Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Andżelika
#1
Andżelika. Pomysł Emiliara.

Andżelika zmywała naczynia, gdy rozgorączkowany Emiliar wpadł do mieszkania i nawet nie ściągnąwszy butów, zaczął zadyszany mówić:
- Wi... wi... widziałem...
- Co takiego? - zaciekawiła się bardzo Andżelika.
Wiedziała już, że zobaczył coś nadzwyczaj interesującego. Wskazywał na to wytrzeszcz jego oczu, który pojawiał się zawsze, gdy towarzyszyły mu silne emocje.
- Canoeee... widziałem piękne żółte canoe! - wrzasnął
- Łał... ale mi ciekawostka.
- Kupię je, Andżeliko! Na Boga, kupię je, jak najprędzej się da.
Rzuciła mokrą szklankę do zlewu. Podeszła do niego bliżej, tak blisko, że stali twarzą w twarz.
- Spróbuj mi tu tylko przytargać coś takiego! Zapomnij - oznajmiła już prawie ze złością.
- Dlaczego??? - zapytał głosem dziecka, którego logika jeszcze nie łapie pewnych oczywistych spraw.
- Bo nie rozumiem, po co nam, do cholery, canoe w centrum miasta!
- No... na wypadek powodzi... - powiedział spokojnie. - Będziemy trzymać na balkonie, a jak tylko woda będzie tak wysoko, jak mieszkamy to tylko siup! do canoe i jesteśmy uratowani!
- Jakiej powodzi? Mieszkamy na siedemnastym piętrze! - Była już wściekła, a widziała, że Emiliar mówi całkiem poważnie.
- Wszystko się może zdarzyć, Andżeliko.Trzeba być przygotowanym na wszystko. Pamiętaj, trzeba zawsze być przygotowanym na wszystko - powtórzył jej to dosłownie rozkładając na sylaby.
- Nie chcę nic słyszeć o takim czymś! Na Boga, Emiliarze, za chwilę muszę wyjść do pracy, a ty mi tu głowę zawracasz jakimiś kajakami. Powiem tyle: zapomnij! Wystarczy?
- Marzyłem o canoe... - posmutniał.
- Nie! - krzyknęła.
Wyszła trzaskając drzwiami. Emiliar wybiegł na balkon, krzycząc jeszcze do niej:
- Pomyśl o tym jeszcze! Trzeba być przygotowanym na wszystko, na powódź również! Kochanie!...
Szła do pracy przepełniona złością, dzięki czemu doszła tam zaledwie w dziesięć minut.
***
Po ośmiu godzinach pracy była zmęczona, ale lekko wyluzowana. Właściwie to zapomniała już o porannej rozmowie. Drzwi były zamknięte. Z trudem udało jej się wygrzebać klucze z torebki.

Weszła do środka. Cicho i ciemno. Emiliara nie było. Powiesiła kurtkę i torebkę. Ułożyła rozwalone buty na miejsca
- Wieczny syf z tymi butami - westchnęła.
Zanim weszła do salonu, wymacała światło na ścianie. Oniemiała, gdy je zapaliła. Emiliara nie było, ale było wielkie, żółte canoe na środku ich salonu. Canoe i dwa wiosła. Usiadła na kanapie.
Po godzinie usłyszała kroki na klatce i po chwili delikatne, lecz słyszalne dla niej skrzypienie klamki.
Myślał, że dając jej czas, dając jej godzinę sam na sam z żółtą niespodzianką, sprawi, że przemyśli to sobie, przyzwyczai się do obecności nowego lokatora, a może i nawet polubi.
Emiliar wszedł z impetem do salonu. Wiosło od canoe mignęło mu przed oczami i nagle ŁUP! Poczuł bardzo silne uderzenie w głowę.
- Kochanie, pamiętaj... zawsze trzeba być przygotowanym na wszystko! - powiedziała łagodnie.
Uśmiechnęła się. Jak zawsze.

Emiliar. Brzytwa

Gdy wróciłem do domu, siedziała na kanapie zaczytana w jakąś kobiecą gazetkę. Gładziła się po lewej skroni, także od wejścia wiedziałem, że nad czymś intensywnie myśli.
- Czyżby pojawiła się jakaś nowość na rynku? Nowy masażer do twarzy czy jakieś elektryczne separatorki? - zapytałem.
- Elektryczne separatorki? - zmarszczyła czoło. - Nie ma takiego czegoś. Ale...
I tu zacząłem się martwić. Bo jej "ale" nigdy nie jest zwykłym "ale i kończy się zawsze źle, do tego z minusem na moim koncie.
- Ale przeszłam dziś gazetowy kurs golenia brzytwą - uśmiechnęła się najpiękniej jak tylko potrafiła - i kupiłam brzytwę!
- Nie, Andżeliko - zaprotestowałem, bo wiedziałem już, czego ode mnie chce.
- To naprawdę świetny kurs i wiem, że potrafię. Do tego mam fart, bo jesteś nieogolony. - Wstała i podała mi torebeczkę, w której, dam sobie rękę uciąć, była ta brzytwa. - To taki mały powrót do przeszłości. Do tego, Emiliarze kochany, to takie męskie... brzytwy są takie męskie.
Jej mruczenie sprawiło, że nie potrafiłem powiedzieć "nie".
- Tylko wypiję kawę.
- Dziękuję ci, jesteś kochany - podskakiwała radośnie.
Piłem kawę i patrzyłem na brzytwę. Przyznaję - była męska. Wręcz mam wrażenie, że była bardziej męska niż ja, bo ona mnie przyprawiała o dreszcze, a jej nie.

***

Siedziałem już bardzo spięty. Podobno w salonie jest lepsze światło niż w łazience, czego ja nigdy nie zauważyłem, więc miska z wodą, diabelskie narzędzie i reszta ekwipunku golarza, w tym ja, zawędrowały do salonu.
- Andżeliko, może jednak nie...
- Cichutko...odpręż się i zaufaj mi.
Szczerze, nie wiem komu ufałem mniej - brzytwie czy Andżelice. Znam ją od lat i wiem czym z reguły kończyły się jej eksperymenty.
Moja twarz była już prawie cała w kremie. Czułem nawet w ustach jego chemiczny smak.
- Zaczynamy! - powiedziała spokojnie.
Zaczęła sobie nucić Alanis Morisset "Not as we". Poznałem, bo słucha jej na okrągło.
Pierwszy ruch brzytwą z dołu do góry zaliczony. Uff...
Była mocno przejęta i skupiona. Chyba tym razem wiedziała, że to nie przelewki, że nie zabawa. Raz za razem płynnymi ruchami goliła mnie brzytwą.
Skąd ona bierze te pomysły? Brzytwa, robienie na drutach - o mało oka wtedy nie straciłem, mam tylko nadzieję, że nigdy nie zachce przyrządu do tatuażu. Jedyny widok jaki miałem przed sobą, to kolekcja kolorowych elfów Andżeliki. Z tych nerwów zacząłem je w myślach liczyć. Czterdzieści dwa. Plus siedem w łazience, plus dwa w sypialni. Razem pięćdziesiąt jeden kolorowych elfów.
- Teraz lewa strona - uśmiechnęła się.
Już byłem spokojniejszy. Połowa twarzy za mną.
Ten krem bardzo kręcił mnie w nosie. Dmuchnąłem, żeby pozbyć się go, po czym automatycznie wciągnąłem powietrze.
- A psik! - kichnąłem, aż mi głowa odskoczyła.
- Emiliar! - krzyknęła Andżelika i podążała przestraszonym wzrokiem za czymś, co upadało na ziemię.
Za czymś, co po chwili okazało się dla mnie moim własnym uchem.
Poczułem w tym samym momencie wielki ból.
- Obcięłaś mi ucho!!! Na Boga, kobieto, moje własne ucho!
Czułem tylko jak moje ubranie przesiąka wilgocią. Wilgocią mojej własnej krwi.Obraz robił się coraz bardziej zamazany, a ja bezwładny. Czułem, że upadam na ziemię.

***

W dali słyszałem kroki i dźwięki urządzeń. Moje oczy otwierały się bardzo powoli. Nie miałem siły. Nie wiedziałem gdzie jestem i co się stało. Docierało do mnie, że to chyba szpital, a po truskawkowym, słodkim zapachu wiedziałem, że Andżelika jest tu ze mną.
Olśnienie.
- Ucho! Moje ucho... Andżelika!
- Spokojnie, kochanie. Już jest dobrze. Jesteś w szpitalu i przyszyli ci uszy. Teraz odpoczywaj.
Jej ciepły głos uspokoił mnie. Mam przyszyte uszy, więc wszystko jest dobrze.
Zaraz. Nie jest dobrze! Przecież odcięła mi tylko jedno ucho, więc czemu teraz mówi, że przyszyli mi uszy!
- Jak to uszy??? - zapytałem nerwowo. Nie miałem jeszcze siły na nerwy, ale chyba uruchomiła się jakaś zapasowa energia.
- Jesteśmy w klinice chirurgii plastycznej. Opiekuje się tobą doktor Kolec, więc nie masz się czym martwić. Nabierz jeszcze sił, a jeszcze dziś zobaczysz w lustrze, że wszystko jest dobrze - mówiła spokojnie, głaszcząc mnie po dłoni.
- Jak to uszy???
- Bo wiesz... była promocja. Operują dwoje uszu w cenie jednego, pomyślałam, że fajnie tak wykorzystać promocję...
- Jaką promocję?! - moje zapasy energii teraz już szalały.
Wstałem. Trochę kręciło mi się w głowie, ale dałem radę. Podszedłem do lustra. Andżelika podtrzymywała mnie za rękę, czułem, że jest zdenerwowana.
Nerwowo ściągałem bandaże. Zawinęli mnie w nie jak mumię. Marnotrawstwo bandaży.
- Nie wierzę!!! Co ty mi zrobiłaś!
- Kochanie, to piękne - uśmiechnęła się niepewnie.
- Co to jest?! Mam uszy jak jakiś pieprzony elf!!!!
- Kocham elfy... no i była promocja.
Znów czułem, że padam z hukiem na ziemię. Ja i moje nowe elfie uszy.




Odpowiedz
#2
Hahaha. Dobre. Nie wypowiadam się o warsztacie bo tym pewnie zajmą się fachowcy. Ja wypowiem jako przeciętny czytelnik. Przeczytałam z uśmiechem do samego końca. Trochę się skrzywiłam przy fragmencie o obcięciu ucha "tak za jednym zamachem całe ucho?" - przemknęło mi przez myśl ale nie zniechęciło mnie to do dalszej lektury. I dopiero puenta wyjaśniła mi potrzebę ujęcia całego organu słuchu. Smile
Mam wrażenie, że coś podobnego już czytałam... ale to nie psuje mi zabawy.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#3
Chyba nie do końca załapałem o co chodzi, ale podobało mi się. Końcówka była chyba najlepsza. Po za tym zastanawiam się czy to jest jedna całość, czy dwa osobne teksty, czy może jednak część jakiejś całości. Niemniej to chyba mało ważne.

Kilka zgubionych przecinków czynią niektóre zdania mało zrozumiałymi, ale nie czepiam się bo sam mam też z tym problem. Po za tym czytało się miło, przyjemnie i jak już wspomniano wyżej z uśmiechem Smile
There is no sacred place,
No perfect world,
Your head is home,
Freedom in your heart,
Be strong; take this chance,
Make your way; a better future comes.
Odpowiedz
#4
Dzięki! Ciesze się, że Wam się podobało.
To dwie oddzielne historie. Mam ich jeszcze kilkaSmile
Odpowiedz
#5
Mnie też się podobało!
Niezły pomysł z tym kajakiem. I on tak śmiesznie powtarzał, że na wszystko trzeba być przygotowanym Big Grin
Niech Emiliar nie narzeka. Elfie uszka są takie urocze, poza tym święta idą, nie?

Jedna uwaga: nie przesadzaj z ilością pytajników i wykrzykników. To nie gadu, emotka ci nie wyskoczy.

9/10
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#6
Tekst pierwszy: Ciekawe wariactwo i świetna puentaBig Grin.
Tekst drugi:
Cytat:Wstała i podała mi torebeczkę, w której, dam sobie rękę uciąć, była ta brzytwa.
Trochę to nieostrożne, "dawać sobie rękę uciąć", gdy w pobliżu jest brzytwa...Smile
Nie wiem, co za chirurg robi elfie uszy, ale padłem...Smile
Ogólnie... Zabawne teksty, szybko się czytało, doceniam takie, sam staram się tak najczęściej pisać. Takie, które czyta się i, nie wiadomo kiedy, nadchodzi koniec... A takie właśnie są Twoje teksty.
Odpowiedz
#7
Da się za jednym zamachem ucho uciąć. Jak się mieczem w Ewangelii dało, to czemu nie brzytwą w opowiadaniu. Zwłaszcza, że opowiadanie dobre, śmieszne i wredne. Więc się detalami nie zajmujemy.
"Problem w tym, mili moi, że za mało tu kowboi, a za dużo się wypasa świętych krów"
Z. Hołdys, Lonstar, "Countrowersja" 

Kroniki Białogórskie: tom I - http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=2143 (kto szuka ten znajdzie wersję płatną Wink ); tom II - http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=9341.

kronikibialogorskie.pl, czyli najbrzydsza strona www w internetach
Odpowiedz
#8
Dziękuję Wam wszystkim za tak ciepłe przyjęcie "moich Andżelik". To wielki kop dla mnie by pisać je dalej.
Odpowiedz
#9
Biedny Emiliar... Sad
Miałem już wcześniej okazję zapoznać się z "Andżelikami", więc mogę tylko powtórzyć za wami słowa uznania. Znakomita ironia, celne obserwacje z życia przekute w wyborny czarny humor.
To lubię! Smile
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości