Ocena wątku:
  • 4 głosów - średnia: 2.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Album ze zdjęciami
#1
Biegłem przez las. Dyszałem ciężko, a własny oddech dudnił mi w uszach niczym terkoczący po szynach tramwaj.
Łatwiej byłoby mi uciekać, gdybym nie musiał ściskać kurczowo młodszego, siedmioletniego braciszka za rękę. A jeszcze prościej, gdyby nie uparł się, że weźmie ze sobą stary, ciężki album ze zdjęciami nie żyjących już rodziców.
- Szybciej Quinn – sapałem starając się nie zwolnić i tak nie zbyt dobrego tępa – I zostaw album! Musimy spieprzać stąd jak najdalej, jeśli chcemy dożyć jutra!
Brat głośno przełknął ślinę i zerknął na mnie tymi swoimi wielkimi, brązowymi, smutnymi oczyma. Zacisnął usta w wąską kreskę i stanął chowając za plecami album.
- Nie – powiedział – nie zostawię rodziców.
Z trudem powstrzymałem przemożną ochotę by wrzasnąć i nim porządnie potrząsnąć. Zamiast tego jednak podszedłem powoli, a on cofnął się najwyraźniej pewny, iż chcę mu zabrać jedyną pamiątkę po mamie i tacie schował ją za plecami. Pewnie w innych okolicznościach zrobiłbym to, jako że jestem uważany za gwałtownego i nieopanowanego, jednak w tej chwili widząc te pełne strachu oczy, przepełnione bólem po stracie najbliższych oczy nie mógłbym tego zrobić. Byłem narwany, ale nie okrutny. Westchnąłem i kucnąłem przy Quinnie. Położyłem mu ręce na ramionach, które opadły, jakby trzymał na swoich barkach zbyt wielki ciężar, co było prawdą. Żadne dziecko nie powinno doświadczać tego, co doświadczył on.
- Posłuchaj mały – powiedziałem powoli, przeciągając samogłoski – nasz starszy brat Harry został zwolniony z więzienia, a siedział za zamordowanie rodziców – wskazałem na album – a teraz chce dokończyć dzieła dopaść także i nas – tłumacząc nieświadomie stopniowo podnosiłem głos. Jak tylko zdałem sobie sprawę zniżyłem go do szeptu – Zostaw album Quinn. Wrócimy po niego. Obiecuję.
Braciszek przełknął ślinę, a jego oczy wypełniły się łzami. Spełnił jednak polecenie, a następnie rzucił mi się na szyję i zaczął szlochać prosto w moje ramię i pomiędzy spazmami płaczu szeptał ,, Już nie chcę Sam. Nie chcę uciekać, chcę do domu, do mamy”.
Przez ostatnie miesiące zbliżyliśmy się do siebie. Przed śmiercią rodziców nasze relacje były marne. Ja, szesnastoletni chłopak, jeden z największych osiłków w szkole mający najlepsze dziewczyny miałbym się pokazywać gdziekolwiek z siedmioletnim dzieckiem? Nigdy. O wiele lepiej układało mi się z naszym dziewiętnastoletnim bratem Harrym. Graliśmy w nogę, w kosza, aż pewnego dnia coś się z nim stało. Zmienił się. Uderzył mnie, bo wziąłem bez pytania to jego słuchawki. Quinn to widział. Zaczął krzyczeć. Harry rzucił się na niego, a wtedy do roli wkroczyli rodzice. Tata próbował odciągnąć swojego pierworodnego, a wtedy on z kieszeni wyjął swój starego sprężynowca, którego zawsze miał przy sobie jednak nigdy nie sprawiał kłopotów. Aż do tamtej chwili. Skoczył na ojca. Poturlali się po podłodze, jednak po chwili było już po wszystkim. Harry regularnie chodził na siłownie, tata zaś był niedługo po przeszczepie szpiku. Mama chcąc nas ratować kazała nam uciekać jak najdalej, a ona dołączy. Zawahałem się, co kosztowało ją życie. Do dziś wyrzucam to sobie, tak samo jak to, że wszystko, całe ta sytuacja zdarzyła się przeze mnie. To całe szaleństwo to moja wina. Babka z opieki społecznej do której trafiliśmy po śmierci rodziców mogła sobie mówić co chciała, ja i tak znałem prawdę. To moja wina.
Pogrążony w bolesnych wspomnieniach nie zauważyłem, że braciszek odsunął się już ode mnie i zaczął przyglądać się mi badawczo. Otrząsnąłem się i przybrałem minę luzaka, który ma gdzieś wszystko i wszystkich i rzekłem:
- No dobra mały a teraz…
Wypowiedź przewał mi gwałtowny szelest liści ponad naszymi głowami. Zaraz potem nastąpił szyderczy, znajomy śmiech, od którego zjeżyły mi się włoski na rękach.
Oboje z Quinnem unieśliśmy głowy w górę próbując dostrzec źródło głosu, mimo, że znaliśmy go ale nie umieliśmy przyjąć do wiadomości.
Rozłożony na gałęzi jednego z drzew siedział Harry wpatrując się w nas zimnymi, stalowymi oczami z wyrazem rozbawienia na pobrużdżonej bliznami twarzy. Podobne do moich brązowe włosy są posklejane i ubrudzone ziemią. Wargi układały się w złośliwy uśmiech, kiedy dostrzegł strach wypisany na twarzy mojej i Quinna.
- Witajcie – mówił poważnym, oficjalnym głosem – Dawno się nie widzieliśmy moi kochani bracia. Co słychać?
Zebrałem się w sobie, by w końcu rzec wyzywającym, silnym głosem:
- Dobrze wiesz! Zamordowałeś rodziców pedale! – efekt był zupełnie odwrotny od zamierzonego. Zabrzmiało, jakby małe dziecko obwiniało inne o zabranie ukochanej zabawki.
Na ustach Harryego pojawił się szeroki, dobrotliwy uśmiech.
- Oj Sammy, Sammy. Musisz się jeszcze wiele nauczyć braciszku.
W tym momencie brat sprawnie ześlizgnął się z gałęzi i wylądował przed nami lekko, jakby ponad sześciometrowy lot był dla niego niczym zeskoczenie z murka.
Zbliżył się do nas i stanął parę cali przede mną i choć był parę centymetrów niższy, to ja cofnąłem się dwa kroki. Czułem strach młodszego brata, który schował się za moimi plecami trzymając kurczowo połów mojego T-shirta.
Harry też to spostrzegł i uśmiechnął się pod nosem patrząc na niego z czymś na wzór litości. Szybko jednak podniósł wzrok na mnie bo to ja stanowiłem na niego zagrożenie.
- Czego chcesz? – pytam chcąc zyskać na czasie.
- Wiesz Sammy – rzekł – kiedy matka kazała wam uciekać ty jak kretyn pobiegłeś na policję. Złapali mnie. Jednak na krótko. Jak ma się znajomości można zrobić praktycznie wszystko. Ale mimo to – zawiesił głos dla lepszego efektu – trzeba ci dać nauczkę, żebyś nigdy więcej nie popełnił błędu, który popełniłeś.
Sięgnął do tyłu za siebie, żeby wyjąć ze spodni broń. wycelował we mnie. W gardle urosła mi wielka gula, która przeszkadzała w oddychaniu, mówieniu i wszystkim innym. Nagle niespodziewanie Quinn ukrywający się za mną krzyknął:
- Nie!!!!
Harry przeniósł wzrok na małego, któremu oczy szkliły się od łez.
- Nie? A dlaczego nie? Podaj choć jeden powód – powiedział wwiercając się spojrzeniem w braciszka.
Mały przełknął głośno ślinę i cofnął się parę kroków. Wytrzymał jednak wzrok i odpowiedział:
- Bo to jest po prostu złe. Nie wolno zabijać – rzekł z prostotą małego dziecka.
Starszy z braci parsknął obłąkańczym śmiechem szaleńca. Korzystając z nieuwagi rzuciłem się w jego stronę sięgając rękami do jego szyi, chcąc zacisnąć na niej palce i patrzeć jak ulatuje z niego życie. Nie spodziewał się tego. Miałem więc przewagę, ale tylko chwilową.
Obaj zwaliliśmy się na zeschłe liście lasu. Na szczęście Harry upuścił broń, a ja właśnie przycisnąłem go do ziemi i usiadłem na nim okrakiem. Próbował mi się wyszarpnąć, ale nic z tego, bo naciskałem mu łokciem na krtań, przez co uniemożliwiałem oddychanie. Szarpnął się jednak tak gwałtownie, że spadłem z niego i potoczyłem się po trawie. Z rykiem wściekłości zerwał się i ruszył w moją stronę. Wstałem i ja także idąc w jego stronę w ostatniej chwili zrobiłem zwód przechodząc mu pod ramieniem i doskakując do broni. Kompletnie zaskoczony Harry nawet nie próbował mnie powstrzymać. Podniosłem pistolet i wycelowałem. Nie pociągnąłem jednak spustu. Nie byłem w stanie zabić brata, kiedy przed oczami przelatują mi sceny sprzed śmierci rodziców. Wspólne gry, przepychanki, żarty.
W międzyczasie Harry zdążył już się pozbierać i przybrać na twarz szyderczy, pełen złośliwości uśmiech.
- No co Sammy? Nie dasz rady? Nie chcesz mnie zabić? – szydził obchodząc mnie dookoła niczym wilk okrążający swojego przeciwnika – Masz broń, możesz mnie to zrobić i pomścić rodziców, a ty się wahasz? Tak jak mówiłem musisz się jeszcze wiele nauczyć.
Jak ostatni kretyn stałem z wyciągniętą bronią i nie potrafiłem jej użyć. Nagle Harry kopnął mnie kolanem w brzuch i wyrwał pistolet. Stałem ogłupiały, kiedy on pozbawiał mnie jedynej obrony. Brawo dla mojego geniuszu – pomyślałem z irytacją i wściekłością na samego siebie.
Wycelował prosto we mnie i oddał strzał.
Upadłem na twarz. Mój prawy bok palił niemiłosiernie. Czułem jak wraz z krwią uchodzi ze mnie życie. Słyszałem przerażony krzyk Quinna i triumfalny śmiech Harryego. I ból. Potworny, promieniujący, trawiący ogniem każdą komórkę mojego ciała. Harry odłożył pistolet i uklęknął przy mnie:
- No i co, braciszku? Było mnie wkopywać? A poza tym…
Zupełnie nie rozumiałem co gada, bo skupiłem się na Quinnie, który podchodził coraz bliżej brata z dużym kamieniem w lewej ręce. Szybko jednak odwróciłem wzrok, by nie zwrócić na niego uwagi psychola.
- Wisz młody – ciągnął Harry – Pewnie się zastanawiasz po co to zrobiłem. Więc teraz ci odpowiem. Wiesz czemu? Bo to zawsze ty byłeś ich ulubieńcem. Słodki, bezbronny Sammy, któremu trzeba na wszystko pozwalać. Harry zrób to, zrób tamto, bo przecież Sam tego nie zrobi. Ale koniec z tym. Mama i tata nie żyją, a tobie też już wiele czasu nie zostało. Oj Sammy zrobiłeś sobie bubu…
Nie dane mu było skończyć, bo w tej właśnie chwili Quinn zamachnął się i przyłożył Harryemu kamieniem w potylicę. Rozległ się ohydny odgłos łamanej kości i nasz brat runął na mnie. Z wielkim trudem zrzuciłem go z siebie. Był ciężki, a ja osłabiony. Kiedy w końcu to się udało przyłożyłem dwa palce do jego szyi. Nie wyczułem pulsu. Nie żył. Mój brat nie żył. Zabił go Quinn…
Właśnie, Quinn. Zerknąłem w jego stronę. Trząsł się jak galareta nie mogąc odwrócić wzroku od zwłok starszego brata.
- Czy on nie żyje – spytał, a głos tak mu drżał, że ciężko było zrozumieć, co mówi.
- Tak. Nie żyje.
- I to ja go zabiłem – głos mu się załamał, ciałem wstrząsnął szloch.
Chciałbym podejść i go objąć, ale rana postrzałowa sprawiała, że nie tylko nie mogłem się ruszać, ale też uchodziło ze mnie coraz więcej życia i krwi.
- Quinn – zacząłem cicho, bo nawet szept był w takiej sytuacji nadludzkim wysiłkiem – to nie twoja wina. On zabił rodziców i chciał zabić i nas. A teraz wyjmij z mojej przedniej kieszeni komórkę i zadzwoń pod 911. Powiedz, co się stało i nigdzie nie odchodź. Zrozumiałeś?
Braciszek skinął głową i wykonał polecenie. Z oczami pełnymi łez zaczął rozmawiać z policjantem przez telefon.
Uznałem, że jest bezpieczny i zaraz zabierze go policja, więc pozwoliłem sobie na ujarzmienie bólu i zamknięcie oczu. Odpływałem. Nie musiałem długo czekać na śmierć. Straciłem świadomość i w tym właśnie momencie dwudziestego drugiego czerwca dwutysięcznego czwartego roku umarłem. Samuel Allow odszedł na dobre z tego świata.


Podejrzewam, że jest wiele błędów, wiec mam nadzieję, że zwrócicie na nie uwagę Big Grin
Odpowiedz
#2
Cytat:co doświadczył on.
czego, dopełniacz
Cytat:Ja, szesnastoletni chłopak, jeden z największych osiłków w szkole[,] mający najlepsze dziewczyny[,] miałbym się pokazywać gdziekolwiek z siedmioletnim dzieckiem?
Cytat:a wtedy do roli wkroczyli rodzice
z całą pewnością nie wkroczyli, a już na pewno nie d o roli.
Cytat:Tata próbował odciągnąć swojego pierworodnego, a wtedy on z kieszeni wyjął swój starego sprężynowca, którego zawsze miał przy sobie jednak nigdy nie sprawiał kłopotów.
przeczytaj to zdanie trzy razy, a nawet milion, jeśli zajdzie taka potrzeba, i zastanów się, co tutaj jest napisane. Bo raczej nie to, o co chodziło.
Cytat:całe ta sytuacja zdarzyła się przeze mnie.
polska język, trudna język

Powtórz interpunkcję. No i akapity, czy coś: [ p] na początku akapitu, bez spacji...
Nie jest źle. A nawet - jest całkiem nieźle.
Za mało zadbałaś o nastrój, budowę napięcia. Więcej "klimatu", może warto wpleść jakiś opis otoczenia (odpowiednio sugestywny). To kwestia kilku zdań. Teraz mamy głównie opis dwóch walk i dialog, to trochę za mało na opowiadanie.
Popracuj nad tym.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#3
Akapitki [p ] bez spacji rzecz jasna

Cytat:  Dyszałem ciężko, a własny oddech dudnił mi w uszach niczym terkoczący po szynach tramwaj.
podczas takie sprintu to puls mógłby w uszach mu dudnić, oddech to by świszczał czy coś ;p
Cytat: gdybym nie musiał ściskać kurczowo młodszego, siedmioletniego braciszka za rękę
szyk "kurczowo ściskać za rękę młodszego, siedmioletniego (jeden przymiotnik bym zostawił) braciszka"
Cytat: ciężki album ze zdjęciami nie żyjących już rodziców.
nieżyjących
Cytat: - Szybciej, Quinn – sapałem, starając się nie zwolnić i tak niezbyt dobrego tępa. – I zostaw album! Musimy spieprzać stąd jak najdalej, jeśli chcemy dożyć jutra!
Zwroty do kogoś wydzielamy przecinkiem, poczytaj też o konstrukcji dialogów

Cytat: Brat głośno przełknął ślinę i zerknął na mnie tymi swoimi wielkimi, brązowymi, smutnymi oczyma.
no tak, biegną, sapią, ogólny amok, ale słychać przełknięcie śliny. Te przymiotniki też takie se

Cytat: Z trudem powstrzymałem przemożną ochotę, by wrzasnąć i nim porządnie potrząsnąć.
jakoś mi to zdanie nie leży, ale w sumie nie wiem dlaczego
Cytat: Zamiast tego jednak podszedłem powoli, a on cofnął się najwyraźniej pewny, iż chcę mu zabrać jedyną pamiątkę po mamie i tacie schował ją za plecami.
Jednak daj na początek zdania, a coś Ci się na końcu chyba zjadło, hm?
Cytat: uważany za gwałtownego i nieopanowanego
tutaj to chyba synonimy, więc jedno skreśl, a też wzmianka o tym, że się zatrzymali, by się zdała, bo myślałem, że ciągle bięgną
Cytat: jednak w tej chwili, widząc te pełne strachu oczy, przepełnione bólem po stracie najbliższych oczy?, nie mógłbym tego zrobić.

Cytat: Położyłem mu ręce na ramionach, które opadły, jakby trzymał na swoich barkach zbyt wielki ciężar
za ramię się raczej łapie, kładzie się ręce na barkach, wiem, chciałeś uniknąć powtórzenia, ale i tak trzeba to zmienić, a „co było prawdą” wywal całkiem, bo jest fe
Cytat: powinno doświadczać tego, co doświadczył on.
jak już to nie co, tylko czego, ale ogólnie średnie zdanie
Cytat: zaczął szlochać prosto w moje ramię
prędzej w pierś
Cytat: i, pomiędzy spazmami płaczu, szeptał
to jest wtrącenie, także trzeba przecinkiem oddzielić. „Szlochał w ramię i szeptał” to jest zdanie, a tamto wtrącenie, kapujesz?;p
Cytat: wziąłem bez pytania to(?) jego słuchawki.

Cytat: wtedy do roli wkroczyli rodzice
chiba do akcji
Cytat: wyjął swój starego sprężynowca
zdecyduj się, swój stary sprężynowiec, który zawsze miał przy sobie, albo swojego starego sprężynowca, którego zawsze miał przy sobie
Cytat: jednak nigdy nie sprawiał kłopotów
chyba że nigdy się nie posługiwał, bo to, że go ma, nie oznacza, że musi sprawiać kłopoty...
Cytat: To moja wina.
naciągane, wkręca sobie, że jego wina, bo wziął słuchawki bez pytania? Mam nadzieję, że jakoś to rozwiniesz, bo jest marnie
Cytat: luzaka, który ma gdzieś wszystko i wszystkich i rzekłem:
każdy chyba wie, kto to luzak
Cytat: Wypowiedź przewał mi gwałtowny szelest liści
ludzie, gwałtowny szelest? Że co?
Cytat: Oboje z Quinnem unieśliśmy głowy w górę próbując dostrzec źródło głosu, mimo, że znaliśmy go ale nie umieliśmy przyjąć do wiadomości.
podoba Ci się to zdanie? Mimo że nie rozddziela się przecinkiem
Cytat: żebyś nigdy więcej nie popełnił błędu, który popełniłeś.
oO
Cytat: która przeszkadzała w oddychaniu, mówieniu i wszystkim innym.
oO
Cytat: Wstałem i ja także idąc w jego stronę
wstał idąc? I także ruszyłem w jego stronę, jak już
Cytat: w ostatniej chwili zrobiłem zwód przechodząc mu pod ramieniem i doskakując do broni. 
chciałbym to zobaczyć... Za dużo filmów Tongue
Cytat: Masz broń, możesz mnie to zrobić
po co to mnie?
Cytat: Nagle Harry kopnął mnie kolanem w brzuch i wyrwał pistolet
o, trochę blisko siebie stali, chyba że miał kolana Inspektora Gadżeta
Cytat: I ból. Potworny, promieniujący, trawiący ogniem każdą komórkę mojego ciała.
słyszał ból?
Cytat: - Wisz młody – ciągnął Harry
?

Jest słabo, znaczy, tragedii nie ma, ale jakbyś przysiadł, mogło być dużo lepiej. Za dużo błędów interpunkcyjnych, za dużo literówek, mieszasz szyk. W sumie nie ma opisów. Motyw zbrodni jest trochę naciągany wg mnie, a to, że dzięki znajomością wyszedł z paki, pomimo tego, że miał na koncie dwa zabójstwa z premedytacją, to już w ogóle śmiech, niestety. Musiałbyś to zmienić, żeby było bardziej wiarygodne, bo w takiej wersji tego nie kupuję.

Jeśli miałbym ocenić, to dałbym z 3/10, z czego za wyeliminowanie przez Ciebie literówek, złego szyku i przecinków (braku) pewnie dwa punkty wyżej by było, ale to trzeba przysiąść Wink


Pozdrawiam
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#4
Cytat:Jak ostatni kretyn stałem z wyciągniętą bronią i nie potrafiłem jej użyć. Nagle Harry kopnął mnie kolanem w brzuch i wyrwał pistolet.

Haniel też zwrócił na to uwagę. Trudno mi wyobrazić sobie taką sytuację. Wyobraź sobie, że ktoś trzyma wymierzoną w Twoją stronę broń. Naprawdę zaatakujesz go kolanem? Huh
Więcej jest takich opisów, które są dla czytelnika trudne do zaakceptowania.

Całość mimo wszystko jest ciekawa, proponowałbym jednak nie poprawiać, tylko po prostu napisać podobne opowiadanie od początku.
Odpowiedz
#5
Nie wiem. Czytałam parę razy, ale te błędy jakoś mi umknęły. A te literówki to nie mam pojęcia skąd wzięłam Tongue. Dzięki za poprawienie, następnym razem będę bardziej uważać.
Odpowiedz
#6
Biegłem przez las. Zeschłe jesienne liście chrzęściły mi pod stopami, a własny puls dudnił mi w uszach. Świszczący oddech nie pozawalał mi się skoncentrować. Łatwiej byłoby mi uciekać, gdybym nie musiał ściskać kurczowo siedmioletniego braciszka za rękę. A jeszcze prościej, gdyby nie uparł się, że weźmie ze sobą stary, ciężki album ze zdjęciami nieżyjących już rodziców.
- Szybciej Quinn – sapnąłem, starając się nie zwolnić i tak nie zbyt dobrego tępa – I zostaw album! Musimy spieprzać stąd jak najdalej, jeśli chcemy dożyć jutra!
Brat stanął, przełknął ślinę tak, że widać było jak porusza mu się jabłko Adama i zerknął na mnie tymi swoimi wielkimi, brązowymi, smutnymi oczyma. Zacisnął usta w wąską kreskę i stanął chowając za plecami album.
- Nie – powiedział – nie zostawię rodziców.
Z trudem opanowałem przemożną ochotę by wrzasnąć, chwycić go za ramiona i porządnie nim potrząsnąć. Schował album za plecami najwyraźniej pewny, iż chcę mu odebrać jedyną pamiątkę o mamie i tacie. Pewnie w innych okolicznościach zrobiłbym to, jako że jestem uważany za gwałtownego lubiącego wyzwania, jednak w tej chwili widząc te pełne strachu oczy, przepełnione bólem po stracie najbliższych oczy nie mógłbym tego zrobić. Byłem narwany, ale nie okrutny. Westchnąłem i kucnąłem przy Quinnie. Położyłem mu ręce na barkach, które opadły, jakby trzymał na nich zbyt wielki ciężar. Żadne dziecko nie powinno doświadczać tego, czego doświadczył on.
- Posłuchaj mały – powiedziałem powoli, przeciągając samogłoski – nasz starszy brat Harry został zwiał z więzienia, a siedział za zamordowanie rodziców – wskazałem na album – a teraz chce dokończyć dzieła dopaść także i nas – tłumacząc nieświadomie stopniowo podnosiłem głos. Jak tylko zdałem sobie sprawę zniżyłem go do szeptu – Zostaw album Quinn. Wrócimy po niego. Obiecuję.
Braciszek przełknął ślinę, a jego oczy wypełniły się łzami. Spełnił jednak polecenie, a następnie rzucił mi się na szyję i zaczął szlochać prosto w moją pierś i, pomiędzy spazmami płaczu szeptał ,, Już nie chcę Sam. Nie chcę uciekać, chcę do domu, do mamy”.
Przez ostatnie miesiące zbliżyliśmy się do siebie. Przed śmiercią rodziców nasze relacje były marne. Ja, szesnastoletni chłopak, jeden z największych osiłków w szkole mający najlepsze dziewczyny miałbym się pokazywać gdziekolwiek z siedmioletnim dzieckiem? Nigdy. O wiele lepiej układało mi się z naszym dziewiętnastoletnim bratem Harrym. Graliśmy w nogę, w kosza, aż pewnego dnia coś się z nim stało. Zmienił się. Nie wracał do domu na noc, a jeśli już to pijany. Kłócił się z rodzicami, czego nigdy nie robił używając wyzwisk, a nawet ciskając przedmiotami. Pewnego dnia jednak fala gniewu przelała się i zaatakował mnie. Tak po prostu, podczas braterskiej sprzeczki rzucił się na mnie i zaczął okładać pięściami. Quinn to widział. Zaczął krzyczeć. Harry rzucił się na niego, a wtedy do akcji wkroczyli rodzice. Tata próbował odciągnąć swojego pierworodnego, a wtedy on z kieszeni wyjął swojego starego sprężynowca, którego zawsze miał przy sobie jednak nigdy nie sprawiał kłopotów. Aż do tamtej chwili. Skoczył na ojca. Poturlali się po podłodze, jednak po chwili było już po wszystkim. Harry regularnie chodził na siłownie, tata zaś był niedługo po przeszczepie szpiku. Mama chcąc nas ratować kazała nam uciekać jak najdalej, a ona dołączy. Zawahałem się, co kosztowało ją życie. Do dziś wyrzucam to sobie, tak samo jak to, że wszystko, całe ta sytuacja zdarzyła się przeze mnie. To całe szaleństwo to moja wina. Babka z opieki społecznej do której trafiliśmy po śmierci rodziców mogła sobie mówić co chciała, ja i tak znałem prawdę. To moja wina. Gdybym tego dnia nie droczył się z Harrym, mimo iż wiedziałem, że nie jest w humorze do niczego takiego by nie doszło…
Pogrążony w bolesnych wspomnieniach nie zauważyłem, że braciszek odsunął się już ode mnie i zaczął przyglądać się mi badawczo. Otrząsnąłem się i przybrałem minę luzaka, mającego gdzieś wszystko i wszystkich i rzekłem:
- No dobra mały a teraz…
Wypowiedź przewał mi szelest liści drzewa ponad naszymi głowami. Zaraz potem nastąpił szyderczy, znajomy śmiech, od którego zjeżyły mi się włoski na rękach.
Oboje z Quinnem unieśliśmy głowy próbując dostrzec źródło głosu. Znaliśmy go, jednak nie chcieliśmy przyjąć tego do wiadomości.
Rozłożony na gałęzi jednego z drzew siedział Harry wpatrując się w nas zimnymi, stalowymi oczami z wyrazem rozbawienia na pobrużdżonej bliznami twarzy. Podobne do moich brązowe włosy są posklejane i ubrudzone ziemią. Wargi układały się w złośliwy uśmiech, kiedy dostrzegł strach wypisany na twarzy mojej i Quinna.
- Witajcie – mówił poważnym, oficjalnym głosem – Dawno się nie widzieliśmy moi kochani bracia. Co słychać?
Zebrałem się w sobie, by w końcu rzec wyzywającym, silnym głosem:
- Dobrze wiesz! Zamordowałeś rodziców pedale! – efekt był zupełnie odwrotny od zamierzonego. Zabrzmiało, jakby małe dziecko obwiniało inne o zabranie ukochanej zabawki.
Na ustach Harryego pojawił się szeroki, dobrotliwy uśmiech.
- Oj Sammy, Sammy. Musisz się jeszcze wiele nauczyć braciszku.
W tym momencie brat sprawnie ześlizgnął się z gałęzi i wylądował przed nami lekko, jakby ponad sześciometrowy lot był dla niego niczym zeskoczenie z murka.
Zbliżył się do nas i stanął parę cali przede mną i choć był parę centymetrów niższy, to ja cofnąłem się dwa kroki. Czułem strach młodszego brata, który schował się za moimi plecami trzymając kurczowo połów mojego T-shirta.
Harry też to spostrzegł i uśmiechnął się pod nosem patrząc na niego z czymś na wzór litości. Szybko jednak podniósł wzrok na mnie bo to ja stanowiłem na niego zagrożenie.
- Czego chcesz? – pytam chcąc zyskać na czasie.
- Wiesz Sammy – rzekł – kiedy matka kazała wam uciekać ty jak kretyn pobiegłeś na policję. Złapali mnie. Jednak na krótko. Jak ma się znajomości można zrobić praktycznie wszystko. Ale mimo to – zawiesił głos dla lepszego efektu – trzeba ci dać nauczkę, żebyś nigdy więcej nie popełnił błędu, który już raz popełniłeś.
Sięgnął do tyłu za siebie, żeby wyjąć ze spodni broń. wycelował we mnie. W gardle urosła mi wielka gula utrudniająca oddychanie. Nagle niespodziewanie Quinn ukrywający się za mną krzyknął:
- Nie!!!!
Harry przeniósł wzrok na małego, któremu oczy szkliły się od łez.
- Nie? A dlaczego nie? Podaj choć jeden powód – powiedział wwiercając się spojrzeniem w braciszka.
Mały przełknął głośno ślinę i cofnął się parę kroków. Wytrzymał jednak wzrok i odpowiedział:
- Bo to jest po prostu złe. Nie wolno zabijać – rzekł z prostotą małego dziecka.
Starszy z braci parsknął obłąkańczym śmiechem szaleńca. Korzystając z nieuwagi rzuciłem się w jego stronę sięgając rękami do jego szyi, chcąc zacisnąć na niej palce i patrzeć jak ulatuje z niego życie. Nie spodziewał się tego. Miałem więc przewagę, ale tylko chwilową.
Obaj zwaliliśmy się na zeschłe liście lasu. Na szczęście Harry upuścił broń, a ja właśnie przycisnąłem go do ziemi i usiadłem na nim okrakiem. Próbował mi się wyszarpnąć, ale nic z tego, bo naciskałem mu łokciem na krtań, przez co uniemożliwiałem oddychanie. Szarpnął się jednak tak gwałtownie, że spadłem z niego i potoczyłem się po trawie. Z rykiem wściekłości zerwał się i ruszył w moją stronę. Wstałem także i ja ruszając w jego stronę w ostatniej chwili zrobiłem zwód przechodząc mu pod ramieniem i doskakując do broni. Kompletnie zaskoczony Harry nawet nie próbował mnie powstrzymać. Podniosłem pistolet i wycelowałem. Nie pociągnąłem jednak spustu. Nie byłem w stanie zabić brata, kiedy przed oczami przelatują mi sceny sprzed śmierci rodziców. Wspólne gry, przepychanki, żarty.
W międzyczasie Harry zdążył już się pozbierać i przybrać na twarz szyderczy, pełen złośliwości uśmiech.
- No co Sammy? Nie dasz rady? Nie chcesz mnie zabić? – szydził obchodząc mnie dookoła niczym wilk okrążający swojego przeciwnika – Masz broń, możesz mnie zamordować i pomścić rodziców, a ty się wahasz? Tak jak mówiłem musisz się jeszcze wiele nauczyć.
Jak ostatni kretyn stałem z wyciągniętą bronią i nie potrafiłem jej użyć. Nagle Harry wykręcił mi nadgarstek tak, bym nie tylko nie mógł nim ruszać, ale także by lufa była skierowana w moją stronę. Wyrwał mi pistolet. Musiałem go puścić, bo gdyby szarpnął palec pociągnąłby spust i… dalej chyba nie trzeba tłumaczyć. Stałem ogłupiały, kiedy on pozbawiał mnie jedynej obrony. Brawo dla mojego geniuszu – pomyślałem z irytacją i wściekłością na samego siebie.
Wycelował prosto we mnie i oddał strzał.
Upadłem na twarz. Mój prawy bok palił niemiłosiernie. Czułem jak wraz z krwią uchodzi ze mnie życie. Słyszałem przerażony krzyk Quinna i triumfalny śmiech Harryego. I ból. Potworny, promieniujący, trawiący ogniem każdą komórkę mojego ciała. Harry odłożył pistolet i uklęknął przy mnie:
- No i co, braciszku? Było mnie wkopywać? A poza tym…
Zupełnie nie rozumiałem co gada, bo skupiłem się na Quinnie, który podchodził coraz bliżej brata z dużym kamieniem w lewej ręce. Szybko jednak odwróciłem wzrok, by nie zwrócić na niego uwagi psychola.
- Wiesz młody – ciągnął Harry – Pewnie się zastanawiasz po co to zrobiłem. Więc teraz ci odpowiem. Wiesz czemu? Bo to zawsze ty byłeś ich ulubieńcem. Słodki, bezbronny Sammy, któremu trzeba na wszystko pozwalać. Harry zrób to, zrób tamto, bo przecież Sam tego nie zrobi. Ale koniec z tym. Mama i tata nie żyją, a tobie też już wiele czasu nie zostało. Oj Sammy zrobiłeś sobie bubu…
Nie dane mu było skończyć, bo w tej właśnie chwili Quinn zamachnął się i przyłożył Harryemu kamieniem w potylicę. Rozległ się ohydny odgłos łamanej kości i nasz brat runął na mnie. Z wielkim trudem zrzuciłem go z siebie. Był ciężki, a ja osłabiony. Kiedy w końcu to się udało przyłożyłem dwa palce do jego szyi. Nie wyczułem pulsu. Nie żył. Mój brat nie żył. Zabił go Quinn…
Właśnie, Quinn. Zerknąłem w jego stronę. Trząsł się jak galareta nie mogąc odwrócić wzroku od zwłok starszego brata.
- Czy on nie żyje – spytał, a głos tak mu drżał, że ciężko było zrozumieć, co mówi.
- Tak. Nie żyje.
- I to ja go zabiłem – głos mu się załamał, ciałem wstrząsnął szloch.
Chciałbym podejść i go objąć, ale rana postrzałowa sprawiała, że nie tylko nie mogłem się ruszać, ale też uchodziło ze mnie coraz więcej życia i krwi.
- Quinn – zacząłem cicho, bo nawet szept był w takiej sytuacji nadludzkim wysiłkiem – to nie twoja wina. On zabił rodziców i chciał zabić i nas. A teraz wyjmij z mojej przedniej kieszeni komórkę i zadzwoń pod 911. Powiedz, co się stało i nigdzie nie odchodź. Zrozumiałeś?
Braciszek skinął głową i wykonał polecenie. Z oczami pełnymi łez zaczął rozmawiać z policjantem przez telefon.
Uznałem, że jest bezpieczny i zaraz zabierze go policja, więc pozwoliłem sobie na ujarzmienie bólu i zamknięcie oczu. Odpływałem. Nie musiałem długo czekać na śmierć. Straciłem świadomość i w tym właśnie momencie dwudziestego drugiego czerwca dwutysięcznego czwartego roku umarłem. Samuel Allow odszedł na dobre z tego świata.



niestety nie umiem robić tu akapitów
Odpowiedz
#7
Biorę się od razu za wersję poprawioną.
Wymagania będą dość duże:
a) tekst przeszedł poprawkę
b) widzę, że się udzielasz dużo w dziale horroru, więc pewnie jesteś fanką.Smile

Cytat:Zeschłe jesienne liście chrzęściły mi pod stopami, a własny puls dudnił mi w uszach.
To oczywiste.

Cytat:- Szybciej Quinn – sapnąłem, starając się nie zwolnić i tak nie zbyt dobrego tępa – I zostaw album!
Razem - niezbyt.

Cytat:Brat stanął, przełknął ślinę tak, że widać było jak porusza mu się jabłko Adama i zerknął na mnie tymi swoimi wielkimi, brązowymi, smutnymi oczyma.
Pięć przymiotników do opisu jednej rzeczy - w tym wypadku oczu.
Przesada.

Cytat:nasz starszy brat Harry został zwiał z więzienia, a siedział za zamordowanie rodziców
Niejasne. Nie wiem do czego ma być to "został".

Cytat: Tata próbował odciągnąć swojego pierworodnego, a wtedy on z kieszeni wyjął swojego starego sprężynowca, którego zawsze miał przy sobie jednak nigdy nie sprawiał kłopotów.
Do przeredagowania.

Cytat:Otrząsnąłem się i przybrałem minę luzaka, mającego gdzieś wszystko i wszystkich i rzekłem:
Proponuję:
...mającego wszystko gdzieś i rzekłem:

Cytat:Podobne do moich brązowe włosy posklejane i ubrudzone ziemią.
Nie są, ale były. Całe opowiadanie jest w czasie przeszłym, a tu nagle wyskakujesz z teraźniejszym.

Cytat:- Dobrze wiesz! Zamordowałeś rodziców pedale!
W ogóle mi tu nie pasuje określenie "pedał" - "świrze, czubku, zjebie" - szedłbym w tym kierunku.

Cytat:Zbliżył się do nas i stanął parę cali przede mną i choć był parę centymetrów niższy, to ja cofnąłem się dwa kroki.
Zbyt dokładnie to opisałaś, zrobiła się wyliczanka. Zobacz jak fragment wyglądałby bez niej:
Cytat:Zbliżył się do nas i stanął tuż przede mną i choć był niższy, to ja się cofnąłem.

Cytat:- Czego chcesz? – pytam chcąc zyskać na czasie.
spytałem. Znowu zły czas.

Cytat:Starszy z braci parsknął obłąkańczym śmiechem szaleńca.
Przesyt. Wystarczyłoby: "obłąkańczym śmiechem" lub "śmiechem szaleńca".

Cytat:Korzystając z nieuwagi rzuciłem się w jego stronę sięgając rękami do jego szyi, chcąc zacisnąć na niej palce i patrzeć jak ulatuje z niego życie.
Zaimki, zaimki, zaimki. Za dużo.

Cytat:Mój prawy bok palił niemiłosiernie.
Zgrzyta. Rozbolał?

Cytat:- Czy on nie żyje? – spytał, a głos tak mu drżał, że ciężko było zrozumieć, co mówi.
Zgubiłaś znak zapytania.



Błędów jest dużo, a to przecież tekst po jakichś poprawkach - niedobrze.
Zapis dialogów kuleje, lecz chyba największym minusem jest to, że mało horroru w tym horrorze.Sad A tytułowy "album ze zdjęciami" ledwie wspomniany, spodziewałem się, że odegra większą rolę w całym opowiadaniu.

Minusy:
- błędy
- dialogi
- przewidywalna fabuła
- praktycznie brak elementów horroru

Plusy:
- nawet fajnie wyszła Ci ta bójka
- niestety tylko to

2/5 - pomimo, że znalazłem praktycznie same minusy, to czytałem gorsze teksty na tym forum. Musisz podkręcić warsztat przede wszystkim, pomysły przyjdą z czasem.

Pozdrawiam!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości