Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Od Końca
#1
Tak naprawdę wszystko zaczęło się od końca. Zapewne zapytacie co to znaczy. Oznacza to nie mniej ni więcej uczucie nagłego zwrotu. Czasem tak bywa że naprawdę żyć zaczynamy dopiero wtedy gdy coś co dla nas było ważne się kończy. Lecz tylko dla nas, świat dalej mknie do przodu nieugiętym tempem. Dla każdego tempo to ma inny rytm. Dla jednych powolne, poważne przemyślane by dla drugich z kolei być szalonym, pełnym pasji. Ja nie miałam zdania na ten temat, przynajmniej kiedyś. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca na ziemi, sensownego zajęcia które bym lubiła. Cały czas bazowałam na obserwacji i kopiowaniu innych. Tak naprawdę zaczęłam dopiero żyć pod koniec. Kiedy wielu z was powiedziałby że to śmieszne. Zamiast bawić swoje wnuki lub późno zaplanowane dzieci wzdychałam z nieszczęśliwej miłości. Dlaczego zaprzepaściłam tyle szans na szczęście. Chyba wiem. Zawsze myślałam, masz jeszcze czas, po co się śpieszy. To był mój błąd którego nigdy sobie nie wybaczę, chyba że mogłabym cofnąć czas. Tak, wiele bym zmieniła. Tylko czy tak naprawdę, może jak przyszło by co do czego nic nie zmieniłabym. Ciekawe. To co przydarzyło mi się po tylu latach spokojnego życia, było kompletnym zaskoczeniem. Zmieniłam się po tym kompletnie. Tak jakby ktoś zupełnie nowy zamieszkał w moim ciele i przejął władze nad nim. Z poważnej, dorosłej kobiety przemieniłam się w burzliwą nastolatkę. Wszystko odwróciło się do góry nogami. Zaczęłam poznawać świat, jego tajemnice i uroki. Dorosłam do miłości. Kiedy to się wydarzyło miałam za sobą studia i kilkanaście lat pracy w zawodzie. W sumie byłam jeszcze młodą i całkiem do rzeczy kobietą. Jak kto woli. Mieszkałam w małej mieścinie po zachodniej stronie Edynburga. Nigdy nie zapomnę nieustannego szumu fali za oknem. Kiedy budziłam się rano i patrzałam przed siebie widziałam morze. Nieustannie szumiące swoją życiodajną pieśń. Nasza mieścina liczyła chyba z 15 rodzin. Mogłam podać taką cyfrę ponieważ wszyscy znali się tam z pokolenia na pokolenie. Każdy nawet najmniejszy skandal od razu wychodził na jaw. Wiele tutejszych staruszek zrobiłoby karierę w kontrwywiadzie jako tajne agentki. Co prawda brakowało by im zdrowia ale za to ciekawości miały aż zanadto. Tak to jest. Co miały innego do roboty po całych dniach spędzonych na szyciu przeróżnych skarpet, szalików itp. Spotkania u sąsiadek gdzie nadawały jedna przez drugą o najróżniejszych nowinkach. Na takie właśnie spotkania lubiła chodzić moja mama. Ja wolałam pozostać w domu i robić coś pożytecznego. Zresztą potem i tak dowiadywałam się wszystkiego i to jeszcze z osobistymi spostrzeżeniami mamy. Tak więc gdy pewnego letniego wieczoru wróciła z tych właśnie pogaduszek aż rumieniła się od nowin i pikantnych ploteczek. Usiadła na krześle, obok mnie. Przez chwile patrzyła na moją książkę w ręku z dziwnym wręcz niszczycielskim zapędem. Westchnęłam i odłożyłam ją na półkę. Odwróciłam twarz do mamy. Jej oczy lśniły z ekscytacji, od razu zaczęła swój wywód.
-Koło lasu tam gdzie podobno zmarł ten pijaczek kręcący się po okolicy ktoś się wprowadził. Nie taki znowu byle ktoś. Podobno to jakaś bogata kobieta ze swoim synem albo mężem, nie udało nam się tego jeszcze ustalić.-powiedziała niemal jednym tchem, patrząc uważnie na moją reakcję. Jakoś ani mnie to grzało ni ziębiło.
-To bardzo fajnie. Może niedługo postawią tu jakieś centrum handlowe albo bank- powiedziałam obojętnie, przyciągając się na krześle.
-Naprawdę Nora nie wiem czym można cie zainteresować, jesteś niemożliwa. Nic tylko siedzisz cały dzień w pracy a jak nie praca to przeglądasz książki. Zero jakiejkolwiek ciekawości świata- trajkotała wznosząc oczy ku niebu.
No nie tego było za wiele. Nie jestem ciekawa świata tylko dlatego bo nie lubię zebrań starszych pań obgadujących wszystkich dokoła. Nie są w stanie zostawić najmniejszej suchej nitki na nikim. No tak w końcu to ich obywatelski obowiązek. Miałam ochotę roześmiać się na głos ale powstrzymałam się . –I co dalej z tymi nowymi lokatorami ?- powiedziałam szybko udając zainteresowanie. Mamie najwyraźniej to wystarczyło, zaczęła znów gadać jak najęta.
- Dokładnie dwoje ludzi podobno kobieta i mężczyzna, znudzeni życiem w mieście zdecydowali się przenieść na obrzeża. Ciekawe, może chcą ukryć jakąś tajemnicę. Było by ciekawie. Trzeba ich natychmiast odwiedzić i to oczywiście z ciastem. To jest nasz chrześcijański obowiązek, prawda Nora?
Powstrzymałam się od zgryźliwych komentarzy i jako dobra córka zgodziłam się. Mama zawsze była kobietą szanującą tradycje, zwłaszcza rodzinne. Nie powitanie nowych sąsiadów było by skazą na jej honorze. Poszłyśmy po południu. Słońce prażyło tego dnia prawnie tak jak latem mimo że był wrzesień. Człapałyśmy powoli, nie śpiesząc się podziwiając okolicę tak dobrze nam znaną. Te lasy kochane które pamiętają dzieje i czyny naszych dziadów, pradziadów. Te kamienie które leżą tu od lat wszystko było takie swojskie. Nie mogąc się powstrzymać zaczęłam śpiewać : Ułani, ułani malowane dzieci, niejedna panienka za wami poleci. Niejedna panienka i niejedna wdowa za wami ułani polecieć gotowa”. Skończyłam zapatrzona w dal. Z zadumy wyrwał mnie śmiech matki. Spojrzałam na nią. Byłyśmy mimo oczywistej różnicy wieku podobne do siebie niemal jak siostry. Ten sam owal twarzy, te same usta i nos lekko zadarty do góry oraz oczy jasno niebieskie w których gościł zawsze blask.
-Oj widzę Nora że dojrzałaś wreszcie do odczuwania potrzeb sercowych, a już myślałam że nigdy do tego nie dojdzie.- powiedziała patrząc się na mnie z dziwnym wręcz tajemniczym wyrazem twarzy.
-Mamo nie wie o czym mówisz. Owszem odczuwam potrzeby sercowe ale żeby tak od razu potrzebowała miłości. Przecież ty mnie kochasz, tata ciotki kuzynki. Na co mi mężczyzna z nim to zawsze jest więcej kłopotów niż szczęścia. Zaraz jak to było : strzeż się dziewczyno, w ustach słowiczy śpiew a w sercu lisie zamiary.
Mama tylko ponownie się roześmiała. Mijał nas właśnie pies sąsiadów Poros. Jak zwykle nawet nie zwrócił uwagi na nas poszedł swoją drogą. Biegł dosyć szybko jakby był spóźniony na jakieś ważne spotkanie. Nagle poczułam że ktoś bierze mnie pod rękę, była to mama.
-Wiem Nora że na razie wydaje ci się że miłość nie jest ci potrzebna ale uwierz mi zmienisz zdanie choćbyś nie wiem jak upierała się. Ja to po prostu wiem. Zaufaj mi, spotka cie to prędzej czy później.
Tak rozmawiając doszłyśmy wreszcie do kresu naszej wędrówki. Domek na pierwszy rzut oka prezentował się oczywiście w porównaniu z tymi które do tej pory widziałam, bajkowo. Cały był z drewna, ale o dziwo nie wyglądał surowo wręcz przeciwnie wyglądał zachęcająco, miło , przytulnie. Na deskach były sęki które śmiesznie odznaczały się. Okna dość duże ale nie pozwalające intruzowi na ujrzenie wnętrza chatki. Choć największe wrażenie czynił ogródek. Płot niemal cały obrośnięty był krzewami wijącymi się to w coraz różniejsze strony. Pod oknem domu stała ogromna ława chyba z dębu. Przypominała jakby czółno Eskimosów na których ruszali na polowania. Trawa była bujna, obrośnięta mleczami i chwastami. W głębi znajdował się sad. Były tam : grusze , jabłonie , agrest papierówki oraz czereśnie. Wszystkie od połowy pnia ubielone dla ich ochrony. Z boku, obok rozłożystej gruszy rosły bujne krzaki róż. Zarówno białych jak i czerwonych, piętrzących dumnie głowy do góry, jakby chciały powiedzieć jesteśmy najpiękniejsze , najsmuklejsze ...
Nagle ktoś wyszedł na ganek. Była to kobieta o blond włosach ciężkim spojrzeniu i o dziwo przy takim upale w czarnym golfie. Może jest na coś chora. Jej wyraz twarzy nie wyrażał zbytniej radości z naszej wizyty, ale nie chcąc stracić twarzy zeszła po schodach do nas. Stanęła przed moją mamą i uścisnęła jej rękę mówiąc :
-Witam drogie panie. Nazywam się Herma Awers, Niedawno się tu wprowadziliśmy.-powiedziała poczym uścisnęła mi dłoń. Zwróciłam uwagę na to że powiedziała wprowadziliśmy się czyli jednak nie była sama. Zaprosiła nas gestem do spoczynku na ławko- łódce.
-Jakże ma pani piękny ogród istny raj. Tak tu jasno i przestrzennie istne ogrody królewskie. Musi mi pani zdradzić sekret jak dba o te drzewa, tyle w nich życia i wigoru. Wie pani co kiedy mieszkałam w mieście, jakiś czas może z pół roku nie pamiętam całkiem dobrze. Byłam na stancji u pewnej bardzo miłej kobiety. Miała na imię Clona. Dobiegała szacownych 70 lat. Na balkonie swojego mieszkania urządziła sobie istny park z prawdziwego zdarzenia. Czego tam nie było droga pani. Przeróżne bukiety, suszone zioła które pachniały niczym najlepsze perfumy z błogiego raju. Rośliny doniczkowe przeróżnych rodzajów, połowy z nich nie rozróżniałam. I wyobraża sobie pani że ta właśnie babuleńka sama zajmowała się tym wszystkim. Naprawdę nie mogę do tego czasu wyjść z podziwu dla niej…- I tak moja kochana mama trajkotała jak nastrojona gitara. Herma za to siedziała z nieco przerażoną jakby zażenowaną miną. Czasami zdawałoby się że chce jej przerwać i wyprosić ale nie zrobiła tego. Sprawiała też wrażenie nieobecnej, jakby monolog mamy nie robił na niej żadnego wrażenia. Natomiast ja, która straciła wątek przy kolejnym wywodzie pt. jak dobrze pielęgnować drzewa zaczęłam rozglądać się po ogrodzie. Jedno trzeba tej Hermie przyznać niezwykłe wyczucie kolorów i symetrii. O dziwo drzewa były posadzone w dziwnej harmonii jakby nie mogły istnieć ani dalej ani bliżej siebie.
Nagle zauważyłam jakiś ruch w pobliżu rozłożystej gruszy jakby ktoś tamtędy przeszedł. Spojrzałam na mamę pogrążoną w rozmowie z Hermą. Stwierdziła że nie stanie się koniec świata jak je na chwilę opuszczę, jak na razie nie przejęły się moją biernością. Wstałam powoli po czym udałam się między drzewa. Przeszłam obok jabłonki. Były już na niej piękne zielono czerwone jabłka, lśniące w słońcu niczym te na wystawach sklepowych. Pamiętam jak zawsze chodziłam z samego rana i zbierałam te jabłka które upadły na ziemię. Teraz może to być poczytane za kradzież. Moje spojrzenie padło na bok domu tam gdzie rosły krzaki róż i aż podskoczyłam. To był on ten współlokator albo raczej ktoś z kim mieszka. Stał sobie i patrzył jak na zerwaną białą różę rozchodzi się czerwona krew. Odczułam w tym momencie patrząc na to tyle dziwnych uczuć, to jego ściskanie roży miało tyle symboli. W końcu trzymał w rękach coś pięknego, coś co wschodzi tylko po to żeby ucieszyć oko a potem odchodzi w niebyt prawnie jak ludzkie życie. A symbolem ludzkiego życia może być krew, która tętni w naszych żyłach. Niby taki nic nie znaczący czyn a jednak był najpiękniejszą rzeczą jaką do tej pory zobaczyłam. Nie mam pojęcia ile tak się na niego patrzałam, chyba raczej długo. Wreszcie zdał sobie sprawę że ktoś mu się przygląda. Odwrócił wzrok prosto na mnie. Od tego wzroku zaparło mi dech w piersiach, taki poważny, dojrzały i taki smutny. Jego ciemno brązowe włosy sterczały nad śniadym czołem. Wydaje mi się że jest przystojny ale ja się tam nie znam. Zawstydzona jego spojrzeniem i swoim gapiostwem spuściłam głowę. Właśnie w tej chwili z za jabłonki wyszły kolejno mama i Heidi. Pierwsza z nich miała nieco rozbawioną minę, jak zwykle ona za to druga przez chwile była przerażona ale opanowała się, po czym podeszła do niego i przedstawiła go.
-To jest właśnie mój współlokator, mój syn Rey.-Mówiła szorstkim głosem wręcz napastliwym , a może wydawało mi się, nie ma pojęcia. Mama jak zwykle nie zauważyła by nawet kiedy dali by jej do zrozumienia że ma sobie iść. Za to Rey otarł drobinki krwi z ręki po czy odrzucił kwiat. Ten gest był nerwowy, jakby ukrywała cos nieprzyzwoitego. Stanął wyprostowany i lekko dygnął na powitanie po czym przemówił.
-Witam drogie panie.-uścisnął mamie a następnie mi rękę, znów zawstydzona spuściłam głowę.-Cieszę się że panie wpadły do nas w towarzystwo, baliśmy się z mamą po przeprowadzce że nie będzie nikt nas odwiedzał a proszę tu taka niespodzianka.-jego ton był na pozór normalny ale wydaje mi się że usłyszałam pewną dozę sarkazmu. Chyba jestem za bardzo przewrażliwiona.
Mama z uśmiechem na twarzy zaczęła opowiadać jak to było kiedy ona się tu wprowadziła, zaczęła zachwalać tutejsze zakłady, ludzi pola itp. Zanim się obejrzałam słońce zaczęło zachodzić z czym zrobiło się zimno. Rey dostrzegł to i o zgrozo zdjął swoją marynarkę i dał mi ją z dziwnym uśmiechem nie wiedząc co mam zrobić i nie chcąc stracić twarzy przyjęłam ją i założyłam. Była miła w dotyku i miała ładny zapach. Pachniała po prostu mężczyzną. Zaraz skąd ja ma wiedzieć jak pachnie mężczyzna skoro z żadnym nie byłam. O ironio głupieje. Prawie przez cały czas naszej rozmowy w kółko nawijała moja mama, Herma od czasu do czasu wtrącała parę groszy, Rey tylko przytakiwał i uśmiechał sie żeby potem oddać się dziwnemu zamyśleniu. Jego oczy były w tym czasie takie piękne, było w nich tyle uczuć, marzeń, myśli idei. Tyle blasku. Niejednokrotnie zapatrzyłam się na niego aż było mi głupio i spuszczałam głowę. Dziewczyno ogarnij się powtarzałam sobie ale cóż mogłam. No nic, cholera nic. Z ulgą przyjęłam wiadomość o tym że wracamy do domu. Po drodze nie miałam dosłownie kontaktu ze światem, czasami mi się to zdarza ale nigdy aż tak. Potykałam się co chwila o coś. Jego oczy. Mówią że oczy są zwierciadłem duszy. Jezu jak jego dusza jest tak piękna. Nie głupia, to przenośnia skarciłam się w duchu. To jednak nie zmienia faktu że byłam nim zainteresowana. Dlaczego? Bo zaintrygował mnie, zaimponował dojrzałością. Ja mimo dość późnego wieku nie byłam nigdy zbyt poważna dojrzała. Jak to mówią wieczna marzycielka ale niestety z nogami na ziemi. Uwierz mi wiele bym dała aby te cholerne nogi tez uleciały. Zanim się zorientowałam byłyśmy już pod domem. Mało ekskluzywny ale za do ciekawy. Niezbyt duży ale jednak nie za mały aby pomieści sześć osób : mnie mamę tatę wujka i dwoje rodzeństwa: Camerona i Sill. Sill właśnie skończyła 23 lata i myśli poważnie o tym aby ze swoim chłoptasiem założyć rodzinę. Czyli w praktyce zaszła w ciążę z chłopakiem z liceum i przez brak innych perspektyw zostaje z nim. Niedługo ślub, o prostu bosko już nie mogę się doczekać. W życiu nie chciałabym tak skończyć. Z mojego rodzeństwa byłam chyba najbardziej racjonalna. Uważam tak dlatego że nie mam nieślubnego dziecka ani nie z wpadki i nie zaliczam wszystkiego co się rusza tak jak mój drogi braciszek. Co do Camerona to jego sytuacja była o tyle lepsza że nie musiał dzieci rodzić i wychowywać. Jego córeczka bodajże Natasza jest na innym kontynencie i pewnie już zapomniała o ojcu jeśli go pamiętała. Żal mi było mojego brata wbrew pozorom był mądry nawet bardzo. Umiał naprawić prawie wszystko. Był dobry z fizyki często jak był młodszy pokazywał mi różne szkice samochodów wyglądających jak z kosmosu i tym podobnych rzeczy których ja nie rozumiałam. Byłby cos osiągnął gdyby nie jego tendencja do kobiet, ale cóż poradzić całego świata nie zbawię. Tej dwójki nie było akurat w domu. Tata już spał. Pożegnałam się z mamą, po czym poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem. I znów to pytanie wypłynęło na wierzch Kim jesteś? Co ty tu właściwie robisz? Po co to robisz? I jak zwykle nie mam odpowiedzi na te pytania. Jestem Nora, prawnie czterdziestoletnia kobieta bez życia osobistego mieszkająca z rodzicami. Nawet nie wiem dlaczego jestem sama tak po prostu potoczyły się moje losy. W liceum uważałam że mam jeszcze czas, na studiach tak samo nikogo nie dopuszczałam do siebie trzymałam na dystans, potem praca w urzędzie i tak mijał dzień za dniem, miesiąc na miesiącem aż wreszcie rok za rokiem. I tak niepostrzeżenie dobiegłam szanownych trzydziestu pięciu lat. Stałam tak chyba z dziesięć minut po czy otrzeźwiałam i opłukałam twarz wodą, związałam włosy i udałam się do mojego pokoju. Nie zmienił się niemal od czasów studiów kiedy w przypływie weny twórczej pomalowałam go na zielono z czerwonym sufitem. Kiedyś podobało mi się, teraz po prostu się przyzwyczaiłam. Nie mam czasu ani chęci aby to zmienić całe moje życie takie jest. Pokój był średnich rozmiarów, przypominał prostokąt. Pod oknem stało łóżko prawnie jak zawsze nie zasłane z rozrzucanymi poduszkami i kołdrą. Z boku obok łóżka stała potężna stara szafa z skrzypiącymi drzwiami. Po drugiej stronie stało biurko zawalone papierami, często też ciuchami itp. Na ścianach wiszą obrazy te ukochane przeze mnie. Jeden Leonarda mianowicie Dama z Łasiczką. Zawsze fascynował mnie ten obraz, ta ekspresja ta tajemnica, o reszcie nie będę wspominać bo i tak nie rozumiem ich znaczenia. A szkoda słów których i tak nie oddadzą piękna. Znużona przebrałam się w piżamę po czym wsunęłam się pod kołdrę. Myślałam o dwójce nowych sąsiadów. Kontrast między nimi jest uderzający. On- w miarę wysoki o brązowych oczach patrzących z dziwną melancholią, jakby znudzeniem, o włosach trochę ciemniejszych ale w dziwnym wręcz uroczym rozczochraniu. Natomiast jego matka blondynka niskiego wzrostu niczym się nie wyróżniała. Była ubrana na czarno i miała zwieszoną głową w dół. Oczy jej zawsze miały ślady cichych łez. Tak rożni a jednak tacy sami. Podobieństwo można dopiero dostrzec patrząc na oczy. Ach te oczy mogłabym w nich utonąć. Były to oczy marzyciela.
Czy to była miłość ? Nie mam pojęcia. Znaczył dla mnie wiele ale nie aż tyle abym skoczyła za niego w ogień. Definicja wielkiej miłości upada u podstaw. Byłam po prostu szczęśliwa patrząc na niego jak się uśmiecha tylko do mnie, mrużąc oczy. Przypominał mi rysia przyczajonego pod pobliskim drzewem cierpliwie czekającego na swoją ofiarę aby nie dać jej nawet możliwości odwrotu. Tak było też ze mną, kiedy zniknął było mi ciężko się pozbierać. Przypominaliśmy trochę bohaterów dumy i uprzedzenia. Ona mająca o nim wyrobioną opinię zanim jeszcze zdążyła go poznać, on zbyt dumny by ją z tego błędu wyprowadzić. Błędy młodości chciało by się powiedzieć ale czy na pewno.
Patrzyłam się w sufit który za pomocą czerwieni stawał się teraz bezbrzeżną czarną tonią. Patrząc się w tę czarną dziurę powoli odpływałam w niebyt. Gdy zamknęłam powieki przed oczami miałam jego twarz.
Odpowiedz
#2
Rzuca się w oczy brak przecinków przy "podstawówkowych zasadach", typu: przed "że", "który" "która" "które" zawsze stawiamy przecinek, cytaty bierzemy w cudzysłów.
Drobisz zdania, co już z początku męczy.
Cytat:patrzałam
patrzyłam

Cytat:Ułani, ułani malowane dzieci, niejedna panienka za wami poleci. Niejedna panienka i niejedna wdowa za wami ułani polecieć gotowa”.
to nie jest angielska piosenka. Wątpię, by ktoś ją znał pod Edynburgiem.

Nie przekonuje mnie, że zakochała się w nim już po tym, jak dał jej marynarkę. Mógł jej się spodobać, ale żeby tak od razu wielka miłość?

Ale nie mój dział, nie znam się, być może taki kanon.
Odpowiedz
#3
Wiem, stylistyka u mnie leży. Chce tylko wiedzieć czy warto dalej pisać, czy się podoba, czy jest interesuące.
Nie chodzi o to że ona się w nim zakochała tylko faktycznie spodobał się jej tak że nie może przestać myśleć o nim. Końcówka tekstu nie miała być tutaj tylko puźniej.
Odpowiedz
#4


Cytat:Tak naprawdę wszystko zaczęło się od końca. Zapewne zapytacie co to znaczy. Oznacza to nie mniej ni więcej uczucie nagłego zwrotu.
nadal nie rozumiem – fakt, że ktoś musi zawracać nie znaczy, że coś kończy

droga bohaterko tejże powiastki jeśli masz problemy z tożsamością skonsultuj się z psychologiem:p

Cytat:W sumie byłam jeszcze młodą i całkiem do rzeczy kobietą.
zakładam, że próbujesz pisać dzieło literacki - „od rzeczy” jest takim kolokwializmem, że aż razi.

Czemu Edynburg, a nie Suwałki?

Cytat:Nasza mieścina liczyła chyba z 15 rodzin. Mogłam podać taką cyfrę ponieważ wszyscy znali się tam z pokolenia na pokolenie.
i tu sobie przeczysz, jeśli bohaterka mówi „chyba” to znaczy, że nie wie.
Poza tym to jest Wielka Brytania – większa mobilność społeczna, mieścina nad morzem, blisko Edynburga – zaraz zaczęli by budować sobie domy przyjezdni.
Opisałaś polską mieścinę, nie brytyjska.

Cytat:Wiele tutejszych staruszek zrobiłoby karierę w kontrwywiadzie jako tajne agentki.
to był żart?

Cytat:Ja wolałam pozostać w domu i robić coś pożytecznego.
ciekawe co? akurat siedzenia w domu nie uważam za pożyteczne.

Cytat:Nic tylko siedzisz cały dzień w pracy a jak nie praca to przeglądasz książki.
właśnie, a potem mówisz, że ciebie życie mija

Cytat:Ułani, ułani malowane dzieci, niejedna panienka za wami poleci. Niejedna panienka i niejedna wdowa za wami ułani polecieć gotowa”.
ale walnęłaś, a może „Deutschalnd, Deutschland uber alles”. Typical scottish song.

Cytat:Biegł dosyć szybko jakby był spóźniony na jakieś ważne spotkanie.
ładne zdanie

ile Nora ma lat?

skąd ten głupi zwyczaj przychodzenia do nowych sąsiadów z ciastem? Wiem, że to bardzo amerykańskie, ale przypominam tu jest Szkocja, poza tym od kilku set lat w twojej mieścinie żyją te same rodziny.

Cytat:Zwróciłam uwagę na to że powiedziała wprowadziliśmy się czyli jednak nie była sama.
tak, Sherlocku, dedukcja wyprowadzona poprawnie. W ten sposób chcę ci powiedzieć, że te zdanie jest zbędne.

Cytat:Jakże ma pani piękny ogród istny raj. Tak tu jasno i przestrzennie istne ogrody królewskie. Musi mi pani zdradzić sekret jak dba o te drzewa, tyle w nich życia i wigoru.
wprowadziła się niedawno i już ma ogród, i jeszcze drzewa?

bardzo ładnie opisuje trajkotanie matki bohaterki

Cytat:Heidi
jaka Heidi? Heidi Klum?

To jest Szkocja. tam nie jeżdżą PKS-y raz na dzień. Tam każdy ma samochód.

Cytat:Uwierz mi wiele bym dała aby te cholerne nogi tez uleciały.
Uwierz mi? A od kiedy to ty się zwracasz do czytelnika, narratorze?

Cytat:Z mojego rodzeństwa byłam chyba najbardziej racjonalna. Uważam tak dlatego że nie mam nieślubnego dziecka ani nie z wpadki i nie zaliczam wszystkiego co się rusza tak jak mój drogi braciszek.
od razu racjonalna, po prostu nikt ciebie nie chciał:p

Cytat:Byłby coś osiągnął gdyby nie jego tendencja do kobiet
tendencja to może być do tycia albo zapominania, ale nie do kobiet

Dama z łasiczką? Gdzie tam ekspresja?

podsuma: typical harlequin z nie do końca składnymi zdaniami z wysokim stopnie nieznajomości miejsca akacji z domieszką nawet niezłego poczucie humoru. Piszesz bardzo potocznie.
Matka stworzona bardzo realistycznie.
Miłość od pierwszego wyjrzenia? Okey, okey - Nora zakochała się tylko w tych oczach, w tej dojrzałości, w tym smutki. Czy to nie za mało by lubić faceta?
I jeszcze jedno Nora nie zachowuje się jak na czterdziestkę.
Odpowiedz
#5
Witaj! Wybacz brutalną szczerość (w dziele "przedstaw się" napisałaś, że jej oczekujesz, więc pozwoliłam sobie użyć tego zwrotu), ale twój tekst silnie kojarzy mi się z jakiś nieopublikowanym fragmentem "Zmierzchu". Zgadzam się z przedmówcami: niepotrzebnie osadziłaś akcję za granicą.
Masz zwyczaj do nadmiernego "ukwiecania" swojej wypowiedzi, co przeplatasz z dużą ilością kolokwializmów, więc tekst czyta się ciężko. Dialogi też nie brzmią naturalnie.
Postać matki wyszła ci całkiem nieźle. Jakoś uwierzyłam, ze to ciekawska gospodyni z małego miasteczka. Za to Nora jest strasznie bezbarwna i infantylna. Poza tym, intryguje mnie sprawa jej wieku. Najpierw piszesz o tym,ze jest stara, potem,że koło 40stki, a pod koniec jest 35-latką.
Błędów trochę jest, ale da się je poprawić. Powodzenia^^
Odpowiedz
#6
Nie w moim klimacie, jeśli chodzi o ten tekst, ale tym do końca się nie sugerujBig Grin

Jest parę zgrzytów i błędów, ale to jest do ogarnięcia, tylko wystarczy, że trochę poćwiczysz.

Warto pisać zawsze, ale pamiętaj, że nie każdemu to się będzie podobać i to pytanie lepiej zadaj sama sobie, bo zaczynam się zastanawiać, czy chcesz pisać/piszesz dla własnej czy czyjejś przyjemności?

Pozdrawiam
Odpowiedz
#7
aż mam ochotę skomentować pietrzaka. można?

piszę się dla przyjemności cudzej i własnej.
Odpowiedz
#8
Predatorze - zgodzę się Tobą, ale nie zawsze.
Odpowiedz
#9
Po co i dlaczego się pisze, to temat tak szeroki, że nie jedni stracili już życie na szukaniu na to pytanie odpowiedzi.
Dla mnie ten tekst czytało się z pewną przyjemnością, przypomniał mi czasy dziewczęce, pełne nadziei, że jedno spojrzenie w oczy może odmienić WSZYSTKO. Ale czy jest coś złego w myśleniu w ten sposób? Czy każdy autor musi porywać się na tematy filozoficzne? NIE! Problem naiwności tego tekstu leży nie w tym, o czym on jest, ale w kreacji głównej bohaterki. Ta kobita jest zdecydowanie za stara, względem sposobu myślenia jaki prezentuje. Zaczęłabym od odmłodzenia bohaterki o te 23 lata przynajmniej. Myślę, że gdyby było to opowiadanie o młodziutkiej dziewczynie, która przeżywa swój pierwszy życiowy kryzys (bo życie w które wstępuje okazuje się nie spełniać jej oczekiwań) i nagłe zauroczenie, krytycy spojrzeliby przychylniejszym wzrokiem na ten tekst.
Pozdrawiam bardzo serdecznie!
"Nie proszę nikogo o ogień. Nie chcę nic nikomu zawdzięczać. W życiu, miłości, literaturze. A mimo to palę."
Odpowiedz
#10
a mi się podoba fabuła. Według mnie historia o 35-cie, którą pod wpływem mężczyzny zachowuję się jak nastolatka jest wielce interesująca i oryginalna i przy odpowiednim uzasadnieniu wiarygodna. Tutaj nad wiarygodnością trza by popracować.

Poza tym wierzę coś takiego jak miłość od pierwszego wyjrzenia.
Odpowiedz
#11
Dzięki za komentarze, dały mi wiele do myślenia. Narazie nie mam czasu, ale jeszcze przed świętami zrobię poprawki. Faktycznie może za bardzo poleciałam w Zmierzch. Po prostu cenię tę autorkę, najbardziej za Intruza ;D. Kto czytał ten wie.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości