Poukładane w rządku stały, równo. Równość ich pęczniała i wychodziła wyrafinowanie z pozy przybranej i ustalonej, zrządzeniem fizykalno-idealnym. Jak ściśnięta gąbka, co przez niewidzialną przyczynę wraca do stanu, rzekłbym, naturalnego. Idę i podziwiam ten kosmos wyśniony. Wszystko tam, gdzie być powinno. Niczym w zegarku, mechanizmy i mechanidła chodzące z dokładnością konstrukcji skrzętnie zaplanowanej. Może właśnie znajdowałem się w takiej? Nie wiem. Tik tak, słyszę. Tik tak – rak, rak, rak obok mnie idzie! Nic to. Idę dalej, teraz z rakiem.
One wciąż równo stoją. Zmieniają oblicze nie niszcząc konsystencji, nienaruszone więdną i wzrastają. Po coż rosną? Ha! Dobrze byłoby wiedzieć, rozumieć nieustanną gonitwę na efemerycznym polu mechaniki myśloidalnej. Chyba minął mnie, zaczerwieniony nieco, pan – hah! Mechanizm idealny! Bursztyny! Brylanty! Diamenty może?
Wciąż idę, po nitce do celu. Jakież to proste! Powiedzmy sobie: wychodzone! I zrodzone we mnie, ze mnie, i obok mnie! Duch jakiś, poczciwiec przenikliwy, prześwietlający wnętrza nasze. Tak, to ten, co otrząsa z chaosu na pozór przybranego...Dźwięki zewsząd tchną harmonijnie! Och, wskazówką w nie – prostolinijnie, prostolinijnie! Więdnę i wzrastam, chodząc to tu, to tam. Spalam się, jak zapałka zamieram po chwili ekstatycznej.
Idee mkną obok mnie, równo, absolutne i takie same. A ja? Zdania tworzę, podłużne, obojętne, nieco w świecie zagubione. Jawa? Sen?
Zwątlona linia czasu umyka. Już go nie liczę. Chyba wraca do początku. Zdaje się, że jakaś zaokrąglona sunie, przestrzennie powtarzalna. Gdzie jestem? Gdzie się znajduję? Ona – witalnie pędzi przed siebie, ja – agonalnie mruczę, jakby do siebie, no wiecie? Wiruje dookoła, do tańca bierze. Tango! Tango! Rzeczywistość nieskończona, dziwnie, dziwacznie wykręcona! Żyć, puchnąć w niej, ach, jakże ona pięknie pokręcona...
Maszynowo schodzi taśma produkowania skrajnie podobnego. Idąc zdajem się reorganizować na wzór zapieczętowany odgórnie. Doskonałość zamysłu oceniam przechylnie. Taśmą sunę pilnie przed siebie. A one wciąż tak równo, równością zaświatową, transcendentną! Głosy tylko sobie szepcą. Cicho, cichuteńko kładą wokół słowa.
Zamknięty w klatce oglądam to wszystko, wzrokiem zmętniałym. No powiedzcież, gdzie jestem? Gdzież jestem!? Dlaczego to takie idealne? Dlaczego doskonałe? Pomocy, pomocy! Wariat! Wariat we mnie, i obok mnie, i ze mnie!
One wciąż równo stoją. Zmieniają oblicze nie niszcząc konsystencji, nienaruszone więdną i wzrastają. Po coż rosną? Ha! Dobrze byłoby wiedzieć, rozumieć nieustanną gonitwę na efemerycznym polu mechaniki myśloidalnej. Chyba minął mnie, zaczerwieniony nieco, pan – hah! Mechanizm idealny! Bursztyny! Brylanty! Diamenty może?
Wciąż idę, po nitce do celu. Jakież to proste! Powiedzmy sobie: wychodzone! I zrodzone we mnie, ze mnie, i obok mnie! Duch jakiś, poczciwiec przenikliwy, prześwietlający wnętrza nasze. Tak, to ten, co otrząsa z chaosu na pozór przybranego...Dźwięki zewsząd tchną harmonijnie! Och, wskazówką w nie – prostolinijnie, prostolinijnie! Więdnę i wzrastam, chodząc to tu, to tam. Spalam się, jak zapałka zamieram po chwili ekstatycznej.
Idee mkną obok mnie, równo, absolutne i takie same. A ja? Zdania tworzę, podłużne, obojętne, nieco w świecie zagubione. Jawa? Sen?
Zwątlona linia czasu umyka. Już go nie liczę. Chyba wraca do początku. Zdaje się, że jakaś zaokrąglona sunie, przestrzennie powtarzalna. Gdzie jestem? Gdzie się znajduję? Ona – witalnie pędzi przed siebie, ja – agonalnie mruczę, jakby do siebie, no wiecie? Wiruje dookoła, do tańca bierze. Tango! Tango! Rzeczywistość nieskończona, dziwnie, dziwacznie wykręcona! Żyć, puchnąć w niej, ach, jakże ona pięknie pokręcona...
Maszynowo schodzi taśma produkowania skrajnie podobnego. Idąc zdajem się reorganizować na wzór zapieczętowany odgórnie. Doskonałość zamysłu oceniam przechylnie. Taśmą sunę pilnie przed siebie. A one wciąż tak równo, równością zaświatową, transcendentną! Głosy tylko sobie szepcą. Cicho, cichuteńko kładą wokół słowa.
Zamknięty w klatce oglądam to wszystko, wzrokiem zmętniałym. No powiedzcież, gdzie jestem? Gdzież jestem!? Dlaczego to takie idealne? Dlaczego doskonałe? Pomocy, pomocy! Wariat! Wariat we mnie, i obok mnie, i ze mnie!