Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bordo 5
#1
Bordo 5

Wszystkie postacie i przygody nie są fikcyjne i wydarzyły się na serio. No, prawie…
Dobrze, że moi znajomi z Bordeaux nie znają polskiego, bo miałbym kłopoty.

Kupujesz lodówkę, bo jesteś już duży, powiedział mi Wielki Murzyn. Nie mieścił się w drzwiach i z politowaniem patrzył na futrynę. A ja wcale nie byłem pewien, czy to groźba czy oferta. Simon zajmował się lodówkami od zawsze, wszyscy mi go polecali i zapewniali, że załatwi mi to, czego potrzebuję. Mieszkałem w Bordo od trzech dni i wciąż nie miałem lodówki. Wydawało mi się wtedy, że już bardziej dorosłym nie da się być, a lodówka na zawsze miała się stać symbolem dorosłości. 241543903 – zadzwoniłem do Simona, a ten już po chwili stał przed moimi drzwiami i rozważał wygięcie futryny jak czasoprzestrzeni.
A więc kupuję lodówkę, bo jestem już duży.
Mija kolejne pięć minut i siedzę na tylnym siedzeniu w samochodzie z Simonem i z jego równie wielkim kolegą. Auto w wersji coupé jest zbyt małe, by nas pomieścić, więc łamiemy prawa fizyki klasycznej i prawdopodobnie podróżujemy w kilku wymiarach jednocześnie. Nawet nie zdążyłem zauważyć, co to za marka samochodu. Nie mam również pojęcia, z kim i gdzie dokładnie jadę i zastanawiam się, czy za chwilę sam nie zostanę sobą w wersji coupé – bez nerek i godności w ciemnym lesie. Simon, kierując, nie przejmuje się drogą, odwraca się do mnie i mówi, że to będzie magiczna lodówka. I do tego bardzo tania. Uśmiecham się niepewnie i pytam, jak ją zmieścimy w tym wielkim jak oni wozie. Samochód wciąż prowadzi się sam, a lodówkowy handlarz wyjaśnia: Simon zawsze daje radę. Bien.
Tymczasem odwraca się też jego kolega, a ja zaczynam się czuć jak w „Pulp Fiction” na tylnym siedzeniu. Drugi z moich nowych przyjaciół jest równie czarny i orientuję się, że należy do ruchu SAPE, czyli ma dobry gust i jest eleganckim człowiekiem. Ma na sobie kapelusz Napoleona, marynarkę w kółko i krzyżyk, niebieskie kanty i krawaty, a na dłoniach roztopione złoto. Słyszałem o nim, podobno rozpuszcza je w wannie jak czekoladę. Oznajmia zadowolony, że wiele wie o Polakach, że to my z Niemcami rozpętaliśmy II wojnę światową. Miał też dziewczynę Polkę, była wspaniała jak okulary Diora w słoneczny poranek. Niestety gdzieś mu przepadła, nazywała się Laura Palmer – pyta się, czy może znam. Tłumaczę więc, że zarówno imię Laura, jak i nazwisko Palmer są bardzo pospolite w moim kraju, a więc owszem, znam, nawet kilka. I że wszystkie są wspaniałe jak zupa Chanel numer 5 albo jak a damn fine cup of coffee!
Dojeżdżamy do miasteczka studenckiego, które serio wygląda jak Twin Peaks. Zatrzymujemy się przed wielkim molochem, wysiadamy i potwór nas połyka. Na ostatnim piętrze jest tylko jedno mieszkanie, nawet nie pukamy. Witamy się ze Smutnym Murzynem, który ma łzy w oczach i oznajmia, że jednak nie odda lodówki. Rozmyślił się i twierdzi, że w środku jest jego ukochana. Moi wielcy przyjaciele tylko groźnie patrzą, a potem długo się śmieją i przekonują, że wszystkie z czasem uciekają. Otwierają lodówkę, żeby mi pokazać, że jest jak nowa i lśni w środku, a ja mam wrażenie, że wewnątrz ktoś śpiewa „Tous les mêmes”, orientują się i szybko ją zamykają, Stromae urywa w pół zdania.
Zgadzam się, przybijam z każdym dwie piątki i kupuję lodówkę.
Simon znosi ją sam, bo Simon zawsze daje radę. Bien. Pakujemy ją do miniaturowego bagażnika, którego jednak nie da się teraz zamknąć. Czarny Napoleon oferuje, że może na niej usiąść i pilnować w czasie jazdy. Uznajemy, że to świetny pomysł i ruszamy. A ja stwierdzam, że czuję się jednak jak autostopowicz w „Las Vegas Parano” i wiem, że czeka nas zaraz podróż przez kraj nietoperzy.
Jestem teraz na siedzeniu pasażera i to dużo gorzej, bo wyraźnie widzę, że lodówkowy czarodziej nie ma pojęcia, jak prowadzić samochód. Myli pedały, przejeżdżamy na rondzie w lewo, bo tak bliżej, mruga do mnie, a potem odrywa ręce od kierownicy i wystrzeliwujemy w kosmos. Cały czas coś mówi. Przekonuje mnie, zupełnie jakbym jeszcze nic nie kupił i mógł się rozmyślić.
Jest magiczna, sam się przekonasz. Już pierwszego dnia. Też taką kiedyś miałem, wzdycha. Otworzysz w nocy lodówkę i najpierw wyjdzie z niej zło. Będzie czarne i włochate, schowa się w kącie i pójdzie spać. Bo zło zawsze jest pierwsze i drzemie gdzieś w pobliżu. Ale nie przejmuj się tym. Zresztą nie będziesz miał na to czasu, bo zaraz potem odkryjesz, co ma w sobie najlepszego, jak lody waniliowe z szarlotką. Nawet nie będziesz pamiętał. Obudzisz się rano w obcym pokoju i nagle będziesz stawiał spację przed znakiem zapytania. Będziesz miał w buzi obcy język i będzie smakować jak pierwsza ostryga. Wstaniesz, ubierzesz się i otworzysz lodówkę, by wyjść po drugiej stronie w swoim pokoju.
Tak na serio to nie sprzedaliśmy ci lodówki, a drzwi do równoległości.
Okazuje się, że Simon studiuje fizykę i prowadzi badania nad wieloświatową interpretacją teorii kwantowej, zna się na wszystkich wymiarach i lubi przeciągać superstrunę. Pytam się, co by było gdyby Sylvia Plath otworzyła lodówkę zamiast piekarnika. Wielki Murzyn jednak się nie śmieje i z powagą dodaje, że z magicznymi lodówkami nie ma żartów. Jesteś nowy w mieście, ale już cię tu znają. Wiadomo, gdzie cię szukać i lepiej dla ciebie, żebyś nikogo nie chował w lodówce. A tak będzie. Wypełnisz ją całym sobą, jak piękną dziewczynę. Jesteś tym, co masz w lodówce. Włożysz do niej swoje ulubione lody, wszystkie swoje potrzeby krwiste jak mięso, i nagą piękną dziewczynę, gdy ci się już znudzi. A wyciągniesz piwo zimne jak jej serce.
Wielki Murzyn przechodzi do konkretów.
Marokanki są najgorsze, bo mają mnóstwo braci. Wyjmiesz ją kiedyś i szybko wyślesz z powrotem. Będzie schylać się nad lodówką i zaglądać do środka, jak do studni. Stwierdzisz, że w tej pozycji ma niezły tyłek, a potem wepchniesz ją tam i zamkniesz mocno drzwi. Przestraszysz się, że teraz znajdzie cię policja i jej bracia, a nigdy nie możesz być pewny, co odkryją w środku.
Zaczynam się zastanawiać, jak daleko już odlecieliśmy. Simon dalej nie przejmuje się kierownicą, wystawia głowę przez otwarte okno i sprawdza, czy jego przyjaciel wciąż trzyma lodówkę. Czarny Napoleon krzyczy, że wszystko w porządku i że miał kiedyś taką samą. Bał się przy niej zasypiać, bo wciągała go w nocy do środka i mieszała w głowie jak pastis. Też się odwracam i widzę przez tylną szybę, jak jego marynarka w kółko i krzyżyk faluje na wietrze niczym bandera na statku kosmicznym. Cieszę się, że nie zgubił swojej czapki i macham mu przyjacielsko, a on otwiera na chwilę lodówkę i szczerzy szeroko złote zęby. Słyszę, jak wewnątrz poczciwy Serge Gainsbourg śpiewa „Lemon incest”. Ciekawe, czy w środku znajdę też Charlotte?
Pytam więc, czy z magicznej lodówki można wyciągnąć wszystko to, o czym się skrycie marzy. Wielki Murzyn nagle przyspiesza i gwałtownie skręca, opuszczamy naszą galaktykę. Chwyta moją głowę, odrywa mi ją od ciała i potrząsa. Potem wyciska jak gąbkę i sprawdza, co wypadło. Hiszpanki, Włoszki, Austriaczki. Wschód słońca nad oceanem, kawa z Pianą Złudzeń, flamingi na balkonie. Ładni ludzie i ładne rzeczy chodzą mi po głowie i po myśli. La Grande bellezza, co? Simon gwiżdże, coś chowa do kieszeni, to pewnie moja próżność, ej! oddawaj, resztę upycha z powrotem do środka i oddaje mi moją wielką banię. Na końcu wyrokuje, że mi się spełni. I dlatego powinienem uważać, bo to zawsze kończy się mocno zmrożonym smutkiem.
Będzie najlepszą sztuką w mieście. Pewnego dnia po prostu wyjdzie z lodówki i namiesza ci w głowie jak pastis. Słodka jak helados, gelato albo eis, zmrozi ci język i przyklei do siebie. Będziecie robić Bóg wie co, a potem z powrotem schowa się w lodówce. Przestraszysz się, że to już koniec, prawie umrzesz w beautiful agony. Obiecasz sobie, że już nigdy więcej i zaprosisz na pożegnalną kolację. Przyjdzie trochę ubrana, a trochę nie. Będzie kolorowa, ale mroźna jak jesień u was na wschodzie Europy. Będzie się śmiała, będą się śmiać jej oczy, będą się śmiać jej zęby jak sople lodu. Ten się śmieję, kto się śmieje ostatni. Ugotujesz coś specjalnego, na przykład gumę do żucia, znam świetny przepis, jeśli chcesz. Nawet się nie zorientujecie, kiedy skończycie wszystko nago i wtedy ją zwiążesz. Nie schowasz urazy, bo przecież nie czujesz mięty. Mocno i ciasno opakujesz swoją Królową Śniegu w folię jak Laurę Palmer i schowasz, żeby od tamtej pory mroziła ci wszystko smutkiem. Najlepsza sztuka mięsa w mieście. Każda magiczna lodówka tak działa.
Na koniec Simon puszcza do mnie oczko, a ja krzywię się i mam ochotę powiedzieć, żeby ją sobie wziął. Ale jestem już duży i dorosłem. Lądujemy, jesteśmy na miejscu. Mieszkamy w wielokulturowej dzielnicy, wielkim melanżu jak tortilla flat. Jesteśmy roztańczonym remiksem tego świata. Też miałem mieszkanie na samej górze. Wielki Murzyn wnosi ją sam, chcę mu nawet pomóc, ale Simon zawsze daje radę. Bien. Po drodze Czarny Napoleon znów na chwilę otwiera lodówkę i słyszę pannę Hardy w środku, śpiewa, że to taki czas, że:

C'est long et c'est court
Ça dure toujours
On s'en souvient

Dobiliśmy targu i wszystko pięknie, super, życzą mi miłych lodów, żegnamy się i mówią jeszcze, żebym uważał, bo z magicznymi lodówkami serio nie ma żartów.
Czyli zostaję sam na sam z moją magiczną lodówką, trochę się boję, a trochę nie mogę się doczekać. I okazuje się, że te wszystkie historie to prawda. Wszystko się dzieje i spełnia. Po dwóch miesiącach przeprowadzam się do innej dzielnicy i nie mogę zabrać ze sobą lodówki. Płaczę przez chwilę, jak panienka żegnająca ułana. Kontaktuję się z wielkim Simonem i proszę o pomoc, bo potrzebuję kupca. Mówi, że nie ma sprawy, jest taka jedna studentka, co akurat szuka i ma chrapkę na najlepsze lody w mieście. Daje mi numer, a ja do niej dzwonię. Hallo?

Mówię więc do niej – kupujesz lodówkę, bo jesteś już duża. Poza tym to magiczna lodówka i do tego bardzo tania. I dobijamy targu.


Michał Erazmus
Odpowiedz
#2
Interesujące. Zaprawdę interesujące. Ciekaw jestem dlaczego właśnie lodówki obdarzyłeś tak wielką estymą. Chociaż nie... Domyślam się, zapewne chodzi o lody.
Klimat opowiadania tym razem jak najbardziej pasuje do treści. Tym razem jestem stanowczo na Tak.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Oj Erazmus, Erazmus, czy ty kiedykolwiek napiszesz coś słabego? Jak zwykle mi się podoba, nawet w lodówkowych klimatach. Chociaż i tak mało porno-kulinarnie, jak na Ciebie. Powinnam chyba przestać komentować Twoje teksty, bo coś czuję, że Ci za bardzo słodzę. Jeszcze popadniesz w jakąś megalomanię, o ile już nie jest za późno :p
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all

Odpowiedz
#4
Cytat:Ciekaw jestem dlaczego właśnie lodówki obdarzyłeś tak wielką estymą.
Gorzki, ja tę lodówkę naprawdę kupiłem! Wink

Cytat:Jeszcze popadniesz w jakąś megalomanię
Już dawno temu w nią wpadłem. Tongue

Dzięki piękne państwu za lekturę i ślad.
Serdeczności!
Odpowiedz
#5
Się kursywa nie zrobiła:
Cytat:[/i]„Lemon incest”[/i].

Cytat:czy ty kiedykolwiek napiszesz coś słabego?
Się podpisuję i fascynuję lodówką. Już wiem, czemu nam w bursach nie dają. Confused

5/5

PS
Jak to jest mieć taki talent do pisania sensownej i mądrej abstrakcji?
Odpowiedz
#6
Pomimo że daleko mi do podobnych rejonów w dziedzinie moich zainteresowań i pisarskich i czytelniczych - przykuwa uwagę. Jest takie akurat, nie za długie, nie za ostre, przypraw tyle ile trzeba. Takie dobre lody waniliowe z szarlotką.

4,9/5 (bijemy w megalomanię!)

Howgh!
Jeżeli myślisz, że Twój tekst jest dobry, napisz do mnie.
Wszystko da się naprawić.

Odpowiedz
#7
Ciężko się ocenia Twoje teksty, bo zawierają kilka płaszczyzn - podobnie jak lodówka (wiem, bo jedną mam. Widocznie jestem już duży).
Całość jest dość oniryczna i psychodeliczna. Albo sen, albo prochy Tongue
Wyobrażam sobie jak to kupiłeś sobie lodówkę, po czym łyknąłeś kilka tabletek/ wciągnąłeś coś nosem/ wstrzyknąłeś coś w żyły, a następnie siadłeś pod ścianą w zupełnie pustej kuchni, oświetlany przez wątłe światło z jedynego mebla - otwartej lodówki, a w Twojej wyobraźni rozgrywała się cała reszta Wink
Kilka nawiązań do klasyków filmowych. Może bym tylko odpuścił to zdanie:

Cytat:Dojeżdżamy do miasteczka studenckiego, które serio wygląda jak Twin Peaks.

Tak jakbyś na siłę chciał pokazać czytelnikowi, że z tą Laurą Palmer zrobiłeś aluzję właśnie do Twin Peaks. Niepotrzebnie. Kto nie złapał, tego strata.

Natomiast jestem absolutnym fanem tego fragmentu:

Cytat:Włożysz do niej swoje ulubione lody, wszystkie swoje potrzeby krwiste jak mięso, i nagą piękną dziewczynę, gdy ci się już znudzi. A wyciągniesz piwo zimne jak jej serce.

Reasumując, muszę powiedzieć, że z jednej strony pisząc teksty, które nie mają większego sensu to trochę pójście na łatwiznę. No bo łamiąc struktury i schematy fabularne można sobie pisać co się chce, tylko wtedy można zapytać: no to na jakiej podstawie trzeba ocenić taki tekst?
Tylko prosta dychotomia: podobało się/ nie podobało się?
Stąd mam problem.
Mogę tylko stwierdzić, że autor jest inteligentny i oczytany. Przy tym odważny albo beztroski. Ma dobry warsztat i niebanalne pomysły. Ale to samo można powiedzieć czytając jakikolwiek inny Twój wytwór. Bardzo widać w nim Ciebie.
Może to dobrze, że masz wyrazisty styl.

Ok, ogólne wrażenia mam pozytywne, i podobało mi się zakończenie. A właściwie ostatnia linijka. Udobruchała mnie i moje mieszane uczucia.
Zastanawiam się też nad tym fragmentem:

Cytat:I okazuje się, że te wszystkie historie to prawda. Wszystko się dzieje i spełnia.

Wygląda trochę jak niecierpliwe machnięcie łapką, ale z drugiej strony to zbyt charakterystyczne dla niezbyt ogarniętych autorów, więc w tym momencie tylko ogólna opinia o wcześniejszych poznanych tekstach pozwala mi sądzić, że to puszczenie oka czytelnikowi.

No a poza tym skoro się przeprowadzałeś, to dlaczego kurde nie zadzwoniłeś do Simona, żeby Ci pomógł przewieźć lodówkę w inne miejsce? ;P To mi trochę zgrzytaSmile

Widzisz, stworzyłeś tekst, gdzie władowałeś sobie mieszankę różnych rzeczy ze sobą zupełnie nie powiązanych, a mi i tak najbardziej podoba się to, co trochę przypomina jakiś schemat czy strukturę albo coś bardziej przemyślanego. Dobrze, że takie rzeczy się pojawiły, bo to jednak ciągnie całość do góry.

A ja mam cholera zwykłego Siemensa z Media Marktu...
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
BELle, dziękówka za kursywę, już poprawiam.

BELle napisał(a):Już wiem, czemu nam w bursach nie dają.
Oto właśnie chodzi, że nie dają. Żeby dorosnąć, trzeba ją sobie kupić samemu. Wink Chciałabyś dorosnąć, moja droga?


Archaniele, miło, że zmusza do czytania mimo nieodpowiadającej gustom stylistyce, to chyba największy komplement.

Archanioł napisał(a):4,9/5 (bijemy w megalomanię!)
Sorry, ale te Wasze punkty nie robią na mnie wrażenia. Tongue Powtórzę to któryś raz: serio uważam, że wystawianie na portalu literackim ocen rodem ze szkoły kłóci się z jego ideą i powinno być karane.

O rany, rany, Laj, co za wspaniały komentarz! Serio, jesteś tu jednym z nielicznych fachowców od pisania i cenię sobie wszystkie Twoje słowa. Bardzo lubię kodować swoje teksty i staram się je budować na kilku płaszczyznach. A już moim prawdziwym fetyszem jest ukrywanie nawiązań do innych dzieł – najczęściej literackich i filmowych właśnie. Od niedawna eksperymentuję z muzyką i językami obcymi. Uważam, że żyjemy w czasach wielkiego remiksu i mamy wszelkie prawo konsumować każdy wytwór człowieczy, a potem obracać go sobie w śliskich paluszkach i wykorzystać w każdym celu. Łaczyć, nie dzielić. Wink I wiesz, czasem się martwię, że czytelnik po prostu nie zauważy jakiejś aluzji. Ale to tylko czasem – w pozostałe dni sączę sobie piwko zimne jak serca kobiet i myślę, że „Niepotrzebnie. Kto nie złapał, tego strata.” Bardzo mi miło, że ktoś jednak dekoduje te moje teksty – a to świadczy o jeszcze większej inteligencji i oczytaniu niż te autora. Wink

Laj napisał(a):No a poza tym skoro się przeprowadzałeś, to dlaczego kurde nie zadzwoniłeś do Simona, żeby Ci pomógł przewieźć lodówkę w inne miejsce? ;P To mi trochę zgrzyta.
Faktycznie, tu mógłbym wyrazić się jaśniej. Generalnie chodzi o to, że tam, gdzie się przeprowadziłem, już była lodówka i ta lodówka niestety nie była magiczna. Wink

Laj napisał(a):A ja mam cholera zwykłego Siemensa z Media Marktu...
Hihi, na priva mogę wysłać numer do Simona!

Ludzie, jeszcze raz dzięki piękne za tak pozytywny odbiór, jesteście czadowi! Cool
Odpowiedz
#9
Podoba mi się pomysł takiej lodówki. Odpycha mnie kursywa i tytuły filmów, postaci spoza sceny opowiadania, rzucanie plików "tu byłem, to widziałem", mimo, że taki arogancki pęd narracji jest do treści przystający. Laj napisał fajny komentarz. Mój ulubiony fragment to jak Murzyn mu odrywa głowę i sprawdza co ma w środku, dając na koniec proroczą radę.
Odpowiedz
#10
Hej, Vysgot, dzięki piękne za wizytę! I choć niespecjalnie mi przykro z powodu kursywy, mam nadzieję, że się dobrze bawiłeś. Chyba jestem coś ostatnio zmanieryzowany jak szlachta ze swoimi makaronizmami. I racja, Laj rządzi! Cool

Pozdrawiam serdecznie.

PS. Jak cytrynki?
Odpowiedz
#11
Paszki pachną jak ta lala, z lodówki Wink No, trafić na recenzje Laja pod swoim postem to jest radość. Napisał ostatnio coś ciekawego? Też bym mu recenzję napisał. "Hej, Laj! Co polecasz swojego?" Aha, i awatar Ci do tej lodówki pasuje. Gdyby były takie nalepki na lodówkę z gifem to by sobie pewnie taki Wielki Murzyn z twojej opowieści ze dwie przykleił.
Odpowiedz
#12
Aż szkoda, że lato się kończy! Sad Nie mam pojęcia, co się dzieje z Lajem, sam bywam tu z doskoku... Mój awatar też rządzi, wchodzę sobie tutaj głównie po to, żeby na niego popatrzeć, hihi. Simon miał całe mieszkanie w lodówkach, serio tysiące lodówek, a w każdej inna pani. Nie potrzebował gifów. Wink
Odpowiedz
#13
Ech, no chyba ktoś to w końcu powinien napisać, czarno na białym i poza wszelkimi wątpliwościami: jesteś, Michale Erazmusie, beznadziejnym, zatwardziałym i nieuleczalnym hipsterem. I choć dla bywalców Placu Zbawiciela deszyfracja Twoich tekstów to kaszka z mleczkiem (sojowym), heh, jeszcze dołożą od ręki coś z Żiżki, Derridy i zajadą – tak dla hecy - Eluardem, to normalny zjadacz tekstów bez Wiki polegnie. I uplułbym się ze złości, gdyby nie to, że... że... kurnia, urocza ta piątka, lepsza o niebo od jedynki.
Czesać byłoby co, ale jakoś nie sądzę, że byłbyś specjalnie zainteresowany. Chociaż upieram się, że na pewnym poziomie autor sam czesać musi, bo fantazja i potoczystość to jedno, a precyzja to drugie – i na obu ołtarzach trzeba zapalić świeczkę.
To tylko krzywizny na grubościówkę, szlifowanie do połysku sobie darujemy.

(04-05-2015, 17:13)erazmus napisał(a): Wydawało mi się wtedy, że już bardziej dorosłym nie da się być, a lodówka na zawsze miała się stać tej dorosłości symbolem dorosłości.
Melodia. Rzecz ważna w składaniu słów, żeby słyszeć napisane. Moim zdaniem - prosi się o inwersję, która, rozsądnie stosowana, odróżnia dobrą prozę od sprawozdania z akcji zakończonej kolejnym golem Lewandowskiego. Czyli mniej więcej tak:
"Wydawało mi się wtedy, że już bardziej dorosłym być się nie da, a lodówka na zawsze miała zostać tej dorosłości symbolem."
Dlaczego proponuję „zostać” zamiast „stać się”? Ano, bo spore fragmenty tekstu cierpią na chorobę wściekłych zaimków, w tym zwrotnych. Zobacz:
(04-05-2015, 17:13)erazmus napisał(a): Simon, kierując, nie przejmuje się drogą, odwraca się do mnie i mówi, że to będzie magiczna lodówka.
Albo tu:
(04-05-2015, 17:13)erazmus napisał(a): Tymczasem odwraca się też jego kolega, a ja zaczynam się czuć jak w „Pulp Fiction” na tylnym siedzeniu. Drugi z moich nowych przyjaciół jest równie czarny i orientuję się, że należy do ruchu SAPE, czyli ma dobry gust i jest eleganckim człowiekiem. Ma na sobie kapelusz Napoleona, marynarkę w kółko i krzyżyk, niebieskie kanty i krawaty, a na dłoniach roztopione złoto. Słyszałem o nim, podobno rozpuszcza je w wannie jak czekoladę.
Powtórzenia są fajne. Pozwolę sobie być zdania, że umiejętnie stosowane akcentują i rytmizują tekst, a czasem są po prostu niewidoczne, problemem jest jednak to, że jeśli choć na milisekundę odchylą się od wskazań metronomu, dają efekt, jakby ów tekst pisał gimnazjalista z potencją przenoszenia myśli na papier znacznie poniżej średniej w swoim roczniku. Przy czym w cytowanym fragmentach problemem są czasowniki zwrotne – zapewne tę zwrotność u części z nich dałoby się obejść.
A wracając do melodii.
(04-05-2015, 17:13)erazmus napisał(a): Tymczasem odwraca się też jego kolega, a ja zaczynam się czuć jak w „Pulp Fiction” na tylnym siedzeniu.
Czegoś tu brakuje. Nie gra, haczy.
"Tymczasem odwraca się też jego kolega, a ja, na tylnym siedzeniu, zaczynam się czuć, jak w „Pulp Fiction”.
Gdyby dojechać do ściany w cytowaniu znaczeń, to nawet literalnie Vincenta można przywołać.
(04-05-2015, 17:13)erazmus napisał(a): Słyszałem o nim, podobno rozpuszcza je w wannie jak czekoladę.
Nim -czyli o złocie, czy drugim, eleganckim Murzynie? Kto u diaska rozpuszcza w wannie czekoladę?! Kąpiel wodna – to nie w wannie, tylko na palniku. No chyba, że znowu czegoś nie wiem :-)

Teraz o logice. Na pewno przynudzam, jednak jestem zdania, że największy nawet surrealizm ma mieć przyjemną dla oka, przyswajalną konstrukcję.
(04-05-2015, 17:13)erazmus napisał(a): Wypełnisz ją całym sobą, jak piękną dziewczynę. Jesteś tym, co masz w lodówce. Włożysz do niej swoje ulubione lody, wszystkie swoje potrzeby krwiste jak mięso, i nagą piękną dziewczynę, gdy ci się już znudzi. A wyciągniesz piwo zimne jak jej serce.
Ten fragment jest nieczytelny. Dziewczyna się plącze, nie wiadomo, czy to ta sama, czy inna, brakuje rozwinięcia listy tego, co do lodówki się wkłada. A byłaby dobra okazja, żeby popisać się maestrią słowa. Zobacz, „ulubione lody” pasują do „potrzeb krwistych”, jak pięść do nosa.
Kontraktu na redakcję nie mamy :-P ale niech tam, podpowiem, co mi się widzi.
„Bo najpierw wypełnisz ją całym sobą, przecież jesteś tym, co masz w lodówce. Włożysz do niej ( i tu następuje lista, mogę rzucić jakieś tropy: „słodycz ulubionych lodów”, „krwiste mięso swoich potrzeb”, „kubki jogurtu z owocami swoich pragnień” coś tam, coś tam) i nagą dziewczynę, gdy ci się już znudzi. A wciągniesz piwo, zimne jak jej serce”.

Swoją drogą, ostatnie zdanie jest w dychę.

A to:
(04-05-2015, 17:13)erazmus napisał(a): Też się odwracam i widzę przez tylną szybę, jak jego marynarka w kółko i krzyżyk faluje na wietrze niczym bandera na statku kosmicznym.
jest absolutnie zajebiste.

Co jeszcze?
Nie znoszę zdrobnień typu: „buzia” i „oczko”. Jeszcze tylko „pieniążka” brakuje do kolekcji. No litości.
(04-05-2015, 17:13)erazmus napisał(a): Też miałem mieszkanie na samej górze.
Czasem :-) w czas teraźniejszy trzeba bezwzględnie wpleść czas przeszły, no, są takie konstrukcje.
Tutaj jest to niepotrzebne.

I, Michale, weź się jakoś dogadaj z Królem Przecinków. Daj mu co, nie wiem, cyrograf jaki, bawarskiego salcesonu, albo wejściówkę na „Jaka to melodia”. Przecie komu, jak komu, ale Tobie nie wypada tłumaczyć, jaką rolę w kształtowaniu wymowy zdań pełnią te małe kreseczki.

Poczepiałbym się jeszcze, tu i tam coś się telepie, albo zgrzyta, jednak nie mam zastrzeżeń do całości. Opowiadanie tańczy, śpiewa, śmieje się w głos, a w finale spada miękkim jedwabiem na lśniącą woskiem, dębową podłogę. Ślicznie. I dobrze się czyta, co nie zawsze udaje Ci się osiągnąć. I ładnie się klamruje. Pod wrażeniem.
Odpowiedz
#14
Kurczę, kurczę, ElEszu, bardzo fajnie, że wpadłeś akurat do mnie! Bardzo lubię Twoje komentarze, mimo że nie potrafisz w ogóle chwalić. Wink Ostatnio praktycznie tutaj (w ogóle do żadnych „literackich” miejsc w sieci) nie zaglądam, chciałbym powiedzieć jak mój idol – „bo zbyt często wychodzę”, ale niestety dlatego, bo dużo pracy… Tak sobie teraz patrzę na ten tekst i faktycznie może jest trochę zbyt hipsterski (który to już raz mam problem z umiarem), aczkolwiek:

Cytat: jeszcze dołożą od ręki coś z Żiżki, Derridy i zajadą – tak dla hecy – Eluardem
Zapomniałeś o Foucaulcie! Zwłaszcza że nie wierzył w wariatów, napisał Historię Seksualności i na pewno dostałbym od niego wielkę burę za wszystkie te szkatułki pochowane w moich tekstach.

Dobrze wiesz, że jestem zadufanym w sobie i niereformowalnym snobem, ale… Możesz mi wierzyć lub nie, ale serio wszystkie Twoje uwagi biorę sobie do serca. Znasz się na robocie. Wstyd mi za przecinki, wstyd mi za zaimki, absolutnie nie żałuję za grzech krwistych lodów. No i odrobinę przesadzasz z tymi wszystkimi „kolankami”, „buziami” i innymi „kupkami”. Tongue Bardzo celna uwaga z inwersją i z czasem przeszłym, w tym moim rozbałaganionym mieszkaniu trochę się pogubiłem chyba. Do opisu zawartości lodówki też mógłbym się bardziej przyłożyć, prawda. No i oczywiście, że tekst wymaga szlifu i remontu, wciąż się łudzę, że kiedyś przysiądę, poprawię i piątkę, i jedynkę, a potem skończę drugą i czwartą część (już dawno zacząłem, ale leżą odłogiem, trójki nie będzie w ogóle, bo 3 to pechowa liczba jest).

Aż wypiję dziś lampkę dobrego Bordo (z Lidle’a) za Twoje zdrowie, ElEszu. Dzięki piękne!

A na koniec w nagrodę hipsterska piosenka: https://www.youtube.com/watch?v=6YKWKIfEN8Y
Odpowiedz
#15
Ha! Snob i hipster, szczęśliwie dobrze wychowany Tongue A przy tym cwaniak, co się zowie. Niby się tu ukorzy, pokaja, a w podzięce linka z piosnką podrzuci. Z całą złośliwością wpychając w labirynt znaczeń, niech się oceniacz pogubi w labiryncie piany i dmuchanego klonu Wink

No dobra, żeby nie było, że za mało chwalę, to napiszę, dlaczego mi się tak cytowane zdanie podobało. Słuchajcie, netowe grafomany, bo Erazmus zdaniem tym Sztukę uczyniał, czy najlepszą w mieście – rzecz dyskusyjna, ale cycki miała świetne!

„Też się odwracam i widzę przez tylną szybę, jak jego marynarka w kółko i krzyżyk faluje na wietrze niczym bandera na statku kosmicznym.”

No liczę... trzy czasowniki, parę rzeczowników i to całkowicie wystarczy, żeby namalować obraz. E tam, obraz , film nakręcić, do tego kolorowy, dynamiczny i wesoły. Zapisane przestrzenie ciasne są na ogół od nadmiaru słów, tak, że często nie sposób w nich oddychać, jest tych słów cholerny nadmiar. A tu proszę: ubożuchno, ascetycznie prawie, a scena żyje – i to jak! Ale to nie wszystko. Jest jeszcze to ostatnie słowo, „kosmiczny”. Czytasz i pukasz się w czoło – WTF? Widziałeś kiedyś statek kosmiczny z banderą?! Powiewającą w wiecznej pustce, gdzie atomy są rzadkie, jak dziewica w zamtuzie? I o to chodzi. Właśnie tak! Surrealizm pure, nawias do wzięcia weń rzeczywistości, środkowy palec, pokazany ograniczeniom znanego świata, furtka do innych wymiarów. Przy czym zawadiacko, bo skojarzenie z piratami narzuca się samo. I wszystko to w paru słowach. I co – nie Sztuka?

Pochwaliłem. Rozwinąłem pochwałę. Sumienie mam czyste.

To teraz trochę złośliwości. Dla równowagi. Naprawdę poczciwy, teutoński Lidl po lewej stronie Alzacji/Lotaryngii robi się taki fhhhancuski, że zasługuje na apostrof? Tongue
Wino z Lidla piją tylko burżuje, my, proletariat, możemy wyskrobać zaledwie na nalewkę wiśniową w Żabce Big Grin
No to zdrowie na budowie!
Miło, że doceniasz.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości