Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bardzo głupie opowiadanie
#1
Ostrzeżenie:
dalszy tekst zawiera słowo "krupnik". Jeżeli jesteś osobą wrażliwą na ten wyraz, zalecane jest zaniechanie dalszego czytania.

Przygody Olbrzyma Stefana:
Pewnego razu egzystował sobie Olbrzym Stefan. Różnie go nazywano, więc pozwólcie, iż będę stosował zamienniki, bowiem jako narrator trzecio osobowy nie chciałbym być jednostronny.
Po tym jak zmalał i zmienił imię na Takczysiaka, Bylejak wyszedł z jaskini i odzyskawszy wzrost począł chodzić w tę i we w tę. Do grubego troglodyty podeszła Mrówka Zeta.
- Co porabiasz, grubasie? – zapytała swym charakterystycznym głosikiem.
- Poszukuję morału bajki – odparł zamyślony Bylejak. – Odbyłem już Podróż Tam, Gdzie Pieprz Rośnie oraz Wędrówkę Po Rozum Do Głowy.
- Po jaką dżumę?
- To mój obowiązek, misja.
- Pff – parsknęła mróweczka tak charkliwie, że wypluła czerwonego osła.
Olbrzym Stefan był wstrząśnięty, ale nie zmieszany.
- No. Autor chyba jako jedyny ma do mnie jako taki szacunek. Chyba, że to przymilanie się w celu wrzucenia mnie w wir jakiejś nieprzyjemnej przygody!
Ups…
Mrówka Zeta udawała, że znała autora osobiście.
- Osoby takie jak ona są znane głównie z tego, że są... że są...
- Znane?
- Dokładnie. Z pyska mi to wyjąłeś.

- Panie! Zombiaki chcą zjeść wszystkie rozumy!
- Wiem, głupie toto.
Zdrowy Psychicznie Rycerz hodujący pana Scrooge’a w kieszeni miał przed swym chudym obliczem tysiące żywych żołnierzy.
- Jest ser?
- Jedz ser!
- Mimo, że wojna w imię równości przeciwko orkom za sprawą ich obleśnego koloru skóry była głupia i pozbawiona morału z perspektywy literatury. Poza tym, wykorzystanie do tego zadania toksycznej substancji z waginy było zupełnie nie na miejscu. Niejaki Krasny Dziadek – nie-okoliczny kowal, znany także jako Kowalski, kuźnia jego mać, pomógł Elfiminatorowi, elfickiemu saperowi, wykryć minę własnym ciałem, przez co uzyskaliśmy dostęp do kanalizacji klawiatur.
- Kuźnia mać! – zaklął.
- To już wiemy. Dlatego też po odkupieniu win z gospody i zamordowaniu Duchymucha – potwora z duch much, których ginęło za dużo z rąk niewinnych cywilów, którzy mieli najwyraźniej muchy w nosie, Śkielet w tajemnej służbie jej królewskiej kości po wypowiedzeniu swej jakże wspaniało-nośnej, czarnej złotej myśli o treści:
„A może po zgonie trafisz na gorsze ******wo,
po co więc robić jakieś samobójstwo?”,
"Siódma pieczeń" - kot kradnący jedzenie, krew z mięsa, stwierdził, iż ostatnio sra wyjątkowo rzadko, czym wystraszył poniedziałkowego wroga, tę leśną mendę i górską ścierę. Jako ciekawostkę powiem, że Elfy są nieśmiertelne.
- To już wiem, skąd to przeludnienie. Wielki mi lordzie, cudowny, och, mistrzu!
- Idiota! – krzyknął zmieszany, ale tym razem nie wstrząśnięty (nigdy nie udało mu się utrzymać dwóch cech) Zdrowy Psychicznie Rycerz.
Nagle wyszedł czeski hydraulik.
- Ktoś mnie wołał? – zapytał.
Poczęli śmiać się jak idioci. Żelazko skoczyło trzy razy, po czym spadło w górę jak po narkotykach.
Czarodziej w niebieskiej szacie wypuścił kulę ognia, która uderzyła w Czecha. Oczom tłumu ukazało się znane im zwierzę. Pobiegł potem do lasku w kasku.
- Zrobili cię w konia.
- A potem wyprowadzili cię w pole.
- Naukowiec widzi cumulusy, ja źródła deszczu – patetycznie wyrzekł czarodziej w niebieskiej szacie, co dodawało mu powagi, nawet jeśli to zdanie miało pięć ukrytych przesłań pod maską.
Piękna tajemnica natury, którą zaraz przybiegnąwszy badacze w okularach zabiją betonową definicją.
- Jak u ciebie?
- W porządku.
- Co słychać?
- Ciebie w tej chwili.

Dalsza część przygód Olbrzyma Stefana:
- Co robisz?
- Nadal szukam morału tej opowieści.
- Ech, myślałam, że dałeś już sobie z tym spokój.
- Chyba nie dam rady...
- Posłuchaj mnie, Stefanie. Ci, co będą chcieli znaleźć morał, go znajdą. Ty nie musisz robić tego za nich.
- Masz rację. - Powiedział, zostawiając wszystko w pierwszym lepszym miejscu, tak jak to najlepiej potrafił, Bylejak, i oboje ruszyli w stronę jaskini.
- Miał być Stefan!
- Dobrze, już, dobrze - odrzekłem uśmiechnięty.
Potem zjedliśmy krupnik.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
Podobają mi się dwie rzeczy. Na początku klamra kompozycyjna związana z krupnikiem. Podoba mi się dlatego, że po raz pierwszy widzę u Ciebie przebłysk czegoś w stylu zamysłu. Zaskoczenia czytelnika. Bo pierwsze zdanie wzbudza zdumienie, ale szybko się o nim zapomina. A potem walisz na końcu między oczy. Bardzo ładnie.
Drugą rzeczą, którą lubię u Ciebie jest dystans do swojej twórczości i metanarracja. Opowiadanie bohaterów o narratorze, narratora o powtórzeniach i bohaterów o morałach itp. wygląda bardzo przyzwoicie. Za to też duży plus.

Niestety kuleje u Ciebie cała reszta. Znowu nagromadzenie sucharów i żartów językowych staje się nie do zniesienia, powodując przeludnienie motywów. Królują chaos i bełkot.
Spróbuj sięgnąć po oryginalne rozwiązania, stosuj mniej żartów językowych i nie pisz, co Ci ślina na język przyniesie, z nadzieją, że to takie awangardowe, absurdalne i zabawne. Może w momentu powstawania dowcipu w Twojej głowie tak jest, ale ja jako czytelnik czuję się zaszczuty całą masą idiotyzmów, które w połączeniu wcale nie bawią, tylko przytłaczają.

3/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Tak abstrakcyjne, że aż fajne. Coś jak Philip K. Dick tyle, że On brał LSD. Smile

Serdecznie pozdrawiam
Dj.
Prawda jest jak dupa, każdy ma własną.
https://www.facebook.com/Waldemar.Biela.rysunek/?ref=hl
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości