Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Alfa Sekstantis - proza Grudzień 2018
#1
Star 
Wrzucam, co do tej pory napisałem. Nie wiem jeszcze, czy będzie to długie opowiadanie, czy przerodzi się w powieść, ale w przypadku zainteresowania i chęci będę na bieżąco wrzucał kolejne fragmenty. Z początku może się wydawać, że fabuła jest prosta i oklepana, bo i robię to z większym luzem, żeby odetchnąć od cięższej tematyki, ale sądzę, że  opracowałem sobie obiecujące wątki, co się powinno powoli objawiać. Dajcie znać, czy interesuje was dalsza lektura. 



I.
 
Wodę jak zwykle automat podawał skąpo, po małym chluście, a potem trzy sekundy, i kolejny mały chlust, żeby nie zmarnować, nie nadużyć, bo przecież woda to najcenniejszy skarb, warunek przetrwania, zaś załoga liczyła sporo ponad ośmiuset ludzi.
Po kolejnym chluśnięciu wyświetlacz zaciął się, więc uderzyłem pięścią w alupleksę obudowy, niespecjalnie mocno, ale też nie słabo, zaś trzysekundowe odliczanie łaskawie ruszyło z miejsca. Lubiłem płukać usta większą zawartością płynu niż ta, którą wyznaczyła administracja okrętu, mimo iż kogoś innego za podobny akt posądziłbym o nierzetelność. W końcu nie wiedzieliśmy, czy na planecie znajdziemy źródła nadające się do filtrowania, choćby zamarznięte w kryształ lodu. „Czerwony Cesarz” nie zdążył wystrzelić skrzynki z danymi, zanim ślad po nim zaginął. Nawet nie podjął próby kontaktu z Układem Lokalnym, a przynajmniej tak twierdziły oficjalne zapisy.
Lecieliśmy w ciemno. Mogło nas czekać nawet kilka miesięcy orbitowania, a zapasy obliczono na rok, plus awaryjna rezerwa.
Oszczędzaj wodę… — odezwała się maszyna, więc dałem jej spokój i wypłukałem porządnie usta. Dwa łyczki przepuściłem sobie przez gardło, resztę wyplułem do metalowego zlewu, powodując dźwięczny plusk i przytłumiony szum automatycznego zasysacza w spływie.
Chciałem mieć jak najświeższy oddech, ponieważ miałem się spotkać na joggingu z Anastazją Petrową, dziewczyną z Sektora Drugiego, aranżystką z obsługi pokładu, którą AI wyznaczyła mi do potencjalnej pary. Dostałem na ten temat wiadomość zaraz po tym, jak ujrzałem ją podczas ćwiczeń. Jej strój sportowy i ściśnięte pod nim, drobniutkie ciałko zapadło mi głęboko w pamięć. Ja widocznie również musiałem przypaść jej do gustu, ponieważ sztuczna inteligencja jeszcze tego samego dnia zasugerowała spotkanie, co w naturalny sposób wprawiło mnie w doskonały humor. Oczywiście, na przeszkodzie mogły stanąć jakieś rozbieżności mentalne, ale na poziomie reakcji biologicznych mierniki pokładowej AI musiały być bezbłędne. W końcu nie liczyłem też na żadną głębszą relację – mnie głównie zaintrygowało to drobniutkie ciałko w sportowym stroju, te wysoko spięte rude włosy i zmysłowa twarz.
Ubrałem oficjalny uniform, pod nim miałem treningowe spodenki i wydolnościową koszulkę. Zamierzałem wybiegać sobie nogi, żeby pokazać dziewczynie, że jestem jak najbardziej zdrów i coś tam wart.
Korytarze zdawały się puste, czasami ktoś przemknął od drzwi do drzwi, stukając miękko obcasem o podświetlony chodnik. Od momentu wybudzenia niemal na wszystkich poziomach okrętu trwało bardziej odprężenie niż wzmożona praca. Pozostał nam do pokonania ogrom przestrzeni w samym Alfa Sextantis, co na kilkanaście dób pokładowych miało być zmartwieniem wyłącznie dla nawigatorów, a także w mniejszym stopniu dla korpusu technicznego. Ja nie należałem do żadnej z tych grup, więc mogłem spać, ile tylko chciałem, zaczytywać się pozycjami z pokładowej biblioteczki, a przede wszystkim korzystać z atrakcji poziomu rozrywkowego, jakby był to zwyczajny rejs wycieczkowy, nie zaś kontrakt dużego ryzyka o adekwatnej opłacalności.
W atrium było tłoczno ponad miarę, sporą liczbę ludzi dodatkowo zagęszczały ruchliwe automaty. Minąłem kawiarnię i salę kinową, przeszedłem przez główny placyk w kierunku deptaków, tam już było kilkadziesiąt kroków do hali z podwyższonym ciążeniem, gdzie znajdowała się interesująca mnie bieżnia. Oddałem uniform automatowi, odjechał z nim do szatni, ja natomiast w marszu zacząłem rozciągać kości. Przestrzeń hali treningowej otworzyła się przede mną mocno oświetlona, wysoka na kilka metrów. Ludzi było niewielu, ot parę niosących się po ścianach uderzeń piłką o parkiet, jakieś zajęcia na macie, a także nieliczne ćwiczenia indywidualne. Rozejrzałem się dokładnie, ale mojej wiewióreczki nigdzie nie dostrzegłem.
Robiłem metry po bieżni wokół szerokiego parkietu. Na zakrętach piszczałem podeszwami, nie zwalniałem, dorzucałem sobie coraz więcej wysiłku, choć już zaczynałem czuć ostre kłucie w piersi. Koszulka alarmowała coraz głośniej, zwolniłem więc do truchtu i faktycznie miałem spore problemy ze złapaniem oddechu. W tym też momencie zauważyłem rozgrzewającą się Anastazję Petrową.
Ściąłem szerokość bieżni i nadal zasapany, przytruchtałem do niej bez zwalniania.
— Biegniemy razem? — zapytałem, może zbyt niecierpliwie.
— Ale ja nie mam zamiaru się ścigać — zaznaczyła, rozciągając sobie prawą łydkę. — Nie lubię forsować tempa.
Pobiegliśmy. Początkowo równo i niemal w krok, ale ja musiałem swoje, więc co jakiś czas przechodziłem w sprint i z coraz większym zmęczeniem doganiałem ją na następnym wirażu.
— To ma być trening, a nie okaleczanie własnego ciała — zauważyła bez złości, kiedy uzupełnialiśmy płyny, siedząc na podanych przez automat ręcznikach. Dyszałem ciężko, więc mogłem odpowiedzieć dopiero po chwili.
— Muszę jak najszybciej odzyskać sprawność po wynurzeniu. Sztuczne podtrzymywanie kondycji mięśni to nie to samo co ogień na treningu. Zawsze lubię dać sobie porządnego kopa przed właściwą pracą.
— Jesteś z oddziału ekspedycyjnego?
— Skąd wiesz?
— Widziałam cię w mundurze. Macie ten znaczek na klapie — zrobiła palcem kółko na lewej piersi.
— Więc to dlatego ci się spodobałem? — zaśmiałem się. — Magia munduru?
— Bardziej jego zawartość mnie zaciekawiła. Ale ty mnie zauważyłeś dopiero wczoraj na bieżni, prawda? Wcześniej nie zwróciłeś na mnie uwagi, dopiero w przykrótkich spodenkach… Typowy facet — podsumowała z uśmiechem.
— Jeszcze mnie poznasz z lepszej strony — zapewniłem, hamując rozbawienie. — Idziemy gdzieś w tej sprawie? Wybieraj, jak dla mnie to wszystko jedno.
— Najpierw się przebierzmy, to coś pomyślę. W przeciwieństwie do ciebie mam teraz sporo pracy, więc czas mój troszeczkę inaczej się liczy. Ale nie martw się, nie zostawię cię tak od razu — z uśmiechem podniosła się z ziemi i pomaszerowała do łazienek, kręcąc tymi pośladkami w obcisłych spodenkach treningowych, przysiągłbym, że z premedytacją. Nie skąpiłem na to oka, kiedy szedłem za nią do męskiej, gdzie wziąłem kąpiel parową i już w szatni wdziałem uniform. Czekałem jeszcze parę ładnych minut na gwiazdeczkę, której czas podobno liczył się inaczej, a gdy już pojawiła się z uśmiechem na ustach i błyszczącą cerą, zaproponowałem jej swoje ramię.
— Słuchaj — powiedziała, gdy wyszliśmy do atrium — nie chcę, żebyś sobie pomyślał, ale ja naprawdę nie mam czasu na głupoty i wolałabym od razu przejść do rzeczy. Możemy pójść do mnie albo do ciebie, jak wolisz.
— Dobra — wyrwało mi się natychmiast, ponieważ nic nie miałem do dodania. U mnie był bałagan, więc postanowiłem: — Chodźmy do ciebie.
Po następnej godzinie byłem najlepszym dowodem na skuteczność programu pokładowej AI, dla której utrzymanie załogi w jak najlepszej kondycji psychicznej było jednym z priorytetów. Tak więc po silnie oświetlonych, monotonnych korytarzach patrzyłem z zachwytem, pogwizdywałem nawet pod nosem, co mi się prawie nigdy nie zdarzało. Powróciwszy do atrium, w doskonałym nastroju spędziłem całe pięć godzin, które dzieliły mnie od codziennego apelu, mojego jedynego obowiązku służbowego aż do momentu dotarcia na miejsce.
Gdy już pojawiłem się w pokoju odpraw, uśmiech nadal nie schodził mi z ust.
— A ty z czego się cieszysz? — zapytał siedzący obok mnie Nikolai Porta.
— Z twojej gęby — odparłem wesoło, patrząc w jego piegowatą twarz. Miał rude włosy, więc nagle przeszła mnie myśl. — Nikola, ty nie masz na statku jakiejś kuzynki albo innej krewnej?
— Nie. Czemu pytasz?
— Nie ważne. — Odetchnąłem z ulgą.
Miało się za moment rozpocząć, więc zalogowałem się kartą do pulpitu i wpisałem hasło. „Sierżant Martin Zelman” – pojawiło się na wyświetlaczu. Zapoznawałem się z nowymi koordynatami, ale czynność tę zaraz przerwał mi głos Szefa, jak zwykle śpieszący się z formalnościami, zapewne po to, by jak najprędzej powrócić do kajuty kapitańskiej na brydża bądź jakąś inną elegancką rozrywkę. Ja na jego miejscu wcale bym tak się nie spieszył, ponieważ jak dla mnie kapitan był człowiekiem odpychającym, mętnego sumienia i nieprzyjemnego obejścia. Tym bardziej więc dziwiłem się, że Szef tak chętnie do niego chadza. Może to ten brydż, może kobiety, które ów człowiek zabrał ze sobą w liczbie czternastu albo piętnastu, choć ja bym stawiał na klasowe trunki oraz wizualizacje, bo nad brydża – każdy z nas to wiedział – Szef o wiele bardziej cenił sobie szachy.
Wracając do kapitana; do jego osoby byłem wyjątkowo uprzedzony, nie da się tego ukryć, ale na swoją obronę mogę powiedzieć, że miałem ku temu mocne podstawy.
Kiedy zaproponowali mi udział w ekspedycji, nie wiedziałem, że na dowódcę wyznaczą Milana Jurcewicza, człowieka znanego z twardej ręki, nieustępliwości i ryzykownych posunięć, które może i w jego komandorskiej karierze przyniosły niejedno imponujące osiągnięcie, jednak zbyt często kosztem ludzkiego życia. Nie zdziwiło mnie wcale, że do misji ratunkowej za „Czerwonym Cesarzem”, który to temat głośno komentowały światowe media, dobrali kogoś podobnego formatu. Jurcewicz mógł się poszczycić wysokim stopniem wojskowym, posiadał ogromne doświadczenie w eksploracji nowych układów, a przede wszystkim był zaprawionym w boju taktykiem, nie raz mierzącym się z sytuacjami kryzysowymi. Było dla mnie oczywiste, że te atuty jak najbardziej predestynują go do roli dowódcy, szczególnie że wyprawa była zupełnym hazardem, nadal jednak czułem do niego silną awersję. I nawet nie dlatego, że sprawiał wrażenie zwykłego buca. On z całą pewnością – świadomie i bez mrugnięcia okiem – mógł posłać mnie na śmierć.
W końcu to nasza grupa była pionkami pierwszych posunięć, które pan kapitan wykona na szachownicy nieznanego nam jeszcze świata. Jeśli coś poszłoby nie tak, jeśli moje życie postałoby na szali, miałem jak w banku, że ze strony dowództwa nie otrzymam gwarancji wsparcia. Jeśli w jakimkolwiek stopniu zagroziłoby to misji, nikt się po mnie nie wróci, jak i ja nie będę mógł się wrócić po innych.
Pocieszająca to myśl, szczególnie, kiedy leci się w niezbadany dotąd sektor galaktyki, w ten ocean wciąż nieodgadnionej pustki, w miejsce, gdzie wyraźnie zdarzyło się coś niedobrego.
Kilkanaście lat wcześniej sonda z silnikiem pulsacyjnym, własność Azjatyckiej Organizacji Rządowej, która szukała w tej strefie metali rzadkich, przestała nadawać. Natychmiast wysłano za nią następną, ale i ta po kilku latach zniknęła z nasłuchu, i co ważniejsze – na identycznych współrzędnych. W końcu wysłano okręt badawczy cumujący w Alfa Centauri. „Czerwony Cesarz” miał jedynie zebrać dane, spróbować nawiązać łączność z utraconymi sondami i wracać do macierzy po najwyżej trzech tygodniach pracy. Nie było go dwa lata.
Takie wypadki się zdarzały, spowodowane jakimś dramatycznym błędem w nawigacji bądź wpadnięciem w odwrotną spiralę, kiedy łamało się przestrzeń. W takich wypadkach teoretycznie mogło upłynąć nawet kilkaset lat, choć dla zatopionej w aktywnym żelu załogi nie minąłby miesiąc. Na szczęście  podobne rzeczy były niezwykle rzadką anomalią, zaś rekord jak dotąd wyniósł bagatela trzynaście lat. W naszym przypadku wszystko było możliwe, a osobiście wolałbym nie wracać do domu po kilkuset latach nieobecności, z ryzykiem zastania jakiejś nowej rewolucji technologicznej, przez którą już niczego bym nie zrozumiał.
Możliwe było prawie wszystko, więc nie mieliśmy nawet jednego z góry przygotowanego scenariusza. Pozostawało uciszyć w sobie myśli o najbliższej przyszłości, nie psuć sobie nimi głowy, ale delektować się podróżą w nieznane – jako pasażer międzygwiezdnego okrętu najwyższej światowej klasy.
[Obrazek: Piecz1.jpg]
"Z ludźmi żyj, jakby widziany przez Boga. Z Bogiem rozmawiaj, jakby słyszany przez ludzi".
Lucjusz Anneusz Seneka
Odpowiedz
#2
Podoba mi się. To jeden z najbardziej klasycznych rodzajów fantastyki naukowej - o podróżach kosmicznych. Takie coś przyjemnie mi czytać, nawet jeżeli fabuła jest banalna (a w tym przypadku jeszcze nie jest jasne, jaka będzie fabuła). Chętnie poznałbym ciąg dalszy.

Zauważyłem następujące literówki:

Cytat:Ludzi było niewielu, ot parę niosących się po ścianach uderzeń piłką o parkiet, jakieś zajęcia na macie, a także nieliczne ćwiczenia indywidulne.

Chyba zamiast "indywidulne" powinno być "indywidualne".

Cytat:W tym też momencie zauważyłem rozgrzewająca się Anastazję Petrową.

Zamiast "rozgrzewająca" powinno być "rozgrzewającą".

Dalej wspomina się o jakimś człowieku, którego imię najpierw podaje się jako "Nikolai", a potem jako "Nikola". Przypuszczam, że któraś z tych postaci jest błędna. Ale, być może, "Nikola" to zdrobnienie?

Następne, o czym chcę napisać, to już nie literówka, a taka osobliwość, że używasz nazwy gwiazdy, kiedy masz na myśli nie samą w sobie gwiazdę, a jej układ czy coś w tym rodzaju. Być może, lepiej byłoby tak i pisać: "układ Alfa Sextantis", "układ Alfa Centauri". Ale rozumiem, że chyba astronauta posługuje się swoim żargonem. A propos, prawidłowa pisownia to "Sextantis" przez "x", a w tytule napisałeś przez "ks", co wydaje się wątpliwe.

I na końcu napiszę dość istotną merytoryczną uwagę. Wydaje mi się, że na statku kosmicznym nie może zajść potrzeba oszczędzania wody (chyba że w razie jakiejś awarii). Tam ma cały czas krążyć ta sama woda, filtrowana po wykorzystaniu, w tym wydzielana z odchodów.
Odpowiedz
#3
Pisz. Sam mam w zanadrzu coś, co z początku miało być komedią na półtora strony ale szybko zaczęł pączkować i "nabierać powagi".
Pobawię się w przewidywanie: czy tytuł jest dwuznaczny? To znaczy, czy odnosi się on jednocześnie do najbardziej osobistych układów międzyludzkich? Nie tylko w ścisłym tego słowa znaczeniu, jak mógłby sugerować tytuł, ale i w znaczeniu głębszym? Także pomiędzy bohaterem pierwszoosobowym a tą panią? A nawet do ról, jakie mieliby odegrać wszyscy bohaterowie? Do roli alfy. bety etc.?
Jeśli tak, to nawiasem mówiąc można "o tym" pewnie pisać na kilka sposobów.

I jeszcze coś:
Cytat:Wodę jak zwykle automat podawał skąpo, po małym chluście, a potem trzy sekundy, i kolejny mały chlust, żeby nie zmarnować, nie nadużyć, bo przecież woda to najcenniejszy skarb, warunek przetrwania, zaś załoga liczyła sporo ponad ośmiuset ludzi.
To i chyba parę jeszcze innych zdań brzmi nieskładnie, przynajmniej dlatego iż zdają się być za długie.

Zalecałbym synonimy, wyrazy bliskoznaczne - np. miast powtarzać trzykroć "atrium" użyj może coś innego, co też sugeruje większą, ale zamkniętą zewsząd przestrzeń.


Cytat: W atrium było tłoczno ponad miarę, sporą liczbę ludzi dodatkowo zagęszczały ruchliwe automaty.


Nie sądziłem że automaty to także ludzie. Tak to trochę wygląda. Wink
Odpowiedz
#4
(23-12-2018, 17:52)D.M. napisał(a): Dzięki za wyłapanie literówek - chyba monitor mam za daleko od gęby, że się w tak krótkim tekście nie dopatrzyłem. Nikola zamierzone. Tytuł słusznie - z błędem. Jednak zostawiam, bo to tytuł roboczy, wpisany z wymogu forum, opowiadanie będzie się nazywało inaczej. Po polsku Sekstans, więc mi się pokićkalo.

Jeśli chodzi o wodę, będę polemizował. Okrętem leci ponad 800 ludzi, ogólne więc zapotrzebowanie dzienne na wodę pitną wynosi 1600 l. to nam już daje ok 160 m3, obieg owszem, ale nigdy z kału i moczu nie odzyskasz 100%, do tego wodę każdy wypaca, dodaj potrzeby higieniczne, czyszczenie parowe okrętu, alternatywne instalacje przeciwpożarowe, chłodzenie podzespołów silnikowych (ta woda nie nadaje się do dalszego filtrowania, ze względu na promieniotwórczość musi być wyrzucana w przestrzeń).
Stały rezerwuar musi być obiektem wyjątkowej troski przy takiego rodzaju podróży, tym bardziej, jak zaznaczyłem w tekście - do czasu odnalezienia alternatywnych źródeł. Mimo możliwości filtracyjnych woda była, jest i zawsze będzie jednym z najcenniejszych i najbardziej deficytowych zasobów. Dlatego, panie kapitanie, będę nalegał, aby w tej podróży była ona oszczędzana.

Sz. P [b]Kotkovsky[/b] 

Wodę jak zwykle automat podawał skąpo, po małym chluście, a potem trzy sekundy, i kolejny mały chlust, żeby nie zmarnować, nie nadużyć, bo przecież woda to najcenniejszy skarb, warunek przetrwania, zaś załoga liczyła sporo ponad ośmiuset ludzi.

Zdanie jak najbardziej składne. Że długie - poczytaj Lema. On to miał dopiero długie i często nieskładne.

W atrium było tłoczno ponad miarę, sporą liczbę ludzi dodatkowo zagęszczały ruchliwe automaty.

Zdanie w żaden sposób nie sugeruje, że automaty to ludzie. Mówi ono o zatłoczeniu, więc nie wiem, skąd taka uwaga.

Pozdrawiam i dziękuję za wizytę.
[Obrazek: Piecz1.jpg]
"Z ludźmi żyj, jakby widziany przez Boga. Z Bogiem rozmawiaj, jakby słyszany przez ludzi".
Lucjusz Anneusz Seneka
Odpowiedz
#5
Ok, zgadzam się, że woda potrzebuje oszczędzania.

I jeszcze jedna techniczna uwaga, tylko już nie o opowiadaniu. W poprzednim poście część Twego tekstu jest rozmieszczona tak, jak gdyby była cytatem z mego postu. Albo, być może, czegoś nie rozumiem w zwyczajach cytowania.
Odpowiedz
#6
Niechcący napisałem wszystko w tym obramowaniu, co się podświetla przy odpowiedzi. Nurtuje mnie jeszcze jedna rzecz, być może ktoś mi z tym pomoże: jak teraz na forum wrzuca się kontynuację? Kiedyś było w odpowiedzi do danego wątku.
[Obrazek: Piecz1.jpg]
"Z ludźmi żyj, jakby widziany przez Boga. Z Bogiem rozmawiaj, jakby słyszany przez ludzi".
Lucjusz Anneusz Seneka
Odpowiedz
#7
Cytat:Nurtuje mnie jeszcze jedna rzecz, być może ktoś mi z tym pomoże: jak teraz na forum wrzuca się kontynuację? Kiedyś było w odpowiedzi do danego wątku.

No tak, po prostu w odpowiedzi. Tak, jak teraz piszemy posty, tak się pisze też kontynuację.
Odpowiedz
#8
" nikt się po mnie nie wróci, jak i ja nie będę mógł się wrócić po innych." się w obu przypadkach ewidentnie niepotrzebne.

Zaczyna się dosyć interesująco. Dalej może być wszystko. Moim zdaniem trochę zbyt wygodnie na tym statku jak na misję ratunkową. Trochę brak mi ciasne i dusznej atmosfery zamkniętej puszki statku kosmicznego... No ale co tam.

Tak czy inaczej, kontynuuj proszę Wink

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#9
Cytat:Wodę jak zwykle automat podawał skąpo, po małym chluście, a potem trzy sekundy, i kolejny mały chlust, żeby nie zmarnować, nie nadużyć, bo przecież woda to najcenniejszy skarb, warunek przetrwania, zaś załoga liczyła sporo ponad ośmiuset ludzi.

Zdanie jak najbardziej składne. Że długie - poczytaj Lema. On to miał dopiero długie i często nieskładne.

W atrium było tłoczno ponad miarę, sporą liczbę ludzi dodatkowo zagęszczały ruchliwe automaty.

Zdanie w żaden sposób nie sugeruje, że automaty to ludzie. Mówi ono o zatłoczeniu, więc nie wiem, skąd taka uwaga.

Wodę jak zwykle automat podawał skąpo, po małym chluście. A potem trzy sekundy, i kolejny mały (zbędne powtórzenie) chlust, żeby nie zmarnować, nie nadużyć. Bo przecież woda to najcenniejszy skarb, warunek przetrwania dla ponad ośmiuset ludzi.
Tak widziałbym to zdanie. A że mistrz też mógł popełniać błędy? To tylko człowiek, nie zaś automat. A nawet jako takowy miałby prawo działać niedoskonale. Wink

Co do drugiego zdania: wiedziałem i wiem o co chodzi. Może masz i rację że się czepiam, ale mnie to zarazem trochę, jako czytelnika chwilowo zdezorientowało. Może raczej:
Pomiędzy tłumem tu i ówdzie przemykał automat ?
Odpowiedz
#10
(22-12-2018, 20:13)maciekbuk napisał(a):
 W końcu nie wiedzieliśmy, czy na planecie znajdziemy źródła nadające się do filtrowania, choćby zamarznięte w kryształy lodu. 

Bardzo dopracowany technicznie tekst. Udany zabieg z narracją pierwszoosobową. Klimat przypomina film Event Horizon. 
Dobrze, że zwracasz uwagę na upływ czasu. W "Pasażerach" pojechali po bandzie i ich wytłumaczenia ekonomiczno-korporacyjne nie trzymały się kupy (czerpanie korzyści z czyjejś pracy na odległej planecie przy przepływie informacji po okresie 90 lat)

Fajny wstęp do mogącej się okazać fascynującą historii. Jeśli wrzucisz kolejne części z pewnością przeczytam.
Odpowiedz
#11
(25-12-2018, 11:54)maciekbuk napisał(a): Niechcący napisałem wszystko w tym obramowaniu, co się podświetla przy odpowiedzi. Nurtuje mnie jeszcze jedna rzecz, być może ktoś mi z tym pomoże: jak teraz na forum wrzuca się kontynuację? Kiedyś było w odpowiedzi do danego wątku.

Normalnie jako kolejny post w tym temacie - tak jak w dziale "Powieść".
Odpowiedz
#12
Oto najlepszy, według naszych użytkowników, utwór prozatorski grudnia 2018 roku.

Serdeczne gratulacje [Obrazek: smile.gif]
Odpowiedz
#13
Gratuluję i życzę kontynuacji.
Odpowiedz
#14
Sorry, że nie nie kontynuowałem wątku, ale miałem sporo pracy i nadal trudno mi się za to zabrać. Dziękuję za tak pozytywną ocenę, obiecuję, że będę wrzucał dalej przy odrobinie czasu, przede wszystkim z bieżącą korektą, ponieważ jak zawsze - cięgle się coś w tekście poprawia i zmienia. W międzyczasie, jeśli nie jest to zabronione w jakiś sposób regulaminem forum, wrzucę fragment powieści, która wychodzi na przełomie maj/czerwiec z linkiem do sklepu. Muszę tylko jeszcze uzgodnić z wydawnictwem, jak długi może być to fragment.
[Obrazek: Piecz1.jpg]
"Z ludźmi żyj, jakby widziany przez Boga. Z Bogiem rozmawiaj, jakby słyszany przez ludzi".
Lucjusz Anneusz Seneka
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości