Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Anhedonia
#1
Biorę nóż do ręki. Drewniana rękojeść doskonale pasuje do mojej dłoni, leży w niej idealnie. Ostrze wbija się głęboko w zimny kawałek mięsa, przecina włókna mięśniowe, zwoje nerwowe i włosowate naczynia krwionośne, a z otwartej rany wycieka cienka stróżka bladoczerwonej krwi.

Mam na imię Mikołaj, chodzę po tym ponurym świecie szesnaście lat, kilka miesięcy temu zacząłem naukę w technikum, tworzę własne programy komputerowe i witryny internetowe, mam wadę wzroku, przez co noszę okulary z grubymi szkłami, wyglądam przeciętnie, ubieram się przeciętnie, cały jestem przeciętny, tak przeciętny, że prawie niewidzialny i… nie mam uczuć. Nie, to nie tak, że nie posiadam ich wcale. Czasem bywam zły. Odczuwam gorzki zawód na gatunku ludzkim, frustrację, strach, smutek i nienawiść, wszystko naraz. Nie czuję zwyczajnej radości z życia i tego wszystkiego, co sprawia, że człowiek może nazwać się człowiekiem – nie cieszą mnie zapachy i smaki, drobne przyjemności dnia codziennego, nie doceniam piękna przyrody czy rzeczy wytworzonych ludzką ręką, nie potrafię bawić się jak inni, utraciłem zainteresowania i związaną z nimi satysfakcję.

Pod ścianą siedzi dziewczyna i patrzy swoimi wielkimi oczami prosto na mnie. Wiem, że to dobre. Uśmiecham się do niej. Śledzi wzrokiem ruch mojej dłoni, gdy po raz kolejny wbijam nóż w duży kawał mięsa i leniwie przekrawam go na pół. Zerkam na nią i dostrzegam dziwny błysk w jej oczach. Długie jasne włosy opadają na twarz, lekko ją przysłaniając i spływają srebrzystą kaskadą po ramionach. Światło gubi się w nich i wymyka między pojedynczymi pasmami. Jak księżycowa poświata…

Wracając do postrzegania świata i braku uczuciowości u mojej osoby, moja anhedonia zaszła znacznie dalej, niż można by było przypuszczać. Krótko mówiąc – nie posiadam żadnych pozytywnych uczuć względem siebie jak i względem innych ludzi. Względem siebie czuję zimną obojętność. Jestem sobie. Względem ludzi nie czuję nic dobrego, zatraciłem zdolność empatii i współodczuwania, a nawet zwykłej litości.

Dlatego teraz również nic nie czuję, gdy uświadamiam sobie, że błysk w oczach dziewczyny jest widmem strachu. Zauważam, że lekko drży. Ze znikomą dozą satysfakcji kładę na blacie odcięty kawałek mięsa i kroję go na paski, a następnie w kostkę.

Dziewczyna ma na imię Wiktoria i jest wegetarianką. Tak jakby przypływ uczuć do zwierząt mógł zastąpić zwyczajny szacunek do ludzi. Odczytuję to jak zakłamanie i hipokryzję, bo jak inaczej nazwać fakt, że więcej miłości i zrozumienia potrafi okazać zwierzętom niż drugiemu człowiekowi? Walczy o ich prawa, lecz gdzie tutaj miejsce dla praw ludzkich, dla praw człowieka do normalnego życia? Gardzę osobnikami jej pokroju. Żyją w swoim zakłamanym, małym światku, walczą o prawo do życia, lecz jednocześnie popierają aborcję i eutanazję, a ich walka opiera się jedynie na przemocy. Udają dobro i, by zaspokoić swe wrzeszczące sumienia, organizują wiece charytatywne, zostają wolontariuszami w jakichś organizacjach, a wszystko po to, żeby zachować pozory. Mówią, że ich działania motywują chęci pomagania innym, zmieniania świata na lepsze… Gówno prawda! Pomagają tylko po to, żeby udowodnić przed sobą, że nie są egoistami, a tak naprawdę nimi są. Egoiści i egocentrycy! Każdy człowiek jest egoistą i egocentrykiem. Chcą pomagać, bo czują, że należy to do ich moralnego obowiązku, a gdyby nie pomogli, czuliby wyrzuty sumienia - o ile by jeszcze je mieli. Bezinteresowność nie istnieje. Moralny obowiązek? Moralność? Czym one w ogóle są? Moralność to bajka wymyślona tylko po to, by wywyższyć gatunek ludzki ponad inne zwierzęta, żeby pokazać, że człowiek kieruje się nie tylko instynktem przetrwania. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy takimi samymi zwierzętami. Ssaki. Naczelne. Homo sapiens. Różnimy się od nich tylko tym, że mamy lepiej rozwiniętą korę mózgową i płat czołowy, dzięki czemu szybciej się uczymy, zapamiętujemy więcej wydarzeń z przeszłości i głębiej odczuwamy niektóre sprawy, nie tylko instynktownie. Gdyby nie cechy różnicujące zwierzęta i ludzi, skąd brałyby się choroby psychiczne? Zastanawiałem się kiedyś, dlaczego ludzie mają duszę, a zwierzęta nie? Po prostu chcemy czuć się lepsi. Jednak w skrajnych przypadkach, gdy społeczeństwo zawodzi, zaczyna przeważać natura czysto zwierzęca. Jako przykład mogę podać przypadki kanibalizmu w okolicznościach zbliżającej się śmierci głodowej. Alpiniści zagubieni w wysokich partiach gór, pasażerowie rozbitego samolotu na Syberii, turyści na bezludnej wyspie, dobrzy przyjaciele, którzy zjadają siebie nawzajem, bo w oczy zagląda im śmierć. Taki stan, gdy uaktywniają się najniższe instynkty jest, moim zdaniem, bardziej ludzki niż wszechobecna hipokryzja.

Ostatnie cięcie i duży kawałek mięsa zamienia się w małe, równe kosteczki. Wrzucam wszystko do żółtej miski i przyprawiam. Wkładam tam ręce, żeby wymieszać pieprz, sól i zioła z mięsem, a zimny dotyk powoduje u mnie gęsią skórkę i przyjemny dreszcz.

To, co człowiek nazywa zachowaniem ludzkim jest tak naprawdę wpasowaniem się w określony z góry schemat. Rodzimy się, uczymy różnych codziennych czynności i pożytecznych umiejętności, chodzimy do szkoły, zdobywamy wiedzę, później tę wiedzę wykorzystujemy, pracując, żeby następnie przejść na emeryturę, żyć nędznie i w końcu żywot ten zakończyć, lądując dwa metry pod ziemią. Staramy się nie wychylać przed szereg i dopasować do reszty szarej masy, jaką jesteśmy. Gdy znajdziemy jakieś defekty w swoim sposobie myślenia i rozumowania, budujemy mury i ukrywamy wady, a gdy jednak się nie uda, trafiamy do więzienia lub szpitala psychiatrycznego. Jakie defekty? Lubieżne myśli, chęci skrzywdzenia kogoś, wyłamania się ze schematu dobrego obywatela…? Ile razy chcieliśmy zrobić coś niedobrego, lecz myśleliśmy: przecież to nieludzkie, co inni pomyślą, jak ja się z tego wytłumaczę, tak nie można, to złe i okrutne, co powiem rodzicom, uznają mnie za potwora, nie mogę tak myśleć… I nie myśleliśmy. Do czasu, gdy znów zawiedliśmy się na ludzkim gatunku.

Gwałtownie wyrzucam zawartość miski na patelnię. Jeden mały kawałeczek spada z gracją na ziemię i turla się kierunku dziewczyny. Ona przestraszona kuli pod siebie nogi, a ja słodko się do niej uśmiecham.

Często zawodziłem się na ludziach, ale ostatnio zrobili mi najgorszą rzecz, jaką można pojąć. Podarowali nadzieję. Nadzieja jest przekleństwem, bo łatwo ją stracić.

Od zawsze byłem ofiarą losu. Straciłem rodziców, gdy miałem kilka lat i od tamtego czasu wychowuje mnie ciotka. Aktualnie wyjechała na kilka dni do siostry, która miała zawał i leży w szpitalu. W dzieciństwie byłem drobnym, niskim chłopcem, z którego śmiały się inne dzieciaki. Z tego powodu często zmieniałem szkoły. W gimnazjum odkryłem swoją pasję do komputerów, wolałem spędzać czas tworząc programy lub po prostu grając, niż przebywając z ludźmi. Komputer zastąpił mi znajomych i podarował również tę przeklętą wadę wzroku – kolejną prowokację do zaczepek i głupich żartów. W końcu zwykłe ludzkie interakcje nie były mi potrzebne, wystarczała pasja stopniowo przeradzająca się w uzależnienie.

Wychodzę na chwilę z kuchni. Wiem, że dziewczyna nigdzie się nie ruszy. Czeka na mnie. Z pokoju gościnnego przynoszę przygotowane wcześniej ochronne folie malarskie i nożyczkami rozcinam opakowanie.

O moim problemie z komputerowym nałogiem uświadomiłem sobie dopiero, gdy skończyłem gimnazjum i poszedłem do technikum. Co dziwne, zostałem zaakceptowany przez nową klasę, mimo mojego niskiego wzrostu i wielkich okularów na nosie. Mało tego, znalazłem prawdziwych znajomych, z którymi zacząłem spotykać się po szkole i nawet umówiłem się na kilka randek z Wiktorią – klasową pięknością i wegetarianką.

Rozkładam jedną plandekę na kuchennej podłodze, a pozostałe kładę na stół i meble. Gwoździami przybijam folię do ścian tak, że wszystko jest szczelnie osłonięte. Mógłbym przykleić ją taśmą, ale gwoździe są bardziej widowiskowe, stwarzają więcej hałasu i domysłów...

Przyszedł czas, gdy nowi kumple zaprosili mnie na klasową imprezę. Pojechaliśmy nad jezioro, wzięliśmy namioty, jedzenie i alkohol. Wiktoria była ze mną i może zabrzmi to banalnie, ale pierwszy raz w życiu poczułem prawdziwe szczęście. Nie zważałem nawet na to, że panicznie boję się wody. Siedziałem na plaży w pewnej odległości od zdradzieckiej tafli, ona wiedziała, dlaczego boję się podejść bliżej, siedziała obok, piliśmy piwo i pocałowała mnie, tak naprawdę. Zobaczyłem, że Kuba – chudy chłopak o nogach jak tyczki – trzyma kamerę i nagrywa nas. Chciałem zaprotestować, ale Wiktoria raźnie pomachała do obiektywu. Nagle poczułem dwie pary silnych rąk na ramionach, które podniosły mnie z ziemi i oderwały od dziewczyny. Ona zaniosła się dźwięcznym śmiechem. Nim zdążyłem zareagować, dwóch chłopaków z klasy niosło mnie w kierunku jeziora. Krzyczałem, żeby mnie puścili, a oni śmiali się, tak okropnie się śmiali. Gdy leciałem twarzą kierunku przeźroczystego lustra wody, w miarę zmniejszania odległości jego kolor zmieniał się na purpurowo czerwony. W miejscu kamieni i wodorostów widziałem moją mamę, nagą i martwą z wytrzeszczonymi oczami, i leżącego na niej ojca, również martwego z podciętymi żyłami. Znalazłem ich w łazience w wannie, ojciec utopił matkę, a później zabił siebie. Zacząłem młócić rękami wodę, ale obraz nie znikał, nadal tak samo wyraźny i przerażający jak dziesięć lat temu. Krzyczałem, próbując pozbyć się natrętnych wspomnień, które lepiły się do mnie niczym ta woda mętna jak krew. Krzyczałem, żeby przepędzić strach, który zawładnął każdym moim oddechem i ruchem. Wydawało mi się, że minęła cała wieczność zanim ludzie z klasy, którym zaufałem, wyciągnęli mnie na brzeg i stanęli w kręgu, ciągle się śmiejąc. Ten śmiech nawet teraz rozbrzmiewa w mej głowie. Podbiegła do mnie Wiktoria, ale odepchnąłem ją i wstałem. Wiedziałem, że powiedziała chłopakom z nowej klasy o moim lęku, że celowo wyciągnęła ze mnie ten fakt, że zrobiła to, żeby mnie zniszczyć… Chwiejnym krokiem odszedłem od tych, którzy w dalszym ciągu nazywają siebie ludźmi.

Ustawiam kamerę na statywie dokładnie na wprost Wiktorii. Podchodzę do kuchenki i przesypuję mięso na talerz. Kładę go obok dziewczyny. Wegetarianka, zabawne. Przekładam nóż rzeźnicki z blatu na stół tak, żeby go widziała. Żeby bała się tak, jak ja tamtego dnia nad jeziorem.

Następnego dnia film ze mną w roli głównej znalazł się w sieci. Komputer, który przez tyle lat był wybawieniem i ratunkiem przed rzeczywistością, stał się najgorszym przekleństwem. Po tygodniu o moim ataku paniki wiedziała cała szkoła. Żartom nie było końca. Przestałem wychodzić z domu. Kiedyś trzymałem złe myśli na wodzy i próbowałem oswoić potwora, którego hodowałem w swoim umyśle przez lata. Kilka tygodni temu solidnie zbudowany mur zaczął się kruszyć. Teraz pękał. Za parę godzin miał runąć z łoskotem. Od zawsze komputer pomagał zapomnieć o mrocznej stronie mojej natury, o wyhodowanym potworze. Teraz, gdy straciłem jedyną możliwość samokontroli, nadszedł czas, by uwolnić bestię.

Ludzie pracują i żyją normalnie, starając się nie dopuszczać do siebie okrutnych myśli, więżą je w klatkach swoich zgniłych umysłów. Każdy choć raz pomyślał o tym, jak to jest zabić człowieka. Jak to jest wbijać nóż w czyjeś wijące się w konwulsjach ciało, czuć czyjś ból i sycić się nim. Idę o zakład, że myśleli o tym sąsiad z naprzeciwka, bankier w drogim garniturze, starsza pani z małym pieskiem, wiecznie zmęczony robotnik na budowie, kasjerka w sklepie, milioner z ulicy Niebiańskiej i wszyscy, którzy otaczają nas na co dzień. Wiktoria na pewno też kiedyś nad tym rozmyślała.

Biorę ze stołu nóż i ważę go w dłoni. Jak mówiłem, pasuje idealnie. Włączam kamerę i podchodzę do dziewczyny. Strach w jej oczach zamienia się w zwierzęce przerażenie. Próbuje krzyczeć przez zaklejone taśmą usta, szarpie rękami owiniętymi mocno nylonową żyłką. Przemija działanie leków, którymi ją odurzyłem, a świadomość usiłuje przebić się przez narkotyczną mgłę. Ostrze noża odbija wpadające do kuchni ostatnie promienie słońca. Teraz ja nauczę ją, co oznacza być człowiekiem.
Przedstawienie czas zacząć…
„Poczułem podmuch powietrza wprawionego w ruch skrzydłem szaleństwa” - Charles Baudelaire
Odpowiedz
#2
Muszę powiedzieć, że trzyma klimat. Był dreszczyk. Udało Ci się napisać dosyć mroczne opowiadanie które straszy... no właśnie, choć nie ma w nim naprawdę strasznych elementów. Raczej są ich zawiązki, same z siebie niegroźne. Krojone mięso, nóż. No okey z tą folią przybijaną do ścian to trochę jednak przegiąłeś. Na podłodze i meblach by wystarczyła. Wyobrażenie gościa z tym młotkiem stukającego po ścianach jak dzięcioł jednak burzy trochę nastrój.
Jako wraży, a uparty katol muszę wtrącić uwagę "teologiczną" :Zwierzęta mają duszę, tyle, że ponoć nie nieśmiertelną.
No a normy są po to, cobyśmy się nie zadziobali nawzajem.
Reasumując: Całkiem dobre opowiadanko. Nieźle napisane studium ludzkiej "szajby". Warsztatowo też trzyma formę "ponad normę"
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Gorzki, bardzo dziękuję za komentarz!
Cieszę się, że udało mi się stworzyć odpowiednio mroczny klimat, bo właśnie o to chodziło. Masz rację - folia malarska i gwoździe mocno nie pasują. Naprawię.
Nie mam zbyt wiele wspólnego z wiarą katolicką, a poglądy mojego bohatera nie są w pełni moimi poglądami.
Jeszcze raz dziękuję za poświęconą chwilę i pozdrawiam ciepło. Smile
„Poczułem podmuch powietrza wprawionego w ruch skrzydłem szaleństwa” - Charles Baudelaire
Odpowiedz
#4
Studium ciemnej strony ludzkiej natury? Jedna z prób możliwych odpowiedzi na to kiedy, dlaczego i w kim mogłaby ona brać górę? Treść ciężka, przygnębiająca, co nie znaczy że o niskiej wartości. Szkoda tylko że nie daje ona nadziei na to że jednak nie same draństwo i fałsz chodzą po świecie, jak ci, których na drodze spotkał Mikołaj. Wbrew temu co on o niej sądzi. Ale jak widać mocno się zafiksował w swych doświadczeniach i to bynajmniej nie żadna złośliwość.

Jest też i parę spraw natury technicznej.
Cytat:Gwałtownie wyrzucam zawartość miski na patelnię. Jeden mały kawałeczek spada z gracją na ziemię i turla się kierunku dziewczyny. Ona przestraszona kuli pod siebie nogi, a ja słodko się do niej uśmiecham.
Słowo "gwałtownie" sugeruje że bohater zrobił to zbyt zamaszyście, nawet jak na to, co w nim mogłoby siedzieć i powodować w nim określone zachowania. O ile też wiem kawałeczek mięsa ze swej natury nie byłby w stanie turlać się - to nie pomarańcz. Może też Wiktoria za szybko w tym utworze okazuje strach w tak widoczny sposób? Nawet kiedy można się dosyć łatwo domyśleć że nie jest to strach przed kawałkiem mięsa a narastanie strachu przed Mikołajem jako dziwakiem? Może taka reakcja, jak ta winna zostać opisana w scenie końcowej? A samo to narastanie winno być pokazane w sposób, no nie wiem, mniej gwałtowny? Za to w sposób bardziej spokojny choć prowadzący do tego samego, lub innego zakończenia? Może nie powinno ono być aż tak szybkie?
Nie jestem pewien, ale może także niektóre słowa, w pewnych wypadkach warto usunąć? Przykłady:
Zamiast "Jeden mały kawałeczek" może starczy napisać bez któregoś z ty dwóch przymiotników? Albo nawet bez obydwu?
Cytat:Dziewczyna ma na imię Wiktoria i jest wegetarianką.
Może po prostu: Ma na imię Wiktoria? Może co innego gdyby zdanie to było napisane w poprzedniego akapicie, tuż po ostatnim zdaniu? Wtedy może jednak warto by dopisać "Dziewczyna", nawet gdyby dość łatwo było o domysł że Wiktoria to imię dziewczyny a nie kawałka mięsa? Smile Po to by czytelnik nie poczuł się chwile niepotrzebnie zdezozientowany. Podobnych przykładów jest więcej, nie tylko przymiotników.
Nawiasem mówiąc: podobno miłość do zwierząt bierze się również z doświadczeń ludzi podobnych do tych u twojego bohatera.
Dobrze też że na początku każdego akapitu porobiłeś wcięcia. Dobrym pomysłem jest też "przekładaniec" wspomnień Mikołaja z tym, co on aktualnie robi. A przekładaniec, to z tego co wiem rodzaj ciasta, skoro jesteśmy już w kulinarnych tematach. Smile

Pozwoliłem sobie wyedytować, usuwając niepotrzebny cytat całości. Wnoszę, że znalazł się tu przez pomyłkę. - Gorzki.
Odpowiedz
#5
Tekst mnie wciągnął. Jednak napięcie psuły długie i podane jakby za bardzo wprost opisy bohatera, tego jaki jest i zdarzeń z przeszłości, które kształtowały psychopatyczną osobowość. Został obnażony i wręcz obdarty z tajemnicy, która mogła tutaj to napięcie tworzyć aż do samego końca. A tak puenta nie zaskakuje i wszystko jest takie jakieś rozmemłane Big Grin Uważam, że lepiej byłoby wywalić fakty z życia, a zostawić jedynie jego przemyślenia na temat człowieczeństwa, moralności, samego siebie, ale w kontekście sytuacji, w której się obecnie znajduje. Po tak skonstruowanym opowiadaniu na pewno zostałby niedosyt i niepokój w sercu.

Angel
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości