Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bajka o zdradzonym księciu przegranych
#1
                                                                   Bajka o zdradzonym księciu przegranych
 
- Ja na twoim miejscu chyba nie dałabym rady się pozbierać.
- Ja do teraz nie dałem.
 
- Faceci też czasem płaczą. Dlaczego mieliby nie?
- A ty też czasem płaczesz?
- Też, często.
 
   Za moimi plecami przesuwają się rzędy samochodów, jadą chuj wie gdzie. W którą, stronę i po co, dlaczego? Te przeklęte koła hamują na asfalcie, wzbudzając przeklętą wibrację która piskiem smaga mi po przemarzniętych bębenkach usznych. Co rusz żałuję, że nie wziąłem ze sobą spluwy z domu. Najpierw poszedłbym się odlać pod sąsiednim drzewem, którego rozłożyste gałęzie jakby zapraszają mnie ponętnie w stronę parku, gdzie zapewne gdzieś jakiś żigolak lata w rozchłestanym płaszczu, z którego wygląda bujający się maleńki pisiorek. Pewnie straszy jakieś nastolatki, które ledwie unoszą wzrok z nad ekranów swoich smartfonów i patrzą na niego z politowaniem. Ech prawdziwy żigolak dzisiaj ma wolne… Cholera jasna, gdzie ci moi przyjaciele jak ich potrzebują. Z chęcią przyjąłbym teraz kulkę w łeb. Nawet oni nie interesują się teraz takim żałosnym cwelem jak ja. Irina, kurwa jak ja cię nienawidzę. Kochałem cię suko podła. Wtedy też nie miałem ze sobą pistoletu, żeby go zastrzelić. Na chuj mi spluwa, jak jej nie używam. Nawet sobie nią łba nie mogę odstrzelić, jak już wypuszczę mojego małego z rąk po uprzednim odlaniu się w miejscu publicznym.
   
         Dlaczego ja mam kurwa taką mocną głowę? Mógłbym chociaż wpaść pod auto to kurwa nie. Heroiny mi gnoje nie dali. Skończyła się kurwa jasna psia mać. Cała jebana heroina się skończyła na tej zawszonej ulicy. No kurwa, żeby na dAerschot zabrakło jednej porządnej działki. Czy oni tutaj kurwa już żył nie mają? Jeszcze się okaże, że kurew też nie ma.
Cholera, cholera, cholera -  nagle podpity, prawie już nieprzytomny z wkurwienia i zatrucia alkoholowego przewraca się na chodniku na oko trzydziestoparoletni facet. Ląduje twarzą w kałuży, z dupą odwróconą przodem do oświetlonych na czerwono witryn z kurwami. Może spełni się jego marzenie i zamarznie z twarzą zanurzoną w wodzie, przez którą przedreptało na oko pół miliona osób, licząc tylko dzisiejszy dzień. W tym większość zboczeńców, dewiantów seksualnych lub nieśmiałych zapryszczonych nastolatków, którzy w cieniu parku nieopodal, być może pod drzewem obszczanym już przez Alfę, robili sobie dobrze. Po co robić to w pokoju, gdy można mieć soft porno na żywo rozgrywające się za witrynami sklepu z zabawkami dla bogatych? Mniejsza z tym, bogaci, czy mniej, każdy facet ucieka się często ze swoimi wewnętrznymi demonami, w jak najciaśniejsze szpary kobiecego ukojenia. Choćby i nawet tylko w sennych marzeniach.
       Na tej ulicy chłopięce marzenia stają się rzeczywistością. Nad ranem, czasem i biednemu trafi się szczęście, gdy interes gorzej idzie. Takie modne i wszechobecne ostatnio wyprzedaże dotarły również za Alfą do Belgii, na ulicę oświetloną  latarniami w krwistym kolorze duporaju. Zbliżał się już poranek, Alfę orzeźwił po jakichś piętnastu ulicach cykliczny, odświeżający prysznic, tryskający obficie spod kół samochodów. Jakby leżenie w kałuży było niewystarczającym luksusem, tego jakże bogatego i zarazem biednego, od dawna już dorosłego chłopca. Zebrał się ślamazarnie najpierw na czworaka, później zwalił się na ławkę i znów w myślach pomiędzy wiązanką przekleństw szeptał błagalną modlitwę o to by go ktoś łaskawie zastrzelił. Jak kurwa chcę, to żadna łachudra mnie nie ściga. Aaa teraz chyba święta, wigilia, czy tam Boże Narodzenie, to wolą paść swoje wielkie brzuchy, niż przynieść ukojenie potrzebującemu. Tacy kurwa religijni. Irina, Irina, ty szmato piękna, ty cipo wąska, ty ty ty… Moja dupa, kurwa moja dupa… Ja pierdolę. Nie, ja tam kurwa wracam i ją zastrzelę. To moja dupa Irina, kurwa moja…!!! A nie żaden jebany wolontariat. Za mało się najebałem.
          Alfa zastanawia się w skupieniu, zdroworozsądkowo, ledwo widząc na oczy z przepicia i przepitych łez, nad tym jak trafić do monopolowego, który znajduje się po przeciwnej stronie ulicy. Chuj z tym, idę na żywioł. Skacze lub raczej dźwiga się z trudem z ławki i przebiega najpierw przez krawężnik, a później przez ulicę. Nie zostaje zabity tylko dlatego, że nad ranem ruch już jest mniejszy i wolniejszy, a te nieliczne nieszczęśliwe jednostki, które rozpoczynają pracę o nieludzkiej porze przynajmniej cieszą swoje oczy widokiem z okien rozkoszy. Chociaż i tam widok już nie najwspanialszy, gdyż towar już z lekka zużyty i nieświeży po wyczerpującej nocnej pracy, a tu jeszcze parę godzin do końca, gdy w końcu zmęczone głowy będą mogły się położyć na poduszce, a zorane uda zacisnąć na spoconej kołdrze. Nikt nawet nie zatrąbił za pijaną sierotą. Samiec Alfa osiągnął pozycję niewidzialną, równą z poziomem bruku. Już miał ruszyć do wodopoju, gdy w oko rzuciła mu się jakaś czarna foka. Odwrócił się na chwilę jak spragniony na pustyni z miejsca złapany na przynętę. Ostała się jedna świeża foka na tym ugorowisku. Czarne loki, cycki i goła dupa. Gra. Odbicie niewyraźne, tak jak i zamglony jego wzrok, ale coś mu mówił rozporek, że to fajna dupa. A on go jeszcze nigdy nie oszukał, nie tak jak ta kurwa z Białorusi. Chuj z nią. Idziemy stary. Alfa zarechotał pod nosem, złapał się na chwilę za jajka a następnie ruszył do wytwornego przybytku, który sąsiadował z monopolem, a z którego to bił najpotężniejszy czerwony blask. Z lekka już przygaszony, przez wstające już nad to zasrane niebo szare słońce. Nawet klaksony tu nie grały, cisza dzwoniła Alfie w uszach. Być może to niepokojący znak, że oto rozpoczęło się trzeźwienie. O nie… Jak tylko wydupczę tą loczkowaną kurwę, wrócę do monopola. No i gitara. Uśmiechnął się pod nosem nad błyskotliwością swojego wyżartego przez 0,7 umysłu.
      Wszedł przez szeroko otwarte drzwi z impetem z miejsca poczuł się jak u siebie, te same tapety, te same lampy, nawet kurwy prawie te same. Czuł się jak w domu.
                                                                              *
 
 
- Ty, ty i ty – wypowiadał ten jeden króciutki wyraz głośnym, przenikliwym szeptem zatrzymując palec wskazujący przez kilka sekund nad każdym z okazów. Przedłużał przy tym wypowiadanie poszczególnych głosek, jak gdyby bawił się nimi, tą sytuacją a w myślach bawił się już z nimi. Bezimiennymi brunetkami. Była to dla niego wystarczająca gra wstępna. W następnej  chwili chwycił w pasie pierwszą z nich, długonogą mulatkę ubraną w czarne kabaretki z pieprzykiem nad jednym z kształtnych cycków. Wziął ją na ręce i skierował się szybkim krokiem w stronę schodów. Wykrzyknął jeszcze tylko nawet się nie odwracając
- Wy też – dwie- na górę!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości