryty tatuażem smoka szeroki tors sprawił, że po kręgosłupie Bro przebiegł miły dreszcz.
- Na Łysego to ty mi nie wyglądasz – oznajmiła nie ruszając się z miejsca i oglądając sobie bezczelnie ciało mężczyzny. Cmoknęła z aprobatą i zatrzepotała rzęsami, niczym gimnazjalistka na dyskotece. – Jestem od Mirka, chcę gadać z twoim szefem – oznajmiła, przeciskając się obok mężczyzny, nie zapominając przy tym otrzeć o niego. – Trzymaj – wręczyła mu kask. – I nie zgub, bo zabiorę twój – oparła dłonie na biodrach i rozejrzała się po wnętrzu szerokiego holu.
Pomarańczowe ściany korytarza, z wiszącymi na nich obrazkami przedstawiającymi scenki z Kamasutry, wywołały śmiech Bro.
- A to co? – pokazała palcem jeden z nich – Instruktaż?
Donica z fikusem stojąca na końcu holu, przy schodach na piętro, zupełnie tu nie pasowała.
- Ty pewnie jesteś ta Bro? - młodzian wolał się upewnić.- Na mnie mówią Wilczek – przedstawił się, odkładając kask na górę wieszaka na ubrania przymocowanego tuż obok wejścia.
Szef wspominał kilka godzin temu, że jedzie do nich jakaś szalona kobita i że mają się od niej trzymać z daleka. Tak to określił. Szalona kobita. Od Mirasa. Nie wiedzieli o co i o kogo chodzi, ale Łysego lepiej było słuchać. Potrafił załatwić najgorętsze laski. A rżnięcie gorących lasek było tym, co chłopcy z klubu Ognistych Demonów lubili ponad życie. Ta tutaj wyglądała na gorącą, ale Łysy wyraźnie zakazał.
- Nie wiem czy ta, ale na pewno Bro – odparła, zerkając przelotnie na młodzieńca. – Drzwi zamknij i przestać się gapić na mój tyłek – rzuciła, wchodząc głębiej.
Odwróciła głowę w jego stronę i jeszcze raz pozwoliła sobie obrzucić go spojrzeniem z góry do dołu. „Ognisty demon” prychnęła w myślach „ Raczej demonek. I to ledwo płonący”.
- Łysy musiał wyjechać do miasta – młody mężczyzna uznał za stosowne odezwać się. – Niedługo powinien wrócić – poinformował ją.
- Poczekam – rzuciła, rozpinając kurtkę i wchodząc do następnego pomieszczenia.
Na środku sporej wielkości salonu rozpierała się dumnie czarna sofa. Sprawiała wrażenie wygodnej, toteż Bro klapnęła na nią swobodnie i zarzuciła nogi na jeden z boków.
- Chcesz coś do picia? – mężczyzna zmaterializował się koło niej.
Tym razem to on obrzucił aprobującym spojrzeniem sylwetkę kobiety.
- Piwa już nie powinnam – zauważyła trzeźwo, pamiętając, że jeszcze musi wrócić motocyklem do domu – A coli pewnie nie macie – wyciągnęła się wygodniej na sofie i podłożyła sobie ręce pod głowę.
- Mamy – burknął młodzian podchodząc do stojącego naprzeciw sofy barku. – Zawsze zachowujesz się tak, jakbyś była u siebie?
- Prawie – odparła.
Przez chwilę podziwiała mięśnie jego ramion i pleców, kiedy otwierał barek, wyciągał szklanki, pochylał się do małej lodówki po butelkę z napojem.
- Teraz ty gapisz się na mój tyłek – zauważył, odwracając się i podając Bro wypełnioną ciemnym płynem szklankę.
- A gapię – przyznała beztrosko, siadając i odbierając colę.
Napiła się kilka łyków, rozglądając po salonie.
- Fajnie tu – odezwała się po dłuższej chwili, kiedy już obejrzała wszystko co było do obejrzenia. – Tylko ciemno nieco macie – zauważyła zatrzymując wzrok na zasłonach sięgających parkietu. – Te kinkiety chyba nie dają tyle światła ile powinny.
- Tak jest bardziej przytulnie – gorący oddech mężczyzny musnął wrażliwą skórę przy uchu Bro. Nawet nie zauważyła kiedy przeszedł za sofę i opierał się teraz łokciami o jej oparcie. Tuż nad Bro.
- A co wspólnego ma przytulność z plotkami o Ognistych Demonach? – zacisnęła palce na szklance.
- Wiele...
Zadrżała czując za sobą ciepło męskiego torsu i wargi muskające przelotnie jej kark.
- Jak wiele? – odszepnęła, czując, że nie do końca zaczyna panować nad swoim głosem.
Cichy śmiech mężczyzny wytrącił ją z miłego nastroju.
- Sorry mała – oznajmił, wracając na powrót do barku i robiąc sobie drinka.
Popatrzyła na niego pytająco.
- Te, Wilczek – zaczęła prowokująco, nie spuszczając niebieskich oczu z jego bioder – sam tu jesteś? – odstawiła szklankę na podłogę i ściągnęła kurtkę.
- Chłopaki są na górze – wyjaśnił długowłosy, opierając się biodrem o brzeg barku i wychylając wódkę z sokiem do połowy.
- I tak grzecznie tam siedzą, wiedząc, że przyjechała gorąca laska? – zakpiła – Słyszałam na wasz temat zupełnie co innego.
Wilczek skrzywił się niechętnie.
- Obiecuję, że jak tylko wymkniesz się spod opieki Mirka, chętnie przekonamy cię o prawdziwości plotek – mrugnął do niej okiem.
Roześmiała się wesoło.
Stary, kochany Mirek.
Przyrzekła sobie w duchu, że nie będzie mu dokuczać przez najbliższy tydzień. No... może i dwa.
- Hm... – przytknęła palec do ust, patrząc roziskrzonym wzrokiem na mężczyznę – Może właśnie się wymykam? – podniosła się kocim ruchem z sofy i podeszła do niego. – Hmmm? – mruknęła, przesuwając opuszkami palców wzdłuż jego torsu.
Przytrzymał jej dłoń, nim zsunęła ją niżej.
- Szarżujesz, mała – ścisnął mocniej jej nadgarstek, nie pozwalając, aby sięgnęła zapięcia spodni.
- Boisz się? – wsparła się piersiami o niego i uniosła głowę, zaglądając w oczy.
Westchnął ciężko, czując tak blisko siebie Bro. Budzący się do życia kutas, miał na ten temat zupełnie inne zdanie niż jego właściciel.
- Pij swoją colę i usiądź grzecznie – odezwał się zduszonym głosem – Łysy zaraz wróci. – puścił rękę kobiety, odsuwając się od niej.
Rozbawiło ją zachowanie Wilczka. Co też Mirek nagadał, że facet ucieka od niej, mimo, że wyraźnie ma ochotę na małą zabawę?
I pewnie zdziwiłaby się gdyby wiedziała, że za pozornym chłodem Wilczka nie stoi Mirek, a Ruda. Ruda po prostu nie zamierzała dzielić się z Bro swoim młodym ulubieńcem.


5.
Zgrzyt przekręcanego w zamku klucza zgasił uśmiech rozmarzenia błąkający się na ustach Bro, bezczelnie przyglądającej się umięśnionemu torsowi młodego mężczyzny
- Łysy wrócił – oznajmił beznamiętnie Wilczek, odstawiając swojego drinka na barek.
Usiadła wyprostowana na sofie i wlepiła wzrok w wejście do salonu. Była ciekawa TEGO Łysego, który dowodził chłopcami z klubu Ognistych Demonów, a jednocześnie wchodził w układy z Mirkiem.
Na progu pokoju pojawił się średniego wzrostu osiłek w dżinsowej, obszarpanej kamizelce narzuconej niedbale na czarny t-shirt. Równie zarośnięty jak Mirek, przeczesał palcami ciemne włosy z pasemkami siwizny na skroniach. Kamizelka rozchyliła się bardziej odsłaniając wizerunek klubu opinający koszulkę na brzuchu brodacza.
Odchrząknęła niespokojnie starając się nie roześmiać. Tryskający sztucznymi brylancikami nasienia penis, wyłaniający się z ognistych płomieni nie był poważnym widokiem.
- Kurwa – zaklęła cicho, czując, że jak jeszcze chwilę pogapi się na obrazek klubowy, to ryknie homeryckim śmiechem.
- A na mnie mówią Łysy – mężczyzna stojący na progu zmierzył ją drwiącym spojrzeniem. – Nie bez powodu – poprawił sprzączkę paska.
Wilczek parsknął.
- Ty jesteś Bro? – poinformował się osiłek, chociaż siedząca na sofie kobieta pasowała do opisu kumpla, który zadzwonił jakiś czas temu.
Skrzywiła się ze złością.
- Bro, ale nie kurwa – warknęła.
Podniosła się z sofy, patrząc nieprzyjemnie na mężczyznę.
- Domyślam się – odparł spokojnie – Tak jak Mirek mówił – zlustrował pożądliwym spojrzeniem walkirię – Śliczna, delikatna, tyle, że brak jej kobiecych manier – zakpił bezlitośnie.
- Zamknij się – zgrzytnęła zębami.
- I szybko się denerwuje – uśmiechnął się prowokująco Łysy. – Jeszcze w czymś taka szybka jesteś?
- Umiem zachować się jak kobieta – odpowiedziała na jego zaczepkę – Tyle, że twoi chłopcy strachliwi, zaszyli się na górze, a ten tutaj – zerknęła na Wilczka – wygląda mi na prawiczka.
Pokręcił głową z rozbawieniem.
- Dobra, w ten sposób możemy się przegadywać do nocy – odezwał się wreszcie – Sama dobrze wiesz, że Mirek prosił, aby nikt ci nie zrobił krzywdy – utkwił w niej lubieżne spojrzenie – Bądź przyjemności – dorzucił, przechylając głowę w bok. – Słowo dane druhowi jest święte, prawda? – spojrzał znacząco na Wilczka.
Ten skinął prędko głową.
- Ten jasnowłosy kolo na wariorze przed domem to twoja obstawa? – Łysy wyjął z kieszeni kamizelki skręta i wsadził go sobie w usta. Pochylił głowę, przypalając go.
- Może i moja – mruknęła Bro.
Hermes. No tak, powinna się domyśleć, że nie pozwolą jej samej tu przyjechać. I ktoś pojedzie za nią.
- To chodź – skinął na nią ręką – Wilczek, uspokój blondaska, że jego panna jest bezpieczna i zaraz do niego dołączy. Nie potrzeba mi tu bandy Mirka. Wystarczy, że ona się przywlokła. – mruknął niechętnie, ruszając holem w stronę schodów na piętro.
Poszła za nim z cichym przekleństwem na ustach.
Rozbawiony Wilczek pozwolił sobie ścisnąć lekko jej pośladek, gdy przechodziła obok.
Puściła mu łobuzerskie oczko i pomknęła za znajomym Mirka.
- Podobno chciałaś mnie poznać – zagaił Łysy, otwierając drzwi jednego z pokoi na piętrze.
Wpuścił kobietę pierwszą.
- Zwykła ciekawość rozpuszczonego bachora, czy masz w tym swój cel? – wszedł za Bro i zamknął drzwi. – Siadaj – wskazał fotel stojący naprzeciw masywnego biurka.
- Może ciekawość, a może cel – odparła spokojnie, rozsiadając się wygodnie na miękkim meblu.
Łysy usiadł ciężko po drugiej stronie biurka i oparł się ciężko łokciami o jego blat.
- Będziemy tak się zagadywać? Zawołać mam służącą, by przyniosła wieczorną herbatkę? Czy też może każesz mi domyślać się, co cię tutaj sprowadza? – utkwił w niej surowe spojrzenie. Nie miał ochoty na droczenie się z panną, której lojalność wobec kumpla nie pozwalała zerżnąć.
Bro podniosła się z fotela i kręcąc zachęcająco biodrami podeszła do biurka. Oparła dłonie na jego blacie i pochyliła przed Łysym. Wzrok mężczyzny zabłądził w kuszący rowek pomiędzy wychylającymi się zza topu, piersiami kobiety.
- Byliście już we Francji na super imprezie z niezmordowanymi boginiami seksu? – szepnęła, przesuwając prowokująco koniuszkiem języka po ustach.
- Nie – odszepnął wpatrując się zahipnotyzowanym wzrokiem w dwie półkule.


6.
Warkot nadjeżdżających motocykli rozdarł ciszę spokojnego miasteczka na południu Francji. Dwadzieścia maszyn zjechało na niewielki parking przed hotelem, w którym boginie uwięziły Erosa i Apolla. Bro jechała na swoim Woju, tuż za Hermesem, uśmiechając się zwycięsko.
Zahipnotyzowani chłopcy z klubu Ognistych Demonów, nie protestowali przeciwko wyprawie. Co więcej wyrazili na nią ochoczą zgodę.
Wizja czterech gorących kobiet, żądnych wrażeń i ekscytujących doznań sprawiła, że motocykliści podążali za krągłym tyłkiem Bro, jak wygłodzony kot za tłustą myszą.
Grupa zatrzymała się, silniki zaczęły milknąć. Łysy ściągnął z głowy kask, patrząc nieco nieprzytomnym spojrzeniem wokoło.
- Jesteś pewna, że wszystko zaplanowałaś? – Hermes zerknął niespokojnie na Bro
- Nie - uśmiechnęła się szeroko – Pełen spontan.
Wzniósł oczy ku niebu.
- Wilczek! – niebieskie oczka Bro zatrzymały się na sylwetce umięśnionego młodego mężczyzny. – I jak wam się podoba? – zsiadła z Woja, podchodząc do jednego z Ognistych Demonów.
Pokiwał głową z uznaniem.
- Przyjemne miejsce
- A zaraz będzie jeszcze przyjemniej – obiecała kuszącym głosem – Zabierzcie to co przywieźliśmy! – zawołała do pozostałych.
Chwilę potem rozległ się szczęk otwieranych kufrów, a w rękach mężczyzn lądowały puszki piwa, butelki wódki.
Rozniósł się zapach pieczonych kurczaków, które wyciągał Wilczek.
Patrzyła błyszczącymi oczami na zbierającą się grupę motocyklistów. Sama wzięłaby chętnie udział w tej małej orgii, tyle, że...
Westchnęła ciężko, przypominając sobie o Sygurdzie. Przekręciła na palcu pierścionek, który od niego dostała i na mgnienie oka po jej twarzy przemknął cień smutku. Potrząsnęła prędko głową.
- Czas na zabawę! – zawołała po chwili głośno, ruszając w stronę przeszklonego wejścia i otwierając je szeroko.
Sennie kiwający się recepcjonista, ten sam co poprzednio, zdawał się nie zauważać wkraczającej do holu, hałaśliwej grupy. Bro uśmiechnęła się pod nosem. Moce otrzymane od Odyna spełniały swoje zadanie. Przemknęło jej przez głowę, że będzie musiała jeszcze wymazać pamięć mężczyzny.
Ruszyli w stronę windy i kilka minut później stali już całą grupą pod pokojem, który wynajęły boginie. Widać dojrzano ich wcześniej przez okno, bo drzwi otworzyły się na całą szerokość, a stojąca w nich Afrodyta spojrzała z uznaniem na motocyklistów.
- Spisałaś się, Bro – rzuciła, nie odrywając oczu od Łysego.
- Przypominam o zakładzie – odparła niewinnie walkiria, wchodząc do środka. Rozpięta kurtka wylądowała na podłodze.


Hermes siedział na ławeczce przed hotelem i skubał słonecznik, plując łuskami wokoło. Towarzysząca mu Bro sięgnęła po kilka ziaren. Wyłuskała z nich nasiona i pogryzła.
- Słabo palony
- Długo jeszcze? – spytał niecierpliwie, spoglądając przed siebie.
- Aż Afrodyta padnie – odparła spokojnie.
- Wciąż jest przekonana, że to ty jesteś w pokoju obok? – Hermes zaśmiał się cicho.
- Na to wygląda – uśmiechnęła się szelmowsko, wspominając jedną ze sprzątaczek, która przypadkowo weszła do pokoju. – Kocham iluzję – mruknęła, sięgając po więcej ziaren słonecznika.


Zapadł wieczór, spowijając okolicę ciszą. Kolejny, tego tygodnia. Ostatnie promienie słońca przebiły się nieśmiało przez korony drzew otaczających hotelik. Prawie nic się nie zmieniło. Motocykle wciąż stały na parkingu. Hermes i Bro siedzieli na ławeczce. Tyle, że z otwartych okien pokoi przestały dobiegać jęki rozkoszy.
- Może sprawdzimy jak sobie radzi? – drgnął Hermes. – Wszystko mi zesztywniało.
- Wszystko? – rzuciła kpiąco, wypluwając łuski słonecznika.
- Ręce, nogi, plecy – poskarżył się – A ty co znowu myślałaś? – spojrzał na nią wesoło.
Początkowo wściekał się na Odyna, gdy ten, wręczając mu telefon najnowszej generacji, kazał być łącznikiem pomiędzy Bro i Walhallą, ale po czasie coraz częściej przyłapywał się na tym, że zaczyna lubić walkirię. Może i za dużo czasami gadała, zupełnie nie przejmując się tym, że niektóre słowa w ogóle nie powinny znaleźć się w ustach kobiety, miała szalone pomysły, ale... przypomniał sobie jej ramiona, gdy ufnie oplatała go, siadając za nim na motocyklu i wtulała się w boga.
Przez chwilę miał wrażenie, że powinien ją chronić, zaopiekować się nią.
Sygurd.
To jedno imię sprawiło, że skrzywił się z niechęcią.
Bro należała do kogoś innego. Chociaż sama uparcie nie dopuszczała tej myśli do siebie.
- Mnie też już tyłek boli od tego siedzenia – mruknęła, przeciągając się, by rozprostować zdrętwiałe członki.
Oboje podnieśli się ociężale i wolnym krokiem skierowali w stronę wejścia. Recepcjonista kiwał się sennie nad kontuarem. Już nie zwracali na niego uwagi, idąc wprost do windy.
Na korytarzu panowała cisza, przerywana jedynie głośnym chrapaniem motocyklistów.
- Demonki popadały? – złośliwy uśmieszek pojawił się na ustach walkiri.
Hermes wzruszył ramionami.
Bro wsunęła się do jednego z pokoi.
Maryja spała twardo w poprzek łóżka. Wilczek chrapał rozciągnięty na podłodze. Ksywy drugiego motocyklisty nie znała.
Kolejny pokój i podobny widok. Tyle, że nie spodziewała się zastać Sif w ramionach Łysego.
- Thor nie będzie szczęśliwy- mruknął Hermes, wyglądając zza jej ramienia.
Teraz to ona wzruszyła ramionami. Odwróciła się i zajrzała do następnego pokoju.
- O proszę – popatrzyła na śpiącą boginię – Freja.
- A gdzie Afrodyta? – Hermes rozejrzał się po apartamencie.
- Znajdziemy – odparła spokojnie Bro, wychodząc.
Przeszli korytarzem i sprawdzili pozostałe pokoje. Ani śladu. Ani Afrodyty, ani bogów miłości. Walkiria zaniepokoiła się.
- Tutaj – Hermes uchylił ostatnie z drzwi po lewej stronie.
Bro wsunęła się cicho i przystając na progu potoczyła zdumionym wzrokiem wokoło.
- Kurwa – wyrwało jej się.
Afrodyta nie spała. Leżała na szerokim łożu, patrząc zmęczonym wzrokiem na walkirię.
Pozostali motocykliści leżeli bezwładnie na podłodze. Nawet Łysy chrapał z błogim wyrazem na zarośniętej twarzy.
Westchnęła ciężko. Tego się nie spodziewała. Może lepiej jednak było pozostać samej na miejscu?
Przysiadła powoli na łóżku i uśmiechnęła się niepewnie. Nie wiedziała co zrobić.
Hermes wszedł za nią i popatrzył z uznaniem na idealną figurę Afrodyty.
- A mnie zawsze odmawiałaś – rzucił z żalem.
Jego spojrzenie mówiło samo za siebie.
- Zabieraj go – warknęła bogini.
- Co? – zamrugała Bro.
- Zabieraj go. Nie mam już siły – zezłościła się Afrodyta.
- Kogo? – zdziwiła się walkiria
- A kogo tu przyprowadziłaś? Hermesa! Zabieraj go! – bogini wsparła się na łokciu i przetoczyła na bok.
- Ale on jest... – zaczęła, jednak szybko umilkła. – No nie mów, że nie dasz rady jeszcze jednemu – zakpiła.
- Wynoś się! Wynoście się oboje! – warknęła bogini.
- A gdzie Eros i Apollo? – poinformował się Hermes, wciąż żałując w duchu, że jak zwykle ominęła go chwila przyjemności.
Afrodyta machnęła dłonią w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Mogłabyś uściślić?
- W schowku na miotły. Po prawej stronie schodów.
Hermes czym prędzej wyszedł z pokoju, by uwolnić mężczyzn.
- Wygrałaś, czego jeszcze chcesz? – Afrodyta popatrzyła niemiło na Bro.
- Mogę powiedzieć, że przegrałam, jeśli przekonasz pozostałe boginie, że powinny wrócić do siebie.
Walkiria wyjęła z kieszeni spodni paczkę miętowych gum. Wyciągnęła jeden listek, rozpakowała go i wsunęła do ust.
Bogini miłości spojrzała na nią podejrzliwie.
- Co z tego będziesz miała?
- Nic – Bro zrobiła balon i mlasnęła, wciągając go do środka. – I radzę ci szybciej podjąć decyzję, dopóki moja oferta jest aktualna – rzuciła lekko.
- Sif miała rację. Odyn cię tu wysłał – warknęła – I to on cię nagrodzi, prawda? Zdradziłaś kobiety – syknęła z wrogością. - Nienawidzę cię.
- Nie ty jedna – na ustach Bro pojawił się szeroki uśmiech.
Zapadła krępująca cisza. Obie kobiety mierzyły się wzrokiem, jakby oceniały szanse przeciwniczki. Wreszcie Bro poprawiła kurtkę, wyjęła przeżutą gumę z ust i przykleiła do ramy łóżka.
- Dobra, miło się gadało i milczało, ale na mnie już pora. Idę obwieścić wszystkim swoje zwycięstwo. – ruszyła w stronę drzwi.
- Zaczekaj! – Afrodyta zgrzytnęła zębami, tłumiąc w sobie narastającą furię. – Przekonam je. – wycedziła - Ale jak piśniesz słówko, to do końca swojego marnego życia nie poczujesz kutasa między nogami – zagroziła.
- Przestraszyłaś mnie – Bro puściła jej łobuzerskie oczko – To mogłoby negatywnie wpłynąć na moją psychikę. I fatalnie na moją kobiecość. Wiesz... mogłabym zamknąć się w sobie... – uśmiechnęła się kpiąco. – Hermes je stąd zabierze – dorzuciła już poważnie i machnęła dłonią na pożegnanie, znikając za drzwiami.
Afrodyta zaklęła ze złością.


7.
- Zrobiłam to co chciałeś – mruknęła Bro, odgryzając kawałek udźca dzika i popijając go piwem – Należy mi się wolne – mlasnęła.
Odyn musiał przyznać jej rację.
Wraz z pozostałymi bogami różnych wierzeń, siedzieli przy stołach w Walhalli, świętując drugie zwycięstwo Bro. Tym razem było spokojnie. Może sprawiło to surowe oko Odyna.
- Poza tym zerknę jak radzi sobie nasz dowcipniś – zarżała radośnie.
- Potem spróbuj przemówić do rozumu Persefonie – poprosił Hades.
- Chyba, że uda ci się przekonać Herę, że kobiety nas potrzebują – mruknął Zeus.
Bro spojrzała na nich znad misy z mięsem.
- A nie macie może czegoś realnego do wykonania? – zakpiła.
Odyn łypnął na nią nieprzyjemnie.
- Nie wiem dlaczego, ale to mi zaczyna przypominać dwanaście prac Heraklesa – sięgnęła po napełniony miodem kubek, podsunięty przez jedną z walkirii. – Tylko nie każcie mi babrać się gnojem w stajni Augiasza.
Kilku z zebranych bogów westchnęło ciężko. Woleli nie wtrącać się, pozostawiając ciężar rozmowy z walkirią na barkach Odyna i Thora. I żaden z nich wolał nie uprzedzać walkiri, że sprowadzenie na Olimp Hery, będzie znacznie trudniejsze niż prace Heraklesa.
- Brunhildo – Odyn użył jej pełnego imienia, by podkreślić ważność sprawy – Odpocznij kilka dni, wyskoczcie z Sygurdem gdzieś – zaproponował. – Może do Posejdona? On jako jedyny ma spokój w swoim królestwie.
Bro zmrużyła zemstliwie oczy, odwracając głowę w stronę wojownika.
- Jeśli pomoże mi utopić tego zdrajcę – syknęła. – Chyba, że dogadam się z Neptunem? Jemu i tak podobno nudzi się w Bałtyku – udała, że zastanawia się nad tym.
- To chyba nie jest dobry pomysł – zaoponował prędko Sygurd, widząc jej minę.
Nazbyt dobrze wiedział, że wciąż nie wybaczyła mu zamiany w Gunnara.
- Bro... – Thor napił się piwa – Jest coś, co budzi moją ciekawość – oznajmił – Z tego co pamiętam, to ty w jakiejś szkole uczyłaś, czy uczysz.
Przytaknęła, nie przestając przeżuwać pieczeni.
- I nie powinnaś tam być? To znaczy pomagasz nam, ale w pozostałe dni tygodnia to dzieciaki mają chyba lekcje?
- Mają – przytaknęła drugi raz.
- Nawet religię wprowadzono do szkół. – wtrącił prędko Jezus – wciąż szkoli się szerokie grono katechetów księży, przygotowuje ich się do pracy z dziećmi, młodzieżą – zaczął wyjaśniać. – Gdyby nie szkoły, to w czasie rekolekcji kościoły świeciłyby pustkami. A tak zawsze frekwencja jest. Mieliśmy dobry pomysł – pochwalił się. – Może gdybyście zrobili u was to samo? Zaraz wzrosłaby liczba wiernych.
- Te, Jezus... – Odyn spojrzał na niego niemiło – mówiłem już coś na temat nawracania, to raz. A dwa. Liczba wiernych wam spada, a nie wzrasta.
- Zaraz tam spada – żachnął się Jezus – kilka dziwnych przypadków. To ateiści podburzają bogobojnych ludzi, rozpuszczając te wstrętne plotki o ministrantach. Poza tym nawet arcybiskup mówił, że to wina dzieci, które oglądają za dużo pornografii. Czy jakoś tak... To one są winne temu, że księża są wodzeni na pokuszenie. Należałoby je wszystkie zesłać do piekieł.
- Zaraz! – wrzasnął Lucyfer, zrywając się od stołu. – Dlaczego do mnie? – zaprotestował.
- Grzesznicy zawsze smażą się w piekle – odparł prędko Jezus.
- Nie próbuj rządzić u mnie – odwarknął diabeł, sięgając po widły.
- Rządzić? Dałeś się wygonić Persefonie!
- Ustąpiłem kobiecie!
- Bałeś się jej!
- Niczego się nie boję!
Bro popatrzyła na kłócących się i uśmiechnęła lekko.
To już kolejna uczta, którą spędzała z nimi i kolejna, podczas której zaczynali się kłócić.
- Chciałeś o coś spytać – przysunęła się bliżej Thora, nie zwracając już uwagi na wrzeszczących coraz głośniej Jezusa i Lucyfera.
- Nie powinno cię być w tygodniu w szkole? – spytał z ciekawością.
- Jestem – uśmiechnęła się łobuzersko.
Zaciekawiony Odyn przyciągnął sobie miskę z mięsem bliżej nich.
- Tutaj jesteś – zauważył.
Skinęła głową.
- Jak więc? – zdziwili się obaj bogowie.
Roześmiała się wesoło.
- Loki – odparła krótko.
Mężczyźni spojrzeli po sobie ze zdumieniem.
- Loki? – upewnił sięThor
- Obiecałam mu dziesięć anielskich piór, jeśli zgodzi się zająć przez kilka miesięcy moją klasą.
- Zgodził się? – Odyn uniósł brwi w zdumieniu – Nie wierzę.
Bro uśmiechnęła się łobuzersko.

- Te, przystojniaku – Bro posłała Lokiemu zalotny uśmiech – zakład, że nie zmanipulujesz grupki dzieciaków? Cienias jesteś, a nie bóg kłamstwa.
- Podpuszczasz mnie – zmrużył oczy, a wykałaczka powędrowała z jednego kącika ust w drugi.
- Ja? – zdziwiła się niewinnie, przyglądając z uwagą trzymanemu w dłoni białemu piórku.
Na jego widok w oczach Lokiego pojawiła się chciwość.
- Ty. Nie nabiorę się na to.
Powiodła błyszczącymi oczami po jego sylwetce. Podobał jej się o wiele bardziej niż Sygurd czy Hermes. Chociaż na tego pierwszego wciąż była zła, to nie mogła powiedzieć, że nie jest w jej typie.
– Jest twoje – wyciągnęła dłoń w jego stronę.
Białe pióro kusiło.
- Dostałam je od jednego z aniołów. – wyjaśniła. – Mnie niepotrzebne, a wiem, że ty je namiętnie kolekcjonujesz.
Loki wziął je i długą chwilę przyglądał się uważnie, przesuwając po nim palcami. Prawdziwe.
Westchnął i przeniósł pytający wzrok na Bro.
- Zmienisz się we mnie na kilka miesięcy... – przytknęła palec do ust – pobawisz się z grupką dzieciaków... sama przyjemność... wykorzystasz swoje zdolności... może nawet je podszkolisz... – zamruczała mu do ucha. – Robota lekka, a możesz zarobić jeszcze dziesięć takich samych... – przesunęła pieszczotliwie palcami po policzku Lokiego.
- To zakład, czy zlecenie?
- A jak wolisz? – musnęła kusząco ustami szyję mężczyzny.
- Zgoda – mruknął niechętnie. Musiał jednak przyznać, że robota naprawdę wygląda na lekką. Posiedzieć, popilnować, coś tam zadać... Dziesięć piór piechotą nie chodzi. – Trzy miesiące i dziesięć piór jest moje.
- Cztery – odparowała od razu.
- Trzy i pół
Uśmiechnęła się czarująco.
- Trzy i pół - przytaknęła
- Niech będzie. Gdzie ta szkoła?
Po zaledwie czterech tygodniach udawania Bro i pilnowania IIIa, siedział w ciemnym kącie szkolnego korytarza i tłukł rozpaczliwie głową o ścianę.


Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości