Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Właściciel bardzo poszukiwany
#1
Budzę się, zegar ścienny wskazuje piątą rano, kac jak stąd do Berlina, chyba jestem w Bangladeszu, nie pamiętam, obok mnie leży niedźwiedzi wdowiec. … wait, what? Niedźwiedzi wdowiec?!
Zakręciło mi się w głowie od gwałtowności z jaką podnosiłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się jeszcze raz po małym pokoiku za wszelka cenę próbując nie patrzeć na faceta śpiącego obok mnie. Gdzie ja w ogóle jestem?! Antyczne meble nie były w moim guście. Praktycznie tonęłam w pościelach na wielkim łożu z baldachimem, które stało na środku pokoju. Czerwienie i brązy przytłaczały, a owłosiona ręka Niedźwiedzia oplotła mnie w pasie, zmuszając do ponownego położenia się. Przeczesałam ręką włosy, które wpadły mi w oczy. Niedźwiedź chrząkał przez sen, zgrzytał zębami i nie chciał mnie puścić. Ledwo oddychałam, jednak wraz z ostatnim oddechem do mojego mózgu dotarło wspomnienie pewnej nocy.


Szłam długim korytarzem w swoim mieszkaniu. Było ciemno. Wysiadło światło, a nie było komu tego naprawić, więc macając ściany, próbowałam dotrzeć do kuchni. Byłam już przy lodówce, gdy usłyszałam skrzypienie. Zatrzymałam się wpół kroku w jednej ręce, trzymając miotłę, w drugiej – ogryzkę od jabłka. Skrzypienie narastało, a wraz z nim mój niepokój. Ktoś szedł korytarzem! Rozejrzałam się w panice. Ogryzka okazała się być marną bronią, ale za to miotła... Chwyciłam ją obiema rękami, stanęłam w rozkroku i czekałam. Było tak cholernie cicho, miałam wrażenie jakbym znajdowała się w publicznej toalecie, w której ktoś przede mną zostawił niemiłą niespodziankę i skrępowany mył ręce. Do tego było ciemno, widziałam jedynie trzonek miotły. Czułam się prawie jak Harry Potter. Wskoczyć tylko na miotłę i odlecieć.
Ta… chciałoby się. Sama musiałam poradzić sobie z włamywaczem. Przecież jestem samowystarczalna, niezależna i bezpartyjna. Dam radę. Co tam, jeden włamywacz, nie takich się pokonywało w podwórkowych bitwach.
Do kuchni wpadła wiązka światła, a za nią, ciężkim krokiem wturlał się…
No właśnie. Kto? Wspomnienie straciło ostrość. Odzyskałam oddech, gdy Niedźwiedź zarzucił łapą i uwolnił mnie spad ciężaru swojej ręki. Zrobiło mi się gorąco. W mgnieniu oka uciekłam spod spoconej gilotyny i wyszłam z… pokoju hotelowego? Raczej nazwałabym to apartamentem. Stać go na to?! Dobrze, ze uciekłam, bo by mi jeszcze płacić kazał. Niedoczekanie! W głowie wciąż mi huczało. Zanurzyłam rękę w torebce w poszukiwaniu aspiryny. Zamiast niej moja trafiłam na aksamitny materiał. Wyciągnęłam znalezisko.
Spojrzenie starszej pani, która akurat przechodziła obok, mówiło tylko jedno: „Taka młoda, a już takich rzeczy używa!” Moja babcia powiedziałaby to samo, matka pewnie też, ojciec by mnie wydziedziczył, a brat wyśmiał. Ja tylko uniosłam brew ze zdziwienia, i mimo bólu głowy, próbowałam sobie przypomnieć jakim cudem w mojej torebce znalazły się czerwone, męskie stringi!



Kobra:
Rozumiesz już, prawda? Dlatego przyszłam do ciebie. Podobno chcesz być prywatnym detektywem, więc kiedy nie mogłam sobie przypomnieć, co się stało, przejrzałam kontakty w telefonie i normalnie litery wykrzykiwały twoje imię, a raczej ksywę: „Bomba! Zadzwoń do Bomby!” To do ciebie zadzwoniłam, nie? Resztę znasz. Jak nie znasz? A po kiego ja mam się powtarzać? No dobra, niech ci będzie.
Wyszłam w końcu z tego hotelu, swoją drogą słońce tak dawało po oczach, aż normalnie żałowałam, że nie jestem Afroamerykanką! Ci to dopiero mają odporność słoneczną! Całe dnie w czterdziestostopniowych upałach, a my – Polaczki – ciągle narzekamy! No, nie ważne. Już ci mówię, co było dalej, tylko sobie przypomnę.
Chyba poszłam do jakiegoś sklepu kupić okulary przeciwsłoneczne. W międzyczasie zadzwoniłam do ciebie. Później przyszłam tutaj. Co?! Gdzie jest to „tutaj”? Bomba, oślepłeś! W kawiarni siedzimy! Warszawa, dnia 27 lipca 2014 roku, że się tak poetycko wyrażę. Jest dwunasta rano. Niedźwiedź pewnie jeszcze śpi. Słuchaj, teraz ci powiem, czego od ciebie chcę: znajdziesz właściciela tych gaci, choćby nie wiem co! A, no i dowiesz się, jak znalazłam się w tym drogim hotelu. Jak to, co będziesz z tego miał? Satysfakcję, a co ty sobie myślałeś?!



Niedźwiedź:
Serio? Znalazła męskie stringi?! Cała Kobra! Ciekawe skąd je wzięła. Nie, nie ode mnie, no co ty? Mało pamiętam z wczorajszego wieczoru, chyba zgarnąłem ją z jakiejś imprezy. Byłem nawalony, owszem, nie pamiętam wszystkiego, ale tak źle ze mną jeszcze nie jest – odzyskuję przebłyski. Już ci wszystko opowiadam.
O godzinie siedemnastej trzydzieści wyszedłem z domu z nadzieją, że spotkam kogoś z kim będę mógł się zabawić. Nie musiałem długo spacerować. Kilka przecznic od mojego domu był melanż. Normalnie Project X, mówię ci. Ludzie wchodzili i wychodzili, jakby byli u siebie, potrzebowałem się rozerwać, więc nie zastanawiałem się zbyt długo też wszedłem, a co tam! Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, mówię ci! Połaziłem trochę po domu jakiegoś dzieciaka, nie wiem może z szesnaście lat miał. Latał po domu, jakby skrzydeł dostał, łapał każdy wazon, który ktoś potrącił i wycierał każdą kałużę piwa, sików czy rzygów. Posiedziałem chwilę na kanapie w salonie, gapiłem się na ludzi, żadnych znajomych twarzy, mówię ci, jakby wszyscy moi kolesie pozamieniali się w zombie. Wyszedłem stamtąd, gdy dwie laski, które siedziały na fotelu naprzeciwko skończyły się całować, mówię ci, normalnie wylizały sobie żołądki! Więcej grzechów już nie pamiętam.
Czy mi się podobało? Jasne! Laski były obłędne. No jak nie dzwoniłem, jak dzwoniłem? Nie odebrałeś po prostu! Nie wykręcaj się, pewnie byłeś tak schlany, że nie pamiętasz. Zgubiłeś telefon? Pewnie Ci go ktoś ukradł, ale nie martw się znam kolesia, który zna laskę, która ma wujka, a on sprzedaje telefony prawie za darmo. No! Dam ci jego numer. A no tak, nie masz telefonu! Bomba! Tak, mówię do ciebie, idioto. Pamiętam, co się dalej działo!
Gdy już łaskawie odebrałeś telefon, bo w końcu się do ciebie dodzwoniłem, mówiłeś, ze idziesz na imprezę do… jak mu tam?...Kena, no. Podobno byłeś potem u Kobry. Ej, a może to są twoje gacie?!

Bomba:
Chyba nie myślisz, że to mogą być moje majty, co? Jak Ty w ogóle możesz tak…, tak grzeszyć przeciwko mnie? Oskarżać mnie o takie haniebne i niechrześcijańskie postępowanie! Toż to skandal! Takiego grzecznego chłopca, jak ja? Moje rude włosy aż stanęły dęba, gdy usłyszały tę zniewagę. To hańba na mym honorze, a ja na to nie pozwolę!
No dobra, masz mnie. Tylko nie mów nic mojej matce. Myśli, że do się sesji wczoraj uczyłem, nawet mi dała dwie stówki na książki… przynajmniej tak jej się wydaje. Nie chcę jej łamać serca, a to już starsza kobieta jest, schorowana do tego. Na co choruje? Na MSMBL. Co to jest? Taki nowy rodzaj HIV-a. Mój brat studiuje medycynę, zna się na tym! Śmiertelna choroba, bardzo rzadka, zdarza się raz na siedem miliardów. Nie siedzę przy jej łóżku, bo jej obiecałem, że studia zdam, że rodzinę założę, spłodzę syna i drzewo zasadzę. Niekoniecznie w tej kolejności. Zlituj się nad biednym studencikiem, czytelniku, i nad jego schorowana matką!
Nie? Ja Ci pokażę! Ja Ci ku…, dam! Dobra opowiem moją wersję, ale żeby nie było wątpliwości: sam niewiele pamiętam. Chciałbym jeszcze dodać, że Niedźwiedzia chyba pogięło! Za dużo wódki chłopak spożywa. Przerzuty z wątroby na mózg mu się robią. Jako brat przyszłego niedoszłego lekarza radziłbym mu przystopować, bo biedaczysko studiów nie skończy.
Wychodziłem już z domu, kiedy ten wielki zwierz zadzwonił. Seplenił coś o laskach, domówce i jakimś dzieciaku, posłuchałem chwilę tego monologu, bo wiesz, dobry ze mnie przyjaciel, ale gdy się okazało, że jednak nie zostałem zaproszony na imprezę do Kena…, powiedziałem mu, że muszę kończyć, bo właśnie tam się wybieram.
No widzisz? Świat się stacza na psy, nie zaprosić mnie na taką balangę! Skandal! W tym wypadku poszedłem do Kobry.

Teraz opowiem Ci historię mojego długiego dwudziestodwuletniego życia. Słuchaj uważnie, bo powtarzać się nie będę.
Okłamałem Niedźwiedzia, zgadza się, ale to był grzech w imię sprawy bardzo wysokiej! A nawet dwóch takich spraw! Bo widzisz, mimo mojego wzrostu (metr siedemdziesiąt trzy to niemało) wręcz przeraziłem się, gdy zobaczyłem te dwa wieżowce, zmierzające w moją stronę. Szprechali po niemiecku, jak dwa Adolfy, a ich blond włosy falowały na wietrze, kiedy wysiadali z autobusu.
No dobra, nie było wczoraj wiatru, chciałem atmosferę zbudować. Napięcie, rozumiesz. Ty w ogóle nie czujesz mojej inwencji twórczej. Ja Ci tu wszystko, ława na kawę, a ty mi jeszcze mówisz, ze nie rozumiesz? No Dżizas Krajst Superstar! No, już przepraszam, czytelniku, uspokój się, przestań martwić, albowiem oto przybywa Piętaszek. Tam, po drugiej stronie ulicy, idzie, a raczej wlecze się biedny i ciemiężony, ale spokojna Twoja rozczochrana już ja go pocieszę!
Chłopcze Ty mój, najdroższy poczekaj! Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Jesteś gotowy? Uwaga. Werble. Będziesz moim asystentem w śledztwie! Cieszysz się? Zajebiscie. Jak to nie wiesz, co masz robić? To, co każdy uznany asystent - asystować. Pytania będziesz zadawał. Komu, komu? Głównie mnie, ale jak się zmęczę to pozwolę ci pytać również innych, pasuje ci to? To teraz dokończę historię mojego życia.
Jeden z wieżowców, ten który wyglądał na starszego, pokazywał temu drugiemu coś na mapie. Chciałem przemknąć obok nich, niepostrzeżenie jak mysz, ale wtedy usłyszałem, jak ten młodszy mówi:
– Sev, zabiję cię jeśli nie znajdziemy noclegu!
Przeraziłem się tą groźbą, tym bardziej, ze wydawali mi się znajomi. Jak to skąd wiem, co mówili? Szprecham trochę po dojczu, to wiem! Starszy spojrzał na mnie takim wzrokiem! Normalnie nie wiedziałem, gdzie się schować. W końcu zdecydowałem i stanąłem pod rozkładem jazdy w bezpiecznej odległości od sąsiadów. Wieżowce długo czaiły sie zanim ten młodszy do mnie podszedł i po polsku spytał:
– Przepraszać, czy ty chcieć ze mną spać?
Chyba wyczuł, że coś jest nie tak. Z opresji wyciągnął go Sev. Spostrzegłem wtedy, że mimo tego, że oboje byli blondynami i mieli niebieskie oczy, nie łączyło ich pokrewieństwo.
– Wellinga, sheisse! Nawet nie umiesz się poprawnie wysłowić! Mówiłem, żebyś trochę polski podszkolił – młodszy wieżowiec ochrzan dostał po niemiecku, do mnie Sev zwrócił się już po naszemu: – Przepraszam, wiesz może, gdzie my spać?
Wtedy mnie olśniło! Myślałem, że się w gacie zeszczam, kiedy jeszcze raz przyjrzałem się Niemcom. Zgadnij kto to był! No zgadnij, Piętaszku. Nie? To słuchaj: Severin Freund i Andreas Wellinger we własnych osobach! Czułem się wtedy, jak piętnastolatka na koncercie łan di. Oszalałeś?! Pewnie, ze nie piszczałem, aż tak źle ze mną jeszcze nie jest!
Nie wiesz, kto to jest? Wyjdź i nie wracaj! Obrażasz mistrzów Freunda i Wellingę! Kończę współpracę z tobą! Od dzisiaj możesz mówić jedynie do mej ręki. Kontynuuję śledztwo solo.


Afrodyta:
Koleś, słuchaj uważnie, czytaj z ruchu warg: ja nie mam czasu, na myślenie o cudzych gaciach, w dodatku pewnie brudnych i śmierdzących, taki makijaż sam się nie zrobi, więc masz pół minuty albo idziesz ze mną do kosmetyczki!
Jednak idziesz? Pięknie! Ja wiem, że nie potrzebuję chodzić do kosmetyczki, ale rozumiesz… muszę to robić, żeby takie pokraki jak ta twoja kumpela, czekaj jak jej tam… Kobra, no nie? Właśnie, więc jakoś muszę ją dowartościować, bo się dziewczyna załamie i jeszcze samobójstwo popełni, dlatego chodzę, regularnie, co miesiąc. Pani Basia robi cudne manicure, jak chcesz tobie też zrobi! Nie chcesz? A paznokcie masz okropne… no, nie ważne.
To powiesz w końcu, o co chciałeś spytać? Co robiłam wczoraj wieczorem? Hmm… no niech pomyślę. Przecież Ken zorganizował imprezę! Jak to jaką? Cała śmietanka towarzyska została zaproszona. Jak mogło cię tam nie być?! W sumie… Whatever, nie obchodzi mnie to, ważne, ze ja byłam. Zajebiście się bawiłam.
Tak, widziałam ją. Przyszła z jakimś kolesiem. Nie wiem jakim. Blondyn, wysoki, chyba sportowiec jakiś. Może bym do niego zarwała, ale do Kena przyszła jakaś wywłoka i zaczęła świecić przed nim cyckami. Musiałam zainterweniować! Później zniknęła mi z oczu. No wiem, szkoda… ale nie mówmy już o Kobrze, porozmawiajmy o mnie!
Bomba, to, że ty masz wrażenie, że i tak cały czas gadamy o mnie, nie znaczy, że to coś znaczy! Jasne? Supcio.
No, to słuchaj: przez pierwszą część imprezy latałam, jak głupia i odganiałam wszystkie laski, które myślały, ze mogą się ze mną równać i mają chociaż prawo do flirtowania z moim Kenusiem. Grubo się myliły, a gdy już z nimi skończyłam… nawet mi się zrobiło przykro, gdy jedna z nich zaczęła ryczeć. Wyglądała obrzydliwie, cała rozmazana i ta podarta sukienka. Fuj… no, nie ważne. Kiedy już mi przeszło, wróciłam na imprezę. Na zewnątrz byłam, baranie jeden, a niby jak miałam ją wrzucić do basenu w domu?! Lepiej już idź , bo mi zmarszczki przez ciebie wyjdą.
Kontynuując, gdy weszłam do domu, już żadna nie odważyła się nawet spojrzeć na mojego mena, więc z nudów, wzięłam go na górę. Nie będę ci opowiadała jakiego koloru miał majtki!
No dobra, powiem ci… tylko pamiętaj, ze to tajemnica, wszystko dla dobra śledztwa… nie notuj tego, bo Ken mnie zabije! No już ci mówię: Ken na imprezy nigdy nie zakłada majtek!


Ken:
Jasne, że możesz mi zadać kilka pytań, stary. Tylko najpierw powiedz mi, czy dobrze wyglądam w tych spodniach. Nie pogrubiają mnie? Jasne, ze powiedziałem do ciebie „stary”. Byłeś u mnie na imprezie, to znaczy, że jesteśmy kumplami, nie? Widzisz! Wszystko się zgadza! To jak, pogrubiają mnie? Impreza, impreza… Było grubo. Mam dobrą pamięć, stary. Jak niby zapamiętałbym, że Mona Lizę napisał Mickiewicz?
Przyszedłeś z Freundem. Wiem, kto to jest, bo mi go przedstawiłeś, stary, chyba całą jego biografię mi opowiedziałeś i przetłumaczyłeś. Dobrze, ze niewiele z tego pamiętam, bo mózg by mi eksplodował. Co niby miało znaczyć to wymowne spojrzenie?! Stary! Co on w ogóle wyprawiał na tej imprezie, tego żaden Polak nie potrafi! Prawdziwy z niego Niemiec, wypił tyle piwa, ile Rosjanin wódki, ale masz rację, zacznijmy od początku.
Urodziłem się dnia 18 maja 1991 roku w szpitalu po wezwaniem… jak to cię nie interesuje?! Odpowiadam na pytania! Spytałeś, czy mogę zacząć od początku, wiec zacząłem! Nie aż takiego początku? Co to ma niby znaczyć? Kiedy indziej się przecież nie urodziłem. A o imprezę ci chodzi! Trzeba było tak od razu!
Odbyła się ona na moją cześć! Wygrałem konkurs „Najprzystojniejszy i najmądrzejszy”, więc moja mamusia powiedziała, że mogę zorganizować melanż. Napisałem na fejsie, że szykuje się gruba impra i zapraszam każdego, kogo znam. Mamusia powiedziała, ze mogą przyjść wszyscy moi znajomi, a wiesz, mam ich ponad dwa tysiące na fejsbuczku… To mówi samo przez się. Ty możesz nie rozumieć, jak to jest być aż tak przystojnym i popularnym, ale wybaczę ci to.
Powiem ci nawet, że przeczytałem ostatnio kryminał „Detektyw pozytywka.”, więc wiem o, co kaman. Porywającą akcja i te zagadki! Sherlock Holmes miałby problem. Bajka dla dzieci? Nie, no co ty?! Twój ośmioletni bratanek to ostatnio czytał? Niemożliwe! To jest moja ulubiona książka, musisz mnie z nim poznać!

Niedźwiedź:
Bomba, przyjacielu, pytasz mnie o coś, czego nie mam prawa pamiętać! Czy ty w ogóle wiesz, co działo się na tej imprezie? Właśnie, byliśmy tam razem, jeśli ty nie pamiętasz, to ja wcale! Chociaż..., chyba kojarzę, jak się tam dostaliśmy... to nie była łatwa trasa. Poczekaj..., gdzie skończyłem. A już wiem!
No więc, kiedy powiedziałeś mi o imprezie u Kena, czym prędzej postanowiłem się tam wybrać. Akurat tak się złożyło, że byłem w okolicy, jedyne, co mi przeszkodziło to ty, debilu. Jak to, co zrobiłeś?! Kazałeś mi jechać do ciebie przez pół miasta! Jesteśmy dobrymi kuplami, mówię ci, ale tego, do jasnej cholery, nigdy ci nie wybaczę. Byłem kilka kroków od domu Kena. Już, już podawałem mu rękę, kiedy poczułem wibracje. Telefon dzwonił jak głupi. Chciałem Cię zignorować, przyznaję, ale moje serduszko nie pozwoliło mi na to. Odebrałem. Tak po prostu. I żałowałem tego do końca życia. Znaczy..., żałuję do teraz, bo... no wiesz... to się działo wczoraj. Nieważne! Mówię Ci, ze tego żałowałem i o to chodzi, przeszedłem do meritum, do sedna. A ty z czego się ryjesz? Przecież Ci opowiadam, co się stało. W jakim Ty świecie żyjesz, ja się pytam? Ja Ci się tu zżywam, a Ty się ze mnie śmiejesz... Przecież już dobre dziesięć minut opowiadam Ci, co się stało i przechodzę do konkretów, ale ty mi przerywasz i się ze mnie śmiejesz.
Dobra, też Cię kocham brachu. Niedźwiadka! Uwielbiam Cię przytulać, jesteś taki umięśniony. Mrauu. Moją orientację seksualną lepiej zostaw w spokoju. Zresztą, znamy się ponad dziesięć lat - nic się nie zmieniło. Co nie zmianie faktu, ze Cię kocham, jak przyjaciela, ale jednak. Shit. Masz rację. Ale jak będziesz rzygał, nie przytrzymam Ci włosów. Nawet o tym nie myśl! Kończę już pieprzyć, tak. Prosto do celu, aż dotrzemy do burdelu. Już wyluzuj. Uspokajam się.
Na czym skończyłem? Telefon, tak. Wiesz, gdzie mi kazałeś pojechać? Wiesz? To się zaraz dowiesz. Całą Warszawę musiałem przejechać, bo mi powiedziałeś, ze Twoja matka ma nawrót choroby. Jakiej choroby?! Bomba, Ty popieprzony debilu! Jak możesz nie wiedzieć, na co choruje Twoja własne, osobista matka? Co mi powiedziałeś? No, nie wiem, nie pamiętam. Że co? Twoja matka jest zdrowa, jak ryba? To na jakiego grzyba ja zapieprzałem do ciebie jak Struś Pędziwiatr? No, po co?
Ech, dojechałem do ciebie metrem. Targałeś ze sobą jakiegoś kolesia, mówię Ci, był taki wystraszony kiedy go ze mną zostawiłeś. Jak to, po co? Chciałeś coś zabrać. Musiałeś zrobić to sam. Jezu, nie wiem! Może wibrator. Nie obchodzą mnie twoje upodobania. Przyjechał twój bruder, chyba brałeś coś z jego walizki. Tak jestem pewien.
To mówię dalej, nie? No, stoję tak z tym Severinem, ja nic on nic. I tak sobie stoimy, jak te cioty, a on na mnie patrzy. Tak wiesz… z ukosa. Jak Bear Grylls na świeże robaczki. I ja na niego, a on na mnie. Takie to było trochę niezręczne.
Biedaczysko nie wiedziało, co zrobić, gdy mu powiedziałem:
– Słuchaj, ja wiem, że jesteś sportowcem i musisz być szczupły, żeby wiatr Cię niósł, ale zaufaj mi, moje dodatkowe kilogramy to nic wielkiego. Ja jestem wielki, owszem, ale nie bój dupki, mam wszyściuteńko pod kontrolą.
I tak ten Freund na mnie patrzy... no Freund, a co? Jak przyjechałem to powiedziałeś, że Freund. Severin mu na imię. Dżizas Bomba, przestań na mnie patrzeć, jak napalona trzynastka na Biebera! Był u ciebie w domu, owszem, tam go poznałem. Już wiem, o co chodzi! Wczoraj też latałeś za nim, jak kot z pęcherzem, zamiast zająć się matką. To jakiś skoczek jest, cnie? Dobra, wyluzuj. Tak, Severin Freund to najlepszy skoczek jakiego znam.
Pomijając fakt, ze jest jedynym jakiego znam....Eee, co? Nie, nic nie mówiłem.
Mówię ci, tak na mnie patrzył ten twój kochanek, a oczy ma wielkie jak pisiont groszy aż się w końcu zorientowałem, że pewnie mnie nie rozumie. Ale nie... nie produkowałem się więcej. Nie ma tak dobrze.
No co?! To ona przyjechał do Polski, on powinien umieć mówić po polsku! A nie myśli, ze jak sportowiec to mu wolno.
Ej, Bomba, gdzie idziesz? Obraził się debil. Okres będziesz miał, czy co?!
Ej, miałem ci powiedzieć, jak dostaliśmy się do Kena! No, i poszedł.
O! Słyszałem o tobie mały kolego. Piętaszek, prawda? Przepraszam, że mam minę, jak pedofil – taki się urodziłem.
Mały asystencie, widzę, że jesteś mądrzejszy od tego choleryka Bomby i chcesz wysłuchać mej historii do końca. Więc tak, kiedy Bomba zabrał już tę rzecz z walizki brudera, we trzech, bo targał wszędzie tego biednego Niemca, poszliśmy złapać taksówkę, którą pojechaliśmy do Kena. To w sumie tyle, ale od samego początku naszej konwersacji, starałem się, młody człowieku, dojść do celu, którym okazał się być burdel w mojej głowie.
Dziękuję, żegnam.



Wellinger:
Czy ja móc do ciebie mówić po niemieckiemu? Ja? Sehr gut.
Jak pewnie pamiętasz, gdy pojechałeś z Freundem do domu, poszedłem do Kobry. Kazałeś mi do niej iść, bo miałeś z nią gdzieś wyjść, swoją drogą, jak jej to powiedziałem to nie wiedziała o co ci chodzi. Narysowałeś mi nawet mapę, jak do niej dotrzeć. Praktycznie porwałeś Severina i zostawiłeś mnie na jakimś pustkowiu. Masz szczęście, ze szybko ją znalazłem.
Szedłem ścieżką którą mi wskazałeś, dotarłem do klatki numer trzy i wspiąłem się na dwunaste piętro. Winda? Emm… no nie działała, wiesz… No dobra! Trener nie kazał mi używać wind, a ja mu ufam i chcę być wybitnym sportowcem, więc wszedłem na samą górę. Sto dziewięćdziesiąt dwa schody! Normanie czułem, jak mi się mięsnie produkują.
Odetchnąłem i zapukałem do drzwi. Nagle, usłyszałem huk. Echo niosło się po całej klatce. Skoczyłem prawie pod sufit, normalnie jakbym się miał wybić z progu na skoczni w Kulm. Mój żołądek został na ziemi, a potem spadł dwanaście pięter w dół.
Musiałem uciekać. Chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi. To nie było włamanie, no co ty! No… nie, nie było! Tak jestem pewny. Czy mogę mówić dalej? Dziękuję.
Drzwi były otwarte. Potknąłem się o próg i wyrżnąłem głową o ścianę naprzeciwko. Ten korytarz był taki długi! Ciągnął się w nieskończoność. Po wyczerpującym spacerze dotarłem do kuchni.
Ha! Myślałem, że pęknę ze śmiechu! Włosy miała mokre, stała w rozkroku, a w ręce trzymała miotłę. A no i była prawie naga. Jak to nie wiesz, co w tym jest śmiesznego? Półnaga Kobra z miotłą w ręce? To nie jest śmieszne?! Weź wyluzuj, zakochałeś się w niej czy co? Już jej tak nie broń. To było zabawne – żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia. Ała, no już, weź nie bij!
Dobra, wtedy to nie było takie śmieszne. Byłem przerażony. O mało nie narobiłem gacie. Kobra zaczęła krzyczeć, że mam wyjść z jej mieszkania. Dostałem ze dwa razy miotłą. O patrz, widzisz siniaka? A tu będę miał kolejnego. Udało mi się ją jednak uspokoić i wytłumaczyć sytuację.
Kobra to intrygująca kobieta. Trochę podobna do mojej matki. Z jednej strony do rany przyłóż, ale z drugiej… może wdać się zakażenie.


Kobra:
Wellinger, powiadasz? No cóż, ładny z niego chłopiec, nie powiem, ale żeby bezczelnie włamać mi się do mieszkania! Byłam w samej bieliźnie. Jego niewinne oczka nie powinny patrzeć na takie obrazki. Będzie musiał iść do spowiedzi. Ja nie wiem, co wyrośnie z takiego podglądacza. No, jak nie jest, jak jest?
Bomba daj spokój, nie obrażaj się. Andreas to człowiek jak każdy inny! No i poszedł. Dzieciuch jeden. Kto się niby teraz dowie, czyje są te gacie?
A kim ty jesteś słodziaszny chłopczyku? Powiedz cioci, jak cię zwą? Piętaszek? A cóż to za wymysł? Rodzice cię chyba nie kochają, co? A ksywka, i wszystko jasne! Będziesz mnie teraz przesłuchiwał? Ale zdajesz sobie sprawę, że to ja zadaję pytania? Owszem, może zaczniesz? Ej, nie, nie, poczekaj. O co chodzi Bombie z tym Wellingerem? Czaję, idol, bóg, czy co tam jeszcze… ołkej.
Tak, teraz mogę opowiadać.
Wróćmy może do Wellingera. Nie dość, ze byłam prawie goła to człowiek gadał do mnie w języku szatana! To był szok dla takiej delikatnej damy jak ja. Jednak wyjaśnił całą sytuacje, a potem dostałam smsa od Bomby, że będę miała gościa z Niemiec, soł domyśliłam się, że koleś jest porządku.
Ubrałam się i wyszliśmy na imprezę do Kena. Tak, dostałam zaproszenie, a co? Pff, Bomba nie dostał? Fraajer. Dobra, muszę lecieć, ale powiedz Bombie, żeby wyluzował. A! No i już się rozeszło, że szukamy właściciela czerwonych stringów – nikt się ni zgłosił, ale podobno, jakiś Wróbel ma przydatne informacje.


Bomba:
Piętaszku, czy ty możesz, do jasnej cholery, przestać robić ze mnie durnia? Ile razy mam ci powtarzać, ze nie pamiętam tego, ze Freund był u mnie w domu? Stan upojenia alkoholowego mi nie służy. Kończę z tym. Tak, to moje postanowienie noworoczne. Co z tego, że mamy lipiec?! Ja chcę wiedzieć czyje są te majty, a nie jaki mamy dzień. Tak, Kobra już mnie uświadomiła, ze mamy 27 lipca. Dziękuję. Słuchaj, może nie pamiętam tego, że spędziłem romantyczny wieczór z samym Severinem, ale pamiętam, gdzie go spędziłem. No!
Kilka godzin temu wspomniałem, że byłem na tej imprezie. Epicka balanga. Wódka się lała litrami, a marycha szła kilogramami! Młody! Ty tego nie wiesz. Kurde, jeszcze by mnie o demoralizację oskarżą...
Wracając, nie wiem, jak się tam znalazłem, ale cieszę, jak cholercia. Skąd wiem, ze tam byłem? No, Ken mi powiedział. Teraz jesteśmy kumplami, wiesz. Imprezy, laski, super bryki i te sprawy. On też mówił, ze przyszedłem tam z Freundem, ale średnio na jeża w to wierzę. Jasne, pamiętam to, że spotkałem Niemca na przystanku – takich rzeczy się nie zapomina. Ale co było dalej... tego nawet najstarsi Indianie nie wiedzą.
Dobra, nie wiem co było potem (jajko czy kura?), ale wiem, co działo się w środku. Nie w środku domu, tylko w środku wydarzeń, Piętaszku. W czasie rozwinięcia. Punkt kulminacyjny, zawinięcie akcji. Pozwól, że przedstawię ci, jak się sprawy mają. Była pierwsza trzydzieści dziewięć, kiedy przekroczyłem próg domu Kena.
Trochę się wystraszyłem tych monumentalnych kolumn z marmuru w holu, ale przełknąłem strach i powędrowałem długim korytarzem, na środku którego leżał czerwony dywan, w głąb pięknej posiadłości nad jeziorem. No dobra, jeziora nie było, ale w basenie tez jest woda! Przez kolor i długość dywanu czułem się jakbym był na gali rozdania Oscarów. Błysk reflektorów, setki par oczu skierowane na mnie, dziennikarze próbujący przebić się przez mur ochroniarzy... Ach!... Prawie tak było.
Setki par oczu obserwowały, jak z gracją i wdziękiem poruszam się po dywanowej ścieżce. Szedłem i szedłem, a czas jakby zwolnił. Nikt się nie liczył, byłem tylko ja i korytarz. Zero ludzi. To było piękne. Słyszałem piski dziewcząt, czułem zazdrosne spojrzenia chłopców... i wtedy nagle przed moim nosem wyrosły drzwi.
Były tam tylko przez sekundę. Wtem znikły, a ja obserwowałem biel ściany nade mną. Nie było już dywanu w kolorze maków, ale otaczające mnie z dwóch stron zapory w kolorze kości słoniowej pozostawały na swoim miejscu. Do moich uszu dobiegły głosy. Nie podziwu. Nikt już nie szeptał zazdrośnie o Bombie „tym przystojniaku”. Wszyscy się śmiali. Niestety, mały przyjacielu. Mnie też było przykro. Przykro, ponieważ te zagubione owieczki, śmiały się w głos. Żadna nie pomogła królowi imprezy.
Trudno. Otrząsnąłem się z tego szoku i wstałem. Z godnością, jak na mężczyznę przystało, uśmiechnąłem się do jednej z tych nieziemskich lasek, stojących nieopodal i powiedziałem:
– Widzisz? Tak wygląda wejście smoka. Możesz robić notatki.
Już była moja. Ale zanim przystąpiłem do rozbierania jej musiałem załatwić bardzo, bardzo ważną sprawę. Tylko, widzisz, Piętaszku... zaistniał pewien problem... dość istotny... nie pamiętam co, to była za sprawa.



Wróbel:

Hej, koleś, słuchaj. Wiem, co chciałeś zrobić. No normalnie. Widziałem cię wczoraj na imprezie u Kena. Mogę wam wszystko wyjaśnić. Skąd wiem, o co chodzi? No co ty! Pewnie, ze nie podsłuchiwałem. Wiesz, zdarza się, że jak człowiek siedzi w kawiarni to ktoś obok niechcący słyszy, co ten ktoś mówi. Szczególnie, gdy krzyczy i gestykuluje jak moja babcia na łożu śmierci, kiedy kazała mi krawat poprawić. Bywa.
No to chcesz wiedzieć, co wczoraj robiłeś czy nie? Widzisz! Znam takich jak ty! Ciekawscy i nieustraszeni. Ja? Ja jestem najpewniejszym źródłem informacji w tym kraju... no dobra, w tym mieście...ech, niech ci będzie na tym osiedlu. Ale to nie jest ważne. Dwie stówki i przywracam ci pamięć.
Koleś! Nie ma nic za darmo. Dwie stówki, albo szukasz odpowiedzi gdzie indziej. Sto? Nie masz więcej? No, weź, postaraj się! A twój przydupasek nie ma? Dobra! Piętaszek...ech, prawie to samo... Już nie będę go tak nazywać! Daj tę stówkę. Dobre i to.
To na czym skończyłeś? A tak! Dzrwiuspojaiwus! No, co? Tak to wyglądało. Idziesz, idziesz, a tu nagle BUM. Ciesz się, koleś, to była największa atrakcja tej imprezy! Pomijając oczywiście to, co zrobiłeś potem. O koleś! Tego to jeszcze nikt nie widział. Byłeś już tak wstawiony, że nie dość, że ledwo stałeś na nogach, to jeszcze po schodach ci się zachciało chodzić.
No przecież mówię, że po schodach. Podczas tej wspinaczki jęczałeś coś o skopaniu czyjejś dupy i tyłku Kobry. Co ty się tak rumienisz? To ona nic nie wie? Jasne, ze jej nie powiem. Przestrzegam Męskiego Kodeksu! Co było dalej? A myślisz, że skąd masz te siniki?
Wpadłeś do sypialni Kena. Facet był półnagi. Swoją droga – niezła klata. Czemu był goły? No cóż… zgrzeszył przeciwko Panu. Seks przed ślubem? To niedorzeczne! Nie mogłem na to patrzeć, wiec czym prędzej odwróciłem wzrok. Afrodyta też ma niezły tyłek. Akcja była szybka. Powydzierałeś się trochę, ze Ken cię nie zaprosił, on zaczął sie tłumaczyć, ze nawet cię nie zna, a potem go uderzyłeś.
Yup. Uderzyłeś Kena, a on ci oddał. Stąd ten siniak. Pewnie trzasnąłbyś go jeszcze raz, ale wpadła Kobra, więc musiałeś odpuść. Ken wyrzucił cię z domu. Długo się opierałeś. Nie jestem pewien, ale chyba wrzuciłeś coś do szafy Kena.


Afrodyta:
Uch, to znowu ty? Czy ja ci wcześniej nie mówiłam, żebyś się odwalił? To zrób to, bo jak mnie ktoś z tobą zobaczy…! Spadnie mi przez ciebie fejm! I zmarszczki mi wyjdą. A tak w ogóle to dzięki, że nikomu nie wygadałeś, że Ken nie nosi majtek na imprezach… Tylko Kobrze? Tylko?! Przez nią zaraz cała Warszawa się o tym dowie. Nie powinnam w ogóle z tobą rozmawiać.
Co? Czy ty właśnie kazałeś mi się zamknąć? Co z tego, że chcesz zadać kilka pytań? Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić. szczególnie ty i to w tak ordynarny sposób! Nic nie wiem na temat czerwonych stringów. Owszem, wspominałeś, ze te gacie to czerwone stringi. Chyba wiem, co do mnie mówisz. Przepraszam bardzo, czy ty sugerujesz, że to ja podrzuciłam te majtki? Pogięło? A niby skąd miałabym je wziąć, co?
Dwie sprawy. Po pierwsze: nigdy nie miałam w ręku czerwonych męskich stringów. Po drugie: wdziałeś z jakim ciachem na imprezę przyturlała się Kobra?
Tak, wiem, że wcześniej wspominałam o jakimś sportowcu. Ale jaki to był sportowiec! Mało która ma takiego farta w życiu.
Znasz go? Ty? Niby skąd taki społecznościowy robak jak ty mógłby znać takiego przystojniaka? Przystanek autobusowy to nie miejsce, gdzie się poznaje takich ludzi. Serio? To jak się nazywa? Wellinger, taak. Niemieckie nazwisko, prawda? Tak, poznałam go. Rozmawiałam z nim przez chwilę.
To było kilka minut po wielkiej bójce z Kenem. Biedak siedział u siebie w pokoju i rozpaczał nad limem pod okiem. No co? Miałam marnować tak świetną imprezę na siedzenie przy nim i udawanie współczucia? Chyba nie.
Zauważyłam go, jak rozmawiał z tą wariatką. Kobrą. Przeczekałam chwilę aż sobie pójdzie i zostawi go samego. No cóż… szczerze? Mój angielski nie jest na wysokim poziomie. Po niemiecku nie szprecham w ogóle. Ale język ciała znam na szóstkę. No, dla Andreasa na jedynkę. Nie musiałam z nim rozmawiać, żeby pokazać mu, co to znaczy słowiańska uroda. Krótka piłka. Trochę kręcenia tyłkiem, zalotne spojrzenie i… wszędobylska Kobra.
Przylazła i zaczęła się przystawiać do Andreasa. A wiesz, co on zrobił? Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi! Był tak wpatrzony w te durnotę, ze oblał się drinkiem. Chciałam wykorzystać swoją szansę, więc poszłam do pokoju Kena po podkoszulek. Zabrałam go ze sobą, a Kobra ciągnęła za nami swój tyłek.
Ken gdzieś zniknął. Otworzyłam szufladę. Z koszulkami, oczywiście. Żadnych majtek tam nie było. Chwyciłam jedną, niebieską bluzkę oraz… po czym dałam ją Wellingerowi. Nope, niczego więcej tam nie było. Same koszulki. Co działo się potem? Nic.
Weź mnie już przestań denerwować. W tej szufladzie nie było nic innego niż koszulki i…
No dobra! Były tam te gacie! Czerwone, męskie. Nigdy wcześniej takich nie widziałam. Na pewno nie należały do Kena. Nie jego rozmiar.
Nie mogłam ich zostawić! Przepuścić taką okazję? To mocno nie w moim stylu.
Wrzuciłam je do torby Kobry.



Bomba:
Czy ty wiesz, Piętaszku, na co wskazują fakty? Te okropne, zboczone gacie należą do mojego rodzonego Brudera! Sam zaniosłem je Kenowi. I po jaką cholerę? Mówię ci, chłopcze, nie pij nigdy takich ilości alkoholu, bo potem człowiekowi odwala. Hasztag: na serio.
Te majtki były w tylu różnych miejscach i trzymało je tyle ludzi, że chyba nie chcę ich odzyskiwać… Powiem Kobrze, żeby je wyrzuciła. A Bruderowi, się skłamie, ze nigdy takich na oczy nie widziałem. Na uszy też nie, jakby ktoś pytał.
Co teraz będzie? Powiem Kobrze skąd te majty. W sumie… jestem ciekawy, jak wróciłem do domu. A no i wciąż nie wiem, jak Kobra znalazła się w łóżku z Niedźwiedziem.
Śledztwo musi trwać! Nie poddamy się Piętaszku! Idziemy do Kobry! A potem przesłuchać Niedźwiedzia. Może coś sobie przypomniał.



Kobra:
Heh.
Tak, to tyle co mam do powiedzenia na ten temat. Powiedz jeszcze, że były zdjęte prosto z tyłka Brudera… Co?! Trzymałam je w rękach! Bomba, nie żartuj tak to poważna sytuacja. Majty majtami, ale jak ja się znalazłam w objęciach Niedźwiedzia, hę?
W porównaniu do ciebie nie próżnowałam przez cały dzień. Dowiedziałam się kilku rzeczy.
Zacznijmy może od podmiotu pytania, które mnie dręczy. Podobno zarywał do Afrodyty. Yhym. Tak się człowiek schlał, ze mu na mózg padło. Wiesz, niektórzy rzygają po alkoholu. Niedźwiedź podrywa cycate blondynki. Też byłam w szoku, jak mi o tym powiedziała. Kumpela Afrodyty. Tak, ta ruda. Łazi za nią cały czas. Ta druga potwierdziła.
Przystawiał się do niej, jakby był jakimś macho. Kiedy? Chyba kiedy Andreasowi zrobiło się niedobrze i kazał zawieźć się do hotelu. Byliśmy na tej imprezie razem. Kilka godzin. Może ze dwie. Dreas szybko stracił głowę. Myślałam, że poleci na flirt Afrodyty, ale nie zwracał na nią uwagi. Pewnie był zbyt pijany… Nasz już tę historię? A kto ci opowiadał? Nie wymawiaj przy mnie imienia tej wariatki! Kto normalny podrzuca komuś stringi znalezione w szafie swojego chłopaka? I to po co? Wciąż nie wiem, o co jej chodziło.
Wyszliśmy jakoś o trzeciej. Andreas pokazał mi wizytówkę hotelu, w którym spał. Tak, to ten sam hotel, w którym się obudziłam. Przypadek? Ta, ja też nie. Wiesz co jest najgorsze?
Pamiętam, kiedy dojechaliśmy do hotelu. Rozmowę z recepcjonistką. Drogę do pokoju. Jednak za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć reszty. Nul. Bardzo mi się to nie podoba. Lubię wiedzieć z kim sypiam.


Niedźwiedź:
O! Kogo to moje piękne oczy widzą? Z tego, co pamiętam ostatnimi czasy byłeś na mnie śmiertelnie obrażony. Mam ci przepraszać?! Niby za co? To ty się obraziłeś!
Dobra, czego chcesz? Odpowiedzi. Niezbadane są scieżki Pana, mówię ci. O moich ścieżkach mogę ci ewentualnie opowiedzieć… Ewentualnie!... wciąż jesteś na mnie obrażony.
Ile wiesz? Hmm, to całkiem sporo. Nie podejrzewałbym cię o taką szybkość.
Wciąż wstydzę się tego haniebnego czynu. Ciężko mi się o tym rozmawia, szczególnie z tobą, mój były przyjacielu. Co? Chcesz do mnie wrócić? Jasne, przeprosin przyjęte. Teraz będzie o wiele łatwiej.
Podrywałem Afrodytę. Nie pamiętam tego, ale wierzę, ze Kobra mówi prawdę i… zawsze chciałem to zrobić. Odważyć się, chociaż wiedziałem, że to nie jest szlachetne ani dżentelmeńskie. Mówię ci, z jednej strony czuję obrzydzenie do samego siebie za tak okropny postępek, a z drugiej… jestem cholernie dumny. Mimo że tego nie pamiętam. Twoja lasencja twierdzi, ze nieźle nawijałem. A no tak, ona nie jest twoją lasencją. Nic nie wie, prawda? Radziłbym ci się pospieszyć. Mówię ci, cos jest miedzy nią, a tym drugim Niemcem.
Apropos, czy ty nie miałeś jej tego powiedzieć zeszłej nocy? Czego? Jak to czego? Że ją kochasz! Pojechałeś do jej mieszkania, żeby jej to pokazać, udowodnić. Nie, nie sam. Zabrałeś Freunda. A mnie biednego zostawiłeś na pastwę Afrodyty! Serio? Obudziłeś się tam rano. Wcale mnie to nie dziwi. Skoro ja spałem z Kobrą w pokoju Freunda, a on sam zniknął, to nie doczekałeś się jej w mieszkaniu.
Co powiedziałem? A ty co? Problemy ze słuchem? Kobra nie przyszła do domu. Wcześniej? Że Andreas zaginął. To ty nic nie wiesz?!
Dlatego byłem w tym hotelu. Jak już skończyłem z Afrodytą, to się chwilę zdrzemnąłem. Ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Mówię ci, jak siedzę w domu leży sobie spokojnie. Nawet żaden SMS nie przyjdzie. Jak gdzieś wychodzę, to wszyscy jakby nagle powariowali z tym dzwonieniem. Któż inny mógł dzwonić? Nasza seksowna brunetka zgubiła swojego blondynka. Yhym…
Kazała mi przyjechać i szukać go z nią. Cały hotel z nią przeszedłem, a on jakby zapadł się pod ziemie. Pięć pięter i piwnica. A w moim stanie to było szczególnie trudne. Ta krótka drzemka nie sprawiła, że obudziłem się trzeźwy… Padłem, jak długi w pokoju, od którego klucz dał mi Freund. Kiedy? Jak biłeś się z Kenem. Tak, przecież mówię. Powiedział coś o dżemie truskawkowym. Albo o tym, że mam go zaprowadzić do tego hotelu… mniejsza. Kobra? Chyba wciąż szukała Dreasa. Nie przypominam sobie, żebym kładł się obok niej.


Piętaszek:
Trzy, dwa, raz… raz, raz… dwa, raz. Chyba działa. Próba mikrofonu. Ha-ha-halo? Mówię to ja, Piętaszek. To takie ekscytujące!
Eee…, no więc, chciałbym powiedzieć, udokumentować… to, że… eee. Spokojnie. To tylko dyktafon. Nie zje cię, debilu. Luz arbuz.
Po kolei. Bomba wykoncypanował, heh, ale trudne słówko, że winna wszystkiemu jest Afrodyta. Tak by the way, pomagałem mu przerz cały dzień, a on po prostu sobie poszedł! Zostawił mnie samego. Poszedł z resztą na piwo. Nie zabrał mnie ze sobą. A ja myślałem, że będziemy przyjaciółmi. Po takim emocjonującym dniu właśnie tego się spodziewałem, a on mnie po prostu zostawił. Ale trudno. Zwalczę w sobie pokusę zadzwonienie do niego. Nie będę go dręczył, mimo tego że od zawsze marzyłem o starszym kumplu. Bylibyśmy jak bracia! Wspólne wypady nad jezioro, imprezy, laski…
Obejdę się.
Kobra dowiedziała się o w wielkiej miłości Bomby. Chyba nie była zaskoczona. Powiedziała coś do niego, nie wiem, nie słyszałem co, i rzuciła mu się na szyję. Koniec wielkiego love story. Nie było fajerwerków. Zrobiłbym to lepiej.
Od recepcjonistki z hotelu dowiedzieliśmy się, ze Kobra znalazła Wellingera w jego pokoju. Dupy nie urywa. Chociaż nie. Wściekła się, jak zobaczyła go z Afrodytą. Uważałbym na miejscu Bomby. Wellinger to spora konkurencja. Ale chyba nic mu nie powiem. Kobra to niezła sztuka. Kiedyś będzie moja. Może jak skończę gimnazjum. Albo liceum. Poczekam.
Łatwiej się mówi, jak trzeba odpowiadać na pytania. Inaczej zawsze gubię wątek.

Bomba:
Pomóc ci mój mały kolego?

Piętaszek:
Bomba! Ty, ty… wróciłeś po mnie! Jesteś najsuperowszym kumplem ever. Wiedziałem, że mnie nie zostawisz! Przepraszam…, musiałem cie przytulić. Tak się cieszę, że cię widzę! O i Kobrę też przyprowadziłeś! Siema Niedźwiedź!
Dokumentuję dla ciebie resztę historii. Tak. Nie. Tak. Skończyłem opowiadać o tym, jak wyznałeś Kobrze miłość. Chcesz dokończyć resztę? Dobra. Mogę posłuchać?

Bomba:
To by było na tyle z mojej sprawy godnej Sherlocka Holmesa. Jednak resztę trzeba opowiedzieć. Dla potomności. Nie żebym podsłuchiwał, ale za dzisiejsze zasługi Piętaszka, chciałbym puścić mu płazem to, co powiedział przed chwilą o Kobrze. Wyluzuj, wybaczam. Jestem ci naprawdę bardzo dźwięczny.
Afrodyta stwierdziła, ze więcej ze mną rozmawiać nie będzie, ale przyznał się, ze miedzy nią a Wellingerem do niczego nie doszło. Nie zwracał na nią uwagi, więc wskoczyła mu do łóżka. Ja nie wiem, która dziewczyn tak robi… Na pewno nie moja! Objawił sie niej chyba zmutowany syndrom sztokholmski. Nie wie, ze istnieję, ale będę wszystkim mówiła, że mnie kocha.
Masz rację Piętaszku, ze łatwiej odpowiada się na pytania. Pozwolisz? Tak, masz mi zadawać pytania.
Jak Kobra znalazła się w objęciach Niedźwiedzia? To akurat pytanie proste, jak makaron świderki. Pewnie przykro było ją widzieć w takim stanie. Zmęczona i spita poszła spać do najbliższego możliwego łóżka. Widzisz? Pijana jest taka naiwna, ze pójdzie, prześpi z pierwszym lepszym. Yyy…Sorry stary! To metafora była! Nie jesteś pierwszy! Lepszy w sumie też nie…
Tym sposobem rano obudziła się w nieznanym hotelu pod spoconą pachą Niedźwiedzia. Pocisz się, pocisz, uwierz mi. Przyjaźnimy się nie od wczoraj. Wiem, co nieco o tobie. Nadmierna potliwość to nic fajnego. Wellinger smacznie spał do samego rana, jak się obudził też nic nie pamiętał. Z kolei Afrodyta… ona pamiętała wszystko. Oczywiście się nie przyznała. Została skazana na siedem lat nieszczęścia i wieczne spotykanie czarnych kotów na swojej drodze.
Cholernie trudna sprawa. Takie odzyskiwanie pamięci to ciężka robota. Cały dzień latałem za ludźmi tylko po to, żeby dowiedzieć się, ze mój własny Bruder nosi czerwone stringi, spędziłem noc w mieszkaniu Kobry (tylko zamiast niej był niemiecki soczek), ona sama bawiła się w towarzystwie innego niemieckiego skoczka oraz o tym, że Niedźwiedź jest jeszcze większym dziwakiem niż myślałem, Afrodyta to sucz jakich mało, a Ken jest głupi. A! to nie nowość.
No ja nie wiem, czy wy to widzicie, ale ja chyba powinienem zostać prywatnym detektywem! Postanowione! Rzucam studia. Od dzisiaj rozwiązuję wszystkie problemy słabo pamiętających studentów. Jak znasz kogoś z podobnym problem, możesz mnie polecić.
Pozdrawiam, ja
Odpowiedz
#2
Gdybym lubił takie klimaty, powiedziałbym, że opowiadanie jest niezłe. Znaczy bardzo dobrze udało Ci się oddać bezładny i nieco absurdalny styl w jakim rozmawiają współcześni melażowicze. Ze przerysowany i mocno przesadzony, to nawet i dobrze. W końcu to satyra.

Ja osobiście wprost organicznie nie znoszę takich imprezowych klimatów. No ale to moje osobiste zdanie. Nie znoszę, więc nie imprezuję i basta. Innym nie bronię.

Warsztatowo jest to całkiem niezłe. Gdzieś tam mignął mi jeden czy drugi błąd, ale wpadek poważniejszych nie było. Zresztą, jak się trafią to i tak moi Krytycy wyłapią. Smile

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości