Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Akcja] Zmierzch generałów : fotograf
#1
Miękkie światło pobliskiej latarni odbijało się od wypukłego czoła, łysego strażnika. Jego idealnie czarny garnitur wydawał się mocno kontrastować ze śnieżnobiałą koszulą i krwistym krawatem u szyi. Potężna budowa mężczyzny wyrażanie świadczyła, o tym że musi zajmować się zawodowo kulturystyką, jednak nie wiele to obchodziło szczupłego i karłowatego kurdupla, który stał przed nim i rozglądał się bacznie dookoła.
Jego wykrzywiony, niczym u baby jagi nos i trójkątna broda z wystającymi kośćmi policzkowymi doskonale współgrała z szerokimi ustami, które złożone jak by do pocałunku, wydawały się świadczyć o tym, że powoli zaczyna brakować mu cierpliwości.
Masywny ochroniarz patrzył na maluteńką legitymację prasową, która wystawała z jego mięsistej dłoni niczym listek. Strażnik spojrzał po raz wtóry z góry, na niepozornego człowieczka przed sobą. Zdjęcie się zgadzało, pasek zabezpieczający przed sfałszowaniem, który przecinał w połowie z bindowany papierek, świecił się niczym choinka w słabym świetle.
Wszystko wydawało się być w porządku, dlatego człowiek o ogromnych dłoniach ukłonił się usłużnie w stronę gościa, a gdy ten chwycił swoją własność chytrze niczym złodziej, mężczyzna popatrzył się na niego jeszcze raz, tym razem nieco zdziwiony.
Wasilij nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, tylko skierował się w stronę schodów ociosanych z granitu. Wzdłuż chodnika o szerokości dwóch płyt czekała za nim cała kolejka następnych chętnych. Wszyscy zostali zaproszeni na przyjęcie ambasadora.
Gdy Wasilij ustawił się w niej nieco wcześniej, natychmiast zwrócił uwagę na to, że jest chyba najgorzej ubranym gościem w tym towarzystwie.
Tania marynarka w drobną kratę, w odcieniach szarości mocno kontrastowała z nie lepszymi spodniami, z czarnego materiału. Kobiety i mężczyźni, którzy spoglądali na niego niechętnie widać wcale nie rozumieli, że jest to kawał najlepszego stroju, jaki udało mu się znaleźć w przepastnej szafie w stylu kolonialnym, jaką wciąż trzymał w swoim małym pokoiku.
Z zasady nie zwracał na takie rzeczy najmniejszej uwagi, ale tym razem zaczynało go to po prostu irytować.
Odetchnął z ulgą dopiero gdy znalazł się na szczycie schodów i spojrzał na ogromne drzwi pomalowane białą farbą, które zazwyczaj dla ludzi takich jak on stały zamknięte na cztery spusty.
Tym razem, jednak zostały otwarte na oścież, a czerwony dywan rozwinięty do samego krańca pierwszego schodka zapraszał go na swój osobliwy sposób, którego tak do końca wcale nie mógł pojąć.
Twarde obcasy butów wizytowych z czarnej i sztucznej za razem skóry nie wydały absolutnie żadnego dźwięku, gdy znalazły się na miękkim materiale, co sprawiło że po raz kolejny poczuł się niczym złodziej na salonach.
W swojej pracy na co dzień zajmował się raczej skandalami towarzyskimi, a jedynym jego kontaktem ze sferami wyższymi był aparat fotograficzny, wyposażony w naprawdę kosmiczne zbliżenie.
Bał się że większość gości zna go co najmniej z widzenia i co więcej - nie darzy go sympatią.
Zatopiony we własnych myślach przekroczył z ociąganiem próg ogromnej sali bankietowej. Nowoczesne żyrandole, liczące po kilka żarówek energooszczędnych, zawieszono pod sufitem obok siebie wzdłuż pomieszczenia. Światło, które biło od nich rozlewało się, po ogromnej sali wypełniając najdrobniejsze nawet zakamarki.
Kamienne obicia białych ścian w kolorze marmuru, które zajmowały co najmniej połowę ich wysokości, pełne były co najmniej artystycznie wyglądających wyżłobień.
Czerwona wykładzina na podłodze, raczej nie pasowała do nich zbytnio, ale za to długi stół barowy zwrócił natychmiast na siebie uwagę, nie tylko faktem że również był z kamienia, ale tym że w ogóle istniał.
Dziennikarz jakoś nie zwrócił najmniejszej uwagi na spojrzenia pełne nienawiści, jakie go otoczyły, gdy tylko został zauważony. Niczym w hipnotycznym transie skierował się w stronę baru.
Gdy tylko dotarł do celu, oparł się łokciem jak przedwojenny dżentelmen i podniósł rękę w stronę pobliskiego barmana. Blond włosy mężczyzny były starannie zaczesane do tyłu, a ponad wymiarowe uszy były pierwszą rzeczą, która zwróciła na siebie uwagę nowego przybysza. Mężczyzna odziany w czarny surdut i białą koszulę z muszką zajęty był nalewaniem drinka jakiemuś łysemu ważniakowi ze sporą nadwagą. Skinął jednak nieznacznie głową na znak że za uwarzył następnego klienta.
Gromkie brawa wypełniły pomieszczenie, dlatego dziennikarz niechętnie odwrócił głowę w bok, tak żeby chociaż jednym okiem móc zobaczyć co się stało.
Niestety tłumy gości jaki stanął za jego plecami skutecznie zasłonił mu widok. Klnąc w duchu że prawdopodobnie ominie go kolejka oparł się najpierw plecami o zimny blat i spojrzał dokładniej, gdy to nie pomogło postanowił się przespacerować.
Mijając kilku panów w eleganckich garniturach zauważył kontem oka pewną szczupłą blondynkę, która wydawało się, że nie spuszczała go z oczu.
Nie było jednak czasu na rozważania, czy mimo swojego wyglądu zdołał się komuś spodobać na tej imprezie. Miał zadanie do wykonania, którego treści jak na razie nawet nie znał, a zawodowa ciekawość dała właśnie o sobie znać i to z nie wiarygodną wręcz siłą przekonywania.
Zwykle nie uczestniczył w takich imprezach, ale przeczucie mówiło mu, że z pewnością przyszedł czas na głównego gościa.
Łysawy dżentelmen, o niewielkim wzroście w ciemnym garniturze z wysokiej jakości materiału i nie z gorszych butach stał przed drzwiami wejściowymi twarzą do zebranych gości. Jego nie wysoko podniesiona broda i przede wszystkim poważna, pełna zaciętości mina świadczyła jednoznacznie o jego pozycji społecznej.
Pełne dumy spojrzenie omiotło wszystkich, lub prawie wszystkich zgromadzonych, a towarzysząca mu brunetka ze starannie zaczesanymi i zapiętymi w kucyk włosami nawet nie zadała sobie trudu, by się komukolwiek przyglądać.
Dziwna była z nich para. Ambasador pokazywał się publicznie zawsze z żoną. Różniło ich dobre kilkadziesiąt centymetrów wzrostu, oraz nawet uroda.
Wasilij doskonale zdawał sobie sprawę z realiów, jakie rządziły wyższymi sferami i nie miał najmniejszych wątpliwości dlaczego tak atrakcyjna kobieta wzięła za męża tak niskiego i brzydkiego ambasadora.
Dopiero kiedy zobaczył ich razem zdał sobie sprawę że żona musi mieć całkiem sporo tajemnic przed mężem, dlatego zapisał w pamięci żeby się tym w przyszłości zająć.
Jakiś odźwierny, lub ochroniarz ubrany w czarny strój, nieco marszowym krokiem podszedł bliżej, i kłaniając się nisko parze gospodarzy wystawił do przodu rękę z mikrofonem. Ambasador jednak podziękował mu zdecydowanym ruchem dłoni, a gdy ten zawrócił klasnął dłońmi nad głową i pomachał nimi niczym ptak. W ostateczności można było to uznać za oficjalne otwarcie imprezy, bez przemówienia wstępnego.
Gdy oboje trzymając się pod rękę ruszyli z wolna przed siebie, tłum powoli rozszedł się na wszystkie strony.
Wkrótce gwar z ciszonych rozmów szczelnie wypełnił pomieszczenie, a dziennikarz z miejsca pożałował że ruszył się z dala od baru. Dopiero teraz zauważył muzyków, którzy uzbrojeni w klasyczne instrumenty przygotowywali się do koncertu z lewej strony sali. Zrezygnowany Wasilij wzruszył ramionami i z nietęgą miną wrócił z powrotem.
Tym razem, zgodnie ze swoimi przeczuciami musiał zająć miejsce w kolejce. Gdy tylko ponownie oparł się na łokciu za jakimś czarnoskórym sportowcem, który był o niebo wyższy od niego, znowu dostrzegł tajemniczą blondynkę.
Kobieta przeciskała się dzielnie między zgromadzonymi gośćmi, żeby dotrzeć wreszcie do baru. Minęła go bez ceremonialnie i stanęła za nim. Wasilij tym razem zdążył się przyjrzeć uważnie i szybko stwierdził że nie miał by nic przeciwko temu, żeby spędziła z nim noc.
Starannie zaczesane do przodu włosy opadały delikatnie na smukłe ramiona. Idealnie zaokrąglone piersi, zakrywał cienki materiał i na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że kobieta nie nosi stanika. Niebieski makijaż na powiekach idealnie współgrał z kolorem oczu, a jego idealnym dopełnieniem były rzęsy zaznaczone czerwonym kolorem. Wyjątkowo krótka spódniczka, która swoimi krawędziami ledwie sięgała powierzchni szczupłych ud, stanowiła przedłużenie górnej części stroju. Wcięty dekolt chociaż trochę zakrywał kołnierzyk, wykonany raczej tylko dla ozdoby, a nie by cokolwiek zasłaniać.
Idealnie proste nogi również z pewnością zwracały na siebie uwagę wielu mężczyzn. Czarne szpilki na wysokich obcasach, z pewnością autorstwa jakiejś znanej marki doskonale do nich pasowały.
Nieznajoma, widząc zakłopotanie Dziennikarza uśmiechnęła się pobłażliwie, niczym do onieśmielonego dziecka.
• Znamy się ?
Zapytała ze ciszonym tonem, nie spuszczając jednocześnie kręcącego się nerwowo mężczyzny z oczu. Wasilij jakimś cudem zdołał się wziąć w garść i odpowiedzieć rwącym się głosem :
• Nie miałem przyjemności.

Kobieta, która wciąż nie straciła dobrego humoru zbliżyła się do niego o krok i subtelnie nachylona nad uchem dziennikarza wyszeptała :
• Simone.

To słowo było niczym strzał z armaty dla świadomości dziennikarza. Doskonale pamiętał tajemniczą kopertę, którą dostał w dokach o północy, jeszcze kilka dni wcześniej.
Zakapturzony osobnik bez ceremonialnie przypomniał mu o tajemniczym zwolnieniu od zasadniczej służby wojskowej z przed lat. Tajemniczy „oni” przyszli odzyskać swoje należności, a on musiał pozostać do ich dyspozycji.
Dla patriotycznej części jego duszy najważniejsze było dowiedzieć się, czy działa na korzyść, czy na szkodę swojego kraju. Osobiście jednak nie mógł sobie pozwolić na luksus odmowy, ponieważ mogło to dla niego skończyć się w jakiejś rzece, lub innym rowie gdzieś na pustkowiu.
Gdy tylko wziął tamten zamknięty kawałek papieru w swoje trzęsące się ręce, natychmiast odebrał pierwszą instrukcję : Miał nie otwierać zawartości przez następne dwa dni.
Wziąć zaproszenie i nawiązać kontakt z człowiekiem, który niewątpliwie się do niego zgłosi.
Następne dni upłynęły pod znakiem ogromnej mordęgi. Jedynym powodem dla którego nie dowarzył się otworzyć był właśnie strach.
Nikt nie musiał uświadamiać mu, że wywiad widzi zawsze i wszystko. Gdy z ulgą otworzył kopertę, trochę minut po północy okazało się że jest to zaproszenie na przyjęcie u ambasadora.
Najpierw się nawet ucieszył, ponieważ tacy ludzie jak on za zwyczaj i przez całe życie nie mają wstępu w takie miejsca, a tutaj taka niespodzianka.
Niepokoiły go jednak ręce, od których przyjął ten dar losu i zaczął nawet bać się o swoje życie, które przecież z pewnością utracił by w europie.
Wojna, która się tam toczyła od lat wchodziła właśnie w swoją najbardziej krwawą fazę, a połączone narody europy nie miały najmniejszego zamiaru ustępować nawale ze wschodu.
Linia frontu, która zatrzymała się na linii polskiej Łodzi i greckich miasteczek pochłaniała coraz więcej krwi patriotów, lub też debili, którzy nie umieli się wymigać od służby wojskowej, po obu walczących stronach.

Tajemnicza nieznajoma spojrzała na niego nieco zaniepokojona, kiedy zbladł i odpłynął na chwilę. Szybko się jednak otrząsnął.
• Tak, znam ją, co o niej słychać ?
Odparł niewiele myśląc.
• Simon prosiła cię o przysługę.
Dziewczyna, tym razem cofnęła się o krok z promienistym, niemal że serdecznym uśmiechem, który nic a nic nie wydawał się być sztuczny.
Konstanty po raz pierwszy w tej rozmowie nie bardzo wiedział co odpowiedzieć tajemniczej nieznajomej. Dziewczyna poza tym, że pracowała dla morderców i co tutaj kryć najbardziej cwanych ludzi na świecie, miała całkiem miłą aparycję.
Patrząc się na nią człowiek od razu zapominał, w jakiej sytuacji się znalazł. Wasilijemu trudno było się pogodzić z tym że takie zachowanie było po prostu częścią jej sposobu na życie.
• Chętnie pomogę ...
Odparł, tym razem nieco zduszonym tonem.
Dziewczyna jak by byli starymi przyjaciółmi, albo wręcz kochankami znowu zbliżyła się do niego i udając że delikatnie otrzepuje jakiś paproch z ramienia dziennikarza szepnęła mu do ucha zdecydowanie poważniejszym i lodowatym tonem :
• Pokój numer pięćset sześć. Zaczekaj i działaj.
Początkujący agent wyprostował się nerwowo i odparł pełen napięcia :
• Tak jest.
• Nie denerwuj się tak, bo z pewnością jeszcze się spotkamy...
Rzuciła mu na przegnanie mrugając słodko okiem i zniknęła w tłumie zostawiając dziennikarza samemu sobie z jego czarnymi myślami.
O dziwo nie oniemiał na następne minuty, tylko sztywny niczym robot przecisnął się przez tłumek mężczyzn, urzędujących pod barem w kierunku losowej ze ścian.
Gdy zdołał wreszcie znaleźć się na wolnej przestrzeni z ulgą zauważył uchylone drzwi, które o dziwo nie miały jakoś bogato zdobionej framugi, ani żadnych innych dziwactw. Jedynie prosta rama i płaska deska drzwi.
Wielu ludzi nie wiele myśli w sytuacjach stresowych, Wasilij nie należał do wyjątków, ale delikatnie otworzył przeszkodę.
Korytarz był ledwie widoczny w mroku. Wąski dywanik w czarne pasy na jakimś jasnym tle wydawał się prowadzić donikąd. Wasilij ostrożnie zrobił krok przed siebie i domknął za sobą delikatnie drzwi. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jeśli kogoś spodka po drodze najpewniej będzie to ostatnia osoba, jaką zobaczy w swoim życiu. O dziwo nie denerwował się jednak. Oddychał miarowo.
Gdy dotarł na wysokość pierwszych drzwi odwrócił powoli głowę w ich kierunku. Drewniana tabliczka z ledwie widocznym numerem oznajmiła mu że znajduje się na właściwej drodze.
Wzrok agenta, amatora zdołał już przyzwyczaić się do ciemności, a światło dobiegające z poza przymkniętych drzwi oświetlało delikatne rowki, wyżłobionych w drewnie cyfr. Numer pięćset siedem.
Oznaczało to w prostej arytmetyce, że następne będą tymi właściwymi drzwiami. Teraz dopiero niepokój uderzył do głowy Wasilija niczym studentowi przed egzaminem końcowym.
Najdelikatniej jak tylko umiał skradł się przed siebie. Nie popatrzył nawet na numer następnych drzwi, tylko odważnie szarpnął ołowiana klamkę. Na szczęście drzwi od razu ustąpiły. Dopiero kiedy przekraczał próg zwrócił uwagę na tabliczkę na drzwiach z numerem. Była prawidłowa.
Zdecydowanym ruchem zamknął je za sobą i rozejrzał się dookoła. Pomieszczenie, a właściwie pokój był niewielkich rozmiarów. Wszystkie ściany pyły pokryte do połowy wysokości drewnianą sklejką. Ogromne i potężne biurko z jakiegoś ciemnego drewna stało na przeciw wejścia.
Spora lampka, z zielonym kapeluszem stała przy jednym z jego rogów i o dziwo ciągle się świeciła żółtym światłem, którego fragmenty rozchodziły się miarowo po całym pomieszczeniu. Wykładzina o nie określonym bliżej kolorze doskonale tłumiła kroki stawiane przez intruza.
Nie trzeba było być wytrawnym obserwatorem, żeby zauważyć średniej wielkości aparat fotograficzny, który leżał na samym środku biurka. Jego wysokiej jakości obiektyw patrzył się w stronę Wasilija z milczącą powagą. Niechlujnie położony pasek, przymocowany do obudowy wydawał się zachęcać intruza do działania.
Fotograf niemalże podbiegł do niego i chwycił gwałtownie w swoje drżące ręce. Przyjrzał mu się szybko uważnie. Znał doskonale ten model z branżowych czasopism. Trudno było o lepsze urządzenie, do fotografowania w ciemności. Teraz dopiero zdał sobie sprawę z jaka misją go tam przysłano. Nie zdążył jednak do końca przyswoić sobie nowych informacji, ponieważ klamka od drzwi nagle drgnęła, z właściwym sobie dźwiękiem metalu.
W jednej sekundzie zdołał zauważyć ciemniejszy kont pomiędzy masywną szafą na dokumenty, którą ustawiono przy samym rogu pomieszczenia, a szerokim oknem za masywną firaną. Tylko kilka susów wystarczyło fotografowi, by przylec plecami do rogu i zacząć się modlić.
Drzwi natomiast beztrosko otwarły się ponownie tego wieczora, tym razem na oścież. Zdumienie fotografa nie miało granic, gdy tuż za progiem zobaczył tajemniczą blondynkę, z którą spotkał się na sali balowej. Tym razem nie była tak służbowo nastawiana do swojego zadania, o ile kiedykolwiek była. Pewno dlatego że akuratnie wisiała na ramieniu słusznej postawy ambasadora.
Wasilij od razu przyłożył wizjer aparatu do oka i przycisnął czerwony przycisk znajdujący się w górnej części obudowy. Aparat widać przygotowany przez jakiegoś specjalistę wywiadu nie wydał żadnego dźwięku.
Wasilij odetchnął z ulgą i obserwował jak zakochana para zbliża się chwiejnym krokiem do blatu biurka.
Kiedy się znaleźli w jego pobliżu dziewczyna podtrzymując się wciąż na szyi ważniaka w garniturze, jednym ruchem zajęła przed nim miejsce i usiadła na krawędzi mebla. Rozchyliła nieco nogi, jednak Wasilij nie mógł stwierdzić czy nadal z kuszącym uśmieszkiem, ponieważ ustawiła się tym razem plecami do niego.
Najpierw przybliżyła swoimi wątłymi ramionami głowę ambasadora do swoich ust i pocałowała go w czoło, ciągle chichocząc niczym siksa w podstawówce. Potem przyszła kolej na usta, a na końcu sięgnęła ręką nieco niżej.
Wasilij stracił bohaterkę przyszłego skandalu z widoku dopiero, gdy zsunęła się za biurko.
Przerwał im dopiero alarm, którego ostry dźwięk rozległ się z megafonów w ogrodzie. Nie zdekoncentrowało to fotografa, który wciąż przyciskał wizjer to oka i niczym opętany wciskał raz po raz przycisk aparatu.
Celebryta jednak pośpiesznie cofnął się o krok i niemal że odruchowo zapiął rozporek. Nie powiedział ani słowa do swojej partnerki, tylko wybiegł przestraszony na korytarz. Tajemnicza nieznajoma, gdy stanęła na równe nogi nawet nie odwróciła się w stronę swojego równie tajemniczego partnera, tylko poprawiła włosy. Dopiero wychodząc posłała mu takie lodowate spojrzenie, że Wasilij uznał, że do końca życia go nie zapomni.
Fotograf stał jak wryty i opuścił powoli aparat. Nie dało się nie zauważyć, że w jednej sekundzie zniknęła cała miła aparycja dziewczyny, a jej miejsce zajęło zimne wyrachowanie.
Wasilij z nie bywałym wręcz przerażeniem obserwował jak blondynka opuszcza pokój krokiem modelki, a wyraźne zdenerwowanie w jej chodzie nie świadczyło by najmniej, że wszystko poszło zgodnie z planem.
Dopiero w następnej chwili zaczął być zdolny do jakiegokolwiek myślenia. Myślenia o sobie.
Zdawał sobie doskonale sprawę, że najprawdopodobniej nie uda mu się zbiec z aparatem drogą którą przyszedł. Dlatego odchylił delikatnie zasłonę w oknie i energicznym ruchem wszedł za nią.
Nacisnął nieco gwałtownie żeliwna klamkę od okna i otworzył je na oścież. Po raz kolejny tego wieczora był wdzięczny losowi, że mu sprzyja ponieważ ono otwierało się na zewnątrz.
Przezornie zawiesił aparat na szyi. Dopiero na końcu spojrzał w dół. Nie było zbyt wysoko, co najwyraźniejsze było to pierwsze piętro, a bezpośrednio pod oknem znajdowała się miękka ziemia, porośnięta nie skoszoną jeszcze przez ogrodnika trawą. Konstanty nie miał innego wyjścia tylko wziąć się w garść i skakać. Nabrał maksymalną ilość powietrza w płuca i stanął na parapecie. Zamknął oczy i licząc, że jakoś to będzie wyskoczył.
Najpierw upadł na stopy, potem przycisnął zdecydowanym ruchem aparat do piersi i przewrócił się do przodu, tak by chronić urządzenie. Zrobił kilka fikołków do przodu. Stoczył się z niewielkiej skarpy i uderzył plecami w jakiś krzak.
Ostre niczym szpilki gałęzie wbiły się w gruby materiał marynarki, na szczęście nie przebijając jej. Wstał niemrawo i otrzepał ubranie z liści. W skutek uderzenia bolała go potylica i przede wszystkim kolana. Dopiero po sekundach rozejrzał się ostrożnie, a za razem bojaźliwie po okolicy. Noc była ciemna, ale za sprawą latarni przy asfaltowych alejkach było całkiem widno.
Gdzieś w oddali zauważył biegnącą sylwetkę, chyba mężczyzny w garniturze. Profilaktycznie schował się z drugiej strony krzaka, by za chwile wyjrzeć z poza jego zielonych jeszcze liści.
Zobaczył jak ciemna sylwetka mija grupkę gości, którzy zdążyli już wyjść na zewnątrz i wsiada do jedynego stojącego na podwórzu sportowego auta w czerwonym kolorze. Nieco przestraszeni goście słuchali jak ryk kilkuset konnego silnika rozcina letnie powietrze i niemal że zagłusza syrenę alarmu.
Auto ruszyło z kopyta i nabierając prędkości skierowało się w stronę zamykanej w tamtym momencie przez strażników bramy wjazdowej. Widać było wyraźnie, ze przynajmniej jeden z mężczyzn ma przewieszony przez ramię karabin Kałasznikowa.
Nie trzeba było długo czekać na widok uskakujących ochroniarzy i dźwięk rozrywanego metalu. Wszyscy widocznie odebrali fachowe wyszkolenie, ponieważ zaskakująco szybko zebrali się ponownie do kupy i otworzyli ogień w stronę uciekającego pojazdu.
Ktoś już zdołał wyłączyć alarm zanim Wasilij zdołał usłyszeć huk serii wystrzałów z karabinów szturmowych, potem był pisk hamulców w oddali i dźwięk druzgotanej szyby.
Ostrożnie, w niewielkim pochyle skierował się w kierunku przerażonej, tym razem widokiem użytej broni grupy gości. Nieco mroźne powietrze i ogólna cisza znaczyły że jest dobrze po północy.
W drodze, z pewnym wahaniem sprawdził, czy aparat ocalał. Na szczęście jego obudowa nie nosiła żadnych śladów lądowania. Wasilij stwierdził z satysfakcją, że nawet sporej długości obiektyw nie uległ urwaniu.
Fotograf wyprostował się dumnie dopiero, gdy znalazł się w pobliżu podejrzliwie spoglądających na niego gości. Jak by nigdy nic skierował się grzecznie, niczym przestraszone dziecko, stopniowo przyspieszając kroku po asfaltowej drodze w kierunku pobliskiej bramy.
Minął rozrzucone na obie strony wjazdu części bramy i spojrzał w kierunku sportowego samochodu, który stał już nieruchomo wzdłuż chodnika po drugiej stronie wąskiej uliczki, z tyłem wbitym w wystawę sklepu. Drzwi kierowcy otwarto na oścież, a Kierowca klęczał przed jednym z ochroniarzy, który celował mu z karabinu prosto w głowę.
Lampy na ulicy świeciły jasnym światłem, dlatego Wasilij doskonale widział przebite opony pojazdu nieszczęśnika, oraz dziury po pociskach w drzwiach, dokładnie na linii nóg. Osobiście zdziwił się nieco że więzień mógł chociaż klęczeć.
Jego uwagę zwrócił dopiero kolejny mężczyzna w mundurze, który krzycząc coś z wyraźnym Kaukaskim akcencie zaczął coś pokazywać zdecydowanym ruchem ręki.
Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Pojedynczy strzał rozerwał czaszkę rannego, a jego ciało odskoczyło bezwładnie do tyłu i uderzyło o boczną blachę auta.
Wasilij nie miał najmniejszej ochoty czekać aż przyjdzie kolej na niego, dlatego szybkim krokiem skręcił w odwrotną stronę ulicy i pognał przed siebie.
Brązowy sedan stał posłusznie na poboczu nie dając znaku życia. Konstanty dopiero odetchnął z ulgą, a gdy zatrzasnął za sobą drzwi i nerwowo zaczął szukać kluczyków od stacyjki po kieszeniach. Bał się, że mogły wypaść podczas skoku, ale na szczęście zdołał wymacać kawałek metalu i wsadził go zamaszyście we właściwe miejsce.
Metal zadźwięczał z gracją gdy niezdarnie zapalił silnik, który zaterkotał nierytmicznie. Nauczony długoletnim doświadczeniem w prowadzeniu starych gratów wcisnął gaz. Ryk starych koni mechanicznych rozdarł powietrze, a potem niemal że ucichł całkowicie.
Dopiero teraz Konstanty mógł bezpiecznie, bez obawy, że zgaśnie mu silnik ruszyć z miejsca. Aparat, który trzymał ciągle w kurczowo zaciśniętych dłoniach rzucił niedbale na siedzenie pasażera.
W samym sercu jego uwagi znalazły się zdjęcia w aparacie. Były przepustką do jego kariery, a gwoździem do trumny ambasadora. Gazeta, z którą współpracował zapłaci mu tysiące, jeżeli nie miliony za taki materiał.
Powoli minął trzech strażników stojących przy ciele intruza, starając się jednocześnie nie zwracać na nich uwagi. Nurtowała go jednocześnie zagadka dla kogo tak właściwie pracował. Zagadki jednak nie należały do jego specjalności i doskonale zdawał sobie sprawę, że rozwikła ją dokładnie, kiedy nadejdzie nigdy. Skupił się więc na żółtej łunie świateł przed sobą, które niechętnie oświetlały asfalt przed samochodem. Jedno wiedział na pewno. Mógł czuć się w zasadzie milionerem.
Cieszył się na fakt, że żuci w końcu tą niewdzięczną robotę i może zajmie się w końcu czymś pożytecznym, a światła samochodu powoli zniknęły z pola widzenia jedynego strażnika, który zwrócił na niego jakąkolwiek uwagę.
Odpowiedz
#2
Cytat:Miękkie światło pobliskiej latarni odbijało się od wypukłego czoła, łysego strażnika. Jego idealnie czarny garnitur wydawał się mocno kontrastować ze śnieżnobiałą koszulą i krwistym krawatem u szyi. Potężna budowa mężczyzny wyrażanie świadczyła, o tym że musi zajmować się zawodowo kulturystyką, jednak nie wiele to obchodziło szczupłego i karłowatego kurdupla, który stał przed nim i rozglądał się bacznie dookoła.
Jego wykrzywiony, niczym u baby jagi nos i trójkątna broda z wystającymi kośćmi policzkowymi doskonale współgrała z szerokimi ustami, które złożone jak by do pocałunku, wydawały się świadczyć o tym, że powoli zaczyna brakować mu cierpliwości.

To jest początek opowiadania. Najważniejsza część, która ma utrzymać czytelnika. Od razu mamy niepotrzebny przecinek. Potem błąd, "niewiele" piszemy razem. Baba Jaga chyba powinna być z wielkiej litery? "Jakby" razem. Niedobry początek.

Cytat:Strażnik spojrzał po raz wtóry z góry, na niepozornego człowieczka przed sobą.
"wtóry z góry" to raczej niezamierzony rym, który psuje to zdanie.

Cytat:mężczyzna popatrzył się na niego jeszcze raz, tym razem nieco zdziwiony.
Pogrubione niepotrzebne.

Cytat:Wasilij nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, tylko skierował się w stronę schodów ociosanych z granitu.
Ociosanych z granitu? Ktoś zdarł z nich warstwę granitu? Ja to tak rozumiem. Wystarczyło napisać: granitowych schodów. Często proste rozwiązania są lepsze.

Cytat:Miał zadanie do wykonania, którego treści jak na razie nawet nie znał, a zawodowa ciekawość dała właśnie o sobie znać i to z nie wiarygodną wręcz siłą przekonywania.
Pierwsze pogrubione powinno być razem, drugie jest zbędne.

Podsumowanie: liczne błędy przeszkadzają, ale myślę że nawet po ich usunięciu ten tekst nie będzie bardzo wciągający. Chciałbym coś doradzić, ale to jest trudne. Czasami brakuje jakiegoś elementu i czytelnik pozostaje niewzruszony. Niestety nie ma przepisu na dobre pisanie. To jak z piosenką: dlaczego jedna melodia podoba się bardziej od innej? Porusza w nas jakąś strunę, rezonuje z umysłem odbiorcy.
To opowiadanie nie rezonuje. Niestety.

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości