Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Brnąć przez iluzję, część I
#1
Prolog

Cichutka muzyka z pozytywki odbijała się o ściany szarego korytarza, biegnąc ku schodom. Opadała z jednego stopnia na drugi, roznosząc urocze dźwięki. Kapnęła na ciemne panele jadalni, nie zaprzestając swej wędrówki. Popłynęła prosto do kuchni, wodząc starszą panią za uszy. Ta, zaintrygowana jej źródłem poczęła wędrówkę ku górze. Dotarła na piętro razem ze spokojną muzyką, orzeźwiającą jej zmysły. Kobieta chłonęła wzrokiem wszystko dokoła. Ubrane w kolory ziemi, małe dzieci tańczyły na szmaragdowym dywaniku ciągnącym się aż do ostatniego pokoju. Harmonia, którą tworzyły była wręcz niewyobrażalna. Jakby dobre duszki nawiedziły to stare domostwo, tchnąc w nie nowego ducha.
Jednakże, wpatrując się rozmarzonym spojrzeniem w to, co było dane jej ujrzeć, kobieta spostrzegła widok, który niemal rozdarł jej serce. Pod oknem, kryjąc się za bordową firanką łkała maleńka dziewczyneczka ubrana w wyświechtaną sukieneczkę koloru bezgwiezdnej nocy. Cienkie warkoczyki opadały na chude ramiona dziecka, niczym słabe korzenie chorującego drzewa. Blada twarzyczka nosiła ślady wielu przeżyć - liczne otarcia, siniaki. Brud widoczny gołym okiem oraz łzy wymieszane z krwią i błotem. Sine, bose stópki ledwo utrzymywały chude ciałko. Kobieta podeszła ostrożnie do dziecka.
- Kim jesteś, kochanie?
- Niech mi pani nie robi krzywdy. Oni mnie tu nie chcą.
- Kto taki?
- Oni wszyscy. Niech tylko pani spojrzy. To piękno, które ich otacza stwarza iluzję, w którą wszyscy wierzą bez zawahania. Piękno bywa zabójcze. Jest jak trucizna, jak narkotyk. Daje chwilę przyjemności, doprowadzając do zgonu.
Kobieta zerknęła przez ramię, otaczając wzrokiem tańczące dzieci. Widziała ten czerwony płomień w ich spojrzeniu, lecz nie chciała wierzyć własnym oczom. Tak słodkie istotki nie mogłyby przecież nieść zagłady, śmierci. Przypominała sobie opowiastki, których słuchała za młodu, siedząc na babcinych kolanach. Staruszka zawsze upominała wnuczkę, że nigdy nie powinna wierzyć oczom, które nie wyłapują iluzji, czy kłamstw. Przykazywała jej widzieć sercem. Wsłuchiwać się w ogrom sił natury. Jako młoda, niedoświadczona dziewczynka, wyśmiewała babcię. Jednak z czasem poznała, iż nauki pomarszczonej damy były trafniejsze, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić.
- Zrobili ci krzywdę?
- Pod swoją piękną powłoką kryją demony. Niewielu z nich ukazuje swą prawdziwą naturę. Widzi pani przed sobą kilka duszków leśnych, ale i wysłańców szatana. Nie może pani wierzyć w ich kłamstwa. Nie powinna pani ich słuchać. Sprowadzają na złą drogę. Niszczą wszystko to, czego się tkną.
Świat zawirował kobiecie przed oczyma. Zaczęła się dusić, gdy ciśnienie zdawało się rozsadzać jej głowę. Krew zakryła pole widzenia. Poczuła mocne pchnięcie w bok i straciła przytomność. Nie tyle bała się o siebie, co o niewinną dziewuszkę ukrytą za zasłonką…

Rozdział I


Szmaragdowe źdźbła trawy, mimo swej pozornej delikatności, kuły niemiłosiernie moją delikatną skórę. Południowe słońce zmuszało mnie do odwrócenia wzroku. Słabe gałęzie drzew w sadzie uginały się pod ciężarem owoców czekających na zerwanie.
- Marysiu, chodź no tu na chwilkę! – krzyknęła moja mama.
Powoli podniosłam się z ziemi. Unosząc głowę, uderzyłam nią o gruby konar jabłoni. Zaklęłam pod nosem i podbiegłam na drugi koniec sadu do mamy. Pomogłam jej przy zrywaniu jabłek, a następnie przeniesieniu ich do szopy nieopodal domu. Kiedy skończyłyśmy, słońce chyliło się ku zachodowi. Pospiesznie przygotowałyśmy kolację i zasiadłyśmy do stołu. Po kilku minutach przyszedł mój ojciec- starszy mężczyzna z rzadkimi, siwymi włosami na czubku głowy. Jego ubranie było brudne, w kilku miejscach podarte. Niechlujnie opadł na krzesło, burcząc pod nosem.
- Znowu tylko chleb z dżemem? Nie stać cię na nic lepszego?
- Kochanie, od kilku tygodni nic nie złowiłeś. Samochód zabierasz na całe dnie, więc nie mogę nawet pojechać do miasta po zakupy. Robię posiłki z…
- Cicho. Marudzisz, babo. Ej, ty! – zwrócił się do mnie. – Nie gap się tak. Żryj i do pokoju.
Trzęsąc się ze strachu, szybko dokończyłam posiłek i wybiegłam na dwór, rzucając znaczące spojrzenie rodzicielce. Za sobą słyszałam odgłosy kłótni rodziców. Czując łzy cieknące po moich policzkach, bez namysłu przebiegłam cały ogród. Docierając na skraj lasu, zerknęłam za siebie. Ciemne kontury domu odznaczały się na tle nocnego nieba. Krzyki dobiegały nawet tutaj. Nie mogąc już tego wytrzymać, przyspieszyłam. Chciałam zostawić wszystko za sobą. Obudzić się i poczuć bezpieczną, kochaną.
Biegłam jeszcze chwilę, gdy mrok pochłonął mnie całą. Korony drzew przysłoniły księżyc i gwiazdy, zdając się kryć przerażające istoty. Każdy trzask, szelest przyprawiał mnie o mocniejsze bicie serca. Nie żałowałam jednak swojej decyzji. Wiedziałam, że gdybym tam została, spędziłabym kolejną noc, trzęsąc się ze strachu w sadzie. Nasłuchując, czy pijany ojciec nie nadchodzi z zamiarem pobicia mnie, czy mamy.

oOoOoOo

- Proszę pani? Słyszy mnie pani? – kobieta nieznacznie pokiwała głową. – Ile pokazuję palców?
- Dwa…- wychrypiała.
- Dobrze. Pielęgniarka zaraz przyjdzie podłączyć kroplówkę. Niech pani odpoczywa.
- Co mi jest?- zapytała na wpół przytomna. W głowie dudniły jej obrazy dzieciństwa.
- Do końca nie wiemy. Pogotowie przywiozło panią wczoraj w południe. Nieprzytomną. Zrobiliśmy wszystkie potrzebne badania, ale wszystko wydaje się być w normie.
Maria pokiwała głową, a lekarz opuścił salę. Rozejrzała się dokoła. Z okna po lewej sączyły się jaskrawe promienie światła. Natomiast po prawej stało puste łóżko szpitalne. Kilka nieskomplikowanych obrazków zdobiło żółte ściany pomieszczenia.
- Ach, nie ma to, jak szpital- burknęła pod nosem sama do siebie.

oOoOoOo

Podczas pobytu w szpitalu, kobietę odwiedzała jej kuzynka oraz mąż. Ona jednak nie była zbyt skora do rozmów. Oboje wypytywali ją o to, co się stało. Wiedziała jednak, że gdyby powiedziała im prawdę, uznaliby ją za chorą psychicznie. Postanowiła więc zachować to dla siebie.
- Marysiu, przynieść ci coś?- zapytał Mariusz, dokładając drewna do kominka.
- Nie, dziękuję- uśmiechnęła się, obejmując go. Przytuleni, usiedli na kanapie.
- Kochanie, powiedz mi proszę, co takiego stało się w domu, że zemdlałaś?- zapytał delikatnie.
- Tyle razy już to przerabialiśmy. Nie pamiętam! Po prostu nie pamiętam! Weszłam na piętro po coś i dalej nic nie pamiętam! Czemu nie możecie mi w to po prostu uwierzyć?- wstała i przeszła na koniec pokoju.
- Nie to, że ci nie wierzę. Po prostu… Ja…
- No właśnie, nie potrafisz znaleźć innego wytłumaczenia.
- Kochanie…
- Cicho, koniec tematu. Idę spać, dobranoc.
Kobieta wzięła szybki prysznic i położyła się do łóżka. Przykryła się kołdrą aż po brodę i odmówiła modlitwę. Ni stąd, ni zowąd, do jej uszu dotarła ta sama muzyka, co przed zemdleniem. Podeszła do okna i zerknęła w stronę sadu. Widząc małą dziewczynkę, wbiegającą między drzewa, bez wahania zeszła na parter i wybiegła z domu. Tak, jak się spodziewała, między jabłoniami tańczyły te same słodkie istotki, co kilka dni temu w korytarzu. Przetarła oczy ze zdziwieniem i poczęła szukać rannej dziewuszki. Dość szybko odnalazła jej chude ciałko tam, gdzie leżała za młodu.
- Dziecko, co tu się dzieje?- zapytała, klękając przy niej.
- Oni wszyscy próbują zawładnąć ludzkimi zmysłami. Zawładnąć ich decyzjami, całym życiem. Pragną, aby wszystko na ziemi toczyło się po ich myśli. Rozumie pani?
- Ale czemuż tutaj przybyli? Czemuż właśnie mi to mówisz?
- Ponieważ wkrótce przydarzy się pani coś, co nam pomoże.
- Nic z tego nie rozumiem. Kochanie…
- Mario, Marysiu! Gdzie jesteś?- dobiegło do niej wołanie męża. Zaklęła pod nosem.
- Tutaj jestem, w sadzie!- odkrzyknęła, obracając się.
Chciała pogadać jeszcze z dziewczynką, ale gdy spojrzała w miejsce, gdzie siedziała kilka sekund temu, zobaczyła tylko trawę. Zerknęła za ramie spostrzegając, iż tańczące istotki również zniknęły. W sadzie była jedynie ona i jej mąż.
- Co się dzieje? Czemu klęczysz tutaj sama?
- Nic, po prostu przypomniało mi się coś z dzieciństwa.- Uśmiechnęła się sztucznie, kłamiąc.
- Chodźmy stąd- powiedział Mariusz, obejmując żonę.- Nigdy nie lubiłem tego sadu.
- Nawet nie wiesz, ile on kryje tajemnic…- szepnęła.
- Nawet nie chce ich poznać- zaśmiał się, zmierzając w kierunku domu.

oOoOoOoOo

Cienie wychylały się spomiędzy drzew i krzewów, wpatrując się we mnie z szatańskim uśmiechem. Potykałam się o nie i traciłam równowagę. Upadałam na wilgotną ziemię, by po chwili podnieść się i biec dalej. Uciekać od kłótni, niebezpieczeństwa i nieakceptacji.
Mimo tego, iż nie zwalniałam, cienie były coraz bliżej. Wyciągały swe szpony w moją stronę, aby pochwycić sine ciało, rozszarpać i skonsumować.
Biegnij szybciej.
Biegnij tak, jakby całe twoje życie zależało tylko od tego biegu.
Biegnij. Szybciej!
Nie odwracaj się. Zapomnij o złym.

- Próbuję!- wrzasnęłam zirytowana dudniącym w mojej głowie głosem.
Niewystarczająco.
Nie rozumiałam, co się dzieje. Nie wiedziałam kim są te cienie i czemu pragną mnie dopaść. Nie kojarzyłam głosu osoby, która mnie poganiała. Wiedziałam tylko jedno- musiałam uciekać jak najdalej stąd, ponieważ już nie tylko ojciec mi zagrażał.
Szybciej. Zbliżają się.
Wzięłam głęboki wdech i przyspieszyłam. Przestałam się potykać, a przez korony drzew zaczęło prześwitywać światło księżyca. Zrozumiałam, że zbliżam się do polany położonej niedaleko mojego domu. Zaklęłam pod nosem wiedząc, iż nadal jestem za blisko.
Nie zatrzymuj się- skarcił mnie tajemniczy głos, gdy chciałam przystanąć.
Biegłam jeszcze kilka minut, kiedy w końcu, zmęczona do granic wytrzymałości, opadłam na ziemię. Zdawało mi się, że ktoś łapie mnie za ramie i próbuje cucić. Ja jednak nie miałam już sił, by uciekać dalej. Powieki opadły mi na oczy, a mrok znów omamił me zmysły.

oOoOoOo

Strumień lodowatej wody opadł na ręce Marii, by po chwili wylądować na jej zmęczonej twarzy. Wspomnienia z dzieciństwa powracały, nie dając jej spokoju. Każda chwila, gdy cierpiała. Każdy moment, kiedy mogła zachować się inaczej. Każdy błąd.
Kobieta przejechała ręką po twarzy. Opierając się o blat zlewu, zerknęła na swoje odbicie w lustrze. W pierwszej chwili nie poznała osoby, stojącej po drugiej stronie. Sińce pod oczyma, strach w oczach i drżące ciało. Potargane włosy i wygnieciona koszula nocna. To nie była ta sama Maria, co przed omdleniem.
- Kim jesteś?- zapytała, przykładając dłoń do zimnego lustra.- Czemu znów zajmujesz moje miejsce?
Nie doczekała się odpowiedzi. Łzy popłynęły jej z oczu, kapiąc do zlewu.
- Kochanie, czemu nie… Dlaczego płaczesz?- zapytał Mariusz, wchodząc do łazienki. Objął żonę, obracając ją tak, by mógł spojrzeć w zapłakane oczy.
Podobnie jak Maria, on również nie doczekał się odpowiedzi. Po prostu przytulił kobietę mocniej pozwalając, by łkała w jego ramię. Nie wiedział co takiego mogło się stać, iż jego żona, która rzadko kiedy okazywała swoje uczucia w taki sposób, rozkleiła się w środku nocy. Jedyne co mógł teraz zrobić, to dać jej oparcie.

oOoOoOo

Marię obudził zapach jajecznicy oraz dźwięk gotującej się wody. Promienie słoneczne rażące jej oczy zapewniały, że to nie jest sen, a rzeczywistość. Ta rzeczywistość, w której do niedawna bez problemu się odnajdywała. Aktualnie czuła się jak na polu bitwy, gdzie każdy krok mógł kończyć się wejściem na minę.
Kobieta narzuciła na siebie brunatny szlafrok i pospiesznie zeszła na parter. Stanęła w progu kuchennych drzwi i uśmiechnęła się do męża, nakładającego jajecznicę na talerze. Ten, zajęty przygotowywaniem śniadania, nie zauważył jej. Przygotował dwie herbaty, stół i sprzątnął brudne naczynia z blatu. Maria obserwowała go z rozbawieniem na twarzy. Nagle zapomniała o nocnych koszmarach, duchach nawiedzających jej dom. Choć na chwilę. Kiedy w końcu mężczyzna uznał, że wszystko jest gotowe, obrócił się i tanecznym krokiem zwrócił ku drzwiom. Gdy zobaczył Marię, zastygł w bezruchu. Szybko doszedł do siebie i pocałował żonę na powitanie.
- Od dawna tu stoisz?- zapytał z rozbawieniem, siadając do stołu.
- Nie, tylko od kilku minut- zaśmiała się.
Oboje szybko zjedli śniadanie rozmawiając i śmiejąc się. Żadne nie wracało do wydarzeń z ostatnich dni. Wspólnie posprzątali po posiłku i zasiedli przed kominkiem. Mariusza wielokrotnie nachodziła myśl, by spytać żonę co takiego stało się w nocy. W głębi duszy jednak zdawał sobie sprawę z tego, iż i tak nie otrzyma odpowiedzi.

oOoOoOoOo

A gdyby tak odejść,
nie wracać już nigdy.
W otchłani wspomnień
zasnąć pośród fałd
alabastrowej pościeli.
Pozwolić łzom płynąć
tak długo, aż same przestaną.
A wtedy wstać,
szukać szans na nowe życie.
~ Lexis



Czemu nie?- myślała Maria, którą otulało zmęczenie. Smutek przez chwilę dawał jej siłę, by uciekać. Jednak teraz, gdy była sama pośród drzew, wystawiona na atak dzikich zwierząt, smutek ustąpił miejsca strachowi. A strach był jednym z najczęstszych gości w sercu dziewczynki.
- Mamusiu, boję się…- szepnęła, zasypiając w mchu pośrodku polany.- Mamusiu, przyjdź po mnie.

oOoOoOoOo

- Możemy wszystko zmienić- do uszu kobiety płynął ciepły głos jej męża.- Wyjechać stąd na jakiś czas, może sprzedać ten dom i w końcu się przeprowadzić… Jest wiele możliwości.
- Sprzedać ten dom?- wykrzyknęła, stając na równe nogi. Włosy sterczały jej w różne strony, a twarz nabrała sinego koloru.- Wychowałam się tutaj. Raz już uciekłam, drugi tego nie zrobię…
- Uciekłaś?- spytał zdezorientowany Mariusz.- Nigdy o tym nie mówiłaś…
- Nie chciałam. Nikomu o tym nie mówiłam- burknęła, przeklinając siebie w głębi duszy, że w ogóle cokolwiek powiedziała.- Zapomnij.
Maria zaczęła iść w stronę schodów, gdy niemal biała dłoń Mariusza złapała ją za nadgarstek. Przyciągnął kobietę do siebie, spoglądając w zmęczone oczy żony. Niegdyś przepełnione chęcią życia, teraz jakby patrzyły w zupełnie inną rzeczywistość.
- Czy to było wtedy, gdy po kilku dniach poszukiwań, znaleziono cię na polanie nieopodal domu?
Odpowiedziały mu tylko oczy. Spojrzenie przepełnione bólem, strachem.
- Mario, co się wtedy wydarzyło?
Łza popłynęła po policzku kobiety, popędzana przez dwie następne. Maria wyrwała się mężowi, wbiegając na piętro. Drzwi trzasnęły, a po chwili zostały zakluczone. Mariusz westchnął, wychodząc na podjazd. Próbował sobie wyobrazić, co takiego mogło się wtedy stać. Co takiego powróciło, że jego żona, która tak rzadko okazuje emocje, nie może wspominać dzieciństwa.
Po chwili postanowił przejść się na polanę, gdzie kilkadziesiąt lat wcześniej znaleźli wycieńczone dziecko pośród spopielonych gałęzi i wyschniętego mchu.

oOoOoOoOo


Biała ręka dotknęła spoconego karku dziewczynki płaczącej w mech na środku polany. Przeczesała długie, czarne włosy, ściągając niesforne kosmyki z jej twarzy. Maria ocknęła się. Otworzyła duże oczy, obdarzając białą postać ciekawskim spojrzeniem.
- Mamusiu? Mamusiu, czy to ty?
- Ciii… Ciii, dziecko.
- Mamusiu, dlaczego jesteś taka biała?- jęknęła, pozwalając, by łzy ciekły jej po policzkach.
- Mój czas dobiega końca, dziecko. Zostało mi jedno do zrobienia- szepnęła, rozpływając się w powietrzu.
Ciało dziewczynki zapłonęło żywym ogniem. Płomienie lizały jej skórę. Przerażona Maria zaczęła skakać po polanie, otrzepując się. Gdy to nic nie dawało, spostrzegła, iż nic jej nie boli. Że ogień jej nie rani. Uniosła się kilka metrów nad ziemię. Płomienie stworzyły wokół dziewczynki barierę, której żaden śmiertelnik nie był w stanie pokonać. Wtedy Maria poczuła pewien rodzaj satysfakcji i straciła przytomność.

oOoOoOoOo

Płomień.
Ogień.
Języki w górę.
Bariera.
Bezpieczeństwo.


- Marysiu, możesz liczyć tylko na siebie, żywioł ci pomoże. On zawsze nam pomaga.
- Wiem- szepnęła dziewczynka, uśmiechając się.- Chcę spalić ten przeklęty las.
- Spal- mruknął tajemniczy głos, wydobywający się ze ścian ognistej bariery.- Rób co tylko zechcesz. Uważaj, by nikt nigdy nie dowiedział się o twoich zdolnościach, dziecko. Nikt. Nigdy.
- Nikt. Nigdy. Zapamiętam- zaśmiała się cicho, przymykając oczy.
Ogień zaczął się rozprzestrzeniać, liżąc trawy i pobliskie drzewa. Zwierzęta uciekały w popłochu, a nieprzyjazne cienie odsuwały się od dziewczynki.
- Jeśli ktoś się o tym dowie...
- Zabij go- dokończyła, uśmiechając się.
- Dobra dziewczynka, do zobaczenia w przyszłości.

oOoOoOoOo

Wiatr smagał usianą zmarszczkami, posępną twarz Mariusza. Płatki śniegu zaczęły opadać z szarych chmur kłębiących się nad lasem. Do polany było jeszcze kilkaset metrów, jednak tempo, w jakim mężczyzna brnął przez śnieg wróżyło pół godziny do celu.
- Mam czas, przez tyle lat nic się nie działo. Czemu niby teraz by miało?- myślał, powoli krocząc naprzód.
Nie wiedział, co takiego zamierza znaleźć. Minęły dziesiątki lat, wszelkie poszlaki już dawno zniknęły. Kiedy znaleziono wycieńczoną dziewczynkę, leżącą na górce popiołu w przypalonych ubraniach, policja brała pod uwagę, iż wybuchł pożar, a dziecko z niewiadomych przyczyn ugrzęzło wśród płomieni, a gdy zrobiło się spokojnie, zapadło w sen. Wersja prawdopodobna, a jednocześnie tak niedorzeczna.
Miastowi nie wiedzieli o tym, co działo się w domu Marysi. Tomasz, jej ojciec uchodził za porządnego sprzedawcę używanych samochodów w pobliskim miasteczku. Wszechobecną informacją było to, że lubił sobie popić. Zaraz po pracy chadzał z przyjaciółmi do pubu na kilka piw. Często jednak dochodziła wódka, trawka i panienki, o czym wiedziało już niewielu. Matka Marysi, Anna kochała swojego męża pomimo to. Była bita, wyzywana i oszukiwana przez niego na każdym kroku, jednak nigdy nie zdecydowała się na rozwód. Nigdy nie podniosła na niego głosu.
- Mąż jest po to, by przynosić do domu pieniądze. Kobiecie w twoim wieku nie wypada robić afer o zdrady, zajmuj się dzieckiem i domem- mawiała matka kobiety.
Tomasz często przesadzał, doprowadzając żonę i córkę do łez. Marysia wielokrotnie kryła się przed ojcem, niejeden raz uciekając. Ale o tym miastowi również nie wiedzieli. Kowalscy byli wzorem idealnej rodziny, oczywiście jedynie na pozór. Mariusz zdawał sobie sprawę z tego, że ludzie postrzegali rodziców Marysi zupełnie inaczej, niż jak było w rzeczywistości. Jednak kobieta nie lubiła opowiadać o swoim dzieciństwie. Zawsze zbywała męża, a gdy naciskał, dochodziło do kłótni.
Kilkaset metrów kurczyło się do stu, pięćdziesięciu, aż w końcu do dziesięciu. Trawa wokół polany, jak i na niej samej, była wyraźnie niższa niż ta w lesie, a krzewy i drzewka mogły mieć najwyżej piętnaście lat. Prócz tego, wszystko zdawało się wyglądać normalnie, gdy nagle, Mariusz zauważył wypalone miejsce oraz wyschnięty mech. Mężczyzna przetarł oczy ze zdziwieniem, podchodząc bliżej. Wszędzie wokół walał się śnieg, jednak pośrodku polany był jednie popiół, spalona ziemia i wyschnięty mech.
Mariusz nigdy nie wierzył w zjawiska paranormalne. Był przekonany, że wszystko da się wyjaśnić racjonalnie. Wiecznie doszukiwał się rozwiązań, dzięki czemu był świetnym adwokatem. Jednak to, co właśnie widział, napawało go strachem. Nie mógł znaleźć odpowiedzi na nurtujące go zjawisko. Po raz pierwszy w życiu.
- Mariusz Siwak, pięćdziesiąt pięć lat, mąż Marii Kowalskiej- Ściana ognia wysunęła się z ziemi w miejscu, gdzie leżał popiół. Głos wydobywał się właśnie z niej.- Przez całe życie nie zdawał sobie sprawy z tego, co się tutaj działo kilkadziesiąt lat temu. Jednak tej zimy, pan Siwak zrobił kilka kroków za daleko.
- Co...?- wydusił, czując ciepło wypalające go od środka.
- Kochanie, nie powinieneś naciskać. Mogłeś mnie posłuchać...- do uszu mężczyzny dotarł spokojny głos jego żony, która wyszła z ognistej ściany bez poparzeń.
Mariusz rzucił w kierunku Marii przerażone spojrzenie pełne bólu. Jego krzyk przeciął powietrze, a po chwili, poparzone ciało mężczyzny opadło na śnieg. Oczy zapadły się, a w ciele powstało kilka dziur na wylot.
- Przykro mi- szepnęła, całując lekko męża w policzek.
- Nie kłam, nie kochałaś go- odezwał się ktoś z płomiennej ściany.- Za dużo węszył, trzeba było go zabić już dawno.
- Miałam zabijać tych, którzy dowiedzą się o żywiołach, nie tych, którzy węszą- mruknęła Maria, zbliżając się do ściany.
- Szczegóły... Zrób coś z tym ciałem, znikam.
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#2
Cytat: Ta, zaintrygowana jej źródłem[,] poczęła wędrówkę ku górze

Cytat: Dotarła na piętro razem ze spokojną muzyką, orzeźwiającą jej zmysły
zbędny przecinek
Cytat: Ubrane w kolory ziemi, małe dzieci
po co taki szyk? Zacznij zdanie od małe dzieci, a przecinek zbędny wg mnie
Cytat: Harmonia, którą tworzyły[,] była wręcz niewyobrażalna
harmonia była wręcz niewyobrażalna, tam wtrącasz którą tworzyły, czyli w przecinki z obu stron. A wręcz i niewyobrażalna mi się kłóci trochę
Cytat: Jakby dobre duszki nawiedziły to stare domostwo, tchnąc w nie nowego ducha.
przez powtórzenie nie brzmi mi to zdanie
Cytat: Jednakże, wpatrując się rozmarzonym spojrzeniem w to, co było dane jej ujrzeć
a to jest średnie. Usiadła tam, gdzie było dane jej usiąść, i zjadła posiłek, który było jej dane zjeść. Po co tak udziwniać?
Cytat: kobieta spostrzegła widok
spostrzegła widok?oO
Cytat: Pod oknem, kryjąc się za bordową firanką[,] łkała maleńka dziewczyneczka ubrana w wyświechtaną sukieneczkę koloru bezgwiezdnej nocy

Cytat: Brud widoczny gołym okiem oraz łzy wymieszane z krwią i błotem.
nie rymuj Big Grin bo opisujesz smutny fragment, a ja się z tego zaśmiałem Big Grin lekki rym, ale jakoś mi się rzucił w oczy Tongue
Cytat: To piękno, które ich otacza[,] stwarza iluzję

Cytat: Staruszka zawsze upominała wnuczkę, że nigdy nie powinna wierzyć oczom, które nie wyłapują iluzji,[zbędny] czy kłamstw
masz złą konstrukcję. Oczy, które nie wyłapują iluzji daje do zrozumienia, że są też oczy, które ją wyłapują, a tu chodzi o to, że oczy nie są w stanie jej wyłapać, chwilę kminiłem, nim zrozumiałem, co chciałaś powiedzieć. Więc dopisz, że nie są w stanie.
Cytat: iż nauki pomarszczonej damy były trafniejsze
serio? Może za to warna dostanę, ale jebłem Big Grin pomarszczona dama, haha Big Grin nigdy bym nie wpadł na to, by tak nazwać babcię, sorka za taki śmiech, ale serio mnie to rozbawiło ^^
PO PROLOGU
E, no tak, nie podoba mi się póki co, miało być jakoś mrocznie, tajemniczo, a wyszło mhrocznie! A to źle. Mieszają Ci się szyki. Zdania niektóre są nieporadne lub źle brzmią. A historia? Yyy, jakiś dom, jakaś babka w nim, więc wychodzi, że to jej dom, a nagle u góry jakieś zjawy, demony, jakiś jeden miły duszek Kacperek. Że cu? Nie wiadomo o co chodzi, a nieporadnym językiem zburzyłaś klimat, także nic nie jest w stanie zaciekawić i zatrzymać czytelnika na dłużej. Ale jedziemy dalej!
Cytat: swej pozornej delikatności, kuły niemiłosiernie moją delikatną skórę. Południowe słońce zmuszało mnie
- Marysiu, chodź no tu na chwilkę! – krzyknęła moja mama.
dużo tych mniów i swów
Cytat: Unosząc głowę, uderzyłam nią o gruby konar jabłoni
konar to gałąź, jabłonie nie mają takich wielkich, a co dopiero tak nisko, chyba że dziewka taka wysoka, czepiam się, ale mi to jakoś się w oczy rzuciło
Cytat: Pomogłam jej przy zrywaniu jabłek, a następnie przeniesieniu ich do szopy nieopodal domu
albo to sad pełny jabłoni, albo co jest? Siedziała pod jabłonią i na drugim końcu też jabłonie? Drzewa się chyba obok siebie sadzi, te same
Cytat: Trzęsąc się ze strachu, szybko dokończyłam posiłek
aha, tu mieliśmy się bać, no to nie boimy się, nawet nie wiemy, czemu mamy
Cytat: księżyc i gwiazdy, zdając się kryć przerażające istoty.
zdaje się kryjąc
Cytat: zamiarem pobicia mnie, czy mamy
zbędny przecinek
PO PIERWSZYM (do kuleczek)
Zdania proste i bez polotu jakoś, jak tam się jeszcze siliłaś na jakieś malownicze porównania, to tu nawet tego nie ma. Nic się nie zmieniło, tylko rzuciłaś nas gdzie indziej. A do tego przedstawiasz jakąś sytuację, nic nie wyjaśniasz, jakbyśmy mieli wiedzieć, jaki jest ten ojciec.
Cytat: - Ach, nie ma to,[zbędny] jak szpital[spacja]-

Cytat: Ach, nie ma to, jak szpital- burknęła pod nosem sama do siebie.
oOoOoOo

Podczas pobytu w szpitalu
powtórzenie
Cytat: Ona jednak nie była zbyt skora do rozmów. 
kuzynka czy kobieta?
Cytat: Podczas pobytu w szpitalu, kobietę odwiedzała jej kuzynka oraz mąż. Ona jednak nie była zbyt skora do rozmów. Oboje wypytywali ją o to, co się stało. Wiedziała jednak, że gdyby powiedziała im prawdę, uznaliby ją za chorą psychicznie. Postanowiła więc zachować to dla siebie.
- Marysiu, przynieść ci coś?- zapytał Mariusz, dokładając drewna do kominka.
o ludzie, to już w domu są? Aż wróciłem na początek tej części, bo myślałem, że coś ominąłem ;O i zaczęłaś zjadać spacje przed myślnikami
Cytat: co takiego stało się w domu, że zemdlałaś?
są w domu, ale co takiego stało się w domu? Oo można inaczej zadać to pytanie
Cytat: jej chude ciałko tam, gdzie leżała za młodu.
kto leżał za młodu, ta dziewuszka, czy ona jak była mała, mieszasz podmioty
Cytat: zawładnąć ludzkimi zmysłami. Zawładnąć ich decyzjami, całym życiem.
to chyba umysłami
Cytat: Chciała pogadać jeszcze z dziewczynką,
pogadać? -.- POROZMAWIAĆ
Cytat: - Nic, po prostu przypomniało mi się coś z dzieciństwa.- Uśmiechnęła się sztucznie, kłamiąc.
czytelnik wie, że kłamie, nie musisz tego mówić, wcześniej miałaś jakiś dialog z uśmiechnęła się, ale zapisałaś odwrotnie, sprawdź i zdecyduj się

Jak na razie mam dość. Edytuję posta jak doczytam, ale póki co, nie jest zachęcająco, jak już mówiłem.
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#3
(29-08-2012, 14:39)Lexis napisał(a): Szmaragdowe źdźbła trawy, mimo swej pozornej delikatności, kuły niemiłosiernie moją delikatną skórę.

Czy nie powinno być przypadkiem: "kłuły"? Widziałem, że wiele osób poprawiało to zdanie, ale jakoś tego nie ruszało, więc być może się mylę.

Przeczytałem całe i wydaje mi się dość ciekawe, a jedocześnie sama forma trochę mnie odrzuca. Można by ją trochę uprościć. To ułatwiłoby czytanie. Aczkolwiek jeżeli pojawi się dalszy ciąg, będę czytał Smile.
Odpowiedz
#4
Dzięki za komentarze Smile
Cytat:Cytat: Brud widoczny gołym okiem oraz łzy wymieszane z krwią i błotem.

nie rymuj Big Grin bo opisujesz smutny fragment, a ja się z tego zaśmiałem Big Grin lekki rym, ale jakoś mi się rzucił w oczy Tongue
Nie zauważyłam tego rymu jak pisałam xD

Cytat:Przeczytałem całe i wydaje mi się dość ciekawe, a jedocześnie sama forma trochę mnie odrzuca. Można by ją trochę uprościć. To ułatwiłoby czytanie.
W następnych częściach uproszczę. Już któraś z kolei osoba przyczepia się do formy Tongue

Cytat:Aczkolwiek jeżeli pojawi się dalszy ciąg, będę czytał Smile.
Dziękuję. Planuję, że się pojawi. Smile

Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję.
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#5
Skoro odbijała to „od” ścian. Zawsze od. Jeśli obijała za to, to wówczas o coś.

To nadanie muzyce cech ludzkich (całkiem niespodzianie) sprawia, że ciężko się połapać już w zdaniu następnym. Ciężko, jest zaskoczenie, choć da radę się domyśleć – ale i tak to błąd wymagający poprawy moim zdaniem. Opadanie ze stopni ja, przykładowo, automatycznie tłumaczę sobie jako opadanie z pewnego stopnia muzycznego, z tonu być może?, z nuty wyższej na niższą. Oczywiście natychmiast widzę, że nie w tym rzecz. Widzę, że powinienem spojrzeć na muzykę tak, jakby miała nogi i korzystała z nich na schodach. Nie jest to nic wielkiego, ale jednak wkrada się pewien dyskomfort, a to przecież początek tekstu.
(obiecuję sobie, że postaram się już jak najkrócej, bez podobnego powyższemu rozwodzenia się, czy i dlaczego zgrzyta – bo już mnie świerzbi do taaaakiej analizy, że nocy mi nie starczy, a bylem wyjaśnił tobie i sobie, jakie są dokładnie moje zarzuty;/ Niech więc liczy się sam sygnał, ok? Coś jest nie tak)

To chłonięcie wzrokiem wszystkiego mi nie pasuje. Rzekłby kto, że nigdy piętra nie odwiedzała – wiec i ściany z sufitem ją zachwyciły, nie wiem, tapetą. Po prostu to akurat wyrażenie tu nie pasuje, jest mocne, a ZA mocne. Nie na tę okoliczność, myślę. Gdyby zaś „chłonęła wzrokiem zastane/nieprzewidziane dziwowisko/zmiany” to już, popatrz, co innego.
A zdanie typu:
Cytat:Harmonia, którą tworzyły była wręcz niewyobrażalna.
…nic nam nie mówi. Przynajmniej nic konkretnego, mi osobiście to ciąży. Nawet „kompletna”, czy doskonała ściślej określa zjawisko harmonii, niż „niewyobrażalna”. A przecież harmonia sama w sobie to szerokie pojęcie, warto, by przy czymś stała – harmonia ruchów, barw, całokształtu może nawet, tylko inaczej to ująć.

Cytat:Jednakże, wpatrując się rozmarzonym spojrzeniem w to, co było dane jej ujrzeć, kobieta spostrzegła widok, który niemal rozdarł jej serce.
Zalecam to jakoś inaczej napisać. Niezbyt wyszło. Wpatrując, spojrzeniem, ujrzeć, spostrzegła, widok. Rozumiesz?
Cytat:koloru bezgwiezdnej nocy
;/ eeeee, na siłę to to, a efekt wcale niefajny.

Kurczę… właśnie tworzę sobie rys malkontenta do kwadratu, którego i tak nic nie zadowoli;/ No ale gdybym mógł, czepiłbym się i tutaj – do opisu dziewuszki w warkoczykach, bardzo przesadzonego. Sometimes less is more;] Znowu wydaje się to siłowe; nie musi takie być, ale starczy, że się wydaje. Jaki obraz/fota bardziej przykuje wzrok? Taki z dzieckiem o śladach bicia i nędzy, które aż wrzeszczą z daleka, bo śladu nietkniętej skóry próżno szukać, a photoshop wyjaskrawił na dokładkę co drugi siniec? Czy taki, gdzie zadrapania będą nieliczne, ale konkretne, brud niby to zmyty, ale ewidentnie łzami czy deszczyną, krew nie przypominająca już krew, zaschnięta i przemieszana z kurzem, braki w dożywieniu widoczne, jednak dopiero po oderwaniu oczu od zapłakanego spojrzenia dziecka i myląco pucołowatej z natury buzi?

Dialog sztucznawy (;/ no sory, ale tak czuję)
Maleństwo mówi jak stara – i nawet jak na starą dziwnie. W porządku, ja wiem, że to jest świadome. Ja tylko od siebie powiem, że to nie wyszło fajnie.

Cytat:Staruszka zawsze upominała wnuczkę, że nigdy nie powinna wierzyć oczom, które nie wyłapują iluzji, czy kłamstw.
Aż chciałem prosić o tłumaczenie, ale zaraz się zorientowałem, o co miało chodzi – i co jest nie tak.
Ze zdania mylnie może wynikać, że chodzi o taki rodzaj/typ oczu które nie wyłapują… Tymczasem chodzi o JEJ – wnuczki – oczy, które, musisz wiedzieć wnuczuś, nie wyłapują…
„Staruszka zawsze upominała wnuczkę, że nie powinna [nadto?] wierzyć oczom, które [wszak?/nie zawsze?] nie wyłap (nie żeby było źle, ale wydaje mi się to lepsza forma) iluzji, czy kłamstw.” ew. nie powinna nigdy (jeśli już koniecznie nigdy) wierzyć oczom, gdy przychodziło do demaskowania iluzji, czy kłamstw.
Podaję przykłady, by zostać lepiej zrozumianym, nic ponad to. Jakby co, pisz, postaram się wyjaśnić jeszcze inaczej – choć już sam nie wiem jak;]

Cytat:Zaczęła się dusić, gdy ciśnienie zdawało się rozsadzać jej głowę.
Może „podczas gdy” co nieco poprawi. Inaczej można podejrzewać te dwa różne doznania o jakąś wzajemną zależność;] a chyba nie tak miało być??

Dookreśl naturę pchnięcia – czyżby narzędziem?
Polecam jeno;]

Trochę się poczepiałem, nie? Wierz mi, czepiałbym się gęściej, ale nie sposób tak wszystko skrytykować, doradzić, a nawet jasno wyrazić, co NIBY jest źle. Wiele spraw można weryfikować tylko intuicyjnie, ciężko o jakiś wygodny szablon czy listę żelaznych i samowystarczalnych zasad, które można by przyłożyć do tekstu i w punkcikach zaznaczyć, gdzie się klucz zgadza a gdzie nie;( niestety. A ja nadto nie mam kompetencji.

Cytat:Szmaragdowe źdźbła trawy
;/
minimum siłowe.

Ciekawy konar. Ciekawa jabłoń. I ciekawe miejsce na składanie głowy.

Cytat:Korony drzew przysłoniły księżyc i gwiazdy, zdając się kryć przerażające istoty.
Co to jest i po co to? (uprzedzam, dopiero teraz się czepiam)

Dokończę później. Niezawodnie. Już za to mogę powiedzieć, że (chwila, zerknę na profil… aha, wszystko jasne) wiek cię w zasadzie rozgrzesza;] Sam nie wiem, czy potrafiłbym choćby i w połowie tak dobrze pisać, jak ty – naówczas, w twoim wieku.
Szukam rady, jaką sam chciałbym usłyszeć o wiele wcześniej, nim się stało w rzeczywistości. Hmm. Pisz jak najmniej wstawek na siłę. Wszystko, co piszesz, każdy jeden wyraz, ma być przemyślany i nie stać w tekście z takich pobudek, jak np.: bo tak; bo jest ładnie; bo jakoś tak się nasuwa. Gdyż widzę u ciebie podobną tendencję, jaka i mnie nie opuszczała długo a psuła tylko, i szczęściem tylko nie zepsuła do zgnilizny. To są złe nawyki, chociaż wiesz.. ja się mogę mylić, a owszem, ale przemyśl to, uczciwie sobie postaw pytanie, czy czasem nie ponoszą cie takowe chęci – żeby używać słowa z racji jego uroku, albo z racji częstego używania przez innych autorów, albo w ogóle z powodów innych aniżeli służących narracji/fabule. Ok?
A więc doczytam później (wcześniej;]) obiecuję.

Powodowany zewnętrznym bodźcem, spieszę z małym wyjaśnieniem. Nie postawiłem sobie za punkt honoru nikogo besztać, obrażać i opluwać. Ja, owszem, nie często głaszczę - bo nie często mam powód. Samo tłumaczenie się już mi się nie podoba, ale w tym wypadku chyba muszę, bo gotów jeszcze ktoś mi zarzucić łamanie regulaminu.
Wzmianka o twoim wieku, Lexis, nie ma być przytykiem. Jest to rzetelne przedstawienie, co zrobiłem w pewnym momencie czytania (pod koniec) i jak to wpłynęło na moje ostateczne patrzenie na tekst (a to zerknięcie na wiek - bo o to tu chodzi - też nie wzięło się znikąd). Wiek/staż autorski obliguje. Jeśli się stażu nie ma, albo mieć nie da rady (przykład: jest sie młodym. prawem młodosci jest, ze wolno a nawet winno się błądzić częsciej i gęściej) to to też trzeba wziąć pod wgląd. Jeśli uważamy inaczej, a litera regulaminu stoi za nami murem (ja tego tak nie widze) - prosze mi to jasno wygarnąć, a postaram się już nie robić tego "błędu", który za błąd nie uważam, bo poważnie nie chodzi o obrazę, a o mały przywilej, który IMO się należy (autorce). Ale to nie moje podwórko, więc zrozumiem, jak się mnie z takim czymś przegna.
Lexis, nie bierz uwagi o wieku do siebie. Jesteś młoda jak na paranie się literaturą i siłą rzeczy poziom MOŻE BYĆ ciut niższy, co trzeba wybaczyć - i tylko lata doświadczenia mogą to zmienic. Co nie znaczy, że trzeba czekać lata z pisaniem;p ja też zaczynałem młodo, i choc postępy są u mnie żałosne, to jakieś sąTongue
Odpowiedz
#6
Doczytałem;]
Nic się nie poprawiło, może nawet trochę popsuło. Gęsto od błędów, zwykle stylistycznych, lub fragmentów stylistycznie nieudanych po prostu, czasem aż koślawych. Widać, że masz zmysł pisarki, naprawdę, choć prowadzisz narrację jednostajnie, prosto informując czytelnika o następnym wydarzeniu – wiesz, w najprostszej formie, „ta zrobiła to, potem to, potem tamto”. Czuć dużą indywidualność, niezależność, nawet oryginalność (cały czas o stylu mowa) – ale często się na tym wykładasz, tekst traci. Zbyt często, by to wszystko tu wymieniać. Siłą rzeczy wybrałem najciekawszy urywek.
Cytat:W głowie dudniły jej obrazy dzieciństwa.
Oto, jak można przesadzić z innowacyjnością.
Należy trochę kombinować (nie mylić z komplikować) to często ożywia tekst – a przez to samego czytelnika nie uśpi – ale łatwo o krzywdę wtedy. Podchodźmy krytycznie do swoich pomysłów (a jeśli o podchodzeniu mowa, to podchodźmy do nich częściej niż raz i najlepiej z przerwami, dłuuuugimi przerwami) i surowo je sami oceniajmy, a potem oszczędzi to nam niskich not za warsztat.
Generalnie, jeśli o czymś nie wspominam, to albo jest dobrze (IMO) albo chociaż nie aż tak tragicznie, że warto się nad tym rozwodzić.
Aha, mogę jeszcze coś o samej fabule. Dziwna;] Nie na mój gust, naciągana od strony ludzkiej, że tak powiem – postacie sztuczne (przynajmniej sztucznie przedstawione) ich akcje też, choć zarazem tkwi tu pewna pułapka, bo sama formuła opisywanej historii jest tak osobliwa i oderwana od rzeczywistości, że tak naprawdę zarzut może być nagle tłumaczony jako nie wada, a zaleta, pożądany efekt – pogmatwana, tajemnicza, i to do końca i daleko za koniec jeszcze, wieloznaczna, ale tak aż nazbyt, a najgorsze, że nielogiczna, nie poznajemy motywów, powodów, polaryzacji bohaterki – ni to skrajna altruistka, ni to demon w ciele człowieka. Nie, nie uważam to za coś dobrego, ale tylko dlatego, że nie zostało to sprawnie mi podane, ani ciekawie, ani przekonująco (a chciałbym być chociaż przekonany, że autorka wie, co robi. odnoszę jednak inne wrażenia).
Odpowiedz
#7
Dzięki za komentarz Smile
Cytat:(obiecuję sobie, że postaram się już jak najkrócej, bez podobnego powyższemu rozwodzenia się, czy i dlaczego zgrzyta – bo już mnie świerzbi do taaaakiej analizy, że nocy mi nie starczy, a bylem wyjaśnił tobie i sobie, jakie są dokładnie moje zarzuty;/ Niech więc liczy się sam sygnał, ok? Coś jest nie tak)
Ok, dzięki za sygnał. Big Grin Cały tekst i tak nadaje się do taaaaakiej poprawy, więc im więcej błędów wyłapię teraz, tym lepiej.

Cytat: Cytat:Jednakże, wpatrując się rozmarzonym spojrzeniem w to, co było dane jej ujrzeć, kobieta spostrzegła widok, który niemal rozdarł jej serce.

Zalecam to jakoś inaczej napisać. Niezbyt wyszło. Wpatrując, spojrzeniem, ujrzeć, spostrzegła, widok. Rozumiesz?
Ajajaj... Miałam to wcześniej poprawić Confused
Cytat: Cytat:koloru bezgwiezdnej nocy

;/ eeeee, na siłę to to, a efekt wcale niefajny.
Kiedyś taki opis mi się podobał Big Grin Teraz rzeczywiście wydaje mi się... dziwny (?)

Cytat:Kurczę… właśnie tworzę sobie rys malkontenta do kwadratu, którego i tak nic nie zadowoli;/ No ale gdybym mógł, czepiłbym się i tutaj – do opisu dziewuszki w warkoczykach, bardzo przesadzonego. Sometimes less is more;] Znowu wydaje się to siłowe; nie musi takie być, ale starczy, że się wydaje. Jaki obraz/fota bardziej przykuje wzrok? Taki z dzieckiem o śladach bicia i nędzy, które aż wrzeszczą z daleka, bo śladu nietkniętej skóry próżno szukać, a photoshop wyjaskrawił na dokładkę co drugi siniec? Czy taki, gdzie zadrapania będą nieliczne, ale konkretne, brud niby to zmyty, ale ewidentnie łzami czy deszczyną, krew nie przypominająca już krew, zaschnięta i przemieszana z kurzem, braki w dożywieniu widoczne, jednak dopiero po oderwaniu oczu od zapłakanego spojrzenia dziecka i myląco pucołowatej z natury buzi?
Faktycznie masz rację. Odrobinę przesadziłam... Blush Jak zabiorę się za poprawianie błędów, to to zmienię jako pierwsze.

Cytat:Trochę się poczepiałem, nie? Wierz mi, czepiałbym się gęściej, ale nie sposób tak wszystko skrytykować, doradzić, a nawet jasno wyrazić, co NIBY jest źle. Wiele spraw można weryfikować tylko intuicyjnie, ciężko o jakiś wygodny szablon czy listę żelaznych i samowystarczalnych zasad, które można by przyłożyć do tekstu i w punkcikach zaznaczyć, gdzie się klucz zgadza a gdzie nie;( niestety. A ja nadto nie mam kompetencji.
Bez czepiania nie ma szans na poprawę Tongue Póki co, chcę wyeliminować tylko te oczywiste, rzucające się w oczy błędy.

Cytat: Cytat:Korony drzew przysłoniły księżyc i gwiazdy, zdając się kryć przerażające istoty.

Co to jest i po co to? (uprzedzam, dopiero teraz się czepiam)
Główna bohaterka, podczas tych wydarzeń, była dzieckiem. Chciałam mniej więcej pokazać, co czuła podczas ucieczki. Osobiście też mam takie schizy, jak idę sama w mroku. Że coś wyskoczy z cienia itd.

Cytat:Dokończę później. Niezawodnie. Już za to mogę powiedzieć, że (chwila, zerknę na profil… aha, wszystko jasne) wiek cię w zasadzie rozgrzesza;] Żadnego rozgrzeszania za wiek Big Grin Próbuję ogarnąć warsztat od kilku lat i nie powinnam robić tych błędów xd Sam nie wiem, czy potrafiłbym choćby i w połowie tak dobrze pisać, jak ty – naówczas, w twoim wieku.
Szukam rady, jaką sam chciałbym usłyszeć o wiele wcześniej, nim się stało w rzeczywistości. Hmm. Pisz jak najmniej wstawek na siłę. Wszystko, co piszesz, każdy jeden wyraz, ma być przemyślany i nie stać w tekście z takich pobudek, jak np.: bo tak; bo jest ładnie; bo jakoś tak się nasuwa. Gdyż widzę u ciebie podobną tendencję, jaka i mnie nie opuszczała długo a psuła tylko, i szczęściem tylko nie zepsuła do zgnilizny. To są złe nawyki, chociaż wiesz.. ja się mogę mylić, a owszem, ale przemyśl to, uczciwie sobie postaw pytanie, czy czasem nie ponoszą cie takowe chęci – żeby używać słowa z racji jego uroku, albo z racji częstego używania przez innych autorów, albo w ogóle z powodów innych aniżeli służących narracji/fabule. Ok?
Właśnie problem polega na tym, że najczęściej wstawiam wyrazy w tekście, bo tak ładnie brzmi Rolleyes Na siłę staram się nie pisać w ogóle, ale rzadko kiedy przemyślę, czy to, co napisałam ma jakiś sens. Niestety. Czasem mnie po prostu weźmie na pisanie, i to, co jest zostawiam, jak jest. Postaram się to zmienić w niedalekiej przyszłości.

Miriad, nie musisz się tłumaczyć. Tongue Nie mam żadnych uwag, komentarz obiektywny (i dobrze, czekam na takie). Zalogowałam się na forum i wrzucam teksty nie po to, aby dostawać taryfę ulgową, a po to, aby doskonalić warsztat.

Cytat:Aha, mogę jeszcze coś o samej fabule. Dziwna;] Nie na mój gust, naciągana od strony ludzkiej, że tak powiem – postacie sztuczne (przynajmniej sztucznie przedstawione) ich akcje też, choć zarazem tkwi tu pewna pułapka, bo sama formuła opisywanej historii jest tak osobliwa i oderwana od rzeczywistości, że tak naprawdę zarzut może być nagle tłumaczony jako nie wada, a zaleta, pożądany efekt – pogmatwana, tajemnicza, i to do końca i daleko za koniec jeszcze, wieloznaczna, ale tak aż nazbyt, a najgorsze, że nielogiczna, nie poznajemy motywów, powodów, polaryzacji bohaterki – ni to skrajna altruistka, ni to demon w ciele człowieka. Nie, nie uważam to za coś dobrego, ale tylko dlatego, że nie zostało to sprawnie mi podane, ani ciekawie, ani przekonująco (a chciałbym być chociaż przekonany, że autorka wie, co robi. odnoszę jednak inne wrażenia).
Wszystkie niedociągnięcia, niewytłumaczone zachowania są opisane w taki sposób specjalnie. Zawsze mi wytykano, że przedstawiam zbyt jasno, brak tajemnic i zachęty, do dalszego czytania. Tutaj była taka próba dla mnie.. Cóż, mogła wypaść lepiej Tongue

Jeszcze raz wielkie dzięki za komentarz. W niedalekiej przyszłości postaram się wyeliminować chociaż większość błędów i może (może!) uda mi się w końcu zrobić z tego tekstu coś... dobrego (?).
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#8
Cytat:Korony drzew przysłoniły księżyc i gwiazdy, zdając się kryć przerażające istoty.
ja pojmuje, co to miało być, ale zostało to źle napisane. nie jestem polonistą i cholernie trudno mi to wytłumaczyc, ale spróbuję, tak na chłopski rozum.
mam dwa zarzuty - po pierwsze, błahe: wydaje mi sie to pretensjonalne (głównie z racji drugiego...); po drugie, najważniejsze: zdanie wydaje mi sie źle skonstuowane i sens logiczny jest zaburzony; zrozumenie zdania może być wielorakie. można to tłumaczyć tak: że w koronach drzew, zdawało sie (bo to jeno "schiz" taki) siedzą jakieś strachy. wrażenie owo może być stałe (tj. korony tychże drzew budzą takie wrażenie ciągle, a przynajmniej nie jest to z niczym powiązane, nie staje sie faktem pod wpływem zmiany/konkretnych okoliczności) lub przeciwnie, tj. pojawiło sie z pewnym konkretnym faktem, zapisanym zresztą w tym smym zdaniu - chodzi o moment, kiedy drzewa przyslonily ksiezyc i gwiazdy; innymi słowy, kiedy bohaterka wkroczyła w ich cień.
nadążasz?
lece dalej.
to jednak i tak umowna interpretacja, bo jest jeszcze druga: "zdając się kryć przerażające istoty" (bo to o ten kawałek się wszystko rozbija) sugeruje, że być może, w tej mysli narratora, to księzyc i gwiazdy były owymi istotami. autentycznie tak mozna na to spojrzeć. analogicznie, jak w przykładowym zdaniu: "jurek zakrył ciałem swoją ukochaną, zdając się zakrywać swój największy skarb".
nadążamy?
oczywiscie, nikt tak nie pomysli - jak czytasz, to nie wyłączasz inteligencji;], i przecietnie inteligetny człowiek powinien sie skapnąć, tak? nie koniecznie, bo naprawdę ciężko to inaczej zrozumiec. jest to wszak takie metaforyczne, a zatem zakres interpretacji moze byc szeroki.
(jesli nie nadążasz, to mam jeszcze cos nizej, moze rozjasni - ale uwaga!, jesli już złapałaś to powyższe, to moze tego nizej nie czytaj, bo ci tylko zaciemni;] przeskocz do kolejnego akapitu)
<<listowie zrobilo to a to, zdając się robić (jako tłumaczenie wymienionej w zdaniu czynnosci; tj. jako porównanie lub jako domysł, co JESZCZE robi poprzez tę czynnosc) zdając się robić tym samym to a tamo.>>
;/

po pierwsze - z pewnoscia nie takie informacje miało zdanie nieść;] po drugie - zdanie jest źle skonstruowane COKOLWIEK by nie miało oznaczać. ale wróćmy do tego, co jednak MIAŁO w zamierzeniu oznaczać. a miało to być, pewnie, tak: korony drzew zakryły księżyc i gwiazdy (z perspektywy bohaterki jeno;] co zgrabnie przemyca nam informacje, ze dziołcha wkroczyła w gęstwę lasu i ścisły mrok jego cieni. bardzo ładnie) - i tu powinna byc kropka IMO. z racji tego, ze zakryly tek ksiezyc, zrobilo sie ciemno, i wówczas te korony (a dokladniej chodzilo ci nie o korony, a o cienie tych koron, prawda?) zdawały się kryć lub byc siedliszczem może przerażających istot. wychodzi na to, że to dwie oddalone od siebie informacje - a zarazem jedna wynika z drugiej. lecz zapis zedcydowanie cierpi, jestem tego całkiem pewien. przy czym, gdybys napisała WPROST (czyli wprost o cieniu/mroku i o jego wlasciwosci, czego daję przykład niżej - ostatni) albo lekko zmieniając szyk zdania, np.: "ksieżyc i gwiazdy zasłoniły korony drzew, zdające się teraz/nagle/przez to kryć[...]";"ksieżyc i gwiazdy schowały sie za koronami drzew, zdającymi się teraz/nagle/przez to kryć[...]"; a najlepiej: "ksieżyc i gwiazdy nikły za ścisłym listowiem lasu, zdającym się kryć o tej porze/kryć w cieniach/mroku[...]" (przykladów można mnożyć, poza tym nie wiem, czy te moje sa akurat najlepsze;/, ale i tak chyba lepiej by było rozbic to na dwa zdania) - wtedy byłoby łatwiej, a i o 'pretensjonalnosci', ze tak powiem, raczej nie mogłoby być mowy. a 'pretensjonale' wydało mi sie to dlatego właśnie, że tak pogmatwałas to zdanie - koniecznie chcąc napomknąć o tym "zdawaniu sie" i strachach, co jest ponadto częste w literaturze; tzn. podobne uwagi, mające na celu podrasowanie klimatu;]. no i stąd wygląda to tak: "o, prosze, aurotka nawet za taką cenę nie zrezygnowała z ów spostrzeżenia narratora. ajajaj"

na razie sie poddaje, lepiej tego nie wytłumaczę. prosiłby nawet, zeby ktos, kto sie zna moze, albo ma pod ręka poloniste jakowegos, niech sie włączy i pomozeBig Grin
Odpowiedz
#9
Rozumiem błąd Big Grin
Jak dla mnie, zdanie jest logiczne, ale prawdopodobnie dla czytelnika nie. Je również zmienię podczas nanoszenia poprawek.
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości