Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Małpokalipsa
#1
Leżała. Obolała, z kpiącym parskaniem - pojawiającym się raz po raz - patrzyła na przeciwległą część pokoju. Tam zawsze ktoś leżał. Nie dziś. Miało to chyba jednak jakieś znaczenie. Dla Małpy zwanej Kawą.
Jej oczy - czarne jak włosy węgierskich nastolatek - napełniały się płynem do mycia szyb - te zwierciadła duszy. Brakowało jej, ale nie kapci, które rozgryzły Azory. Nie bezpiecznego mieszania kwasu z wodą. Tam ktoś zawsze leżał. Nie mogła sobie przypomnieć kto.
Podniosła ogon na połowę wysokości ściany. Taki miała pierwszy odruch przebudzania. Oczy przyzwyczajały się do spoglądania przez ściankę substancji kisielopodobnej, o zabarwieniu zmywacza do paznokci. Chwyciła za telefon. Memory F, łaczymy się z naszą reporterką, Herbato, czy nas słyszysz?
Po czwartym sygnale rozłączyła się. Dotarło do niej, że przyjaciółka jest w pracy, gdyż zegarek na wyświetlaczu oznajmił jej, że jest szesnasta rano. A puste łóżko, z poduszkami w kangury, zaczęło drażnić. Rzuciła z wściekłości telefonem w tamtym kierunku. Nie doleciał jednak, nie miała dostatecznie dużo siły. Za mało likieru bananowego musiała wczoraj wchłonąć.
Usiadła. Spojrzała, czy na futrze w kolorze czekolady mlecznej typu Milka, nie ma żadnych podejrzanych plam czy innego typu zaschniętych gum do żucia. Znalazła papierek po Halls'ie. Złożyła go w kosteczkę i położyła na ławie. Zaraz obok diamentowych kolczyków, które wypięła przed snem. Podniosła pilota, skierowała w stronę maszyny do mielenia dźwięków i rozległo się "Creep" zespołu Radiohead.
"Tęsknię", burknęła pod nosem, wstając. Małpa zwana Kawą.
Po trzech nieudanych fikołkach na drabince, zainstalowanej na ścianie, już wiedziała, że to będzie nieudany dzień. Podchodząc do szafy nie mogła się zdecydować, czy założyć kaszkiet czy czapkę z daszkiem z logiem Batmana. Ostatecznie wybrała to pierwsze. Potem wrzuciła na siebie zwiewną kieckę w delfiny, kolorem przypominającą pustynię w Nevadzie. Zamiast parasolki postanowiła wziąć czekan, dla lepszego efektu. Obrazu dopełniały fioletowe, zamszowe mokasyny.
Jeszcze raz spojrzała się za siebie na pustkę. Pustkę w sercu - brak, którego nie potrafiła zdefiniować. Gdzieś ktoś na pewno wiedział, co jest grane. Przypięła walkie-talkie do wstążki, przywiązanej do bicepsu lewej ręki i przekręcając pokrętełko pojawiła się online.
- Mobilki, mobilki, to ja wasz ulubiony skurwysyn. Dziś będzie słonecznie, więc parasole prosimy podziurawić, żeby opalenizna w kropki zadziwiała sąsiadów i rodzinę. Ten dzień sponsorują litery q, r, w i a, a także cyfra 8, ośle.
Po czym rozległ sie gromki śmiech. Małpa zwana Kawą wcisnęła boczny klawisz. Rozległo się kliknięcie.
- Kawa jest, over.
Potem - dwadzieścia trzy powitania później, żeby to było jasne - dotrała już na plac zabaw, gdzie zawisła ogonem na klonie, patrząc jak małpiszony rzucają się jabłkami, śliwkami, mango i ananasami, robiąc najcudowniejszy kisiel, jaki został kiedykolwiek stworzony. Wyciągnęła Camela z paczki. Nie chciał wyjść, zgarbiony, ale w końcu się udało. "Lepsze to niż radomskie", pomyślała. Małpa zwana Kawą.
- Mobilki, mobilki, na dobry początek dnia, dla wszystkich naturalnie pieprzniętych małp, Gorillaz "Clint Eastwood".
To oznaczało, że blisko było do siedemnastej, więc czas kierować się w stronę torów kolejowych. Po drodze, na straganie, zdobyła jeszcze siatkę pomarańczy. Usiadła na poręczy, oczekując cierpiwie pierwszej ofiary, kiedy nagle szturchnęła ją retrospekcja. Nieprzejrzysta. Zwykła tu być z kimś. Ale kiedy spojrzała na prawo, nikogo tam nie było.
Z konsternacji wyrwał ją dźwięk nadjeżdżającego pociągu. Spojrzała mu prosto w światła, marszcząc nos. Chwyciła pomarańcze w obie dłonie, wyczekując odpowiedniego momentu. Lewa szyba, samo centrum, prawa szyba, lekko za nisko. Musiała wczoraj osłabić sobie ścięgno przy masturbacji.
- Kawa, over.
- Tu Kawa, gołehed.
- Zeszło ci, kurwa, na prawej szybie, łajzo, over.
- Goń się, pedale, over.
Hirek zawsze krytykował jej rzuty. Tak już miał, jak do czegoś sie nie przyczepił, to znaczyło, że albo ma niedobór wapnia albo kogoś wczoraj zerżnął. Siedział zwykle dwa mosty dalej.
Nadjeżdżał kolejny przeciwnik. Nigdy nie potrafiła oprzeć się pojedynkowi z tymi monsterami, które ją tu przywiozły. Zabrały z rodzinnego miasta i wyrzuciły w tym sanatorium dla konsumentów i supermarketowych zombie. Nie potrafiła im tego wybaczyć. Lewa ręka, bingo, prawa ręka, bingo dwa. Usatysfakcjonowana spojrzała mu na ogon, jak odjeżdżał. nawet obróciła się za siebie, jakby mówiąc "No, Hirek, skrytykuj to". Ale była tylko cisza.
- Mobilki, mobilki, czas na zmianę tempa tupania, dla każdej małpy, która odwaliła lipę na moście "Born to slow" Crystal Method.
To oznaczało, że zbliżała się pora na trzepak. Porzucając siatkę pomarańczy, wbiła tylko jedną w czekan i ruszyła z wolna w rytmie rozlegającym się z walkie-talkie. Widząc znajomy obiekt zabaw. Pusty. Bez dywanu. Bez problemu. Uśmiechnęła się do siebie. Może w końcu coś się dzis odmieni. Jednak gdy tylko podeszła bliżej, znów jej się przypomniało, że zwykła tu być z kimś. Kimś ważnym. Kimś, kogo nie mogła sobie przypomnieć. Znów przerżnął ją smutek. Ją - Małpę zwaną Kawą.
Trening rozpoczęła od salta z wyrzutu ogonem. Potem kilka ciosów czekanem z różnych pozycji 'up side-down side'. Na koniec zdjęła mokasyny i na boso już przeszła górnym szczeblem po całej długości. Podsumowała to wkładając czekan do wystającego otworu. Po czym pobiegła na czworakach - z mokasynami zawieszonymi na uszach - w stronę szopingcenteru.
- Mobilki, mobilki, jeśli jeszcze nie udało wam się odjebać niczego sugestywnie znaczącego, bando idiotów, to dla was "Out of Space" The Prodigy i jeszcze jest czas do zamknięcia głównych wejść.
Przykleiła na mordkę głupawy uśmiech i zaczęła szczerzyć się do ochroniarzy. Gestykulowała, pokazywała im palce, język, dupę i nawet zastanawiała czy nie wysrać im sie na gejmobil, ale ostatecznie nie miała czym. Co przypomniało jej, że całkowicie pominęła konsumpcję. Kiedy tylko faceci w szarych kostiumach zakluczyli drzwi zanurkowała w pobliskim śmieciotankowcu, szukając kartonu po pizzy. Z reguły jakiś sprzedawczyk zamawiał sobie całą i nie dojadał połowy. Oni wszyscy zawsze chcą więcej niż potrafią przyjąć na klatę. "Leszcze", pomyślała. Kiedy miała chapnąć już pierwszego gryza, przypomniała sobie z kim spędzała te wszystkie dnie. Kogo jej dzis brakowało. Za kim tęskniła, tak naprawdę do tej pory nie pamiętając. Małpa zwana Kawą.
Jak to w finale hamerykańskich filmów upuściła pizzę w zwolnionym tempie, odwracając się za siebie. Podmuch wiatru, w slow motion, strącił jej mokasyny z uszu. Prawie nieruchomie ściekła jej ślina po brodzie. Problem tkwił w tym, że tam nikogo nie było. On tam nie nadchodził znikąd. Przecież jak niby miał to zrobić, kiedy był tylko pluszowy, sztuczny, wypchany. A do tego prawdopodobnie zwęglony lub skremowany w zeszłonocnym ognisku, kiedy to nawalona likierem bananowym ubzdurała sobie, że puszcza oko do jakiejś innej małpy i zakończyła jego żywot.
Liście spadały, samochody przejeżdżały, gazety leciały, szczęka zawisła w zdziwieniu i niedowierzaniu.
- Mobilki, mobilki, w hołdzie poległemu wczoraj dzielnemu miniłosiowi Dantemu "Always" Bon Jovi, będziesz na zawsze w naszych myślach, bro.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#2
Opowiadanko jest pieprznięte, ale niekoniecznie w takim fajnym znaczeniu. Jest kilka naprawdę fajnych fragmentów, ale nurzają się w tak ogromnym chaosie, że aż głowa boli.
Niektóre porównania są prostackie, czasem zwyczajnie głupie. Niestety nie wszystko można wytłumaczyć konwencją. Chociaż ta sama w sobie nie jest nawet zła. Ale pędzenie z fabułą i cokolwiek miałkie zakończenie, które pokazywało, że tekst był właściwie o niczym, niestety psuje efekt.
Warsztat jest bez zarzutu. Zgrzyta mi straszny pośpiech i chaos.
Podobało mi się jak Małpa zwana Kawą wypowiada się na temat papierosów radomskich. To był chyba najweselszy absurd, jaki tu spotkałem. Upuszczenie kawałka pizzy w zwolnionym tempie to też niezły efekt i nietypowy jak na literaturę, ale bardzo sprawnie tu zadziałał.
Niestety tekst jest nierówny, więc wystawiam ocenę 3/5, czyli po prostu średnią. Ale potencjał ma większy.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Na szczęście nie jestem facetem, żeby licytować się większym czy mniejszym potencjałem, więc napiszę tylko, że jest OK. A także, że kwestie spikera - który zresztą jest świetnym elementem tekstu - radziłabym odróżnić cudzysłowem, a sam początek to zdecydowana przesada, z tym płynem do szyb i włosami węgierskich nastolatek - chyba, że to ja jak zwykle czegoś nie chwytam ;>. Natomiast kiedy już przez ten początek się przebrnie, zaczyna się ta część, kiedy można się potknąć wyłącznie o brakujące przecinki i osłabione przy masturbacji ścięgna. Fajnie jest widzieć tutaj typowe dla ciebie "chwyty", jak podany przez poprzednika przykład z pizzą, niestety momentami daje kiczem, i tak podkręconym absurdem, że aż nikogo nie bawi, jak kilkuletnie kolejki do specjalistów, ale nie wiem, czy można tu mówić o głupich porównaniach, również zakończenie nie wydaje mi się w żadnym wypadku miałkie, ani psujące efekt.

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości