11-06-2011, 23:43
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12-06-2011, 15:05 przez Mroczny_Koper.)
Chwilę po przebudzeniu mój mózg zawsze przypomina obwód z dwiema diodami połączonymi zaporowo. Nie działa.
Mimo przeciwności udało mi się podnieść seksowny tyłeczek z kuszącej przestrzeni łóżkowej i nadać cząstkom własnym pęd skierowany w stronę łazienki. Miętoląc w dłoni papier przedwczorajszej gazety obejrzałem się za siebie. Spłuczka w kiblu jest opisana równaniem różniczkowym, wiedzieliście o tym? Nawet jeśli nie wiedzieliście, to i tak pewnie gówno was to obchodzi.
Wykonałem prosty algorytm: jeżeli w lodówce jest jeszcze mleko, to je wyjmij. Jeśli gdzieś znajdziesz kawę, to ją zaparz. Nie zapomnij dodać mleka! Jeżeli się nie udało: wroć. Teraz sprawdź, czy nie odcięli ci wody. Opanuj się, nie przekli…
- Kurwa mać!
Tramwaj. Takie auto na prąd, a w środku koleś, który wciska guziczki. Ten gość posiada jeszcze woltomierz, ale z pewnością nie wie jak on działa.
Istnieje pierwsze prawo tramwaju, które przedstawiłbym następująco: jeżeli czas akcji przyciskania guziczka przez kierowcę jest krótszy, niż twój czas reakcji, wtedy zostajesz na przystanku. Więcej praw nie znam, ale jest jeszcze nieoficjalna plotka, którą zasłyszałem na jednej z imprez:
- Ze mnom się nie napijeeeesz? Noo we, przecież zawsze przyjedzie następny.
Udało mi się wsiąść, ale nie zająłem żadnego plastikowego krzesełka komfortu. Nie, wcale nie dlatego, że idąc tropem Rebeki Black ciężko mi podjąć decyzję „które miejsce mógłbym zająć?”. Ja, mówiąc szczerze, boję się starszych pań.
Kolejne diody cyfrowego wyświetlacza, z zegarem prawie tak szybkim, jak tok myślowy przeciętnego intelektualisty, zapalały się i zgaszały. W ten sposób zapewnia się ciągłość obrazu i zyskujemy złudzenie optyczne, bo widzisz coś, czego już dawno nie ma. To tak jak z patrzeniem w lornetkę butelki po pijaku.
Jak zwykle dotarłem na miejsce przeznaczenia o te kilkanaście minut za późno, ale skoro znajomi dobrze mnie znają, to powinni się na to przygotować. Sudoku, krzyżówki, rozczesywanie poplątanych kłaków lwa w zoo, fałszywa godzina spotkania. Cokolwiek jakkolwiek.
Otworzyłem drzwi baru i z miejsca powalił mnie odór tytoniu. Rozchmurzyłem się, czując nosem pi… wo, a potem ich znalazłem.
Podchmielony uśmiech przyszłych inżynierów to specyficzny widok i jakoś kurde nie chcę mi się wierzyć, że elita intelektualna jest właściwym określeniem, więc pozwolę sobie zaoponować.
Zmierzając do meritum: niedługo po powyższym zdarzeniu duża łapa kolegi spoczęła na nieco większym udzie koleżanki, a ludzie znający jej historię i kartę postaci, którym naopowiadała o sobie tyle dobrego, których uważałem za w miarę rozsądnych i równą miarą moralnych - ci właśnie ludzie pozostali niewzruszeni.
Szybko wyimaginowałem sobie jej faceta, zapewne wracającego z roboty. On, będący sporo kilometrów od niej, robi wszystko, żeby pokazać jak kocha. Materialnie, niematerialnie, fizycznie z małą dozą sapania. Co zaś dzieje się po drugiej stronie? W drugim możnaby rzec alternatywnym podzbiorze tej samej rzeczywistości? Tu proszę państwa mamy klasyczny przypadek wyjścia poza program. Coś, do czego nie byłaby zdolna „sztuczna inteligencja”( której notabene stworzyć nie można) i wielka szkoda, że ta właściwa jest.
Potem się całują, przytulają, a myślenie jest zmienną generowaną losowo, niestety ze zbyt małym prawdopodobieństwem. A potem jest pot, coś białego i łzy. Zaraz, zaraz. Ona mu nie powie, więc łez nie będzie. Jest za dobrą aktorką, chociaż nie wzięli jej do M jak Marnotrawienie Czasu.
Dziewczyna łapie za rękę faceta. Chociaż czuje jego ciepło i wszystkie detale skóry, to prawdę mówiąc nie czuje nic. W pewnym momencie przyzwyczajenie bierze górę i trzeba to wszystko zalegalizować. Potem można zdradzać i pierdolić( że życie nie ma sensu).
- Hej, Ela!
- No?
Patrzę na dziewczę o ciepłym uśmiechu i zimnych nóżkach.
Ogólnie jest zimno.
- Czym jest miłość?
- No chyba przerwą w obwodzie.
Szczerzy zęby.
- Nieprawda, przecież wszystko wtedy działa tak samo.
- No chyba nie. To znaczy niby tak, ale jakbyś przyjrzał się bliżej to wszystko jest spierdolone. To znaczy, no… przepalone.
- A motylki w brzuchu?
- Jebnięcie prądu. Najpierw jest fajnie, ale potem to cię niszczy i na dodatek nie możesz tego zatrzymać.
Wzdycham teatralnie. Zupełnie jakbym był romantykiem, choć robienie z siebie Wertera to tracenie resztek godności.
- Myślałem kiedyś, że to ma sens, ale wiesz co? Chyba jednak chodzi o ładne nazywanie potrzeby stadności, stateczności i rozpięcia rozporka. Plus jakieś tam przywiązanie, które jak narkotyk przestawia nam w mózgu.
- No chyba. Idziemy na hamburgera do Mac’a?
A potem się w Tobie zakochałem.
Mimo przeciwności udało mi się podnieść seksowny tyłeczek z kuszącej przestrzeni łóżkowej i nadać cząstkom własnym pęd skierowany w stronę łazienki. Miętoląc w dłoni papier przedwczorajszej gazety obejrzałem się za siebie. Spłuczka w kiblu jest opisana równaniem różniczkowym, wiedzieliście o tym? Nawet jeśli nie wiedzieliście, to i tak pewnie gówno was to obchodzi.
Wykonałem prosty algorytm: jeżeli w lodówce jest jeszcze mleko, to je wyjmij. Jeśli gdzieś znajdziesz kawę, to ją zaparz. Nie zapomnij dodać mleka! Jeżeli się nie udało: wroć. Teraz sprawdź, czy nie odcięli ci wody. Opanuj się, nie przekli…
- Kurwa mać!
Tramwaj. Takie auto na prąd, a w środku koleś, który wciska guziczki. Ten gość posiada jeszcze woltomierz, ale z pewnością nie wie jak on działa.
Istnieje pierwsze prawo tramwaju, które przedstawiłbym następująco: jeżeli czas akcji przyciskania guziczka przez kierowcę jest krótszy, niż twój czas reakcji, wtedy zostajesz na przystanku. Więcej praw nie znam, ale jest jeszcze nieoficjalna plotka, którą zasłyszałem na jednej z imprez:
- Ze mnom się nie napijeeeesz? Noo we, przecież zawsze przyjedzie następny.
Udało mi się wsiąść, ale nie zająłem żadnego plastikowego krzesełka komfortu. Nie, wcale nie dlatego, że idąc tropem Rebeki Black ciężko mi podjąć decyzję „które miejsce mógłbym zająć?”. Ja, mówiąc szczerze, boję się starszych pań.
Kolejne diody cyfrowego wyświetlacza, z zegarem prawie tak szybkim, jak tok myślowy przeciętnego intelektualisty, zapalały się i zgaszały. W ten sposób zapewnia się ciągłość obrazu i zyskujemy złudzenie optyczne, bo widzisz coś, czego już dawno nie ma. To tak jak z patrzeniem w lornetkę butelki po pijaku.
Jak zwykle dotarłem na miejsce przeznaczenia o te kilkanaście minut za późno, ale skoro znajomi dobrze mnie znają, to powinni się na to przygotować. Sudoku, krzyżówki, rozczesywanie poplątanych kłaków lwa w zoo, fałszywa godzina spotkania. Cokolwiek jakkolwiek.
Otworzyłem drzwi baru i z miejsca powalił mnie odór tytoniu. Rozchmurzyłem się, czując nosem pi… wo, a potem ich znalazłem.
Podchmielony uśmiech przyszłych inżynierów to specyficzny widok i jakoś kurde nie chcę mi się wierzyć, że elita intelektualna jest właściwym określeniem, więc pozwolę sobie zaoponować.
Zmierzając do meritum: niedługo po powyższym zdarzeniu duża łapa kolegi spoczęła na nieco większym udzie koleżanki, a ludzie znający jej historię i kartę postaci, którym naopowiadała o sobie tyle dobrego, których uważałem za w miarę rozsądnych i równą miarą moralnych - ci właśnie ludzie pozostali niewzruszeni.
Szybko wyimaginowałem sobie jej faceta, zapewne wracającego z roboty. On, będący sporo kilometrów od niej, robi wszystko, żeby pokazać jak kocha. Materialnie, niematerialnie, fizycznie z małą dozą sapania. Co zaś dzieje się po drugiej stronie? W drugim możnaby rzec alternatywnym podzbiorze tej samej rzeczywistości? Tu proszę państwa mamy klasyczny przypadek wyjścia poza program. Coś, do czego nie byłaby zdolna „sztuczna inteligencja”( której notabene stworzyć nie można) i wielka szkoda, że ta właściwa jest.
Potem się całują, przytulają, a myślenie jest zmienną generowaną losowo, niestety ze zbyt małym prawdopodobieństwem. A potem jest pot, coś białego i łzy. Zaraz, zaraz. Ona mu nie powie, więc łez nie będzie. Jest za dobrą aktorką, chociaż nie wzięli jej do M jak Marnotrawienie Czasu.
Dziewczyna łapie za rękę faceta. Chociaż czuje jego ciepło i wszystkie detale skóry, to prawdę mówiąc nie czuje nic. W pewnym momencie przyzwyczajenie bierze górę i trzeba to wszystko zalegalizować. Potem można zdradzać i pierdolić( że życie nie ma sensu).
- Hej, Ela!
- No?
Patrzę na dziewczę o ciepłym uśmiechu i zimnych nóżkach.
Ogólnie jest zimno.
- Czym jest miłość?
- No chyba przerwą w obwodzie.
Szczerzy zęby.
- Nieprawda, przecież wszystko wtedy działa tak samo.
- No chyba nie. To znaczy niby tak, ale jakbyś przyjrzał się bliżej to wszystko jest spierdolone. To znaczy, no… przepalone.
- A motylki w brzuchu?
- Jebnięcie prądu. Najpierw jest fajnie, ale potem to cię niszczy i na dodatek nie możesz tego zatrzymać.
Wzdycham teatralnie. Zupełnie jakbym był romantykiem, choć robienie z siebie Wertera to tracenie resztek godności.
- Myślałem kiedyś, że to ma sens, ale wiesz co? Chyba jednak chodzi o ładne nazywanie potrzeby stadności, stateczności i rozpięcia rozporka. Plus jakieś tam przywiązanie, które jak narkotyk przestawia nam w mózgu.
- No chyba. Idziemy na hamburgera do Mac’a?
A potem się w Tobie zakochałem.
Prawdziwy siewca strachu boi się tylko popaść w banał.